Przedsiębiorcy - Trzeba być uczciwym !
Serwis znalezionych frazLinki
- Ashley...
- Wielkopolska Przedsiębiorcza i Kreatywna 12-23.11.2012 r.
- egzaminy praktyczne na edukacje przedszkolna i wczesnoszkoln
- Przedstawiciel regionalny serwisu PlanujPrace.pl
- Studiuj przedsiębiorczość społeczną na Harwardzie. Za darmo
- Uczciwe relacje o hitlerowskiej okupacji Polski .
- Ze świństw trzeba się będzie rozliczyć !
- IELTS, TOEFL, CAE, FCE profesjonalnie i skutecznie!
- "PROJEKTOR - wolontariat studencki" spotkania info
- Aury
- Dawnych wspomnieĹ czar.
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- reszka.htw.pl
Ashley...
O stosowanie w życiu gospodarczym podstawowych zasad etyki zaapelował w niedzielę podczas dorocznej mszy dla przedsiębiorców metropolita katowicki abp Damian Zimoń.
"Trzeba się opamiętać. Trzeba w swoich środowiskach prawdę nazywać prawdą, kłamstwo kłamstwem. Trzeba być uczciwym" - mówił abp Zimoń podczas mszy, odprawianej co roku od dwudziestu lat w intencji śląskich środowisk gospodarczych.
Metropolita przekonywał też przedsiębiorców, by nie ulegali bezzasadnym złym nastrojom. "W tym okresie odzyskanej wolności mamy pod ręką tyle prawdy, tyle miłości, tyle różnych dobrych rzeczy. Nie ulegajmy pesymizmowi" - powiedział.
Mówiąc o dotykających współczesnego człowieka licznych kryzysach ocenił, że w mediach jest zbyt wiele przekazu pozbawionego nadziei. "Nie jesteśmy na pustyni, gdzie nie wiemy co robić, nie rozumiemy sensu świata" - mówił arcybiskup, wskazując na misję wierzących w Chrystusa. "Chrystus ma swoich ludzi" - zaznaczył.
Nawiązując do ogłoszonego niedawno terminu beatyfikacji Jana Pawła II wskazał, że z obecnej perspektywy cała jego spuścizna okazuje się sumą wiedzy o świecie współczesnym.
Abp Zimoń przypomniał, że dzień wcześniej środowisko przedsiębiorców skupione wokół Regionalnej Izby Gospodarczej w Katowicach wręczyło w Zabrzu prestiżową nagrodę Diamentowego Lauru Umiejętności i Kompetencji wybitnemu reżyserowi Krzysztofowi Zanussiemu. "Trzeba promować takich ludzi, którzy w nasz laicyzujący się świat wprowadzają światłość" - ocenił.
W kazaniu metropolita katowicki podkreślił także, że nie wystarczy powierzchownie cieszyć się obchodami Bożego Narodzenia, ale też trzeba pytać, czy Chrystus ma wpływ na życie osobiste, rodzinne, społeczne, gospodarcze, polityczne.
Odwołując się w tym miejscu do odnoszącego się do Chrystusa tytułu wywiadu-rzeki z Benedyktem XVI "Światłość świata" abp Zimoń zaakcentował: "Jeśli światłość, to dla wszystkich".
>>>>>
Tak trzeba byc uczciwym.Co z tego ze zysk bedzie wiekszy o 10 % jak starcisz dusze.I tu nie chodzi odobroc na pokaz.To nic nie pomoze bo ty idzie o WNETRZE czlowieka.
Roman Kluska laureatem nagrody im. bp. Romana Andrzejewskiego
Założyciel firmy "Optimus", a obecnie hodowca owiec, producent i propagator zdrowej żywności Roman Kluska został laureatem nagrody im. biskupa Romana Andrzejewskiego za rok 2011. Nagrodę przyznaje Fundacja "Solidarna Wieś" i tygodnik rolników "Obserwator".
Kluska został uhonorowany "za szczególne zasługi dla rozwoju rolnictwa i produkcji rolnej w Polsce 2011 roku", a nagrodę w czwartek wręczył prymas-senior kard. Józef Glemp podczas uroczystej gali w Sekretariacie Konferencji Episkopatu Polski. Odbierając nagrodę, laureat powiedział, że wyróżnienie to traktuje jako "ogromną mobilizację do zrobienia doskonałego sera, który będzie wizytówką Polski i polskiego rolnictwa".
Obradująca pod honorowym przewodnictwem bp. Alojzego Orszulika kapituła nagrody postanowiła ponadto uhonorować laureata za "zaangażowanie społeczne, wnosząc wartości etyczne w życie ekonomiczne". "Produkcja zdrowej żywności wymaga zwiększonej troski o harmonijne połączenie ekonomii z szacunkiem dla środowiska naturalnego. Pan Kluska potrafi też trafnie ocenić i wyrazić różnice między zdrową ekologią, która nie blokuje rozwoju cywilizacyjnego, a ekologią niegodziwą. Ta druga, to czerpanie korzyści z przemysłu ekologicznego. Sprowadza się głównie do akcji spektakularnych, reklamowanych przez media, ale w istocie szkodzących człowiekowi" - głosi uzasadnienie kapituły.
W uroczystości uczestniczyli m.in. sekretarz generalny Konferencji Episkopatu Polski bp Wojciech Polak, przedstawiciele Sejmu i Senatu oraz rządu.
Roman Kluska ma 58 lat; jest absolwentem Akademii Ekonomicznej w Krakowie. W 1989 r. założył firmę "Optimus", która przekształciła się w grupę trzydziestu przedsiębiorstw. Optimus SA był pierwszą prywatną firmą na rynku podstawowym warszawskiej giełdy. Firma stała się czołowym producentem komputerów i liderem na rynku kas fiskalnych. W 2001 r. Roman Kluska założył firmę "Prodoks" zajmująca się promocją dobrej książki, propagującej wartości chrześcijańskie.
W listopadzie 2000 r. prokuratura okręgowa w Krakowie, na podstawie zawiadomienia inspektorów kontroli skarbowej, wszczęła śledztwo w sprawie rzekomych uszczupleń podatkowych, dokonanych przez zarząd Optimus S.A. na kwotę co najmniej 8,5 mln zł na szkodę Skarbu Państwa. Uszczuplenia te miały dotyczyć podatku VAT od sprzętu komputerowego. W 2002 r. Kluska został zatrzymany na 48 godzin jako podejrzany. W listopadzie 2003 r. śledztwo umorzono z powodu niestwierdzenia przestępstwa.
Obecnie Kluska zajmuje się hodowlą owiec w swoim gospodarstwie rolnym, produkuje i sprzedaje dojrzewające sery owcze. Prowadzi firmę "Prawdziwe Jedzenie", założoną w 2003 r. Jest także aktywnym społecznikiem i propagatorem naturalnych metod produkcji żywności. Głosi ideę "godziwej ekologii", służącej rozwojowi cywilizacyjnemu.
Laureat m.in. Nagrody Kisiela za 2003 r., Laurów Magellana za 2009 r., Nagrody "Przedsiębiorca 20-lecia" z 2008 r., uhonorowany Medalem św. Brata Alberta za 2004 r. Nagrodę im. bp. Romana Andrzejewskiego (1938-2003), długoletniego krajowego duszpasterza rolników, ustanowiła w 2004 r. Fundacja "Solidarna Wieś". Sama fundacja powstała w 1997 r. z inicjatywy biskupa Andrzejewskiego. Podstawowym celem jej działania jest pomoc w kształceniu rolników oraz wspieranie rozwoju cywilizacyjnego i kulturalnego wsi oraz małych miast - ze szczególnym uwzględnieniem działania na rzecz rozwoju czytelnictwa i społecznych instytucji kształceniowych. Cele te realizowane są m.in. poprzez organizowanie i finansowanie nagród i stypendiów dla osób zajmujących się problematyką rozwoju wsi i miast.
>>>>
tak . U Kluski najlepsze jest to ze si nie poddal nie zaplacil haraczu mafii . Bo przeciez gdyby dal to mialby ,,spokoj''... Nie dal . I to jest przeciwstawienie sie zlu...
Społeczna odpowiedzialność? Nie znam, nie słyszałem
Pojęcie "społecznej odpowiedzialności biznesu" (CSR) zna zaledwie co trzecia polska firma. Konieczna jest promocja i zmiany w edukacji – stwierdza "Puls Biznesu".
Według badania "Cała prawda o polskim CSR", tylko 31 proc. przedsiębiorców spotkała się z pojęciem społecznej odpowiedzialności biznesu – aż 70 proc. z nich pochodzi z firm dużych. Wśród małych rynkowych graczy świadomość CSR jest znikoma. 90 proc. przedsiębiorców uważa, że wprowadzenie CSR w firmie wiąże się z dużymi problemami. Najczęstszą barierą jest konieczność podniesienia kosztów – zwraca na to uwagę 38 proc. firm. Problemem jest też brak czasu (32 proc. firm) oraz złożoność tematu (30 proc.).
Największe dotąd badanie na temat CSR (ankietowano 1250 osób) zostało przeprowadzone przez Polską Agencję Rozwoju Przedsiębiorczości, PricewaterhouseCoopers (PwC) i SMG/KRC. "Wyraźnie widać brak wiedzy. Przedsiębiorcy nie są świadomi, że to, co odbierają jako koszt, mogłoby być dla nich korzyścią. Dlatego potrzeba promocji i zmian w systemie edukacji" – mówi Aleksandra Stanek-Kowalczyk z PwC.
>>>>
Ano wlasnie . SPOŁECZNA ODPOWIEDZIALNOŚĆ ! Czyli nie tylko moja kasa . I wszystko wolno co mi zwieksza konto . Ale odpowiedzialnosc za spoleczenstwo ! To jest nie tylko w ,,biznesie'' ale WSZEDZIE . Czyz jak ktos na ulicy zawiadamia o lezacym na mrozie bezdomnym to nie wykazuje odpowiedzialsnosci spolecznej ???
Dbalosc o pracownika o mieszkancow obok firmy o srodowisko czyli np nie wylewanie brudow do rzeki . Czy nie puszczanie kominem brudow bez filtra !!! ( Bo filtry pracujac zuzywaja energie a mozna je wylaczyc jak robia w nocy elektrownie i wtedy czuc siarke jak sie okno otwiera ) .
To kosztuje . OWSZEM ale pieniadze a nie pozniej wyrzuty sumienia i meki co ja robilem . Diabell okazji nie przepusci .
Wydac troche pieniedzy aby nie bylo brudno zimno i smierdzaco ( rzecz jasna chodzi o smrod zniedbania a nie produkcyjny - taki jest konieczny ) w miescu pracy i wokol niego . Konto troche mniejsze ale sumienie WIEKSZE !!! A co tam kasa ! Wobec sumienia .
Tak chodzi o ZYSK ! Jak najwiekszy !!!
WIELKI DUCHOWY ZYSK !!!
10 mitów o prowadzeniu małej firmy
Właściciele małych firm często wierzą w „rynkowe mądrości”, które w gruncie rzeczy mogą okazać się mitami. Oto hasła, które przedsiębiorcy uznają za prawdziwe – ale trzeba uważać z bezgraniczną wiarą w ich wartość.
Mit 1. Klient ma zawsze rację. Jeśli klient zawsze miałby rację, każda z firm nieustannie balansowałaby na krawędzi bankructwa. Prowadzenie biznesu na łasce klienta nie jest dobrą drogą do zbudowania rentownego przedsiębiorstwa. Jednak z drugiej strony, bez klienta firma nie istnieje. Ważne jest, aby umieć wczuć się w oczekiwania klienta, spojrzeć na ofertę jego oczyma, umieć poczuć się jak on. Słuchaj klienta, ale działaj w ramach zasad rentowności. Dzięki temu łatwiej o porozumienie. ***
>>>>
Oczywiscie ze to bzdura . BÓG MA ZAWSZE RACJĘ . A klient to czlowiek .
Nastepuje tu falszywy kult . Klient ma racje w kwestii wlasnych UPODOBAN . Ale musza one byc MORALNE . Nie dostarczymy mu rzeczy ktorej chce z pogwalceniem moralnosci . A zatem zaspokojac potrzeby klienta TE KTORE SA UCZCIWE !
Mit 2. Wymyśl towar, a kupiec na to zawsze się znajdzie. To, że wpadliśmy na jakiś pomysł, nie oznacza, że klienci będą się ustawiać do nas w kolejce, aby to kupić. Co więcej, karą za wiarę w ten mit jest przykra konsekwencja: wymagający klient zawsze znajdzie sobie lepszy produkt. Sukces w biznesie gwarantuje nie twórcza moc pomysłodawcy, a dobra dystrybucja i marketing. ***
>>>>>
Co do wymyslania produktow ta sama zasada . MOZNA WYMYSLEC WSZYSTKO BYLE BYLO TO UCZCIWE a zatem NIESZKODLIWE !
Mit 3. Sprzedaż jest kluczowa dla wyników firmy. To nie wielkość sprzedaży świadczy o Twojej firmie ale rachunek przepływów pieniężnych. Co z tego, że rośnie sprzedaż, jeśli na koniec miesiąca jest mniej pieniędzy niż było na początku? ***
>>>>
Z drugiej strony co z tego ze kasy wiecej jak z oszustwa ? Byle bylo wiecej ale UCZCIWIE!!!
Mit 4 . Praca zespołowa polega na budowaniu porozumienia. Choć sukces firm jest zależny od dobrego zespołu, nie dajmy się zmylić. Konsensus to nie to samo co współpraca – powtarzał Steve Jobs. Lider wyznacza kierunek, a zespół ludzi musi być w stanie skutecznie współpracować, aby dojść do wyznaczonego celu. ***
>>>>
A porozumienie musi byc w DOBREJ sprawie ...Bandyci potrafia wspoldzialc i co z tego ???
Mit 5. Księgowość warto zlecać na zewnątrz. Jeśli właściciel nie kontroluje sam spraw finansowych, nie będzie wiedział, na czym zarabia. Właściciel nie musi osobiście prowadzić księgowości, ale na pewno powinien ją rozumieć. Koniecznie co miesiąc musi wnikliwie czytać bilans i rachunek przepływów pieniężnych. ***
>>>>
Ona tez musi byc UCZCIWA . Nie moze byc tak ze potrzebujemy ksiegowego do matactw...
Mit 6. Klientów interesują tylko niskie ceny. Właściciele małych firm nie mogą nieskończenie długo obniżać cen, aby byli konkurencyjni. Warto wtedy pamiętać, że owszem, klientów interesują niskie ceny, ale ocenie klienta podlega też obsługa i serwis. ***
>>>>
Niskie ceny musza tez byc uczciwe nie kosztem szkody klienta ! ANI PRACOWNIKA . Zatem nie ma zadnego ,,kryterium najnizszej ceny''...
Mit 7. Niewiele potrzeba, by zadowolić klienta. Mitem jest, że jeśli firma nisko ocenia oczekiwania klienta, a następnie oferuje trochę więcej poniżej założonego niskiego progu, klient będzie zadowolony. Prawa jest taka, że jeśli szacunkowe wymagania klientów są zaniżone, firma po prostu nigdy nie będzie miała okazji, aby zdobyć i utrzymać klientelę. ***
>>>>
Trzeba w miare moznosc dbac o jakosc ale tez uczciwie . Czyli np. nie naciagac na niepotrzebne dodatki ...
Mit 8. Miarą sukcesu są zarobione pieniądze. Bez wątpienia zarabianie na firmie jest kluczowe, ale myślenie tylko o bogaceniu się nie wróży firmie długiego trwania. Należy pamiętać także o budowaniu wartości firmy, jej siły. To w dłuższym okresie czasu także pozwoli się wzbogacić. ***
>>>>
Byle uczciwie i na dluzszy termin . Bo dzis zysk olbrzymi jutro bankructwo to kleska...
Mit 9. Wydawaj, aby zarabiać. Ostrożnie, duże pieniądze mogą ogłupić. Rozrzutność to nie to samo co rozsądne inwestowanie. Myśl na co wydajesz pieniądze i dokładnie sprawdzaj efekty każdej inwestycji (patrz: mit nr 5). ***
>>>>
Bogactwo oglupia . JAK NAJBARDZIEJ . Stad wazne aby byc UBOGIM W DUCHU . Czyli zyc tak jakby sie nie bylo bogaczem (nie chodzi o wydatki zeby mieszkac w bloku i jesc kapuste z kaszanka tylko o WEWNETRZENE PODEJSCIE DO BOGACTWA ).
Mit 10. Bądź aktywny na portalach społecznościowych. Presja obecności na portalach społecznościowych jest bardzo duża, bo dzięki takim mediom możemy być obecni na całym świecie. Właściciel małej firmy jednak często nie ma klientów na całym świecie, tylko w określonym regionie. Powinien się zastanowić, jak dotrzeć do swojego regionu, a nie na wszystkie kontynenty. Media społecznościowe dla małej firmy mogą być częścią dialogu z klientem, ale nie zastąpią go całkowicie ***
>>>>
Byc aktywnym madrze i sensownie !
Jak widac wszystko wiaze sie z etyka bo celem jest sukces DUCHOWY . Bez spokojnego ducha na nic kasa !
Pracownie Orange aktywizują mieszkańców małych miejscowości
Aż 750 wniosków od gmin, 50 wybranych miejscowości i 250 tys. korzystających osób - tak w skrócie można przedstawić projekt Pracownie Orange. Celem akcji było stworzenie centrum internetowego skupiającego lokalną społeczność, nie tylko do pracy na komputerze. Dziś program pod patronatem Magdaleny Gaj, prezes UKE, można nazwać sukcesem, bo odmienia losy mieszkańców najmniejszych miejscowości.
Pracownie Orange to ogólnopolska akcja społeczna, której inicjatorem jest Orange Polska (dawniej Telekomunikacja Polska). Skierowana jest przede wszystkim do lokalnych społeczności w miejscowościach liczących poniżej 20 tys. mieszkańców a polegała na stworzeniu pracowni komputerowych z bezpłatnym dostępem do internetu dla wszystkich zainteresowanych. Powstały one przede wszystkim w centrach mniejszych miast i wsi, a ich celem jest ożywienie przestrzeni publicznej.
- Celem akcji było stworzenie społecznościom lokalnym wyjątkowego miejsca, w którym mieszkańcy będą mogli realizować swoje pasje, uczyć się i organizować życie publiczne. Zauważyliśmy, że w każdej małej miejscowości są osoby aktywnie działające na rzecz społeczności - lokalni animatorzy, którzy czują się odpowiedzialni za miejsce, w którym żyją. Potrzebują jednak wsparcia z zewnątrz i inspiracji - mówi Wojciech Jabczyński, rzecznik Orange Polska.
- Super, super jest! Co to znaczy? W tej pracowni nawet w tej chwili prowadzone są zajęcia. Realizujemy trzy projekty jako Stowarzyszenie. Mamy projekt Pracownie Orange, "Jesień w górach", który ma aktywizować po 60. roku życia oraz klub aktywnego seniora. Ponadto w naszej placówce odbywają się wszelkie imprezy skupiające mieszkańców, np. spotkanie wigilijne. Wszystko to kręci się wokół Pracowni Orange - mówi Zbigniew Janeczek z Łomnicy Zdrój, który jako wolontariusz prowadzi tamtejszą pracownię.
Również Katarzyna Muszyńska z miejscowości Szczepanek zachwala projekt Pracownie Orange. Jak sama przyznaje, choć pracownia działa dopiero od pół roku, to już bardzo dużo udało się zrobić dla lokalnej społeczności. - Zachęciliśmy dzieci, młodzież i rodziców, żeby pomagali nam w tej działalności. Organizujemy różne imprezy. Kładziemy jak na razie nacisk na tę stronę kulturalno-rozrywkową. Teraz zachęcamy także innych do wolontariatu w tej naszej działalności, bo rozwijamy się i chcemy robić coraz więcej. To pokazuje, że faktycznie można coś zrobić nawet w tak niewielkiej miejscowości jak Szczepanek - ocenia Katarzyna Muszyńska, koordynatorka pracowni.
Do programu zgłosiło się aż 750 miejscowości, z tej liczby w kwietniu 2012 roku wyłoniono 50, w których Orange Polska stworzyło nowoczesne multimedialne pracownie komputerowe. Kryterium wyboru był plan wykorzystania tych pracowni i jak mogą one służyć osobom zarówno osobom młodym, jak i starszym. Najważniejszym celem uczestników konkursu było wskazanie możliwych do zrealizowania projektów na terenie gminy, w Pracowni Orange, które zachęcą mieszkańców do aktywności, np. wzajemnej nauki obsługi komputerów, języków obcych, kół zainteresowań czy pomocy w nauce.
- Pracownia zmieniła bardzo dużo, bo działa przy świetlicy wiejskiej, w której od jakiś 10 lat nic się nie działo. Była wręcz opinia, że u nas w Szczepanku w ogóle nie ma dzieci i ludzi, którzy chcieliby w czymś pomóc, że nikt nie przychodzi. Jak się okazało ludzie się znaleźli, pomogli nawet w odnowieniu pomieszczenia przeznaczonego na pracownię - mówi Katarzyna Muszyńska.
- Pracownia Orange dała nam możliwość prowadzenia zupełnie nowych zajęć w naszej miejscowości . Teraz mamy szansę organizować szkolenia np. z obsługi komputera i internetu dla seniorów. Wcześniej nie mieliśmy tak nowoczesnej pracowni. Do tej pory udało się nam przeszkolić ok. 25 osób - chwali się Marcin Pastuszak z Niedrzwicy Dużej.
Jednocześnie już zapowiada kolejne projekty, m.in. kurs obsługi Windows Movie Maker, czyli podstawowego montażu wideo, kierowanego do gimnazjalistów i uczniów szkół średnich. Oprócz tego opracowuje szkolenie z obsługi internetowych aplikacji Google. Zwraca jednocześnie uwagę, że wszystko to jest bezpłatne.
Okazuje się, że podobne projekty spotykają się z ogromnym zainteresowaniem nie tylko najmłodszych mieszkańców, ale i seniorów. Jak dowiedzieliśmy się w wybranych Pracowniach Orange bardzo dużym zainteresowaniem cieszą się szkolenia dla osób starszych, podczas których uczą się obsługi internetu, a później kont bankowych i robienia przelewów. - To im bardzo ułatwiło życie i z tego cieszą się najbardziej. Co ciekawe seniorzy bardzo chętnie uczą się tej nowoczesnej technologii - dodaje Marcin Pastuszak.
Podobne doświadczenia mają również pracownicy Pracowni Orange w miejscowości Szczepanek. - Przyszedł do nas starszy Pan około siedemdziesiątki i powiedział, że słyszał o organizowanych kursach obsługi komputera i też chciałby się pouczyć. Przyznał, że choć ma w domu komputer i wnuk trochę mu tłumaczył, to chciałby podpytać o kilka rzeczy. Przez dwa miesiące przychodził do nas systematycznie i wyjaśniałam mu, jak działa przeglądarka, jak stworzyć swoje konto, a nawet jak zgrać zdjęcia z aparatu na komputer. Pan był bardzo zadowolony z tego czego się nauczył – uśmiecha się Katarzyna Muszyńska.
Jednym z warunków zgłoszenia do konkursu było wskazanie i przygotowanie lokalu w danej miejscowości. Remont pomieszczeń przeprowadzili wolontariusze przy wsparciu finansowym Orange Polska. Firma wyposażyła także pracownie w niezbędny sprzęt komputerowy i meble. Warto wspomnieć, że większość pracowni przystosowanych jest do potrzeb osób niepełnosprawnych, np. z problemami układu poruszania się, czy niedowidzących. Dziś większość z nich zlokalizowana jest w ośrodkach kulturalnych na terenie gmin (55 proc.), w bibliotekach (24 proc.), szkołach (6 proc.), parafiach (6 proc.), siedzibach lokalnych stowarzyszeń (6 proc.) oraz Miejskich Ośrodkach Pomocy Społecznej (3 proc.).
- Tylko od początku grudnia do połowy stycznia odwiedziły nas 273 osoby. Przychodzą zarówno starsi, jak i młodsi. Mamy tutaj fajne warunki, jest ciepło i przytulnie. Wyposażyliśmy pracownie w dodatkowy sprzęt, np. stół do tenisa czy piłkarzyki. To wszystko sprawia, że jest to atrakcyjne miejsce do spędzania czasu przez mieszkańców naszej miejscowości - mówi Zbigniew Janeczek z Łomnicy Zdrój. Jak przyznaje dzięki Pracowni Orange w miejscowości powstało miejsce, którego wcześniej nie było. Ludzie nie mieli się gdzie spotykać, spędzać czasu i uczyć.
Okazuje się jednak, że na funkcjonowaniu pracowni w mniejszych miejscowościach zyskać mogą również pracujący tam wolontariusze. Zbigniew Janeczek zwraca uwagę, że pełnią oni swoje obowiązki na podstawie umowy wolontariackiej, która nakłada na nich pewne obowiązki. Są to osoby w różnym wieku, zdobywają dodatkowe doświadczenia, którym będą mogli się pochwalić podczas starań o pracę.
- To są osoby w wieku od kilkunastu do kilkudziesięciu lat. Codziennie pracuje inna osoba, jest związana umową wolontariacką i można to traktować jako staż. To na pewno się przyda i być może przyczyni się do znalezienia pracy. Mam nadzieję, że to dzisiejsze bezinteresowne poświęcenie kiedyś i im zaprocentuje - zachwala Zbigniew Janeczek.
Jak wygląda Pracownia Orange? Znajdziemy w niej 3 stanowiska komputerowe z bezpłatnym dostępem do Internetu. Nie brakuje w nich także konsoli do gier i telewizora LCD, który służy do wyświetlania prezentacji np. podczas szkoleń z obsługi komputera dla seniorów.
- Dbamy również o wsparcie techniczne i zabezpieczenia antywirusowe. Dziś pracownie pełnią funkcje centrum rozrywki lub edukacji. Cieszy nas, że społeczność miejscowości, w których realizujemy nasz projekt potrafią wykorzystać otrzymane zaplecze do aktywizacji wszystkich mieszkańców - dodaje Wojciech Jabczyński.
Pracownie Orange to nie jedyna inicjatywa, za pośrednictwem której firma wspiera szeroko rozumianą edukację internetową - zwłaszcza w małych miejscowościach. Od 2004 r. na preferencyjnych warunkach Orange Polska dostarcza Internetu do ponad 10 tys. szkół (program Edukacja z Internetem). Uruchomienie programu pozwoliło zlikwidować barierę ekonomiczną w dostępie szkół do Internetu - zaczęły go wykorzystywać bez ograniczeń w pracowniach komputerowych, do nauki przedmiotów oraz po lekcjach.
Od sierpnia 2009 r. Orange Polska prowadzi również program, którego celem jest przekształcenie bibliotek gminnych w nowoczesne, wielofunkcyjne centra informacyjne, kulturalne i edukacyjne. Dzięki temu już ponad 3,5 tys. bibliotek gminnych i ich filii otrzymało od nas darmowy, szerokopasmowy dostęp do Internetu.
....
Wprawdzie jest to tez reklama ale rowniez rozumna i pozyteczna dzialalnosc . Popieramy .
Zabójcze dla portfela i ekologii. Producenci umyślnie planują usterki sprzętu
Praca badawcza na zlecenie partii Zielonych pokazuje czarno na białym: producenci sprzętu AGD i elektroniki celowo projektują go tak, by popsuł się tuż po upływie gwarancji. "To czyste świństwo" mówią Zieloni.
Obojętnie, czy chodzi o drukarki komputerowe, żarówki, pralki czy słuchawki - ich żywot jest ograniczony nie możliwościami techniki czy zmęczeniem materiału, ale umyślnym działaniem projektantów i producentów. Do tego wniosku doszła grupa rzeczoznawców po badaniu wykonanym na zlecenie niemieckiej partii Zielonych. Wymienia się w nim cały szereg artykułów, w przypadku których można mówić o celowym oszustwie dokonywanym przez producentów. Używają oni komponentów, które powodują szybkie uszkodzenie sprzętu. Stosują też techniczne tricki dla skrócenia okresu użytkowania urządzeń.
Ekonomia i ekologia
Jak stwierdzili eksperci, można mówić o systematycznym nabijaniu klientów w butelkę, którzy są w ten sposób zmuszani do coraz częstszych zakupów sprzętu. Koszty takich celowych uszkodzeń sumują się do kilku miliardów euro rocznie. Jeden z autorów raportu na ten temat, ekspert w dziedzinie ochrony konsumenta Stefan Schridde, zaznaczył w wywiadzie dla "Saarbruecker Zeitung", że w minionych latach on sam weryfikował informacje o 2000 takich przypadków.
Dorothea Steiner z partii Zielonych stwierdziła, że jest to "świństwo", bo tak zawodny sprzęt przyczynia się do tego, że rosną góry śmieci. Rzeczniczka Zielonych ds. ochrony konsumenta Nicole Maisch domaga się jak najszybszej nowelizacji przepisów ws. gwarancji i reklamacji oraz napraw.
Z pełną premedytacją
Proces przyspieszonego zużywania się sprzętu ma nawet swą fachową nazwę: "planned obsolescence". Federalne Zrzeszenie Ochrony Konsumenta już przed kilkoma tygodniami stwierdziło, że nie wysuwa co prawda pod adresem producentów zarzutu, jakoby planowali usterki sprzętu już na etapie jego projektowania. "Lecz mniej lub bardziej świadomie liczą się z możliwością uszkodzenia i przy projektowaniu nie zwracają szczególnej uwagi na długowieczność urządzeń", stwierdzono w opinii zrzeszenia. Jednak także i konsumenci nie są zupełnie bez winy, ponieważ wielu z nich uważa sprzęt domowy za gadżety, które muszą odpowiadać najnowszym trendom w modzie i bez żalu odsyła je do lamusa, pomimo, że jeszcze działają.
Perfidne, słabe miejsca
Konkretnym przykładem zabiegu skracającego żywot urządzenia jest na przykład instalacja części urządzenia wrażliwych na działanie wysokich temperatur w miejscu, gdzie takie temperatury panują. Ma to miejsce na przykład w zmywarkach do naczyń. Podobnie działa metoda instalacji baterii tak, by użytkownik nie miał możliwości ich wymiany - tak dzieje się na przykład w smartfonach, notebookach czy elektrycznych szczoteczkach do zębów. Jak stwierdzono w trakcie badań, w przypadku drukarek komputerowych częstokroć projektowane są one tak, by po zadrukowaniu określonej liczby stron odmawiały posłuszeństwa. Dzieje się tak za sprawą specjalnego elementu w oprogramowaniu. Kiedy uda się ten system przechytrzyć, drukarka bez zarzutu działa dalej.
Często stosowanym zabiegiem jest także wykonanie z plastiku części urządzenia, które są szczególnie narażone na uszkodzenie przy długotrwałym użyciu, jak koła zębate w mikserach czy krajalnicach.
Krótkie cykle - mało innowacji
Gdyby producenci stosowali materiały bardziej odporne na zużycie lub wykonywali urządzenia bardziej starannie, znacznie możnaby wydłużać długowieczność sprzętu. W słuchawkach na przykład często dochodzi do przerwania przewodów wykonanych ze zbyt delikatnych materiałów.
Zdaniem ekspertów, celowym działaniem przemysłu jest także, by przy pomocy krótkiego cyklu wypuszczania nowych modeli skłaniać klientów do częstszych nowych zakupów, pomimo, że posiadane urządzenia jeszcze bez zarzutu działają. Szczególnie wyraźne jest to w przypadku tabletów i smartfonów, w których techniczne innowacje implementowane są stopniowo, pomimo, że możliwe byłoby ich wdrożenie za jednym razem. Lecz wtedy klienci nie mieliby tak często motywacji do zakupu najnowszego, ulepszonego modelu.
afp / Małgorzata Matzke
red. odp.: Elżbieta Stasik
....
I widzimy po raz setny ze ekonomia opiera sie na moralnosci . Owszem moxnz zrobic sprzet 5 razy gorszy alr musi byc 5 razy tanszy . I trzeba o tym powiedziec . Inaczej mamy kryminalne oszustwo .
A. Blikle: kryzys efektem nieuczciwości przedsiębiorców
Panujący kryzys to efekt lekceważenia wartości moralnych i nieuczciwości w biznesie - mówi przedsiębiorca, Andrzej Blikle dodając, że wygrywa dzisiaj chęć zysku za wszelką cenę. Jego zdaniem problemu nie można lekceważyć, bo może on doprowadzić do jeszcze większego załamania społeczno-gospodarczego.
Według Andrzeja Bliklego, świat gospodarczy zaczyna zapominać dzisiaj o wartościach moralnych i o tym, że to uczciwość powinna być podstawą prowadzenia biznesu.
- Rzeczywiście, w sposób nieuczciwy można bardzo szybko zrobić pieniądze - zauważa Blikle. - Ale potem bardzo szybko je tracimy i traci cała masa firm oraz osób powiązanych z naszym przedsiębiorstwem.
Efektem tego jest - według niego - dzisiejszy kryzys gospodarczy na świecie. Sytuacja staje się tym groźniejsza, im więcej jest dużych firm, korporacji, za których działania moralnie nikt nie odpowiada. To akcjonariusze, rada nadzorcza i zarząd powinny, zdaniem przedsiębiorcy, mieć na uwadze najwyższe wartości. Tymczasem często jest odwrotnie, zarządzający posuwają się nawet do wymuszania nieetycznych zachowań na pracownikach.
- Istnieje grupa firm, w których pracownikom się wyraźnie mówi, że liczy się tylko zysk, a droga do tego zysku uzasadnia każde rozwiązanie - mówi Andrzej Blikle. - Ten sposób myślenia doprowadził do kryzysu, który obecnie mamy.
Jak dodaje, panuje dziś społeczne przyzwolenie dla tego typu działań.
- Powtarzanie głęboko fałszywej i szkodliwej mantry, że biznes to brudne zajęcie, i że ten, kto chce odnieść sukces musi być bardziej spolegliwy wobec pewnych koniunktur, musi się pogodzić z tym, że czasami trzeba być nieuczciwym. To jest głęboko nieprawdziwe i bardzo szkodliwe rozwiązanie - mówi przedsiębiorca.
Według niego, przykładem nieuczciwości w biznesie jest wykorzystywanie sytuacji fałszowania żywności i rozpowszechnianie tylko tych informacji, które są negatywne. W ten sposób cierpi cała branża, mimo że nieuczciwych było tylko kilka firm.
- To jest ten sposób myślenia, że żeby wygrać, ktoś musi przegrać lub żeby wygrać trzeba się czasami zgodzić na dokonywanie niegodziwości. Ja jestem bardzo przeciwny takiemu sposobowi myślenia. To i nieuczciwe i bardzo krótkowzroczne - przestrzega Blikle.
....
Oczywiscie . A poza tym pogrywanie w sposob brudny szybko na jaw wychodzi i inni moga sie zemscic . Nie mowiac juz o wiezieniu . A po smierci przed Bogiem trzeba sie rozliczyc ...
Papież apeluje o powrót etyki do ekonomii i finansów
Papież Franciszek skrytykował w czwartek polityków i finansistów, którzy lekceważą etykę dążąc do władzy i zysków. W przemówieniu do grupy ambasadorów zapewnił, że kocha biednych i bogatych i dodał, że "pieniądz ma służyć, a nie rządzić" światem.
Zwracając się do dyplomatów z Kirgistanu, Antiguy, Luksemburga i Botswany podczas audiencji w Watykanie papież mówił, że pieniądz stał się "bożkiem".
- Ideologie promują absolutną autonomię rynków i spekulacji finansowej - odnotował.
Franciszek mówił również o "niewidzialnej, niekiedy wirtualnej tyranii, która narzuca jednostronnie" prawa i reguły rynku. Zaapelował następnie o wielką reformę światowych finansów.
Mówiąc o obecnej sytuacji ekonomicznej i społecznej na świecie papież stwierdził: "Niektóre patologie zwiększają się, a wraz z nimi psychologiczne konsekwencje; strach i rozpacz opanowują serca wielu ludzi, także w tak zwanych bogatych krajach, radość życia zmniejsza się, rośnie bezwstydne zachowanie i przemoc, ubóstwo staje się coraz bardziej widoczne."
- Trzeba walczyć, by żyć i to czasem być żyć w niegodny sposób - dodał Franciszek. Jego zdaniem jedną z podstawowych przyczyn tego stanu rzeczy jest stosunek człowieka do pieniędzy, akceptowanie tego, że dominują one nad ludźmi i całymi społeczeństwami.
- Stworzyliśmy nowe bożki. Adoracja antycznego złotego cielca znalazła nowy i bezlitosny wyraz w fetyszyzmie pieniądza i dyktaturze ekonomii bez oblicza i celu naprawdę ludzkiego - oświadczył nowy biskup Rzymu.
Wyraził opinię, że obecny kryzys finansów i gospodarki uwypuklił ich "wypaczenia oraz przede wszystkim poważny brak perspektywy antropologicznej, który sprowadza człowieka tylko do jego potrzeb: konsumpcji".
Jeszcze większy niepokój zdaniem papieża budzi to, że sam człowiek jest uważany za "dobro konsumpcyjne", które - jak stwierdził - "można wykorzystać, a potem wyrzucić".
W rezultacie, ocenił, gesty solidarności wobec biednych uważa się często za "szkodliwe", sprzeczne z logiką finansową i ekonomiczną.
Wśród patologii wymienił “wszechogarniającą korupcję i egoistyczne oszustwa podatkowe o światowym zasięgu", a także odrzucanie etyki, która niektórym "przeszkadza" i jest traktowana niekiedy jako "zagrożenie", ponieważ prowadzi do Boga.
- Żądza potęgi i posiadania stała się bezgraniczna - mówił papież w pierwszym od wyboru tak obszernym przemówieniu, poświęconym w całości kwestiom finansów i gospodarki.
Zachęcił ekspertów finansowych i rządzących do tego, by wzięli sobie do serca słowa świętego Jana Chryzostoma: "Nie dzielić się z biednymi swoimi dobrami to znaczy ich okradać i odbierać im życie".
- Papież kocha wszystkich, bogatych i biednych, ale ma obowiązek, w imieniu Chrystusa, przypominać bogatemu, że musi pomagać biednemu, szanować go, popierać - podkreślił Franciszek. Zaapelował o bezinteresowną solidarność i powrót etyki do finansów i ekonomii.
....
Oczywiscie . Widzimy do czego sie doprowadzili odrzucajac Boga i wymyslajac swoje zasady .
Zmarła najbogatsza Hiszpanka, współzałożycielka imperium odzieżowego
Najbogatsza Hiszpanka Rosalia Mera, współzałożycielka i była żona właściciela imperium odzieżowego Inditex, zmarła wczoraj wieczorem w wieku 69 lat - poinformował szpital San Rafael w mieście La Corunia na północy Hiszpanii.
Kobieta trafiła do szpitala po udarze, którego doznała podczas wakacji na Balearach.
Rosalia Mera stworzyła wraz z ówczesnym swym mężem Amancio Ortegą przedsiębiorstwo odzieżowe Inditex. Pierwszy butik Zara otworzyła w 1975 roku w La Corunii, skąd pochodziła. Wkrótce przekształciła firmę w największe na świecie imperium mody z takimi markami jak Massimo Dutti, Oysho i Bershka i sklepami w 85 krajach.
Pierwszy butik Rosalii Mery miał się nazywać Zorba, jednak okazało się, że w pobliżu jest bar o tej samej nazwie, więc właścicielka zmieniła ją na Zara. Powstała sieć tych sklepów specjalizowała się w tańszych wersjach drogich ubrań i formuła ta znakomicie sprawdziła się, doprowadzając do rozkwitu marki.
Określana przez magazyn "Forbes" jako "najbogatsza self-made woman", Mera była właścicielką ponad 30 procent akcji sieci hoteli Room Mate; jej fortuna szacowana była na 6,1 mld dolarów.
W 1986 roku Mera rozwiodła się z Ortegą i w 2004 roku opuściła zarząd firmy Inditex, zachowując 5,05 proc. akcji.
Mera była znaną filantropką; utworzyła po rozwodzie fundację Paideia (po grecku - edukacja) wspierającą dzieci upośledzone; jej syn Marcos urodził się z głębokim porażeniem mózgowym. Inwestowała też w odnawialną energię, firmy prowadzące badania nad lekami na raka i technologie biometryczne.
....
Bogactwo jak widac nie chroni ani przed choroba ani smiercia . Stad radzi apostol aby zyc tak jakby sie nie bylo bogatym . I to jest ubostwo o ktorym mowil Jezus a nie porzucenie majatku aby byc bezdomnym .
ttt
Papież: "Solidarność" jest dla rynków niemal brzydkim słowem
Papież Franciszek mówił z wielkim uznaniem o spółdzielczości, która w czasach kryzysu zredukowała swój margines zysku, aby utrzymać miejsca pracy, i krytykował "rynek", dla którego "solidarność to niemal brzydkie słowo".
W swym przesłaniu nagranym w formie wideo i wyemitowanym na III Festiwalu Nauki Społecznej Kościoła, który będzie trwał do niedzieli w Weronie na północy Włoch, papież powiedział, że stawia na spółdzielczość jako formę zarządzania przedsiębiorstwami, i ostrzegał, że pozostawienie samym sobie młodych bezrobotnych to "hipotekowanie" przyszłości.
- Nauka społeczna (Kościoła) nie toleruje sytuacji, w której zyski pozostają dla tego, który produkuje, a sprawy socjalne pozostawia się państwu oraz stowarzyszeniom pomocowym i wolontariatowi. Dlatego właśnie solidarność jest kluczowym słowem w nauce społecznej - powiedział papież w wypowiedzi rozpowszechnionej przez Stolicę Apostolską.
Jednak my w tych czasach ryzykujemy, że zostanie ono usunięte ze słownika, ponieważ jest dziś słowem niewygodnym, i - niech mi wolno będzie powiedzieć - niemal "brzydkim słowem" - dodał.
Dla gospodarki rynkowej solidarność - powtórzył - jest "niemal brzydkim słowem".
Papież nawiązał do spotkania, jakie przed paroma miesiącami odbył w Watykanie z przedstawicielami świata spółdzielczego, którzy wyjaśnili mu, że po to, aby stawić czoło kryzysowi, zmniejszyli margines swych zysków, utrzymując dzięki temu zatrudnienie na dotychczasowym poziomie.
- Bardzo mnie to pocieszyło - wyznał Franciszek.
"Praca i godność osoby - kontynuował - idą ramię w ramię. Solidarności należy przestrzegać również przy organizacji pracy i aby zapewnić pluralizm wśród tych, którzy zarządzają rynkami".
- Dziś wokół spółdzielni (kooperatywy) narosło pewne niezrozumienie również w środowiskach europejskich, ale sądzę, że niebranie obecnie pod uwagę tej formy obecności w świecie produkcji stanowi objaw zubożenia (...) i nie służy zróżnicowaniu tożsamości - dodał Franciszek.
Papież wspominał, że jako bardzo młody człowiek stał się entuzjastą tej formy przedsiębiorczości, która jego zdaniem jest "drogą do równości w warunkach zróżnicowania".
Podkreślił również jej znaczenie dla zagwarantowania osobistej godności człowieka wobec "idola, jakim jest pieniądz".
- Nie może być autentycznego rozwoju, ani też harmonijnego rozwoju społeczeństwa, jeśli neguje się siłę młodych i pamięć ludzi starych. Naród, który nie dba o swą młodzież i swe starsze pokolenie, nie ma przyszłości - powiedział papież.
Nawiązując do wysokiego bezrobocia wśród młodych Europejczyków, "sięgającego w niektórych krajach 40 procent i więcej", papież Franciszek zakończył: "To jest hipoteka, to jest zahipotekowana przyszłość. Jeśli szybko nie rozwiąże się tego problemu, będziemy mieli pewność zbyt marnej przyszłości lub braku przyszłości" - podkreślił Franciszek.
....
Tak bez solidarnosci nie ma sukcesu ekonomicznego w prawdziwym sensie .
Biznes nie musi być bezduszny
Idea pomocy potrzebującym coraz częściej staje się istotą biznesu. Coraz więcej firm przyłącza się do większych akcji lub staje się ich inicjatorami. W przypadku wielu firm nie jest to tylko chwilowa moda, ale sposób na stworzenie własnej strategii.
Zbliżające się święta nastrajają do pozytywnych zmian i podejmowania nowych działań. Dlaczego takiego potencjału nie inwestować właśnie w działania o charakterze społecznym?
Doświadczenie w tej materii małych i większych firm pokazuje, że zdecydowanie warto. Wspólne realizowanie projektu pozwala na budowanie pozytywnych relacji w miejscu pracy. Pracownicy zdobywają nowe umiejętności i mają możliwość sprawdzenia się w pracy przy całkiem nowych projektach. Bezinteresowna pomoc wyzwala w ludziach pozytywne emocje, które doskonale wpływają na atmosferę w miejscu pracy i tworzenie kultury organizacyjnej nastawionej na ludzi.
Dlatego nawet małe firmy zachęcają swoich pracowników do udziału w społecznych inicjatywach. Pomagać można na wiele sposobów. Firmy nie muszą organizować wielkiej akcji lub przyłączać się do znanych inicjatyw. Wystarczy pomoc przy zbiórce karmy dla lokalnego schroniska lub przygotowanie paczek dla biednych rodzin lub bezdomnych.
Dla wielu przedsiębiorstw udział w ogólnokrajowych akcjach dobroczynnych to nie tylko sposób na budowanie pozytywnego wizerunku, ale także zaangażowania pracowników w działania pracodawcy i budowania większego zrozumienia działań firmy. Wolontariat pracowniczy wzmacnia również wzajemne relacje między pracownikami, wspólnie pracującymi społecznie dla potrzebujących.
CSR czyli strategia "społecznej odpowiedzialność biznesu" to niesienie pomocy poprzez dobrowolny udział w akcjach społecznych pracowników danej firmy. Najważniejszym spoiwem jest tutaj aspekt społecznego działania przedsiębiorców i pracowników na rzecz organizacji pożytku publicznego lub stosownych instytucji niosących pomoc potrzebującym.
Doskonałym przykładem synergii między organizacją dobroczynną a pracodawcą jest Świąteczna Zbiórka Żywności. Jest to jeden z wiodących projektów Federacji Polskich Banków Żywności. W tym roku akcja zbiórki żywności odbędzie się podczas jednego z najbardziej intensywnych zakupowych weekendów w roku w dniach 29 listopada - 1 grudnia 2013. Produkty spożywcze będą zbierane w tradycyjnych i internetowych sklepach skąd trafią do sortowni, gdzie będą rozdzielane prze wolontariuszy z firm, które zgłosiły chęć udziału akcji.
Przykładem takich pozytywnych działań jest udział firmy McCormick Polska, właściciela marek Kamis i Galeo w Świątecznej Zbiórce Żywności.
W zeszłym roku ponad 100 pracowników naszej firmy zgłosiło się w ramach wolontariatu pracowniczego do segregowaniu zebranej żywności. W tym roku będziemy kontynuować współpracę jednocześnie zapraszając jeszcze więcej pracowników do udziału w tej akcji społecznej - mówią przedstawiciele firmy Kamis.
W tym roku firma zaprosiła również osoby, które pracują w różnych miejscach na terenie całego kraju, by dołączyli do wolontariuszy Banków Żywności i pomogli podczas zbiórki w sklepach zlokalizowanych blisko miejsca ich zamieszkania. Tutaj ważna jest kwestia otwartej i angażującej komunikacji skierowanej do pracowników.
Firmy, które chcą pomóc mają kilka możliwości uczestniczenia w akcji. Mogą przekazać darowiznę w postaci żywności lub pieniężną przeznaczoną na transport produktów spożywczych. Ważna jest też pomoc w promocji akcji polegająca na zachęceniu pracowników, klientów i partnerów do wspólnego działania.
Autor: Olivier Touzalin, Prezes Zarządu McCormick
....
Jesli cokolwiek jest bezduszne to jest bandyckie . Jesli ktos zniszczy sobie dusze to na co pieniadze ?
Brytyjskie firmy powinny płacić więcej pracownikom
Szef jednego z największych brytyjskich biznesowych lobby apeluje o większe zarobki dla pracowników. Zdaniem Johna Cridlanda - dyrektora generalnego CBI - (Confederation of British Industry), zbyt wiele osób nad Tamizą osiadło na mieliźnie płac.
John Cridland dodał, że obecny rok będzie charakteryzował się spadkiem bezrobocia, ale jeśli firmy nie zmienią swojej polityki, ludzie nie odczują poprawy warunków życia.
Szef Konfederacji Przemysłu Brytyjskiego w wywiadzie dla BBC zaznaczył, że przedsiębiorstwa tworzą więcej dóbr i mogą je podzielić. Powinny także zapewnić swym pracownikom lepsze zarobki i więcej możliwości rozwoju. Zaapelował także do brytyjskich przedsiębiorców o pomoc dla osób najmniej zarabiających oraz o wsparcie dla młodych ludzi przy poszukiwaniu pierwszego zajęcia.
Anna R.
...
Brawo ! To mowi kapitalista jakby nie bylo !
Aleksandra Brodziak | Onet
Ciągle kupujemy fałszywą i przeterminowaną żywność
Zapleśniałe lub przeterminowane produkty, cukier w produktach bez cukru i tłuszcz w beztłuszczowych, chrzczone paliwo, zawyżone ceny, niezabezpieczona żywność czy brud w sklepach - to tylko nieliczne nieprawidłowości, jakie wykazała Inspekcja Handlowa w swoim ostatnim raporcie. I mimo wzmożonych kontroli na półkach sklepowych wciąż można znaleźć zafałszowany a nawet zepsuty towar.
Kontrolerzy Inspekcji Handlowej sprawdzili m.in. sklepy, markety, targowiska, zakłady usługowe, hurtownie, sale zabaw dla dzieci, magazyny, placówki gastronomiczne oraz stacje paliw. Przeprowadzili ogółem 23 tys. kontroli, z czego niemal połowa dotyczyła towarów spożywczych. Sprawdzono 150 tys. partii. Wynik? Wielu przedsiębiorców i właścicieli sklepów wciąż sprzedaje zafałszowane produkty.
Z informacji IH wynika, że niemal 40 proc. zbadanych kostek masła nie spełniała odpowiednich wymogów, co piąte mleko nie powinno trafić na sklepowe półki, podobnie jak co piąte opakowanie mrożonek, w tym ryb. Zakwestionowana została także jedna trzecia wyrobów kakaowych i czekoladowych, co dziesiąty artykuł spożywczy był przeterminowany, a co ósma zbadana próbka oleju napędowego nie mieściła się w wymaganych normach. Niewiele lepiej było z produktami ekologicznymi oraz orzechami i ich przetworami. Niedobre do spożycia było ponad 22 proc. tego typu produktów.
Nie było ciekawie także w przypadku sal zabaw dla dzieci ulokowanych w publicznych miejscach, np. w marketach czy galeriach. Spośród 70 skontrolowanych, aż w 24 były nieprawidłowości. Chodziło głównie o urządzenia i zabawki, w których zauważono elementy zagrażające bezpieczeństwu dzieci, np. wystające, nieosłonięte śruby.
Wiemy co jemy?
- Konsumenci coraz częściej reagują na nieprawidłowości w sklepach i powiadamiają o nich Inspekcję Handlową. W 2012 roku do Wojewódzkich Inspekcji Handlowych wpłynęło 18 tys. zawiadomień o niewłaściwej jakości sprzedawanych produktów. Na podstawie tych skarg wszczęto 3300 kontroli - komentuje raport Agnieszka Majchrzak z biura prasowego UOKiK.
Czego dotyczyły skargi? Na przykład tego, że na opakowaniu ryb mrożonych nie ma kraju pochodzenia, a w parówkach, które kupił klient jest tylko, albo "aż" 10 proc. mięsa. Klienci skarżą się na smak masła, wyrobów wędliniarskich, a także zwracają uwagę na przeterminowane produkty oraz na to, że w określonym sklepie sprzedawane są artykuły bez oznaczonej ceny lub, że cena przy kasie różni się od tej na półkach.
- Konsumenci są coraz bardziej uważni i na zakupach już nie tylko sprawdzają cenę, ale także zwracają uwagę na skład - dodaje rzeczniczka. Do katowickiej inspekcji trafiła natomiast skarga na temat tego, że jeden ze śląskich barów prowadzi zeszyt dłużników oraz pamiętnik klientów, na podstawie których sprzedaje alkohol na kredyt. Sprawa znalazła swój finał w sądzie.
Jakie nieprawidłowości najczęściej wykrywali inspektorzy? Była to głównie zła jakość oferowanej żywności, w tym niewłaściwy zapach oraz wygląd, stare daty ważności (np. czekolada i cukier były przeterminowane niemal o 3 lata, mięso ponad 2 miesiące, mrożonki - o kilkaset dni), zamiana droższego towaru lub składnika na tańszy, gorszej jakości (np. do mięsa mielonego wołowego dodawano drób, cielęcinę zastępowano mielonką drobiową lub wieprzową). Kontrolujący zwrócili uwagę na to, że w wielu przypadkach sprzedawcy zawyżali rachunki lub wartość zakupów podając wyższe ceny niż faktycznie obowiązujące, a towar często przechowywano w złych warunkach sanitarnych. Natomiast producenci wprowadzali w błąd nazwą, nie wymieniali wszystkich składników produktu, podawali je w niewłaściwej kolejności lub zawyżali wagę produktu.
Inspektorzy skontrolowali nie tylko sklepy spożywcze, ale również internetowe. W sumie 210. Niestety, u połowy z nich także stwierdzono nieprawidłowości - chodziło o brak informacji o nazwie firmy sprzedającej towar oraz informacji o możliwości zwrotu produktu kupionego poza lokalem w ciągu 10 dni bez podania przyczyny.
Nie lubimy półprawd i niedomówień
Mimo przeprowadzanych kontroli, nadal nie brakuje na półkach takich produktów, które nie spełniają norm jakościowych. Dodatki chemiczne, które stanowią większość składników, tańsze zamienniki, dziwne konsystencje artykułów, do tego pleśń i dziwny zapach.
- Moja sąsiadka wstawiała do sklepów i mniejszych restauracji swoją domową garmażerkę - pierogi, gołąbki, pulpety, kopytka itp. Gdy zobaczyłam, jak je robi, ręce mi opadły. Do pierogów z jagodami dodawała ogromne ilości starej bułki tartej i trudno było w farszu doszukać się jagódki. Tylko kolor był intensywny - opowiada Lucyna Krokowska z Wrocławia, na co dzień doradca żywieniowy. - W pierogach z grzybami nie było grzybów, a farsz do gołąbków to połączenie ryżu, marchwi i mielonki z puszki. Masakra. Do tego ceny wzięte z kosmosu. Skoro jedna kobieta oszukuje, to jak mamy wierzyć dużym producentom? - pyta pani Lucyna.
Przeglądając raporty poszczególnych inspekcji handlowych możemy natknąć się na inne "perełki" żywnościowe. Zamiast bananów w czekoladzie możemy znaleźć produkt, który nie ma w sobie ani śladu tego owocu, masło, które jest miksem dziwnych chemicznych substancji, czy wino, które okazuje się napojem winopochodnym. Wśród setek artykułów możemy znaleźć "bezcukrowe" zawierające cukier, "beztłuszczowe" z tłuszczem, szaszłyki z baraniny bez baraniny, pomidory w puszce bez skórki ze skórką, "naturalny" sok dla dzieci ze stabilizatorami i barwnikami, czy śliwki z robakami. I na koniec ryby - nie dość, że sklepikarze często oszukują klientów na wadze (po rozmrożeniu okazuje się, że zamiast kilograma jest tylko pół), to produkty często nie mają daty ważności, ani kraju pochodzenia.
Jakiś czas temu media obiegła informacja, że jeden z czołowych amerykańskich producentów żywności dla dzieci wytwarza produkt z MOM (mięso odkostnione mechanicznie-grzbiety, szyje i skrzydła kurczaków i indyków). Słoiczek tego posiłku przeznaczony był dla dzieci powyżej 6. miesiąca życia. Można tak wyliczać w nieskończoność.
- Od jakiegoś czasu, na szczęście, zauważamy tendencję do zdrowego odżywiania. Coraz więcej klientów dokładnie studiuje etykiety na produktach. Jesteśmy w stanie zapłacić więcej, ale chcemy mieć towar bardzo dobrej jakości. Jeśli zaś poczujemy się oszukani przez producenta lub sprzedawcę, to po raz drugi nie kupimy tego artykułu i nie wejdziemy do tego sklepu. Wielu przedsiębiorców nie zdaje sobie sprawy, że półprawdy czy przekłamania spowodują, że stracą nabywców - podkreśla Iwona Pietras, specjalistka ds. marketingu i PR.
- Dziś śledzimy wszystkie nowinki, oglądamy programy o żywieniu, wiemy co to emulgatory, stabilizatory i substancje zagęszczające. Jesteśmy coraz bardziej świadomi i coraz mocniej denerwujemy się, gdy ktoś chce nam wcisnąć świństwo. Coraz częściej piszemy więc skargi i czekamy na interwencję inspekcji - podkreśla na zakończenie.
Inspekcja Handlowa może nałożyć na przedsiębiorcę, który wprowadza do obrotu zafałszowane produkty karę do 10 proc. ubiegłorocznego przychodu.
...
To jest grzech . To nawet podchodzi pod nie zabijaj nie mowiac o nie kradnij . Tyle sie mowi o pijakach za kierownica a oni przeciez nie sa swiadomi co robia . Tymczasem osobnik sprzedajacy stara zywnosc jest trzezwy . Ze nie chce zabic ? Wielu bandytow nie chce ale tak im ,,wychodzi" ,,bo trzeba" dla zysku ... Czym to sie rozni !?
Justyna Sobolak | Onet
Wykorzystać i nie zatrudnić
Wykonaj projekt, a my rozważymy, czy cię zatrudnić. Takie wymagania stawia coraz więcej firm. Otrzymują projekt i nigdy nie odzywają się do biorących udział w rekrutacji osób. Bo i po co. To, co najważniejsze, już mają.
"Gratulacje. Zostali państwo zaproszeni do kolejnego etapu rekrutacji. Aby wziąć w nim udział, proszę wykonać projekt próbny…" i tu padają wytyczne w zależności od wymagań przyszłego pracodawcy. Wydawałoby się, że firmy chcą w ten sposób sprawdzić umiejętności kandydatów. Nie wszystkie mają jednak czyste intencje.
Do wykonywania projektów próbnych zmuszani są najczęściej przedstawiciele wolnych zawodów. W odpowiedzi na niemal każdą ofertę otrzymują informację zwrotną o konieczności zaprezentowania swoich umiejętności nie poprzez prezentację portfolio, a zrealizowanie konkretnego, narzuconego przez pracodawcę projektu. Mają w ten sposób udowodnić, że nadają się do pracy. Grafik przygotowuje logo lub lyout, ilustrator szkice, dziennikarz artykuł, tłumacz przekład, a programista makietę strony internetowej. Autor najlepszego, a czasem i najszybciej wykonanego projektu, ma uzyskać stanowisko, o które się ubiega. Ma, ale czy uzyska? Tego nikt nie gwarantuje. "To nowa forma wyzysku pracowników i zmuszanie do pracy za darmo" - grzmią internauci. Powstał nawet fan page na Facebooku sprzeciwiający się między innymi takiemu wyzyskowi: "Nie wiem jak Ty, ale my nie lubimy jeśli ktoś proponuje nam "pracę" za darmo. Stanowczo się sprzeciwiamy patologicznemu wręcz zjawisku wyłudzania pracy, usług za darmo. Skoro dziś nawet nie można dostać za darmo w mordę, to czemu np. fotograf, dziennikarz, grafik czy muzyk miałby pracować za darmo..." - piszą jego autorzy.
Pokaż, co potrafisz
Kinga, absolwentka filologii angielskiej, skusiła się na ogłoszenie oferujące zdalną pracę przy tłumaczeniach. Wysłała swoje CV, list motywacyjny i certyfikaty poświadczające znajomość języka. Myślała, że to wystarczy. Kilka dni później na jej e-mail przyszła wiadomość zwrotna. - Były oczywiście gratulacje, że dostałam się do kolejnego etapu rekrutacji. Ten polegał na przetłumaczeniu fragmentu tekstu. Problem tylko w tym, że ten fragment był pokaźny. Kilka stron A4, fragment fachowej literatury. Odpisałam, że chętnie się tym zajmę, ale pod warunkiem, że dostanę wynagrodzenie, jeśli tłumaczenie zyska aprobatę. W odpowiedzi odpisano mi, że na etapie rekrutacji nie przewidziano gratyfikacji finansowych. Grzecznie podziękowałam. Jestem przeciwna wyzyskowi - mówi.
Projekt za darmo
Jej zdaniem firma próbowała w ten sposób wyłudzić darmowe tłumaczenie. - Słyszałam już o takich praktykach. Jeśli każdy biorący udział w rekrutacji dostał po takim kawałku tekstu i zgodził się na wykonanie tłumaczenia, to firma miała w ten sposób zrealizowany projekt. To bardzo podejrzane, tym bardziej, że e-maile wysyłano do mnie z adresu niezarejestrowanego na firmowej domenie. A jak potem sprawdzić, czy firma wykorzystała fragmenty? I jak dowiedzieć się, kogo finalnie zatrudniła? - zastanawia się. Kinga jest pewna, że firmie udało się zrealizować przekład i bez trudu znalazła chętnych. - Każdy w swoim życiu miał etap, że godził się na pracę za darmo, bo nie śmiał stawiać wymagań pracodawcom. Takie czasy. Młodzi i niewprawieni oraz osoby zdesperowane w poszukiwaniu pracy, zawsze będą godzić się na branie udziału w takiej rekrutacji. Ja mam już dorobek, nie po to praktykowałam, pracowałam, uczyłam się, by teraz jeszcze komuś udowadniać moje umiejętności, bez perspektywy zapłaty. Mój czas kosztuje - twierdzi.
Czytaj dalej: cwane pomysły
Cwane pomysły
Takie oferty nieobce są też dziennikarzom. - To codzienność - potwierdza Wiktoria, która szuka pracy jako dziennikarka. - Wiele razy dostawałam takie wiadomości zwrotne. I, muszę się przyznać, wiele razy godziłam się przygotować za darmo artykuły, bo myślałam, że naprawdę dzięki nim zyskam zatrudnienie - mówi. Nie zyskała. - Nie wiem, co stało się z tekstami dalej, bo nigdy tego nie sprawdzałam. Może powinnam, ale nie przyszło mi do głowy, że ktoś mógł je wykorzystać, nie pytając mnie o zgodę - dodaje. Projekty za darmo muszą przygotowywać też graficy, ilustratorzy czy programiści. Nawet, jeśli prowadzą własne firmy. - Spotkałam się kilkukrotnie z próbą wykorzystania mojej pracy w cwaniacki sposób. Głównie tyczy się to sytuacji, w których firmy, poszukując wykonawcy konkretnego projektu, ogłaszają konkurs i wysyłają normalne wytyczne do wielu wykonawców. Kilka tygodni temu otrzymałam takie zapytanie, co ciekawe zaadresowane do ponad 20 innych osób. Jednoznacznie i stanowczo odmówiłam, wysyłając bezpośrednią wiadomość tylko do nadawcy. Co ciekawe przez cały następny dzień otrzymałam kilka odpowiedzi od innych grafików, którzy pisali do wszystkich włącznie z nadawcą, aby nie dawali się w ten sposób oszukiwać. Firmy dzięki temu zbierają sobie szereg pomysłów, a płacą lub też nie za jeden wybrany. Moja wątpliwość co do jakiejkolwiek zapłaty dotyczy sytuacji, w której firma otrzymuje np. 20 różnych projektów, ogłasza, że nie wybrała żadnego z uwagi na niski poziom prac i realizuje coś podobnego przy pomocy swojego etatowego grafika - mówi Aleksandra Janowska, graficzka komputerowa.
W tajemnicy
Aleksandra miała też do czynienia z innym, sprytnym pomysłem przedsiębiorców. - Firma nie informuje przed rozpoczęciem prac, że projekt staje do konkursu z innym projektem. Po oddaniu pierwszych, kompletnych propozycji okazuje się, że zlecający zapomniał wspomnieć, że w tym przypadku klient ma przedstawionych kilka opcji od różnych wykonawców. W takiej sytuacji już się znalazłam, dlatego też zawsze skrupulatnie pilnuję spraw formalnych takich jak umowa itp., aby uniknąć nieporozumień i straty czasu. Nie działam za darmo, to jest moja praca, za którą należy się zapłata. Jeśli komuś to nie odpowiada, to niestety nie zrealizujemy żadnego wspólnego projektu - mówi. Informacje o takim procederze obiły się też o uszy Katarzynie Boguckiej, ilustratorce. - Takie oszustwa spotykały mnie na wcześniejszym etapie. Klient nie informował mnie, że uczestniczę w przetargu, a do końca sugerował, że etap szukania odpowiedniego zleceniobiorcy ma już za sobą. Na szczęście coraz rzadziej, jednak nadal zdarza mi się robić prace na próbę. Nigdy nie widziałam jednak, aby niewybrane propozycje zaistniały gdzieś ostatecznie - twierdzi.
Masz prawa
Firmy pod przykrywką sprawdzenia umiejętności, coraz częściej zaopatrują się w darmowe projekty. To nowy sposób na wyłudzanie pracy. Wiele osób nawet nie zdaje sobie sprawy, że uczestniczy w podobnym procederze i nie sprawdza, czy projekty, które wykonali na etapie rekrutacji, zostały wykorzystane bez ich zgody i wiedzy. A to zdarza się coraz częściej. Takie sprawy trafiają już na wokandę. Kandydaci mają o co walczyć. Prawo jest po ich stronie. Jeśli zauważą, że niedoszły pracodawca wykorzystał ich projekty, mogą dochodzić swoich praw w sądzie. - Prawo autorskie zawiera regulację, według której pracodawca nabywa autorskie prawa majątkowe do utworów, które w ramach stosunku pracy stworzył pracownik. Powyższa sytuacja nie zachodzi jednak na etapie rekrutacji na dane stanowisko pracy. Jeśli w procesie rekrutacji kandydat przedstawi potencjalnemu pracodawcy swój utwór, pracodawca ten nie nabędzie automatycznie autorskich praw majątkowych, nawet jeśli w efekcie dojdzie do zatrudnienia tej osoby. Ma to miejsce jedynie w przypadku, gdy utwór dostarcza pracownik. O ile pomiędzy twórcą a pracodawcą nie zostanie zawarta odpowiednia umowa, to po pierwsze pracodawca nie nabędzie autorskich praw majątkowych, a po drugie nie będzie uprawniony do korzystania z utworu. W praktyce oznacza to, że jeśli pracodawca bezprawnie wykorzysta utwór, który pozyskał od kandydata w procesie rekrutacji, to twórca tego utworu może żądać wynagrodzenia w wysokości uwzględniającej korzyści wynikające z wykorzystania utworu oraz zakres w jakim to nastąpiło - informuje Anna Kasza, aplikant radcowski z kancelarii Ślązak Zapór i Wspólnicy.
>>>
To jest kradziez i oszustwo !
Znajomość chrześcijaństwa daje przewagę konkurencyjną
ks. Jacek Stryczek - Onet
Kiedyś jedna z moich wychowanek z duszpasterstwa akademickiego, na publicznym spotkaniu poprosiła mnie: niech ksiądz podpowie, co zrobić, byśmy jako katolicy nie byli przynajmniej w gorszej sytuacji, niż inni. Jak rozumiem, chodziło jej o to, że jako osoba wierząca jest zobowiązana do przestrzegania zasad, którymi inni się nie przejmują. I już na starcie, skrępowana zasadami ma mniejsze szanse.
Na przykład katolicy powinni być uczciwi, a inni nie muszą. Katolicy powinni dobrze traktować swoich pracowników, a inni nie muszą. Z moich obserwacji wynika, że wciąż wiele osób w naszym kraju ma "kompleks katolika" lub też szuka usprawiedliwienia dla swojej nieudolności biznesowej wskazując na moralne korzenie.
Sam od takiego myślenia odcinam się totalnie. Uważam, że dobra znajomość chrześcijaństwa daje przewagę konkurencyjną. Co tu dużo mówić. Stowarzyszenie WIOSNA (m.in. organizator SZLACHETNEJ PACZKI), którym zarządzam jest już jedną z największych organizacji w kraju. Nie jestem teoretykiem. Sprawdziłem i działa. Również cała rzesza moich wychowanków świetnie sobie radzi na wolnym rynku. A wspomniane pytanie wspominamy razem, by uświadomić sobie, jak daleką drogę przeszliśmy.
Więc zacznę od kontekstu moralnego. Uczciwość, dobre traktowanie pracowników i wiele innych rzeczy to nie kwestia moralności, tylko prawa. Prawo obowiązuje wszystkich. Jakże głupio brzmi stwierdzenie, ze jako osoba wierząca muszę przestrzegać prawa. Generalnie uważam, że w naszym kraju nie jesteśmy jeszcze na etapie, na którym można mówić o moralności w biznesie. Mówimy wciąż o przestrzeganiu prawa. Już wtedy będzie dobrze. W ten sposób chciałbym nas wszystkich zrównać i zamknąć tę kwestię. Nie ma sensu narzekanie katolików, ze mają gorzej.
A teraz o przewadze konkurencyjnej. Istnieje wiele elementów wdrażanych w nasze życie z powodu wiary, które mogą nam dać przewagę. A na pewno pierwszym z nich jest zaufanie. Mam sporo przyjaciół w Stanach. Wielu z nich pracuje w branży budowlanej. Pamiętam, co działo się na amerykańskim rynku po krachu w branży nieruchomości. Więc z lekkim niepokojem, po ponad roku od chwili załamania się rynku, podpytuje się ich: i jak? Bałem się, że zaczną narzekać. A tu, jeden po drugim zaczyna mówić: oby tak było zawsze. Oczywiście stało się to, co było oczywistą oczywistością. W czasie prosperity ludzie kupują wszystko jak leci. Presja otoczenia sprawia, że właśnie w tym samym czasie wszyscy "muszą" budować i remontować. Więc na rynku zaczyna też działać wiele firm, które są nierzetelne, a nawet nieuczciwe. Z jakiegoś powodu ludzie nie chcą czekać. Napięcie jest tak duże, że przestaje działać rozsądek, klienci nie sprawdzają reputacji firmy. Na rynku świetnie prosperują właśnie ci, którzy dają złudzenia, ale nie realne korzyści. Mają na przykład niższe koszty, bo pozorują pracę. Jednak w chwili, w której przychodzi kryzys, każdy zaczyna liczyć pieniądze. Już wiadomo, że bardzo dużo osób miało starty. Następuje zbiorowe i niesłychanie dla wielu bolesne przebudzenie. Ostrożność nakazuje szukanie bezpiecznych rozwiązań. Wbrew pozorom cena nie jest już głównym motywatorem dla decyzji zakupowej. Ani tym bardziej pośpiech. I nagle moi przyjaciele, ze znakomitą reputacją stali się pożądanymi partnerami. Od kilku z nich usłyszałem jednobrzmiące stwierdzenie: jest dobrze, bardzo dobrze. Na przykład jeden z nich ma zwyczaj zapraszania potencjalnych kupców domu, który buduje i do rodzin, które mieszkają w sprzedanych wcześniej lokalach. Za tym kryją się dwie rzeczy. Po pierwsze - już tam mieszkają, wiec poznali również wady ukryte. Po drugie - muszą lubić dewelopera, skoro wpuszczają go do swojego domu i to razem
z nieznajomymi ludźmi.
Zaufanie jest podstawową kategorią w chrześcijaństwie. Nasz Bóg jest miłością. A miłość bazuje na zaufaniu. To jest też fundamentalna zasada biznesu. Oczywiście na krótką metę można coś wygrać nieuczciwie. Jednak w dłużej perspektywie to zaufanie buduje sieć lojalnych klientów. To między innymi dlatego dobrze sobie radzą "markowe produkty". Mają swoją renomę i nie trzeba się zastanawiać, czy nie stracę na zakupie. A jeśli duża firma ma wpadkę to pierwsze, co robi to odbudowuje zaufanie. Utrata zaufania to koniec biznesu. Zaufanie to również podstawa, w budowaniu partnerstw, podpisywaniu umów. Zaufanie w biznesie jest prawie wszystkim. Może z nim konkurować jedynie chciwość i głupota.
Inną fundamentalną zasadą chrześcijańską jest doszukiwanie się w drugim człowieku tego, co ma
w sobie najpiękniejsze. Można to zamienić na przykład na zasady współpracy w firmie. Jeśli pracownicy czują, że są kochani, że szef widzi w nich potencjał, dostrzega ich piękno - jakoś naturalnie będą chcieli dać z siebie wiele. Z doświadczenia wiem oczywiście, że nie wszyscy. Niektórzy, w swoim wąskim świecie będą chcieli to wykorzystać. Jednak większość odpowie pozytywnie. A wiadomo, że w naszych czasach dobry pracownik jest kluczem. Przewagą konkurencyjną jest na przykład poziom zaangażowania pracowników, ich otwartość, kreatywność.
W każdym razie. Ja się tym pasjonuję. Tym, czyli odkrywaniem w chrześcijaństwie zasad
i sprawdzaniu ich w życiu. Jest dobrze. Polecam.
...
Bardzo ciekawe refleksje .
"Weź tyle urlopu ile chcesz". Miliarder zrewolucjonizuje rynek pracy?
Jeśli pracowników fascynuje praca, którą wykonują i traktuje się ich jak istoty ludzkie, zrobią to, co mają do zrobienia. Dlatego pozwalamy im brać wolne kiedy tylko chcą i tyle, ile potrzebują. Nie zamierzamy ich sprawdzać - twierdzi przedsiębiorca Richard Branson, prezes wielu firm spod znaku Virgin. W jego biurach na całym świecie wprowadzono eksperymentalny system elastycznych urlopów i pracy z domu. - Jeśli mają pod opieką dzieci i chcą zostać w domu, mogą pracować z domu. Jeśli chcą wziąć dzień wolny ze względy na urodziny, wesele czy cokolwiek innego, mogą to zrobić. Zobaczymy, jak to funkcjonuje. Pracowników trzeba traktować jak ludzi, dać im nieco swobody. Nie sądzę, by jej nadużywali - uważa przedsiębiorca.
...
Tak ekonomia to zaufanie . Jeśli nie ufasz ludziom to będziesz bankrutem . Przecież nie upilnujesz takiej masy . Oczywiście bez przesady . Trochę sensownej kontroli się przyda .
Były jezuita oraz dyrektor największego banku na świecie ujawnia sekret swojego sukcesu
Marcin Makowski
dziennikarz i specjalista ds. social media oraz marketingu
Czy wiara może z nas uczynić lepszych przedsiębiorców oraz dlaczego miłość to najskuteczniejszy sposób na prowadzenie firmy? Właśnie o tym opowiada Chris Lowney, były jezuita oraz dyrektorem zarządzający w JP Morgan Chase & Co - jednym z największych holdingów finansowych na świecie, zatrudniającym ponad 275 tys. osób.
Marcin Makowski: Swoją książkę "Heroiczne przywództwo" rozpoczynasz od słów: "Po 7 latach życia w jezuickim seminarium, praktykowania ślubów ubóstwa, czystości i posłuszeństwa wobec przebywającego w Rzymie generała zakonu, przeszedłem metamorfozę. Stałem sie człowiekiem korporacji". Co skłoniło Cię do tak radykalnej zmiany?
Chris Lowney: Faktycznie, z tej perspektywy zmiana może się wydawać drastyczna, ale muszę cię zapewnić, że to nie była jedna decyzja, ale cały proces, który do niej doprowadził. Do zakonu wstąpiłem w wieku 18 lat, zaraz po szkole średniej, którą zresztą prowadzilijezuici. Byłem pod dużym wrażeniem ich dyscypliny i ciekawości świata. Po czasie jednak stawało się dla mnie jasne, że to nie jest moja droga życia. Ujmę to prosto - chociaż teoretycznie świetnie sobie radziłem, czułem w głębi serca niepokój. Coś mówiło mi, że to nie jest moje powołanie, a do właściwego rozpoznania powołania służy właśnie czas przed święceniami.
Dobrze, nadal jednak nie wiem, jak to możliwe, aby jednego dnia być ubogim zakonnikiem, a drugiego siedzieć z kubkiem kawy w największym banku świata.
Tuż przed opuszczeniem zakonu byłem nauczycielem ekonomii w jednej z prowadzonych przez nas szkół. Zawsze się tym interesowałem i miałem głowę do liczb, a że w Nowym Jorku było pod nosem sporo banków - jakoś jedno dodało się do drugiego (śmiech). Zauważ również, że ubóstwo i praca w banku mogą iść ze sobą w parzę. Dlaczego? Kiedy zacząłem pracować w JP Morgan słuchałem, jak moi koledzy mówili: "kiedy tylko zaoszczędzę pieniądze, skupię się na czymś istotnym w życiu". Pewnie wiesz, co było później. Każdego roku, kiedy mieli więcej pieniędzy, podnosili swoje oczekiwania. To klasyczny efekt kuli śnieżnej. Święty Ignacy uczył natomiast, że w takich sprawach trzeba być ostrożnym i przestrzegał przed tym, by zamiast posiadania rzeczy, rzeczy nie posiadły nas. Dla mnie jako byłego jezuickiego seminarzysty, niewielkie pieniądze była wystarczające do życia, nie miałem tak rozbuchanych potrzeb. I to było w jakimś sensie najlepsze przygotowanie do pracy z poważnymi pieniędzmi. Umiałem nad nimi zapanować, ponieważ ich nie pożądałem.
Zostawmy na boku pieniądze. Niemal w każdej ze swoich książek podkreślasz jak ważne w życiu jest dobre przywództwo i jak bardzo świat cierpi na jego niedobór. Czy uważasz, że przywództwa można się po prostu nauczyć?
Owszem, przywództwa można się nauczyć, ale jest to jednocześnie jedna z najtrudniejszych rzeczy do nauki, jaką mozna sobie wyobrazić. Równocześnie nie można uciec od bycia przywódcą. Świat zmienia się w błyskawicznym tempie, a to wymaga od nas ciągłego podejmowania decyzji. I nie ma znaczenia czy jesteś szefem rządu, czy głową rodziny. Niestety, w dzisiejszym świecie nikt nas nie uczy tego, jak dokonywać dobrych wyborów. Uczy się nas czysto technicznych umięjętności. Umiemy liczyć i wiemy na 100 proc., że jeden plus jeden to dwa. W życiu jednak, gdy musimy dokonać wyboru między jedną możliwością, a drugą nigdy nie mamy takiej pewności.
Mówisz, że przywództwo jest trudne, a ja idę do księgarni i widzę 10 książek, które obiecują mi, że zostanę przywódcą w tydzień. Ktoś tu chyba kłamie.
Wiesz przecież, że to niemożliwe. Jeśli ktoś nie jest głęboko świadomy swoich słabości i mocnych stron, nie doświadczył takich uczuć jak odpowiedzialność i troska o kogoś, żadna książka nie uczyni z niego lidera. To proces, który trwa całe życie, dlatego ja nie obiecuje natychmiastowych sukcesów, proponuję natomiast pewną metodę, która dopiero przy naszych predyspozycjach może sprawić, że będziemy skuteczniejsi w mądrym zarządzaniu sobą, a dopiero później innymi.
Wykorzystujesz do tego doświadczenia św. Ignacego Loyoli oraz sięgasz do jego Ćwiczeń Duchowych. W tym miejscu rodzi się jednak pytanie, czy XVI-wieczny zakonnik może czegoś nauczyć XXI-wiecznego dyrektora banku?
Oczywiście, pozornie to dwa sprzeczne światy, zauważ jednak, że każda instytucja zarządzana przez ludzi, czy to szpital, zakon czy bank, potrzebuje uniwersalnego zestawu narzędzi. Musimy motywować siebie oraz naszych podwładnych, wyznaczać cele i je osiągać. To, że św. Ignacy żył w XVI wieku w żaden sposób nie dezaktualizuje jego wizji przywództwa, jako heroizmu i świadomości swoich słabych i mocnych stron. Pracując w JP Morgan, nie miałem wątpliwości, że pod względem bycia dobrym liderem, siedem lat zakonu dało mi więcej niż sto bezużytecznych podręczników.
Mógłbyś to ująć precyzyjniej? Czy istnieją konkretne uniwersalne zasady, które mogą z nas zrobić prawdziwego lidera?
Naturalnie to nie jest takie proste, ale na potrzebę książki wyodrębniłem coś, co nazwałem "jezuickimi filarami sukcesu". Brzmi jak nowomowa, ale w rzeczywistości to bardzo podstawowe sprawy: samoświadomość, pomysłowość, miłość i heroizm. Po pierwsze, musimy rozumieć swoje słabe i mocne strony, wyznawane wartości oraz światopogląd; po drugie, musimy odważnie wprowadzać innowacje i być otwartymi na zmianę, która jest stałym elementem dzisiejszej rzeczywistości; po trzecie, powinniśmy ujmować innych pozytywnym i pełnym miłości nastawieniem i po czwarte, musimy dodawać sobie sił rozbudzaniem heroicznych ambicji, które wykraczają poza nasze ego i partykularne interesy.
Miłość to piękne słowo, ale przecież w grę wchodzi brutalna rzeczywistość biznesowa. Jak coś tak kruchego jak miłość może sprawić, że będziemy lepszymi managerami czy dobrymi i skutecznymi szefami?
Odpowiem Ci na to pytanie wprost: zapomnijmy na chwilę o religii, współczuciu, moralności. Spójrzmy na suche statystyki. To dane z amerykańskiego rynku, ale myślę, że w Polsce te dane wyglądałyby podobnie. Badania pokazują, że jedynie 40 proc. podwładnych ufa swojemu szefowi. Połowa pytanych stwierdziła, że regularnie niepokoi ich perspektywa utraty pracy, tyle samo osób zadeklarowało, że nie czuje się w pracy szczęśliwa. Jeśli patrzysz na to z góry jako manager, co widzisz? Ludzie, którymi zarządzasz, są w dużej mierze nieszczęśliwi, nieufni i zestresowani. Dlatego tak ważne jest odwrócenie tej tendencji i stworzenie środowiska pracy, które pozwala ludziom rozwijać swój potencjał. Każdy z nas powinien czuć się potrzebny. Moim zdaniem ta zmiana będzie możliwa wtedy, gdy szef spojrzy dalej, poza czubek swojego nosa i przestanie zarządzać w sposób egoistyczny. Szanując pracownika, tworzymy miejsce pracy, w którym pojawia się - nie bójmy się tego słowa - miłość. Uczucie rozumiane jako troska i wspólne dążenie do celu. To później przekłada się na efektywność, a zatem na większe dochody.
To takie proste? A jeśli pracownik troskę uzna jako słabość i będzie chciał firmę wykorzystać. Jak się przed tym bronić? Machiavelli, który żył w czasach Loyoli, twierdził, że tylko strach może skutecznie motywować do działania.
Machiavelli nie mógł tego wiedzieć, ale obecne szeroko zakrojone badania pokazują, że strach jest świetnym motywatorem, ale na krótki czas, tydzień bądź miesiąc. Wraz z upływem czasu efektywność dramatycznie spada, a ludzie zaczynają gorzej pracować lub też zaczynają szukać innej pracy. Natomiast, kiedy czują, że szef od nich wymaga, ale jest sprawiedliwy - dają z siebie więcej. Spójrz np. na Attylę, jednego z największych dowódców starożytności. Po przegranej na Polach Katalaunijskich jego państwo budowane na strachu nie przetrwało nawet kilku lat. A dzieło Loyoli? Trwa nadal.
Przyznasz, że jest jednak spora różnica między dowódcą czy szefem banku a zakonnikiem. Mówiliśmy już o miłości, pomysłowości, heroizmie i strachu, ale jednej rzeczy tu brakuje - wiary. Prezes korporacji nie kieruje się w swojej pracy wiarą w przeciwieństwie do jezuitów, których model skuteczności analizujesz. Czy pozbawienie go tego czynnika nie sprawia, że coś istotnego nam umknie?
Kiedy pisałem "Heroiczne przywództwo", byłem w sytuacji, w której jako szef dużego banku miałem podwładnych z całego świata; chrześcijan, muzułmanów, ateistów... Myślałem wtedy, jak w sposób zrozumiały dla nich wszystkich przetłumaczyć cechy i motywacje, które dla jezuitów miały wymiar religijny, jednocześnie unikając wyraźnych religijnych konotacji. Oczywiście, w czasach Ignacego nikt nie myślał o heroizmie jako o cesze przywódczej, nie było wtedy nawet takich kryteriów. Dla ówczesnych zakonników wykraczanie poza swój partykularny interes oznaczało szukanie we wszystkim woli Boga. Niemniej jednak przekładało się to na empatię czy solidarność. I to są rzeczy uniwersalne, zrozumiałe dla każdego człowieka. I taki cel mi przyświecał.
Co jednak, jeśli prezes kieruje się w swojej pracy wiarą. Czy jest przez to mniej obiektywny i skuteczny?
Oczywiście, cechy, o których tutaj mówimy, można stosować w życiu nawet wtedy, jeśli nie jest się katolikiem. Rozumiem, że pytasz jednak, czy jeśli będzie stała za nimi wiara, nie będziemy mówili o czymś w rodzaju doktryny. Moim zdaniem nie. Powiem nawet więcej, efekt docelowy - czyli lepsze i bardziej ludzkie środowisko pracy, może zostać stworzone zarówno przez osobę wierzącą jaki i niewierzącą. Wydaje mi się jednak, że osoba, która wierzy, będzie miała solidniejsze i bardziej trwałe motywacje w działaniu. Nie chodzi o to, żeby nagle biegać po biurze i nawracać, ale o to, aby wiara wzmacniała w nas miłość do naszego pracownika, czy współpracownika. To w konsekwencji podnosi efektywność całej korporacji.
Jeśli mówimy już o efektywności... Stawiasz tezę, że w życiu każdy powinien być liderem. Bez względu na pełnioną funkcję i wcześniejsze doświadczenie. Nie sądzisz, że firma pełna liderów to miejsce, w którym może zapanować chaos decyzyjny?
Powiem Ci, jaka jest słownikowa definicja bycia liderem: to wskazywanie na jakiś cel i wpływanie na ludzi, aby podążali w jego kierunku. To bycie dla innych autorytetem i punktem odniesienia. Jeśli spojrzysz na to szerzej, każdy z nas ma jakieś cele i zmierza do ich realizacji. Kiedy jesteś rodzicem, stanowisz autorytet dla swoich dzieci i pośrednio wpływasz na ich decyzje, podobnie, gdy jesteś dyrektorem firmy. Bez względu na pozycję życiową i zawodową, każdy ma swoją agendę, wchodzi w interakcje z ludźmi i stara się ich przekonać do swojej wizji świata.
No dobrze, ale na koniec dnia ktoś musi podjąć trudne decyzje i wziąć za nie odpowiedzialność. Czy istnieją w takim razie różne poziomy w byciu liderem?
Powiedziałbym to nawet prościej - pomimo tego, że wszyscy mamy predyspozycje do tego, aby stać się liderami, nie wszyscy mamy te same role. Niemniej jednak, w obrębie naszych kompetencji musimy działać podobnie jak nasz szef. Szukanie celów, podejmowanie decyzji, zarządzanie zespołem - a może przede wszystkim - zarządzanie samym sobą - to nasze zadania, które czynią z nas lidera - osobę, która w pełni bierze odpowiedzialność za swoje życie. Nie wszyscy jesteśmy bądź zostaniemy prezydentem Stanów Zjednoczonych, ale w swej istocie codziennie zmagamy się z podobnymi wyzwaniami. Dlatego kompetencja przywódcza jest tak ważna w dzisiejszym, stale zmieniającym sie świecie.
Do tej pory powiedzieliśmy wiele dobrego o jezuickim modelu zarządzania. Pracując przez 17 lat w JP Morgan miałeś jednak okazję dogłębnie przeanalizować korporacyjne struktury zarządzania. Czy sądzisz, że zakonnik mógłby sie czegoś nauczyć od dyrektora banku?
Pewnego dnia jeden z moich mentorów w JP Morgan zapytał mnie: "Wiesz, jaka była najlepsza rzecz, która przytrafiła mi się w tej pracy"? "Nie mam pojęcia" - odpowiedziałem. "Pierwsza poważna decyzja, którą musiałem tutaj podjąć, była zła. Zawaliłem sprawę". "Jak to" - zapytałem. "Traktujesz porażkę jako swoje najlepsze doświadczenie?". "Tak. Nikt nie zginął, od tego czasu udało nam się wszystko naprawić, a ja od tego czasu nigdy nie bałem się podjąć trudnej decyzji". Sposób, w jaki to powiedział, mnie zadziwił. Do tego czasu wychowywałem się w środowisku zakonnym, które pomimo wielu zalet było bardzo asekuracyjne, unikało ryzyka, możliwości popełnienia błędu. I to jest zrozumiałe, bo błąd często wiąże się z niemoralnością czy grzechem. Istnieje jednak pewien rodzaj otwartości umysłu czy też otwartości na podejmowanie trudnych decyzji, tego zakony, czy też ludzie Kościoła mogliby się nauczyć od pracowników wielkich korporacji. To oczywiste, że im więcej mamy do stracenia, tym bardziej boimy się zmian, ale dobrego lidera nie może to paraliżować.
Na koniec naszej rozmowy chciałbym Cię poprosić o radę dla młodych przedsiębiorców, którzy chcą odnieść sukces, ale jednocześnie nie chcą godzić się na złe lub niemoralne kompromisy. Czy w świecie wielkich pieniędzy taka postawa jest w ogóle możliwe?
Gdy jakiś początkujący manager zadaje mi podobne pytanie, odpowiadam mu: oczywiście, idź do pracy w wielkich instytucjach, zakładaj firmę, konkuruj biznesowo, zarabiaj i bądź głodny sukcesu, ale nie rób tego, jeśli nie znasz siebie. I to nie jest tylko pusta fraza zaczerpnięta z pop-psychologii. Środowisko biznesowe to trudne miejsce dla wiary, częste pełne zawiści, nieczystych zagrywek, ambicji i gier interesów. Jeśli nie znasz swoim słabych i mocnych stron, nie masz fundamentów, na których możesz się oprzeć, na dłuższą metę zaczniesz szukać dróg na skróty, chodzić na kompromisy. I właśnie w tym pomaga dojrzaławiara - uczy Cię mieć cele wyższe niż zysk i wąsko rozumiany sukces. A to z czasem procentuje. Mówiąc wprost: wiara nie przeszkadza być bogatym.
Chris Lowney (ur. 1958) - były jezuita oraz były dyrektor zarządzający w holdingu JP Morgan Chase & Co., działacz społeczny, autor poczytnych książek z zakresu przywództwa i etyki w biznesie. Obecnie przewodniczący Catholic Health Initiatives, drugiej co do wielkości amerykańskiej organizacji non profit zajmującej się opieką zdrowotną.
...
Tak trzeba takie postawy wydobywac na swiatlo dzienne ! Epatowanie zlem do niczego nie prowadzi . Zauwazmy ze w Biblii nie maszczegolowych opisow zlych ludzi o Herodzie czy Judaszu krotkie zdanka a o Abrachamie cale ksiegi . Bo tak trzeba ! To wzor ! Szczegolowo pokazac dobro a zlo tylko wspominac
Włochy: aresztowani za łapówki słuchali kazania papieża o korupcji
Dwaj włoscy przedsiębiorcy, aresztowani w poniedziałek pod zarzutem korupcji przy przetargach na wielkie inwestycje, byli przed rokiem na mszy papieża Franciszka i słuchali jego kazania, w którym potępił to zjawisko - ustaliła prokuratura z Florencji.
Ansa przytoczyła fragment akt śledztwa, prowadzonego w sprawie gigantycznego skandalu korupcyjnego dotyczącego wielomiliardowych przetargów na takie prace, jak budowa trakcji kolei dużych prędkości i odcinków autostrad oraz metra w Rzymie i Mediolanie. Wśród aresztowanych są przedsiębiorcy Stefano Perotti i Francesco Cavallo, którzy dzięki korupcyjnym powiązaniom z wysokimi rangą urzędnikami ministerstwa infrastruktury realizowali wielkie inwestycje.
Prokuratorzy napisali w aktach śledztwa: "To naprawdę ciekawe, że tacy osobnicy jak Perotti i Cavallo, zdolni do zawierania ścisłych korupcyjnych kontaktów, 27 marca 2014 roku o godzinie 6.30 uczestniczyli we mszy papieża Franciszka w Watykanie". Prowadzący dochodzenie przypomnieli zarazem, że "w obecności polityków i przedsiębiorców papież wygłosił homilię na temat korupcji, która wywołała poruszenie".
Podczas mszy w bazylice watykańskiej, w której uczestniczyli głównie włoscy parlamentarzyści i ministrowie, Franciszek mówił o grzesznikach i zepsuciu. Potępiał klasę rządzącą, która - jak dodał - "oddaliła się od ludu i interesowała się tylko swoimi sprawami: swoją grupą, swoją partią, swoimi wewnętrznymi walkami". Mówił o ludziach zepsutych i obłudnych, którzy sami się usprawiedliwiają i popełniają najgorsze czyny.
...
Cenne .
Rzeczpospolita nieufnych
Nawet 13 proc. PKB kosztuje rocznie polskich przedsiębiorców ich własna podejrzliwość wobec partnerów w biznesie, podaje "Dziennik Gazeta Prawna" powołując się na badania Akademii Finansów i Biznesu Vistula.
Kontrahent wykorzysta każdą lukę w umowie, by uzyskać dodatkowe korzyści moim kosztem - to pogląd prezentowany przez 52,5 proc. firm. Aż 59,7 proc. uważa, że druga strona gra fair tylko wtedy, gdy obu kontrahentów łączy wspólnota interesów, np. realizują wspólny projekt dla większego odbiorcy.
Trzy czwarte przedsiębiorców sądzi, że ciągle trzeba uważać, by nie dać się oszukać, a niemal co drugi przyznaje, że nie zdecydował się na przeprowadzenie transakcji, bo się bał, że padnie ofiarą oszustwa. Co trzeci mówi, że współpracuje tylko ze sprawdzonymi kontrahentami.
Eksperci obliczają, że straty gospodarki wynikające z tej nieufności mogą wynosić nawet 281 mld zł.
...
Taka jest cena nieuczciwości.
Połowa badanych menadżerów dopuszcza korupcję w celu ratowania firmy
46 proc. polskich uczestników badania, przeprowadzonego przez firmę EY uważa, że praktyki korupcyjne - oferowanie upominków, gotówki lub zapewnianie rozrywki - są uzasadnione, jeśli pomogą przetrwać firmie na rynku - wynika z raportu Badania Nadużyć Gospodarczych EY.
Raport został przedstawiony podczas konferencji "Nadużycia i korupcja - na skróty do sukcesu?". Jak wyjaśniał prezentujący go Mariusz Witalis z EY, anonimowe badanie zostało przeprowadzone w 38 krajach, przede wszystkim wśród przedstawicieli kadry kierowniczej największych firm, menadżerów oraz pracowników firm. Zapytanych zostało w sumie 3800 osób.
Z raportu wynika przede wszystkim, jak przekonywał Witalis, że coraz większa presja na wyniki oraz brak stabilności gospodarczej doprowadzają do wzrostu nadużyć i korupcji w biznesie. 61 proc. uczestników badania z krajów szybkiego wzrostu (takich jak Polska) uznało korupcję za powszechne zjawisko. W Polsce 43 proc. badanych uznało praktyki korupcyjne za rozpowszechnione. "Widzimy istotny wzrost percepcji korupcji w Polsce" - mówił Witalis, dodając, że jego firma prowadzi podobne badania od 10 lat.
Wykazany w raporcie wzrost tendencji korupcyjnych spowodowany jest, jak przyznał przedstawiciel EY, głównie zwiekszoną presją na poszukiwanie nowych możliwości polepszenia wyników firm. Z raportu wynika, że 46 proc. polskich respondentów uznała, że praktyki korupcyjne w celu ratowania firmy są dopuszczalne (średnia dla wszystkich krajów objętych badaniem to 34 proc., a Polska była na 8 miejscu pod względem wielkości korupcji).
20 proc. menadżerów była skłonna wręczyć upominek, 25 proc. gotowych było wręczyć gotówkę, a 23 proc. zaoferowałoby rozrywkę (wyjazdy na narty, egzotyczne wycieczki itp.). Jak mówił Witalis, chodziło np. o sytuacje, gdy od jakiegoś wielkiego kontraktu zależało przetrwanie firmy, wówczas gotowość do użycia argumentu korupcyjnego była duża.
Jeśli chodzi o oferowanie gotówki, to w obecnych czasach, jak mówił Witalis, nie są to już klasyczne "koperty" - to na ogół skomplikowane operacje finansowe z udziałem podstawionych osób, płacenie na fikcyjne usługi itd.
Poza tym zdaniem 37 proc. badanych częstym zjawiskiem jest fałszowanie sprawozdań finansowych, w celu przedstawienia formalnie jak najlepszych wyników. W Polsce 32 proc. takie praktyki uznało za dopuszczalne, np. w celu przetrwania spowolnienia gospodarczego, a 61 proc. czuło się pod presją zwierzchników na jak najlepsze wyniki za wszelką cenę.
Co trzeci badany przyznał zarazem, że w ciągu ostatniego roku w jego firmie miało miejsce zniekształcenie danych finansowych, co dało Polsce 11 miejsce na 38 państw. Były to różne praktyki - np. rabaty ze wsteczną datą, negocjowanie opóźnionego terminu płatności, żeby znalazł się w już w następnym roku itp.
Ponadto 22 proc. ankietowanych w Polsce przyznała, że postępowania zgodnie z prawem i procedurami może zaszkodzić konkurencyjności firmy.
Polska szczególnie źle wypadła w badaniu (przedostatnie miejsce) w przestrzeganiu przez same firmy praktyk antykorupcyjnych, tzn. karaniu pracowników za ich łamanie itp. (tylko 26 proc. badanych przyznało, że zarządy robią coś w tym kierunku), a także komunikowaniu pracownikom prewencji antykorupcyjnej.
"Często firmy boją się karać swoich najlepszych sprzedawców, nawet gdy mają świadomość, że naginają oni przepisy" - mówił Witalis.
W konferencji wziął udział były zastępca komendanta głównego policji i były wiceszef MSWiA Adam Rapacki. "Potwierdzam tezę, że presja uzyskania dobrych wyników powoduje, że wiele firm idzie na skróty" - powiedział.
Jego zdaniem największą obecnie patologią, jeśli chodzi o nadużycia gospodarcze, są wyłudzenia podatku VAT. Według Rapackiego, niedawna misja MFW stwierdziła, że skuteczność poboru VAT w Polsce jest szczególnie mała i niższa niż w innych nowych krajach UE. Według cytowanych przez Rapackiego danych, unikanie płacenia VAT w Polsce wzrosło z 18 proc. w 2010 do 25 proc. w 2012 roku. Daje to straty na poziomie kilkudziesięciu miliardów złotych.
Cała szara strefa, w zależności od danych różnych ośrodków, szacowana jest natomiast od kilkunastu do 25 proc. PKB. "To jest już blisko 400 miliardów złotych i to jest gigantyczna kwota" - mówi Rapacki. "Redukcja tej szarej strefy w Polsce o kilka procent oznacza załatwienie wielu problemów budżetowych" - dodał.
Tymczasem wymiar sprawiedliwości jest mało skuteczny w pozbawianiu korzyści sprawców przestępstw - w 2013 roku wszystkie prokuratury we współpracy z organami ścigania zabezpieczyły mienie na poziomie 363 mln złotych. "Porównując to do szarej strefy to kropla w morzu" - powiedział Rapacki.
...
To tylko ci co się przyznają. Jak doliczyć resztę. To większość uważa że korupcja jest dopuszczalna. A NIE JEST! MACIE DBAĆ O DUSZĘ PRZEDE WSZYSTKIM!
Papież do przedsiębiorców: trzymajcie się z dala od korupcji i przestępczości
- AFP
Trzymajcie się z dala od korupcji i przestępczości - zaapelował papież Franciszek do włoskich przedsiębiorców podczas spotkania w Watykanie. Przekonywał, że możliwa jest gospodarka oparta na sprawiedliwości.
Podczas audiencji dla kawalerów włoskiego Orderu Pracy papież mówił o dramacie bezrobotnych młodych ludzi, którzy czują się niepotrzebni. Bezrobocie młodych pokoleń nazwał „prawdziwą plagą społeczną” i wyraził przekonanie, że tej „dysfunkcji nie można przypisywać wyłącznie przyczynom w wymiarze globalnym czy międzynarodowym”.
REKLAMA
“Świat pracy powinien spełnić oczekiwania młodych ludzi, przygotowanych i pragnących zaangażować się i rozwijać” - oświadczył Franciszek. “Dobra wspólnego nie osiąga się poprzez zwykłe zwiększenie zysków” - dodał. Następnie wyraził życzenie, aby “praktykowano sprawiedliwość w pełnym tego słowa znaczeniu”.
Zdaniem papieża ekonomia będzie przyczyniać się do autentycznego rozwoju, jeśli będzie "zakorzeniona w sprawiedliwości i w poszanowaniu prawa" i "nie będzie spychać na margines jednostek i narodów trzymając się z dala od korupcji oraz przestępczości i nie zapominając o zachowaniu środowiska naturalnego".
...
Tak celem ekonomii jest doskonalenie sumienia. Nie jego zagłada.
Hiszpania: 700 tysięcy seatów z fałszującym oprogramowaniem
- Reuters
Fabryki Seata sprzedały 700 tysięcy aut z silnikami diesla mającymi sfałszowane oprogramowanie - poinformował hiszpański producent. W salonach samochodowych w całym kraju wstrzymano sprzedaż aut wyposażonych w silnik EA 189.
Seaty z oprogramowaniem Volkswagena zaniżającym emisję do atmosfery szkodliwych substancji były produkowane przez siedem lat - od początku 2009 do końca maja tego roku.
REKLAMA
Aby pomóc kierowcom, fabryka Seata opracowuje stronę internetową, na której będą mogli sprawdzić, czy ich samochód ma sfałszowane oprogramowanie. Postanowiono też wstrzymać sprzedaż 3300 pojazdów, co do których istnieje podejrzenie o manipulację.
Hiszpańskie ministerstwo przemysłu zwróci się do Grupy Volkswagena o zwrot dotacji, jakie otrzymywała za produkcję aut mało zanieczyszczających środowisko. Zgodnie z tak zwanym Planem Pive, rząd płaci producentom ekologicznych samochodów, między innymi Volkswagenowi, 2 tysiące euro od każdego sprzedanego pojazdu.
...
Niestety tak wyglada ,,biznes" i to na Zachodzie tym niby wzorze.
Hausner: dzisiejszy model gospodarki rynkowej staje się gospodarką rabunkową
Członek Rady Polityki Pieniężnej w Polsce Jerzy Hausner - Adam Warżawa / PAP
Dzisiejszy model gospodarki rynkowej staje się w wielu swoich przejawach gospodarką rabunkową, wywołującą poważne zagrożenie systemowe, mówił w Sopocie na Europejskim Forum Nowych Idei prof. Jerzy Hausner. W jego opinii lekarstwem na taką sytuację może być firma-idea.
Profesor Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie i członek Rady Polityki Pieniężnej Jerzy Hausner był jednym z uczestników debaty „Firma-idea - nowe podejście do wartości w biznesie”, która odbyła się w ramach rozpoczętego w środę Forum.
REKLAMA
We wstępie do dyskusji prof. Hausner zaznaczył, że w jego opinii największym problemem kapitalizmu jest „rozerwanie związku między rynkiem a wartościami”.
„Rozwój gospodarki rynkowej w systemie kapitalistycznym w ostatnich dekadach poszedł w kierunku podważenia aksjonormatywnych fundamentów gospodarki rynkowej. Gdy popatrzymy na funkcjonowanie rynku kapitałowego, to wyraźnie widać, że mamy do czynienia z sytuacją, w której bardzo wysokie premie za ryzyko idą jednocześnie z zachowaniem polegającym na niemalże całkowitym przerzucaniu ryzyka na trzecią stronę. To jest źródłem globalnego kryzysu finansowego” – mówił Hausner dodając, że „nie mamy do czynienia z rozkładem ryzyka, ale z sytuacjami ucieczki, unikania ryzyka i obciążania (ewentualnymi stratami - PAP) kogoś innego”.
Hausner przywołał przykład Volkswagena (kilkanaście dni temu okazało się, że w autach tej firmy zainstalowano oprogramowanie umożliwiające manipulowanie pomiarem emisji spalin - PAP). „Przykład ten uzmysławia nam z czym mamy do czynienia. Gdy wygrywa chciwość, zanika odpowiedzialność” – powiedział Hausner.
Profesor postawił pytanie, czy zerwanie związku między rynkiem a wartościami to nieunikniona cecha gospodarki rynkowej. „Opowiadamy się, że nie jest to integralna cecha gospodarki rynkowej. To jest następstwo pewnego modelu funkcjonowania tej gospodarki” – powiedział Hausner dodając, że model ten można scharakteryzować jako „kapitalizm kwartalny, czyli ten, którego efekty rozliczamy w wynikach kwartalnych firm”.
Hausner dodał, że w jego opinii „ta krótkowzroczność, to wada nabyta, będąca pochodną innej cechy – wąskowzroczności”. „Chodzi o to, że zdolność firmy do wytwarzania wartości i wartość firmy została zrównana z wysokością wyniku finansowego w krótkim okresie” - powiedział.
Zaznaczył, że w dzisiejszej gospodarce - gospodarce cyfrowej, podstawą stały się nie zasoby materialne, ale m.in. wiedza i informacja. „A te występują w nadmiarze. Dlatego ten model konkurencji rynkowej, który pasował do poprzedniej fazy rozwoju kapitalizmu, nie przystaje do obecnej fazy” – mówił Hausner dodając, że dotychczasowy model gospodarki rynkowej staje się w wielu swoich przejawach gospodarką rabunkową, wywołującą poważne zagrożenie systemowe.
Zdaniem Hausnera „biznes nie może nie reagować na to, o czym coraz częściej wiemy, czujemy i mówimy”. „Zaproponowaliśmy własną koncepcję określaną mianem firma-idea” – powiedział Hausner dodając, że „każda firma musi sama zdefiniować swoją ideę jako świadomie określony, specyficzny, proces wytarzania wartości ekonomicznej”. Hausner dodał, że firmy muszą być zdolne do modyfikowania swojego modelu wartości, „wytwarzając w ten sposób trajektorię swojego rozwoju”.
W opinii Hausnera nowe spojrzenie na firmę musi być spojrzeniem na dwóch poziomach: aksjonormatywnym oraz organizacyjnym. „Trzeba spojrzeć na firmę jako na instytucję i jako na organizację” - mówił Hausner dodając, że koncepcję firmy-idei opracował wspólnie z Mateuszem Zmyślonym – założycielem agencji reklamowej Grupa Eskadra.
Zmyślony, jako przykład firmy-idei podał założone w latach 30. ub. wieku przedsiębiorstwo Bata produkujące buty. Jak wyjaśnił, założyciel tej firmy, wybudował swoim pracownikom miasta, w których były przedszkola, szkoły i uczelnie. Dodał, że poza produkcją butów założyciel firmy prowadził też wytwórnię filmową i wydawnictwo. ”Sam generował kulturę i tak to też określał – jako kulturę własnej marki” – powiedział Zmyślony.
Wśród współczesnych przykładów firm, które w jakimś stopniu można określić mianem firma-idea, Zmyślony wymienił Volvo - kojarzące się z produkcją bezpiecznych samochodów czy firmę IKEA. „ W IKEA już dawno nie handlują meblami, oni współtworzą wraz ze swoimi partnerami wartość, jaką jest +dom+. Tam się chodzi zjeść, poinspirować, dotknąć pewnej estetyki. Oni mają swój własny, prosty język” – powiedział Zmyślony. „Fragmentaryczne zastosowanie modelu firma-idea znalazłem też w polskim PKO BP, które prowadzi Szkolną Kasę Oszczędności, gdzie bank uczy małe dzieci oszczędzania. Bank, który zachęca do oszczędzania, a nie do wydawania, to ogromna wartość” – mówił Zmyślony dodając, że nie ma branży, w której „model idea-firma nie zadziała”.
Europejskie Forum Nowych Idei, którego głównym organizatorem jest zrzeszająca polskich pracodawców Konfederacja Lewiatan, odbywa się w Sopocie po raz piąty. W tegorocznej edycji weźmie udział ponad 1300 osób ze świata biznesu, polityki, nauki i kultury. Tematami dyskusji będą m.in. kryzys migracyjny, rosnące radykalizmy i nierówna dystrybucja dochodów.
...
Brawo! Celem zarabiania nie jest... zarabianie. Zatem cele ekonomii SA POZA EKONOMIA! Gdyby byly w niej to mozna byloby robic wszystko by je osiagnac. Tymczasem widzimy ze takie postepowanie niszczy. Brak zasad moralnych! Gdy ktos dazy do prawdy osiaha sukces!
Afera spalinowa także u innych producentów?
- istock
Volkswagen się kaja i wychodzi powoli z afery spalinowej, ale jak się okazuje być może nie tylko niemiecki koncern oszukiwał. Badania wykazały, że także samochody innych marek emitują do atmosfery znacznie więcej zanieczyszczeń niż powinny. Producenci zapewniają jednak, że wszystko jest zgodne z przepisami.
Po odkryciu, że Volkswagen instalował w silnikach diesla program fałszujący dane o emisji, w Niemczech przyjrzano się także innym producentom. Wyniki badań są niepokojące. Testy przeprowadzone w Szwajcarii na zlecenie organizacji ekologicznej Deutsche Umwelthilfe oraz telewizji ZDF wykazały, że także niektóre samochody marek BMW, Opel, Mercedes i Renault wydzielają w normalnych warunkach dużo więcej tlenków azotu niż podczas testów w stacji diagnostycznej. Przebadane pojazdy to BMW 320d, Opel Zafira 1.6 CDTi, Mercedes C200 CDI oraz Renault Espace 1.6 dCI.
Wszyscy producenci zdecydowanie zaprzeczają, że stosują zakazane oprogramowanie, na czym przyłapano Volkswagena. Podkreślają, że ich samochody spełniają normy. Chodzi jednak o pomiary laboratoryjne. Jak wynika z eksperymentu, w normalnym ruchu drogowym emisja szkodliwych substancji jest dużo wyższa, za każdym razem co najmniej dwukrotnie. Eksperci cytowani przez telewizję ZDF mówią, że tak wyraźny wzrost trudno jest wytłumaczyć zwykłą różnicą warunków, w jakich odbywa się test na drodze i w stacji diagnostycznej.
...
Brak sumienia u kapitalistow daje takie skutki.
Aterima
Headhunting i kontrowersje wokół niego
Anna Dolot
Ekspert w ATERIMA HR
praca biuro biurowiec pracownik pracownicy ruch - Shutterstock
Kiedy headhunting pojawił się w Polsce, wielu pracodawców głośno krytykowało tę metodę, określając ją jako działanie nieetyczne, używając do jej określenia tak mocnych słów jak „kradzież”. Tymczasem niemal każdy pracownik po cichu marzył, aby stać się obiektem zainteresowań łowców głów. Przedstawiamy, czym jest headhunting, jakie są jego zalety, a jakie wady.
Headhunting to metoda poszukiwania pracowników o konkretnych kwalifikacjach, umiejętnościach i kompetencjach. Poszukiwania mają charakter aktywny – headhunter pozyskuje kandydatów nie tylko spośród aplikacji, które nadsyłają mu sami zainteresowani, ale również (a czasem przede wszystkim) inicjując kontakt z zatrudnionymi w innych firmach pracownikami.
REKLAMA
Z reguły headhunter ma wiedzę na temat branży, w której rekrutuje, zna środowisko i własną sieć biznesowych kontaktów, które ułatwiają mu poszukiwanie adekwatnej osoby. Dodatkowo rekruter musi się wykazać zarówno cierpliwością w działaniu, dyskrecją jak i elastycznością – nierzadko rozmowy kwalifikacyjne prowadzi we wczesnych godzinach porannych lub popołudniowych, kandydaci bowiem pracują – nie zawsze chcą, a czasem nie mogą wziąć urlopu.
To łowca głów przeprowadza cały proces rekrutacji i selekcji, w ostatnim etapie rekomendując zlecającej mu firmie 2-3 najlepszych kandydatów, spośród których pracodawca wybiera tego, który mu najbardziej odpowiada. Dla firmy zlecającej taką formę współpracy oznacza to znalezienie właściwej osoby, w stosunkowo krótkim czasie, bez konieczności angażowania własnego czasu i ludzi.
Dyskusja na temat etyczności tej metody wydaje się tracić na dynamice i ekspresyjności. Rynek pracy zarówno w teorii, jak i praktyce charakteryzuje się poważnym mankamentem – ograniczeniami w przepływie informacji. Skąd pracownik firmy X ma wiedzieć, że firma Y szuka specjalisty na określone stanowisko? Headhunting usprawnia przepływ informacji na rynku pracy, docierając z konkretnym komunikatem do potencjalnego odbiorcy. Headhunter przedstawia ofertę, proponuje spotkanie i udział w procesie selekcji. To, co potencjalny odbiorca zrobi z zaproponowaną mu ofertą pracy, pozostaje jego decyzją.
Wyobraźmy sobie sytuację, w której pracownik od lat pracuje w jednej firmie, jego dotychczasowa praca nie stanowi dla niego już wyzwania, a możliwości awansów pionowych i poziomych są już wyczerpane. W takich okolicznościach może dokonać racjonalnej, opartej o chłodną kalkulację decyzji – zostać w znanym, w miarę bezpiecznym środowisku z ograniczonymi możliwościami rozwoju czy zaryzykować istotną zmianę w swoim zawodowym życiu z możliwością nauczenia się czegoś nowego i wszelkimi tego konsekwencjami. Z reguły w grę wchodzą jeszcze kwestie finansowe, być może też czynniki rodzinne. Wydaje się to być raczej naturalną sytuacją biznesową i zawodową.
Konkurencja wśród pracodawców o pracowników przynosi większe korzyści tym drugim. Tak naprawdę tym, co w znaczącym stopniu może zatrzymać pracownika u dotychczasowego pracodawcy jest relacja, jaką pracownik ma ze swoim przełożonym i firmą, jako pracodawcą. Jeśli ta relacja oparta jest na szczerości, szacunku, a pracownik ma poczucie, że jego bezpośredni szef inwestuje w niego swój czas i dzieli się wiedzą, to zdecydowanie trudniej będzie mu odejść. Taki pracownik przychodzi do pracy, bo lubi, a ofertę headhuntera prawdopodobnie odrzuci. Jeśli zaś będzie miał poczucie, że nowa praca spadła mu z nieba – nie będzie się długo zastanawiał i szybko spakuje swoje rzeczy do kartonowego pudełka.
Może mieć też miejsce sytuacja, w której mimo dobrych relacji pracownika z pracodawcą, ten pierwszy podejmie decyzję o skorzystaniu z oferty headhuntera np. z powodu znacznie wyższego wynagrodzenia lub możliwości awansu, którego w innym wypadku by nie doświadczył. To także naturalna sytuacja. Zarówno pracownik, jak i pracodawca podejmuje decyzje z korzyścią dla siebie. Prawdą jest, że czasami to łowca głów rozbudza w pracowniku myśl o zmianie pracy i staje się impulsem do działania, którego pracownik w innych okolicznościach by nie podjął.
...
Jesli robia wywiad kto u konkurencji jest najlepszy i go przekupuja jest to forma nieetyczna. Powinno sie co najmniej poczekac az sam sie zglosi.