,,Głupi projekt" Mumii Europ. zakonczyl sie katastrofą
Serwis znalezionych frazLinki
- Ashley...
- Wygraj dofinansowanie projektu lub badania naukowego!
- "PROJEKTOR - wolontariat studencki" spotkania info
- Wygraj dofinansowanie projektu!- wkrótce deadline
- "Projekt Południe" - na tropie Putina !
- Projekt InQubator Seed
- Projekt InQubator Speed
- Doradca klienta z j. niemieckim CZECHY
- POSZUKIWANY WSPĂĹLOKATOR do pokoju 2-os. CENTRUM TANIO!!!
- Szukasz dachu nad gĹowÄ ?
- Stary KorzeĹ i MĹode Owoce UltrasĂłw jadÄ do Gorlic
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- windykator.xlx.pl
Ashley...
Kolejny koszmarny euro-projekt po Airbusie zakonczyl sie kleska:
Smutny krytykuje swoje dzieło. "Głupi projekt"
Konkurencyjny wobec GPS, europejski system pozycjonujący zwany Galileo napotkał niespodziewaną przeszkodę. Priorytetowy projekt z ogromnym budżetem jest krytykowany przez jego wykonawców - podaje serwis bbc.co.uk.
Jak wynika z ujawnionych przez WikiLeaks, a opublikowanych przez norweskie "Afterposten", dokumentów, prezes firmy będącej podwykonawcą w projekcie europejskiego odpowiednika GPS, w rozmowach z amerykańskimi dyplomatami nie zostawia na nim suchej nitki.
- Projekt Galileo jest głupi, służy tylko francuskim interesom, głownie militarnym - cytuje gazeta - jest skazany na porażkę (...) a jego praktyczne wprowadzenie w życie będzie problematyczne - cytuje "Afterposten".
Autor słów - Berry Smutny pracował w firmie OHB-System, który jest częścią konsorcjum pracującego nad pierwszymi 14 satelitami dla systemu Galileo. Wartość kontraktu tej firmy w całym projekcie wynosiła 566 mln. euro.
Zarząd spółki podziękował za dalszą współpracę Smutnemu. Określając okres pracy nad Galileo jako: "najlepszy w historii firmy" - podaje bbc.co.uk.
>>>>>>
No prosze!Nawet wikilkilersi przypadkiem ujawnili cos pozytecznego.
Przupomne ze Euro-towarzysze w ramach doganiania i przeganiania USA wymyslili Euro-GPS.Tylko ze jak podkreslali Euro-towarzysze prezentuje on wyzszosc od imperialistycznych amerykanskich militarystycznych GPSow bo jest pokojowy.Jak widac jest tak pokojowy jak dawniej pokojowy byl zwiazek euro-radziecki...
A w ogole to pochlonal gigantyczne srodki ... i NIE DZIALA!
:O)))))
Jak Airbus!
:O)))))
Tak sie zakonczylo przesciganie USA jak zwykle u radzieckich...
Widzimy jaka jest menatlnosc firm UE.To jest glupie ale bierzemy udzial BO JEST KASA.Nic z tego nie wyjdzie ale bedziemy mieli ,,fajna zabawe'' na koszt podatnikow UE ktorych kraje bankrutuja zreszta...
>>>>>
Oczywiscie nie jest to zadna nowosc.To sie musialo tak skonczyc.Pomysl aby ,,nadganiac'' cokolwiek za pomoca radzieckich biurokratow jest pomyslem psychopaty.Gospodarka albo jest wolnorynkowo-innowacyjna albo biurokratyczna.Jak jest biurokratyczna to nie jest innowacyjna.Chciecie innowacyjnosci Europy?Rozgoncie UE na cztery wiatry!
Naczelny zbrodniarz UE zeznaje :
"Projekt wprowadzenia euro był od początku wadliwy"
>>>> A on go wprowadzil ! Wyborazacie sobie jaki bandyta ! Wadliwy projekt wprowadzil !
Według byłego przewodniczącego Komisji Europejskiej, projekt wprowadzenia euro był od początku wadliwy. Jacques Delors udzielił wywiadu brytyjskiemu dziennikowi "The Daily Telegraph".
Zdaniem francuskiego polityka, jednego z głównych twórców wspólnej waluty, obecna generacja unijnych polityków zawiodła w rozwiązaniu podstawowych problemów trapiących strefę euro. 86-letni Delor stwierdził też, że liderzy państw unijnych zrobili "zbyt mało" i działali "zbyt późno", by ratować euroland.
????? Mundry ? A skad maja wziac wiecej kasy ! Komunizm funkcjonuje w miare jak jest kasa z zagranicy . TYLKO SKAD WZIASC SPONSORA !
Gazeta pisze, że komentarz Jacques'a Delors'a pojawił się dzień po tym, jak przywódcy Francji i Niemiec podjęli kolejny krok w kierunku stworzenia ścisłej unii fisklanej. To pierwszy wywiad Delors'a dla brytyjskiego dziennika od prawie dekady.
Francuz przewodniczył Komisji Europejskiej od 1985 do 1995 roku i odegrał ważną rolę w procesie prowadzącym do stworzenia euro w 1999 roku. Według polityka, kryzys zadłużenia jest zagrożeniem dla globalnej roli, jaką dotychczas odgrywala Europę, a nawet zagrożeniem dla podstawowych zachodnich zasad demokracji. Delors dodał, że unijni przywódcy byli ślepi na najbardziej oczywiste przejawy słabości krajów strefy euro.
>>>>> Patrzcie jaki mundry ! A on jaki byl jak wprowadzal wadliwe euro ???
Jak czytamy w "The Daily Telegraph", ministrowie finansów nie chcieli dostrzec niczego, co by zmusiło ich do zdecydowanego działania.
>>>>> A gdzie niby mieli dostrzec ta kase co jest potrzebna ?
Francuski polityk wsławił się w Wielkiej Brytanii publicznymi dysputami w latach 80' z Margaret Thatcher. Politycy mieli odmienne zdanie na temat integracji w obrębie Unii. Teraz Delors stwierdził, że podziela niektóre obawy brytyjskich polityków i ekonomistów, o których mówili przed powstaniem wspólnej waluty.
????
Thatcher miala racje ! Wtedy Brytania byla ,,biednym krajem UE'' kolo Hiszpanii ...
Dzis jest w czolowce UE dzieki reformom Thatcher a glownie dzieki nastawieniu rynkowemu ... Bo same reformy Thatcher nie byly jakies szczegolnie budujace . Natomiast ogolne nastawienie na rynek a nie na komunizm jak najbardziej trafne ...
Dzis widzimy skutki naocznie ...
Ale fajny koles ! Wczesniej zwalczal Thatcher i wciskal Europie euro ...
DZIS MOWI ZE MIALA RACJE !!!
A CO MAJA ZROBIC LUDZIE ZNISZCZENI PRZEZ UE !!!
Koszmar !
Dla tfurcow UE zadam Trybunalu ds. zbrodni !
Belgia: zapowiedź strajku generalnego na jutro
Na czwartek w Belgii zapowiedziano strajk generalny. Nie będą działać autobusy, zastrajkują kolejarze i pracownicy szkół. Największe lotniska w kraju, Zaventem i Charleroi, będą czynne - poinformowały władze portów lotniczych.
Strajk jest reakcją urzędników sektora państwowego na reformę emerytalną ogłoszoną w ubiegłym tygodniu przez nowy rząd Belgii. Zakłada ona m.in. wydłużenie o dwa lata wieku emerytalnego (z 60 do 62 lat). Do strajku wezwały trzy największe związki zawodowe kraju, grożąc całkowitym paraliżem Belgii. Na apel zareagowali kolejarze, kierowcy autobusów i pracownicy administracji państwowej, większość szkół (bez nauczycieli), personel publicznego radia i telewizji, poczta i część personelu państwowych szpitali w stolicy Belgii, Brukseli. W czwartek nie będą również kursować pociągi dużej prędkości obsługujące połączenia międzynarodowe, czyli łączący Belgię z Francją Thalys oraz Brukselę z Londynem Eurostar. Większość urzędów przestanie pracować w środę wieczorem i pozostanie zamknięta do czwartku do godz. 22.
Paraliż komunikacji miejskiej może utrudnić przedświąteczne podróże, w tym dojazd do dwóch międzynarodowych lotnisk Belgii: Brussels Airport Zaventem i położonego nieco dalej od stolicy w Charleroi.
W Belgii, gdzie znajdują się liczne instytucje europejskie i kwatera główna NATO, mieszka wielu obcokrajowców, również Polaków, którzy wracają do krajów rodzinnych na święta Bożego Narodzenia.
Na razie nie wiadomo, w jakim stopniu strajk wpłynie na pracę Zaventem, który jest największym portem lotniczym kraju. Jednak władze lotniska poinformowały w środę po południu, iż nie spodziewają się obecnie, "że strajk doprowadzi do poważnych zakłóceń ruchu lotniczego". Ostrzegły podróżnych, że w czwartek na lotnisko nie będą dojeżdżać żadne pociągi ani autobusy, z czym będą się wiązać największe utrudnienia. Zaapelowały do pasażerów, aby przed wyjazdem na lotnisko sprawdzili ponownie status swojego lotu.
Również przedstawiciele PLL Lot, z którymi rozmawiał PAP, uspokajali dzisiaj po południu, że czwartkowe loty do Brukseli i z Brukseli "powinny odbywać się normalnie”.
Bardzo popularne wśród Polaków mieszkających w Belgii lotnisko w Charleroi, które obsługuje większość tanich połączeń z Polską, w tym loty linii Wizzair, będzie działać bez zakłóceń - poinformowały jego władze.
Port lotniczy w Liege na południu Belgii również pozostanie otwarty.
Komisja Europejska skrytykowała dzisiaj taką formę protestu. "Strajk nie zawsze jest najlepszym sposobem" rozwiązywania problemów - powiedziała dzisiaj na codziennej konferencji prasowej rzeczniczka KE Cristina Arigho. Zastrzegła, że obecne prawo unijne nie nakłada na państwa członkowskie żadnego obowiązku zapewnienia minimalnego poziomu usług, przynajmniej w kwestii transportu. - Prawo unijne gwarantuje prawo do strajku. (...) Ale sposób, w jaki państwo reguluje (prawo) strajkowe pozostaje odpowiedzialnością państwa - powiedziała.
>>>>
Dociera juz do srodka imperium !!!
Belgia: strajk paraliżuje transport publicznyW Belgii rozpoczął się strajk przeciwko reformie emerytalnej, ogłoszonej przez nowy rząd. Do akcji włączyli się m.in. pracownicy transportu publicznego, szkół i urzędnicy sektora publicznego. Strajk nie powinien wpłynąć na pracę lotnisk.
fot. AFP -Belgijska kolej przestała kursować już wczoraj późnym wieczorem; dotyczy to także kolei dużych prędkości. Przewoźnik Eurostar, który obsługuje połączenia między Brukselą, Paryżem i Londynem, zapowiadał, że przez czas trwania strajku nie będzie w stanie zapewnić połączeń w Belgii. Eurostar oferuje pasażerom dojazd do francuskiego Lille, w pobliżu granicy z Belgią, a stamtąd ewentualnie transport autobusem do Brukseli. Przewoźnik Thalys, który obsługuje połączenia kolejowe między Francją a Belgią, Holandią i Niemcami, oświadczył, że dzisiaj w trasę nie wyjadą żadne pociągi.
W ciągu 24-godzinnego strajku nie będzie działać również transport miejski, a także inne usługi, np. poczta.
Porty lotnicze poinformowały natomiast, że największe lotniska w kraju, Zaventem i Charleroi, będą czynne i powinny działać bez większych problemów. Pasażerom zalecono jednak, by na bieżąco kontrolowali rozkłady lotów.
Strajk jest reakcją urzędników sektora państwowego na reformę emerytalną ogłoszoną w ubiegłym tygodniu przez nowy rząd Belgii. Zakłada ona m.in. wydłużenie o dwa lata wieku emerytalnego. Do strajku wezwały trzy największe związki zawodowe kraju.
Dzisiejszy strajk jest drugą tego rodzaju akcją protestu przeciwko środkom oszczędnościowym, planowanym przez nowy rząd. Na początku grudnia w Brukseli na ulice wyszło ok. 50 tys. Belgów. Oszczędnościowy budżet na 2012 rok przewiduje m.in. obniżenie deficytu budżetowego poniżej 3 proc. PKB.
>>>>>
No to juz fizycznie euro-towarzyszom grunt pali sie pod nogami !
Belgia sparaliżowana. Ludzie wyszli na ulice
Strajk generalny sektora publicznego sparaliżował Belgię. Na ulice nie wyjechały autobusy ani tramwaje, w całym kraju stanęła kolej, a strażnicy więzienni nie przyszli do pracy. Strajk jest odpowiedzią na reformę emerytur ogłoszoną przez nowy rząd.
Do zapowiadanego od poniedziałku przez trzy główne związki zawodowe 24-godzinnego strajku przyłączyli się głównie pracownicy transportu publicznego: we francuskojęzycznej Walonii, zdominowanej przez socjalistów, na ulice miast nie wyjechał żaden tramwaj ani autobus; w bardziej liberalnej Flandrii autobusy pojawiają się sporadycznie. Nie działa brukselskie metro, nie jeżdżą autobusy podmiejskie, a firmy taksówkowe od środy nie przyjmują zleceń. Część strajkujących zablokowała rano główne drogi wjazdowe do Brukseli, co doprowadziło do olbrzymiego korka na obwodnicy. Blokadę zniesiono po porannym szczycie ruchu, gdy wywołała falę oburzenia wśród kierowców, którzy na wjazd do stolicy musieli czekać po półtorej godziny.
Belgijska kolej przestała kursować jeszcze w środę. W czwartek stanęły też koleje dużych prędkości operujące na trasach międzynarodowych, co uniemożliwiło połączenia między Brukselą a Paryżem, Londynem czy Kolonią. Kolejarze zagrozili, że będą strajkować do Nowego Roku, jeśli rząd nie wyjaśni dokładniej, na czym ma polegać reforma emerytur.
Do strajku dołączyły szkoły, media publiczne i strażnicy więzienni, których w czwartek zastąpiła policja. Strajk nie wpłynął jedynie na pracę dwóch największych lotnisk w kraju: Zaventem i Charleroi. Władze obu portów lotniczych już w środę poinformowały, że lotniska będą otwarte. Według doniesień pasażerów, na lotnisku w Zaventem ruch lotniczy odbywał się zgodnie z planem. Belgijski przewoźnik Brussels Airlines poinformował, że "strajk nie ma żadnego wpływu na jego działalność". Niespodziewanie strajk ogłosili jedynie kontrolerzy lotów na lotnisku w Liege na południu kraju, paraliżując pracę tego portu.
W Belgii, w której duża część pracowników dojeżdża regularnie do pracy z podmiejskich osiedli, brak transportu publicznego jest dużym utrudnieniem, podobnie jak dla licznej rzeszy pracujących w instytucjach europejskich zagranicznych urzędników, którzy akurat dzisiaj rozpoczęli świąteczny urlop. Z uwagi na strajk wiele osób pozostało jednak w domach, część pasażerów przełożyła wylot, a niektóre firmy organizowały własny transport dzięki uprzejmości pracowników posiadających własne auta.
Strajk jest reakcją urzędników sektora państwowego na reformę emerytalną ogłoszoną w ubiegłym tygodniu przez zaprzysiężony zaledwie dwa tygodnie temu belgijski rząd. Zakłada ona m.in. wydłużenie o dwa lata możliwości wcześniejszego przejścia na emeryturę oraz zmianę systemu wyliczania emerytur. Oburzenie związkowców wzbudziły także zapowiedziane przez ministra ds. emerytur, flamandzkiego liberała Vincenta Van Quickenborne'a, dalsze reformy, w tym propozycja ujednolicenia systemu emerytur dla sektora publicznego, prywatnego oraz pracowników niezależnych.
Zmiany w prawie jeszcze dzisiaj ma poprzeć parlament, ponieważ rząd, pracujący pod presją czasu (Belgowie stracili ponad półtora roku na powołanie nowego rządu) i rynków (agencje ratingowe ponownie obniżyły notę Belgii), zdecydował się na skorzystanie z szybkiej ścieżki legislacyjnej. Reforma jest bowiem częścią przyjętego pod koniec listopada budżetu oszczędnościowego na 2012 rok. Budżet ten, poparty przez wszystkie tworzące nowy rząd partie, a więc socjalistów, liberałów i chadeków, zakłada m.in. obniżenie deficytu budżetowego poniżej 3 proc. PKB, czyli konieczność znalezienia oszczędności wysokości ponad 11 mld euro.
Szybkość podejmowania decyzji rozłościła jednak jeszcze bardziej związkowców, którzy oskarżyli rząd o zrywanie tradycji dialogu społecznego, która zakłada przyjmowanie prawa na drodze często czasochłonnych konsultacji trójstronnych między pracodawcami, pracownikami i rządem.
Czwartkowy strajk jest drugą tego rodzaju akcją protestu przeciwko środkom oszczędnościowym planowanym przez nowy rząd, wyłoniony po ponad 540 dniach negocjacji. Na początku grudnia w Brukseli na ulice wyszło ok. 50 tys. Belgów. Tym razem nie przewidziano manifestacji.
>>>>
Fala rosnie ! :O)))
Dlaczego życie w Belgii jest takie drogie?
Belgowie od jakiegoś czasu starają się rozwikłać pewną zagadkę – dlaczego za media oraz w sklepach płacą więcej niż ich unijni sąsiedzi i to w sytuacji, gdy Unia Europejska ma być jednolitym rynkiem z wyrównanym poziomem cen.
Bank centralny i międzynarodowe instytuty gospodarcze od lat alarmowały w sprawie belgijskich cen. Co prawda, bardziej chodziło im o cenę pracy niż dóbr, ale te dwa wątki są ze sobą ściśle powiązane. Obecnie Belgowie zdali sobie sprawę z problemu wysokich cen z powodu szoków cenowych na rynkach ropy i surowcowych z pierwszej połowy 2008 i 2011 r. oraz coraz szerzej zakrojonych działań oszczędnościowych.
- Tak, poziom cen jest problemem, ale mieszkamy tutaj i niewiele można na to poradzić – mówi David, student robiący zakupy w jednym z brukselskich sklepów.
Z rządowego raportu opublikowanego trzy tygodnie temu wynika, że koszyk identycznych artykułów spożywczych kosztuje w belgijskich supermarketach 10 proc. więcej niż w holenderskich i niemieckich oraz 7,5 proc. więcej niż we francuskich.
Belgowie muszą zapłacić też ok. 45 euro (59 dolarów) miesięcznie za domowy internet i stałą linię telefoniczną – o połowę więcej niż sąsiedzi.
Z kolei koszty energii elektrycznej są o 50 proc. wyższe niż we Francji i to pomimo faktu, że w obu krajach większość prądu dostarczają do domów te same dwie francuskie firmy.
- Belgijscy użytkownicy energii wykrwawiają się – grzmiała na pierwszej stronie jedna z gazet.
Belgowie muszą więcej wydawać także na dobra trwałe i konsumenckie – od telewizorów po zabawki, narzędzia i dziecięce buciki.
Inflacja w Belgii jest powyżej unijnej średniej, częściowo dlatego, że lokalna gospodarka jest bardziej narażona na szoki cenowe na rynku ropy.
Belgowie zużywają więcej energii niż ich unijni sąsiedzi, ponieważ częściej jeżdżą samochodami do pracy i ogrzewają wysokie mieszkania. Niskie podatki nałożone na olej grzewczy oznaczają, że ceny są bardziej zmienne.
W czerwcu 2008 r. inflacja w Belgii osiągnęła poziom 4,9 proc., co było drugim najgorszym wynikiem w strefie euro. W czerwcu 2011 r., kiedy ceny ropy i surowców pobiły kolejny rekord, Belgia znowu była na drugim miejscu w kategoriach poziomu inflacji, ustępując jedynie nowemu członkowi strefy – Estonii.
- Od 2008 r. nasze ceny są wyższe niż unijna średnia i wygląda na to, że mamy problem. W sytuacji bardzo silnego wzrostu cen energii ten problem stał się ewidentny – mówi ekonomista ING Philippe Ledent.
Belgia tradycyjnie notowała nadwyżkę w bilansie obrotów bieżących, ale od 2008 r. import przewyższa eksport.
Kraj utknął w błędnym kole. Belgowie chcą podwyżek płac, aby dotrzymać kroku rosnącym cenom, a to odbija się na konkurencyjności kraju i wywiera dalszą presję cenową.
Komisja Europejska ostrzegła Belgię w zeszłym miesiącu, że pogarszająca się konkurencyjność kosztowa kraju jest powodem do obaw.
Głównym winowajcą takiego stanu rzeczy jest belgijski system łączący poziom wynagrodzeń z inflacją. Skrytykowała go m.in. Komisja Europejska, ciało wykonawcze składającej się z 27 krajów Unii.
Od czas wprowadzenia euro w 1999 r. wynagrodzenia w Belgii wzrosły o 2 proc. czternastokrotnie. W sumie dało to wzrost o 32 proc.
Jednak koszty wynagrodzeń nie są jedynym elementem tej cenowej układanki.
JEDNOLITY RYNEK DLA PRODUCENTÓW, NIE KONSUMENTÓW
Raport na temat rynku supermarketów winę za wysokie ceny zrzuca na wysokość wynagrodzeń, podatek sprzedażowy i zasadę, która zabrania sprzedaży poniżej kosztów. To wszystko składa się na 6 proc. różnicy w stosunku do cen holenderskich, ale nie aż na 10.
Minister gospodarki Johan Vande Lanotte powiedział, że raport dowiódł, iż Unia Europejska sprawdza się jako jednolity rynek na poziomie producentów, ale nie konsumentów, ponieważ dostawcy ograniczają obszar, na którym detaliści mogą sprzedawać towary. Dlatego jego zdaniem w małych krajach, takich jak Belgia, są sztucznie wysokie ceny.
Część winy może również ponosić ograniczona konkurencja w niektórych sektorach.
- To prowadzi do ‘efektu drugiej rundy’ i wzrostu cen – twierdzi Leden z ING.
Jednak eksperci są również zdania, że Belgowie nie mają w zwyczaju polować na niskie ceny. Żywność traktują z większą pasją niż Holendrzy, czy Niemcy i są gotowi więcej płacić za świeże produkty.
- Żywność to tutaj dobro luksusowe i elastyczność cenowa jest znacznie mniejsza – mówi Dirk Vanderveken, dyrektor w firmie badawczej GfK. – Odkryli to już detaliści dyskontowi. Belgowie rzadko kupują to co najtańsze.
Trudniej jednak wytłumaczyć różnice w cenach dóbr trwałych, m.in. elektroniki, w przypadku której każdy może oszczędzić 20-40 proc. kupując w sklepach internetowych.
- Belgijscy konsumenci przypominają bardziej włoskich. Przeważają niezależne sklepy , które nie rywalizują cenami – mówi Filip Van Dyck, specjalista ds. detalu i technologii w GfK.
Według Euromonitor International, w zeszłym roku belgijskie wydatki per capita w sklepach online były o prawie 20 proc. niższe niż w Niemczech i Holandii oraz o 40 proc. mniejsze niż we Francji.
Ale Belgowie powoli stają się coraz bardziej wrażliwi na ceny.
W zeszłym tygodniu rząd zdecydował o zamrożeniu od kwietnia do końca roku ceny energii elektrycznej i gazu, co ma zahamować inflację.
Belgowie coraz częściej korzystają też z Internetu. Wartość zakupów dokonywanych w Internecie wzrosła o 160 proc. na przestrzeni ostatnich pięciu lat – więcej niż w Holandii i Niemczech.
- Ceny z pewnością będą dążyły do harmonizacji, a największym wygranym będzie konsument – mówi Van Dyck z GfK.
>>>>
To dzieccinnie proste . Bruksela jest zbrodniczo droag gdyz tam znajduje sie centrum UE a wiec urzedasi z ich kolosalnymi zarobkami a wiec lobbysci z rownie olbrzymimi dochodami . A oni potrzebuja obslugi z takimi dochodami . Jak caly ten strumien kasy plynie na rynek powoduje wzrost cen . Najwyzszy w UE . Stad drogo jak nie wiem . Stolica zawsze jest najdrozsza a jesli to jest zamierzona stolica euroimperium to jest STRASZNIE droga . W Ue wszystko jest ogolnie straszne ...
W Brukseli koń policyjny uciekł ze służby i próbował wejść do metra
Koń policji konnej w Brukseli uciekł swej amazonce, wykorzystując moment jej nieuwagi i udał się na wycieczkę po mieście, próbując m.in. wejść na stację metra - podały w czwartek media belgijskie. Nie wyrządził żadnych szkód i wkrótce odnalazł się w parku.
Kiedy ok. godz. 14 w środę policjantka pełniąca służbę na konnym patrolu próbowała konia osiodłać, ruszył on z kopyta ku stacji metra Merode w centrum Brukseli.
W relacjach, co koń robił przy wejściu do metra, media nieco się różnią. Dziennik "Le Soir" podał, że koń po prostu odpoczywał, a potem według lokalnej policji próbował zejść po schodach na stację, czego nie potwierdziła z kolei policja federalna. Zaś według portalu informacyjnego RTBF koń poślizgnął się na schodach ruchomych wiodących na stację i upadł.
Policjantka pomogła mu wstać, ale koń kontynuował wycieczkę przez dzielnicę Etterbeek, i to galopem. Jednak, jak pisze RTBF, nie wyrządził żadnych szkód, prócz wprawienia przechodniów w wielkie zdumienie.
Wreszcie, po pół godzinie, koń odnalazł się w parku w sąsiedniej dzielnicy Woluwe-Saint-Pierre, gdzie spokojnie się pasł.
Wśród lekkich wiadomości w letnim sezonie media belgijskie doniosły też o przygodach dzika, który w Liege obudził mieszkańców, gdy wpadł do basenu na prywatnej posesji. Z wody wydobyli go strażacy; dzikiem zajęło się stowarzyszenie ochrony zwierząt.
>>>>
Juz anwet konie maja dosc Brukseli i swiruja w takim otoczeniu !
Belgijscy kierowcy nie chcą polskich pracowników
Protest belgijskich kierowców w Brukseli przeciwko tanim pracownikom z Europy Środkowo-Wschodniej, w tym z Polski.
Protest belgijskich kierowców w Brukseli przeciwko tanim pracownikom z Europy Środkowo-Wschodniej, w tym z Polski. Około stu kierowców uczestniczyło w demonstracji wyrażając swój sprzeciw wobec dumpingu socjalnego.
>>>>
Rosnie euro-przyjazn miedzy euroludem
razylijczyk zatrzymany z kokainą
zwolniony z braku tłumacza
Młodego Brazylijczyka, którego
zatrzymano na lotnisku w Brukseli z
czterema kilogramami heroiny, sąd
musiał wypuścić, gdyż zabrakło...
tłumacza - podała w niedzielę agencja
Belga.
25-latek został zatrzymany w piątek
wieczorem po przylocie z Brazylii,
gdy w jego walizce znaleziono
zawiniętą w plastik
czterokilogramową paczkę z heroiną.
Gdy Brazylijczyk pojawił się w sobotę
rano przed sędzią śledczym, okazało
się, że w sądzie nie ma tłumacza i
podsądnego trzeba było wypuścić.
25-latek natychmiast złapał taksówkę
na lotnisko i czym prędzej wrócił do
kraju.
Hehehe . Brukselska prafoszadnosc ...
Podczas szczytu UE strajk - kanapki zamiast obiadu dla przywódców
Podczas czwartkowo-piątkowego szczytu UE jego uczestnicy zamiast obiadu mogą dostać tylko kanapki, a to ze względu na strajk pracowników Rady UE - dowiedziała się PAP. Związkowcy domagają się udziału w rozmowach o oszczędnościach w unijnej administracji.
"Podjęliśmy decyzję o trzydniowym strajku, będzie on więc kontynuowany podczas szczytu UE, ale szczyt się odbędzie, ponieważ niektórzy koledzy dostali nakaz pracy podczas szczytu" - powiedział w środę PAP szef jednego ze związków zawodowych w Radzie UE Guenther Lorenz.
Dodał, że szczyt odbędzie się, ale w "minimalistycznej" formie. "Możliwe że szefowie państw i rządów będą musieli jeść kanapki zamiast wystawnego obiadu" - dodał. Poinformował też, że może być spowolniony proces akredytacji dziennikarzy na szczyt.
Jako powód strajku Lorenz podał niedopuszczenie związków do rozmów dotyczących oszczędności w administracji. "Zgodziliśmy się na jeden miliard oszczędności, ale chcemy renegocjować pewne elementy propozycji, która nie była socjalnie zrównoważona" - powiedział. Zaznaczył jednak, że związkom "odmówiono dialogu społecznego".
"Od kiedy stosowana jest procedura współdecydowania powinniśmy negocjować z Komisją (Europejską) i Radą UE, ale nie było formalnych negocjacji, nie mieliśmy wpływu (na propozycję oszczędności). Strajkujemy, ponieważ z jednej strony chcemy prowadzić dialog społeczny, w którym możemy negocjować i chcemy zmienić kompromis, który jest teraz na stole. Chcemy na przykład poprawić warunki pracowników kontraktowych" - tłumaczył szef związku.
Po długich negocjacjach ze związkami zawodowymi, KE przyjęła w połowie grudnia 2011 roku propozycję reformy statusu funkcjonariuszy unijnych, proponując cięcia, które dadzą 1 mld euro oszczędności w administracji UE do 2020 roku. Aż 17 państw UE oceniło wówczas, że to o wiele za mało.
KE proponowała m.in. likwidację 5 proc. miejsc pracy (m.in. przez niezastępowanie osób odchodzących na emerytury) do 2017 roku, a także podniesienie wieku emerytalnego z 63 do 65 lat (do 67. roku życia na życzenie pracownika), wydłużenie tygodnia pracy z 37,5 do 40 godz. Projekt KE przewidywał też ograniczenie niektórych przywilejów, w tym skrócenie z sześciu do trzech dni dodatkowego urlopu na podróże urzędników do domu oraz zmniejszenie dopłat na te podróże. Kraje UE domagają się jeszcze większych oszczędności.
Na pensje 55 tys. urzędników przeznaczona jest mniej niż połowa unijnych wydatków na administrację. Miesięczne zarobki urzędników wahają się od 2600 euro dla świeżo zatrudnionej sekretarki najniższego szczebla do ponad 18 tys. euro brutto dla najwyższych rangą dyrektorów generalnych i ich zastępców. Ponad 20 tys. euro na miesiąc zarabiają komisarze i sędziowie Trybunału UE. Osobną kategorię stanowią tzw. pracownicy kontraktowi, zatrudniani na czas określony (stanowią prawie 20 proc. wszystkich zatrudnionych); zarabiają znacznie mniej: od 1850 do 6 tys. euro brutto.
>>>>
W koncu eurourzedasi wymra z glodu .
Strajk kolejarzy w Belgii, prezydent Francji przyleci samolotem
Z powodu strajku kolejarzy ruch pociągów w Belgii jest w czwartek zakłócony, także na trasach międzynarodowych. Prezydent Francji Francois Hollande, który zwykle przyjeżdża z Paryża na szczyt UE superszybkim pociągiem, tym razem przyleci do Brukseli samolotem.
Socjalistyczny związek zawodowy CGSP-Cheminots, zrzeszający personel odpowiedzialny za utrzymanie torów, sprzeciwia się pogarszającym się warunkom pracy, m.in. coraz częstszym zmianom nocnym i weekendowym.
W ramach protestu kolejarze zablokowali dworce na południu Belgii, m.in. w miastach Namur, Mons i Charleroi.
Utrudnienia występują na trasach krajowych i międzynarodowych. Opóźnione lub odwołane są superszybkie pociągi do oraz z Paryża, Londynu czy Amsterdamu.
Z powodu akcji protestacyjnej problemy z dotarciem do Brukseli, gdzie po południu rozpoczyna się szczyt UE, mają przedstawiciele władz i dziennikarze. Dlatego prezydent Hollande przesiądzie się z pociągu Thalys do samolotu - podały francuskie media, powołując się na źródła w Pałacu Elizejskim.
Strajk powinien się zakończyć w południe, ale utrudnienia potrwają najpewniej do wieczora - poinformował szef CGSP-Cheminots, Michel Abdissi, cytowany przez dziennik "Le Soir".
...
Hehe . Ruina ich nawet dopada na szczytach ;0)))
Przywódcy na szczycie UE jednak dostali kolację, wbrew groźbom związkowców
Szefowie państw i rządów krajów UE jednak dostali ciepły posiłek na kolację podczas szczytu UE w czwartek. Związki zawodowe zapowiadały w środę, że z powodu trwającego strajku uczestnicy czwartkowo-piątkowego spotkania będą musieli zadowolić się kanapkami.
Menu przywódców nie było jednak bogate: widniał w nim kotlet cielęcy, pomidory, a na deser podano tarteletki z truskawkami i rabarbarem.
W budynku Rady UE, gdzie odbywa się szczyt, otwarta była też pracownicza stołówka. Od szczytu UE w marcu - w ramach oszczędności - za posiłki muszą tam płacić dziennikarze, którym dotąd serwowano obiady i kolacje za darmo. Wyeliminowano też darmową kawę i kanapki dostępne cały czas, a w czwartek przedstawiciele mediów nie dostali nawet bezpłatnej wody w butelkach. Dziennikarze utyskują dodatkowo, że kawa w kafeterii podrożała niedawno z ok. 70 centów do 2 euro.
W gmachu odczuwa się zmniejszoną liczbę pracowników. Strajkują oni przeciwko oszczędnościom w administracji, a związki narzekają, że nie są angażowane w rozmowy o cięciach. "Zgodziliśmy się na jeden miliard oszczędności, ale chcemy renegocjować pewne elementy propozycji, która nie była socjalnie zrównoważona" - tłumaczył w środę PAP szef jednego ze związków w Radzie UE Guenther Lorenz.
Po długich negocjacjach ze związkami zawodowymi, KE przyjęła w połowie grudnia 2011 roku propozycję reformy statusu funkcjonariuszy unijnych, proponując cięcia, które dadzą 1 mld euro oszczędności w administracji UE do 2020 roku. Aż 17 państw UE oceniło wówczas, że to o wiele za mało.
KE zaproponowała m.in. likwidację 5 proc. miejsc pracy (m.in. przez niezastępowanie osób odchodzących na emerytury) do 2017 roku, a także podniesienie wieku emerytalnego z 63 do 65 lat (do 67. roku życia na życzenie pracownika), wydłużenie tygodnia pracy z 37,5 do 40 godz. Projekt KE przewidywał też ograniczenie niektórych przywilejów, w tym skrócenie z sześciu do trzech dni dodatkowego urlopu na podróże urzędników do domu oraz zmniejszenie dopłat na te podróże. Kraje UE domagają się jednak większych oszczędności.
Na pensje 55 tys. urzędników przeznaczona jest mniej niż połowa unijnych wydatków na administrację. Miesięczne zarobki urzędników wahają się od 2600 euro dla świeżo zatrudnionej sekretarki najniższego szczebla do ponad 18 tys. euro brutto dla najwyższych rangą dyrektorów generalnych i ich zastępców. Ponad 20 tys. euro na miesiąc zarabiają komisarze i sędziowie Trybunału UE. Osobną kategorię stanowią tzw. pracownicy kontraktowi, zatrudniani na czas określony (stanowią prawie 20 proc. wszystkich zatrudnionych); zarabiają znacznie mniej: od 1850 do 6 tys. euro brutto.
>>>>
Tym razem jeszcze żarło bylo ... Ostatni raz !
Szef poczty chce dużo zarabiać
Szef belgijskiej poczty będzie pracował, ale nie za marne pieniądze. Ponad milion euro rocznie to - jak mówi - pensja dla niego. Johnny Thijs nie zgadza się na obniżenie zarobków, czym ściągnął na siebie krytykę. "Jestem przygotowany na wysiłek, ale nie będę pracował za 290 tysięcy euro rocznie" - powiedział szef belgijskiej poczty.
To komentarz do planów kilku partii tworzących koalicję rządową, a dotyczących ograniczenia pensji.
Część polityków argumentuje, że w czasie kryzysu cięcia nie powinny ominąć prezesów firm państwowych. Propozycja obniżenia im zarobków i ustalenia pensji na poziomie właśnie 290 tysięcy euro rocznie jest już na stole i rząd zajmie się nią po wakacjach.
Szef belgijskiej poczty zabrał głos nie czekając na wyniki dyskusji. Został już skrytykowany. Niektórzy uznali jego uwagi za niestosowne zwłaszcza w momencie, gdy wszyscy zaciskają pasa, a kryzys jeszcze się nie skończył.
>>>
Na Brukseli sie nie oszczedza .
Rozmowa dyplomatów USA o Ukrainie przeciekła na YouTube
Rozmowa przedstawicielki Departamentu Stanu USA z ambasadorem Stanów Zjednoczonych w Kijowie, która dostała się na portal YouTube, odsłania kulisy amerykańskiej strategii dotyczącej przemian politycznych na Ukrainie. Jest tam także niewybredna wzmianka o UE.
Rozmowę, zamieszczoną anonimowo na portalu we wtorek, Reuters omawia w czwartek. Nie wiadomo, kiedy dokładnie się odbyła.
W kontekście nakłonienia Organizacji Narodów Zjednoczonych do zaangażowania się w poszukiwanie politycznego rozwiązania w Kijowie, czego Nuland jest gorącą zwolenniczką, z jej ust padają też słowa: "Piii ... the EU".
Pyatt podziela tę opinię. "Dokładnie" - mówi.
Reuters odnotowuje wypowiedź rzeczniczki Departamentu Stanu Jen Psaki na temat nagrania na portalu YouTube: "Nie powiedziałam, że nie jest ono autentyczne". Psaki dodała, że Nuland przeprosiła "swych odpowiedników w UE".
HEHE ! Widzimy ze nawet imbecyle z Departamentu Stanu wreszcie zrozumialy prawdziwa wartosc UE Kilblowa
Niemcy: Merkel uważa wypowiedzi dyplomatów USA o UE za niedopuszczalne
Rzeczniczka niemieckiego rządu oświadczyła dziś, że kanclerz Angela Merkel uważa za "absolutnie nie do przyjęcia" dyskredytujące Unię Europejską wypowiedzi dyplomatów USA. Krytycznie wypowiedział się też szef Parlamentu Europejskiego.
Rzeczniczka niemieckiego rządu Christiane Wirtz podkreśliła, że kanclerz Merkel docenia działalność szefowej dyplomacji UE Catherine Ashton, która przewodzi staraniom Unii o pośredniczenie między prezydentem Ukrainy Wiktorem Janukowyczem a jego przeciwnikami.
- Kanclerz uważa te uwagi (Nuland) za absolutnie nie do przyjęcia i pragnie podkreślić, że pani Ashton wykonuje znakomitą pracę i UE w dalszym ciągu będzie podejmować starania, mające na celu uspokojenie sytuacji na Ukrainie - powiedziała Wirtz.
Rzeczniczka Departamentu Stanu Jen Psaki powiedziała wczoraj, że Nuland przeprosiła "swych odpowiedników w UE". Rzecznik niemieckiego MSZ poinformował, że do tego resortu nie wpłynęły żadne przeprosiny i dodał, że "stosownym adresem byłaby też UE".
W związku z przeciekiem nagrania rozmowy Nuland przewodniczący Parlamentu Europejskiego Martin Schulz ostro skrytykował podsłuch, stosowany przez służby wywiadowcze. - Niebezpieczne jest to, że przekonujemy się codziennie na nowo, iż w tym zdygitalizowanym świecie tajnych służb nie ma niczego, co można by jeszcze uznać za chronione - powiedział agencji dpa.
Schulz odnotował przeprosiny Nuland, ale też powiedział, że "pojęcie dyplomata i jej (Nuland) dobór słów są właściwie wzajemnie sprzeczne".
...
Amerykanie kultury nie maja to wiadomo co razi zwlaszcza u kobiet . Ale oni tak maja . Coz zrobic ze wyrazaja uczucia jednym slowem Ale pokazuje to ,,autorytet" UE
UE odmawia komentowania nagranej rozmowy dyplomatów USA
Komisja Europejska odmówiła komentowania ujawnionej w internecie treści rozmowy amerykańskich dyplomatów na temat Ukrainy. Jednak mało dyplomatyczne słowa przedstawicielki Departamentu Stanu USA na temat UE wywołały konsternację w Brukseli.
- Z zasady nie komentujemy treści rzekomo przechwyconej rozmowy - oświadczyła rzeczniczka KE Pia Ahrenkilde Hansen. - Podsłuchane konwersacje nie są częścią naszych działań, mających na celu pomoc Ukrainie. Jesteśmy i pozostaniemy zaangażowani w te działania, koordynując je z naszymi partnerami międzynarodowymi oraz organizacjami, które są zainteresowane pokojowym rozwiązaniem kryzysu na Ukrainie - dodała.
Rzeczniczka nie chciała również wdawać się w spekulacje, kto mógł stać za publikacją nagrania rozmowy amerykańskich dyplomatów oraz co było celem przecieku, który pojawił się we wtorek na portalu YouTube.
Niektórzy unijni politycy wskazują, że największym problemem jest to, iż treść nieformalnej konwersacji w ogóle przedostała się do sieci. Lider socjalistów w europarlamencie, Austriak Hannes Swoboda skomentował na Twitterze, że Amerykanie poczuli na własnej skórze skutki praktyk, jakie stosuje ich Agencja Bezpieczeństwa Narodowego (NSA).
Z kolei szef szwedzkiej dyplomacji Carl Bildt zauważył, również na Twitterze, że "podsłuchiwanie rozmów telefonicznych i publikowanie uważnie wybranych fragmentów w celach propagandowych jest starą jak świat metodą, stosowaną przez pewne reżimy".
Rzecznik Białego Domu Jay Carney przypomniał z kolei, że to rząd rosyjski jako pierwszy zauważył to nagranie i powiadomił o nim na Twitterze. - Myślę, że mówi to coś o roli Rosji - dodał. Agencja Reutera zwróciła uwagę, że zamieszczone anonimowo nagranie jest zatytułowane "Marionetki z Majdanu", co wyraźnie ma na celu przedstawienie przywódców opozycji ukraińskiej jako pachołków amerykańskich dyplomatów.
...
FSB pomogla tym razem Nikt nie uwoerzy ze przywodcy opozycji to pacholki natomiast poznalismy ocene UE i jej autorytet Czyli tym razem chcieli zle a wyszlo jak zawsze . DOBRZE ! KREMLOWI NIC NIE WYCHODZI !
Awantura wokół słów Victorii Nuland. Podsłuchiwany także polski dyplomata
Niecenzuralne i opublikowane w sieci "Pii.... the EU", które wymknęło się wysokiej rangi dyplomatce USA, ujawniło przypuszczalne praktyki podsłuchowe Rosji. Ofiarą podsłuchu jest też polski dyplomata.
Po opublikowaniu w internecie fragmentu rozmowy wysokiej rangi dyplomatki USA Victorii Nuland i jej niefortunnego "piii… UE", amerykańskie władze rozpoczęły poszukiwanie odpowiedzialnych za to, że nagrana potajemnie rozmowa trafiła do sieci.
Victoria Nuland, sekretarz stanu w amerykańskim MSZ odpowiedzialna za kontakty z Unią Europejską, w poufnej rozmowie z ambasadorem USA w Kijowie Geoffreyem Pyattem, z pogardą wypowiedziała się o UE. Rozmowa toczyła się na temat kryzysu panującego na Ukrainie. Nuland z zadowoleniem mówiła o podejmowanej przez ONZ próbie rozwiązania kryzysu. - Byłoby to wspaniałe, mogliby pomóc zakończyć sprawę - stwierdziła, po czym padły obrażające Unię Europejską "Pii... the EU".
"Nie mówię, że nie jest to autentyczne"
- Nie mówię, że nagranie nie jest autentyczne. I tym powinniśmy się zadowolić - skomentowała rzeczniczka Departamentu Stanu Jen Psaki. To samo powtórzyła dzisiaj na konferencji prasowej. Wczoraj Victoria Nuland przeprosiła europejskich partnerów.
"Podsłuch jest idiotyczny"
Do niemieckiego MSZ nie wpłynęły żadne przeprosiny ze strony USA, odpowiedział na pytania dziennikarzy rzecznik ministerstwa, "ale też właściwym adresem jest UE", podkreślił, dodając, że "podsłuch jest idiotyczny".
Przekonała się o tym także niemiecka dyplomatka Helga Schmid i polski dyplomata, ambasador UE na Ukrainie, Jan Tombiński. Po ukazaniu się w sieci dialogu Nuland - Pyatt, na YouTube, przeciekła ich rozmowa, prowadzona przypuszczalnie po zakończonej właśnie konferencji telefonicznej, pisze niemiecki dziennik "Die Welt".
Schmid podkreśla w prowadzonej po niemiecku rozmowie z Tombińskim, jak bardzo "irytuje nas, że Amerykanie stawiają UE pod pręgierzem i twierdzą, że jesteśmy zbyt ostrożni". Schmid prosi potem Tombińskiego, by porozmawiał może z ambasadorem USA i powiedział mu, że "nie jesteśmy wcale tacy ostrożni. Wydaliśmy właśnie mocne oświadczenie".
Schmid podkreśla, że UE idzie właściwie w tym samym kierunku, jak USA, tyle że "tak tego nie nagłaśnia, bo jest to bardziej efektywne". Według "Die Welt" Jan Tombiński nie w pełni godził się ze swoją rozmówczynią, mówiąc: "Ale Helga, musimy być świadomi tego, że nie ścigamy się, kto jest silniejszy, mamy inne instrumenty".
Szukanie winnego
USA tymczasem obarczyły Rosję odpowiedzialnością za potajemne nagranie rozmowy telefonicznej Victorii Nuland i Geoffrey'a Pyatta. Rząd Rosji nie zajął jak dotąd oficjalnego stanowiska. Odmówił tego też rosyjski MSZ.
Na Twitterze natomiast ukazał się w nocy z czwartku na piątek wpis wicepremiera Rosji, Dmitrija Rogozina. Odrzucił jakąkolwiek odpowiedzialność swojego kraju. "Fakt, że zareagowałem, jest wykorzystywany do tego, by winą obciążyć Rosję" - napisał Rogozin.
(DW, dpa) / Elżbieta Stasik
red. odp.: Iwona D. Metzner
...
Chyba pierwszy cos pozytywnego o dyplomacji po 89 . Na tle amerykanskich dzikusow Tombinski blyszczy kultura . Ale akurat ocena UE nawet w chamskim wykonaniu jest zbyl lagodna .
Departament Stanu: słowa Nuland nie odzwierciedlają stanowiska USA wobec UE
Uwagi Victorii Nuland nie odzwierciedlają rzeczywistego stanowiska Stanów Zjednoczonych wobec Unii Europejskiej - oświadczyła w Waszyngtonie rzeczniczka Departamentu Stanu USA Jen Psaki.
Psaki dodała jednocześnie, że w każdych relacjach zdarzają się "chwile drobnych frustracji".
Victoria Nuland jest asystentem sekretarza stanu USA ds. Europy i Eurazji, a także wysłanniczką USA na Ukrainę. Na serwisie YouTube pojawiło się nagranie, na którym słychać głosy Nuland i ambasadora USA w Kijowie Geoffreya Pyatta, omawiających strategię wobec pogrążonej w kryzysie politycznym Ukrainy, w tym współpracę z ukraińską opozycją.
W kontekście nakłonienia ONZ do zaangażowania się w poszukiwanie politycznego rozwiązania w Kijowie, czego Nuland jest gorącą zwolenniczką, z jej ust padają m.in. słowa: "ppiii. the EU". Pyatt podziela tę opinię. "Dokładnie" - mówi.
Komisja Europejska odmówiła w piątek skomentowania ujawnionej w internecie rozmowy amerykańskich dyplomatów, ale reakcje brukselskich komentatorów i mediów były jednoznaczne: Amerykanie uważają, że UE i jej szefowa dyplomacji Catherine Ashton nie są w stanie nic zrobić w sprawie kryzysu ukraińskiego.
Spośród polityków krajów UE najostrzej na słowa Nuland na razie zareagowała kanclerz Niemiec Angela Merkel. "Kanclerz uważa te uwagi (Nuland) za absolutnie nie do przyjęcia i pragnie podkreślić, że pani Ashton wykonuje znakomitą pracę i UE w dalszym ciągu będzie podejmować starania, mające na celu uspokojenie sytuacji na Ukrainie" - powiedziała rzeczniczka niemieckiego rządu Christiane Wirtz.
....
Mamy zatem nowe haslo . Nulluj UE ! Tak sie sklada ze null to po lacinie zero . Czyli Zeruj UE ! Trzeba ich wyzerowac ! NUL EU !!!
Kommiersant" o rozmowie dyplomatów USA: to królewski prezent dla Rosji
Zachód zrobił Rosji królewski prezent - ocenia rosyjski dziennik "Kommiersant", komentując upublicznione na YouTube nagranie rozmowy wysłanniczki USA na Ukrainę z ambasadorem USA w Kijowie. Dziennik dodaje, że "byłoby grzechem", gdyby Moskwa tego nie wykorzystała.
W ocenie "Kommiersanta" największą wartość dla Rosji ma nie ten fragment rozmowy asystent sekretarza stanu USA ds. Europy i Eurazji Victori Nuland z Geoffreyem Pyattem, w którym pada niewybredna wzmianka o Unii Europejskiej, lecz "protekcjonalne uwagi amerykańskich dyplomatów na temat przywódców ukraińskiej opozycji".
"Mówią o nich jak o pionkach (na szachownicy), przestawiają ich z pola na pole" - wskazuje rosyjski dziennik. "Co więcej, Nuland konstatuje, iż nie sądzi, że Witalij Kliczko powinien wejść do nowego rządu Ukrainy" - zauważa "Kommiersant".
Gazeta wyjaśnia, że "Kliczko, pod nieobecność na scenie politycznej Julii Tymoszenko, ma obecnie najwyższe notowania spośród polityków opozycji".
"Szczerość Nuland jest dla Kliczki sygnałem, że USA nie są wobec niego zbyt entuzjastycznie nastawione. Dla byłego boksera jest to zarazem poważny powód do zastanowienia, na którego z zewnętrznych graczy postawić" - ocenia "Kommiersant".
Dziennik podkreśla, że "dla Moskwy jest to szansa, by przeciągnąć na swoją stronę sławnego czempiona za pomocą swojej "miękkiej siły".
"Jeśli za Oceanem nikt na niego nie czeka, a w Brukseli czeka, jednak nadal niczego nie obiecuje, to dlaczego nie spojrzeć na Wschód. Jeśli nie z wielkiej miłości, to z pragmatycznego wyrachowania" - pisze "Kommiersant".
"Tym bardziej, że Moskwa - jak na to wygląda - wyciągnęła wnioski z "pomarańczowej rewolucji" sprzed 10 lat i w swojej ukraińskiej partii nie zamierza już wkładać wszystkich jajek do jednego koszyka" - dodaje. Zdaniem moskiewskiej gazety "skandal z nagraniem jeszcze bardziej skomplikuje i tak już niekonsekwentne, impulsywne działania USA i UE na kierunku ukraińskim".
"Kommiersant" zauważa również, że "Waszyngton i Bruksela będą musiały przeżyć jeszcze jeden nieprzyjemny moment w swoich relacjach". "I to zaledwie w kilka dni po tym, jak na konferencji na temat bezpieczeństwa w Monachium przywódcy ukraińskiej opozycji rozpaczliwie wzywali ociągający się Zachód do zademonstrowania solidarności, przejścia od słów do czynów i przekazania czegoś więcej niż herbatniki i moralne poparcie dla Majdanu" - pisze dziennik.
...
Kreml nic nie pojal . Opinie o liderach opozycji sa opiniami pani Nuland . Przyjedzie kto inny i bedzie mial inne opinie . TO NID ROSJA GDZIE JEST TYRANIA ! LUDZIE W ADMINISTRACJI USA MAJA PRZECIWNE POGLADY ! WY NA KREMLU TEGO NIE POJMUJECIE ALE TO JEST DEMOKRACJA ! I NIE USA BEDA USTALAC TAM RZAD ! TYLKO WARUNKI JAKIE NASTANA !
Związkowcy protestują w Brukseli przeciwko zaciskaniu pasa
PAP
Dziesiątki tysięcy związkowców z całej Europy demonstrują w piątek w Brukseli w proteście przeciwko unijnej polityce zaciskania pasa. Doszło do starć z policją, która użyła armatek wodnych i gazu łzawiącego, by ochronić siedzibę Komisji Europejskiej.
Do starć w dzielnicy europejskiej doszło pod koniec manifestacji zorganizowanej przez Europejską Konfederację Związków Zawodowych. Demonstranci rzucali w kierunku policjantów fragmentami płyt chodnikowych i butelkami.
Działacze związkowi z całej Europy, m.in. z Niemiec, Francji, Holandii, Litwy, a także z polskiego NSZZ "Solidarność", żądali "więcej socjalnej Europy". Nieśli transparenty z napisami: "Polityka zaciskania pasa równa się bieda", "Europa dla pracowników, nie dla trojki".
Tzw. trojka to przedstawiciele Komisji Europejskiej, Międzynarodowego Funduszu Walutowego oraz Europejskiego Banku Centralnego, którzy nadzorują realizację reform w krajach objętych programami pomocowymi, m.in. w Grecji. Bywają oskarżani o zmuszanie krajów w kryzysie do bolesnych reform; zarzuca im się też brak demokratycznego mandatu.
...
Mozecie sobie protestowac .. UE trzeba a nulowac .
Belgowie nie płacą lekarzom
Shutterstock
Coraz więcej Belgów nie ma pieniędzy, by płacić za wizyty u lekarza. Jak podają belgijskie media, w zeszłym roku odnotowano ponad 1,5 miliona zaległych rachunków.
W ciągu trzech lat liczba osób, które nie były w stanie zapłacić za wizytę lekarską podwoiła się.. Jeszcze w 2010 roku na jednego specjalistę przypadało 31 takich pacjentów miesięcznie, a w zeszłym roku było ich średnio 67. Cztery lata temu odnotowano łącznie 750 tysięcy zaległych rachunków, a już rok temu ponad milion sześćset. Powód jest oczywisty: pogarszającą się sytuacja finansowa coraz większej liczby belgijskich pacjentów.
Konsultacje u lekarza ogólnego w Belgii kosztują około 30 euro, czyli 120 złotych. Ceny wizyt domowych wahają się od 50 do 100 euro. Część kosztów pokrywa ubezpieczenie zdrowotne, a pacjenci, którzy mają problemy z płatnościami mogą starać się o dodatkowe dofinansowanie.
...
Obecnosc eurourzedasow podbija ceny ?
Dwa nowe satelity programu Galileo są na nieodpowiedniej orbicie
Dwa nowe satelity unijnego programu nawigacji satelitarnej Galileo, które zostały w piątek wyniesione w przestrzeń kosmiczną, nie dotarły na zaplanowaną orbitę - poinformowała firma Arianespace odpowiedzialna za umieszczenie ich na orbicie.
"Z dodatkowych obserwacji po oddzieleniu się satelitów od (rakiety nośnej) Sojuz wynika, że są różnice między orbitą, na którą dotarły a planowaną" - napisała Arianespace w komunikacie. Dodano w nim, że sprawa jest wyjaśniana.
"Satelity umieszczono na niższej niż planowane orbicie. Nasze zespoły badają, jaki to może mieć wpływ na satelity" - napisano w oświadczeniu.
Arianespace odmówiła odpowiedzi na pytanie, czy istnieje możliwość skorygowania ich trajektorii.
Wcześniej podawano, że w piątek prawie cztery godziny po starcie dwa nowe satelity unijnego programu nawigacji satelitarnej Galileo zostały zgodnie z planem wyniesione w przestrzeń kosmiczną. Rakieta nośna Sojuz wystartowała z europejskiego kosmodromu w pobliżu Kourou w Gujanie Francuskiej ok. godz. 14.30 czasu polskiego. Tym samym liczba umieszczonych już na orbicie satelitów programu Galileo wzrosła do sześciu. Najnowsze satelity nazwano Doresa i Milena od imion uczennic, które zostały laureatkami unijnego konkursu rysunkowego.
Doresa i Milena to pierwsze dwa satelity systemu Galileo mające pełną zdolność operacyjną. Satelity umieszczone wcześniej służą testowaniu systemu na orbitach.
Galileo to europejski globalny system nawigacji satelitarnej, który ma być konkurencyjny wobec amerykańskiego GPS (Global Positioning System) i rosyjskiego GLONASS. Będzie z nimi jednak kompatybilny. Główną przewagą Galileo nad GPS ma być precyzja.
Umieszczenie na orbicie pełnej konstelacji 30 satelitów, w tym sześciu zapasowych, nadal przewidywane jest na koniec obecnej dekady, jednak realizacja programu na razie się opóźnia; początkowe plany zakładały, że do końca 2014 r. na orbicie będzie już 18 satelitów.
...
Jak zwykle w UE wychodzi odwrotnie nie powinno ... Zobaczenia to ich specjalność ...
Zamieszki w Brukseli. Na ulice wyszło ponad 100 tys. osób
W czwartek w Brukseli doszło do starć protestujących z policją podczas masowej demonstracji. Spalono kilka samochodów. Na ulice belgijskiej stolicy wyszło łącznie ponad 100 tys. osób, którzy chcieli wyrazić swój sprzeciw wobec polityki oszczędności nowego rządu.
Starcia z policją rozpoczęły się pod koniec demonstracji, w okolicach jednego z głównych dworców kolejowych w Brukseli. Według belgijskiego Czerwonego Krzyża, lekarze musieli interweniować ponad 30 razy, ponad 20 osób zostało przewiezionych do szpitala. Wśród rannych są zarówno policjanci, jak i protestujący. Ci ostatni sprzeciwiają się planom rządu Charlesa Michela dotyczących m.in. podniesienia wieku emerytalnego.
Czwartkowe demonstracje sparaliżowały komunikację miejską w belgijskiej stolicy. Rzadziej jeździło metro, mniej było dostępnych tramwajów i autobusów.
...
Chwieje sie siedlisko zla ...
100 tys. Belgów na ulicach Brukseli przeciw planom oszczędnościowym - PAP
Co najmniej sto tysięcy ludzi przeszło ulicami Brukseli w demonstracji przeciwko planom oszczędnościowym nowego rządu Belgii. Protest sparaliżował na kilka godzin komunikację w centrum miasta. Więcej osób przesiadło się na rowery.
Demonstracja zorganizowały trzy belgijskie związki zawodowe - chadecki CSC, socjalistyczny FGTB i liberalny CGSLB. Zapoczątkowała ona kampanię protestów przeciwko centroprawicowemu gabinetu premiera Charlesa Michela, który stanął na czele belgijskiego rządu 11 października.
Protesty mają potrwać do 15 grudnia. Na ten dzień zapowiedziano strajk generalny.
Protestujący sprzeciwiają się planom rządowym dotyczących m.in. podniesienia wieku emerytalnego z 65 do 67 lat, począwszy od 2030 roku. Nie podoba się im również, że od 2015 r. płace i świadczenia społeczne nie mają być jak co roku indeksowane, co przyczyni się do wzrostu kosztów utrzymania. Manifestujący są też przeciwni planom przewidującym niższe dodatki na dziecko, droższą edukację i opiekę nad dziećmi, a także droższy transport publiczny i wyższe ceny energii.
Według organizatorów w czwartkowej demonstracji udział wzięło ponad 120 tys. ludzi, a według źródeł w policji, na które powołuje się dziennik "Le Soir", było ich ponad 100 tys.
Wielu demonstrantów przyjechało z północy i południa kraju. Byli to pracownicy m.in. takich firm jak Delhaize, Picanol, bpost, Techspace Aero, główni dokerzy, (pracownicy portowi), czy też hutnicy. Oprócz nich udział w demonstracji wzięli przedstawiciele innych zawodów, w tym także członkowie partii opozycyjnej.
Jak podaje AFP, belgijskie koleje sprzedały ponad 80 tys. zniżkowych biletów, aby zachęcić do udziału w manifestacji.
Protestujący rozpoczęli demonstrację przed dworcem kolejowym Gare de Nord, jednym z największym w mieście. Następnie z północy Brukseli przez centrum przeszli do dworca południowego Gare de Midi. Gdy wielu protestujących było jeszcze na dworcu północnym, czoło kolumny demonstrantów dochodziło do oddalonego o 3,5 kilometra dworca południowego.
W trakcie marszu słychać było hasła w języku francuskim i flamandzkim: "Ręce precz od indeksacji!". Protestujący nieśli też transparenty z hasłami: "Ciężkie czasy dla pracowników, zła pogoda dla Belgii", "Praca do 67 lat - nie ma mowy".
Jeden z uczestników był przebrany za klauna i trzymał napis: "Jestem smutnym klaunem, żyję w biedzie, a bogaci dzięki kryzysowi stają się bogatsi".
Szef związku CSC Marc Leemans powiedział, cytowany przez "Le Soir", że ludzie są już źli i sfrustrowani. - Ważne jest, żeby tego nie lekceważyć - podkreślił.
Rząd zaprosił do siebie na rozmowy przedstawicieli trzech związków zawodowych. Związkowcy przyjęli zaproszenie, podkreślając, że nigdy nie odmawiali dialogu.
Protest spowodował spore utrudnienia dla poruszających się po centrum Brukseli. Komunikacja działała, ale autobusy i tramwaje jeździły rzadziej lub były opóźnione.
Policja już w środę wieczorem odradzała transport samochodem do centrum miasta. W czwartek można było zaobserwować większy ruch rowerowy na ulicach stolicy Belgii.
Charles Michel stoi na czele rządu, w którego skład weszły trzy partie flamandzkie: nacjonaliści z Nowego Sojuszu Flamandzkiego (N-VA), chrześcijańscy demokraci z CD&V, liberałowie z OpenVLD oraz jedyna partia frankofońska - Ruch Reformatorski (MR).
Tuż przed zaprzysiężeniem gabinetu Michel powiedział, że w koalicji zawarte zostało porozumienie w sprawie ram budżetowych, co pozwoli zrównoważyć budżet Belgii w 2018 r.
Ostatnio duże demonstracje przeciw decyzjom polityki rządowej Belgii miały miejsce w grudniu 2011 r. i w lutym 2013 r. Wówczas przyciągnęły kilkadziesiąt tysięcy demonstrantów.
...
Tak UE juz zagrozona w samym centrum .
Belgia: strajki paraliżują transport w Brukseli i ruch lotniczy
Strajki zakłóciły też międzynarodową komunikację kolejową ze stolicą Belgii - Reuters
Kolejny z serii strajków przeciwko planom oszczędnościowym belgijskiego rządu sparaliżował dzisiaj komunikację miejską w Brukseli, a także transport kolejowy i lotniczy do i ze stolicy Belgii.
Jak podaje portal radia i telewizji RTBF, na brukselskim lotnisku anulowano 44 proc. planowanych na poniedziałek lotów. Od wczesnego rana pikiety strajkujących blokują zjazdy z autostrad prowadzące do Brukseli. Nie kursują autobusy miejskie i regionalne oraz kolej.
Strajki zakłóciły też międzynarodową komunikację kolejową ze stolicą Belgii. Pociągi Eurostar z Londynu kończą swój bieg na stacji w Lille w północnej Francji, odwołano też prawie wszystkie połączenia Thalys między Paryżem a Brukselą.
Strajkujący zablokowali dojazdy do stref przemysłowych wokół Brukseli, pikietują też centra handlowe. Strajki objęły też prowincję Brabancja Walońska na południe od stolicy.
Dzisiejsza akcja to drugi z trzech zapowiedzianych strajków regionalnych. 15 grudnia w Belgii ma się odbyć strajk generalny przeciwko reformom, planowanym przez nowy rząd premiera Charlesa Michela.
Związkowcy sprzeciwiają się planom rządowym dotyczących m.in. podniesienia wieku emerytalnego z 65 do 67 lat, począwszy od 2030 roku. Nie podoba się im również, że od 2015 roku płace i świadczenia socjalne nie będą jak dotąd co roku indeksowane, co przyczyni się do wzrostu kosztów utrzymania. Są też przeciwni planom przewidującym niższe dodatki na dziecko, droższą edukację i opiekę nad dziećmi, a także droższy transport publiczny i wyższe ceny energii.
Przeciwko tym reformom ok. 100 tys. Belgów manifestowało na ulicach Brukseli 6 listopada, doszło wówczas do starć z policją.
Charles Michel stoi na czele rządu, w którego skład weszły trzy partie flamandzkie: nacjonaliści z Nowego Sojuszu Flamandzkiego (N-VA), chrześcijańscy demokraci z CD&V, liberałowie z OpenVLD oraz jedyna partia frankofońska - Ruch Reformatorski.
...
Nowy Babilon .
Belgia: strajk sparaliżował transport kolejowy i lotniczy
Ogłoszony przez związki zawodowe strajk generalny przeciw rządowym oszczędnościom sparaliżował w poniedziałek transport kolejowy i lotniczy w Belgii. Na lotnisku w Brukseli wstrzymano ruch. Linie Brussels Airlines szacują, że przez strajk stracą ok. 5 mln euro.
Oficjalnie strajk rozpoczął się o godz. 22 w niedzielę. Belgowie sprzeciwiają się planom oszczędnościowym rządu premiera Charlesa Michela. Dotyczy to m.in. podniesienia wieku emerytalnego z 65 do 67 lat, począwszy od 2030 roku; wstrzymania indeksacji płac i świadczeń, obniżenia dodatków na dzieci oraz podniesienia kosztów energii i transportu publicznego.
Ponieważ do strajku przyłączyli się belgijscy kontrolerzy ruchu lotniczego, przestrzeń powietrzna tego kraju została zamknięta na 24 godziny, czyli do 22. w poniedziałek. Rzeczniczka brukselskiego lotniska Florence Mulls powiedziała, że odwołano około 600 lotów. Zakłócenia te dotknęły około 50 tys. pasażerów.
Linie lotnicze Brussels Airlines poinformowały, że z powodu zamknięcia na 24 godziny przestrzeni powietrznej, przewoźnik zmuszony został odwołać wszystkie swoje loty w czasie trwania strajku. Jak informuje, pasażerowie, których loty zostały anulowane, mogą zmienić rezerwację lub wystąpić o zwrot kosztów biletu.
- Wyrażamy głęboki żal, że po raz kolejny, to podróżni są ofiarami tej akcji - powiedział prezes Brussels Airlines Bernard Gustin. Linie szacują, że z powodu poniedziałkowego strajku jej straty wyniosą ok. 5 mln euro.
- Dzisiaj rano nie jeździły także pociągi belgijskich kolei SNCB - powiedział rzecznik kolei Thierry Ney dziennikowi "La Libre Belgique". Firma obawia się, że sytuacja ta nie ulegnie zmianie przez cały poniedziałek. We Flandrii nie wyjechał od godz. 5.30 żaden autobus i tramwaj - podało przedsiębiorstwo transportu publicznego De Lijn.
Do Belgii nie dojeżdżają też pociągi Eurostar (przewoźnik kolejowy obsługuje szybkie połączenia między Londynem, Paryżem i Brukselą) oraz Thalys (obsługuje połączenia kolejowe między Francją a Belgią, Holandią i Niemcami). Trasy pociągów tych przewoźników kończą się w Lille, na północy Francji.
W całej Belgii pozamykane są sklepy oraz placówki publiczne, takie jak poczta, szkoły, czy sądy. Ograniczony jest też wywóz śmieci. W strajku uczestniczą również strażnicy więzienia Lantin. Do niezbędnego minimum ograniczono pracę w szpitalach. Porty w Antwerpii, Gandawie i Zeebrugge mają przestój, podobnie, jak wiele fabryk z sektora publicznego.
Kierowcy w całym kraju muszą się liczyć z utrudnieniami z powodu pikiet związkowców na wjazdach z autostrad, rondach czy na najważniejszych ulicach. W samej Brukseli nie jeżdżą autobusy brukselskiego przedsiębiorstwa komunikacji miejskiej - STIB oraz tramwaje; nie kursuje metro. Ulice Brukseli wydają się być wyludnione.
Strajki dotknęły też siedziby instytucji Unii Europejskiej, gdzie w poniedziałek nie pracują stołówki. Z powodu oczekiwanych zakłóceń już w niedzielę do Brukseli musieli przyjechać ministrowie spraw zagranicznych oraz ministrowie rolnictwa państw UE na zaplanowane na poniedziałek spotkania Rady UE.
Kilkunastu związkowców pikietowało na rondzie Schumana w centrum dzielnicy instytucji UE, posilając się kiełbaską z grilla. - Żądamy, aby ten rząd wycofał się z pomysłu podwyższenia nam wieku emerytalnego do 67 lat. Już teraz jest nam trudno wytrzymać w niektórych zawodach do 65. roku, a oni jeszcze chcą nam dołożyć kolejne dwa lata - powiedział uczestnik pikiety, Pierre. Jego koleżanka dodała, że jako sprzedawczyni w supermarkecie zarabia bardzo mało, a rząd chce jeszcze odebrać dodatki na dzieci. - Ja mam trójkę dzieci i dla mnie są to ogromne koszty, a teraz chcą mi zabrać dodatki. Nie zgadzam się na to - oświadczyła.
Sekretarz związku zawodowego CSC Marie-Helene Ska cytowana przez gazetę "Le Soir" powiedziała, że "dzisiejsza akcja jest sukcesem". "Gdziekolwiek pójdę, widzę silną determinację. Ale też coraz większą frustrację - pracownicy czują, że nie są słuchani. Nadszedł czas, by to zmienić" - powiedziała.
Dzisiaj strajk jest jednym z kolejnych trwających od listopada protestów w Belgii.
Charles Michel stoi na czele rządu, w którego skład weszły trzy partie flamandzkie: nacjonaliści z Nowego Sojuszu Flamandzkiego (N-VA), chrześcijańscy demokraci z CD&V, liberałowie z OpenVLD oraz jedyna partia frankofońska - Ruch Reformatorski (MR).
Tuż przed zaprzysiężeniem gabinetu Michel powiedział, że w koalicji zawarte zostało porozumienie w sprawie ram budżetowych, co pozwoli zrównoważyć budżet Belgii w 2018 roku.
Ostatnio duże demonstracje przeciw polityce rządu Belgii miały miejsce w grudniu 2011 i w lutym 2013 roku. Wówczas przyciągnęły kilkadziesiąt tysięcy demonstrantów.
>>>
Centrum Euromordoru .
Belgia: protesty przeciw polityce oszczędności
- PAP
Tysiące demonstrantów, w tym wielu działaczy związków zawodowych, protestowało w poniedziałek na ulicach Brukseli przeciw rządowym oszczędnościom; poniedziałek był drugim dniem protestu. Manifestanci domagali się też podniesienia podatków dla ludzi bogatych.
Tłumy, które wzięły udział w proteście mimo fatalnej pogody, żądały również podjęcia kroków w celu wyeliminowania oszustw podatkowych, a także nałożenia podatku na zyski z inwestycji kapitałowych.
Protestowano też przeciw takim decyzjom rządu premiera Charlesa Michela jak cięcia wynagrodzeń w sektorze publicznym, wydłużenie godzin pracy oraz ograniczenie świadczeń społecznych.
W niedzielę, w pierwszym dniu protestu w demonstracji uczestniczyło 15 tys. osób.
W grudniu ogłoszony przez związki zawodowe strajk generalny przeciw rządowym oszczędnościom sparaliżował poniedziałek transport kolejowy i lotniczy w całej Belgii.
Protestowano wówczas przeciw podniesieniu wieku emerytalnego z 65 do 67 lat, począwszy od 2030 roku; wstrzymaniu indeksacji płac i świadczeń, obniżeniu dodatków na dzieci oraz podniesieniu kosztów energii i transportu publicznego.
Poprzednie duże demonstracje przeciw polityce rządu miały miejsce w Belgii w grudniu 2011 i w lutym 2013 roku. Wówczas przyciągnęły kilkadziesiąt tysięcy demonstrantów.
>>>
Przynajmniej protest z sensem . Tu sa niszczyciele Europy .
Belgia: 80 tys. demonstrantów przeciwko oszczędnościom i reformom
Ulicami Brukseli przeszła dziś demonstracja protestujących przeciwko wolnorynkowym i oszczędnościowym decyzjom rządu premiera Belgii Charlesa Michela. Według policji brało w niej udział około 80 tys. osób.
Związkowcy twierdzą, że demonstracja liczyła 100 tys. manifestantów. Przebiegła ona spokojnie, poza starciem grupy dokerów z policją, gdy część protestujących chciała wybrać inną niż uzgodniona trasa przemarszu.
REKLAMA
Na skutek wielkiej manifestacji, zorganizowanej wspólnie przez trzy główne centrale związkowe, centrum Brukseli zostało całkowicie zablokowane, częściowo sparaliżowany został transport miejski, zakłócona była praca części firm i urzędów.
Związkowcy są przede wszystkim przeciwko zamrożeniu automatycznej indeksacji płac i podwyższeniu wieku emerytalnego do 67 lat. Argumentują, że rząd, kosztem przywilejów pracowniczych, ułatwia warunki funkcjonowania wielkich przedsiębiorstw.
...
UE...