Copsi skopsali Polkę Njujorku!
Serwis znalezionych frazLinki
- Ashley...
- Socjoekonomika
- dd
- Dwa pytania
- KarieraPlus UsĹugi Doradcze i Biznesowe
- Przepisywanie komputerowe tekstĂłw.
- 10 najdziwniejszych zawodĂłw
- To jest polska lewica !
- Praca dodatkowa - wywiady IDI - ciekawe doĹwiadczenie
- OrzeĹ DÄbno - Polan Ĺťabno
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- motonaklejki.htw.pl
Ashley...
49-letnia Polka z Nowego Jorku Anna Stańczyk została brutalnie pobita przez miejscową policję. Sprawą zajęła się już Rada do Spraw Cywilnych, która zapowiedziała skierowanie sprawy do sądu.
O zdarzeniu informują amerykańskie media. Anna Stańczyk 26 listopada - jak każdego ranka - wyprowadzała swojego psa. Przejeżdżający obok patrol policji zarzucił jej, że po nim nie posprzątała, mimo, że trzymała odpowiednie do tego torebki. Kobieta odpowiedziała, że to niemożliwe.
Policjant spytał czy ma przy sobie wymaganą licencję na zwierzę, odpowiedziała, że w każdej chwili może ja przynieść, bo tutaj mieszka i że nie zrobiła nic złego.
W tym momencie jeden ze stróżów prawa skuł kobietę kajdankami, siłą wepchnął na tylne siedzenie radiowozu. Polka zaczęła krzyczeć. Według jej relacji oraz jednego ze świadków, została uderzona w twarz i klatkę piersiową ma teraz sińce w kilku miejscach ciała. Następnie została aresztowana za rzekome zakłócanie porządku.
>>>>>
Trudno sie odniesc do sytuacji ale tutaj to copsi zachowuja sie jak radziecka milicja i to jeszcze w stosunku do kobiety!Żentelmeni...No ale Njujork to Jankesi a nie Dixiemeni toz i taki stosunek do kobiet - wyzwolony...
Deportowali Paulinę do kraju, którego nawet nie zna.
Paulina Kryńska, 19-letnia Polka, studentka college’u w Monroe w stanie Connecticut mimo, starań rodziny i wstawiennictwa amerykańskich polityków została deportowana ze Stanów Zjednoczonych. W USA pozostali jej rodzice i pięcioletnia siostra, która jako jedyna w rodzinie jest obywatelką amerykańską i może tu przebywać bez przeszkód.
Paulina mieszkała w USA od 11 roku życia. Przyjechała do rodziców, wkrótce po tym jak zdecydowali się oni na stałe wyemigrować z Polski. Szybko się tu zadomowiła. Poszła do szkoły, błyskawicznie nauczyła się angielskiego i zyskała wielu przyjaciół. Wiodła życie typowej amerykańskiej nastolatki, ucząc się i pracując w niewielkiej kafeterii i nie przejmując się za bardzo swoim statusem imigracyjnym.
Groźba deportacji
Spokojne życie skończyło się w 2006 roku, kiedy ustały możliwości przedłużania pobytu w Stanach. Paulina straciła prawo do legalnego pobytu (wjechała do USA na wizie turystycznej, która różnymi sposobami była przedłużana) i dołączyła do wielomilionowej rzeszy nielegalnych imigrantów, każdego niemal dnia zagrożonych deportacją.
Próby "załatwienia papierów" spełzły na niczym. W końcu Paulina, stanęła przed dylematem - podpisać dobrowolną zgodę na wyjazd lub być wydalona z USA siłą. Wybrała to pierwsze rozwiązanie.
Jak na ironię tego samego dnia prezydent USA Barack Obama ogłosił nowe zasady postępowania z nielegalnymi imigrantami. Zgodnie z jego wytycznymi urzędnicy imigracyjni powinni zostawić w spokoju wszystkich tych, którzy w USA mieszkają bez legalnego statusu, ale uczą się lub pracują i nigdy nie weszli w konflikt z prawem. Według prezydenta deportacji nie powinni podlegać zwłaszcza młodzi ludzie, którzy - tak jak Paulina - wjechali do Stanów, jako dzieci i Amerykę uważają za swoją ojczyznę. - Wyrzucanie ich z kraju nie tylko jest nieludzkie, ale także pozbawione ekonomicznego sensu. Postępując w ten sposób pozbywamy się zdolnej młodzieży, w którą przez lata inwestował amerykański system edukacji - argumentował prezydent.
Nie pomogli politycy
Prawnik państwa Kryńskich powołując się na wypowiedź prezydenta złożył apelację w sprawie Pauliny licząc, że w ostatniej chwili Urząd Imigracyjny się zlituje i cofnie nakaz opuszczenia kraju. Prośba została jednak odrzucona. Na nic nie zdało się także wstawiennictwo amerykańskich senatorów: Richarda Blumenthala i Josepha Liebermana. 16 grudnia zgodnie z wcześniej wyznaczoną datą Paulina musiał opuścić USA.
- Całe moje życie jest w Stanach, tu mam przyjaciół rodziców i siostrę, tu także mieszka mój chłopak - powiedziała 19-letnia Polka w jednym z ostatnich wywiadów. - Mówię po polsku, ale nie umiem pisać w tym języku. Znalezienie pracy będzie bardzo trudne - dodała.
Paulina będzie mieszkać u dziadków. Co zrobią jej rodzice? Być może także wrócą do Polski. Oni również nie mają uregulowanego statusu imigracyjnego. Termin ich rozprawy wyznaczano na maj przyszłego roku.
Z Nowego Jorku
Tomasz Bagnowski
>>>>
To jest cywilizacja papierka . Masz papier masz spokoj ...
Dramatyczny apel Polki: oddajcie mi męża!.
Amerykanie odmawiają wjazdu na teren Stanów Zjednoczonych Polakowi, którego żona i dzieci mieszkają w USA, a jedna z córek jest ciężko chora. Barbara Kaniewska-Boroń, zdesperowana Polka, mająca także obywatelstwo amerykańskie, zamieściła w internecie petycję z prośbą o umożliwienie połączenia rodziny.
- Mój mąż został deportowany ze Stanów Zjednoczonych w 2004 roku, ponieważ wjechał do tego kraju nielegalnie w 1998 r. Nasza najstarsza córka, Veronica jest ciężko chora. Cierpi na chorobę neurologiczną, która powoduje osłabienie mięśni i ich zanikanie, połączone z przykurczem ścięgien i zanikiem czucia. Choroba wywołuje także deformację stóp. Ostatnio przeszła operację w szpitalu dziecięcym Shriners w stanie Illinois, która ma jej ułatwić poruszanie się. Operacja pomoże jej tylko tymczasowo. Córka wymaga stałej opieki i w przyszłości będzie musiała być poddana dalszej terapii. Tylko właściwa opieka medyczna może zapobiec dalszemu, szybkiemu pogarszaniu się jej stanu zdrowia. Potrzebujemy emocjonalnego i finansowego wsparcia mojego męża. Bez niego nie będę w stanie zapewnić właściwej opieki chorej córce i dwójce pozostałych dzieci - pisze w dramatycznym apelu o pomoc Barbara Kaniewska-Boroń.
Apel, wraz petycją do amerykańskich służb imigracyjnych, zamieszczono w internecie na stronie change.com. Na razie podpisało go około 300 osób.
Pani Barbara podobnie jak dzieci, są obywatelkami amerykańskimi i mogą w USA mieszkać bez żadnych przeszkód. Deportowany mąż, mimo dramatycznej sytuacji rodziny, nie może jednak wjechać do tego kraju. Jako osoba deportowana został, bowiem objęty dziesięcioletnim zakazem wjazdu do Ameryki.
Barbara Boroń w swojej petycji przekonuje, że mąż Jerzy nie jest przestępcą. - Jest wspaniałym ojcem i mężem. W Stanach Zjednoczonych uczciwie pracował, prowadząc swoją firmę i płacąc wszystkie wymagane podatki. Bardzo za nim tęsknimy i potrzebujemy go - kończy apel Polka.
Kobieta mieszka obecnie w domu prowadzonym przez lokalną fundację w Shriners, niedaleko Chicago. Nie wie jednak jak długo wytrzyma tam bez męża, a nie chce dokonywać wyboru: albo rozbita rodzina, albo leczenie dziecka.
Petycję z apelem o połączenie rodziny Boroniów można podpisać na stronie change.org.
>>>>
To dla mnie trudne gdyz mnie jako Polaka obraza żebranie w jakichs tam USA . Nic od nich nie potrzebuje nie jezdze do nich i nie zamierzam jechac . A jak sie ponizacie to wasza sprawa !
Policja brutalnie pobiła podejrzaną o kradzież
Podejrzana o kradzież w sklepie w Davenport została brutalnie pobita przez policjantów. Jeden z funkcjonariuszy wielokrotnie uderzył ją w twarz w trakcie przesłuchania, drugi krępował jej nogi. Scena została nagrana na wideo w sklepie sieci Von Maur. Po przesłuchaniu kobieta pojechała prosto do szpitala. Twierdzi, że wskutek działań policji straciła 60 proc. wzroku.
????
Znowu ? Jakies tumany w policji USA .
Brutalne aresztowanie. Trzech policjantów rozebrało kobietę
Dana Holmes ze stanu Illinois (USA) jechała samochodem pod wpływem alkoholu. Po zatrzymaniu przez policję doszło do bulwersujących wydarzeń, które zarejestrowały kamery wideo. Czterech funkcjonariuszy (trzech mężczyzn i jedna kobieta) wciągnęło kobietę do dźwiękoszczelnego pomieszczenia w areszcie hrabstwa LaSalle. Tam położono ją twarzą do ziemi i zdjęto z niej wszystko, co miała na sobie. - Byłam bezsilna, zaczęłam płakać - powiedziała Holmes, która postanowiła pozwać policję. Funkcjonariusze nie komentują sprawy.
...
Znowu ? To jacys psychole ta policja .
Skandaliczne zachowanie policjanta. "Jej głowa odbijała się od betonu"
Jeden z kierowców nagrał skandaliczną interwencje funkcjonariusza policji na autostradzie w Kalifornii. Policjant zwyczajnie pobił kobietę. - Widziałem to i słyszałem. To były rytmiczne uderzenia, które powodowały, że jej głowa odbijała się od betonu - relacjonował kierowca.
Kalifornijska drogówka uważa, że kobieta stanowiła zagrożenie dla siebie i kierowców, ponieważ poruszała się ulicą. Gdy policjant poprosił ją o zejście z drogi, zignorowała go i ruszyła dalej. W końcu stała się agresywna.
- Chwycił ją. Ona starała się wyrwać, to taka naturalna reakcja obronna. Chwycił ją, rzucił na ziemię i usiadł na niej. Pomyślałem wtedy, że zamierza zakuć ją w kajdanki, czyli będzie to kolejny, zwykły dzień w Los Angeles. Ale tak się nie stało - mówił świadek zdarzenia.
...
Np. w Rosji carskiej mimo jej ohydy COŚ TAKIEGO BYŁO NIE DO POMYŚLENIA ! NIE ZNAMY TAKICH PRZYPADKÓW !
Policjant fałszował zeznania ws. Dziekańskiego. Mężczyzna zmarł rażony paralizatorem
Za winnego składania fałszywych zeznań uznał w piątek sąd w Kanadzie drugiego z policjantów sądzonych w sprawie Roberta Dziekańskiego. Polak zmarł w październiku 2007 r. na lotnisku w Vancouver po użyciu paralizatorów przez policję.
Proces policjanta Kwesi Millingtona toczył się od marca ubiegłego roku. Sąd Najwyższy prowincji Kolumbia Brytyjska postanowił wówczas, że proces będzie prowadzony, a policjantowi postawiono zarzut składania fałszywych zeznań, pomimo tego, że pierwszy z sądzonych policjantów, Bill Bentley, któremu stawiano ten sam zarzut, został uniewinniony w lipcu 2013 roku. Prokuratura odwołuje się jednak od tego wyroku.
Jak podały kanadyjskie media, sąd uznał, że Millington jest winien sześciu ze stawianych mu dziesięciu zarzutów. To właśnie Millington użył kilkakrotnie paralizatora wobec Dziekańskiego.
Zarzut fałszywych zeznań dotyczył konkretnie tego, że podczas zeznań przed komisją sędziego Thomasa Braidwooda, która pracowała na zlecenie rządu Kolumbii Brytyjskiej wyjaśniając sprawę Dziekańskiego, Millington zeznał, iż nigdy nie rozmawiał o wydarzeniach na lotnisku ze swoimi kolegami przed rozmową z oficerami prowadzącymi dochodzenie.
Jak mówił w piątek sędzia William Ehrcke, cytowany w mediach, prokurator udowodnił ponad wszelką wątpliwość, że Millington złożył pod przysięgą zeznania, o których wiedział, że są fałszywe, a uczynił to z zamiarem utrudnienia śledztwa.
Obecnie sąd czeka na ewentualny wniosek prokuratora o skazanie policjanta na więzienie.
Podczas ogłaszania wyroku w sali obecna była matka Dziekańskiego, Zofia Cisowska. Jak relacjonowały media, powiedziała, że "po raz pierwszy od śmierci syna poczuła się szczęśliwa". Dodała, że chciałaby, aby Millington trafił do więzienia, ponieważ policjanci "zabili" jej syna - choć ogłoszony wyrok dotyczy tylko składania fałszywych zeznań.
Trzeci z sądzonych policjantów, Benjamin Robinson, oczekuje na wyrok, zaś proces czwartego z policjantów - Gerry'ego Rundela jest prawie zakończony.
Zarzut fałszywych zeznań postawiono policjantom w konsekwencji dochodzenia prowadzonego przez specjalnego prokuratora Richarda Pecka, oddelegowanego przez rząd Kolumbii Brytyjskiej do zajęcia się sprawą śmierci Dziekańskiego. Cztery lata temu, po zakończeniu prac, Peck uznał, iż małe jest prawdopodobieństwo skazania policjantów na podstawie innych potencjalnych zarzutów.
Wcześniej, w czerwcu 2010 r. to właśnie Peck rekomendował rządowi prowincji ponowne przeanalizowanie wcześniejszej decyzji o umorzeniu śledztwa wobec policjantów. Peck został oddelegowany do pracy nad sprawą śmierci Dziekańskiego po publikacji raportu komisji sędziego Thomasa Braidwooda, którego komisja pracowała na zlecenie rządu Kolumbii Brytyjskiej.
W 2010 r., po przeprowadzeniu dochodzenia, Braidwood uznał użycie paralizatora wobec Dziekańskiego za nieuzasadnione, a działania policjantów z RCMP (Royal Canadian Mounted Police - Kanadyjskiej Królewskiej Policji Konnej) za zbyt pośpieszne. Podkreślił też, że gdyby policjanci nie mieli paralizatorów, zastosowaliby inne środki znane im ze szkoleń. W jego opinii użycie tasera spowodowało wzrost ciśnienia krwi i przyspieszenie pracy serca, a pięciokrotne użycie broni odegrało olbrzymią rolę w śmierci zmęczonego i zdenerwowanego Polaka.
W grudniu 2009 r. komisja zajmująca się dochodzeniami w sprawie skarg na policję, wówczas pracująca pod kierownictwem Paula Kennedy'ego, przedstawiła raport w sprawie działania czterech oficerów policji, w którym stwierdzono, że użycie tasera wobec Dziekańskiego było "przedwczesne i nieadekwatne".
14 października 2007 roku Dziekański zmarł po tym, gdy na lotnisku w Vancouver funkcjonariusze RCMP użyli paralizatorów, żeby go obezwładnić. Jak wynikało z nagrania dokonanego przez jednego z podróżnych na lotnisku, Dziekański zachowywał się dość gwałtownie po długim locie i dziesięciogodzinnym oczekiwaniu, kiedy nikt go nie skierował do właściwej dalszej części lotniska, jednak w niczym nie zagrażał policjantom.
...
Smutna sprawa .
Dallas: cierpiał na chorobę psychiczną, został zastrzelony przez policję
Nagranie z kamery, którą miał na wyposażeniu jeden z policjantów, pokazuje, że działania policji mogą powodować przypadkowe ofiary, a to z kolei prowadzi do protestów społecznych.
Rodzina Jasona Harrisona, który cierpiał na chorobę psychiczną i został zastrzelony przez dwóch funkcjonariuszy policji w Dallas, chce, by nagranie uświadomiło ludziom, jak policja traktuje osoby cierpiące na choroby psychiczne.
W dniu, w którym Harrison został zastrzelony, jego matka zadzwoniła na policję i prosiła funkcjonariuszy o pomoc w przetransportowaniu syna do szpitala.
...
Koszmar . Trzeba myslec . Przeciez wiedzieli ze bedzie to chory .