Pod rządami gnoma Gomułki ...
Serwis znalezionych frazLinki
- Ashley...
- Hi all
- uwielbiasz karaoke - przeczytaj!
- Akcja Parlamentu Studenckiego UAM - WIOSNA NA MAXA!!!
- ParExcellence
- Za BiafrÄ!
- Forum do nauki jÄzykĂłw egzotycznych
- Copsi skopsali PolkÄ Njujorku!
- Modlitwa za PolskÄ ... Na Filipinach !
- Sorter
- Wymagania i rekrutacja na reĹźyseriÄ dĹşwiÄku.
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- windykator.xlx.pl
Ashley...
Gnom zwany Mułką . Postac ,,barwna'' w stylu radzieckim . Przypomina bardzo Łukaszenkę i nieprzypadkiem :
Wawrzecki był kozłem ofiarnym. Jego głowy zażądał Gomułka.
W "aferze mięsnej" aresztowano ponad 300 osób, skazano 10, powieszono jedną – Stanisława Wawrzeckiego, dyrektora warszawskiego Miejskiego Handlu Mięsem. Był kozłem ofiarnym w pokazowym procesie, w którym wyroki ustalono dużo wcześniej.
Stanisław Wawrzecki do końca nie wierzył, że zostanie powieszony. Bo czy za przyjęcie tak dużej sumy pieniędzy do jakiej się przyznał - 3,5 mln złotych - należy się kara śmierci? Pomiędzy procesem a wyrokiem czekał półtora miesiąca w celi na ułaskawienie, lecz Rada Państwa odrzuciła jego wniosek. O rewizję procesu nie wniósł ani prezes Sądu Najwyższego, ani Prokurator Generalny, ani Minister Sprawiedliwości. Wawrzecki po prostu miał być skazany. Tak zdecydowano na najwyższych szczeblach władzy. Mówiono, że tej głowy zażądał Władysław Gomułka. Kiedy strażnicy przyszli po Wawrzeckiego do celi, podobno w jednej chwili osiwiał z przerażenia.
Dramatyczny, niezrozumiały i absurdalny brak mięsa w sklepach był charakterystyczny dla czasów PRL. Normą były puste haki na ścianach, wysoka pozycja społeczna kierowników sklepów i wieczne kolejki przed drzwiami. Ogromny popyt na mięso przy jego znikomej podaży stanowił doskonałą okazję do wszelkiego rodzaju nadużyć - dyrektorzy Miejskiego Handlu Mięsem przyjmowali łapówki od kierowników sklepów w zamian za co przyznawali im więcej towaru, handlowano kradzionym mięsem, przerabiano tańsze mięso na mielone, żądając wyższej ceny, spekulowano ubytkami mięs. Proceder trwał wiele lat, był akceptowany przez władze aż do procesu, w którym zamierzano poświęcić kilka osób.
Partia powołała specjalną komisję, która badała "aferę mięsną” i zebrała dowody przeciwko 1300 osobom! Przy takiej liczbie podejrzanych zapowiadał się długi i żmudny proces. Ostatecznie zarzuty przedstawiono tylko 10 z nich: trzem dyrektorom Miejskiego Handlu Mięsem, kierownikom sklepów mięsnych, kierownikowi ubojni, dyrektorowi Stołecznego Zjednoczenia Przedsiębiorstw Handlu Artykułami Spożywczymi, naczelnikowi Państwowej Inspekcji Handlowej.
Proces miał przede wszystkim tuszować nieudolność władzy i systemu socjalistycznego, wskazywać winnych braku mięsa na półkach, przykładnie karać skazanych. Dlatego starannie dobrano skład sędziowski, który wbrew zasadom ściągnięto z innych wydziałów. Przewodniczącym został sędzia Sądu Najwyższego Roman Kryże, o którym mówiło się: "sądzi Kryże, będą krzyże”. Kryże był znany z bezwzględnych wyroków, skazał na karę śmierci m.in. Witolda Pileckiego. Aresztowanych oskarżono o udział w zorganizowanej grupie przestępczej i zagarnianiu mienia społecznego. Nie powołano ławników. Proces przeprowadzano w trybie doraźnym w oparciu o dekret z roku 1945, co już wtedy budziło sprzeciw adwokatów. Od wyroku nie było odwołania, groziły wysokie wyroki.
Obrońcy skazanych mieli bardzo mało czasu na przejrzenie akt sprawy. Ich wniosek o zrezygnowanie z trybu doraźnego został odrzucony na dzień przed rozprawą, więc niewiele mogli już zrobić. Obrońca Wawrzeckiego Krzysztof Bieńkowski zasłynął tym, że w czasie mowy kilkakrotnie wykrzyczał do sędziów: "pamiętajcie, że ja byłem przeciw, przeciw” (karze śmierci - przyp.).
Proces mięsiarzy, który rozpoczął się 20 listopada 1964 roku ujawnił, że dyrektorzy MHM przyjęli od kierowników sklepów mięsnych 9 mln zł. Prokuratorzy domagali się trzech kar śmierci, ale sąd zasądził jedną, pozostali otrzymali wyroki dożywotniego więzienia lub kilkunastu lat pozbawienia wolności. Orzeczono też konfiskatę mienia. 19 marca 1965 roku Stanisława Wawrzeckiego powieszono. Rozprawa i schwytanie winnych nie zmieniło sytuacji w sklepach mięsnych – półki nadal były puste, a w kolejnych latach podnoszono tylko ceny produktów spożywczych.
W 2004 roku, kiedy żaden z oskarżonych już nie żył, Sąd Najwyższy uchylił wyrok na Stanisławie Wawrzeckim z uzasadnieniem, że zapadł on z rażącym naruszeniem prawa. Rodzina Wawrzeckiego wystąpiła o odszkodowanie za skonfiskowany majątek, a sąd częściowo je przyznał żonie i jednemu z trzech synów. Sprawą afery mięsnej zajął się IPN. Oskarżył jedynego z żyjących prokuratorów i sędziów - prokuratora Eugeniusza Wojnara o przekroczenie uprawnień i niedopełnienie obowiązków. Sąd jednak umorzył ten proces.
Marta Tychmanowicz
>>>>
Tpowy incydent radziecki . Nie ma miesa ? Znaczy spisek . Znaczy prowokacja . Znaczy zlapac dywersantow i rozstrzelac . Jasna droga myslowa marksistowsko-leninowskiej dialektyki . Taki system . Zreszta nie tylko komuna . Wszak sama nazwa ,,kozioł ofiarny'' jest stara jak grzech pierworodny . Znalezc kogos na kogo zwali sie wine za zlo i zamordowac ... Opisal to swietnie Rene Girard w znakomitej ksiazce : Kozioł ofiarny ...
A oczywiscie warto przypomniec ze ,,parówkowi skrytożercy'' barei nawiazuja rzecz jasna do tego braku miesa w PRL . To wlasnie o to chodzi . To nie jest ,,humor abstrakcyjny'' . To bylo jak najbardziej REALNE !
To już 55 lat od bohaterskiej walki o nowohucki krzyż. Jak to wyglądało oczami świadków?
Robert Kulig
27 kwietnia 2015, 14:41
55 lat temu cały Kraków i Nowa Huta była sparaliżowana doniesieniami na temat zamieszek, które wybuchły w związku z obroną krzyża. Tysiące demonstrantów wyszło na ulice przeciwko uzbrojonej milicji i armii. Jak wyglądały wypadki nowohuckie? Jeden ze świadków zgodził się opowiedzieć o tamtych wydarzeniach Wirtualnej Polsce.
Był 27 kwietnia 1960 roku. Dokładnie 55 lat temu wybuchły zamieszki w Nowej Hucie związane z obroną krzyża na Osiedlu Teatralnych. Robotnicy dostali rozkaz usunięcia chrześcijańskiego symbolu, wcześniej cofnięto zgodę na budowę kościoła w tym miejscu. A pieniądze przeznaczone na świątynie zostały skonfiskowane przez ówczesne władze. To zainicjowało nowohucki ruch oporu.
- Jeżeli w pierwszym socjalistycznym mieście w Polsce bronią religii, to musiało to ruszyć bardzo decydentów w Moskwie i zmieniło stosunek władzy oraz służb do Kościoła Katolickiego. Moim zdaniem na gorzej. Wtedy zaczęły się bardziej ostentacyjne ataki na kler – rozpoczyna rozmowę Adam Macedoński, 85-letni poeta i świadek tamtych wydarzeń.
- W tym czasie byłem poetą i ilustratorem „Przekroju”, to dawało mi parasol ochronny. Miałem legitymację prasową, spotykałem się z moimi kolegami, także dziennikarzami z Warszawy – opowiada dalej.
Nasz bohater usłyszał o pacyfikacji studentów warszawskich, o ruchu oporu i obronie wolności słowa.
- W tym czasie ktoś do nas dołącza i krzyczy „my opowiadamy o Warszawie, a tu strzelają dzisiaj w Hucie – relacjonuje.
Po godzinie 14.00 milicja zaczęła atakować mieszkańców Huty. Do dwutysięcznego tłumu obrońców krzyża dołączyła druga zmiana robotników z kombinatu. Kobiety z okien polewały wrzątkiem „zomowców”.
- Wtedy ktoś powiedział, że to niemożliwe, by ZOMO strzelało do robotników w Nowej Hucie – mówi Macedoński. - Był już wieczór, ale poszliśmy w czwórkę do Dworca Głównego. Cała ulica Lubicz była zaciemniona, tramwaje stały. Jeden za drugim. W ciemnościach doszliśmy na ronda. Dalej wszystko wygaszone, na przystanku stoją dwie grupy robotników. Podszedłem do znajomego, który potwierdził, że w Hucie jest strzelanina i rewolucja. „Boimy się o swoje dzieci i żony” powiedział jeden z nich – słyszymy dalej.
Równolegle do walki wkroczyło wojsko. Decyzją pułkownika Żmudzińskiego został ogłoszony alarm dla wszystkich komend, by złamać opór broniących krzyż.
- By dostać się na miejsce pracownicy kombinatu skłamali, że mamy zameldowanie w Hucie. W Czyżynach oświetliły nas milicyjne reflektory i czekała kontrola. Dzięki Bogu kierowca nas nie wydał, byliśmy upchani jak w konserwie - mówi dalej przejęty Macedoński.
W końcu opozycjonista z kolegami znalazł się na Placu Centralnym.
- Od razu zaczęliśmy płakać, wszędzie był rozpylony gaz. Było słychać strzały, wielka łuna ognia w okolicy obecnego kościoła. Szkło rzęziło nam pod nogami, po drodze zgniecione budy kiosków. Otoczyła nas grupa robotników – ze wzruszeniem wspomina tamte chwile 85-latek.
Wtedy młody poeta miał usłyszeć, że robotnicy właśnie na nich czekali: "nie ma kto prowadzić manifestacji" - powiedział jeden z pracowników huty.
- W drodze do krzyża spotkaliśmy pochód ludzi powiązanych łańcuchami. Po bokach milicjanci z psami i karabinami prowadzili grupę zmęczonych ludzi. Przypomniała mi się grafika zesłania na Sybir – relacjonuje dalej. - Poszliśmy dalej w kierunku dźwięków pieśni „Gdy naród wystąpi z orężem”, w tle było słychać strzały. Koledzy skoczyli po posiłki. Przyjechało po dwóch, trzech na rowerach. Mieliśmy młotki, kamienie – wspomina.
Wtedy też padła komenda „można atakować”.
- Biegniemy krzycząc "Gestapo Won spod krzyża". Symbol był otoczony czworobokiem „zomowców”. Mieli pistolety i białe pały. Przypomniały mi się czasy okupacji hitlerowskiej na Rynku. Rzuciliśmy się w ok. 30-50 osób – już pewniejszym głosem mówi Macedoński.
Wtedy grupa robotników usłyszała wystrzały karabinów i pistoletów.
- Na pewno w powietrze, bo byśmy zginęli. Uciekliśmy pod bloki, ale ktoś został ranny. 10 metrów od krzyża leżał mężczyzna. Dobiegłem do niego, rozciąłem nogawkę. Zobaczyłem, że został trafiony w kolano – dodaje. - Akurat taksówka jechała. Pomogłem wsadzić go i zostałem sam na placu boju.
Na Adama Macedońskiego jechała „tankietka” celując prosto w plecy. Milicjanci z psami przeszukiwali każdą bramę i zakamarek.
- Uciekałem ile sił w nogach, ale zderzyłem się z mężczyzną. Zrobiło mi się ciemno przed oczami, nie poddawałem się. Milicjanci zaczęli mnie gonić, wyrwali mi rękaw. Slalomem między nimi dobiegłem do ustalonego miejsca, gdzie czekali moi koledzy. Wtedy też padły słowa, że trzeba wracać do Krakowa. Zebraliśmy ludzi z poetyckiej grupy „Muszyna” i wróciliśmy. Byliśmy wsparciem dla robotników. Przeszliśmy do domu Młodego Hutnika. Milicjanci otoczyli nas przy Krzyżu, zajechała milicyjna „suka” – tak skończyła się moja przygoda z obroną w Hucie kończy rozmowę Adam Macedoński, poeta i opozycjinista.
W czasie zamieszek rannych zostało kilkaset osób. W oficjalnych raportach nie ma informacji o ofiarach śmiertelnych, ale świadkowie twierdzą, że było przynajmniej kilka. Władysław Gomułka podczas przemówienia w Hucie Lenina określił uczestników zajść jako "resztki antyspołecznych szumowin, które dały o sobie znać w gorszących chuligańskich ekscesach". Pomimo oficjalnego sprzeciwu władz, krzyż udało się uratować.
.....
Nowa Huta przypominam była po to aby zalać Kraków ,,klasa robotniczą" i schamić, oglupic do poziomu Rosji. Tymczasem wzmocnili Kraków! Osiągnął dzięki napływowi ludu poziom demograficzny Łodzi. A LUD ZAMIAST SCHAMIĆ PODNIÓSŁ SWOJĄ KULTURĘ DO POZIOMU KRAKOWA Byli jeszcze bardziej bojowi niż stary Kraków . Pamiętajcie że komunizm w swoim obłędzie głosi że NIC CO DUCHOWE NIE ISTNIEJE!!!! WSZYSTKO JEST PRZEJAWEM ISTNIENIA MATERII! Czyli jak idziecie do kościoła to materia wami rządzi! Poszukuje ona tzw. opium czyli narkotyku.
Szokuje że taki system tak JAWNIE GŁOSZĄCY RZECZY KOMPLETNIE SZALONE MIAŁ I MA TYLU ZWOLENNIKÓW!
Nowej Hucie widzimy że duch rządzi materią. Jak mało gdzie