Rzemiosło
Serwis znalezionych frazLinki
Ashley...
"Wśród mistrzów i partaczy" - wystawa o rzemieślnikach
Pracę rzemieślników i specyfikę wielu ginących już profesji przybliża otwarta w środę wystawa w Kamienicy Hipolitów – Oddziale Muzeum Historycznego Miasta Krakowa. Zwiedzający dowiedzą się, czym był majstersztyk i dlaczego niełatwo było zdobyć dyplom mistrza.
Ekspozycja "Wśród mistrzów i partaczy" przenosi widzów do czasów, gdy w mieście działało wiele pracowni rzemieślniczych i nie brakowało wędrownych speców od drutownia garnków czy szklenia okien. Przypomina też, że jeszcze niedawno mieliśmy zupełnie inny stosunek do przedmiotów - to, co się zepsuło było naprawiane, a nie zastępowane nowym modelem.
REKLAMA
- Przedmiot był wartością z tego względu, że często był wykonywany ręcznie. W porządnym krakowskim domu niczego nie wyrzucano. Jeśli coś dało się naprawić, korzystano z nadarzającej się okazji, by niesprawną rzecz oddać w ręce fachowca – powiedziała kurator ekspozycji Katarzyna Bury.
Na wystawie można zobaczyć wykonane przez rzemieślników stroje, bieliznę, kapelusze, torebki i ręcznie oprawiane książki. W pierwszej sali zaaranżowano "salon mód" czyli miejsce, w którym damy jeszcze w pierwszych dekadach XX wieku nabywały kreacje, dopasowywane później przez personel do ich figury.
Twórcy ekspozycji przypominają też, jak dawniej wyglądała nauka zawodu. Od połowy XIX wieku rzemieślnicy nie mieli obowiązku należenia do cechu, lecz zakładano stowarzyszania i związki zrzeszające przedstawicieli pokrewnych zawodów. Chodziło o ochronę zawodu i wykluczenie z niego tzw. partaczy – osób bez formalnego wykształcenia, które psuły opinię wykwalifikowanym rzemieślnikom i często zaniżały ceny.
Młodzi chłopcy terminowali w warsztacie mistrza kilka lat, wykonując najpierw najpośledniejsze prace, dopiero gdy nabyli niezbędne umiejętności teoretyczne i praktyczne, mogli przystąpić do egzaminu czeladniczego, po zdaniu którego nadal się uczyli. W wyznaczonym terminie czeladnik wraz z nauczycielem stawał przed starszyzną cechu, by złożyć egzamin praktyczny, czyli przedstawić majstersztyk – wyrób, w który włożył swoje umiejętności i serce. W jednej z gablot wyeksponowano taki właśnie majstersztyk zwany też popisem: haftowane, męskie rękawiczki.
- Pozytywne przyjęcie takiej pracy było jednoznaczne z aktem wyzwolin, który kończył naukę. Odtąd rzemieślnik mógł prowadzić własny interes i kształcić kolejnych adeptów – przypomniała Katarzyna Bury. Ale nie zawsze było to łatwe. Zwiedzający zobaczą księgę Stowarzyszenia Ślusarzy, Rusznikarzy, Nożowników i Pilnikarzy, w której w jednym ze sprawozdań z egzaminów mistrzowskich zapisano, że egzaminowany wykonał zamek do drzwi "bez żadnych zasad i znajomości sztuki ślusarskiej". Komisja dała mu na zdobycie tych umiejętności jeszcze pół roku. - Nauka była prowadzona nie tylko na miejscu, w Krakowie, ale często w ośrodkach zagranicznych: Wiedniu, Paryżu czy Pradze – mówiła kurator wystawy.
Dodała, że i dziś młodzi ludzie wracają do tradycji rzemieślniczych, ucząc się od postaw ginących w ostatnich latach zawodów. - Początkowo jest to dla nich zabawa, która z czasem staje się profesją – podkreśliła Katarzyna Bury.
Na wystawie zaaranżowano ekskluzywną ulicę z witrynami pracowni: modniarskiej, zegarmistrzowskiej, introligatorskiej i cukierniczej. Zwiedzający będą mogli zobaczyć m.in. dawne formy do wyrabiania kwiatków z marcepanu, szablony do zdobienia tortów, maleńkie żelazka do bielizny, ozdobne okucia introligatorskie, ekskluzywne rękawiczki i torebki.
W osobnej sali pokazywane są archiwalne zdjęcia Ignacego Kriegera przedstawiające rzemieślników, którzy przychodzili na krakowskie podwórka: druciarza, szklarza, kotlarza, kowala, sprzedawcę pudełek i sprzedawcę kłódek. Będzie można także posłuchać dźwięków nagranych w kilku rzemieślniczych pracowniach.
Częścią wystawy są filmy będące zapisem rozmów z sześcioma krakowskimi rzemieślnikami: modystką, gorseciarką, kaletnikami i introligatorami, którzy opowiadają o swojej pracy i klientach. Będzie też można obejrzeć oryginalne wyposażenie pracowni zegarmistrza: z biurkiem i wyjętym z obudowy, rozmontowanym zegarem.
Wystawa potrwa od 5 czerwca do 23 sierpnia. Będą jej towarzyszyć projekcje filmów, warsztaty dla dzieci oraz spacery szlakiem dawnych i obecnych pracowni rzemieślniczych.
...
Tak bylo w epoce bez przemyslu. Zreszta wtedy nazywano to przemyslem od przemyslenia Dzis przemysl to masowa produkcja automatyczna.
W niedzielę preIndustriada – wystawa o epoce przedprzemysłowej
PreIndustriada, czyli impreza poprzedzająca święto Szlaku Zabytków Techniki Woj. Śląskiego - Industriadę, odbędzie się w niedzielę w Górnośląskim Parku Etnograficznym w Chorzowie. Ma pokazywać epokę przedprzemysłową, m.in. źródła energii, które dziś znów są aktualne.
Industriada to koordynowana przez samorząd województwa coroczna jednodniowa impreza promująca industrialne dziedzictwo regionu - wypełniona koncertami, wystawami, zawodami sportowymi, konkursami, prezentacjami i np. nauką obsługi starych maszyn. W ub. roku Industriada przyciągnęła ponad 77 tys. osób. W tym roku wydarzenia szóstej już Industriady będą odbywały się 13 czerwca w 42 obiektach (w tym w 36 należących do Szlaku) w 27 miastach regionu.
REKLAMA
PreIndustriada, która od trzech lat poprzedza święto Szlaku Zabytków Techniki, odbędzie się 7 czerwca w chorzowskim skansenie. Jak zaznaczył rzecznik Industriady Mirosław Rusecki, preIndustriada ma pokazywać, jak wyglądał świat zanim z pomocą człowiekowi przyszły maszyny, para, węgiel i elektryczność.
- Druga rzecz wiąże się z tym, że odnawialne źródła energii, które były stosowane w czasach przedprzemysłowych, czyli energia wody czy energia wiatru znowu wracają do łask i mają zastosowanie. Oczywiście na trochę innym poziomie i przy trochę innej efektywności, ale wracamy do nich. Czas fajnie się tu zapętlił - wskazał Rusecki.
Tegoroczna preIndustriada pod hasłem "Bez pracy nie ma kołaczy" ma m.in. dać odpowiedź na pytania: ile trzeba energii, żeby ziarno przybrało formę pieczywa oraz jak efektywne były maszyny zanim pojawiły się para i elektryczność.
Oddzielania ziarna od plew przy pomocy wialni będzie można nauczyć się przy chałupie z Goleszowa, a przy pomocy cepa – w zagrodzie z Panewnik. Zagroda z Frydka, wiatrak z Grzawy i młyn z Imielina pomogą zmienić ziarno w mąkę (np. w mlewniku walcowym i śrutowniku). Przy młynie z Imielina będzie też można wyrabiać ciasto i piec bułki, a końcowy efekt pracy – chleb wyjdzie z pieca chlebowego z Landka w zagrodzie z Goleszowa.
Po raz pierwszy preIndustriadę zorganizowano w Górnośląskim Parku Etnograficznym w Chorzowie dwa lata temu. Pokazano wtedy m.in. pracę dawnej kuźni, kieratu, sposoby oddzielania ziarna od plew, mielenia zbóż czy działania wiatraka.
Ubiegłoroczna edycja preIndustriady obok chorzowskiego skansenu odbywała się w Skansenie-Zagrodzie Wsi Pszczyńskiej w Pszczynie. Chorzowskie pokazy gręplowania wełny, pracy sieczkarni podłączonej do kieratu czy mielenia ziarna w żarnach, uzupełniły w Pszczynie pokaz pracy repliki młyna wodnego, warsztaty rękodzielnicze czy zajęcia z pszczelarstwa.
...
Tak tez stosowano mysl techniczna.
PAP
Wydano album fotograficzny "Ginące rzemiosło na Kaszubach"
Fotografie blisko 40 czynnych zawodowo garncarzy, hafciarek, cieśli, rymarzy itp. składają się na wydany właśnie album "Ginące rzemiosło na Kaszubach". Publikację uzupełniono wykonanymi na terenie skansenów zdjęciami prezentującymi dawną kaszubską wieś.
Album, którego autorzy postawili sobie za cel odnalezienie na Kaszubach ludzi uprawiających zanikające dziś zawody i rzemiosła oraz "dopilnowanie, aby pozostał po nich trwały ślad", wydało Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie.
REKLAMA
REKLAMA
Jak zaznaczył w rozmowie prezes organizacji Łukasz Grzędzicki, na pomysł takiej publikacji wpadł lęborski fotograf Krzysztof Falcman. - Jakieś dwa lata temu przyszedł do zrzeszenia z takim pomysłem. Nam udało się zdobyć dofinansowanie z ministerstwa kultury, pomogliśmy też w skontaktowaniu fotografów z kaszubskimi rzemieślnikami i tak powstał album – powiedział Grzędzicki dodając, że Falcman został koordynatorem zespołu fotografów - pasjonatów pochodzących m.in. z ze Śląska, Lubelszczyzny czy Mazowsza.
Grzędzicki wyjaśnił też, że pośrednictwo Zrzeszenia na linii fotografowie-rzemieślnicy, było bardzo istotne. - Bez naszego polecenia Kaszubi chyba by się nie zgodzili na udział w takim projekcie, a tak ktoś zadzwonił do wujka, inny do dziadka czy sąsiada uprawiającego stary - często przekazany w rodzinie z pokolenia na pokolenie - zawód i ich podejście do fotografów było już zupełnie inne – powiedział Grzędzicki.
Na zdjęciach utrwalono m.in. pracę rzeźbiarzy, garncarzy, hafciarek, prządek i tkaczek, wytwórców tabaki i przedmiotów ze zwierzęcych rogów, plecionkarza wytwarzającego różne przedmioty z korzeni drzew, cieśli, szewca, rymarza oraz rybaków z kaszubskich jezior ale też Półwyspu Helskiego.
W publikacji pokazano też unikatową konną zrywkę drzew (konie transportują drzewa ścięte na zboczach kaszubskich pagórków do szklaków, skąd surowiec przewożony jest dalej np. ciężarówkami), od wieków uprawianą na terenie pagórkowatej Szwajcarii Kaszubskiej. - W kaszubskich warunkach ciężki sprzęt by się nie sprawdził: bez koni tego drewna nie dałoby się pozyskać – wyjaśnił Grzędzicki.
Serię zdjęć przedstawiających pracę dzisiejszych Kaszubów uprawiających ginące rzemiosła i zawody, poprzedził w albumie zestaw fotografii prezentujących wyreżyserowane sceny z codziennych zajęć dawnych Kaszubów. Zdjęcia te wykonano na terenie dwóch skansenów (Muzeum-Kaszubskim Parku Etnograficznym im. Izydora i Teodory Gulgowskich we Wdzydzach Kiszewskich oraz Muzeum Wsi Słowińskiej w Klukach), a role dawnych mieszkańców Kaszub odegrali na nich poprzebierani w stosowne stroje pracownicy tych placówek.
Na zdjęciach tych (wykonanych w autentycznych dawnych warsztatach eksponowanych w skansenach) uwieczniono m.in. pracę młynarza, kowala, kołodzieja, powroźnika, tkaczki i plecionkarki. Zaprezentowano też na nich naprawę sieci rybackich, wyrób masła, oleju i tabaki, malowanie na szkle, przędzenie czy ręczne pranie.
Oprócz Krzysztofa Falcmana, wśród autorów fotografii znaleźli się Jolanta Rycerska, Kasia Kalua Kryńska, Katarzyna Łata-Wrona, Marcin Jastrzębski i Andrzej Seweryński.
Wszystkie zdjęcia zamieszczone w albumie są czarno-białe i wykonane zostały na kliszach celuloidowych za pomocą starych aparatów. Jak wyjaśnił Grzędzicki, był to świadomy zabieg fotografów, nawiązujących w ten sposób do tradycyjnych technik w ich rzemiośle.
Zdjęciom towarzyszą krótkie informacje przybliżające czy to bohaterów poszczególnych ujęć, czy też uprawiane na Kaszubach tradycyjne rzemiosła i zawody. Teksty opublikowano równolegle w polskiej, kaszubskiej i angielskiej wersji językowej. Książka jest rozprowadzana w księgarni internetowej prowadzonej przez Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie.
15 kwietnia w Kaszubskim Uniwersytecie Ludowym w Wieżycy na Kaszubach zaplanowano promocję albumu, w której wezmą udział zarówno autorzy zdjęć, jak i ich bohaterowie. Przedstawiciele Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego prowadzą też rozmowy na temat prezentacji części zdjęć z albumu w formie wystawy na gdańskim lotnisku.
...
Cenne.