Archiwa historyczne .
Serwis znalezionych frazLinki
- Ashley...
- SPRZEDAM 11 TOMOW Z SERII HISTORIA SWIATA WYDAWNICTWA AMBER
- Społeczna historia komunikacji + Elementy kultury Polskiej
- Sprzedam materiały i książki na I rok historii
- Dr.Setecka-historia literatury angielskiej-TESTY
- Wpływ katastrof kosmicznych na historię .
- Rotmistrz Witold Pilecki .
- ...
- poszukiwani mÄĹźczyĹşni! i nie tylko :)
- Absolutoria
- BezpĹatne badanie wzroku
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- pianina.htw.pl
Ashley...
Cała prawda o brytyjskim wywiadzie
Przekupywali generałów Franco, planowali morderstwa gestapowców, organizowali prowojenną kampanię w Ameryce: agenci Jej Królewskiej Mości w czasie II wojny światowej nie próżnowali. W odtajnionych właśnie aktach znajdziemy opowieści o zakrapianej uczcie Churchilla ze Stalinem oraz o kapeluszu, który ocalił skórę Mikołajczykowi.
Olbrzymie archiwum tajnych dokumentów, skrywanych przez długie dziesięciolecia w pomieszczeniach pod Kancelarią Premiera Wielkiej Brytanii, właśnie ujrzało światło dzienne. Materiały dotyczące drugiej wojny światowej i początków zimnej wojny przedstawiają działania brytyjskiego wywiadu z zupełnie nieznanej perspektywy. Przez ostatnie 70 lat sekretariat urzędu twierdził, że dokumenty te są "zbyt delikatnej natury", żeby je ujawniać. I tak papiery cierpliwie czekały zamknięte w dwóch pokojach z pojedynczym zakratowanym oknem z widokiem na ogród należący do rezydencji pod adresem 10 Downing Street. (…)
Dokumenty, których treść ujawniono w ubiegłym tygodniu, dotyczą tajnych operacji, uciekinierów z ZSRR, zawierają też notatki pracowników MI6. Niektóre akta odnoszą się do sekretnych i niejednoznacznych z moralnego punktu widzenia planów wojennych: przeczytamy w nich o próbach przekupienia hiszpańskich generałów w zamian za neutralność, o propagandzie mającej przekonać Amerykę do przyłączenia się do działań wojennych, o planach zamachów na czołowych przedstawicieli nazizmu w przeddzień lądowania aliantów w Normandii. Z dokumentów Kancelarii Premiera dowiemy się również, że przed abdykacją Edwarda VIII telefon monarchy z woli rządu był na podsłuchu.
Niewielka klatka schodowa dla służby na tyłach sekretariatu Kancelarii Premiera prowadziła do pomieszczeń, gdzie znajdowało się tak bardzo utajnione archiwum, że o jego istnieniu nie wiedziała nawet większość wysokiej rangi urzędników. Lord Wilson of Dinton, niegdyś sekretarz Kancelarii, zajął się archiwizacją dokumentów w 2001 roku, wkrótce po ich odnalezieniu: początkowo pudełka i teczki leżały na półkach nieuporządkowane według jakiegokolwiek klucza. - Oczy aż zalśniły mi na ten widok - wspomina lord. - Ludzie przed długie lata składowali te rzeczy, nie wiedząc co z nimi począć. Było tu takie bogactwo informacji, o których kolejne gabinety myślały: "To za trudne, za delikatne. Lepiej trzymać to wszystko pod kluczem".
Teczki, w liczbie ponad 100, opowiadają o incydentach, które, ujawnione, mogłyby w swoim czasie doprowadzić do bardzo niezręcznych sytuacji: przeczytamy między innymi o całonocnej popijawie Churchilla ze Stalinem i o aresztowaniu w Madrycie wysokiego rangą oficera brytyjskiego wywiadu ubranego w kobiece ciuszki. Kilka teczek zawiera informacje o próbie przekupienia na początku wojny wyższych rangą hiszpańskich oficerów i polityków. Generał Franco oficjalnie ogłosił neutralność Hiszpanii w obliczu międzynarodowego konfliktu, jednak Madryt wyraźnie sprzyjał państwom osi. W 1940 roku sir Samuel Hoare, brytyjski ambasador w Hiszpanii, i kapitan Alan Hillgarth, morski attaché, uknuli intrygę ofiarując miliony dolarów generałom i politykom w zamian za neutralność Półwyspu Iberyjskiego. "Prawdopodobnie będę potrzebował nawet 500 tys. funtów (…), żeby mieć wpływ na hiszpańską politykę i zapewnić faktyczną neutralność Hiszpanii", napisał sir Samuel w jednym z niedawno ujawnionych dokumentów. W notatce, w której odpowiedział mu Winston Churchill, przeczytamy napisane czerwonym tuszem "Tak, w rzeczy samej".
Ostateczny rachunek za przychylność Franco wyniósł znacznie więcej: około 14 milionów dolarów (co odpowiadałoby 200 milionom dolarów dzisiaj), przelanych ze szwajcarskich kont za pośrednictwem szemranego biznesmana z Hiszpanii Juana Marcha, który w czasie pierwszej wojny światowej pracował jako podwójny agent dla Wielkiej Brytanii. Wśród beneficjentów tych transakcji znalazł się między innymi brat generała Franco Nicholas i cała gromada hiszpańskich generałów ("zgraja oszustów", napisano o nich w innej notatce). Niektórzy brytyjscy urzędnicy nie mieli przekonania do tych działań, swymi wątpliwościami dzielił się z innymi Anthony Eden, ówczesny minister wojny, który był nawet zwolennikiem wystawienia przekupionych generałów do wiatru w ostatniej chwili. "Moglibyśmy nie wywiązać się z płatności na czas i nie miałbym żadnych skrupułów pozbawiając tych niecnych zarobków Marcha albo generałów", napisał. Jednak zdaniem sir Samuela łapówki wręczone z jego inicjatywy pomogły utrzymać Hiszpanię z dala od działań wojennych w kluczowym okresie.
Odtajnione dokumenty postawiły w nowym świetle działania propagandowe Brytyjczyków mające zdyskredytować środowiska proniemieckie i przeciwne wojnie w Ameryce. Przedmiotem zabiegów Londynu była zwłaszcza America First Committee (AFC), grupa zwolenników izolacjonizmu, której przewodził lotnik Charles Lindbergh. W tajnej notatce sir Stewart Menzies, szef MI6, opisał AFC jako "najskuteczniejszą broń, jaką dysponuje wróg, aby powstrzymać USA przed przystąpieniem do wojny".
W innej teczce, zatytułowanej "Priorytetowe zamachy w przeddzień Operacji Overlord", rozważano możliwość "sprzątnięcia" kluczowych niemieckich generałów, oficerów Gestapo, pracowników kolei i francuskich kolaborantów, w ramach przygotowań do lądowania aliantów w Normandii. Lista celów została opracowana przez MI6 na prośbę oficerów z kwatery głównej amerykańskiego generała Dwighta Eisenhowera, naczelnego dowódcy alianckich ekspedycyjnych sił zbrojnych.
Wśród osób uznanych za "dogodnych kandydatów" do wyeliminowania znaleźli się marszałkowie polowi Erwin Rommel i Gerd von Rundstedt, a także urzędnicy Francji Vichy. Uzgodniono, że zamachy na wskazane osoby zrealizują członkowie francuskiego ruchu oporu, Kierownictwo Operacji Specjalnych - brytyjska tajna agencja sabotażowa - podało, że "niektórzy agenci we Francji mogliby być gotowi do oddania strzału". Plan jednak zarzucono, po tym jak sir Stewart, znany również jako "C" (jak i pozostali szefowie MI6) zauważył, że morderstwa mogłyby mieć niewielki wpływ na przebieg działań wojennych, a przy tym sprowokować brutalne represje. "Przygotowaliśmy listę najważniejszych niemieckich funkcjonariuszy w organizacjach paramilitarnych, przebywających najprawdopodobniej na terenie Francji - sir Steward zakomunikował Foreign Office. - Z drugiej strony nie jesteśmy zdania, że ich zlikwidowanie będzie miało wpływ na działanie tak potężnej i dobrze zorganizowanej machiny [wojennej Niemiec]".
Victor Cavendish-Bentinck, przewodniczący Joint Intelligence Committee, odpowiedzialnej za działania wywiadowcze, ostatecznie pogrzebał tej projekt: "Zgadzam się z »C«, gdy mówi, że nie podoba mu się ten plan i nie kieruje mną przesadna wrażliwość, gdyż są na tym świecie ludzie, których z przyjemnością zamordowałbym własnymi rękoma, nie tracąc przez to dobrego apetytu. Uważam jednak, że tego typu pomysł napyta nam biedy i przyniesie tylko nikłe korzyści (…), także Niemcy mogą w tej sytuacji wziąć odwet na więźniach wojennych, a w tej grze zawsze mają przewagę".
Lord Wilson zaznaczył, że nie było "złej woli" w decyzji o przetrzymywaniu tych wszystkich dokumentów pod kluczem. - Chodziło o to, że w tamtym czasie mieliśmy inne priorytety i nikt nie miał czasu się tym zająć - wyjaśniał. - To było za duże zadanie. Radioaktywność tego typu dokumentów maleje z czasem.
Około osiem procent dokumentów z tajnych pomieszczeń Kancelarii Premiera na zawsze pozostanie tajemnicą, aby "chronić źródła i strzec metod działania". Materiały z tajnego archiwum obejmują okres od 1939 do 1951 roku. Wkrótce opinii publicznej zostaną przedstawione nowsze dokumenty.
Churchill i Stalin, kompani do wypitki
Z ujawnionych właśnie dokumentów jasno wynika, że choć wizyta Churchilla w Moskwie w 1942 roku zaczęła się niepomyślnie, ostatecznie doprowadziła do całonocnej popijawy brytyjskiego premiera ze Stalinem, przypieczętowując sojusz angielsko-radziecki.
"Trudno sobie wyobrazić coś bardziej ohydnego niż bankiet na Kremlu, a jednak musimy to znieść - napisał później Alexander Cadogan, podsekretarz stanu w Foreign Office, który towarzyszył Churchillowi w drodze do Moskwy w sierpniu 1942 roku. - Niestety Winston początkowo nie chciał się z tym pogodzić". Po "sztywnym i bezużytecznym" pierwszym spotkaniu ze Stalinem Churchill został zaproszony na "prywatne spotkanie na osobności" z sowieckim przywódcą. Brytyjski premier stawił się na Kremlu o 19. Ponieważ o pierwszej nad ranem wciąż nie wrócił do siebie, Cadogan został wezwany do apartamentów Stalina.
"Zastałem tam Winstona i Stalina, jak również Mołotowa (radzieckiego ministra spraw zagranicznych), który dołączył do nich później, siedzących za stołem zastawionym różnego typu przekąskami, z królującym na nim prosięciem i niezliczonymi butelkami". Cadogan dodał, w ramach wyjaśnień: "Winston, który wówczas uskarżał się już na lekki ból głowy, miał w sobie dość rozsądku, by zadowolić się względnie nieszkodliwym kaukaskim szampanem".
Jednak picie na tym się nie skończyło, a w międzyczasie Stalin dawał wszystkim "lekcje na temat dobrodziejstw systemu sowieckiego". Przywódca ZSRR "wielokrotnie powtarzał, że był zdumiony odwagą i determinacją swoich ludzi". Uczestnicy biesiady bawili się w radosnej atmosferze, relacjonuje Cadogan. Przyjęcie zakończyło się o 3 nad ranem, a Churchill i jego świta godzinę później odlecieli do ojczyzny. Zdaniem podsekretarza spraw zagranicznych to spotkanie przyniosło dyplomatyczny sukces: "Dwóch wielkich ludzi weszło ze sobą w kontakt i dogadało się. Niewątpliwie Winston był pod wrażeniem Stalina i zdaje mi się, że Stalin odwzajemniał to uczucie. Stworzono dogodne warunki, by kolejne kontakty przynosiły owocne rezultaty". Po Moskwie krążyły jednak plotki, że Churchill miał nazwać Stalina "monstrum". "To ohydne kłamstwo", skomentował sam premier Wielkiej Brytanii, gdy już zdawał sobie sprawę, że udało się stworzyć podstawy współpracy z radzieckim liderem, czego najlepszym dowodem był kac po imprezie.
Kapelusz dla Mikołajczyka
Nieustraszonym brytyjskim dyplomatom udało się w 1947 roku dopomóc w ucieczce polskiemu politykowi. To za sprawą Londynu Stanisław Mikołajczyk przedostał się przez kontrolę graniczną i wsiadł na statek, który przez wody Bałtyku zawiózł go aż do bezpiecznej przystani na Wyspach Brytyjskich, czytamy w ujawnionych właśnie dokumentach Kancelarii Premiera. Pomoc w ucieczce byłemu polskiemu premierowi była jedną z najznamienitszych tajnych operacji zimnowojennych w Europie Środkowej, jednak jej szczegóły przez długie lata utrzymywano w tajemnicy.
Kiedy był jeszcze premierem Wielkiej Brytanii, Winston Churchill przekonał Mikołajczyka do powrotu do Polski, zakładając, że jest on jednym z nielicznych polskich polityków gotowych dogadać się z narzuconym Polsce prosowieckim rządem. Churchill gwarantował polskiemu ludowcowi osobiste bezpieczeństwo i ta gwarancja pozostawała w mocy, mimo że w 1945 roku kierownictwo w Londynie przejęła Partia Pracy.
Wczesną jesienią 1947 roku Mikołajczyk nie miał wątpliwości, że zarówno on jak i inni działacze PSL zostaną wkrótce aresztowani i osądzeni w pokazowym procesie, który prawdopodobnie doprowadzi do wyroków śmierci. To wówczas były premier zwrócił się o pomoc do amerykańskiego ambasadora. Dla szefa resortu spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii Ernesta Bevina była to bardzo korzystna sytuacja. Mimo zobowiązań wobec Polaka minister obawiał się, że nieudana ucieczka Mikołajczyka może wplątać Londyn w zaciekły konflikt Wschodu z Zachodem. "Zostawcie go w spokoju", miał napisać w sprawie działacza PSL w telegramie, jakie Foreign Office przesłało ambasadzie w Warszawie.
Secret Intelligence Service (SIS, inne określenie MI6) również wolało zachować ostrożność. Pomoc w ucieczce przez żelazną kurtynę politykowi tej rangi co Mikołajczyk wymagała długich przygotowań, ostrzegano w notach dyplomatycznych. Tymczasem brytyjski chargé d'affaires w Warszawie, Philip Broad, był już w trakcie opracowywania, wraz z amerykańskimi kolegami, planu ucieczki ludowca. 12 października 1947 roku Mikołajczyk schronił się na tyłach ciężarówki i tak odbył podróż z Warszawy do północnego miasta Gdynia. Przebrano go zgodnie z zachodnim stylem w płaszcz amerykańskiego ambasadora i w jego kapelusz, który Polak wsunął głęboko na twarz. W tym przebraniu Mikołajczyk dołączył do grupki Amerykanów odwiedzających brytyjski statek zacumowany w porcie. Kiedy wycieczka wracała na ląd, brytyjskiemu wicekonsulowi Ronaldowi Hazellowi udało się odciągnąć uwagę polskich strażników, którzy nie zorientowali się, że grupa Amerykanów opuściła statek w niepełnym składzie.
Przez trzy dni podróży Mikołajczyk ukrywał się w kabinie kapitana. Gdy tylko statek dobił do brytyjskich brzegów, w pobliżu London Bridge, były premier trafił do bezpiecznej kryjówki, gdzie został przesłuchany. Broad otrzymał pochwałę za udział w operacji, czego ślad pozostał w tajnych dokumentach. Hazell zatroszczył się o to, by amerykański ambasador otrzymał z powrotem swój płaszcz i kapelusz, za pośrednictwem poczty dyplomatycznej.
Mikołajczyk przebywał w ukryciu tak długo, aż Brytyjczykom udało się wymyślić alternatywną opowieść o jego ucieczce, bez udziału Londynu. Oficjalna nota Foreign Office stwierdza: "O tej sprawie nie będziemy wspominać nawet w korespondencji wewnętrznej. Dotychczasową korespondencję zaleca się spalić". Polski polityk przeniósł się później do Ameryki, gdzie zmarł w 1966 roku.
Chociaż Brytyjczycy ułatwiali ucieczkę agentom zza żelaznej kurtyny, w sprawę rzadko angażowało się SIS. - Ministerstwo spraw zagranicznych musiało zawsze rozważyć potencjalne korzyści i szkody, angażując się na rzecz znanych dysydentów - zauważa Gill Bennett, niegdyś kierująca zespołem historyków w ramach Foreign Office, która teraz miała dostęp do odtajnionych dokumentów. - SIS, dysponując lepszym zapleczem do organizowania ucieczek, musiało kierować się tą samą zasadą. Koniec końców brytyjskie misje, te jawne i te tajne, miały przede wszystkim sprzyjać efektywnej polityce zagranicznej w Europie Wschodniej i unikać działań, które mogłyby jej zaszkodzić.
...
Ciekawe . Jednak tylko dla znawcow epoki . Widzimu tutaj co to znaczy przetrzymane dokumenty . Kiedys byly by sensacja . Teraz to juz jest jak odkrcia mumii egipskich . Starozytnosc .
A mimo to jak widzicie o Sikorskim nic ! Nadal tajne ! Nasz ,,sojusznik" tak nam pomaga . Ruscy juz sie zdazyli do Katynia przyznac ci zli Ruscy a dobrzy zachodni Brytyjczycy do dzis nie ujawnili o Sikorskim ...
Archiwiści chcą zabezpieczyć dokumentację sektora prywatnego
Współpracę bankom i towarzystwom ubezpieczeniowym zaproponowali archiwiści na wtorkowym sympozjum "Nie tylko państwo tworzy historię". Celem archiwistów jest zabezpieczenie dokumentacji prywatnych podmiotów gospodarczych.
Wtorkowe spotkanie w Naczelnej Dyrekcji Archiwów Państwowych w Warszawie jest pierwszym z cyklu sympozjów poświęconych kwestii zabezpieczenia dokumentacji prywatnych podmiotów gospodarczych. We wtorek archiwiści rozmawiali z przedstawicielami banków i towarzystw ubezpieczeniowych.
"Udział państwa w życiu gospodarczym się zawęża. W świetle powyższego Archiwa Państwowe mają bardzo ograniczone możliwości wpływania na postępowanie z dokumentami wytwarzanymi w instytucjach finansowych. Ogólne przepisy prawa te sprawy regulują, przez pewien okres trzeba trzymać dokumentację pracowniczą, finansową, projektową. Pytanie, co potem, kiedy ta dokumentacja traci aktualność" – powiedział PAP naczelny dyrektor archiwów państwowych Władysław Stępniak.
Jego zdaniem najlepszym rozwiązaniem byłoby, aby jednostki gospodarcze same tworzyły i opiekowały się swoimi archiwami. "Rzeczą najbliższą mojemu wyobrażeniu funkcjonowania dziedziny archiwalnej w państwie demokratycznym o liberalnej gospodarce byłoby to, aby właściciele sami zajmowali się swoimi dokumentami. (…) Są znane przypadki wielkich koncernów posiadających własne archiwa, biblioteki i muzea, a nawet instytuty naukowe, nie wiem jednak, czy nasza sfera życia gospodarczego może sobie na to pozwolić" – mówił dyrektor.
Podkreślił, że istnieją też możliwości współpracy ze Stowarzyszeniem Archiwistów Polskich oraz z samymi Archiwami Państwowymi, którym prywatne podmioty gospodarcze mogą przekazywać lub u których mogą deponować swoją dokumentację. "Archiwa są na to przygotowane, choć ta możliwość będzie przeze mnie traktowana jako ostateczność" – mówił Stępniak.
Jak podkreślił, dowody działalności w sferze życia gospodarczego w przyszłości posłużą historykom w odtworzeniu wpływu podmiotów prywatnych na procesy gospodarcze, społeczne i polityczne.
Według Stępniaka w ustawie archiwalnej z 1983 r. nie wzięto pod uwagę prężnego rozwoju sektora prywatnego. Zgodnie z jej zapisami dokumenty prywatnych podmiotów gospodarczych są, co prawda, częścią narodowego zespołu archiwalnego, ale w praktyce państwo ma ograniczony wpływ na sposób przechowywania, zarządzania i udostępniania dokumentacji sektora prywatnego; jego podmioty same decydują o swoich dokumentach.
Rozmowa archiwistów z przedstawicielami prywatnych podmiotów gospodarczych – we wtorek banków i towarzystw ubezpieczeniowych – ma posłużyć także ustaleniu kryteriów doboru dokumentów oraz zasad ich przechowywania.
Wolę współpracy z archiwistami deklarują przedstawiciele sektora bankowego. Specjalista PR Paweł Minkina ze Związku Banków Polskich podkreślił, że "zarówno informacja, jak i ochrona posiadanych danych, jest dla sektora bankowego priorytetowa". "Równie ważne jest więc optymalne gromadzenie i zabezpieczenie informacji" - zaznaczył.
Honorowy patronat nad IV Krajowym Sympozjum Archiwalnym "Nie tylko państwo tworzy historię" objęło Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Zorganizowały je Stowarzyszenie Archiwistów Polskich oraz Naczelna Dyrekcja Archiwów Państwowych.
....
Pewnie wiecej wiemy o XIX wiecznych fabrykach niz o przedsiebiorstwach po 89 . Akurat w Łodzi archiwa fabryk to podstawa historii miasta ! Wszak to jest miasto fabryk
Ruszyły poszukiwania legendarnego archiwum Bundu
W Parku Krasińskich ruszyły poszukiwania legendarnego archiwum Bundu. Prace archeologiczne prowadzone są w miejscu gdzie w czasie II wojny stała kamienica przy ulicy Świętojerskiej 40. O fakcie ukrycia w piwnicach tego budynku dokumentów dotyczących między innymi kontaktów lewicowej żydowskiej partii, Bund z Armią Krajową i rządem RP na uchodźstwie wielokrotnie wspominał jeden z przywódców powstania w getcie Marek Edelman.
Archeolog, Zbigniew Polak z Muzeum Historii Warszawy, który nadzoruje poszukiwania, wyjaśnia, że udało się już odsłonić część piwnic kamienicy. - Odsłonięto posadzki piwnicy i część murów, następnie te przestrzenie będą oczyszczane i będą poszukiwane miejsca, w których mogło zostać złożone archiwum - mówi ekspert. Zdaniem Zbigniewa Polaka stan murów piwnicznych daje sporą nadzieję na odnalezienie archiwum.
Archeolog Jacek Kaczanowski wyjaśnia, że prace są na razie w fazie początkowej, ale już budzą wiele emocji. Jak mówi każda, znaleziona rzecz w tym wykopalisku ma znaczenie i ukazuje historię tego miejsca i ludzi tu mieszkających. Kaczanowski tłumaczy, że na razie odnaleziono części konstrukcyjne i instalacyjne budynku, garnki, pokrywki piec żeliwny.
Była dyrektor Żydowskiego Instytutu Historycznego Eleonora Bergman podkreśla, że choć nie wiadomo, co archiwum zawiera, to znalezienie jakichkolwiek dokumentów z tamtego czasu będzie niezwykle cennym świadectwem z przeszłości. Być może są w tym archiwum jakieś dokumenty, które nie były zbombardowanej siedzibie Bundu, mogą tam też być dokumenty pokazujące związki Bundu z AK czy ukazujące przygotowania do powstania w getcie.
Jak podkreśla Bergman, działania Bundu były niesłychanie ważne, bo to dzięki tej partii udało się przesłać raporty o sytuacji polskich Żydów do rządu polskiego w Londynie. Dlatego odnalezienie nowych dokumentów w tej sprawie, byłoby istotne dla historii okupacji.
Koszt poszukiwania archiwum Bundu może wynieść około 80 tysięcy złotych. Prace mogą potrwać nawet 4 tygodnie.
....
Bardzo wazne dokumenty !
Archiwalia gromadzone przez Bartoszewskich trafiły do Ossolineum
Książki, czasopisma konspiracyjne, plakaty, ulotki i zdjęcia z okresu konspiracji składają się na zbiór dokumentów i archiwaliów, który Zofia i Władysław Bartoszewscy przekazali Zakładowi Narodowemu im. Ossolińskich we Wrocławiu.
Jak poinformowała Katarzyna Młyńczak-Sachs z Zakładu Narodowego im. Ossolińskich, w prywatnych zbiorach Bartoszewskich znajduje się m.in. kilkaset druków z lat 1939-1940.
- To w większości unikaty, nie odnotowane nawet w specjalistycznych bibliografiach. Są wśród nich druki z okresu oblężenia i kapitulacji Warszawy w 1939 r., ulotki zrzucane nad Warszawą z samolotów niemieckich, czy odezwa prezydenta Stefana Starzyńskiego do ludności Warszawy - podała Młyńczak-Sachs.
Z okresu II wojny światowej pochodzą również ulotki kierowane do żołnierzy niemieckich, polskich i rosyjskich, rozporządzenia władz okupacyjnych, plakaty i afisze ilustrujące życie w Generalnym Gubernatorstwie.
- Szczególnie interesujące są pokwitowania odbioru pieniędzy przez osoby pochodzenia żydowskiego, którym pomagała Rada Pomocy Żydom, czyli tzw. archiwum "Felicji" – archiwum działacza "Żegoty" Maurycego Herlinga Grudzińskiego - dodała Młyńczak-Sachs.
W przekazanych zbiorach znajdują się również dokumenty obrazujące różne okresy działalności opozycyjnej Władysława Bartoszewskiego oraz jego dorobek pisarski. Zbiór uzupełniają książki z osobistymi dedykacjami, podarowane Bartoszewskiemu przez wybitne postaci świata kultury i polityki. Zawiera on również bogatą kolekcję publikacji poświęconych historii Żydów, wspomnieniom ofiar Holokaustu czy relacjom polsko-żydowskim i polsko-niemieckim.
Do Ossolineum trafiły również nagrody i medale, które Bartoszewski otrzymał za swoją działalność.
Zbiory Bartoszewskich będą prezentowane w Kamienicy pod Złotym Słońcem na wrocławskim Rynku w Gabinetach Wielkich Polaków, razem z darami Jana Nowaka-Jeziorańskiego.
...
To bardzo wazne dokumenty !
"Dziennik Zachodni": nie wyrzucajcie pamiątek po dziadkach
Archiwa państwowe zaczęły akcję pod hasłem "Zostań rodzinnym archiwistą". Archiwum Państwowe w Katowicach uruchomiło bezpłatny punkt konsultacyjny dla wszystkich amatorów historii - pisze "Dziennik Zachodni".
- Oferujemy bezpłatnie nie tylko swoje archiwa, ale też opiekę konserwatorską, bo stan rodzinnych dokumentów bywa bardzo zły, a warto je ratować, mówi dr Piotr Greiner, dyrektor katowickiego Archiwum Państwowego.
Archiwiści pomogą poznać sposoby poszukiwań przodków, ale też tworzenia archiwum rodzinnego i sposoby jego konserwacji, zapowiada gazeta.
.....
Ciekawy pomysl dla tych ktorzy maja na to ochote .
Prowadzona od 1597 roku księga ochrzczonych na wystawie w Gliwicach
Unikatowe zabytki sztuki sakralnej, w tym prowadzona od 1597 roku księga ochrzczonych z wpisem pochodzącym z czasów króla Jana III Sobieskiego oraz obraz włoskiego mistrza Francesco Solimeny będzie można od piątku, 7 lutego oglądać na wystawie w Muzeum w Gliwicach.
Zwiedzający wystawę "Omnium Sanctorum. Kościół i parafia Wszystkich Świętych w Gliwicach" zapoznają się z przebogatą historią parafii oraz samej świątyni. Jak informuje Ewa Chudyba z Muzeum w Gliwicach zaprezentowane zostaną m.in. wyniki wykopalisk archeologicznych prowadzonych wokół kościoła.
Muzeum zaprezentuje również unikatowe zabytki sztuki sakralnej, w tym pochodzący z XVII wieku obraz włoskiego mistrza Francesco Solimeny "Chrystus błogosławiący", renesansowe tondo z Matką Boską i Dzieciątkiem oraz Janem Chrzcicielem pochodzące z pierwszej połowy XVI wieku (tondo to obraz bądź płaskorzeźba w kształcie koła) oraz prowadzoną od 1597 roku księgę ochrzczonych.
- W potężnych rozmiarów księdze ochrzczonych znajduje się wpis związany z wizytą króla Jana III Sobieskiego zmierzającego wówczas pod Wiedeń. Podczas tej wizyty ochrzczone zostały dwie osoby z jego świty - Arab i Kałmuk. Wpis ten pochodzi z 23 sierpnia 1683 roku - powiedziała Chudyba.
Dodała, że udało się również zgromadzić wiele przedmiotów związanych z liturgią czy będących wyposażeniem świątyni. - Na szczególną uwagę zasługują stroje liturgiczne, utensylia, takie jak np. dwie monstrancje pochodzące z 1687 roku, neogotycki pacyfikał czy kielichy mszalne. Będzie można zobaczyć również dziewiętnastowieczne świeczniki stanowiące element wyposażenia prezbiterium - poinformowała Chudyba.
Wśród dokumentów parafialnych, które zostaną udostępnione publiczności, znajdą się też księga ze spisem aktów fundacyjnych z terenu dekanatu, księgi zapowiedzi przedślubnych, księga zawierająca porządek nabożeństw w kościele farnym. Kościół ten wznosi się w najwyższym punkcie starówki i jest ściśle związany z liczącą ponad 750 lat historią Gliwic.
Ekspozycja będzie otwarta od piątku, 7 lutego do końca maja w Willi Caro - oddziale Muzeum w Gliwicach.
...
Te ksiegi parafialne to trzeba wklepac do komputerow aby uzyskac obraz demograficzny Polski od XVI !!! WIEKU !!! Jak we wszystkim statystyke ludnosci tez zapoczatkowal Kosciol ... Ktory jest tworca naszej cywilizacji ktora jak wiemy nieslychanie wyprzedzila caly swiat .
Odnaleziono nieznany list "króla cynku"
W katowickim Archiwum Państwowym odnaleziono nieznany wcześniej list Karola Goduli, słynnego "króla cynku", jednego z twórców z górnośląskiego przemysłu – informuje "Dziennik Zachodni".
Znalezisko to jest cenne, bo zmarły w 1848 roku Godula przed śmiercią kazał zniszczyć sporządzone przez siebie dokumenty. Jego wolę spełniono i do dzisiejszego dnia przetrwało zaledwie kilkanaście listów sygnowanych jego podpisem.
Na list w katowickim archiwum natknął się Adam Podgórski, pasjonat historii z Rudy Śląskiej. Jak relacjonuje, w dokumencie z 1826 roku "król cynku" informuje Henckel von Donnersmarcka, władcę Wolnego Bytomskiego Państwa Stanowego, że nabył w Szombierkach zapis hipoteczny na kwotę 2000 talarów.
Ta korespondencja pokazuje, że Godula wzbogacił się m.in. na handlu cudzymi długami – podkreśla dziennik.
>>>
Czyli skupowal dlugi i co ? Wyciskal ? Nie jest to bynajmniej dzialalnosc produkcyjna . Oczywiscie zniszczyl dokumenty i nie wiemy co tam kombinowal. I nie mozemy ocenic tego konkretnego goscia . Ale znajac co robili inni tego typu kolesie mozemy ich ocenic . I nie byli to fajni goscie.
Tak kapitalisci XIX wieczni ... Od razu mowie goscie powinni siedziec . To byli kryminalisci po prostu tylko zbyt bogaci aby ich wsadzac . Nie tylko w Rosji obecnej kapitalizm to zlodziejstwo ...
Apel o przekazanie materiałów na rzecz Śląskiego Archiwum Opozycyjnego
Z apelem o przekazanie na rzecz Śląskiego Archiwum Opozycyjnego, tzw. wydawnictw drugiego obiegu, w tym druków ulotnych i czasopism zwróciły się w czwartek do mieszkańców woj. śląskiego Biblioteka Śląska w Katowicach oraz śląsko-dąbrowska Solidarność.
Śląskie Archiwum Opozycyjne będzie zawierało materiały do 1989 roku. Prace nad digitalizacją tzw. wydawnictw drugiego obiegu rozpoczęły się kilka miesięcy temu. Dotąd w Śląskiej Bibliotece Cyfrowej zgromadzono i opublikowano blisko 800 pozycji.
Z apelem o przekazanie materiałów na rzecz powstającego archiwum zwrócili się w czwartek do mieszkańców województwa śląskiego dyrektor Biblioteki Śląskiej prof. Jan Malicki oraz przewodniczący śląsko-dąbrowskiej Solidarności Dominik Kolorz. - Prosimy i apelujemy do wszystkich osób posiadających (...) bezcenne dla przyszłości dokumenty o udostępnienie ich Bibliotece Śląskiej w Katowicach w celu skopiowania i umieszczenia w cyfrowym archiwum - napisano w apelu.
Apel dotyczy w szczególności tzw. druków ulotnych, czasopism oraz innych publikacji drugiego obiegu ówczesnej opozycji antykomunistycznej, wszystkich ruchów i organizacji podziemnych. - To były często materiały wydawane lokalnie, w niskich nakładach; może się więc okazać, że uzyskamy dostęp do nieznanych, unikalnych dokumentów - powiedział w czwartek koordynator Śląskiej Biblioteki Cyfrowej Remigiusz Lis.
Archiwum jest udostępniane w ramach Śląskiej Biblioteki Cyfrowej.
Śląska Biblioteka Cyfrowa (ŚBC) została utworzona w 2006 roku na mocy porozumienia pomiędzy Biblioteką Śląską a Uniwersytetem Śląskim. Tworzy ją 58 instytucji, m.in. bibliotek, organizacji pozarządowych, muzeów, wydawnictw. Jej celem jest prezentacja w internecie kulturowego dziedzictwa Śląska w jego historycznej i współczesnej różnorodności, publikowanie naukowego dorobku regionu oraz wspieranie działalności dydaktycznej i edukacyjnej. Koordynatorem prac jest Biblioteka Śląska. Obecnie ŚBC liczy ponad 88 tys. pozycji.
...
Tak to bardzo wazne !
Radio Olsztyn
Odnaleziono zaginione rękopisy sprzed wieków
Po miesiącach poszukiwań, prowadzonych przez prokuraturę i policję, odnalazły się historyczne dokumenty, które zaginęły w Ornecie.
13 lat temu z iglicy ratuszowej wieży wydobyto rękopisy opisujące życie miasta od XVI do XVIII wieku. Potem bezcenne znalezisko zaginęło. Prokuratura w Lidzbarku Warmińskim prowadzi w tej sprawie postępowanie i wszystko wskazuje na to, że zakończy się ono umorzeniem.
Historyczne dokumenty, o których od lat było cicho, a ostatnio padły podejrzenia, że zostały skradzione - odnalazły się. - Prawdopodobnie cały czas były w ratuszu – informuje burmistrz Ornety Ireneusz Popiel.
Rękopisy zamknięte były w niewielkim sejfie, który został wyniesiony do piwnicy ratusza. Burmistrz Ornety chce, by konserwatorzy zabytków potwierdzili autentyczność rękopisów, a prokuratura czeka na przesłanie akt sprawy z komisariatu policji w Ornecie, który prowadził śledztwo w tej sprawie.
...
Burdel byl jak widac ale cieszy ze juz sie znalazly .
W gnieźnieńskiej katedrze odnaleziono dokumenty z przełomu XV i XVI wieku
Janusz Ludwiczak
Dziennikarz Onetu
Dokument oficjała gnieźnieńskiego z 5 maja 1501 roku - Adam Kozak / Materiały prasowe
Sensacyjne odkrycie w Gnieźnie. W Archiwum Katedralnym odnaleziono ponad 1,5 tysiąca dokumentów z końca XV wieku i początku XVI wieku, w tym pismo procesowe z 1462 i dokument oficjała gnieźnieńskiego z 1501 roku. To niezwykłe znalezisko jest tym bardziej niepowtarzalne, że dokumenty sprzed ponad pięciuset lat nie zachowały się nigdzie poza Gdańskiem i Wrocławiem.
Na dobrze zachowane dokumenty, wśród których są kościelne akta sądowe, natrafiono podczas porządkowania dawnej siedziby Archiwum Katedralnego w Gnieźnie przez pracowników instytucji oraz Instytutu Historii Polskiej Akademii Nauk.
REKLAMA
– Na odkrycie składa się nie tylko ok. 1,7 tys. dokumentów całych czy zachowanych w większych fragmentach, ale też jeszcze nieprzeliczona masa drobnych skrawków. Niemal wszystkie z odnalezionych dokumentów powiązane są w jakiś sposób z działalnością konsystorza gnieźnieńskiego (czyli najważniejszego sądu duchownego dla ówczesnej archidiecezji gnieźnieńskiej), najprawdopodobniej jest to fragment archiwum tej instytucji. odnalezione dokumenty można porównać do dzisiejszych akt sądowych – wyjaśnia Onetowi Adam Kozak z Instytutu Historii PAN i Archiwum Katedralnego w Gnieźnie.
ce7913d9-e8e0-40f6-adef-0860e1520a2b Dokument oficjała gnieźnieńskiego z 5 maja 1501 roku, w którym poleca on wikariuszom katedry gnieźnieńskiej, aby przywiesili do drzwi katedry pozew wzywający na posiedzenie sądu konsystorskiego Erazma Karskiego - Adam Kozak / Materiały prasowe
Dokument oficjała gnieźnieńskiego z 5 maja 1501 roku, w którym poleca on wikariuszom katedry gnieźnieńskiej, aby przywiesili do drzwi katedry pozew wzywający na posiedzenie sądu konsystorskiego Erazma Karskiego
Wśród dokumentów znalazły się m.in. nakazy wystawiane przez sędziów duchownych czy pisma procesowe adwokatów stron toczących spór czy również listy arcybiskupów gnieźnieńskich. Są również pisma procesowe, których najstarsze pochodzą z 1462 r.
– Znaleźliśmy m.in. listy samych stron procesu, np. wdowy Anny Balcerowej z Poznania, która w 1477 "jako biedna wdowa" prosiła oficjała Piotra z Pniew by zajął się sprawą pieniędzy, które winien był jej jeden z kanoników gnieźnieńskich – opowiada Adam Kozak z Instytutu Historii PAN.
– Odnalezione dokumenty można porównać do dzisiejszych akt sądowych. Nie znaliśmy jak dotąd zbyt wielu przykładów aktów o podobnej treści, można wyobrazić sobie dokładnie funkcjonowanie ówczesnego sadu kościelnego. Jest zaskakująco podobne do działania współczesnych sądów czy urzędów. Okazuje się, że współczesna, czasem dokuczająca nam biurokracja, miała swoje wzorce już przed 500-600 laty – dodaje Adam Kozak.
ce7913d9-e8e0-40f6-adef-0860e1520a2b Pismo procesowe z 1462 wystawione przez adwokata konsystorskiego w imieniu Andrzeja wicekustosza włocławskiego w jego sprawie przeciwko Dadźbogowi ze Szpiegowa toczącej się przed sądem Mikołaja z Czechla oficjała gnieźnieńskiego - Adam Kozak / Materiały prasowe
Pismo procesowe z 1462 wystawione przez adwokata konsystorskiego w imieniu Andrzeja wicekustosza włocławskiego w jego sprawie przeciwko Dadźbogowi ze Szpiegowa toczącej się przed sądem Mikołaja z Czechla oficjała gnieźnieńskiego
Obecnie znalezione dokumenty są inwentaryzowane i porządkowane, następnie mają zostać zeskanowane i w przyszłości udostępnione publicznie.
– Ze względu na stan zachowania, język dokumentów (łacina w średniowiecznej odmianie), sposób zapisu (z zastosowanie ogromnej ilości skrótów, sam gotycki kształt liter też jest w wielu przypadków bardzo różny od współczesnego) prace postępują powoli. Konieczne jest pozyskanie środków na konserwację dokumentów i na właściwe opracowanie naukowe (sporządzenie katalogu dokumentów z ich dokładnym opisem i streszczeniem) – podsumowuje Adam Kozak.
...
Cenne!
PAP
Unikatowe dokumenty historyczne z radomskiej fary
Unikatowe dokumenty historyczne z radomskiej fary - istock
Unikatowe dokumenty z okresu od XVI do połowy XIX wieku zaprezentowano dzisiaj w Radomiu. Są wśród nich m.in. rozstrzygnięcia procesowe z podpisem Stanisława Małachowskiego, marszałka Sejmu Wielkiego. Zbiór odnaleziono w radomskiej farze.
Przez długi czas dokumenty leżały w wilgotnym i nieogrzewanym pomieszczeniu na plebanii radomskiej fary. Księgę odnalazł w 2012 r., podczas porządkowania akt, nowy proboszcz parafii ks. Mirosław Nowak. Jak tłumaczył dzisiaj na konferencji prasowej, zanim zdecydowano się otworzyć księgę i przejrzeć jej zawartość, trzeba było poczekać aż dobrze wyschnie.
REKLAMA
REKLAMA
Zgodnie z adnotacją na obwolucie - w kwietniu 1916 r. ówczesny proboszcz radomskiej fary ks. Piotr Górski, zebrał wszystkie dokumenty, które były luzem i kazał oprawić, by nie zaginęły. W związku ze zbliżającą się 100-rocznicą zebrania dokumentów w jeden zbiór, zdecydowano się je pokazać publicznie.
Księga liczy ponad pół tysiąca kart. Dokumenty są dobrze zachowane. Zdaniem badaczy, to zasługa dobrego papieru i atramentu. Dwie trzecie dokumentów napisano po polsku, reszta jest po łacinie.
W ocenie badacza dziejów Radomia prof. Dariusza Kupisza, to dokumenty bardzo cenne z punktu widzenia historii miasta. - Cenniejsze tym bardziej, że niewiele dokumentów z czasów staropolskich zachowało się do XXI wieku. Z pewnością wzbogacą wiedzę i o radomskich parafach, ale przede wszystkim o dziejach Radomia - ocenił historyk.
Na uwagę zasługuje m.in. kopia przywileju króla Kazimierza Wielkiego z 1357 r. nadającego jednemu z mieszczan radomskich łąkę w podradomskiej wsi Dzierzków. Dokument sporządzono na podstawie ksiąg sądowych, znajdujących się na radomskich zamku w XVII w.
Wśród najcenniejszych dokumentów jest oryginalny spis inwentarzy ksiąg kościoła farnego w Radomiu z 1598 r., spisany na polecenie ówczesnego proboszcza. Są tam podane tytuły i autorzy wszystkich zgromadzonych ksiąg, a wśród nich m.in. kilka dzieł Erazma z Rotterdamu.
- Na postawie tego księgozbioru możemy dowiedzieć się, z czego korzystali uczniowie radomskiej szkoły parafialnej, jedynej placówki oświatowej w tamtym czasie. Są to m.in. podręczniki do języka łacińskiego, retoryki, gramatyki - dodał prof. Kupisz.
Zdaniem historyków cenny jest także dokument z czasów króla Stanisława Augusta Poniatowskiego, wystawiony dla proboszcza przez kancelarię referendarii koronnej, z podpisem Stanisława Małachowskiego, marszałka Sejmu Czteroletniego, jednego ze współtwórców Konstytucji 3 Maja.
Kupisz podkreślił, że w księdze znajduje się szereg dokumentów wytworzonych w radomskim ratuszu. Świadczą o tym - zdaniem badacza - nagłówki i poświadczenia z nazwiskami radomskich rajców, burmistrzów i mieszczan. Księga zawiera także dokumenty powstałe na radomskim zamku, np. akty prawne i odpisy przywilejów. - Jest wśród nich m.in. testament jednego mieszczan z radomskich z 1682 r., który zapisując pewne sumy na rzecz radomskiej fary, prosił, by go pochowano przed drzwiami tego kościoła, co było zresztą miejscem honorowym - zaznaczył prof. Kupisz.
Kanclerz radomskiej kurii biskupiej ks. Edward Poniewierski, zapowiedział, że dokumenty zostaną poddane digitalizacji. Wówczas dostęp do nich będą mieć wszyscy zainteresowani.
...
Cenne.