Szaleni ,,zbawcy'' świata ...
Serwis znalezionych frazLinki
- Ashley...
- SPRZEDAM 11 TOMOW Z SERII HISTORIA SWIATA WYDAWNICTWA AMBER
- Ks. Stanisław Sudoł kolejny wzór z Polski dla Świata !
- 70 % ludności świata narażone na brak wolności religijnej!
- Słynne sanktuaria świata razem na Złotej Górze !
- Paruzja już istnieje - "Uwierzcie w koniec świata"
- PiĹka NoĹźna w Polsce ...
- Kultura pokoleniowa .
- [Klub Nota Bene] Play and Drink
- praca dodatkowa dla studenta prawa
- Konfederacja Warszawska 1573.
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- reszka.htw.pl
Ashley...
Życie Allende zakończył jeden strzał - "to samobójstwo"
W 1973 roku ówczesny prezydent Chile Salvador Allende popełnił samobójstwo - poinformowała jego rodzina i eksperci medycyny sądowej.
Szczątki byłego przywódcy Chile zostały pod koniec maja ekshumowane w ramach śledztwa sądowego. Jego celem było ustalenie, czy w dniu zamachu stanu 11 września 1973 roku Allende popełnił samobójstwo, czy też został zamordowany.
Allende, prezydent Chile w latach 1970-1973, realizował program radykalnych przeobrażeń gospodarczo-społecznych, zwanych chilijską drogą do socjalizmu, obejmujących reformę rolną i nacjonalizację. Poniósł śmierć podczas wojskowego zamachu stanu, dokonanego przez generała Augusto Pinocheta, w bombardowanym pałacu prezydenckim La Moneda w Santiago.
"Zakończył życie sam"
Socjalistyczna senator Isabel Allende, córka byłego prezydenta, powiedziała dziennikarzom, że eksperci medycyny sądowej z Santiago ustalili, iż jej ojciec popełnił samobójstwo. - Wniosek jest taki sam, jaki wyciągnęła rodzina: Prezydent Allende 11 września 1973 roku, znajdując się w ekstremalnych warunkach, postanowił popełnić samobójstwo, niż dać się upokorzyć lub cierpieć w inny sposób
Isabel Allende, córka byłego prezydentaprezydent Allende 11 września 1973 roku, znajdując się w ekstremalnych warunkach, postanowił popełnić samobójstwo, niż dać się upokorzyć lub cierpieć w inny sposób - oświadczyła.
Badania międzynarodowych ekspertów potwierdziły, że życie prezydenta zakończył "jeden strzał" - powiedział dyrektor zakładu medycyny sądowej SML w Santiago Patricio Bustos. Wskazał, że bezpośrednią przyczyną zgonu była "rana od pocisku" i że "odpowiada to samobójstwu".
Isabel Allende, dziękując ekspertom za przeprowadzenie badań, powiedziała, że ich wyniki zapewnią teraz spokój rodzinie - Salavador Allende zakończył życie sam z własnej woli, bez udziału osób trzecich.
Z lufą pod brodą
W skład zespołu, który przeprowadził ekspertyzę, wchodzili tanatolog, lekarze, ekspert ds. balistyki i antropolog medycyny sądowej.
Jak ustalili, Allende usiadł na krześle w swoim gabinecie z karabinem AK-47 między kolanami, z lufą pod brodą i pociągnął za spust, wystrzeliwując dwie kule: jedna z nich przeszła przez podbródek i tylną część czaszki, powodując śmierć; drugą, wbitą w ścianę pomieszczenia, znaleziono później.
Śledztwo ws. śmierci
Dochodzenie w sprawie śmierci byłego prezydenta, prowadzone przez sędziego Mario Carroza z Sądu Apelacyjnego w Santiago, otwarto 27 stycznia tego roku. Stanowiło ono część szerszego przeglądu 726 spraw domniemanego pogwałcenia praw człowieka przez wojskową juntę rządzącą Chile do 1990 roku. Po zamachu stanu pojawiły się sugestie, że Allende został zamordowany przez żołnierzy, którzy wdarli się do pałacu.
Po śmierci ciało prezydenta poddano autopsji, po czym jego szczątki przewieziono do nadmorskiego miasta Vina del Mar. W 1990 roku, po przywróceniu demokracji, ekshumowano je i z powrotem przewieziono do stolicy.
>>>>
Czlowiek opetany przez demony ... Zginal za komunizm poprzez samobojstwo . Diabel podpowiedzial mu aby zostal ,,kounistycznym meczennikiem'' ... Calkowity obled ... ,,Zbawienie'' kraju przez rewolucje jest podobne do grzechu pierworodnego ... Obiecuje szczescie daje koszmar ... Tylko Bóg i tylko Nasza Matka daja wyzwolenie ! Jezus juz zbawil swiat i nie trzeba Go poprawiac...
To jest wlasnie marksizm ! Jest on mocno rabiczny i wyrasta z cywilizacji żydowskiej . Zbawic swiat bo do tej pory mesjasz nie przyszedl ! Przyszedł i ZBAWIŁ ale zbawienie trzeba PRZYJĄĆ ! Ludzie nie przyjmuja i dlatego jest pieklo... Zreszta Judasz tez nie przyjal a mial Zbawiciela i Jego Matkę tuz obok ! To jest wciaz ten sam dramat od tysiacleci !
Salvador Allende, 1971 r. (fot. )
Śledztwo ws. przymusowych sterylizacji kobiet.
Peruwiańska prokuratura wznowiła śledztwo w sprawie przymusowych sterylizacji, jakim poddawane były kobiety za rządów Alberto Fujimoriego w latach 1990-2000. Według obrońców praw człowieka praktyki te można zakwalifikować jako zbrodnię przeciwko ludzkości.
Jak poinformowano, do tej pory udokumentowano przypadki przymusowych sterylizacji ok. 2 tys. kobiet. Jednak zdaniem działaczy na rzecz praw człowieka, bardziej prawdopodobne szacunki mówią o 200 tys. pokrzywdzonych. W większości kobiety te pochodziły z obszarów wiejskich, były bardzo słabo wykształcone, a niektóre były analfabetkami.
Program sterylizacji miał na celu ograniczenie ubóstwa przez zmniejszenie liczby urodzeń wśród najbiedniejszych warstw społeczeństwa.
- Była to polityka prowadzona z premedytacją, ponieważ metody takie stosowano głównie w regionach skrajnie ubogich, wiejskich, w Andach - wyjaśnił Francisco Soberon, dyrektor głównej peruwiańskiej organizacji praw człowieka APRODEH. Było to także rasistowskie, ponieważ zabiegom poddawano przede wszystkim Indianki Keczua - dodał.
Zdaniem obrońców praw człowieka, Fujimori osobiście zlecał przeprowadzanie przymusowych sterylizacji, a program prowadziło trzech kolejnych ministrów zdrowia.
W 2009 roku wszystkie śledztwa w tej sprawie zawieszono, ale obecny lewicowy prezydent Ollanta Humala wrócił do tematu w czasie kampanii przed wyborami w czerwcu tego roku, w których zmierzył się z córką Fujimoriego, Keiko.
Rządzący twardą ręką w latach 1990-2000 Alberto Fujimori od 2007 roku odbywa karę 25 lat więzienia za łamanie praw człowieka, zbrodnie przeciw opozycji, nadużywanie władzy i korupcję. Na początku lat 90. Fujimori był powszechnie podziwiany za zgniecenie brutalnej lewackiej partyzantki Świetlistego Szlaku (w trwającej 20 lat wojnie zginęło ponad 70 tys. ludzi), a także doprowadzenie kraju do względnego dobrobytu. Wszystko to jednak za cenę represji i łamania praw człowieka.
>>>>>
Gdyby zgniotl komunizm i podniosl niski poziom zycia to bylby jednym z najwybitniejszych prezydentow tego kontynentu ... Niestety jest to koszmar niszczyc plodnosc kobiet ! Tych ,,biednych'' ! Niech sie nie rodza - biedy nie bedzie ... Przypomne zreszta ze i w europce rozwazali takie metody - wiec nie robmy z Peru jakiegos dzikiego kraju . Fuchimori jest z Japonii to duzo tluamczy ! To nie jest kraj katolicki ani nawet chrzescijanski ... Latami mordowali ludzi aby utrzymac ludnosc na stalym 30 mln. poziomie . Jednostka jak to w Azji jest komorka spoleczna a jak komorka zawadza to sie ja wycina ... Jak ginie jedna mrowka to mrowisko wytwarza druga i nic sie nie zmienia ... Mniej wiecej takie podejscie obowiazuje gdy Boga nie ma ... Czyli w komunie w poganstwie na liberalnym zachodzie tez zreszta . Gdy Boga nie ma wszystko wolno - mowil Dostojewski ... Zatem moral jest jasny ...
NIE MOZNA ZWALCZAC NIEGODZIWOSCI ZBRODNICZYMI METODAMI ! Zło DOBREM zwyciężaj . Czyli znow ks. Jerzy . Czyli Polska . Czyli Nasza Matka . CZYLI BÓG !
Waldemar Rezmer / Polska Zbrojna Bij krasnoarmiejca!
Rosyjscy chłopi zbrojnie zaprotestowali przeciw rabowaniu wsi przez bolszewików.
Pod koniec października 2011 roku na ekrany rosyjskich kin wszedł film pod tytułem „Żyła sobie baba”, który wywołał od razu ożywioną dyskusję. Opowiada on o jednej z największych masowych zbrodni dokonanych przez bolszewików na własnym narodzie: na tambowskich chłopach, czyli tych, którzy w myśl założeń marksistowsko-leninowskich mieli być – tak jak robotnicy – klasowym oparciem dla władzy sowieckiej. Przeciętnemu Rosjaninowi, któremu ciągle mówiono o sojuszu klasy robotniczej z chłopstwem, o Robotniczo-Chłopskiej Armii Czerwonej (RKKA), trudno pojąć, że to właśnie oddziały RKKA dokonały masakry chłopów. Reżysera Andrieja Smirnowa oskarża się więc o „antyrosyjskość” i szkalowanie Rosji, nie tylko sowieckiej, lecz także – co dość dziwne – carskiej. Nie ma jednak wątpliwości, że ten film, przypominający Rosjanom o wydarzeniach sprzed dziewięćdziesięciu lat, przyspieszy destalinizację ich kraju.
W historiografii powszechnej powstanie chłopów w tambowskiej guberni, leżącej około 400 kilometrów na południowy wschód od Moskwy, określa się jako „antonowskie” (od nazwiska przywódców – braci Aleksandra i Dmitrija Antonowów). W ZSRR i PRL bunt chłopów nazywano natomiast pogardliwie „antonowszczyzną”. Twierdzono bowiem, że wywołali go zaciekli wrogowie władzy sowieckiej – eserowcy. W rzeczywistości był to zbrojny protest włościan, którzy nie mogli wytrzymać rabowania wsi przez bolszewików.
Wyniszczające rekwizycje żywności, masowe, przymusowe pobory do wojska i coraz ostrzejszy terror stały się powodem wybuchu powstania już w 1918 roku. Wtedy jednak zostało ono dość łatwo stłumione przez bolszewików. W 1919 roku chłopi ponownie sięgnęli po broń. W sposób żywiołowy zaczęły powstawać oddziały powstańcze zasilane gromadnie przez dezerterów z Armii Czerwonej i „białej” Armii Ochotniczej generała Antona Denikina. W listopadzie 1920 roku Aleksander Antonow przystąpił do tworzenia regularnego powstańczego wojska, z naczelnym dowództwem i uporządkowanymi strukturami organizacyjnymi. Powstały dwie partyzanckie armie: 1 Armia, w której składzie znalazło się dziesięć pułków, oraz 2 Armia złożona z czterech pułków. Z pułków tych tworzono brygady.
DROGA DO KLĘSKI
W lutym 1921 roku powstanie osiągnęło apogeum. Chłopskie siły liczyły 50 tysięcy ludzi uzbrojonych nie tylko w karabiny ręczne, lecz także w maszynowe oraz działa. W pięciu powiatach całkowicie zlikwidowano sowiecką władzę. Zastąpił ją Związek Pracującego Chłopstwa, którego przedstawicielstwa tworzono we wszystkich gminach. Ruch powstańczy zaczął ogarniać sąsiednie powiaty woroneskiej i saratowskiej guberni. Atakowano miasta i stacje kolejowe. Na przykład 26 lutego zgrupowanie około 1,5 tysiąca ludzi z dziewięcioma karabinami maszynowymi z 3 Brygady pod dowództwem Iwana Kuzniecowa (później objął dowództwo powstańczej 1 Armii) i oddziału Iwana Kolesnikowa (wcześniej walczył z władzą sowiecką w guberni woroneskiej i Donbasie) zaatakowało stację kolejową Ternowka i rozbiło batalion „czerwonego” 90 Pułku Strzelców. W boju zginęło 150 krasnoarmiejców, stu trafiło zaś do niewoli. Powstańcy zdobyli też karabin maszynowy i trzy wozy karabinów ręcznych. Pułk z 14 Samodzielnej Brygady Kawalerii, który wysłano z pomocą krasnoarmiejcom, zdołał uwolnić tylko 75 jeńców.
1 marca powstańcza 2 Armia pod dowództwem Aleksandra Antonowa uderzyła w powiecie borysoglebskim na zgrupowanie „czerwonych” złożone z 4 Pułku Kawalerii i 15 Sybirskiej Brygady Kawalerii. Oddziały sowieckie poniosły wielkie straty w ludziach, powstańcy zdobyli cztery działa z 500 pociskami, wiele karabinów ręcznych, nabojów, siodeł i zapasów prowiantu. Od lata 1920 roku praktycznie każdego dnia siły powstańcze dokonywały podobnych napadów na ośrodki władzy sowieckiej, sowchozy, stacje kolejowe, garnizony Armii Czerwonej.
Wiosną 1921 roku sytuacja powstańców radykalnie się pogorszyła. W październiku 1920 roku zakończyła się wojna z Polską, w listopadzie zaś została rozbita na Krymie „biała” armia generała Piotra Wrangla. Umożliwiło to bolszewikom przerzucenie na Tambowszyznę dużych sił piechoty i kawalerii, wzmocnionych artylerią, bronią pancerną i lotnictwem. Na dowódcę całości wojsk wydzielonych do stłumienia powstania wyznaczono Michaiła
Tuchaczewskiego. Pomóc mu miało kilku dowódców, którzy wyróżnili się w walkach z „białymi” i w wojnie z Polską. Jego zastępcą został Ieronim Uborewicz, który do lipca 1920 roku na Froncie Polskim dowodził 14 Armią, a potem 13 Armią działającą przeciwko Wranglowi. Stanowisko szefa sztabu objął Nikołaj Kakurin (w 1920 roku był dowódcą dywizji strzelców, później 3 Armii, za stępcą dowódcy Frontu Zachodniego, a następnie dowódcą Bucharsko-Fergańskiej Grupy Wojsk), którego równocześnie mianowano dowódcą samodzielnej grupy kawalerii. Na Tambowszczyznę przeniesiono także Grigorija Kotowskiego z jego brygadą kawalerii (na jej czele w 1920 roku walczył przeciwko Polakom na Ukrainie).
JAGODA W AKCJI
Spacyfikowaniem guberni i rozprawieniem się z powstańcami oraz wspierającymi ich chłopami mieli się natomiast zająć czekista Gienrich Jagoda i prawnik wojskowy Wasilij Ulrich. Wykazali się bezwzględnością i „talentem” w stosowaniu masowego terroru, co zostało zauważone przez ich zwierzchników. Obaj zrobili wielką karierę w sowieckim aparacie przemocy. To właśnie Jagoda, od 1924 roku drugi zastępca Feliksa Dzierżyńskiego w OGPU (Zjednoczony Państwowy Zarząd Polityczny – policja polityczna), a od 1934 roku ludowy komisarz spraw wewnętrznych, stał się głównym organizatorem systemu łagrowego i zapoczątkował wielką czystkę po śmierci Siergieja Kirowa. Ulrich został natomiast przewodniczącym Kolegium Wojskowego Sądu Najwyższego ZSRR i w latach 1926–1948 prowadził najważniejsze procesy polityczne, między innymi marszałka Tuchaczewskiego oraz przywódców Polskiego Państwa Podziemnego.
W dyrektywie przesłanej Tuchaczewskiemu polecono stłumić powstanie w ciągu miesiąca. Miał tego dokonać przy pomocy skierowanych na Tambowszczyznę nowych oddziałów Armii Czerwonej. O ile 1 stycznia 1921 roku w boje z powstańcami było zaangażowanych 11870 żołnierzy, a 1 lutego – 33 750, o tyle w chwili objęcia dowództwa przez Tuchaczewskiego (6 maja 1921 roku) siły te liczyły już prawie 42 tysiące, w lecie zaś przeszło sto tysięcy. Oprócz jednostek piechoty (10, 19 i 42 Dywizja Strzelców oraz 114 Samodzielna Brygada Strzelców) w operacji tłumienia powstania wzięły udział brygady kawalerii (1 Brygada Kawalerii Kotowskiego, 14 Samodzielna Brygada Kawalerii oraz 15 i 16 Sybirska Brygada Kawalerii), a także 1, 21 i 52 Oddział Samochodów Pancernych, oddział lotniczy i oddziały WOChR (Wojska Wewnętrznej Ochrony Republiki).
ZBRODNICZA DECYZJA
Do likwidacji powstańców wykorzystywano wszystkie dostępne środki, w tym także broń chemiczną. Jej użycie nakazali Tuchaczewski i Kakurin w rozkazie nr 0116 wydanym 12 czerwca 1921 roku. Oceniwszy położenie, poinformowali, że na skutek zmasowanych działań podległych im wojsk zasadnicze siły powstańców zostały rozbite, ale ich resztki schroniły się w lasach, skąd dokonują wypadów na ośrodki sowieckiej władzy. W celu oczyszczenia kompleksów leśnych należy zastosować gazy duszące. Tę zbrodniczą decyzję zaakceptowała Komisja do Walki z Bandytyzmem przy Rewolucyjnej Radzie Wojskowej Republiki na swoim posiedzeniu 19 czerwca. Po zreferowaniu sprawy przez Siergieja Kamieniewa (w 1921 roku naczelny dowódca Armii Czerwonej) i Władimira Antonowa-Owsiejenkę (przedstawiciel Komisji do Walki z Bandytyzmem w tambowskiej guberni) zaleciła jedynie Tuchaczewskiemu używać gazów z wielką ostrożnością, dobrze przygotować atak od strony technicznej i wykonać go tylko wtedy, gdy będzie zagwarantowany pełny sukces.
Rozkaz ten był skrupulatnie realizowany nawet po odwołaniu z Tambowa Tuchaczewskiego i Antonowa-Owsiejenki. Tylko 2 sierpnia 1921 roku artyleria wystrzeliła 65 szrapneli, 49 granatów i 59 pocisków gazowych do powstańców ukrywających się na wyspie na jeziorze Kipiec (powiat Kirsanow). Sześć dni później specjalny oddział na łodziach, na których zainstalowano karabiny maszynowe, popłynął na wyspę w celu zlikwidowania pozostałych przy życiu powstańców. Czterech zabito, dwóch wzięto do niewoli.
Pomimo ogromnej przewagi technicznej „czerwonych” boje były niezmiernie zacięte. Przykładem tego mogą być wydarzenia z 30 czerwca, kiedy oddział kursantów (123 kawalerzystów z czterema karabinami maszynowymi) zaatakował niedaleko wsi Fiedorowka-Mordwa 9 Siemionowski Pułk dowodzony przez Piotra Awierjanowa (750 powstańców).
Krasnoarmiejcy wpadli jednak w zasadzkę i zostali okrążeni. Od zagłady uratował ich 2 Pułk Kawalerii z brygady Kotowskiego, który zdążył przyjść im z pomocą. Straty kursantów wyniosły jednak około 40 zabitych i 80 rannych. W lipcu główne siły powstańców były już rozbite. Tym, które zachowały jeszcze wartość bojową, dowódcy rozkazali rozdzielić się na mniejsze grupy, ukryć w lasach lub rozejść do domów. Walka miała być jednak kontynuowana. Tak też się stało. Niewielkie grupy powstańców walczyły do końca 1921 roku. Po odwołaniu 17 lipca 1921 roku Tuchaczewskiego z Tambowa, a potem wycofaniu z guberni części sił wojskowych, likwidacją ostatnich powstańców zajmowały się zasadniczo organy bezpieczeństwa. Jedna z grup operacyjnych 24 czerwca 1922 roku o godzinie 22 okrążyła gospodarstwo we wsi Niżnij Szibrjaj w powiecie borisoglebskim, gdzie ukrywali się Aleksander i Dmitrij Antonowowie. Po dwóch godzinach strzelaniny obaj bracia zostali zabici. Był to ostateczny koniec powstańczej epopei.
>>>>>
Tam gdzie komunizm zawsze to samo !
Ale pamietajmy ze chlopstwo w Rosji to nie byly niewinne baranki !
Jak Lenin rzucicl chasla GRABCIE ! To grabili szlachtę i bogaczy i morodowali . Pozniej przyszla kolei na nich . Takie sa zasady diabla...
A przykaznia znali ! Nwet jak pop pijak i donosiciel to przeciez jednak tyle co 10 przykazan dowiedziec sie bylo mozna . Wiec nie bylo tak ze nie wiedzieli . Wiec jak zaszaleli to przyszlo zaplacic rachunki :
Film „Żyła sobie baba” odkrywa nieznaną kartę w historii Rosji, fot. Polska Zbrojna
19-latek został poddany przymusowej sterylizacji. "Trzy generacje imbecyli wystarczą"
22 października 1968 roku Charles Holt miał 19 lat i mieszkał w Instytucie dla Chłopców w Karolinie Północnej. Wtedy jego życie zmieniło się radykalnie, bez jego wiedzy. Został poddany przymusowej sterylizacji. Przypadek Charlesa Holta nie jest odosobniony. W istocie jego historia stanowi haniebny rozdział w historii Ameryki.
Od 1907 roku do lat 70-tych ponad 60.000 Amerykanów zostało wysterylizowanych, ponieważ "nie pasowali do ludzkich standardów". Nazwano to eugeniką. Celem było zdjęcie ciężaru z reszty społeczeństwa i "doprowadzenie ludzkości do lepszego jutra". Trzydzieści trzy stany uczestniczyły w tym lub innym momencie w tym programie, z pomocą niektórych spośród najbardziej szanowanych lekarzy i pracowników społecznych. Decyzję zaakceptował nawet Sąd Najwyższy. Oliver Wendell Holmes napisał w uzasadnieniu z 1927 roku, że "trzy generacje imbecyli wystarczą".
>>>>>
Tak ! Wielkim klamstwem jest to ze Hitler byl psychopata ktory wzial sie nie wiadomo skad i wysnul swoje zbrodnie nie wiadomo z czego !
BEZCZELNE KLMASTWO !
Hitler byl typowym przedstawicielem epoki ! Teorie swoje wysnul z ... ksiazek ,,naukowych''... Racjonalne ulepszanie ludzkosci przez eutanzje i sterylizacje osobnikow zdegenerowanych oraz ,,rozpłód'' osobnikow wartsciowych ... O TYM PISALY KSIAZKI !
Adolf byl tylko tym ktory REALIZOWAL ! On nie gledzil ON ROBIL !!!
Co obiecal to wprowadzal I DO KONCA !!!
Tak ! Symbol zbrodni swiatowych byl dzieckiem teorii swej epoki ! Nic doslownie nie wymyslil on zrealizowal ! Taka jest smutna prawda ...
Thilo Thielke / Der Spiegel
Dusze pocięte na kawałki
Zdjęcia z rumuńskiego sierocińca w Cighid w 1990 roku wstrząsnęły całym światem. Wiele tamtejszych dzieci z góry skazano na śmierć, cudem jednak udało im się przeżyć. O ich losie opowiada lekarz, który starał się im pomagać.
Doktor wrócił. Mieszkańcy sierocińca rzucają się na niego z wielką radością, prawie go dusząc, urośli już bowiem i stali się silni. Pavel Oarcea, niski mężczyzna w wieku 63 lat, niemal niknie w owej gromadce, cieszy go jednak przywiązanie jego niegdysiejszych wychowanków. Wciąż mówi o nich: "moje dzieci", choć te od dłuższego czasu są już dorosłe. To byli mieszkańcy Cighid, dawnego zamku myśliwskiego na zachodzie Rumunii, oddalonego o około 60 kilometrów od powiatowego miasteczka Oradea.
Pavel Oarcea przyjechał tu po raz pierwszy wiosną 1990 roku. Zaledwie kilka miesięcy wcześniej obalono dyktatora Nicolae Ceausescu, grupa składająca się z członków partii, wojskowych i funkcjonariuszy organów bezpieczeństwa stanęła na czele narodowego powstania i obaliła reżim. 25 grudnia 1989 roku Ceauşescu i jego żona zostali straceni. Był to czas, gdy po raz pierwszy uchyliła się kurtyna skrywającaprzez dziesiątki lat państwo terroru, a opinia publiczna poznała przerażające prawdy. Również te o Cighid.
"Spiegel" i "Spiegel TV" informowały wówczas o owym domu opieki przeznaczonym głównie dla upośledzonych sierot , który już wkrótce zasłynął jako "pałac okropności". Ponad setka dzieci wegetowała tam, zaniedbana, niedożywiona, bez ochrony przed chłodem. Wiele z nich trzymano w "izolatkach" – lochach zaopatrzonych w ciężkie zasuwy. Inne z kolei zamknięto w psiarni. W ciągu dwóch i pół roku w Cighid zmarło 139 dzieci, ich zwłoki pogrzebano na polu uprawnym.
Raport na temat Cighid – "Spiegel" zatytułował go: "Noc cywilizacji" – wywołał potężne echo. Wielu ludzi chciało pomóc, w ciągu kilku miesięcy zebrano 3,1 miliona marek. W drogę do Rumunii wyruszyli sanitariusze i psycholodzy dziecięcy.
Dla dwojga kolejnych wychowanków pomoc ta przyszła niestety za późno – dzieci te zmarły, zanim zdążyli przybyć pierwsi lekarze. Pozostałe jednak udało się uratować. Dobre 21 lat później można powiedzieć, że właśnie ta niesamowita gotowość niesienia pomocy pomogła dzieciom mającym za sobą piekło Cighid powrócić do normalnego życia
Doktor Oarcea, renomowany pediatra z Oradei, ma w tym swój ogromny udział. Został wówczas wysłany do sierocińca przez stronę rumuńską, bo również w Bukareszcie wieści o losie tych dzieci wywołały wielkie wzburzenie.
Oarcea nie miał wcześniej do czynienia z osobami upośledzonymi, mimo to jednak natychmiast zabrał się do pracy. Zatrudnił nowy personel i starał się nawiązać kontakt z całkowicie roztrzęsionymi dziećmi. – W tym czasie stałem się zupełnie innym człowiekiem – opowiada dzisiaj. – Nie mogłem już stamtąd odejść.
Przez siedemnaście kolejnych lat prowadził ów dom opieki, który w międzyczasie przeszedł gruntowną renowację i otrzymał nowoczesne wyposażenie. Tamtejsi wychowankowie pozostali zgraną grupą, większość z nich do dzisiaj mieszka w Cighid.
Wśród nich jest Angela Fechete, obecnie 33-letnia kobieta, która ze śmiechem przytula się do doktora. Wtedy, wiosną 1990 roku, siedziała przycupnięta w czymś w rodzaju obory, zamkniętej na kłódkę, i obrzuciła przybyłe osoby odchodami. Każdego wieczoru ówczesny personel uspokajał ją za pomocą chlorpromazyny, silnego środka psychotropowego. Dziewczynka uważana była za wyjątkowo agresywną, pokarm podawano jej w blaszanym korycie, w którym znajdowała się jakaś zjełczała breja.
– Angela nie potrafiła nawet płakać – wspomina Pavel Oarcea. – Byłem zupełnie zszokowany. Nawet płaczu dzieci z Cighid musiały się dopiero nauczyć.
Wielu trzymanych w podobnych warunkach mieszkańców sierocińca nie umiało chodzić w pozycji wyprostowanej, ponieważ zanikły im mięśnie nóg. Inni wychowankowie nie potrafili z kolei mówić, bo przez lata nikt z nimi nie rozmawiał. Wydawali z siebie jedynie trudne do zrozumienia dźwięki, rzucali się na wszystkie strony na łóżku i aż do krwi uderzali głowami o ścianę.
Nazwano ich: "irecuperabili", "bezpowrotni". – Te dzieci należało zabić zaraz po ich przyjściu na świat– powiedziała wiosną 1990 roku przed kamerami telewizyjnymi 27-letnia pielęgniarka Gyöngyi Boros. Nie miała żadnego poczucia winy, choć życie dzieci mogło uratować kilka koców i gorący piec. Tyle można było zrobić nawet w tym zaniedbanym sierocińcu, w którym sześć osób z personelu musiało troszczyć się o 109 podopiecznych.
Rok 1990 był dla wielu z nich jak ponowne narodziny. Angela Fechete, uwolniona ze swego lochu, zaczęła robić szybkie postępy. Wkrótce umiała już płakać, potem śmiać się, a jeszcze później nauczyła się nawet mówić. Dzisiaj dzieli wraz z innymi niepełnosprawnymi jasny, przytulny pokój w jednym z domów, jakie w ostatnich latach zbudowano na nowo w Cighid.– Radzi sobie właściwie bez niczyjej pomocy – mówi kierowniczka ośrodka, 46-letnia Daniela Nistor. – Sama ściele łóżko, myje zęby i wybiera ubranie, które chce włożyć.
Poza tym lubi gotować, szyć i sprzątać, a także wykazuje wzruszającą troskę o swoją autystyczną współlokatorkę, która poza Angelą nikogo do siebie nie dopuszcza.
– Moi koledzy zaczynali przed laty praktycznie od zera – wspomina psycholożka, 34-letniaMirela Saupe, która wraz z pracownikami socjalnymi, logopedami i pielęgniarzami wprowadzała w życie część dzieci z Cighid. – Uczyliśmy je, jak należy się myć, w jaki sposób robi się zakupy czy przechodzi przez ulicę, a także, jak powinno się traktować innych ludzi.
Dzieci te nie miały poczucia własnego "ja", swojej tożsamości – dodaje psycholożka. – Było to tak, jak gdyby ich dusze zostały pocięte na kawałki. Musieliśmy je mozolnie złożyć na nowo, jak puzzle.
Niczym na przyspieszonym filmie, wychowankowie nadrabiali to wszystko, co ich rówieśnicy przyswoili sobie już dawno temu.Niektórym udało się dostać do wiejskiej szkoły i stawały się tam nawet najlepszymi uczniami w klasie. Cighid, przez długie lata miejsce pełne okropności, jest dziś wzorcowym domem opieki, budząc zazdrość wśród sąsiadów.
Prawie zapomniano już o tym, że dzieci z Cighid w 1990 roku przeznaczono na śmierć. Były ofiarami systemu, który z jednej strony zachęcał kobiety do prokreacji, z drugiej zaś nie dbał zupełnie o chorych lub upośledzonych malców – o tych, którzy przeżyli nielegalne próby aborcji, ale przyszli na świat z ciężkimi wadami, o dzieci Romów, niemających środków, by wychować swoje liczne potomstwo czy też o upośledzone dzieci alkoholików.
Te najsłabsze trafiły do Cighid, gdzie wiele z nich z powodu panujących tu katastrofalnych warunków zmarło na w pełni uleczalne choroby. Uśmierciły je zapalenia płuc, biegunki, ropnie. Tak wyglądał rumuński wariant eutanazji.
Dawne dzieci z Cighid mają dzisiaj indywidualną opiekę. Osoby poważnie chore przebywają w ośrodku w miejscowości Tinca, średnio ciężkie przypadki, takie jak Angela Fechete, mieszkają nadal w Cighid, gdzie kierowniczka domu opieki Daniela Nistor wraz z 53 innymi pracownikami troszczy się o swoich podopiecznych. Jeszcze inni żyją we wspólnotach mieszkaniowych w Oradei, prowadząc samodzielną egzystencję, która nie różni się w niczym od losów ich rówieśników w jakimkolwiek miejscu na świecie.
Jednym z takich wychowanków jest 26-letni dziś Iosif Balog. W pierwszym reportażu wyemitowanym w 1990 roku przez "Spiegel TV" oglądamy go jako pięciolatka, który siedzi bezradnie w swoim zakratowanym łóżku. – Gdyby nie przybyli wówczas ludzie niosący pomoc, on dawno by już nie żył – mówi doktor Pavel Oarcea. Dzisiaj Iosif radzi sobie samodzielnie. Od sześciu lat pracuje w fabryce obuwia w Oradei, ma własne mieszkanie. Jego szef, Ionel Baciu, ceni wysoko młodego pracownika. – Iosif do tej pory ani razu się nawet nie spóźnił – opowiada. Dobrze wpływa też na pozostałych, bije z niego jakaś pozytywna energia. – Jest młody – dodaje szef –może jeszcze zajść u nas wysoko.
>>>>>
I tak to wyglada . Jakis opetany przez diabla wymysla ,,genialny'' system ktory ,,zbawi'' swiat np. komunizm a tak wyglada jego ,,realizacja'' .
Czlowiek skazony grzechem ma sklonnosc do zla i nic dobrego nie wymysli . Jedyne co mozna zrobic to analizowac prawa Boga i je wprowadzac to sposob najlepszy aby naprawic swiat . A Bóg mowi jasno w Ewangelii .Trzeba zyc przyzwoicie to caly program . Nie czynic lajdactw przekretow swinstw zdrad tylko dobro . TO CALY USTROJ !
Chłopiec w jednym z rumuńskich sierocińców w 1990 r., fot. Cynthia Johnson/Contributor/Getty Images/FPM
Tak powstaje komunizm .
Komuna seksu
Kiedy w latach 60. wykrzykiwano na ulicach hasła wyzwolenia seksualnego, nagminnie powstawały hipisowskie komuny, które w oderwaniu od społecznych restrykcji, próbowały budować własne struktury bytowe. Niczym nie skrępowany seks i pełna swoboda obyczajowa . Cel był jeden – stworzyć sobie własny, lepszy świat, wolny od przemocy i materializmu.
>>>
Czyli zaczyna sie szczytnie . Wspaniale hasla wolnosc niezaleznosc i co tam jeszcze !
W 1970 r. kilkudziesięcioosobowa grupa studentów postanowiła zamieszkać razem, odcinając się zupełnie od znanych dotychczas norm i zasad. Jako miejsce własnego świata wybrali Friedrichshof, niewielką miejscowość nad austriackim jeziorem Neusiedler, gdzie przeprowadzili się po dwóch latach.
>>>>
Nastepnie ktos tam probuje to realizowac .
Podwalinami pod komunę Friedrichshof, bo o niej mowa, były idee akcjonizmu, głoszone przez austriackiego artystę Otto Muehla. Ruch opierał się przede wszystkim na sprzeciwie wobec mieszczańskiego trybu życia i co się z tym wiąże łamał wszelkie społeczne tabu.
>>>>
Oczywiscie zaczyna sie od ,,łamania'' czegos tam co bylo do tej pory .
Kolejnym ideologicznym spoiwem grupy było zniesienie własności prywatnej i instytucji małżeństwa. Zdaniem założycieli, człowiek wychowany w monogamicznym związku i tradycyjnej rodzinie został pozbawiony swoich naturalnych odruchów. Również seksualnych i to właśnie całkowita swoboda seksualna sprawiała, że komuna zaczęła przyciągać coraz więcej nowych osób.
>>>>
Nastepnie ,,system'' zaczyna przyciagac osobnikow o niskich pobudkach - Poużywać sobie ile się da . Nie ma tu sladu zadnych idealow tylko prostakacka żądza zysku ...
Choć fundamentem społeczności była równość wszystkich członków, to Otto Muehl był jej niekwestionowanym liderem. Zawdzięczał to ogromnemu autorytetowi jaki miał wśród słuchaczy. Studenci traktowali 45-letniego wówczas Otta niczym mentora. Jak się później okazało, ten nie miał skrupułów, by to wykorzystywać.
>>>
Nastepnie choc wszystkie zwierzeta sa rowne to niektore sa rowniejsze . A najrowniejszy jest wuc !
Każdego dnia inny partner
,,Filozofia'' była taka, że ograniczając się tylko do jednego partnera, nasza seksualność staje się stłumiona, a stłumione emocje wywołują agresję. Aby więc wyzwolić się z nieprzyzwoitych emocji należało wykluczyć ze swojego życia uczucia i skoncentrować na zwierzęcej kopulacji. W komunie własność kobiet na wyłączność uważano za oznakę materializmu.
>>>
Teria zostaje dostowana nie do idealow a do najgorszych instynkotow ...
Kobiety zamieszkiwały prywatne pokoje, których odmawiano mężczyznom. Była to dodatkowa motywacja, by każdego dnia spędzali noc z jakąś kobietą. Mężczyzn pozbawiono łóżka również po to, by chronić komunardów od niebezpieczeństw burżuazyjnej bezwładności, jak tłumaczył Muehl. Nigdzie nie było drzwi. Nie wolno było spać z tą samą osobą częściej niż raz w tygodniu. W tym celu tworzyły się specjalne listy, na których rozpisywano kto, kiedy i z kim spędzi noc. Co atrakcyjniejsi partnerzy seksualni mieli grafiki rozpisane na kilka miesięcy do przodu.
>>>>
Natepnie powstaje obóz pracy przymusowej . A ktos tu majczyl o wolnosci . I oczywiscie wystepuje jak najbardziej kapitalistyczna zasada wartosci . Jeden rezyczy sa bardziej wartosciowe od drugich .
Seks musiał być pozbawiony "romantycznego nonsensu". Czysta fizjologia, dlatego najlepiej, aby stosunek trwał do 10 minut. Rozwiązano również problem mniej atrakcyjnych partnerów - sugerowano seks przy zgaszonym świetle.
>>>>
Nastepnie komunizm musi zwalczac problemy ktore sam stwarza . Skoro wszystko wspolne to kto ma czego uzywac i co zrobic skoro jedne rzeczy sa bardziej pozadane niz drugie ? Oczywiscie reglamentacja czyli przydzialy na kartki .
Nowych członków społeczności bardzo starannie sprawdzano, zwłaszcza pod względem zdrowotnym. W obawie przed kiłą wprowadzono zresztą specjalny okres inkubacji. Nadzwyczajne środki ostrożności nie zapobiegły jednak rozprzestrzenianiu się chorób wenerycznych. Aby nad tym zapanować zakazano kontaktów seksualnych z ludźmi z zewnątrz. Pod rygorem wykluczenia.
>>>>
Oczywiscie to nic nie pomaga . Problemy narastaja . Odgrodzenie od swiata aby nie ,,zakazic'' komunizmu nic nie daje ... Pojawia sie syf . Typowe komunistyczne zjawisko .
To, co miało być idealnym rozwiązaniem i pragnieniem człowieka, zaczęło zmieniać się w małą gehennę (dlaczego małą ?), by ostatecznie przekształcić się dyktaturę o znamionach i totalitaryzmu. Po pierwsze zasada równości bardzo szybko została zachwiana. Zaczęły tworzyć się hierarchie i wewnętrzne struktury.
>>>>
To nieodlaczne zreszta od natury ludzkiej .
Nakaz odbywania stosunku z innym partnerem każdego dnia. Brak przyzwolenia na okazywanie uczuć, a ponad wszystko bezwzględne posłuszeństwo. To tylko kilka zasad komuny, w której przez ponad dwadzieścia lat mieszkało kilkaset osób.
>>>>
Oczywiscie mowienie tutaj o wolnosci to koszamrny zart .
Wiadomo, że najwyżej stał założyciel, Otto Muehl i otaczające go grono. Marzeniem każdej kobiety była spędzona z nim noc. Nie tylko z powodu potencji, o której krążyły już legendy, ale i statusu w grupie, gdyż jeśli któraś zrobiła na nim wrażenie, automatycznie pięła się wyżej w piramidzie wspólnych powiązań. Najpierw była to hierarchia nieformalna, by przekształcić się w oficjalny stopień sytemu nagród i kar.
>>>>
Czyli nastapila formalizacja komuny . Po prostu system sie KONSOLIDUJE !
Każdego wieczoru urządzano zebrania, na których podsumowywano miniony dzień i omawiano bieżące wydarzenia. Otto, traktowany przez innych, ale i zachowujący się jak bóg, publicznie chwalił lub ganił komunardów. Jeśli ktoś coś przeskrobał, godzinami pastwiono się nad nim przed całą grupą. Powstała swego rodzaju elita, która narzucała swoje poglądy reszcie grupy.
>>>>
Samokrytyki przed ogolnymi zebranaimi towarzyszy . Kult wodza . Kary . Oto ,,zwyczajny'' komunizm .
O ile część komunardów nie opuszczała domu, inni pracowali. Często zatrudnieni na dobrze płatnych stanowiskach. Byli wśród nich agenci nieruchomości, maklerzy giełdowi, czy bankierzy. Im więcej się zarabiało, tym wyższa pozycja w hierarchii. W latach 80. nikt nie śmiał już pytać o równość w komunie. Problem w tym, że nie wszystkim podobał się fakt, że muszą swoje zarobki oddawać na rzecz Wspólnoty i dzielić się z tymi, którzy nie pracowali.
>>>>
Aby system komunistyczny sie utrzymal musi miec doplyw kasy z systemu kapitalistycznego . Czy to z surowcow czy z kredytow czy tez jak tutaj od uzytecznych idiotow ktorzy dobrowolnie harowali n aten burdel.
Coraz częściej komunardzi byli wyszydzani w pracy, co kończyło się tym, że albo ją zmieniali albo rezygnowali z życia we wspólnocie. Także sami pracujący coraz mniej entuzjastycznie wykonywali swoje obowiązki na rzecz komuny. Często uchylali się też od współżycia. Muehl wyznaczył nowe zasady - pilnowanie pracowników, by wrócili do domu na lunch i nie wychodzili rano do pracy, zanim nie współżyli.
>>>>
Komunizm powoduje w koncu brak motywacji do pracy . Bo kto by chcial robic na czyjes nierobstwo . Zatem trzeba DOZOROWAC . Czylo obozy pracy ...
I ostatni powód, który przyczynił się do upadku, choć zapewne najważniejszy - miłość. W komunie robiono wiele, by nie dopuścić do siebie żadnych uczuć. Jeśli przyłapano parę na okazywaniu sobie czułości lub co gorsza udowodniono, że pałają do siebie jakimś uczuciem, wyszydzano ich publicznie. Otto albo robił im takie pranie mózgów, że sami dawali sobie spokój, albo wysyłał do innych sekcji, najczęściej w różnych krajach. Byli jednak i tacy, którzy odchodzili.
>>>>
Natura ludzka oczywiscie walczy z calych sil z komuna ...
Jak na ironię, w 1987 r. Otto poprosił wspólnotę o zgodę i wziął... ślub z Claudią Weissensteiner. Na tym nie koniec niedorzeczności. Friedrichshof ogłosił monarchią, a następcą tronu, swojego dwuletniego syna Attilę. Był to początek końca hipisowskiej utopii.
>>>>
Oczywiscie jak przystalo na system komunistyczny wladza przechodzi w rodzinie . Od Kima do Kima .
Należy zwrócić uwagę na jeszcze jeden wątek. Przez cały okres funkcjonowania komuny rodziły się w niej dzieci. Przy takim trybie życie było to nieuniknione. Były śród nich takie, które wychowywały się we Friedrichshof aż do momentu osiągnięcia pełnoletności. Zakazywano jednak rodzinnych relacji. Rodziną była Wspólnota, a jedynym ojcem Otto. Dzieci nie znały matek, a te miały zakaz utrzymywania kontaktu ze swoimi dziećmi. Co do biologicznych ojców, to bardzo często same matki nie były w stanie określić kto nim jest. Możemy sobie tylko wyobrażać jak wielki spustoszenie poczyniło to w osobowościach najmłodszych, którym przyszło wzrastać w takim otoczeniu. Przyznają to zresztą sami w filmie dokumentalnym "Dzieci z komuny" w reżyserii Juliane Großheima.
>>>>
Dzieci zawsze sa najwiekszymi ofiarami komuny . Nie wyrastajac w normalnych warunkach staja sie ludzmi radzieckimi ...
Dzieci bawiły się i uczyły na terenie komuny. Nie wychodziły na zewnątrz. Co gorsze, je również wciągnięto do rytuałów swobody seksualnej. Często 16-letnim dziewczynkom kazano sypiać z dwa razy starszymi od siebie mężczyznami. W drugiej połowie lat 80. Otto zaczął rościć sobie feudalne prawo pierwszej nocy w stosunku do dziewczynek, które jeszcze nie współżyły. To był szczyt wszystkiego. O ile austriackie prawo dopuszcza współżycie 14-latki, Muehla oskarżono o seks z 13-latkami. Tego opinia publiczna już nie zniosła.
>>>>
Oczywiscie mlodzi z wypranymi mozgami sa do uslugiwania straym oblesnym przy-wodcom ...
Kiedy sprawa ujrzała światło dzienne w 1988 r. wytoczono Muehlowi proces. Oskarżenie wniosły matki dziewczynek, które nie były w stanie z patrzeć, jak sędziwy już Otto zmusza dziewczynki do seksu. W 1991 r. został skazany na 7 lat pozbawienia wolności. Prokurator w przemówieniu stwierdził, że "Otto Muehl eksperymentował z ludzi i manipulował nimi. Młodzi ludzie nie byli tam z własnej woli. Zabrał ich od rodziców, a tym samym odebrał możliwość opuszczenia terytorium Wspólnoty".
Przy okazji wyszły na jaw inne grzechy z przeszłości Ottona, jak choćby ten, że w czasie II wojny światowej był oficerem Wehrmachtu. Mało tego. Został awansowany do stopnia porucznika i brał udział w bitwie o Ardeny w 1944 r.
>>>>
I oczywiscie bratni system hitlerowski zawsze gdzies sie pojawi .
Tutaj akurat dopadla go sprawiedliwosc bo nie byl w stanie zapenic sobie bezkarnosci do smierci jak w krajch komunistycznych...
Był to oficjalny koniec komuny Friedrichshof, ale bynajmniej nie koniec jej założyciela. Otto wyszedł z więzienia w 1998 r. Nie przestał jednak wierzyć w głoszone przez siebie ideały. Wyjechał do Portugalii, gdzie do dnia dzisiejszego prowadzi kilkunastoosobową komunę. W miejscowości Faro mieszka z grupą 14 dorosłych i ich dzieci. Wśród nich są członkowi pierwszej komuny. Zostali z nim do końca. Jest to nieoficjalna kontynuacja słynnej Friedrichshof.
>>>>
Ludzie radzieccy z wypranymi mozgami nie potrafia zyc inaczej niz po radziecku . Sami dobrowolnie ida w niewole .
Komuna Friedrichshof była tym samym jednym z największych eksperymentów społecznych, badających seksualność człowieka. Choć w założeniu żadne badanie jej nie przyświecały. Jej historia dostarczyła dowody na to, że człowiek, wbrew temu co się często powtarza, nie jest z natury poligamistą.
>>>>
Skonczyla sie jak kAZDA komuna wielkim syfem ruina wszystkiego a zwlaszcza dusz ludzkich . I tak skonczy KAZDA komuna . Natury ludzkiej nie da sie zmienic . Zasady takie jak wladza rodzina nie mowiac o płci sa wieczne i niezlomne . Jedyny tworczy i piekny przyklad zycia daje Ewangelia . I glosi te zasady Kościół Katolicki . Trzeba je po prostu realizowac a eksperymenty nie sa juz potrzebne skoro juz tyle ich bylo i wszystkie maja taki sam konic . Tylko Bóg ! :O)))
USA: co zabiło Włodzimierza Lenina?
Co zabiło Włodzimierza Lenina - to temat rozpoczętej w piątek cyklicznej konferencji w Akademii Medycznej Uniwersytetu Marylandu w Baltimore. Wbrew obiegowej teorii nie była to kiła, a raczej stres lub nawet otrucie.
W Baltimore co roku specjaliści zastanawiają się nad przyczynami zgonu sławnych ludzi.
Na baltimorską konferencję neurolog z kalifornijskiego uniwersytetu UCLA Harry Vinters i rosyjski historyk Lew Lurie z Petersburga przygotowali dokumentację dotyczącą stanu zdrowia sowieckiego przywódcy, który zmarł w wieku 53 lat w 1924 roku.
Lenin przed śmiercią przeszedł kilka udarów, ale co było ich powodem, nie wiadomo. Sekcja zwłok wykazała wyjątkowe stwardnienie ścian tętnic w wyniku procesu miażdżycowego, co trudno jest zrozumieć - mówi organizator konferencji doktor Philip Mackowiak.
- Po pierwsze, Lenin był dość młody, a po drugie, nie występował u niego żaden z istotnych czynników ryzyka - wyjaśnia. - Nie palił, a nawet nie dopuszczał do siebie palaczy. Nie miał również cukrzycy, nie miał nadwagi, a sekcja zwłok nie wykazała żadnych oznak wysokiego ciśnienia krwi.
Wśród Rosjan po śmierci Lenina utrzymywało się dość poważnie domniemanie, że przyczyną jego zgonu mógł być syfilis. Przywódca rewolucji był leczony na kiłę dostępnymi wówczas środkami, ale nawet jeśli choroby przenoszone drogą płciową mogą spowodować udar, nie był to przypadek Lenina; nie znajduje to potwierdzenia ani w zapisanych wcześniej objawach, ani w wynikach sekcji zwłok - powiedział Vinters.
Historia chorób w rodzinie wykazuje, że ojciec Lenina zmarł w wieku 54 lat i być może u ojca i syna występowały procesy miażdżycowe, prowadzące do stwardnienia tętnic. Czynnikiem ryzyka udaru jest jednak również stres. A bez wątpienia stresów komunistycznemu przywódcy nie brakowało - podkreśla neurolog, dodając, że przecież nie jeden raz próbowano Lenina zgładzić.
Na konferencji głos zabierze również Lurie, specjalizujący się w politycznej historii Rosji. Uważa, że Lenina mógł wykończyć za pomocą trucizny Stalin. Takiej możliwości nie wyklucza również Vinters.
W ostatnich latach przed śmiercią Lenin stopniowo podupadał na zdrowiu. W 1921 roku zapomniał słów podczas jednego z przemówień i po jednym z udarów musiał uczyć się ponownie mówić i pisać lewą ręką. W wyniku kolejnego doznał lewostronnego paraliżu i nie był w stanie mówić. Jednak, jak zaznacza Lurie, Lenin na tyle doszedł do siebie z początkiem 1924 roku, że świętował Nowy Rok i udał się na polowanie.
Według Luriego Lenin mógł zdać sobie sprawę, że popierając Stalina, popełnił błąd i dlatego zaczął skłaniać się ku jego oponentowi Lwu Trockiemu. I to właśnie mogło popchnąć Stalina do posłużenia się trucizną, jedną z jego ulubionych metod pozbywania się przeciwników.
- Zabawne jest to, że mózg Lenina nadal jest zakonserwowany w Moskwie, więc można go zbadać - mówi Lurie. Zabalsamowane ciało Lenina nadal leży w mauzoleum na Kremlu.
A Vinters, który badał wyniki sekcji i historię chorób Lenina, dodaje, że po śmierci komunistycznego przywódcy nie przeprowadzono badań toksykologicznych. Natomiast zachowane relacje wskazują na to, że na kilka godzin przed śmiercią Lenin nie wykazywał oznak zbliżającego się udaru, mówił i był aktywny.
- I nagle nastąpiły konwulsje, naprawdę bardzo, bardzo ciężkie. A to w przypadku udaru jest rzeczywiście niezwykłe - podkreśla.
>>>>
No jakto co ? To cos nazywalo sie Stalin . Towarzysz Lenin byl ,,otoczony'' ... ,,troskliwa opieka'' sluzb tow. Stalina . A mimo to jakos zdolala napisac ,,List do parii'' . Rozwazal tam kto powinien byc jego nastepca i Stalin mu sie nie podobal . Totaez byl to ostatni list w jego zyciu i tak jakos mu sie zmarlo ... Zreszta ktoryz wladca Rosji zmarl normalnie ze starosci ??? Na ogol sa zabijani albo umieraja w wyniku klesk swojej polityki . Jak zyli tak umierali . Taki kraj . Na Kremlu jest mnostwo wladzoholikow ktorzy sa gotowi zrobic wszystko byla byc przy korycie . Skoro to sa ludobojcy to co im tam zarznac jednego ...
Dlatego nikt normalny nie chce rzadzic Rosja ...
Włochy: wystawa listów, napisanych przez Aldo Moro w dniach niewoli
"Jeśli litość przeważy, kraj nie będzie skończony" – to głośny cytat z listu, jaki były premier Włoch Aldo Moro napisał do jednego z polityków chadecji, gdy został porwany przez Czerwone Brygady w 1978 r. Jedenaście listów Moro można zobaczyć na wystawie w Rzymie.
Ekspozycję listów w Archiwum Państwowym otwarto we wtorek, w przeddzień 34. rocznicy odnalezienia zwłok zamordowanego polityka Chrześcijańskiej Demokracji.
Listy napisane odręcznie przez Moro na kartkach wyrwanych z notesu w trakcie 55-dniowej niewoli były przez lata przechowywane w kartotekach sądu w Rzymie i uległy poważnemu zniszczeniu. Uznane za bezcenny dokument jednego z najbardziej dramatycznych wydarzeń powojennej historii Włoch zostały odrestaurowane i wystawione po raz pierwszy. Z powodu ich stanu i kruchości umieszczono je w klimatyzowanych gablotach. Wcześniej ich kopie trafiły do cyfrowego archiwum.
Porwany przez Czerwone Brygady były szef włoskiego rządu wystosował przesłania do polityków z kierownictwa Chrześcijańskiej Demokracji, ówczesnego premiera Giulio Andreottiego, przewodniczących obu izb parlamentu. Najbardziej poruszający jest 9-stronicowy list do chadeckiego przywódcy Benigno Zaccagniniego z kwietnia. Moro, przekonany o tym, że wkrótce zostanie zamordowany przez porywaczy, sporządził rodzaj politycznego testamentu, w którym politykom swej macierzystej partii przypominał o ich obowiązkach, pisał o swej samotności.
9 maja, rocznica znalezienia zwłok Moro jest obchodzony we Włoszech jako Dzień Pamięci o Ofiarach Terroryzmu. Dwa z listów byłego premiera zostaną przewiezione z wystawy w Archiwum Państwowym do Pałacu Prezydenckiego na ceremonię z tej okazji.
Dramat Aldo Moro, którym żył niemal cały świat, rozpoczął się rano 16 marca 1978 roku. Samochód, którym 62-letni były premier jechał do Izby Deputowanych na ceremonię zaprzysiężenia rządu Giulio Andreottiego został zatrzymany na rzymskiej via Fani. Terroryści zabili na miejscu pięciu członków ochrony polityka, a następnie odjechali z nim.
Wkrótce potem włoska agencja prasowa ANSA otrzymała komunikat, w którym do porwania byłego szefa rządu przyznały się Czerwone Brygady. Terroryści poinformowali również o rozpoczęciu "procesu ludowego" swego zakładnika.
19 marca 1978 r. dramatyczny apel o uwolnienie polityka i swego przyjaciela wystosował papież Paweł VI. Po latach Giulio Andreotti ujawnił, że papież był gotów zapłacić okup za życie i wolność przyjaciela i że w Watykanie zebrano już pieniądze na ten cel. Jednak Czerwone Brygady nie żądały okupu, lecz uwolnienia swych towarzyszy z więzienia. Rząd Andreottiego odrzucił taką możliwość.
15 kwietnia 1978 r. Czerwone Brygady powiadomiły o zakończeniu "procesu" byłego premiera i wydanym na niego wyroku śmierci. Moro został zamordowany prawdopodobnie 9 maja, w dniu, gdy znaleziono jego zwłoki w bagażniku samochodu zaparkowanego w centrum Rzymu, koło siedziby chadecji.
>>>>
Jak widzicie europka tez miala swoich islamistow . Wszelkie wywyzszanie sie ze to jacys Arabowie jest nie na miejscu . Tylko ze tutaj terror uprawiali czerwoni . To logiczne . O ile w islamie autorytetem jest Koran i zwyrodnialcy powoluja sie zatem na Koran o tyle w ateistycznej Europce zadna ksiega religijna autorytetem nie jest . Bozkiem jest tu ,,nauka'' . Stad komunisci powolywali sie na ,,swiatopoglad naukowy'' . Ze niby jak cos ,,naukowe'' to pewne na mur-beton . Oczywiscie jest to smieszno-straszny prymitywizm bo naukowe to akurat NIEPEWNE I ZMIENNE . Jak cos jest pewne i niezmienne to wskazuje na religie . Nauka ciagle sie zmienia a prawa np. Newtona choc ,,pewne'' to okazalo sie ze opisuja tylko drobny fragment . A teraz juz nawet prawa Einsteina nie wystarczaja ... Tymczasem czerwoni jako ,,nauke'' przedstawiali wynurzenia Marksa Engelsa Lenina czy Stalina . A to juz totalny odlort ...
Z nauka nie mialo to nic wspolnego . A co najciekawsze w komunie nie jest najwazniejsze co tam twierdzil Marks o ekonomii . TYLKO MORALNOSC . A moralnosc komuny jest prosta . W imie komuny mozna robic wszystko . Wiec robili . Stad komunizm znamy z milionow bestialskich zbrodni . Jak zwykle podstawa jest moralnosc .
Sam Aldo Moro jak widzimy zakonczyl zycie smiercia meczenska . Czyli dobra . Jest wdzieczny za nia Bogu mozecie byc pewni !
Starożytną rzeźbę, znalezioną przez nazistów, zrobiono z meteorytu
Starożytna buddyjska statua, która została odnaleziona przez nazistowską ekspedycję w 1930 roku, została wyrzeźbiona z bardzo cennego meteorytu. Jak czytamy na bbc.co.uk, naukowcy twierdzą, że ten tysiącletni obiekt ze swastyką na brzuchu został zrobiony z rzadkiego żelaza połączonego z niklem.
Naukowcy wierzą, że materiał, z którego została wykonana ta 10-kilogramowa rzeźba, jest częścią meteorytu Chinga, który spadł na ziemię 15 tysięcy lat temu.
Rzeźba została znaleziona w Tybecie w 1938 przez niemieckiego naukowca Ernsta Schafera. Jego ekspedycja wspierana była przez nazistów, szczególnie przez Heinricha Himmlera, przywódcę SS.
Statua została później częścią prywatnej kolekcji, by następnie trafić do dr Elmara Buchnera z Uniwersytetu w Stuttgarcie. – Byłem absolutnie pewny, że została ona wykonana z meteorytu – powiedział dr Buchner.
>>>>
To dopiero odlot ! Sami widzicie ! Hitlerowcy szukali tajemniczych mocy w Tybecie aby podbic swiat . Figurki-energie-diabel ... bo to do niego prowadzi...
Zmarł wybitny brytyjski historyk Eric Hobsbawm
Eric Hobsbawm, jeden z wiodących historyków brytyjskich, intelektualista zafascynowany ideą radykalnego socjalizmu, zmarł w szpitalu w Londynie, gdzie leczył się z zapalenia płuc - poinformowała jego rodzina. Miał 95 lat.
Urodził się w 1917 roku w rodzinie żydowskiej w Egipcie, wówczas brytyjskim protektoracie. W 1933 roku uciekł przed nazistami z Berlina do Londynu, gdzie mieszkał do końca życia. Wśród wydarzeń, które trwale ukształtowały jego poglądy polityczne, wymieniał rewolucję październikową oraz dojście Adolfa Hitlera do władzy.
Częściowo przez swoje sympatie polityczne, niepopularne w latach zimnej wojny, Hobsbawm musiał czekać na nominację profesorską aż do 1970 roku. Był wielokrotnie krytykowany za to, że nie chciał jednoznacznie potępić zbrodni komunizmu.
Twierdził, że komunizm wyświadczył światu przysługę, pokonując faszyzm. Do końca życia podkreślał też, jak ważna jest krytyka kapitalizmu. - Społeczną niesprawiedliwość wciąż należy krytykować i zwalczać. Świat nie zrobi się lepszy sam z siebie - mówił.
Do Brytyjskiej Partii Komunistycznej należał niemal do jej rozwiązania w 1991 roku. Jednocześnie mówił jednak, że de facto przestał być jej członkiem w 1956 roku, gdy wojska radzieckie krwawo stłumiły powstanie na Węgrzech, a polityka Nikity Chruszczowa obnażyła zło stalinowskiej polityki.
Pracował jako wykładowca na prestiżowych uczelniach w Wielkiej Brytanii, USA, Francji i Meksyku. Był członkiem Akademii Brytyjskiej. W 1998 roku otrzymał z rąk ówczesnego premiera Tony'ego Blaira Order Kawalerów Honorowych, przyznawany obywatelom Wspólnoty Narodów za szczególne zasługi na polu m.in. sztuki, nauki i polityki.
>>>>
I znowu . Coz to za ,,wybitny'' naukowiec ktory nie zrozumial komuny i jeszcze ja chwalil ... Bredzac ze pokonala ,,faszyzm''... Z faszyzmem to komunizm sie zetknal w postaci ochotnikow z Italii w wojskach Hitlera . Oczywiscie chodzilo mu o HITLERYZM ale znow . Naukowiec nie moze tak sobie pieprzyc nazim faszyzm hitleryzm wszystko jedno . Taka wiedze moga miec prosci ludzie ale nie naukowcy . A oczywiscie jak wiemy Stalin ROZPETAL II WOJNE I POMOGL HITLEROWI a potem zostal UKARANY INWAZJA HITLERA . Spadly na nich skutki WLASNYCH ,,CHYTRYCH'' KNOWAŃ . Komuna łaski nie robila bo Hitler chcial ich wykonczyc i walczyc MUSIELI . Zatem ZADNYCH ZASLUG . KONIECZNOSC NIE JEST ZASLUGA ...
Widzicie tutaj ze prosci ludzie w Polsce maja wieksza wiedze niz tamtejsi naukowy ,,wybitni'' . Dlatego uwazajcie ! Marksisci na uczelniach wlasnie wypisuja takie brednie . Zreszta naukowcy bredza wiecej niz przecietni ludzie bo wiecej sie wypowiadaja ...
Kolejny komunistyczny horror zreszta z polskimi meczennikami !
Krwawy Świetlisty Szlak - tragiczna historia Peru zatoczy koło?
Pół wieku temu rozkręcili spiralę śmierci, jakiej Peru nie widziało od stuleci. Zaczęli od krwawego przesłania: w stolicy na latarniach powiesili zwłoki psów, symbolizujące kapitalistów. Komunistyczni partyzanci zjednoczeni pod banderą Świetlistego Szlaku w czasach swojej świetności wymordowali około 30 tysięcy rodaków. Obecnie organizacja próbuje wrócić na firmament pod przykrywką partii politycznej. Czy jej się to uda?
Na początku była ich zaledwie garstka. Niczym gąbki chłonęli nauki Abimaela Guzmána Reynoso - charyzmatycznego profesora prawa i filozofii. Cały kontynent był wciąż pod wrażeniem niespodziewanego sukcesu Fidela Castro i dowodzonego przezeń Ruchu 26 lipca. Zapoczątkowana przez 82 partyzantów rewolucja kubańska zakończyła się pełnym sukcesem - dyktator Fulgencio Batista został odsunięty od władzy, a nad Hawaną zawisły czerwone sztandary. Południowoamerykańscy komuniści ruszyli do boju. Skoro udało się El Comendante, czemu i oni nie mieliby zwyciężyć?
Wśród nich był Guzmán i utworzony przez niego Świetlisty Szlak - jedna z najbardziej radykalnych i bezwzględnych organizacji komunistycznych w dziejach ludzkości. Agitację rozpoczął od uniwersytetów, by wkrótce rozszerzyć ją na prosty lud - ten, który już niebawem miał przejąć władzę w kraju, poprawić swój los, położyć kres wyzyskowi i niesprawiedliwości. Rewolucyjne ziarno padło na podatny grunt. Dopiero później miało okazać się, że plony były znikome - peruwiańską ziemię pokryły za to spływające krwią chwasty.
Początek
To było na początku lat osiemdziesiątych (...). Zanim dojechali do miasta, autobus został zatrzymany przez grupę terrorystyczną, która zażądała dokumentów od wszystkich pasażerów. Wojskowi jadący w cywilu połknęli swoje papiery. Pomocnik prokuratora też przeżuł swoją legitymację służbową. Terroryści zebrali wszystkie książeczki wyborcze z autobusu, a potem zniszczyli je na oczach właścicieli.
- Nie macie już dokumentów! - krzyczeli. - Nie możecie głosować, nie jesteście obywatelami. Niech żyje wojna ludowa! Niech żyje komunistyczna partia Peru! (...)
Kazali im powtórzyć te hasła i zmyli się, okradając wcześniej pasażerów z czego się dało. Mieli kominiarki i broń palną.*
Najpierw była Komunistyczna Partia Peru, którą w 1928 roku utworzył José Carlos Mariátegui, guru południowoamerykańskich socjalistów. Później część jej członków stwierdziła, że jest ona zbyt liberalna, więc w 1964 roku odłączyli się od partii-matki i utworzyli jej bardziej radykalną, prochińską odnogę, KPP-Czerwony Sztandar. Dla zauroczonego marksizmem Abimael Guzmán Reynoso, profesora prawa i filozofii na uniwersytecie San Cristobál de Huamanga, było to jednak wciąż za mało. Uznał, że żadna z peruwiańskich lewicowych partii nie jest absolutnie wierna ideom marksistowskim. Postanowił więc sam stworzyć taką organizację.
Szczególne wrażenie wywarło na nim stwierdzenie Mariátegui, że "myśl marksistowsko-leninowska otworzy świetlisty szlak rewolucji". Tak w 1969 roku narodziła się Komunistyczna Partia Peru na Świetlistym Szlaku Mariátegui. Nieco ponad dekadę później okazało się jednak, że organizacja zamiast świetlistego szlaku wytyczyła w Peru rzekę krwi.
Guzmán miał pole do popisu - jako profesor filozofii na ponownie otwartym uniwersytecie św. Krzysztofa w Huamanga i jednocześnie kierownik ds. zarządzania zasobami ludzkimi na uczelni sączył marksistowskie idee do umysłów młodych ludzi, często pochodzących z ubogich wiejskich rodzin. Do połowy lat 70. przekonywał do nich coraz większe rzesze studentów, przejmując jednocześnie kontrolę nad kolejnymi uczelniami. Gdy w 1975 roku został wyrzucony z pracy, miał już wystarczające zaplecze w postaci tysięcy zwolenników, którzy błyskawicznie przejmowali kontrolę nad systemem szkolnictwa w prowincji Ayacucho.
W końcu Guzmán uznał, że czas przenieść walkę z uniwersytetów na prowincję, a gdy świetlistym szlakiem podążą rzesze chłopów - uderzyć w wielkie miasta i przejąć władzę w kraju. Przygotowania do masowej rewolucji trwały od 1977 roku. W marcu 1980 roku, podczas serii tajnych spotkań w Ayacucho, został powołany Dyrektoriat Rewolucyjny, a partyzanci otrzymali rozkaz rozpoczęcia "walki zbrojnej". Jednocześnie została utworzona "Pierwsza Szkoła Wojskowa", w której gruntowne przeszkolenie (i pranie mózgów) przechodzili ci, których zadaniem miało być wyzwolenie kraju spod kapitalistycznego jarzma.
Spirala przemocy
Stojące kawałek dalej latarnie mimo dnia wciąż się świeciły. Wyglądało na to, że przyozdobiono je jakimiś girlandami czy innymi kolorowymi ornamentami. (...) Dopiero kiedy znalazł się pod latarniami, zobaczył, co tak naprawdę na nich wisi. To były psy. Niektóre powieszono, innym poderżnięto gardła, jeszcze inne rozcięto jak wieprzowe tusze, tak że z ich wewnętrznych organów ściekała krew. (...) Psom poprzyczepiano tabliczki z napisami: "Tak giną zdrajcy" albo "Śmierć sprzedawczykom".
Okazja, by przejść od słów do czynów nadarzyła się już w maju - rządząca krajem junta wojskowa zezwoliła na przeprowadzenie pierwszych od 11 lat wyborów. Część partii z lewej strony sceny politycznej zbojkotowała wybory, w tym Świetlisty Szlak. Senderyści poszli jednak o krok dalej i w przededniu głosowania spalili urny wyborcze w małej miejscowości Chuschi. Akcja ta została zbagatelizowana przez władze i media, wybory przebiegły bez większych incydentów, w kraju miał zapanować nowy ład. Nikt nie przypuszczał wówczas, że senderyści mają w zanadrzu znacznie bardziej radykalne środki prowadzenia walki zbrojnej i apetyt na podpalenie całego Peru.
- Bodźcem do rozpoczęcia działań rewolucyjnych było stwierdzenie, że rządy wojskowe w latach 70. nie rozwiązywały problemu biedy i niesprawiedliwości społecznej w kraju. To doprowadziło do wzrostu ich radykalizmu i ostatecznie do rozpoczęcia działań przeciwko rządowi w roku 1980 - wyjaśniła w rozmowie z portalem dlastudenta.pl pochodząca z Peru Leonora Sagermann Bustinza, profesor Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu.
W grudniu na ulicznych latarniach w Limie senderyści powiesili zwłoki psów, symbolizujące kapitalistów. Wkrótce przeszli do bardziej radykalnych działań, włącznie z zamachami terrorystycznymi (których tylko w 1981 roku przeprowadzili ponad tysiąc) i samosądami wymierzanymi na właścicielach ziemskich. Guzmán chciał tym samym przekonać do walki zbrojnej ubogich chłopów. Tym razem jednak charyzmatyczny profesor, który już wtedy zdążył nadać sobie tytuł Prezydenta i Czwartego Miecza Marksizmu (po Marksie, Leninie i Mao Zedongu), przeliczył się.
Początkowo Świetlisty Szlak cieszył się dosyć dużą sympatią wśród ubogiej ludności wiejskiej. - Organizacja zajęła się samosądem, krwawymi wyrokami dla tych, którzy wykorzystywali swoją władzę, by krzywdzić biednych. Najbiedniejsi cieszyli się, że wreszcie ktoś się nimi interesował, ktoś bronił ich praw, które dotąd istniały tylko na papierze - mówiła Sagermann Bustinza.
Agitacja wśród ubogiej, głównie indiańskiej ludności nie przyniosła jednak aż takich rezultatów, jak oczekiwał Guzmán. Lata 70. upływały w Peru pod znakiem masowego bezrobocia, rosnącej inflacji i wielkich strajków ulicznych. Klimat niepewności i chaosu sprzyjał senderystom, do których przyłączali się młodzi i zdesperowani mieszkańcy przedmieść i prowincji.
Na prowincji Świetlisty Szlak zakładał komitety ludowe, które jako pierwsze żywo interesowały się losem chłopów - aktywiści ruchu walczyli z analfabetyzmem, pomagali w pracach rolnych, oferowali opiekę medyczną. Jednak jak ustaliła w 2003 roku Narodowa Komisja Prawdy i Pojednania, w okresie swojej świetności, gdy w szeregach Świetlistego Szlaku walczyło ok. 20 tysięcy partyzantów, chłopi stanowili mniejszy odsetek, niż można by tego oczekiwać, bo zaledwie 20 procent. Większość senderystów posiadała wyższe wykształcenie i trudniła się handlem albo wykonywała wolne zawody.
Sam przywódca organizacji twierdził, że "dzieci ludu nie umarły, żyją w nas i w nas tętnią". Gdy jednak owe dzieci okazywały się nieposłuszne i nie chciały odrzucać tradycyjnego stylu życia na rzecz nowych, rewolucyjnych porządków, próbował przekonać je do tego siłą. Indianie byli bezwzględnie karani nawet za najdrobniejsze przewinienia.
Wojna domowa
W połowie drogi, w górach, z krzaków wynurzył się człowiek z czerwoną flagą. Był sam. I biegł przed helikopterem, pokazując flagę. Żołnierz siedzący z brzegu miał karabin maszynowy Star. Wystrzelił. (...) Człowiek na dole biegł tak szybko, jak mógł, ścigany przez serie z karabinu, którymi próbowali go dosięgnąć, zanim przepadnie w krzakach. (...) Po pięciu minutach pościgu został trafiony, najpierw w nogi, a potem, kiedy padł, w plecy i pierś. Resztki sił zużył na trzymanie prosto flagi.
- Dlaczego to zrobił? (...)
- Żeby pokazać, że śmierć go nie obchodzi.
Władze Peru początkowo bagatelizowały zagrożenie. Pierwsza akcja senderystów przeszła niemal bez echa. Dopiero gdy rewolucjoniści stanęli na rogatkach Limy, władze zorientowały się, że sytuacja jest dramatyczna. Senderyści rozpętali istne piekło w kraju: przeprowadzali ataki terrorystyczne nie tylko na bazy wojskowe i patrole policji, ale też budynki urzędów, szkoły, sądy, mosty, linie energetyczne i kolejowe, a nawet w sierpniu 1981 roku - na ambasadę Stanów Zjednoczonych. W ciągu dwóch lat od rozpoczęcia zbrojnej rewolucji Świetlisty Szlak kontrolował już niemal całe trzy południowe departamenty.
Rząd prezydenta Fernando Belaunde Terry'ego traktował senderystów jako "zwykłych" terrorystów, z którymi wojsko szybko zdoła się rozprawić. Jednak w marcu 1982 roku wtargnęli oni do więzienia w kolebce rewolucji, Ayacucho, i uwolnili prawie 250 tysięcy więźniów, na czele z aresztowanymi wcześniej towarzyszami walki, a niedługo później zaatakowali instalację energetyczną w pobliżu stolicy. To przelało czarę goryczy - rząd postanowił działać. Wprowadzono stan wyjątkowy w zajętych przez senderystów prowincjach i podjęto decyzję o zmasowanej ofensywie.
Okazało się jednak, że armia nie jest kompletnie przygotowana do prowadzenia wojny przeciwko partyzantom - mimo że uchodziła w owym czasie za najlepiej wyszkoloną i uzbrojoną na całym kontynencie, w walce z niewidzialnym wrogiem, kryjącym się w górach, lasach i gospodarstwach chłopów, nie miała początkowo szans. Żołnierze napadali wioski i celowali na oślep, aresztując i mordując Bogu ducha winnych Indian. Już po zakończeniu tej wojny domowej Narodowa Komisja Prawdy i Pojednania obliczyła, że w ciągu 12 lat terroru zginęło około 70 tysięcy ludzi. Nie wszyscy byli ofiarami Świetlistego Szlaku - ok. jedną trzecią ofiar ma na sumieniu wojsko.
- Dla służb porządkowych terrorystą był prawie każdy mieszkaniec wsi, bo niewidzialny wróg był właśnie tam ukryty. Organizowano areszty, przesłuchania, z których nie raz podejrzani nie wychodzili żywi. Zostać podejrzanym o terroryzm oznaczało być terrorystą. Do tego dochodziły różnice społeczne - mieszkaniec wsi niewiele znaczył dla wojska, dlatego nie szanowano go i popełniano nadużycia - wspominała profesor Sagermann Bustinza.
W końcu ofensywa przeciwko uznanemu za organizację terrorystyczną Świetlistemu Szlakowi zaczęła przynosić efekty. Duża w tym zasługa samych chłopów, którym coraz bardziej dawały się we znaki rewolucyjne porządki. Zaczęli oni tworzyć tzw. Rondas Campesinas, czyli oddziały samoobrony, które podjęły walkę z terrorystami. Odpowiedź Świetlistego Szlaku była bezwzględna - teraz z ich rąk ginęli wszyscy, nie wykluczając kobiet i dzieci. Nieposłuszni mieszkańcy wiosek sprzeciwiających się ich walce zbrojnej lub podejrzanych o kolaborację z rządem byli dosłownie masakrowani. Kolejny raz rewolucja pożerała własne dzieci.
Dopiero jednak wybór Alberto Fujimori na urząd prezydenta przeważył szalę zwycięstwa na rzecz władz w Limie. Nowa głowa państwa zabrała się za uzdrowienie gospodarki, a chwilę później - za terrorystów. Armia peruwiańska coraz lepiej radziła sobie z walką z partyzantami, m.in. dzięki treningom pod okiem CIA i dostawom sprzętu wojskowego. W odpowiedzi na terror rewolucjonistów Fujimori rozpętał jednak terror rządowy - podejrzani o działanie w strukturach Świetlistego Szlaku czy chociażby współpracę z organizacją byli zatrzymywani, torturowani i zabijani. Prezydent objął też opieką Rondas Campesinas, które zostały oficjalnie zalegalizowane, otrzymały przeszkolenie wojskowe i broń konieczną do walki z senderystami.
Zwieńczeniem tej zmasowanej ofensywy było aresztowanie we wrześniu 1992 roku Guzmán został aresztowany wraz ze swoją kochanką i trzema innymi członkiniami Świetlistego Szlaku. Rząd z dumą ogłosił, że organizacja przechodzi do historii. Jak się niebawem okazało - nie do końca.
Nowa fala terroru?
Wciąż tam jesteśmy, panie prokuratorze. Przyczailiśmy się. Ten step będzie płonął, tak jak palił się przez wieki, wystarczy jedna iskra.
Wkrótce po schwytaniu Guzmána za kraty trafiły też tysiące jego kamratów. On sam wzywał swoich niedawnych towarzyszy walki do złożenia broni, rząd zaś ogłosił amnestię dla terrorystów, którzy poddadzą się dobrowolnie. Większość rewolucjonistów posłuchała tych apeli, garstka postanowiła jednak kontynuować walkę rewolucyjną.
Mimo zakończenia wojny, od dwóch dekad hasło Świetlisty Szlak wciąż elektryzuje Peruwiańczyków. Od początku nowego tysiąclecia przetrzebione oddziały ukrytych w górach i lasach partyzantów konsekwentnie o sobie przypominały. Dowodzący nimi towarzysz Artemio w 2004 roku na antenie krajowej telewizji zażądał uwolnienia swoich towarzyszy walki, na czele z "Prezydentem Guzmánem". Postawił wówczas rządowi ultimatum: albo jego kompani wyjdą na wolność w ciągu 60 dni, albo Świetlisty Szlak na nowo zaleje kraj falą terroru.
Władze nie zamierzały się ugiąć. Minister spraw wewnętrznych Fernando Rospigliosi zapowiedział, że odpowiedź rządu będzie "stanowcza i drastyczna". Zagrożenie terrorystyczne znów zawisło w powietrzu.
W ciągu ośmiu lat niedobitki Świetlistego Szlaku przeprowadziły kilkadziesiąt zamachów, zabijając ponad tysiąc ludzi. Gwoździem do ich trumny miało być dopiero schwytanie w lutym 2012 roku, rannego w wyniku potyczki z armią rządową, towarzysza Artemio (Florindo Floresa Hala).
Jednak na horyzoncie pojawiło się nowe zagrożenie - Movadef, czyli Ruch na Rzecz Amnstii i Praw Podstawowych. Na jego czele stoi dwóch adwokatów Guzmána, Manuel Fajardo i Alfredo Crespo, którym udało się zebrać już ponad 350 tysięcy podpisów pod wnioskiem o rejestrację partii. Z jednej strony obwieszczają wszem i wobec, że Movadef odcina się od walki zbrojnej, z drugiej - konsekwentnie odmawiają potępienia terroru. Sięgają też do korzeni, bo podobnie jak kilkadziesiąt lat wcześniej Guzmán agitują wśród studentów na uniwersytecie Ayacucho, czyli w kolebce organizacji.
Mimo to wydaje się, że władze w Limie odrobiły lekcję z historii - rząd bacznie przygląda się poczynaniom Movadefu i dokłada wszelkich starań, by nie dopuścić organizacji do politycznego firmamentu. Sąd już dwukrotnie odrzucił ich wniosek o rejestrację partii, a w grudniu ubiegłego roku minister spraw zagranicznych i prokurator generalny prześcigali się w doniesieniach o gromadzeniu dowodów na powiązania organizacji z terroryzmem.
Tym razem zdobycie rządu dusz mogłoby być jeszcze trudniejsze, bo z sondażu przeprowadzonego przez centrum badania opinii publicznej Datum wynika, że zdecydowana większość (75 proc.) mieszkańców kraju jest przeciwna legalizacji organizacji, a jeszcze większy odsetek (81 proc.) uważa, że aresztowani dwie dekady temu terroryści powinni pozostać za kratkami - przynajmniej, póki nie zapłacą za krzywdy i zniszczenia wyrządzone w czasie brudnej wojny (sąd wyznaczył im karę finansową w wysokości 1,2 miliarda dolarów tytułem rekompensaty).
Oni też odrobili lekcję: trzy dekady temu liderzy Świetlistego Szlaku deklarowali walkę zbrojną w imieniu najbardziej uciśnionych - a później sami brutalnie ich tłamsili i mordowali. Co jeśli deklaracje Movadefu, że jest to tylko "grupa liderów społecznych, intelektualistów i artystów, jak również adwokatów, którzy bronią więźniów politycznych i osób marginalizowanych społecznie, i którzy chcą służyć społeczeństwu z całego serca i bezinteresownie", też okażą się tylko mrzonką?
Aneta Wawrzyńczak dla Wirtualnej Polski
*Cytaty zostały zaczerpnięte z powieści "Czerwony Kwiecień" Santiago Roncagliolo, wydawnictwo Znak, Kraków 2008
....
Koszmar . Na dodatek wladze zwalczaly icj bezmyslnie . Tyle daje komunizm ... Czyli diabel . Odopowiedzia na zlo jest dobro a nie drugie zlo .
Komunizm, o którym zazwyczaj się mówi - stalinowski, leninowski, koreański - mają tyle z komunizmem wspólnego, co ja z libertynami. Ale na przykład słyszałeś o czymś takim jak komunizm chrześcijański? To piękna ideologia miłości, wspólnoty i apostolskiej równości. Czyli nie każde samobójstwo za komunizm to samobójstwo za demony. Nie można generalizować...
Tutaj poruszasz problem pt. czy komunizm jest zly czy tylko wykonanie . Bo mialo byc dobrze a wyszlo zle .
Tego typu efekty biora sie ze zlych konstrukcji . Tak jak blednie skonstruowany samochod nie pojedzie jakkolwiek bys ruszal pedalami czy kierownica tak komunizm nie zadziala . A jak usuniesz bledy wyjdzie inny ustroj .
Jednak jak slusznie powiedzial Jan Pawel II komunizm zawieral ziarno prawdy . Pociagalo ono ludzi . Ale tylko ziarno nie prawde ! Prawde ma Kościół .
Problem tych co umarli za komunizm ma nastepujace rozwiazanie . Bóg traktuje to jako smierc za Niego ! Jesli byla szczera . Bo poswiecenie nawet w imie bledu jest miłością a nią chodzi !!! Bóg jest Dobrem Nieskończonym ! :0)))
Dziedzictwo zdrajcy
Był jednym z najbardziej przebiegłych zdrajców XX wieku. Bezwzględny charakter, który pozwolił mu wieść podwójne życie, łączył się u niego z żarliwą wiarą w jedynie słuszną ideologię. O kogo chodzi? To Kim Philby, jeden z najsłynniejszych szpiegów sowieckich.
Niemal dokładnie 50 lat temu - 23 stycznia 1963 roku - nad Bejrutem rozpętała się gwałtowna burza. Smukły mężczyzna w średnim wieku po cichu zamknął drzwi swego mieszkania w budynku na wzgórzu nad miastem, zbiegł schodami z piątego piętra i wyszedł na pogrążoną w ciemności ulicę Kantari. Upewniając się raz po raz, czy nikt go nie śledzi, prędko pomaszerował zalanymi deszczem ulicami do portu, gdzie czekał statek "Dołmatowa". Kiedy mężczyzna dostał się na pokład, frachtowiec natychmiast wciągnął kotwicę i wyruszył na wzburzone Morze Śródziemne. Na jego rufie powiewała bandera z sierpem i młotem, celem podróży była zaś Odessa. Po ćwierćwieczu życia w ukryciu Kim Philby wreszcie płynął do swej duchowej ojczyzny, którą dotąd odwiedzał tylko w snach.
Ucieczka Philby’ego do Związku Radzieckiego 23 stycznia 1963 roku to jeden z najsłynniejszych epizodów zimnej wojny. Tego właśnie wieczora brytyjskie tajne służby doznały ostatecznego upokorzenia ze strony osławionej siatki szpiegowskiej Cambridge. Dziewięć lat wcześniej minister spraw zagranicznych Harold Macmillan zapewniał w Izbie Gmin, że nie ma dowodów na to, by Philby był owym "Trzecim", który pomógł szpiegom Guyowi Burgessowi i Donaldowi Macleanowi w ucieczce do Rosji w 1951 roku. Okazało się, że był.
Oprócz niego do siatki należeli także "Czwarty", Anthony Blunt, oraz "Piąty", John Cairncross, który przekazywał tajemnice dotyczące broni jądrowej. To Philby pozostaje jednak symbolem zimnowojennej zdrady, a jego postać do dziś budzi fascynację w MI6 (czyli Secret Intelligence Service), mimo że ponosił on winę za śmierć licznych agentów działających za żelazną kurtyną.
Zwracając się przeciw własnemu krajowi, Philby skrzywdził wiele osób, w tym swoją najbliższą rodzinę. Dudley Philby, przez przyjaciół zwany Tommym, jest trzecim z pięciorga dzieci szpiega oraz jego drugiej żony Aileen. Zaniedbana przez męża Aileen zmarła w 1957 roku w wieku 47 lat na skutek niewydolności oddechowej, a Tommy i jego rodzeństwo stracili niebawem również ojca. Zmuszony do odejścia z MI6 w związku z podejrzeniami o szpiegostwo, Philby zaczął pracować jako dziennikarz w Bejrucie, skąd pisał artykuły dla "Observera" i "Economist". Po ucieczce w 1963 roku jego dzieci zostały rozdzielone.
- Kiedy matka umarła, a ojciec wyjechał, każde z nas trafiło gdzie indziej - do krewnych albo rodziców chrzestnych - wspomina Tommy. - Nasi nowi opiekunowie byli dla nas mili i wyrozumiali, a przede wszystkim bardzo nam współczuli.
Syn mógł odwiedzić Philby’ego dopiero po kilkunastu latach, ale udało mu się odbudować z nim więź. Tommy gościł w Moskwie aż pięciokrotnie w latach 70.
- Wiele miesięcy po przyjeździe taty do Moskwy dostałem od niego list - opowiada. - Wszystko trzymał przed nami w sekrecie, ale był bardzo dobrym ojcem. On wierzył w komunizm i robił, co uważał za słuszne. Mnie nie podobało się specjalnie w Moskwie - wolę naszą whisky.
Philby zdecydował się na ucieczkę wkrótce po wizycie Nicholasa Elliotta, szefa komórki MI6 w Bejrucie, któremu polecono wydobyć zeznania od starego przyjaciela. 10 stycznia 1963 roku Philby przyznał się do wszystkiego Elliottowi, gdy ten obiecał mu nietykalność. Sześć dni później nakazano Philby’emu stawić się w brytyjskiej ambasadzie. "Trzeci" spodziewał się podstępu i zawiadomił swojego łącznika z KGB, który zorganizował nocny przerzut drogą morską.
- Mój ojciec był bardzo uprzejmym człowiekiem, ale miał swoje przekonania - podkreśla Tommy, który przez większość życia zawodowo zajmował się końmi. - Nie zgadzałem się z nim, ale on po prostu taki był. Cóż mogłem zrobić?
A co z ludźmi, którzy przez zdradę jego ojca stracili życie?
- Nic nie wiadomo o tym, żeby ktokolwiek zginął - odpowiada syn szpiega.
Innego zdania jest Michael Smith, autor książki "Six", historii MI6. Wspomina on o tragicznych losach kilkudziesięciu, a może nawet setek zdemaskowanych agentów, wysłanych tuż po wojnie przez MI6 oraz CIA do nowopowstałego bloku wschodniego.
"Był w szoku, widząc biednych ludzi w obdartych ubraniach"
- Nie sposób policzyć, ile akcji MI6 zakończyło się fiaskiem, ani ilu agentów zginęło na skutek zdrady Philby’ego - podkreśla Smith. - Jego działalność jednak bez dwóch zdań naraziła na szwank operacje prowadzone w państwach bałtyckich, Polsce, Albanii i na południu Związku Radzieckiego. Niektóre z tych akcji byłyby zapewne skazane na niepowodzenie z innych przyczyn, ale to Philby bezpośrednio odpowiadał za ich klęskę.
Czy Tommy miał w życiu problemy przez ojca? - Ależ nie - zapewnia. - Mam wspaniałych przyjaciół i jestem zdrów.
Rosja drugiej połowy XX wieku nie okazała się socjalistycznym rajem, jaki wyobrażał sobie Philby w radosnych czasach studiów na Cambridge. Po przybyciu do Związku Radzieckiego nie był wcale witany jak bohater, został za to zepchnięty na margines przez KGB, które obawiało się, że w rzeczywistości jest podwójnym agentem. Pocieszenia szukał w butelce.
"Nic nie mogło mnie przygotować na to, co zobaczyłem", opisywał generał KGB Oleg Kaługin swą wizytę w mieszkaniu Philby’ego nieopodal ulicy Gorkiego w 1972 roku. "W półmroku przedpokoju stał śmierdzący wódką wrak człowieka".
Kaługina przysłano, by poinformował Philby’ego o jego rehabilitacji. Kreml miał coraz większe trudności z werbowaniem agentów na Zachodzie, chciał więc pokazać, że jest w stanie zapewnić swym lojalnym szpiegom szczęśliwą emeryturę.
Philby poszedł na odwyk, ale nigdy nie został formalnie przyjęty do KGB. Mimo to mógł liczyć na luksusy: wyremontowano mu mieszkanie, udostępniono daczę, a także sprowadzano dla niego angielską musztardę, oksfordzką marmeladę oraz sos Worcestershire. Dostał też zbiór powieści P.G. Wodehouse’a - jeszcze jedną pamiątkę po życiu, które porzucił owej styczniowej nocy.
Philby zapewne nie zasłużył sobie na spokój duszy, ale odnalazł go u boku swej czwartej żony, Rufiny Puchowej, której miłość osłodziła mu przygnębiającą sowiecką rzeczywistość.
- Kim nie żałował, że uciekł do Związku Radzieckiego, ale był rozczarowany pewnymi rzeczami, które tu zobaczył - wspomina mieszkająca w Moskwie Rufina. - Był w szoku, widząc biednych ludzi w obdartych ubraniach. Mieliśmy przecież "zbudować komunizm", a Kim przekonał się, że te obietnice się nie ziściły. Myślę, że gdyby zobaczył dzisiejszą Rosję, byłby jeszcze bardziej zmartwiony. Przepaść między oligarchami i biedotą jest ogromna. Ale współczesna Anglia też pewnie by mu nie pasowała. To prawda, że próbował popełnić samobójstwo. Mimo to nie żałował, że przyjechał, i nigdy nie wspominał o powrocie do domu. W ostatnich latach przed śmiercią mawiał: "Oto złoty zmierzch mego życia".
Harold Adrian Russell "Kim" Philby zmarł w Moskwie w 1988 roku w wieku 76 lat. Był jednym z najbardziej przebiegłych zdrajców XX wieku. Bezwzględny charakter, który pozwolił mu wieść podwójne życie, łączył się u niego z żarliwą wiarą w jedynie słuszną ideologię. Większość ludzi uznałaby dziś taką postawę za skrajnie naiwną. Kiedy synowie odwiedzali go w Moskwie, był dla nich kochającym tatą, ale w rzeczywistości rodzina zawsze miała dla niego drugorzędne znaczenie.
"Tak naprawdę jestem dwiema osobami" - przyznał niegdyś. "Osobą prywatną i polityczną. Jeżeli dochodzi do konfliktu, pierwszeństwo ma rzecz jasna ta polityczna".
W przeciwieństwie do Rufiny Tommy Philby twierdzi, że jego ojciec zrozumiał swój błąd w ostatnich latach życia, gdy komunizm zaczął chylić się ku upadkowi.
- Pod koniec życia zdał sobie sprawę, że postąpił źle.
Na przeprosiny było już jednak za późno - zwłaszcza dla owych agentów, których zrzucono na spadochronach pod osłoną nocy za żelazną kurtynę.
...
Raczej opetany niz zimny zdrajca . Przypomina raczej pederaste ktorego niszczy zboczenie ktoremu sie oddaje . Narkoman komunizmu . Zreszta to go zniszczylo . Sami sowieci mowili ze wygladal jak szmata tak upadl w Kraju Rad . To byla jedna wielka ohyda .
Chile: będzie ekshumacji ciała poety Pabla Nerudy
Chilijski sąd nakazał przeprowadzenie ekshumacji ciała poety Pabla Nerudy w ramach śledztwa nad przyczyną jego śmierci, do której doszło w 1973 roku. Laureat literackiej Nagrody Nobla zmarł 12 dni po puczu wojskowym, w wyniku którego generał Augusto Pinochet odsunął od władzy prezydenta Salvadora Allende.
Jako przyczynę śmierci Nerudy, zwanego przez Gabriela Garcię Marqueza, "największym poetą XX wieku wszystkich języków", podano zaawansowanego raka prostaty. Poeta o lewicowych poglądach, który sprzeciwiał się rozwiązaniom siłowym, mógł zostać otruty.
Władze Chile od 2011 roku prowadzą śledztwo w tej sprawie, ale dopiero kilka dni temu ujawniły informację, że chcą przeprowadzić ekshumację szczątków ciała noblisty.
Rodzina 69-letniego poety utrzymywała, że to rak był przyczyną jego śmierci. Według jednej z wersji wielki przyjaciel prezydenta Allende i komunista został zamordowany na zlecenie generała Pinocheta.
Ekshumacja ma wykluczyć wszelkie wątpliwości w tej sprawi i zostanie przeprowadzona, jak zapowiedziały władze Chile, z najwyższym szacunkiem i zachowaniem wszelkich środków ostrożności.
Neruda silnie sprzeciwiał się wojskowemu zamachowi stanu, bowiem uważał go za zdradę stanu. Nie została jeszcze podana data rozpoczęcia ekshumacji, ale nastąpi to w najbliższym czasie. Neruda został pochowany na Isla Negra, 120 km od stolicy Chile Santiago.
...
Kolejny szaleniec opetany komuna . Jakim jest poeta nie wiem bo nie znam literackiego hiszpanskiego . Jak widac jednak nie powinien zajmowac sie polityka bo nie mial powolania .
Czerwony White. Twórca MFW głęboko wierzył w komunizm
Twórca globalnej architektury finansowej, obejmującej MFW i Bank Światowy, wysoki urzędnik Departamentu Skarbu USA Harry Dexter White był radzieckim szpiegiem, głęboko wierzącym w komunizm i radziecką gospodarkę planową - ujawnia ekspert CFR Benn Steil.
Harry Dexter White był niezwykle wpływowym urzędnikiem Departamentu Skarbu, twórcą podwalin pod istniejący do dziś globalny ład finansowy zwany "systemem z Bretton Woods" - od miasta, gdzie w 1944 r. odbyła się konferencja, w której efekcie powołano do życia Międzynarodowy Fundusz Walutowy i Bank Światowy.
Od lat znane są oskarżenia, że White był jednocześnie szpiegiem na rzecz ZSRR. Wciąż budzą one jednak żywą polemikę. Dotychczas jednak tajemnicą dla historyków, którzy nie mają w tej sprawie wątpliwości, były motywacje White'a: jak pogodzić jego postępowe i publicznie deklarowane poglądy polityczno-gospodarcze z tajną działalnością dla Sowietów, o którą oskarżyła White'a m.in. FBI. Dopiero niedawno Ben Steil, dyrektor ds. gospodarki międzynarodowej w amerykańskiej Radzie Stosunków Międzynarodowych (CFR), dotarł do nieznanego wcześniej eseju autorstwa White'a z 1944 roku, w którym ujawnia on swoją głęboką wiarę w komunizm i gospodarkę socjalistyczną.
"Byłem niezwykle zdumiony czytając ten esej. White napisał go, kiedy był u szczytu swej kariery w Departamencie Skarbu USA i pewne jest, że nie chciał, aby dokument ujrzał światło dzienne" - powiedział PAP Steil, który o swym odkryciu pisze w książce "The Battle of Bretton Woods" oraz w artykule opublikowanym w najnowszym numerze "Foreign Affairs".
W odnalezionym w rodzinnym archiwum eseju, jeden z głównych strategów gospodarczych w rządzie USA pisał, że Zachód demonizuje Związek Radziecki i opowiedział się za sojuszem wojskowym USA z ZSRR, by zapobiec ponownej agresji ze strony Niemiec i Japonii. Ubolewał jednak, że taki sojusz jest niemożliwy ze względu na "szerzący się imperializm USA". O torpedowanie sojuszu z ZSRR oskarżał też "bardzo silną katolicką hierarchię". Najbardziej niesamowite jest jednak ostatnie, zakończone wykrzyknikiem zdanie: "Rosja to pierwszy przykład socjalistycznej gospodarki w akcji. I to działa!" - powiedział Steil.
Zdaniem eksperta dowodzi to, że White, twórca powojennej kapitalistycznej architektury finansowej, nie tylko wierzył w sojusz USA i ZSRR, ale też w sukces radzieckiego eksperymentu z socjalizmem.
Za najbardziej przekonujący przykład ślepego uwielbienia White'a dla ZSRR, ekspert wskazuje jego udane zabiegi, by udostępnić Sowietom kopie amerykańskich matryc do produkcji waluty w powojennych Niemczech. Choć inni ostrzegali, że Rosjanie będą drukować pieniądze dla siebie, White miał przekonywać kolegów w rządzie, że "USA nie wystarczająco doceniły ZSRR i jeśli ZSRR skorzysta na tych matrycach, to będzie to oznaką uznania ich wysiłków" - pisze Steil.
Rosjanie, jak można się było spodziewać, wydrukowali ogromną ilość pieniędzy - o wartości przewyższającej ponad osiem razy te wydrukowane przez Aliantów. Ogromna część została wymieniana po sztywnym, wynegocjowanym przez White'a kursie na dolary, ze stratą dla USA szacowaną na dzisiejsze około 4-6,5 mld dolarów. To była bardzo "hojna" oznaka wdzięczności dla ZSRR "na koszt amerykańskich podatników" - mówi Steil.
Ekspert podkreśla jednak, że związki White'a z ZSRR nie odcisnęły się piętnem w pracach nad powstaniem systemu z Bretton Woods. Radziecka myśl ws. polityki monetarnej wówczas nie istniała.
W negocjacjach White wspierał różne rosyjskie żądania, nie udało mu się jednak załatwić dla ZSRR pożyczki na odbudowę kraju po wojnie o bardzo niskim oprocentowaniu (trzy razy niższym niż pożyczka dla Wielkiej Brytanii). To był - według Steila - jeden z powodów, dla których ZSRR ostatecznie nie przystąpił ani do MFW, ani do Banku Światowego.
W uznaniu dla zasług White'a, prezydent USA Harry Truman mianował go w styczniu 1946 r. na pierwszego szefa MFW. Musiał jednak tę nominację wycofać pod presją raportu szefa FBI Edgara Hoovera, który wskazywał na działalność White'a na rzecz Sowietów. Truman - jak pisze Steil - nie wierzył Hooverowi, ale by uniknąć skandalu mianował White'a dyrektorem wykonawczym MFW, czyli znacznie poniżej dyrektora zarządzającego, którym został Belg Camille Gutt.
Zdaniem Steila nie jest jasne, czy White był świadom podejrzeń, jakie pod jego adresem wysunęła FBI. Zrezygnował z pracy w MFW wiosną 1947 roku. Rok później, na krótko przed jego śmiercią, Whittaker Chambers, zdekonspirowany łącznik między radzickim wywiadem a źródłami w rządzie USA, publicznie oskarżył White'a o szpiegostwo na rzecz ZSRR od 1935 r. White - jak donosił Chambers - regularnie udostępniał mu do sfotografowania dokumenty z Departamentu Skarbu, a także pisał co tydzień lub dwa noty z informacjami, które mogły być użyteczne dla ZSRR.
13 sierpnia 1948 r. White pod przysięgą zaprzeczył w Kongresie tym oskarżeniom. Przekonał kongresmanów o swej niewinności, ale - jak zauważa Steil - był w tak ogromnym stresie, że nazajutrz przeszedł zawał serca i dwa dni później zmarł. W 1950 roku ówczesny republikański kongresman Richard Nixon ujawnił, że jest w posiadaniu otrzymanych od Chambersa not szpiegowskich dla Sowietów, napisanych - co potwierdzili eksperci - przez White'a.
Dopiero pod koniec lat 50. Amerykanom udało się odczytać zakodowane depesze wychodzące z USA do ZSRR w latach 40. Wiele z nich odwoływało się do White'a. Ujawniają, że Rosjanie byli szczególnie zainteresowani jego informacjami z międzynarodowej konferencji w San Francisco w 1945 r., której rezultatem była Karta NZ. Według depesz, White, który pracował na tej konferencji jako doradca rządu USA, przekazał szpiegowi ZSRR informację, że USA "chcą sukcesu konferencji za wszelką cenę" i dlatego są gotowe przyznać Moskwie prawo weta w ONZ. Oceniając te depesze 50 lat później, senacka komisja uznała w 1997 r., że współudział White'a w szpiegostwie "wydaje się ustalony".
Zdaniem Steila informacje przekazywane przez White'a Sowietom nie były bardzo ważne; znacznie gorsze w skutkach dla USA były działania szpiegów, którzy przekazywali informacje o programie nuklearnym USA. "Ważne w przypadku White'a było to, że mieli oni stały dostęp do osoby w rządzie, która była w stanie umieszczać w administracji innych ludzi sympatyzujących z Sowietami. I są dowody na to, że rzeczywiście miał na to wpływ" - powiedział PAP Steil.
Zdaniem eksperta żona White'a cały czas wiedziała o jego działalności dla ZSRR. Nie ma natomiast żadnych dowodów na to, że był on przez ZSRR opłacany. "To byłoby sprzeczne ze wszystkim, co o nim wiem. On naprawdę wierzył w komunizm" - mówi Steil. Za to przyjął w prezencie od ZSRR cenny uzbecki dywan, a także pomniejsze podarki.
...
Zachod pelen jest komuchow i ich agentow . Widzicie teraz dlaczego MFW jest tak zbrodniczy . Zakladal go komuch .
Mateusz Zimmerman | Onet
Utraty władzy bał się bardziej niż śmierci
90 lat temu umarł Włodzimierz Lenin. Przez ostatnie lata dużo gorzej znosił polityczną marginalizację niż groźbę śmierci. Architekt państwa wzniesionego na terrorze do samego końca nie żałował swych ofiar.
Jego choroba trwała dwa i pół roku.
W połowie 1921 r. Lenin nie mógł już podołać obowiązkom, bo jego wątła kondycja zaczęła się pogarszać. Nasiliły się u niego chroniczne migreny, bezsenność i problemy z sercem.
Od rewolucji październikowej Lenin pracował praktycznie od zmierzchu do świtu. Nigdy nie był okazem zdrowia, ale w latach umacniania się władzy radzieckiej po raz pierwszy w swoim życiu wziął na siebie tak wymagające obowiązki. Miał już niemal pięćdziesiątkę, a dotąd żył raczej jak artysta czy po prostu przedstawiciel wolnego zawodu.
Polityczne napięcia nie pomagały jego generalnie skołatanym nerwom. Rozdrażniały go drobne hałasy: skrzypienie podłóg, dźwięk instrumentów, echa rozmów zza ściany. Łatwo było go doprowadzić do stanu wrzenia, a o jego wybuchach wściekłości krążyły legendy jeszcze przed rewolucją. Kiedy był już u władzy, te wybuchy zmieniały się w agresję – najczęściej skierowaną przeciw politycznym wrogom.
Ofiara przymusowego urlopu
W końcu czuł się tak źle, że nie był już w stanie ukrywać tego przed towarzyszami z partyjnego Politbiura.
Większość spośród nich też zresztą nękały poważne dolegliwości. Ze skrajnym przemęczeniem zmagał się Lew Trocki. Grigorij Zinowjew przeszedł dwa zawały, a na problemy z sercem cierpiał też Lew Kamieniew. Rewolucja, wojna domowa, załamanie gospodarcze, budowanie struktur państwa praktycznie od nowa w warunkach terroru i stanu wyjątkowego – wszystko to podkopywało zdrowie bolszewickiej wierchuszki w najbardziej elementarnym sensie.
Lenin przez kilka poprzednich lat bez skrupułów wtrącał się w życie prywatne partyjnych towarzyszy – także w kwestiach zdrowotnych. Sam parę razy niemal pod przymusem wysyłał ich na leczenie czy po prostu na urlop dla odpoczynku. Kiedy to jego zdrowie podupadło, nie mógł być zdziwiony, że podobnie zachowano się wobec niego: wbrew własnej woli został wysłany na urlop, który wkrótce stał się równoznaczny z całkowitym zakazem pracy.
Przeprowadził się do uroczego pałacyku w Gorkach. Park, las, staw z rybami – słowem: świetne miejsce dla odpoczynku i ukojenia nerwów. Ale to wiązałoby się z koniecznością przynajmniej czasowego porzucenia polityki, czego Lenin nie chciał i nie potrafił. Kazał nawet zainstalować linię telefoniczną, która pozwalałaby mu na stały kontakt z Kremlem.
Niemiecki dureń i spółka
Na razie nieliczni wiedzieli, jak poważny jest jego stan. Zapał do pracy zastąpiła apatia, a bóle głowy i problemy z sercem wprawiały go w przygnębienie. Choć nie mówił o tym otwarcie, widać było, że się boi – nie tyle śmierci, co paraliżu i utraty zmysłów.
Choroba i stres z nią związany uczyniły go jeszcze bardziej bezlitosnym niż wcześniej. Domagał się doraźnego rozstrzeliwania „bandytów”, nasilenia terroru w guberni tambowskiej (dogorywało tam chłopskie powstanie), kar śmierci dla mienszewików i eserowców, represji wobec Cerkwi, wygnania nieposłusznej inteligencji za granicę. Nic dziwnego, że zaczęto go podejrzewać go o utratę równowagi umysłowej.
Nad przyczynami choroby i leczeniem Lenina głowił się cały zastęp lekarzy. Cel uświęcał środki – np. psychiatra Wiktor Osipow miał trafić przed pluton egzekucyjny jako wróg rewolucji, a zamiast tego przewieziono go do Gorek, gdzie miał doglądać wodza bolszewików.
Ściągano terapeutów, neurologów i psychiatrów z całej Europy. Kreml wydawał horrendalne sumy (dwaj specjaliści z Niemiec inkasowali po 20 tys. marek za diagnozy), na co zresztą utyskiwał sam pacjent.
„Mam nadzieję, że wyrzucicie tego durnia niemieckiego profesora i spółkę” – pisał do Stalina, który jeszcze wtedy sprawował pieczę nad jego leczeniem. Zagraniczni lekarze nakazali bowiem pacjentowi odsunięcie się od polityki, on zaś z tego powodu cierpiał. Można było odnieść wrażenie, że widmo politycznej marginalizacji przeraża go bardziej niż śmierć.
Kula, syfilis i szyja strasznie krótka
W utajnionych później zapiskach jeden z lekarzy Lenina odnotował: „Wszyscy neurologowie, zarówno rosyjscy, jak zagraniczni, byli całkiem bezradni”. Medycy spierali się, co w gruncie rzeczy Leninowi dolega. Kilku stawiało na neurastenię spowodowaną przemęczeniem. Inni – na syfilis, ale do dziś nie sposób rozstrzygnąć, czy Lenin rzeczywiście nań chorował. Zresztą jeden z ówczesnych zwolenników tej teorii przyznawał, że po prostu chciałby, aby to był syfilis – to przynajmniej dało się leczyć.
Jeden z niemieckich chirurgów twierdził natomiast, że Lenin cierpi z powodu kuli rewolwerowej, która utknęła w jego szyi po nieudanym zamachu w 1918 r. Przez chwilę lekarz mógł być nawet przekonany, że ma rację – wiosną 1922 r. pocisk operacyjnie usunięto i wydawało się zrazu, że stan chorego się poprawia. Ale nie upłynął nawet miesiąc od zabiegu i Lenin doznał rozległego udaru mózgu.
Lenin obsesyjnie bał się udaru. Wspominał nawet, że pewien chłop przed laty przepowiedział mu śmierć z tego powodu. „Na moje pytanie, dlaczego tak myśli, odparł: Bo szyję masz strasznie krótką” – opowiadał tę historyjkę lekarzom, a ci odnieśli wrażenie, że przynajmniej częściowo w nią wierzy.
„Chłopski rozum” potwierdzała tu jednak genetyka: Lenin miał dziedziczną skłonność do miażdżycy. Choroba pojawiała się w całej jego rodzinie, a jego ojciec w 1886 r. umarł właśnie z powodu wylewu. Lenin przez lata kompletnie o siebie nie dbał, a stres i nadciśnienie zrobiły swoje. Bóle głowy, lęki, stany depresyjne, natręctwa – wszystkie te objawy można było przypisać rozwojowi choroby.
Towarzyszu Stalin, podajcie mi truciznę
Udar zakończył się paraliżem prawej strony ciała. Lenin właściwie na nowo musiał się uczyć czytać, pisać i dodawać. Żona Nadieżda Krupska, która się nim wytrwale opiekowała, robiła dla niego proste dyktanda – miał problem z zapamiętaniem kilku zdań. Osłabły jego reakcje na bodźce. Jeszcze w 1922 r. wystąpiło u niego kilka krótkotrwałych paraliżów i skurczów, a kolejnego udaru spodziewał się parokrotnie.
Okresy poprawy się pojawiały, ale były nieregularne. Lekarze nie dawali gwarancji, że rehabilitacja się powiedzie, ale w jednym byli zgodni: Lenin musi się definitywnie wycofać z polityki. On sam miał mniej złudzeń. Był po prostu przekonany, że niebawem umrze.
Prosił żonę, by podała mu truciznę, gdy jego stan zrobi się beznadziejny. Któregoś dnia wezwał też Stalina i jego też poprosił o cyjanek. Ten jednak przekonał go, by zaufał lekarzom. Jedynym, co trzymało go przy życiu, była perspektywa powrotu do polityki. „Poza tym – nie mam nic” – mówił do lekarzy, którzy próbowali zabronić mu czytania i pisania. Krupska, wbrew oporom siostry Lenina, przynosiła mu gazety i nowe wiadomości z partii, bo uważała, że bez tej namiastki dotychczasowego życia załamałby się całkowicie.
Nawet po drugim wylewie (pół roku po pierwszym) zamyślał nad powrotem na scenę polityczną. To były mrzonki, bo były momenty, że nie był w stanie dotknąć ręką koniuszka nosa.
Testament tajny i jawny
Jeszcze jesienią 1922 r. zawieziono go na Kreml – chciał pokazać, że nadal może przewodzić obradom bolszewickiego Komitetu Centralnego. Kiedy partyjni towarzysze zobaczyli, w jakim jest stanie, zaczęli unikać kłótni i sporów, bo bali się, że doprowadzą Lenina do kolejnego udaru. Jakimś cudem wygłosił przemówienie, ale zapętlał się kilka razy na jednym fragmencie (zwierzył się potem lekarzom, że zapomniał, o czym mówił). Wszyscy współpracownicy Lenina zobaczyli, że może już nigdy nie wyzdrowieć.
Zaczynała się już walka o schedę po Leninie. On sam jeszcze przez kryzysem mianował Stalina sekretarzem generalnym partii i zbyt późno dostrzegł, że otworzył mu tym samym drogę do władzy. Zwrócił się w stronę Trockiego, próbując użyć go jako narzędzia w coraz ostrzejszym sporze ze Stalinem. Tak powstał słynny „testament Lenina”, czyli tzw. list do zjazdu – wódz bolszewików podyktował go swojej sekretarce na rok przed śmiercią.
Nie namaścił jednoznacznie Trockiego na swojego sukcesora. Ale ostrzegał przed rosnącymi wpływami Stalina i przyszłymi nadużyciami władzy w jego wykonaniu. Ten dokument miał aż do śmierci Lenina pozostać tajemnicą – powstało pięć kopii, z czego trzy miały trafić do sejfu, czwartą miał zachować przy sobie Lenin, zaś ostatnią Krupska, która miała też zdecydować, czy ujawnić dokument po śmierci męża.
Tyle że z wolą Lenina nie liczyła się już wtedy nawet sekretarka, która spisywała list. Natychmiast poinformowała o treści „testamentu” samego Stalina i w ten sposób przyszły tyran dowiedział się, że wódz bolszewików ostrzegał przed nim swych partyjnych towarzyszy. Wiosną 1923 r. wpływy Trockiego rosły, a spór Lenina ze Stalinem zaczął nabrzmiewać. Zanim jednak konflikt wyszedł poza formę listów, Lenin doznał kolejnego wylewu i nawet gdyby po nim mógł jeszcze mówić, nikt by się już z jego zdaniem nie liczył.
Na wpół obłąkane oczy
Jego jedynym łącznikiem z otoczeniem pozostawała Krupska, która tłumaczyła otoczeniu jego monosylaby. Bez skutku próbowała na nowo nauczyć go mówić – mógł tylko napisać lewą ręką „mama” i „tata”. Przeglądał też gazety, choć najpewniej nic już z nich nie rozumiał. Kiedy dostał do jedzenia suchary, nie mógł trafić ręką do talerza.
Lekarze nie mieli już nadziei na jego wyzdrowienie. Tymczasem oficjalne kremlowskie biuletyny ciągle informowały, że pacjent „wraca do normalnego stanu” i „może już swobodnie rozmawiać”. Drobna poprawa nastąpiła w drugiej połowie roku: mógł się powoli poruszać o lasce, po raz ostatni zawieziono go też na Kreml. Kiedy na wózku inwalidzkim wywożono go na spacer, okolica pałacyku w Gorkach pustoszała – on sam na spotkania z ludźmi reagował nerwowo, a ich z kolei wpędzały one tylko w zakłopotanie.
Wielu świadków wspominało jego smutne, na wpół obłąkane oczy – nie miał już praktycznie kontaktu z rzeczywistością. Pewien artysta miał w tym czasie wykonać portret Lenina. Wspominał potem wodza rewolucji siedzącego na szezlongu, owiniętego w koc i jego bezradny uśmiech, tak jakby cofnął się do czasów dzieciństwa: „Mógł służył tylko jako model do ilustracji tej strasznej choroby, ale w żadnym wypadku nie nadawał się do pozowania do portretu”.
Zdjęcia Lenina z tego okresu miały potem być latami ukrywane w archiwach – nie można było pozwolić, by „proletariusze wszystkich krajów” zapamiętali obraz nie dynamicznego wodza rewolucji, lecz schorowanego starca.
Cały kraj zamar(z)ł
Jeszcze na początku 1924 r. niestrudzona Krupska czytała Leninowi partyjne dokumenty. 21 stycznia obudził się rankiem i z trudem poszedł do łazienki. Czuł się jednak coraz gorzej i poszedł spać. Po południu wypił odrobinę kawy i rosołu. Nagle zaczął charczeć.
Lekarze nie mogli mu już pomóc. Poderwał się jeszcze, potem opadł na łóżko – gorączka rosła, a tętno zanikało. Zmarł o 18.50.
Całe Politbiuro w Moskwie natychmiast zebrało się na naradę – nie było tylko Trockiego, który skrajnie przemęczony pojechał na urlop nad Morze Czarne. Stalin miał potem wykorzystać jego nieobecność (również na pogrzebie Lenina) w partyjnych grach o władzę. Trumnę z ciałem Lenina następnego dnia rankiem zawieziono do Moskwy.
Pogrzeb przypadł na dzień tak niewyobrażalnie zimny, że trębacze musieli polewać instrumenty wódką, by nie zamarzał oddech. Tłum odśpiewał „Międzynarodówkę”, a w całym Związku Radzieckim stanęły pociągi i zakłady pracy, zatrzymano też silniki statków rzecznych – kraj dosłownie zamarł. Ciało wodza bolszewików złożono do mogiły u stóp kremlowskiego muru.
Niebawem się okazało, że zwłoki trafią do chłodni, a tam uczeni zaczną eksperymenty, by można je było wystawić na widok publiczny. Ciało miało zostać umieszczone w mauzoleum na Placu Czerwonym. Krupska była przeciwna balsamowaniu zwłok i ich wystawianiu, ale nie miała już nic do powiedzenia. Rzekomo domagali się tego w listach robotnicy fabryczni – w rzeczywistości za pomysłem stał Stalin, który był przekonany, że zwłoki wodza rewolucji będą symbolem.
Świętego Lenina życie po życiu
To miał być dopiero początek „życia wiecznego” Lenina, którego bardzo szybko wykreowano na komunistycznego świętego. Powstał kanoniczny życiorys, w którym nie było wzmianki ani o arystokratycznych korzeniach Włodzimierza Uljanowa, ani o jego dawnym romansie z Inessą Armand. Dzieła Lenina podniesiono do rangi nieomylnych diagnoz i proroctw. Propaganda włączyła zmarłego wodza do „świętej trójcy” marksizmu-leninizmu, stawiając go obok Marksa i Engelsa.
Miasto Piotrogród – kolebka rewolucji – zmieniło swoją nazwę na Leningrad. Utrzymanie mumii i grobowca przez dekady miało kosztować sowieckie władze setki milionów rubli. Stworzono też Instytut Mózgu, który na podstawie badań mózgu Lenina miał poszukiwać informacji o „podłożu jego geniuszu”. Warto zresztą w tym kontekście wspomnieć, że kiedy lekarze tuż po śmierci Lenina badali jego mózg, dziwili się, że mógł się jeszcze z kimkolwiek porozumiewać. Jedna półkula była normalnych rozmiarów, a druga – ponoć straszliwie pomarszczona i „nie większa od orzecha włoskiego”.
Kapłanem kultu został oczywiście Stalin, który w mowach żałobnych po śmierci Lenina przysięgał „strzec jedności partii” i „umacniać dyktaturę proletariatu”. Miał jednak własne powody, by po śmierci Lenina zacierać ręce. Stał na granicy upadku, a uratowało go poparcie Kamieniewa i Zinowjewa, którego siłą rzeczy nie dostał Trocki.
Nie upłynął nawet rok od pogrzebu wodza bolszewików, kiedy Stalin zaczął podważać rewolucyjne zasługi Trockiego. Na Kamieniewa i Zinowjewa przyszedł czas dopiero w erze Wielkiego Terroru lat 30. – tak jak na wszystkich innych konkurentów Stalina do władzy.
Ale Stalin, który miał dopiero rozkręcić machinę terroru na niespotykaną wcześniej skalę, dostał okrucieństwo wbudowane w system w spadku. To Lenin w dobie wojny domowej osobiście wzywał do wieszania kułaków – tak „żeby ludzie widzieli, trzęśli się ze strachu i jęczeli w promieniu wielu kilometrów”. Państwo Stalina powstało na krwawych fundamentach położonych przez jego poprzednika – a ten nawet na łożu śmierci ani nie żałował popełnionych zbrodni, ani nie myślał o ich ofiarach.
....
Tak zdychaja potwory . Jakie zycie taka smierc ohydna obrzydliwa potworna .
Radio Kraków
Grupa squattersów walczy o opuszczoną kamienicę
Grupa squattersów walczy o opuszczoną kamienicę - fot. Radio Kraków;
Grupa squattersów od kilku miesięcy zajmują niszczejący pustostan przy ulicy Limanowskiego, którego właścicielem jest gmina. Chcą tam stworzyć niezależne centrum kulturalno-artystyczne z kinem, galerią i warsztatami artystycznymi.
Squattersów odwiedziła już straż miejska i kazała im opuścić zajmowany nielegalnie budynek. Ci jednak nie posłuchali, bo nie było pisemnego nakazu ze strony gminy...I jak twierdzą - nie robią nic złego (miejsce zdarzenia).
Straż miejską zawiadomili sąsiedzi, którzy skarżyli się na hałas. W budynku przesiaduje kilkanaście osób, wśród nich lokalni artyści i studenci. W pomieszczeniach zorganizowali kuchnię i kilka pokoi.
W niedzielę, w geście protestu zdjęli ze ściany kamienicy tabliczkę Zarządu Budynków Komunalnych. Bo jak mówią - ZBK o ten budynek nie dba.
...
Kazdy moze zalozyc komune ale zgodnie z prawem.
Skłotersi zostają w kamienicy na poznańskim Starym Rynku i czekają na "poważne" oferty od miasta
Zenon Kubiak
22 lipca 2015, 15:39
Od ponad dwóch lat anarchiści zajmują nielegalnie kamienicę u zbiegu ulic Paderewskiego i Szkolnej, uniemożliwiając jej remont. Władze Poznania zaproponowały im przeprowadzkę do budynku starej drukarni, ale anarchiści odrzucili ofertę, tłumacząc ją złym stanem budynku i jego nieuregulowaną sytuacją prawną.
Kamienica u zbiegu ulic Paderewskiego i Szkolnej przez lata stała pusta, popadając w ruinę, aż wreszcie ponad dwa lata temu zajęli ją anarchiści, tworząc w środku skłot o nazwie Od:zysk. Nie tylko zaczęli w niej mieszkać, ale także organizować różnego rodzaju wydarzenia o charakterze kulturalnym i społecznym – koncerty, warsztaty, seanse filmowe itd.
Chociaż sami wykonali niezbędne naprawy, Powiatowy Inspektor Nadzoru Budowlanego cały czas ostrzega, że budynek grozi zawaleniem. Sam wygląda zdewastowanej kamienicy stojącej przy Starym Rynku trudno też uznać za atrakcję turystyczną Poznania.
W marcu 2014 r. budynek kupił Przemysław Woźny, biznesmen, który chce kamienicę wyremontować i otworzyć w niej restaurację, sklep oraz być może hotel. Chociaż minęło już prawie półtora roku prace nawet się nie rozpoczęły, ponieważ anarchiści nie zamierzają się nigdzie wyprowadzać.
Woźny cały czas próbuje jakoś się z nimi porozumieć, a w rozmowy włączyło się miasto, które próbuje znaleźć skłotersom inny budynek, w którym mogliby prowadzić swoją działalność. W 2014 r. zaproponowano im budynek przy ul. Sielskiej, gdzie kiedyś mieścił się warsztat. Przeciwko sąsiedztwu anarchistów zaprotestowała jednak miejscowa rada osiedla i ci zdecydowali się pozostać na Starym Rynku.
Kilka tygodni temu anarchiści postanowili obejrzeć opuszczony budynek starej drukarni przy ul. Pułaskiego, który chcieli przejąć już cztery lata temu, ale wtedy miasto twierdziło, że to niemożliwe ze względu na nieuregulowany status prawny. Od tamtej pory kwestia własności nadal nie została rozstrzygnięta, na dodatek budynek jest dziś ruiną.
- Trzeba już zerwać i wymienić cały dach. Poza tym cały budynek jest zagrzybiony, wszędzie wilgoć. Właściwie nadaje się tylko do rozbiórki – zwraca uwagę Tomasz Matysiak, jeden z anarchistów.
Zarząd Komunalnych Zasobów Lokalowych koszty remontu wycenił na ok. 250 tys. zł. Anarchiści nie mają takich środków, poza tym nie chcą ich inwestować w remont budynku, który być może wkrótce zostanie przejęty przez spadkobierców poprzednich właścicieli (sprawa jest w toku).
- Miasto nie dba o swoją własność, a potem oferuje ją organizacjom takim jak nasza, które nie mają tak dużych środków na remont. Takie oferty są w naszym mniemaniu niepoważne – uważa Matysiak.
W tej sytuacji anarchiści zapowiedzieli, że do czasu przedstawienia „poważnej” oferty przez miasto, wolą pozostać w kamienicy na Starym Rynku. Prezes Zarządu Komunalnych Zasobów Lokalowych obiecał spotkać się z nimi w tej sprawie 29 lipca.
...
Jeśli ktoś chce żyć w komunie proszę bardzo ALE MUSI SZANOWAĆ PORZĄDEK SPOŁECZNY!