Legendy a historia.
Serwis znalezionych frazLinki
- Ashley...
- SPRZEDAM 11 TOMOW Z SERII HISTORIA SWIATA WYDAWNICTWA AMBER
- Społeczna historia komunikacji + Elementy kultury Polskiej
- Sprzedam materiały i książki na I rok historii
- Dr.Setecka-historia literatury angielskiej-TESTY
- Wpływ katastrof kosmicznych na historię .
- Zabytkowe bibliofilstwo.
- F*** Valentines
- Ponowny atak spawacza!
- Gwiezdne Wojny
- Woodstock ...
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- motonaklejki.htw.pl
Ashley...
Oburzenie na grę miejską w Poznaniu, bo dzieci poznały legendą o sprofanowaniu hostii przez Żydów
Zenon Kubiak
19 czerwca 2015, 13:34
Członkowie stowarzyszenia Miasteczko Poznań wydali oświadczenie, w którym oburzają się na to, że w trakcie gry miejskiej zorganizowanej przez Eucharystyczny Ruch Młodych młodzi uczestnicy zostali zapoznani z legendą o trzech hostiach. Zdaniem stowarzyszenia to antysemicki przesąd. Organizatorzy gry odpierają zarzuty, twierdząc, że nie można odbierać im prawa do wiary w eucharystyczny cud.
Legenda opowiada tym, jak w 1399 r. grupa poznańskich Żydów chcąc się przekonać, czy rzeczywiście są one ciałem Chrystusa zdobyła je podstępem i próbowała je przekuć nożami. Z hostii trysnęła krew, która opryskała m.in. niewidomą dziewczynę i ta dzięki temu odzyskała wzrok. Przerażeni Żydzi usiłowali utopić hostie w studni, ale te nie tonęły, lecz uniosły się nad studnię, więc próbowali ją zakopać w błocie nad Wartą, ale i to nic nie dało, więc uciekli. Zostali jednak złapani przez wzburzony tłum i surowo ukarani.
W miejscu gdzie znaleziono hostie, król Władysław Jagiełło ufundował kościół pw. Bożego Ciała i klasztor karmelitów trzewiczkowych, powierzając im kult Eucharystii, o czym wiemy z „Roczników” Jana Długosza. Kościół stał się sławnym w całej Polsce sanktuarium eucharystycznym odwiedzanym przez liczne pielgrzymki i słynącym z cudownych uzdrowień.
W XVII król Jan Kazimierz zgodził się, aby w miejscu, gdzie doszło do pierwszej profanacji, przy ul. Żydowskiej zbudowano świątynię pw. Najświętszej Krwi Pana Jezusa, a studnia, w której próbowano utopić hostie, istnieje do dziś. Woda z niej uchodzi za cudowną i co roku w tuż przed Wielkanocą ustawiają się po nią kolejki wiernych.
W minioną sobotę odbyła się gra miejska szlakiem cudu eucharystycznego. Uczestniczące w grze dzieci w wieku szkolnym poznawały wszystko, co jest związane z Eucharystią, cudem eucharystycznym i św. Urszulą Ledóchowską.
Gra oburzyła jednak stowarzyszenie Miasteczko Poznań zajmujące się dialogiem polsko-izraelskim oraz krzewieniem pamięci o dziedzictwie kultury żydowskiej.
„Opisana już przez Długosza w „Rocznikach” (1399 r.) poznańska legenda jest jednym z najbardziej rozpowszechnionych przesądów antysemickich mających swe teologiczne korzenie i chrześcijańską praktykę” – czytamy w wydanym oświadczeniu. - „Jej rozpowszechnianie możliwe było po IV soborze laterańskim, kiedy to przyjęto dogmat o dosłownej przemianie i obecności ciała Jezusa w opłatku i winie. Wraz z przesądem na temat mordu rytualnego, przesąd o profanacji hostii stał się źródłem wielu pogromów i rzezi dokonywanych na żydowskich mieszkańcach europejskich miast i miasteczek, także w Poznaniu”.
Oświadczenie kończy się konkluzją „Groźne fantazje przekazywane z pokolenia na pokolenie, obecnie za sprawą gry miejskiej i „Poznańskiego Traktu Eucharystycznego”, budzą sprzeciw. A jeszcze większy, gdy dotyczą dzieci.”
Siostra Danuta Pusty z Eucharystycznego Ruchu Młodych zapewnia, że gra miejska, jak i sama legenda nie mają charakteru antysemickiego.
- Jeśli dziecko coś przeskrobie, to nikt nie mówi od razu, że jest ono złe. To, że profanacji hostii dokonali przedstawiciele narodu żydowskiego, nie oznacza, że wszyscy Żydzi są źli. Sama czytam różne pisma rabinów i jestem pod wrażeniem ich mądrości. – mówi w rozmowie z Wirtualną Polską, podkreślając jednak, że to jej własne zdanie. – Dla mnie wydane oświadczenie to przejaw chrystianofobii. Jakim prawem próbuje nam się odbierać prawo do wierzenia w to, że w tym miejscu doszło do cudu eucharystycznego, zwłaszcza, że są na to dowody, a najlepszym jest to, że w tym miejscu powstała świątynia? Jeśli członkowie tego stowarzyszenia mają dowody na to, że to wydarzenie zostało zmyślone, to niech je pokażą arcybiskupowi – dodaje.
A co o legendzie o trzech hostiach mówią historycy?
- Z kroniki tworzonej przez pisarza miejskiego dowiadujemy się, że w 1399 r. rzeczywiście doszło w dzielnicy żydowskiej do jakichś zamieszek, tumultu, ale to wszystko. Nie jest wyjaśniony ich powód i przebieg, a nawet to, czy brali w nim udział Żydzi, chociaż można to założyć z dużym prawdopodobieństwem – wyjaśnia w rozmowie z Wirtualną Polską dr Rafał Witkowski, historyk, autor książki „Żydzi w Poznaniu. Krótki przewodnik po historii i zbytkach”. – Głównym źródłem naszej wiedzy o legendzie o trzech hostiach jest dzieło Tomasza Tretera, które jednak powstało 200 lat później i nie wiadomo, na jakich źródłach zostało oparte. Tego, czy legenda miała podstawy w faktach, nie dowiemy się nigdy – dodaje.
...
Historyk wam nic nie powie. Jedna wzmianka plus dzielko po 200 latach.
Napiszcie na podstawie powieści co robili wasi przodkowie w 1815. Absurd.
Jednakże można socjologicznie rozpatrzeć. Słynny Rene Gerard to zrobił.
W tej epoce to Polska była podobna w rozwoju do krajów islamu dziś.,. A tam... Wrzaski o profanacje Koranu. TO SAMO! Ani chrześcijanie nie szaleni aby kombinować jak tu sprofanować Koranu, ani żydzi wtedy nie planowali samobójstw bo przecież aż tak głupi nie byli żeby nie rozumieć szału który powoduje profanacja. Czyli nasza wiedza o społeczeństwie mówi że to wymysl plotka ktora narasta i wymyśldane są coraz potworniejsze wersje.
Coś jednak tam było, nie wiemy co. Jakieś rozruchy. Ale o co? Pewnie jak zwykle socjalne. Prawie zawsze o to chodzi. Kryzys protesty. Może nieurodzaj był?
Polskie Salem zastanawia się nad wykorzystaniem czarownic w promocji gminy
Odwołanie do historii sprzed 240 lat mogłoby stać się elementem promocji - Getty Images
Po procesie z 1775 roku, w którym stracono 14 rzekomych czarownic, niewielka gmina Doruchów k. Ostrzeszowa w Wielkopolsce zyskała miano polskiego Salem - miasteczka czarownic. Wśród samorządowców i mieszkańców nie ma jednak zgody, czy historię sprzed 240 lat należy wykorzystać do promocji gminy.
Proces czarownic w Doruchowie uznaje się za ostatni, przeprowadzony w majestacie prawa na ziemiach polskich. Formalnym zakończeniem tych praktyk była w Polsce konstytucja Sejmu Warszawskiego z roku 1776, zakazująca stosowania tortur oraz karania śmiercią w sprawach sądzenia o czary.
REKLAMA
Najgłośniejszy proces czarownic odbył się pod koniec XVII wieku w amerykańskiej miejscowości Salem. Kilka wieków później to niewielkie miasteczko stało się prężnym ośrodkiem turystycznym, a o czarownicach powstały dziesiątki filmów i seriali telewizyjnych. Doruchów takiego boomu nie doświadczył, ale i tu o procesie nie zapomniano.
Gdy blisko 40 lat temu w Doruchowie zorganizowano pierwsze plenerowe widowisko upamiętniające wydarzenia z XVIII wieku, obecny wójt gminy Józef Wilkosz wcielił się w rolę sędziego. Dziś zapowiada, że w przyszłym roku, kiedy będzie tworzona nowa strategia promocyjna, samorządowcy ponownie rozważą wykorzystanie w niej wydarzeń z przeszłości. Zaznacza jednak, że zarówno wśród badaczy tego zagadnienia, jak i mieszkańców Doruchowa, zdania są podzielone. Spory dotyczą zarówno faktów sprzed lat, jak i tego, czy wypada w działaniach promocyjnych odwoływać się do tragedii - nawet tak odległej w czasie.
Wszystko zaczęło się - jak powiedział dyrektor Gminnego Ośrodka Kultury Ryszard Mazur – od bólu palca i poskręcanych w kołtun włosów miejscowej dziedziczki. - Prawdopodobnie wynikało to po prostu z braku higieny. Kiedy medyk nie rozpoznał przyczyny choroby, postanowiono zapytać o radę znachorkę, która miała powiedzieć "wiedźmy, cioty kołtuna zadały, Dobra z nich najpierwsza" – opowiadał.
Dobra była wzorową gospodynią, której – w tym przypadku, na nieszczęście – powodziło się nad wyraz dobrze. Stwierdzono więc, że musi mieć konszachty z diabłem. - Znachorka wskazała sześć kobiet z Doruchowa. Resztę na zasadzie "samooczyszczenia się" okolicy wytypowano z pobliskich miejscowości i przed sądem stanęło 14 kobiet. Zgodnie ze scenariuszem przesłuchań, poddano je próbie wody, następnie żelaza – torturom, podczas których m.in. wyłamywano kości ze stawów – podkreślił Mazur.
Kobiety uwięziono w pozycji klęczącej w drewnianych beczkach z otworami, na których widniał napis odganiający złe moce –"Jezus, Maria, Józef". Podstawowymi atrybutami sędziów podczas przesłuchań była butelka wódki i krucyfiks z dwiema świeczkami. Sędziowie posiliwszy się mieli zadawać "standardowe" pytania: "gdzie nauczyła się czarować? od kogo?".
11 kobiet przyznało się do winy i prawomocnym wyrokiem zostały skazane na spalenie na stosie. Trzy z nich zmarły w trakcie przesłuchań. Następnie, w towarzystwie zakonników przewieziono je na tzw. wzgórze czarownic, mieszczące się na trasie z Doruchowa do Kępna, ok. 1 km za obecnym urzędem gminy.
- Dopiero po podpaleniu stosu ludzie zaczęli zastanawiać się, jakiej to zbrodni dopuścił się dziedzic; na początku było to dla nich widowisko (…). Jedyną pozytywną postacią był wtedy ksiądz Józef Możdżanowski, który konno wyjechał do króla Stanisława Augusta prosić o interwencje. Do Warszawy jest jednak ponad 300 km, więc jak wrócił zastał już tylko zimny popiół – mówił Mazur.
Później torturowano także córki domniemanych czarownic. W wyniku tych wszystkich zdarzeń żona dziedzica zachorowała psychicznie, a on sam – aby odkupić winę ufundował parafii złotą monstrancję.
Pierwsza pisemna wzmianka o procesie w Doruchowie ukazała się 65 lat po tamtych wydarzeniach na łamach jednego z periodyków. Była to relacja naocznego świadka, bratanka ówczesnego proboszcza miejscowej parafii. W 1976 roku odbyło się natomiast pierwsze widowisko plenerowe o tamtych wydarzeniach pt. - Pożegnanie z diabłem i czarownicą”. Właśnie w tym spektaklu sędzią był dzisiejszy wójt Doruchowa. "Temat jest nie do końca jednoznaczny i zdania są bardzo podzielone – mówi dziś wójt, pytany, czy Doruchów chce być "polskim Salem".
Jednym z pomysłów na przypomnienie o tamtych wydarzeniach mogłoby być muzeum czarownic. Sekretarz gminy Tomasz Bugaryn przyznaje, że odwołanie do historii sprzed 240 lat mogłoby stać się elementem promocji i sposobem na przyciągnięcie turystów. - To jest niewykorzystany potencjał i na pewno element, który można wykorzystać - powiedział sekretarz gminy, podkreślając, że wymagałoby to konsultacji z mieszkańcami, przeznaczenia na ten cel odpowiednich środków oraz nagłośnienia inicjatywy. Na razie pomysł bardziej podoba się ludziom spoza Doruchowa niż części jego mieszkańców i samorządowców.
- Zastanawiamy się, czy to byłby rzeczywiście dobry wizerunek, żeby dziś promować się na kanwie tamtej historii, nawet gdyby traktować ją nieco żartobliwie - dodał Bugaryn. Nad wykorzystaniem potencjału historii z 1775 roku zastanawia się też Ryszard Mazur, przyznając, że to - jak mówi - "trochę delikatny temat". - Proces był typowym polowaniem na czarownice, czyli po prostu arogancją władzy, w wyniku której niewinne kobiety stały się ofiarami – wskazał.
Zdaniem szefa ośrodka kultury, Doruchów może być przykładem miasta, które - stawiając m.in. na poprawę infrastruktury i inne sprawy, ważne dla jakości życia mieszkańców - nie docenia swej regionalnej historii i kultury. Podobnego zdania jest także pochodząca z Doruchowa Justyna Ptak, która uważa, że mieszkańcy nie powinni się tej historii wstydzić. - Nie był to oczywiście czyn chwalebny, ale przecież nikt z nas nie brał w nim bezpośredniego udziału. To ciekawa historia, a tak naprawdę nikt z mieszkańców dokładnie nie wie, jak i gdzie odbywała się egzekucja – powiedziała.
- O historii czarownic mówiło się w szkole na lekcjach historii, ale poza tym epizodem mam wrażenie, że jest ona pomijana. A szkoda, bo uważam że ten fakt z przeszłości mógłby zainteresować turystów. O tym, że ta historia jest intrygująca, mogłam przekonać się kilka lat temu, kiedy sama brałam udział w rekonstrukcji tamtych wydarzeń. Spektakl na świeżym powietrzu przyciągnął tłumy widzów – powiedziała Justyna Ptak.
Sceptycy wskazują natomiast, że historia - choć ciekawa - miała bardzo tragiczny finał i nie byłoby dobrze, gdyby Doruchów kojarzył się tylko z czarownicami. - Wydaje się, że teraz już nikt nie żyje tą historią, jest to traktowane z lekkim przymrużeniem oka. Ale może jesteśmy w błędzie – powiedział sekretarz gminy, tłumacząc pojawiające się różnice zdań. Decyzje o tym, czy czarownice zostaną wpisane do strategii promocyjnej gminy mają zapaść w przyszłym roku.
Pomysł upamiętnienia i wykorzystania czarownic w promocji miasta pojawiał się już wcześniej m.in. w Czeladzi (Śląskie) czy Gorzuchowie (Wielkopolskie). We wrześniu z inicjatywą stworzenia pomnika czarownicy wyszła poznańska radna osiedlowa Ewa Łowżył. Takie inicjatywy są przez antropologów kultury określane przejawem "rehabilitacji czarownic", czyli przywrócenia dobrego imienia osobom niesłusznie skazanym za czary.
....
Pierwsza wzmianka po 65 latach? Od ,,naocznego" swiadka? Czyli minimum 75 latek cos tam gledzil? Brak akt urzedowych? Moze cos bylo ale nie wiadomo co...
Nie mowiac juz o glupicie ,,wladz" ktore gotowe sa robic kase na wszystkim.