Rotmistrz Witold Pilecki .
Serwis znalezionych frazLinki
- Ashley...
- Witold Orłowski kolejny polski święty ! :o)))
- DziÄki komu Ĺwiat idzie naprzĂłd ?!
- Przepisywanie komputerowe tekstĂłw.
- These signals are then
- praca - REDAKTOR w wydawnictwie
- Upada teoria Einsteina .
- Unia zniszczyĹa PKP!
- Pozdrawiam :)
- praca w klubie malucha
- Cud w Luizjanie ! Nasza Matka pĹacze !
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- motonaklejki.htw.pl
Ashley...
Postac ktorej przedstawiac nie trzeba :
Mateusz Zimmerman
Rotmistrz Pilecki. Cena odwagi
Komuniści nie tylko go zamordowali, ale chcieli unicestwić jego nazwisko i dokonania. Losy rotmistrza Witolda Pileckiego – jednego z najmężniejszych żołnierzy całej II wojny światowej – są jedną z najbardziej tragicznych polskich historii w XX wieku.
Pilecki jako pierwszy więzień obozu Auschwitz wyniósł poza druty szczegóły hitlerowskich zbrodni. Jego raporty na ten temat były znakomitą wywiadowczą robotą, ale jeszcze bardziej sensacyjne było to, jak Pilecki do oświęcimskiego piekła w ogóle trafił. Dał się bowiem Niemcom celowo złapać. A po dwóch i pół roku w obozie, kiedy jego konspiracyjna działalność była zagrożona, po prostu uciekł. Hitlerowcom się wymknął, za to nie udało mu się ujść z życiem z powojennej Polski. Jej władze zgotowały mu tortury, fałszywe oskarżenia i haniebną śmierć.
Kim był rotmistrz Witold Pilecki – bohater, z którego próbowano zrobić zdrajcę?
Patriota z zesłania
Urodził się na początku wieku w rosyjskiej Karelii. Jego rodzina znalazła się na zsyłce w Rosji za udział w powstaniu styczniowym. Rodzice wraz z czwórką dzieci przeprowadzili się wreszcie do Wilna, gdzie Witold się uczył. Nim zrobił maturę, przez trzy lata był w wojsku. Walczył w wojnie polsko-bolszewickiej: najpierw w obronie Grodna, a potem w bitwie warszawskiej i wyzwalaniu Wilna.
Kiedy po wojnie go zdemobilizowano, próbował studiować na wileńskim Uniwersytecie Stefana Batorego (Wydział Sztuk Pięknych). Wobec choroby ojca musiał jednak objąć opiekę nad rodzinnym majątkiem w Sukurczach, na terenach dzisiejszej Białorusi. Zamieszkał tam razem z żoną Marią, którą poślubił w 1931 r.
Nie zapomniał jednak o wojsku i wojsko nie zapomniało o nim. W latach 20., będąc w rezerwie, ćwiczył z ułanami, zaś w latach 30. założył w swoim powiecie oddział Konnego Przysposobienia Wojskowego. Formacja ta, złożona z ochotników z własnymi wierzchowcami, miała być szkolona przez rezerwistów kawalerii – oczywiście na wypadek wojennej mobilizacji.
Od kawalerzysty do konspiratora
Z końcem sierpnia 1939 r. jego oddział przydzielono do dywizji piechoty. W pierwszych dniach wojny rozbiły ją w okolicy Piotrkowa Trybunalskiego niemieckie dywizje pancerne.
Wkrótce cała polska armia cofała się, czekając bez skutku na pomoc z Zachodu. Kiedy zaś wkroczyły do Polski oddziały radzieckie, tysiące żołnierzy mogło tylko próbować przebijać się na Węgry albo trafić do niewoli.
Pilecki nie zamierzał znaleźć się ani wśród jednych, ani wśród drugich. Dostał się do okupowanej Warszawy i dołączył do jednej z organizacji konspiracyjnych: Tajnej Armii Polskiej. Formalnie pracował jako przedstawiciel hurtowni kosmetycznej. Pod tą przykrywką obejmował kolejne funkcje w TAP.
Do piekła z wyboru
"Później dopiero jedno to słowo mroziło krew w żyłach ludziom na wolności, spędzało sen z powiek" – pisał dużo później w swoich raportach Pilecki. W połowie 1940 r. nazwa "Auschwitz" nie była jeszcze powszechnie kojarzona w okupowanym kraju.
Obóz istniał dopiero od kilku miesięcy. Powoli zaczynał się okrywać złą sławą jako narzędzie terroru skierowanego przeciw Polakom. W sierpniu wywieziono z Warszawy pierwszy transport: ponad 1,5 tys. ludzi, głównie schwytanych w ulicznych łapankach.
Jaki był ich los? Co się właściwie działo w obozie w Oświęcimiu? – na takie pytania polski ruch oporu szukał odpowiedzi. Potrzebne były informacje i Pilecki znalazł najprostszy sposób, by je zdobyć: dostać się do obozu. I taki też plan zaproponował swoim przełożonym.
Kiedy do Auschwitz wysłano z Warszawy drugi transport, Pilecki się w nim znalazł. Dał się schwytać w łapance, z fałszywymi papierami – na nazwisko Tomasz Serafiński – w kieszeni. Miał nie tylko zdobyć i przekazać informacje o tym, co się dzieje w obozie, ale też założyć tam komórkę ruchu oporu.
Wielki młyn, co przerabia ludzi na popiół
"Kończyłem ze wszystkim, co było dotychczas na ziemi i zacząłem coś, co było chyba gdzieś poza nią" – pisał o swoim przybyciu do Auschwitz. Nawet tak odważny człowiek nie był przygotowany na codzienność tego miejsca. Od razu był świadkiem rozstrzelania kilkunastu osób ze swojego transportu.
"Niech nikt z was nie sądzi, że kiedykolwiek wyjdzie stąd żywy... porcja jest tak obliczona, że żyć tu będziecie 6 tygodni" – obwieścił jeden z komendantów obozu.
Pilecki zwracał uwagę na to, że z wyjątkowym okrucieństwem traktuje się w obozie inteligentów. Raportował budowę urządzeń zagłady; opisywał, jak więźniowie jedzą, śpią i chorują, jak są zabijani przez strażników-sadystów pracą, "gimnastyką" i w egzekucjach.
"Wielki młyn, co przerabiał ludzi żywych na popiół" – pisał o Auschwitz, i to jeszcze zanim powstały komory gazowe i krematoria w Birkenau.
Pierwszy napisał o Zagładzie
Zajmował się też tworzeniem obozowej konspiracji pod nazwą Związku Organizacji Wojskowej. Miała się ona kontaktować z ruchem oporu poza obozem (również przez radiostację!), dostarczać więźniom ciepłą odzież, żywność i leki; kierować ich do lżejszej pracy. Próbowano też przygotować zbrojne powstanie w obozie.
W 1942 r. sam tylko ZOW liczył blisko 800 więźniów. "Do organizacji wciągnąłem kolegów 105, 106, 107" – w ten sposób, numerami, opisywał towarzyszy z ruchu oporu.
W czerwcu 1942 r. doszło do brawurowej ucieczki czterech więźniów, którzy wyjechali z obozu ukradzionym samochodem, przebrani za esesmanów. Jeden z uciekinierów miał już wtedy przy sobie notatki Pileckiego. A ten pisał o pierwszych próbach masowego gazowania ludności żydowskiej w Birkenau.
Pełna treść raportów Pileckiego ujrzała światło dzienne dopiero ponad pół wieku po wojnie. Ale pierwsze z nich – przekazywane również przez komórkę ruchu oporu w obozowej pralni i przez innych uciekinierów – były jednocześnie pierwszymi świadectwami Holocaustu.
Te doniesienia trafiły na Zachód wcześniej niż np. znany raport innych uciekinierów: Vrby i Wetzlera (nt. ludobójstwa węgierskich Żydów), który dotarł do rządów sprzymierzonych w połowie 1944 r.
Z niewoli do swoich
Niemcy oczywiście tropią obozową konspirację i wkrótce zaczynają przerzucać polskich więźniów, podejrzewanych o udział w ruchu oporu, do obozów w Rzeszy. Pilecki decyduje się więc uciekać z obozu. Wydostaje się z Auschwitz wraz z dwoma kolegami w Wielkanoc 1943 r. – przez obozową piekarnię.
Po brawurowej ucieczce w sierpniu dociera do Warszawy i wkrótce składa raporty w Komendzie Głównej AK. Choć wbrew jego oczekiwaniom dowództwo nie decyduje się na akcję zbrojną, obliczoną na oswobodzenie obozu, przez kolejny rok Pilecki pozostaje w kontakcie z podziemiem w Auschwitz i pomaga rodzinom uwięzionych.
Dołącza wkrótce do nowej organizacji "NIE", która – na rozkaz emigracyjnego rządu – ma się przygotować do konspiracji w warunkach zbliżającej się okupacji radzieckiej. Ale wraz z powstaniem warszawskim struktury "NIE" zostają zdekonspirowane i częściowo rozbite.
Również Pilecki bierze udział w walkach w stolicy. Po upadku powstania trafia do obozów jenieckich – najpierw w Lamsdorf (Łambinowice), potem zaś w Murnau (w Bawarii). Na tydzień przed końcem wojny Pilecki, wydostawszy się z obozu oswobodzonego przez Amerykanów, przebija się do 2. Korpusu Polskiego we Włoszech.
Powrót, czyli biada bohaterom
Generał Anders ma dla niego nowe zadanie: powrót do kraju i prowadzenie wywiadu na temat sytuacji wewnętrznej. W grudniu 1945 roku Pilecki pojawia się w Warszawie jako Roman Jezierski, pracownik wytwórni perfum. Choć wojna się skończyła, powrót do kraju znów jest dlań krokiem w paszczę lwa.
Niedawnych AK-owców czy żołnierzy polskiego wojska na Zachodzie władza ludowa od samego początku uznaje za swoich wrogów. Są aresztowani przez NKWD; torturowani, więzieni, zsyłani na Syberię. Bezpieka próbuje ich skłonić do ujawnienia się (kuriozalne amnestie), by następnie stłamsić kolejnymi represjami.
Pilecki dostaje niebawem od Andersa rozkaz opuszczenia kraju – wie już wtedy, że jest poszukiwany. Ale nie chce wyjechać, bo w Warszawie jest jego żona z dziećmi. I nie ma kim go zastąpić.
Niepodległościowe podziemie jest już wówczas w stanie agonalnym, a jego szczątki są zinfiltrowane przez bezpiekę. Kiedy prowokacja przeciw komórce Pileckiego się nie udaje, zostaje on w końcu w maju 1947 r. aresztowany.
"Oświęcim to była igraszka"
Czekało go pół roku przesłuchań, prowadzonych w więzieniu na Mokotowie przez najokrutniejszych oprawców. Udało się wymusić na Pileckim podpis pod fałszywymi zeznaniami. "Oświęcim to była igraszka" – powiedział Pilecki żonie o tych przesłuchaniach, kiedy rozmawiał z nią po raz ostatni.
Oskarżono go m.in. o szpiegostwo na rzecz Andersa i przygotowanie zamachu na wysokich funkcjonariuszy Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego. Do działalności informacyjnej na rzecz 2. Korpusu Pilecki się przyznał, tyle że z oczywistych względów nie uważał jej za zdradę.
Proces był farsą (nie dopuszczono np. świadków obrony), a orzeczenie – wyrok śmierci – miało przejść do historii jako jedna z największych zbrodni sądowych tego okresu. Wyrok wykonano w celi mokotowskiego więzienia: Pilecki zginął od strzału w tył głowy.
Grób Nieznanego Żołnierza
Gdzie dokładnie znajduje się jego ciało – nie wiadomo do dziś, bo oprawcy z bezpieki celowo pogrzebali je w nieznanym miejscu (choć prawdopodobnym jest tzw. "Łączka", dziś kwatera Cmentarza Powązkowskiego). Nazwisko Pileckiego miało być wymazane z kart historii. Podobny los zamierzano zgotować wielu byłym żołnierzom podziemia.
Haniebny wyrok na jednego z największych polskich bohaterów II wojny światowej został anulowany dopiero w 1990 r. Zanim czyny rotmistrza doczekały się uhonorowania w wolnej już Polsce, celnie podsumował je Michael Foot. Brytyjski historyk w swej książce z końca lat 70. umieścił Pileckiego wśród "sześciu najodważniejszych postaci ruchu oporu podczas II wojny światowej".
>>>>
Nie trzeba szerzej komentowac jego czynow ani tlumaczyc . To jest jka swietosc tylko osiagnieta na drodze wojskowej ale natura tego jest taka sama . Odwaga i poswiecenie ZA INNYCH ! To jest wlasnia Polska ! Wszystkim tym ktorzy biora przyklad z Polski a jest ich na swiecie coraz wiecej wlasnie ta tematyke polecam !
65. rocznica skazania na śmierć rotmistrza Witolda Pileckiego
15 marca 1948 roku Wojskowy Sąd Rejonowy w Warszawie skazał na śmierć rtm. Witolda Pileckiego, oficera AK i 2 Korpusu Polskiego, organizatora wojskowej konspiracji w obozie Auschwitz.
Witold Pilecki został aresztowany przez funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa 8 maja 1947 roku. Był torturowany i oskarżony o działalność wywiadowczą na rzecz rządu RP na emigracji. 3 marca 1948 roku przed Wojskowym Sądem Rejonowym w Warszawie rozpoczął się proces tzw. Grupy Witolda. Rotmistrz Pilecki został oskarżony o nielegalne przekroczenie granicy, posługiwanie się fałszywymi dokumentami, nielegalne posiadanie broni palnej, prowadzenie działalności szpiegowskiej na rzecz 2 Korpusu oraz przygotowywanie zamachu na grupę dygnitarzy MBP. Prokuratorem oskarżającym Pileckiego był mjr Czesław Łapiński.
Zarzut o przygotowywanie zamachu Pilecki odrzucił. Działania wywiadowcze uznał za działalność informacyjną na rzecz 2 Korpusu, za którego oficera wciąż się uważał. Podczas procesu przyznał się do pozostałych zarzutów.
15 marca 1948 roku rotmistrz został skazany na karę śmierci. Przewodniczącym składu sędziowskiego ppłk Jan Hryckowian (obaj byli dawnymi oficerami AK), sędzią kpt Józef Bodecki. Skład sędziowski (jeden sędzia i jeden ławnik) był niezgodny z prawem. Prezydent Bolesław Bierut nie zgodził się na ułaskawienie. Wyrok wykonano 25 maja 1948 roku w więzieniu mokotowskim przy ul. Rakowieckiej w Warszawie poprzez strzał w tył głowy. Witold Pilecki pozostawił żonę, córkę i syna.
Miejsce pochowania Pileckiego pozostaje nieznane. Bardzo prawdopodobne, że jest nim tzw. "łączka", kwatera "Ł" na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach w Warszawie. Jednak dotychczasowe ekshumacje i identyfikacje ofiar terroru nie ujawniły szczątków rtm. Witolda Pileckiego.
Witold Pilecki, pseud. Witold, Druh, Roman Jezierski, Tomasz Serafiński, urodził się 13 maja 1901 roku w Ołońcu w Karelii w północnej Rosji, dokąd jego rodzina została przesiedlona w ramach represji za udział w powstaniu styczniowym. Pochodził ze szlachty pieczętującej się herbem Leliwa. Od 1910 roku mieszkał i uczył się w Wilnie. Od roku 1914 należał do zakazanego przez władze rosyjskie harcerstwa. Maturę zdał w 1921 roku. W latach 1918-21 służył w Wojsku Polskim, walczył w wojnie polsko-bolszewickiej 1920 roku. Jako kawalerzysta brał udział w obronie Grodna. W sierpniu 1920 roku wstąpił do 211. pułku ułanów i w jego szeregach walczył w bitwie warszawskiej, w Puszczy Rudnickiej oraz brał udział w wyzwoleniu Wilna. Dwukrotnie został odznaczony Krzyżem Walecznych.
Zmobilizowany w sierpniu 1939 roku, walczył w kampanii wrześniowej w składzie 19. Dywizji Piechoty Armii Prusy jako dowódca plutonu kawalerii dywizyjnej. Po zakończeniu kampanii przedostał się do Warszawy, gdzie stał się jednym z organizatorów powołanej 9 listopada 1939 roku konspiracyjnej Tajnej Armii Polskiej pod dowództwem mjr Jana Włodarkiewicza, podporządkowanej później Związkowi Walki Zbrojnej.
19 września 1940 roku podczas niemieckiej łapanki pozwolił się aresztować, by przedostać się do Auschwitz i zdobyć informacje o panujących tam warunkach. Do obozu trafił wraz z tzw. drugim transportem warszawskim jako Tomasz Serafiński. Był głównym inicjatorem konspiracji w obozie. W zorganizowanej przez niego siatce byli m.in. Xawery Dunikowski i Bronisław Czech. Opracowywał sprawozdania przesłane później do dowództwa w Warszawie i dalej na Zachód. Planował zbrojne oswobodzenie obozu. W listopadzie 1941 roku został awansowany do stopnia porucznika przez gen. Stefana Roweckiego.
W nocy z 26 na 27 kwietnia 1943 roku Pilecki zdołał uciec z obozu wraz z dwoma współwięźniami. Wzdłuż toru kolejowego doszli do Soły, a następnie do Wisły, przez którą przepłynęli znalezioną łódką. U księdza w Alwerni dostali posiłek oraz przewodnika. Przez Tyniec, okolice Wieliczki i Puszczę Niepołomicką przedostali się do Bochni, skąd dotarli do Nowego Wiśnicza, gdzie Pilecki odnalazł prawdziwego Tomasza Serafińskiego. Serafiński skontaktował go z oddziałami AK, którym przedstawił swój plan ataku na obóz w Oświęcimiu. Jego projekt nie zyskał jednak aprobaty dowództwa.
W latach 1943-44 służył w oddziale III Kedywu KG AK (m.in. jako zastępca dowódcy Brygady Informacyjno-Wywiadowczej "Kameleon" - "Jeż") i brał udział w Powstaniu Warszawskim. Początkowo walczył jako zwykły strzelec w kompanii "Warszawianka", później dowodził jednym z oddziałów zgrupowania Chrobry II, w tzw. Reducie Witolda. W latach 1944-45 był w niewoli niemieckiej w oflagu VII A w Murnau, następnie dołączył do 2 Korpusu Polskiego we Włoszech. W październiku 1945 roku, na osobisty rozkaz gen. Andersa, wrócił do Polski, by prowadzić działalność wywiadowczą na rzecz II Korpusu. Jesienią 1945 roku zorganizował siatkę wywiadowczą i rozpoczął zbieranie informacji wywiadowczych o sytuacji w Polsce, w tym o żołnierzach AK i 2 Korpusu więzionych w obozach NKWD i deportowanych do Rosji. Prowadził również wywiad w Ministerstwie Bezpieczeństwa Publicznego (MBP), MON i MSZ. Do roku 1989 wszelkie informacje o dokonaniach i losie rtm. Pileckiego podlegały w PRL cenzurze.
Witold Pilecki został pośmiertnie odznaczony Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski (1995) i Orderem Orła Białego (2006). Jest patronem szkół w kilku miastach, jego imieniem nazwano także kilka ulic.
>>>
Zyciorys kolejnego wielkiego bohatera .
Raport rtm. Pileckiego ukazał się po raz pierwszy po niemiecku
Raport rotmistrza Witolda Pileckiego z pobytu w niemieckim obozie koncentracyjnym Auschwitz ukazał się po raz pierwszy w języku niemieckim - podał dziennik "Die Welt". Historyczny dokument wydało w sierpniu szwajcarskie wydawnictwo Orell Fuessli.
Wydawnictwo z Zurychu zatytułowało publikację: "Na ochotnika do Auschwitz. Tajne zapiski więźnia Witolda Pileckiego".
Jak wyjaśnia "Die Welt", podstawą obecnego wydania jest tłumaczenie z angielskiego trzeciej, ostatniej wersji raportu sporządzonego w lecie 1945 roku. Redakcja zauważa krytycznie, że powojennym losom Pileckiego w komunistycznej Polsce - jego aresztowaniu przez Urząd Bezpieczeństwa, skazaniu na śmierć i wykonaniu wyroku - wydawnictwo poświęciło jedynie kilka linijek we wstępie. Niemiecki dziennik wyraził równocześnie zadowolenie z faktu, że raport stał się "wreszcie", 70 lat po napisaniu, dostępny dla niemieckojęzycznych czytelników.
Pilecki brał udział w wojnie z Niemcami w 1939 roku. Po zakończeniu kampanii przedostał się do Warszawy, gdzie stał się jednym z organizatorów powołanej 9 listopada 1939 r. konspiracyjnej Tajnej Armii Polskiej, podporządkowanej później Związkowi Walki Zbrojnej.
19 września 1940 r. podczas niemieckiej łapanki pozwolił się aresztować, by przedostać się do utworzonego w czerwcu obozu Auschwitz i zdobyć informacje o panujących tam warunkach. Do obozu trafił wraz z tzw. drugim transportem warszawskim jako Tomasz Serafiński. Był głównym inicjatorem konspiracji w obozie.
W tym czasie Pilecki opracowywał sprawozdania przesłane później do dowództwa w Warszawie i dalej na Zachód. W nocy z 26 na 27 kwietnia 1943 r. Pilecki zdołał uciec z obozu wraz z dwoma współwięźniami.
W październiku 1945 r., na osobisty rozkaz gen. Władysława Andersa, wrócił do Polski, by prowadzić działalność wywiadowczą na rzecz II Korpusu. 8 maja 1947 r. został aresztowany przez funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa; był torturowany i oskarżony o działalność wywiadowczą na rzecz rządu RP na emigracji.
15 marca 1948 r. rotmistrz został skazany na karę śmierci. Wyrok wykonano 25 maja w więzieniu mokotowskim przy ul. Rakowieckiej, poprzez strzał w tył głowy.
...
Tak . Niemcom to jest potrzebne . Nie krecenie zaklamanych filmow aby sie wybielic . Ale prawda o bohaterach .
Krakowska Fundacja zabiega o beatyfikację Witolda Pileckiego
Działająca w Krakowie Fundacja Paradis Judaeorum zwróciła się do prymasa Polski abp. Józefa Kowalczyka o rozpatrzenie możliwości wszczęcia procesu beatyfikacyjnego rotmistrza Witolda Pileckiego, oficera AK, dobrowolnego więźnia KL Auschwitz.
- Fundacja podjęła starania o beatyfikację śp. Witolda Pileckiego już w 2008 r. wysyłając list do papieża Benedykta XVI. We wrześniu zeszłego roku napisaliśmy do papieża Franciszka. Wczoraj otrzymaliśmy odpowiedź z Sekretariatu Stanu Stolicy Apostolskiej, iż starania o rozpoczęcie procesu beatyfikacyjnego należy rozpocząć w miejscu kultu. Ponieważ kult ten się rozszerza, postanowiliśmy wystąpić do prymasa Polski - powiedział prezes Fundacji Paradis Judaeorum, inicjator akcji społecznej "Przypomnijmy o Rotmistrzu" Michał Tyrpa.
- Witold Pilecki jest bohaterem narodowym, dla katolików jest też wzorem świętości, stąd nasza konsekwencja, upominanie się i prośby o rozpoczęcie beatyfikacji – dodał Tyrpa. Przyznał, że działania te nie są konsultowane z żyjącymi krewnymi rotmistrza.
W liście, wysłanym drogą elektroniczną do prymasa, przedstawiciele Fundacji podkreślają, że rotmistrz Witold Pilecki "stanowi jeden z najwspanialszych przykładów Chrystusowej miłości bliźniego", dla Polaków reprezentuje tych "nielicznych, którzy zasłużyli na miano Ojca Ojczyzny", a dla Europejczyków jest patronem bohaterów, którzy walczyli z dwoma totalitaryzmami: niemieckim narodowym socjalizmem i sowieckim komunizmem.
W 2008 r. Fundacja wystąpiła z prośbą o wszczęcie beatyfikacji do metropolity warszawskiego, bo na terenie tej diecezji zmarł Pilecki. Abp Kazimierz Nycz, odpowiadając na to wystąpienie wyraził wątpliwość, czy uda się zebrać pełną dokumentację konieczną do rozpoczęcia procesu beatyfikacyjnego.
Witold Pilecki urodził się w 1901 r. Był bohaterem wojny z bolszewikami, uczestnikiem wojny obronnej w 1939 r., oficerem AK, dobrowolnym więźniem w Auschwitz, twórcą organizacji ruchu oporu i autorem pierwszych raportów o niemieckich zbrodniach w obozie. Uciekł z obozu wraz z dwoma współwięźniami związanymi z ruchem oporu w nocy z 26 na 27 kwietnia 1943 roku. Za pośrednictwem Komendy Głównej AK jego raporty dotarły do Londynu, ale alianci nie zniszczyli nawet szlaków kolejowych wiodących do obozu.
Pilecki walczył w powstaniu warszawskim. Był żołnierzem II Korpusu we Włoszech. Został zamordowany po pokazowym procesie w 1948 r. Zrehabilitowany w 1991 r. Prezydent Lech Kaczyński odznaczył Pileckiego pośmiertnie Orderem Orła Białego.
...
Znakomity pomysl . Zbadajmy . I nie zapominajmy o gen. Nilu wiemy ze poszedl prosto do nieba !
Włochy: miejscowość w Abruzji oddała hołd Witoldowi Pileckiemu
Najmniejsza miejscowość we włoskim regionie Abruzja, Vicoli, oddała hołd rotmistrzowi Witoldowi Pileckiemu. Imię polskiego bohatera ruchu oporu, dobrowolnego więźnia Auschwitz, nadano parkowi w miasteczku.
"Mała osada z Abruzji w hołdzie wielkiemu bohaterowi Europy" - pod takim hasłem odbyła się uroczystość, zorganizowana w ramach obchodów 70. rocznicy zakończenia II wojny światowej.
REKLAMA
W uroczystości w miejscowości, liczącej około 440 mieszkańców, udział wziął ambasador RP we Włoszech Tomasz Orłowski.
Po raz pierwszy, podkreślono, pamięć o Pileckim uczczono nadając jego imię poza granicami Polski.
We Włoszech od kilku lat strona polska, a także włoska podejmują różne starania na rzecz rozsławienia imienia żołnierza Armii Krajowej, organizatora ruchu oporu w Auschwitz, który dobrowolnie dał się tam uwięzić, by wysyłać stamtąd raporty, a po trzech latach uciekł z obozu. Oskarżony i skazany przez władze komunistycznej Polski został stracony w 1948 roku.
Największe zasługi dla krzewienia wiedzy o postaci Pileckiego poza Polską ma włoski historyk Marco Patricelli, który opublikował o nim pierwszą za granicą książkę zatytułowaną "Ochotnik". W rodzinnym mieście autora, Pescarze, postaci Witolda Pileckiego dedykowano w 2011 roku Dzień Pamięci o Ofiarach Holokaustu.
Patricelli, który uczestniczył w uroczystości w Vicoli, przedstawił sylwetkę Pileckiego.
...
Tak jeden z wielkiego pokolenia!
Andrzej Pilecki o ojcu: uczył nas, że trzeba służyć
Wydaje mi się, że w jakimś sensie go zawiodłem. Nie przejmowałem się za bardzo tym, czego chciał mnie nauczyć. Miałem swoje pomysły. Dopiero potem, kiedy go zabrakło, zacząłem się zastanawiać nad tym co i w jaki sposób robię. On nas uczył, że trzeba służyć. Służba i stosunek do niej - to jego największe przesłanie - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Andrzej Pilecki, syn rotmistrza Witolda Pileckiego, współautor książki "Pilecki. Śladami mojego taty". Pilecki, zapytany, czy ma żal, że na 70. rocznicę wyzwolenia Auschwitz jego rodzina nie została zaproszona, odpowiada: "Nigdy nas nie zapraszano, W tym roku urzędnicy, już po informacjach medialnych, nawet chcieli wysłać po mnie helikopter, ale im powiedziałem: "O nie, kochani, nie będę ratował waszej sprawy!".
Andrzej Pilecki (
WP / Konrad Żelazowski
)
Ewa Koszowska, Wirtualna Polska: Jest pan porównywany do taty?
Andrzej Pilecki: Czasami ktoś rzuci: "A ty masz taką iskrę jak ojciec". Razem z siostrą jesteśmy bardzo ruchliwi, podobnie jak tata. Mówiono o nim "Kak czort letajet na kanie". A my też się kręcimy w tym naszym świecie. Staramy się mówić o ojcu jak najwięcej i zrobić jak najwięcej tak jakby pod jego dyktando. On nas uczył, że trzeba służyć. Służba i stosunek do niej - to jego największe przesłanie. Ale nie wszyscy to rozumieją i nadużywają swoich stanowisk. Zamiast służyć społeczeństwu, bliźnim, to myślą o sobie.
Co Witold Pilecki myślałby o dzisiejszej Polsce?
- Dalej chciałby ją naprawiać. Dużo zostało zrobione, co do tego nie ma wątpliwości, ale nie spocząłby na laurach. Myślę, że chciałby mieć też realny wpływ na nadchodzące zmiany.
Tata został panu wcześnie odebrany. Zdążył go pan poznać?
- Nie zdążyłem. Wydaje mi się, że w jakimś sensie go zawiodłem. Nie przejmowałem się za bardzo tym, czego chciał mnie nauczyć. Miałem swoje pomysły. Dopiero potem, kiedy go zabrakło, zacząłem się zastanawiać nad tym co i w jaki sposób robię. Ojciec mawiał: "Jeśli się za coś zabierasz, rób to dobrze od początku do końca. Jeśli widzisz, że nie masz szans tego dokończyć, nie bierz się za to!" To przesłanie honorowałem, ale dopiero potem, jak byłem starszy.
Wychowanie, które wpajał nam ojciec, wyniósł z harcerstwa. Tak bardzo je ukochał, że nawet w dorosłym życiu był dalej harcerzem Andrzej Pilecki
Bawiliście się z ojcem?
- Nie mieliśmy zbyt wielu koleżanek i kolegów, z którymi byśmy się mogli bawić. Mieszkaliśmy na odludziu, w majątku w Sukurczach. Mama była nauczycielką. Jeździła do szkoły do pracy, a my w tym czasie spędzaliśmy czas z ojcem. Ojciec wymyślał takie zabawy, które mogły nas rozwijać. Uczył nas, w jaki sposób rozpoznać, czy zboże jest dojrzałe. Jeździliśmy z nim w pole, przyglądaliśmy się, jak opiekował się zwierzętami. W ten sposób chciał nas przygotować do dorosłego życia. Wpajał nam różne wartości: religijność, posłuszeństwo, prawdomówność. Kiedy mama wracała po południu do domu, tata znikał, bo miał dużo innych obowiązków. Takich, o których nam wtedy nie mówił.
Witold Pilecki z żoną Marią i synkiem Andrzejem w Ostrowi Mazowieckiej, 1933 rok (fot. mat. prasowy)
Był surowy?
- Wychowanie, które wpajał nam ojciec, wyniósł z harcerstwa. Tak bardzo je ukochał, że nawet w dorosłym życiu był dalej harcerzem. Wprowadzał wojskowy dryl. W wychowaniu był zdecydowany. Uczył nas pływać, jeździć konno, chodzić wyprostowanym. Musieliśmy z Zosią składać meldunki.
Jakie meldunki?
- Z porannych obowiązków: o zaścieleniu łóżek, ubraniu się, myciu zębów, modlitwie. Dopiero po zameldowaniu, że wszystko zostało zrobione, mogliśmy zasiąść do śniadania.
Na które była owsianka?
- Której nie cierpiałem (śmiech).
I za którą dostał pan lanie?
- To już stało się standardem, że ja mówię o tym jednym laniu, które dostałem. Należało mi się, bo okłamałem ojca. Lubiłem kombinować. Jak kazali mi jeść coś, co mi nie smakowało, to wcale się do tego nie paliłem. Jak była okazja coś "skręcić", to się "kręciło" (śmiech). Tego dnia chciałem się pozbyć owsianki i kiedy tata wyszedł na chwilę, wepchnąłem zawartość miski w mysią dziurę. Kiedy wrócił i zapytał, czy zjadłem, ja odpowiedziałem, że tak. Niestety, ojciec był bystry i zauważył resztki jedzenia przy mysiej dziurze. Skarcił mnie porządnie. Musiałem ściągnąć gacie i poddać się torturom (śmiech). Dostałem nie za dokarmianie myszy, ale za kłamstwo. A kłamać nie wolno!
Całe życie dążył do tego, by Polska była wolna i niezależna. Kiedy wzywała, trzeba się było na jej wezwanie stawić Andrzej Pilecki
Wysłanie przez dowódców Witolda Pileckiego do obozu koncentracyjnego w celu zbadania, jak tam jest, miało sens?
- Na pewno tak, bo wtedy o obozach nic nie wiedziano. Był rok 1940. Mówiło się: "jakiś obóz". Nie wiadomo było nawet, gdzie się znajdował. Powstał pomysł, by jakoś się tam dostać, a ojciec najlepiej się do tego nadawał. Miał tam zorganizować ruch oporu.
Miał wątpliwości przed tą misją?
- Na pewno się zastanawiał. Podjęcie tej decyzji było niezwykle trudne. Wiedział też, że jest to bardzo ważne zadanie. Trzeba jednak pamiętać, że to nie była samowolna misja, wysłało go tam dowództwo Polskiego Państwa Podziemnego. A on tę misję podjął. Już po miesiącu pobytu w Auschwitz wysłał na zewnątrz pierwszy meldunek.
Co sprawiło, że się zdecydował?
- Całe życie dążył do tego, by Polska była wolna i niezależna. Kiedy wzywała, trzeba się było na jej wezwanie stawić. Nawet jeśli to oznaczało rezygnację z własnego szczęścia. Wszystko temu poświęcił. Podjął to ryzyko, ale nawet nie przypuszczał, że będzie to tak straszne miejsce i przyjdzie mu żyć w tak okropnych warunkach.
Często błędnie się podaje, że Witold Pilecki dołączył do ludzi zatrzymanych w łapance. Dlaczego?
- Ta legenda o ulicznej łapance była potrzebna tacie dla zapewnienia lepszego bezpieczeństwa sobie i rodzinie, nam. Dzięki temu uchodził za przypadkową ofiarę represji. Kiedy zaczęła się łapanka, do mieszkania wujenki, gdzie nocował tata, wbiegł dozorca. Chciał ukryć ojca w kotłowni, ale on się na to nie zgodził. Czekał na żandarmów na miejscu. Kiedy Niemcy stanęli w drzwiach, wyszedł im naprzeciw. Nie ukrywał się. Zdążył powiedzieć wujence: "Zamelduj gdzie trzeba, że rozkaz wykonałem". Opisał to w swoich raportach z Auschwitz.
Opowiadał wam o pobycie tam?
- Nie. Po pierwsze nie miał kiedy. Poza tym chciał nam oszczędzić tak drastycznych przeżyć. Po latach dowiedzieliśmy się o wszystkim z jego zapisków i z relacji historyków. Pobyt tam był dla niego szokiem: bicie, wyniszczająca praca, głód, nieustanny wrzask i ponaglanie. Po przyjeździe, jak tylko dostał tabliczkę z numerem obozowym, stracił dwa zęby. Bo tabliczkę z numerem trzymał w rękach, a nie w zębach, jak mu kazano.
Pamięta pan, kiedy zobaczył tatę po pierwszy po wyjściu z obozu?
- Widywaliśmy się z nim, ale szczegółów nie pamiętam. Spotykaliśmy się na krótko, pomagał mamie w pracy i w domu. Chciał nas jak najwięcej nauczyć. Wcześniej, gdy mieszkał z nami w Sukurczach wiedzę przekazywał nam bardzo ostrożnie, nienachalnie. Po obozie stosował metody, które nie bardzo wtedy akceptowałem (śmiech). Trudno. Taki był i w jakiś sposób chciał przyspieszyć moją edukację, wpoić mi pewne zasady. Był wymagający, ale też troskliwy. W efekcie, potem, chciałem mu jakoś zaimponować, ale nie było już na to czasu.
Czym mu chciał pan zaimponować?
- Pływaniem. Ojciec potraktował mnie po kozacku, próbował uczyć mnie pływać, stosując nietypową metodę. Nazywał ją tatarską. Kiedy pławiliśmy konie, on niespodziewanie rzucał mnie z konia do wody. To było dla mnie szokiem, a nie nauką.
Z obozu nigdy nie wychodzi się do końca. Osoby, które tam przebywały są jakby częścią siebie Andrzej Pilecki
Dopiero potem, jak już nie miałem z ojcem kontaktu, w dołach za Ostrowią Mazowiecką, sam nauczyłem się pływać. Pływałem z kolegami w czasie obozu harcerskiego. I stało się to moją pasją. Co ja wyprawiałem! Poczułem się wolny od jakichkolwiek ograniczeń. Jak był sztorm, to się wysoko na falę pchałem, potem z niej spadałem na głowę. Było kilka takich wypadków, gdy mało co nie straciłem życia. Któregoś dnia na Helu, gdy już byłem żonaty, wypłynąłem na morze i nie umiałem wrócić. Nie wiedziałem, co robić. Pomyślałem, że muszę płynąć równolegle do brzegu morskiego i spróbować wydostać się z wody w innym miejscu. I tak zrobiłem. Okazało się, że wylądowałem na terenie wojskowym, poza drutami. Odpocząłem, jeszcze raz wszedłem do wody i przypłynąłem na miejsce. Tam była taka pani z Wrocławia, która mnie znała. Jak mnie zobaczyła, to była w szoku: "Pan żyje?" - pytała z niedowierzaniem. Żona już naszego trabanta oddawała, żeby ratownik wypłynął mnie szukać. Ale nie chciał. Nie opłacało się. Co tam trabant! (śmiech). Żona to wtedy strasznie przeżyła. Dzieci także. Od tamtej pory uspokoiłem się trochę.
Udało się panu poznać Tomasza Serafińskiego, którego danych używał pański ojciec podczas pobytu w Auschwitz?
- Niestety, nie. Ale poznałem żonę pana Tomasz - Ludmiłę Serafińską. Powiedziała, że ani mąż, ani reszta rodziny, nigdy nie mieli pretensji do mojego taty. Serafiński nawet został aresztowany, kiedy myślano, że jest zbiegłym z obozu więźniem. Na szczęście, po interwencji rodziny, został zwolniony z więzienia. Sytuacja, do której doszło, była bardzo ryzykowna i niemądra. To wina organizacji, że nie przygotowała tego należycie. Jak można było nie sprawdzić, czy Serafiński jest osobą zmarłą czy nie? Potem tata zaprzyjaźnił się nawet z panem Tomaszem. Pokochali się i na filmie "Pilecki", który premierę będzie miał 25 września 2015 roku, jest to pokazane.
W 1991 roku byliśmy na pogrzebie Wincentego Gawora i w drodze powrotnej zajrzeliśmy do Serafińskich. Rozmawiałem z córką pana Tomasza - Marią. W pewnej chwili jej mąż (Stanisław Domański - przyp. red.) zwrócił się do Marysi: "Masz okazję". Nie wiedziałem, o co chodzi. Pani Maria wyszła i za chwilę wróciła z książką, z trzema pięknie oprawionymi tomami "Pism" Ignacego Chodźki z 1894 roku. Na pierwszej stronie była dedykacja, którą napisał kiedyś Tomasz Serafiński: "Gdybym mógł, to ofiarowałbym tę książkę synowi Witolda Pileckiego, żołnierza pułku ułanów w Baranowiczach, zamieszkałemu w swym majątku w okolicach Lidy. Piątek dz. 3.X.1944". Okazało się, że ojciec w czasie ukrywania się u Serafińskich po ucieczce z obozu, często korzystał z ich biblioteki. Kiedyś, gdy przeglądał "Pisma", powiedział, że bardzo by chciał, by jego syn mógł je przeczytać. Tomasz Serafiński to zapamiętał.
Kim był Wincenty Gawron, na którego pogrzebie pan był?
- Był przyjacielem ojca z jednej pryczy. Spotkali się w obozie. Tata uratował mu życie. Kiedy się z nim widziałem, to czułem, jakbym rozmawiał z ojcem. Był już stary, chory. Kazano mu dużo spacerować, więc z nim spacerowałem. Odprowadzał mnie na dworzec, potem ja jego odprowadzałem, potem znowu mnie odprowadzał. I tak sobie chodziliśmy. W końcu mnie objął i opowiedział o pierwszym spotkaniu z ojcem w Auschwitz. Gawron był bardzo wierzący i wtedy chory na pęcherz. Chciał spać przy wyjściu, żeby w nocy w razie potrzeby mógł "wyskakiwać" z bloku. Ojciec miał funkcję - wydawał sienniki. Gawron poprosił więc Pileckiego, by mógł zostać koło drzwi. Ojciec do niego: "To miejsce jest zajęte proszę pana". Na to Gawron odpowiedział: "Jak Bóg pozwoli, to się pan zgodzi". Wtedy Pilecki się zainteresował i zapytał: "To wierzycie w Niego?" Tamten potwierdził że tak. I zaczęli rozmawiać. Od tego momentu nawiązała się wielka przyjaźń między nimi.
Auschwitz zostawił w Witoldzie Pileckim jakiś ślad?
- Tak. Pamiętam, że po obozie tata trzymał w kieszeniach kulki utoczone z chleba. Bywało, że nerwowo po nie sięgał. Z obozu nigdy nie wychodzi się do końca. Osoby, które tam przebywały, są jakby częścią siebie, łączy je niewidzialna więź. Jak ciężko było, tylko one wiedzą naprawdę.
Uwolnienie więźniów z Auschwitz stało się trochę obsesją dla Witolda Pileckiego. Projekt ataku na obóz nie zyskał aprobaty dowództwa. Myśli pan, że ta misja naprawdę była bez szans?
- Chciał, żeby świat dowiedział się o tym obozie. Sporządził listę siedmiuset nazwisk więźniów obozu, którzy albo zmarli z wycieńczenia, albo po prostu ich zabito. Nie nazwałbym tego obsesją. To był jednej z jego planów, który - wydaje mi się - byłby bardzo trudny do zrealizowania. Bez wsparcia zagranicznego nie miałoby to sensu. A nawet gdyby się udało, to co zrobić z uwolnionymi więźniami? Gdzie schować tysiące wycieńczonych ludzi? Ojciec opisał swoje wspomnienia. Dzięki nim świat dowiedział się o tym obozie. Był to winien wszystkim, których znał lub spotkał przelotnie w Auschwitz.
Czytał pan notatki ojca?
- Czytałem. Mimo tego, że uważam się za twardziela, popłakałem się kilka razy.
Na przypadającą w tym roku 70. rocznicę wyzwolenia Auschwitz pańska rodzina nie została zaproszona. Mieliście o to żal?
- Nigdy nas nie zapraszano, więc dlaczego w tym roku miałoby być inaczej? W ostatniej chwili, jak już media zaczęły o tym mówić, to urzędnicy nawet chcieli wysłać po mnie helikopter, ale im powiedziałem: "O nie, kochani, nie będę ratował waszej sprawy!". I koniec. Nie chciałem.
Rozmawiała Ewa Koszowska, Wirtualna Polska
(fot. mat. prasowy)
Andrzej Pilecki - syn rotmistrza Pileckiego. Ma dziś 83 lata. Absolwent Wydziału Elektroniki Politechniki Warszawskiej. Pracował w Instytucie Maszyn Matematycznych, zajmował się komputerami w Polfie, a potem jako główny inżynier elektronicznych maszyn cyfrowych w Instytucie Chemii Przemysłowej i Ośrodkach Obliczeniowych Ministerstwa Chemii. Właśnie ukazała się książka "Pilecki. Śladami mojego taty" (wyd. Znak Horyzont). 26 września natomiast będzie miała miejsce uroczysta premiera filmu "Pilecki" (w reż. Mirosława Krzyszkowskiego).
...
Taka byla historia. Meczenska.