Ekonomika rodziny !
Serwis znalezionych frazLinki
- Ashley...
- kierunek prawno-ekonomiczny
- Niestandardowe metody ekonomiczne ...
- Ekonomika nędzy ...
- Prawidłowa ekonomia .
- Wolontariat w Hostelu dla Osób Uzależnionych i ich Rodzin
- hadisy dotyczące kobiet i życia rodzinnego
- Gierymscy - artystyczna rodzina ...
- Fauna i flora Polski .
- Badanie preferencji studentĂłw IT
- TĹumaczenia z chemii, farmacji, biotechnologii itp.
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- motonaklejki.htw.pl
Ashley...
Jest dziedzina ktora nie zajmuja sie naukowcy a mainowicie ekonomika rodziny... Choc nie jest ona objeta statystyka i nie ma wewnatrz rodziny ,,przeplywu kapitalu finansowego'' to rola rodziny jest wieksza niz calego tego ,, wielkiego biznesu'' ...
Jednym z zagadnien jest rola Matki:
Obliczono, ile czasu wolnego ma dla siebie matka
Tylko 26 minut – tyle czasu dla siebie ma - zdaniem brytyjskich badaczy - statystyczna mama. Mamy godzą opiekę nad dziećmi z pracą, oznacza to, że niektóre z nich nie mają nawet pół godziny dla siebie – donosi thesun.co.uk.
Raport z badań opublikowany w związku z obchodzonym dzisiaj Międzynarodowym Dniem Kobiet odkrywa również, że panie domu nie mają wytchnienia nawet wtedy, gdy dzieci opuszczą już "rodzinne gniazdo". Dzieje się tak z prostego powodu: gdy kobieta zostaje babcią, często opiekuje się wnukami, wynika z badań Social Issues Research Centre. W głównym raporcie badawczym "Zmieniająca się twarz macierzyństwa" porównuje się dzisiejsze wyzwania, przed którymi stają kobiety, z tymi sprzed lat aż do lat trzydziestych XX wieku.
Najważniejsze wnioski z badań:
- obecnie kobiety mają zdecydowanie mniej czasu dla siebie, średnio maksymalnie trzy godziny tygodniowo;
- dziewięć na dziesięć kobiet czuje się winnymi z powodu tego, że spędza mało czasu z dziećmi, średnio 145 minut dziennie, podczas gdy ojcowie poświęcają niewiele ponad godzinę;
- połowa matek pracujących ocenia pomoc przy dzieciach otrzymywaną od dziadków jako istotną, niezbędną, podkreślają również dużą rolę internetu, dzięki któremu mogą być w kontakcie z innymi pracującymi mamami;
- pomimo że robią wszystko, co w ich mocy, i tak trzy na dziesięć matek biorących udział w badaniu stwierdziło, że ma ciągłe uczucie presji na bycie idealną matką.
>>>>>
I widzimy jakie sa realia ! To sa skutki pracy zawodowej kobiet na materialistycznym zachodzie... A kobieta sie nie rozerwie... 8 godzin w pracy 8 godzin snu i reszta na inne funkcje zyciowe oznacza 26 minut w domu !!!
Widzimy jaka glupota i zbrodnia sa przepisy Euro-komuchow o ,,zrownaniu placy'' o ,,parytetach'' ... To wpycha kobiety jeszcze bardziej w prace zawodowa i zupelnie odciaga od dzieci... Totez nie dziwi ze komunistyczny zachod wymiera... A kobiety arabskie siedzace w domach maja po 12 dzieci w tej samej Euro-pce...
Niewatpliwie rownosc plci to glupota... Jesli chodzi o parce zawodowa kobiet to najwyzej 4 godziny dziennie i w zawodach lekkich a nie jakies kamieniolomy... Rzecz jasna placa za taka prace jest nizsza bo mniej intensywna... Za wysilek trzeba placic... A rzecz hjasna tym samym kobieta bedzie mogla funkcjonowac w domu i nie miec ,,poczucia winy'' ze nie spelnia tego co powinna... A rzecz jest to MODEL PODSTAWOWY ! Sa osoby samotne sa malzenstwa bezdzietne i tutaj oczywiscie sa inne zasady podobnie jak duchowni ale przylaczajaca masa malzenstw jest powolana aby miec dzieci i to dla nich ustanawia sie najwieksza ilosc praw i zasad i to jest norma !
Wychowanie dziecka droższe o 30 tys. zł
Na wychowanie dziecka do 20 roku życia potrzeba dziś 190 tys. zł. O 30 tys. więcej niż jeszcze 3 lata temu, co oznacza wzrost o blisko 19 proc. – donosi "Dziennik Gazeta Prawna" na podstawie wyliczeń Centrum im. Adama Smitha.
Duży wpływ na taki wzrost mają rosnące koszty wyprawki szkolnej, głównie podręczników. - Tegoroczna podwyżka VAT na książki i zmiana podstawy programowej spowodowała nawet 10-procentowy wzrost cen podręczników – mówi Tomasz Maj, dyrektor ecommerce z Grupy Nokaut. Według ich wyliczeń średnia cena wyprawki może wynieść 659 zł.Do zakupu podręczników dochodzą obowiązkowe ubezpieczenia, opłaty za komitet rodzicielski, ewentualnie czesne. Rodzice muszą kupić odzież i obuwie, lekarstwa oraz wyżywienie. W zeszłym roku ceny żywności wzrosły o ok. 3 proc. Ten rok, jak prognozuje Andrzej Gantner z Polskiej Federacji Producentów Żywności, przyniesie podwyżki na poziomie 6 proc.
Wydatki na dziecko nie idą w parze z dochodem w gospodarstwie domowym. CBOS wskazuje, że w domach, gdzie dochód na osobę sięga do 500 zł, wydatki na dziecko w wieku szkolnym wynoszą średnio 605 zł. To tylko o 123 zł mniej niż w domach, gdzie dochód na osobę przekracza 1 tys. zł.
UE: wskaźnik zatrudnienia kobiet maleje wraz ze wzrostem liczby dzieci
Istnieje wyraźny związek między opieką nad dziećmi a zatrudnieniem kobiet; co więcej, w większości państw członkowskich UE wskaźnik zatrudnienia kobiet maleje wraz ze wzrostem liczby dzieci - wynika z raportu Europejskiego Instytutu ds. Równości Kobiet i Mężczyzn (EIGE).
Jak wynika z raportu, który zaprezentowano w czwartek podczas konferencji na temat godzenia ról zawodowych i rodzinnych, zorganizowanej przez MPiPS w ramach polskiego przewodnictwa w Radzie UE, we wszystkich 27 państwach członkowskich UE kobiety nadal są głównymi opiekunami zarówno dzieci, jak i niesamodzielnych osób starszych. Dane pokazują, że liczba mężczyzn korzystających z urlopu rodzicielskiego stanowi zaledwie drobny ułamek w porównaniu z liczbą kobiet decydujących się na taki urlop.
Wśród krajów UE jest znaczne zróżnicowanie liczby ojców korzystających z urlopu rodzicielskiego: np. W 2007 r. w Szwecji 77 ojców przypadało na każde 100 matek korzystających z urlopu rodzicielskiego, natomiast na Cyprze, w Estonii, Finlandii, we Francji, w Niemczech i na Słowacji na każde 100 matek na urlopie rodzicielskim przypada mniej niż 10 ojców.
Zdaniem Jolanty Reingarde z EIGE mężczyźni częściej korzystają z urlopu wtedy, kiedy są do tego niejako zmuszani, a przykład państw skandynawskich pokazuje, że takie "przymusowe" rozwiązania - np. przydzielanie określonych okresów urlopu wyłącznie ojcom, ustanowienie premii dla ojców za korzystanie z urlopu i zapewnianie rekompensaty w oparciu o odpowiedni system urlopów płatnych - znakomicie się sprawdzają.
Problemem wciąż jest brak placówek zapewniających instytucjonalną opiekę nad dziećmi. Z raportu wynika, że dziewięć państw członkowskich (Belgia, Dania, Francja, Wielka Brytania, Luksemburg, Portugalia, Hiszpania, Szwecja oraz Holandia) spełniło cel barceloński, polegający na zapewnieniu formalnej opieki dla 33 proc. dzieci poniżej trzeciego roku życia. Jednak dziewięć innych państw (Austria, Bułgaria, Czechy, Węgry, Litwa, Malta, Polska, Rumunia oraz Słowacja) zapewniło opiekę dla mniej niż 10 proc. dzieci poniżej trzeciego roku życia.
Do 2009 r. najlepsze rezultaty pod względem zapewnienia formalnej opieki dla dzieci poniżej trzeciego roku życia osiągnęły Dania, Holandia i Szwecja (odpowiednio 73, 49 i 63 proc.).
Jeśli chodzi o opiekę nad dziećmi w wieku od trzech lat do wieku obowiązkowego kształcenia, sytuacja jest lepsza. Do 2009 r. siedem państw członkowskich UE (Belgia, Estonia, Hiszpania, Francja, Włochy, Szwecja i Wielka Brytania) osiągnęło cel barceloński wynoszący 90 proc. dzieci objętych opieką do 2010 r. Kolejne siedem państw (Cypr, Niemcy, Dania, Irlandia, Holandia, Portugalia i Słowenia) osiągnęło wskaźnik na poziomie co najmniej 80 proc. w 2009 r. Niemniej jednak nadal są państwa (Bułgaria, Czechy, Grecja, Litwa, Polska i Rumunia), w których wskaźniki odbiegają od celu o ponad 20 proc. Co więcej, w 12 państwach dzieci objęte są formalną opieką przez mniej niż 30 godzin tygodniowo.
- Konieczne jest zwiększenie dostępności usług opieki i większa elastyczność, tak by były bardziej dostosowane do godzin pracy rodziców - mówiła Reingarde. Dodała, że równie ważne, jak wprowadzanie odpowiednich rozwiązań do prawodawstwa, jest praca nad mentalnością i przełamywanie stereotypów.
Mark Smith, profesor Szkoły Zarządzania w Grenoble (Grenoble Ecole de Management), członek sieci ekspertów Komisji Europejskiej w dziedzinie równości płci i rynku pracy, przekonywał, że ważne jest dobre zaprojektowanie rozwiązań pomagających w godzeniu ról, np. w ten sposób, by do korzystania z urlopu na opiekę nad dziećmi korzystali w porównywalnym stopniu kobiety i mężczyźni.
- Potrzebne są krótsze, ale lepiej zaprojektowane urlopy rodzicielskie, połączone z rozwiązaniami zapewniającymi instytucjonalną opiekę nad dzieckiem oraz elastycznością zatrudnienia - powiedział.
Zaznaczył, że choć elastyczne formy zatrudnienia stają się coraz bardziej popularne, często wiążą się z pogorszeniem warunków pracy, dominują na stanowiskach najgorzej opłacanych, wykluczają z awansów i niejako spychają pracownika na margines. Zwrócił uwagę, że w czasie kryzysu wiele rządów skupia się na rozwiązaniach krótkoterminowych i odkłada w czasie reformy pomagające w godzeniu ról. - To jednak oznacza koszty w przyszłości, bo sytuacja demograficzna jest taka, że nie należy zwlekać - przekonywał.
>>>>>
HEHE ! No to euro-towarzysze odkryli Ameryke ! A oni na sile wciskali zatrudnianie kobiet !
One wolą być piękne niż inteligentne; zaskakujący sondaż.
Dwie trzecie Niemek przedkłada urodę nad inteligencję - wynika z ankiety, przeprowadzonej na zlecenie czasopisma "Petra" przez instytut Gewis.
Na pytanie: "Czy oddałabyś 10 punktów ze swojego IQ (współczynnika inteligencji), żeby pozbyć się niedoskonałości urody?" - aż 65% pań odpowiedziało twierdząco.
Ankietą objęto 1038 kobiet w wieku od 25 do 45 lat.
>>>>>
Tutaj od razu trzeba wyjasnic te absurdalne wyniki ... Za to kobiety sa cenione obecnie - za wyglad . Totez chca wygladac ... Skoro nie ceni sie intelektu to jest dobrem mniej wartosciowym... Kto by nie chcial byc ceniony ??? Kto by chcial miec cos czego nikt nie ceni ... Smutne ...
Przypominam ze po smierci wady urody znikaja automatycznie ! Bo dusza nie ma wad wygladu . Deformacje ciala a kazdy jest zdeformowany - nawet osoby ktore uwazacie za najpiekniejsze sa wykoslawione - wszystko to to skutek grzechu pierworodnego ... Wraz ze zmartwychwstaniem ZNIKA ! Stad tez starajcie sie byc w niebie a tam dusza nie bedzie miec wad wygladu a ze zmartwychstaniem cial dostaniecie cialo doskonale bez wad ! Chyba nie mysleliscie ze jak ktos ma garb to po zmartwychstaniu tez bedzie garabaty ??? Nonsens !
Stad widzicie ze wyglad jest malo wazny ... Grunt to byc w niebie :O)))
Naukowcy: im więcej dzieci, tym zdrowsza kobieta
Kobiety, które mają czwórkę lub więcej dzieci, są zdrowsze. Mimo stresów związanych z wychowywaniem tak dużej ilości dzieci, matki zdecydowanie rzadziej chorują m.in. na udar mózgu, niż kobiety, które urodziły mniej dzieci lub wcale - informuje serwis telegraph.co.uk.
W Kalifornii (USA) zbadano 1300 kobiet - okazało się, że te, które miały czworo lub więcej dzieci były o jedną trzecią mniej zagrożone zawałem i aż o 50 proc. mniej zagrożone udarem mózgu. Być może ma to związek z tym, że po ciąży niektóre hormony wciąż pozostają na podwyższonym poziomie i wpływają m.in. na lepszą pracę naczyń krwionośnych. Drugą prawdopodobną przyczyną, jaką biorą pod uwagę naukowcy, jest to, że matki generalnie mogą liczyć na społeczne poparcie, co również korzystnie wpływa na zdrowie - donosi telegraph.co.uk.
>>>>
No paczcie panstwo ! Jak ta ciaza miala szkodzic kobiecie . Jaka to dyskryminacja ze kobieta rodzi itp itd . A tu paczcie panstwo BÓG TAK STWORZYŁ ŚWIAT ŻE KOBIECIE NA ZDROWIE WYCHODZĄ DZIECI . Dopiero teraz naukowcy to ,,odkryli'' ... W Biblii jest o tym od tysiecy lat ...
Babcia uratowała rodzinę z pożaru. "Płomienie buchały z okna"
Bohaterska babcia dzięki swojej czujności ocaliła życie swojej rodziny - trzech wnuczków i dwojga swoich dorosłych dzieci. Strażacy mówią, że mieli niesamowite szczęście, że przeżyli, zważywszy na spustoszenia, jakie poczynił pożar. - Mam problemy ze słuchem. Gdybym się nie obudziła, myślę, że byśmy zginęli bez tego alarmu przeciwpożarowego - przyznaje starsza kobieta.
>>>>
Jak widzicie starsze osoby sa przydatne calkiem praktycznie nie tylko ,,filozoficznie'' . W wielu sytaucjacjach i od razu nie chodzi o ratowanie zycia . A wiec nie dom starcow aby miec ,,wolnosc'' i tym podobne brednie . Owszem gdy ktos naprawde nie ma wyjscia ale to nie moze byc ,,norma'' jak na zachodzie ...
Mozecie sobie porownac ...
Cywilizowany zcahod - starzy sa znedni dom starcow a najlepiej eu-tanzja .
Dzicy - wielkie rodziny i wielki szacunek dla wieku ! Starcy sa szanowani .
Zatem teraz chyba nikogo nie dziwi ze zachod zniknie a dzicy posiada ziemie !
Anna Kwiecień
Dzieci? Nie, dziękuję
- Nielicznym środowiskom zależy na promowaniu postawy prorodzinnej - mówi Piotr, ojciec pięciorga dzieci. Dziś modne jest bycie singlem, korzystanie z życia, rozwiązłość seksualna - dodaje. Z dzietnością na poziomie 1,31 Polska w światowym rankingu zajmuje trzynaste miejsce od końca.
Liczba dzieci w Polsce systematycznie maleje. W 1982 r. urodziło się ich ponad 700 tys. W 2003 r. już niewiele ponad 350 tys. Przez kilka ostatnich lat notujemy wzrost liczby urodzeń, jednak jak wskazuje Artur Satora, rzecznik prasowy prezesa Głównego Urzędu Statystycznego, jest to chwilowa poprawa. - Liczba urodzeń wzrosła, gdyż obecnie w wieku rozrodczym są roczniki z wyżu demograficznego z początku lat 80. XX w. – mówi. – Był to ostatni z tak mocnych wyżów, dlatego też obawiam się, że kolejne lata przyniosą nam spadek liczby urodzeń oraz spadek przyrostu naturalnego.
Potwierdzają to dane GUS z roku 2011 roku. Wynika z nich, iż rok temu zarejestrowano o ponad 22 tys. mniej urodzeń żywych niż rok wcześniej. Sytuacja wygląda gorzej, gdy spojrzymy w prognozy. ONZ przewiduje, że do 2050 roku ubytek ludności w Polsce wyniesie 20 proc.
Większość polskich rodzin od dłuższego czasu decyduje się tylko na jedno lub dwójkę potomstwa. Dodatkowo z roku na rok maleje liczba zawieranych małżeństw. W 2010 r. pobrało się o 22,5 tys. par mniej niż rok wcześniej. - Ukształtował się model kulturowy, w którym większość osób nie spieszy się z zakładaniem rodziny, odwleka też w czasie decyzję o rodzicielstwie - twierdzi prof. Jacek Leoński, z Instytutu Socjologii Uniwersytetu Szczecińskiego. – Młodzi ludzie chcą najpierw zaspokoić swoje potrzeby, chcą się wyszaleć, a dziecko jest często postrzegane jako przeszkoda w samorealizacji. Wiele osób decyduje się także na życie w pojedynkę.
W ostatnich latach wzrasta również wiek, w którym kobiety decydują się na posiadanie dzieci. - Jeszcze dwadzieścia lat temu średnia wieku kobiet rodzących pierwsze dziecko wynosiła 20-23 lata – mówi rzecznik GUS-u. – Obecnie jest to 29 lat i więcej. Coraz modniejsze staje się późne macierzyństwo. Zmiany te doprowadziły do tego, że od 1980 spada w Polsce współczynnik dzietności, czyli liczba urodzonych dzieci przypadających na jedną kobietę w wieku 15-49 lat. W 1980 r. współczynnik ten wynosił 2,28, dziś tylko 1,31.
- Polska pod względem dzietności zajmuje 209. miejsce na świecie, na 222 krajów, w których prowadzone są takie statystyki – mówi Joanna Krupska, prezes Związku Dużych Rodzin „Plus Trzy”. - W rezultacie prowadzenia polityki rodzinnej w wielu krajach UE obserwujemy dziś proces wzrastającej dzietności. Polska dzietność ma wciąż tendencję malejącą i należy od dawna do jednych najniższych w Europie. Jak podaje Krupska przykładem skutecznej polityki na rzecz rodziny jest Francja. - Od lat kraj ten wypracowuje system wspierania rodziny i jako pierwsza w Europie osiągnęła prostą zastępowalność pokoleń – mówi.
Dlaczego to właśnie Francja zajmuje tak wysoką pozycję w światowym rankingu? Niektórzy twierdzą, iż wysoką dzietność zawdzięcza licznym emigrantom. - Do statystyk brani są pod uwagę tylko emigranci posiadający obywatelstwo francuskie – mówi dr Paweł Wosicki, prezes Fundacji „Głos dla życia”. – Zapewne w jakimś stopniu rodziny te wpływają na statystyki, ale nie w znaczący sposób. Dodatkowo, jak wskazuje Joanna Krupska, emigranci przystosowują się do modelu rodziny panującego w danym kraju.- We Francji zarówno rodzinny rdzenne jaki i emigranckie decydują się na wielodzietność – dodaje.
Według Wosickiego oraz Krupskiej wzrastająca dzietność we Francji to wynik konsekwentnej polityki prorodzinnej.- Istnieje tam system świadczeń powszechnych, czyli przysługujących wszystkim rodzinom z jednym lub więcej dziećmi, bez względu na wysokość dochodów – mówi Krupska. - Zasiłki przysługują na dzieci do 18 lat oraz do lat 20, jeżeli uczą się zawodu lub studiują
Ponadto we Francji rodzinom sprzyja system podatkowy. - W rozliczeniu uwzględnia się liczbę dzieci, dodatkowo od podatków odliczane są koszty opieki nad dzieckiem do 7. roku życia np. koszty zatrudnienia opiekunki. Istnieje też cała gama ulg w postaci kredytu podatkowego, wynikająca z wydatków mieszkaniowych czy też szkolnych – dodaje Krupska.
Czytaj dalej na kolejnej stronie: dlaczego Polacy nie decydują się na dzieci
Według amerykańskiej agencji CIA, współczynnik dzietności w Francji wynosi w tym roku 2,08, dzięki temu kraj ten uklasyfikował się na 118. miejscu światowego rankingu. Zaraz za Francją, z dzietnością na poziomie 2,07, jest Nowa Zelandia. Stosunkowo wysoko, bo 122. miejscu, zajmują również Stany Zjednoczone (dzietność na poziomie 2,06). Przed Polską w rankingu są także m.in. Niemcy (1,41), Włochy (1,40), Grecja (1,39) oraz Łotwa (1,33). Najwięcej dzieci rodzi się w Nigerii, na jedną kobietę przypada w tym kraju 7,52 dzieci. Kolejne miejsca w czołówce zajmują inne kraje afrykańskie. Na ostatnim, 222. miejscu, jest Singapur, gdzie współczynnik dzietności wynosi 0,78.
>>>> Najbogatszy kraj swiata i widzicie !
Oprócz zmian kulturowych, na niski poziom dzietności w naszym kraju wpływa także sytuacja ekonomiczna polskich rodzin. Jak wynika z najnowszego sondażu Centrum Badania Opinii Społecznej, Polacy chcieliby mieć więcej dzieci, ale sytuacja życiowa im na to nie pozwala. Niemal połowa przebadanych preferuje posiadanie dwójki, a co czwarty trójki potomstwa. Tylko niewielki odsetek zdecydowałby się na czworo lub więcej dzieci. Z sondażu wynika także, że wśród badanych powyżej 45 roku życia, znaczna część nie ma tyle dzieci, ile chciałaby mieć. Ponad połowa mających jedno dziecko, chciałby powiększyć rodzinę. Z kolei co piąty ankietowany z dwójką dzieci twierdzi, że cieszyłby się gdyby miał ich więcej.
- Nieurzeczywistnione preferencje tych osób wskazują na skalę zjawiska, jakim jest ograniczanie liczby potomstwa z racji różnych zewnętrznych uwarunkowań – twierdzi mówi dr Katarzyna Kowalczuk z CBOS. - Zestawienie preferencji i faktycznej liczby dzieci pokazuje, że stosunkowo duża grupa ludzi w innej sytuacji życiowej mogłaby zdecydować się na powiększenie rodziny. - Zastanawiające jest, że Polki mieszkające w Londynie mają średnio 2,5 dziecka, czyli prawie dwa razy więcej niż w Polsce – komentuje wyniki badań Joanna Krupska.
Dlaczego tak się dzieje? Według Krupskiej jest to efekt braku ekonomicznych mechanizmów wsparcia rodziny i rodzicielstwa. - Tylko 1 proc. PKB przeznaczany jest w naszym kraju na wsparcie rodzin z dziećmi na utrzymaniu, to dużo poniżej średniej europejskiej – twierdzi prezes Związku Dużych Rodzin „Plus Trzy”. – Dodatkowo w Polsce jest najniższe w Europie kryterium dochodowe uprawniające do zasiłków rodzinnych, niewaloryzowane od dziewięciu lat.
Także prof. Leoński zgadza się, że Polska w sferze ekonomiczno–prawnej nie zachęca do decyzji o zakładaniu i powiększaniu rodziny. - Wiele osób najzwyczajniej nie stać na dziecko – mówi. – Dotyczy to głównie młodych, którzy po zakończeniu nauki mają problem ze znalezieniem pracy i utrzymaniem się. Brakuje też infrastruktury sprzyjającej rodzinie, czyli m.in. dostępnych żłobków i przedszkoli. A co na ten temat sądzą Polacy? Zapytani przez CBOS co jest przyczyną spadku dzietność w Polsce na pierwszym miejscu wymieniają strach kobiet przed utratą pracy – tak uważa aż 60 proc. badanych. Respondenci zwracają też uwagę na złe warunki mieszkaniowe oraz brak wystarczającego wsparcia rodzin przez państwo.
- Polska powinna uznać politykę na rzecz rodziny za priorytet, uwzględnić inwestycję w następne pokolenia za istotną pozycję także w PKB - mówi Joanna Krupska. - Trzeba zahamować zsuwanie się w obszar biedy tych, którzy zdecydowali się na urodzenie i wychowywanie dzieci. Wśród czynników ekonomicznych sprzyjających rodzinie Krupska wylicza też przyjazny system podatkowy, usunięcie dyskryminacji matek wychowujących dzieci w systemie emerytalnym oraz stworzenie warunków wyboru w obszarze opieki nad małym dzieckiem.
Jednak według prof. Roberta Gwiazdowskiego, prezydenta Centrum im. Adama Smitha, sposobu na zwiększenie dzietności trzeba szukać jeszcze gdzie indziej. Według niego przyczyną problemów są systemy emerytalne. - Gdy je wprowadzano, oparto się na prostym przeniesieniu w przyszłość obserwacji z przeszłości: zawsze będzie się rodzić więcej dzieci i będą one wydajniej pracować, więc będą mogły utrzymywać emerytów – tłumaczy Gwiazdowski. Niestety oczekiwanie to okazało się złudne.
- W „państwach dobrobytu”, z rozbudowanymi systemami emerytalnymi, dzieci przestały być gwarancją spokojnej starości - stał się tym gwarantem rząd – mówi ekspert. - Nie dość jednak, że państwo przejęło na siebie rolę opiekuna, przez co zmniejszyła się naturalna potrzeba posiadania większej ilości dzieci, to jeszcze, aby wywiązać się z tej roli, zagarnęło tak wysoki procent wynagrodzenia osób pracujących, że na wychowywanie dzieci, nawet jakby chcieli je mieć, nie bardzo mogą sobie pozwolić.
Jak dodaje Gwiazdowski przez jakiś czas natura sama się broniła. - Przyjemność robienia dzieci przeważała nad uciążliwością ich wychowywania – mówi. - Odkąd jednak przechytrzyliśmy naturę i nauczyliśmy się mieć przyjemność bez konsekwencji, stało się coś, co się stać musiało - nastąpił kryzys demograficzny. Zdaniem eksperta państwo powinno przestać zabierać młodym, którzy wkraczają w wiek produkcyjny i reprodukcyjny, tak dużo pieniędzy w postaci różnych składek. - Należy zmniejszyć opodatkowanie pracy, a zwiększyć, dla zrównoważenia budżetu, opodatkowanie konsumpcji – twierdzi.
- Dzieci to najlepsza inwestycja – twierdzi Piotr, tata pięciorga dzieci. – Politycy prześcigają się w obietnicach reform które mają nam zapewnić wyższe emerytury, media są pełne dyskusji co lepsze OFE czy ZUS. A prawda jest taka, że jedynym pewnym zabezpieczeniem na starość są nasze dzieci, które odwdzięczą się kiedyś swoją opieką za naszą troskę. Niestety, jak twierdzi Piotr, takie podejście nie jest dziś popularne.
- Nielicznym środowiskom zależy na promowaniu postawy prorodzinnej, to nie jest, jak mówią moje dzieci, trendy – dodaje. – Dziś modne jest bycie singlem, korzystanie z życia, rozwiązłość seksualna, dostępna antykoncepcja. To nie sprzyja zwiększaniu dzietności, ale nie jest tajemnicą, że na lansowaniu takich właśnie postaw robi się duże pieniądze.
>>>>
Widzicie tutaj jak pada zachod i niech was nie zmyli to ze Francja ma wyzszy wskaznik . To IMIGRANCI ! W Polsce ich nie ma i stad paradoks ...
Poza tym pamietajcie to ma podloze demoniczne . Celem Szatana jest zniszczenie ludzkosci . Zatem przez brak narodzin najprosciej ! A wiec przez bogactwo . Stad Singapur na koncu . Bogactwo jak widzicie jest pulapka zguby . Celem zawsze i wszedzie moze byc tylko Bóg !
Ponad 170 tys. zł w ciągu 20 lat, czyli kogo dziś stać na dziecko
Dokładnie 174 tys. zł - tyle w Polsce kosztuje wychowanie jednego dziecka. W przypadku dwójki kwota ta jest blisko dwa razy wyższa. Dlatego coraz częściej młodzi ludzie odkładają decyzję o zostaniu rodzicami i w pierwszej kolejności wolą wziąć kredyt na mieszkanie.
Dziecko jest luksusem, na który młode pokolenie w coraz mniejszym stopniu może sobie pozwolić - wynika z badania przeprowadzonego przez ekspertów z Centrum im. Adama Smitha. Poprzednia edycja z 2010 roku wskazywała, że rodzice muszą się liczyć z kosztami rzędu 160 tys. zł na wychowanie jednego dziecka do 20. roku życia. Dziś kwota ta jest o 14 tys. zł wyższa.
- Tak jak w innych krajach tendencja jest rosnąca. Kwota 170 tys. zł w przypadku dwójki dzieci prawie ulega podwojeniu. To są wydatki w ciągu całego życia młodego człowieka, który jest pod naszą opieką, natomiast dodatkowe koszty są związane z pójściem na studia i z edukacją na pierwszych latach studiów wyższych - wyjaśnia Andrzej Sadowski, ekspert Centrum im. Adam Smitha.
Znaczącą część tej kwoty stanowią wydatki na edukację, która - zgodnie z polskimi przepisami - jest bezpłatna.
- Rodzice muszą uwzględniać dodatkowe koszty związane z wymaganiami, które stawia szkoła, dodatkowymi zajęciami i innymi opłatami, wymaganymi przez szkołę, mimo że w konstytucji jest przepis o bezpłatnym nauczaniu - podkreśla Andrzej Sadowski.
Jak dodaje ekspert, wydatki rodziców wzrastają ponad wymienioną kwotę, kiedy dziecko idzie na studia. Szczególnie że duża część młodego pokolenia studiuje na kierunkach płatnych. I nie zawsze jest w stanie samodzielnie zarobić na czesne.
W porównaniu do krajów Zachodu wydatki rodziców są dość niskie. Przykładowo dziecko w Wielkiej Brytanii kosztuje swoich rodziców średnio 160 tys. funtów, czyli blisko 5 razy więcej niż w Polsce. Według statystyk amerykańskich rodzice dwójki dzieci muszą być przygotowani na wydatek rzędu 250 tys. dolarów. Jednak porównywanie ich z warunkami polskimi nie jest miarodajne.
- Jak widać, jest jeszcze spora różnica, ale trzeba uwzględnić różnice w poziomie życia i w naszych dochodach. Tego typu punkty odniesienia powinniśmy uwzględniać również przy kosztach wychowania dziecka - mówi Andrzej Sadowski.
Rosnące z roku na rok koszty są jedną z głównych przyczyn pogarszającej się sytuacji demograficznej w Polsce. Młodzi ludzie coraz częściej odkładają decyzję o posiadaniu dziecka na "lepsze czasy".
- Pierwszą poważną decyzją w życiu jest raczej zaciągnięcie kredytu na nowe mieszkanie. To powoduje, że przez pierwsze lata koncentrują się na spłacaniu rat za mieszkanie i utrzymanie tego mieszkania, kosztem rozwoju rodziny. Dziecko jest dodatkowym kosztem, a często zarobki nawet dwojga pracujących rodziców nie są na tyle wysokie, aby podjąć szybko taką decyzję - uważa Andrzej Sadowski.
Jego zdaniem, w jej podjęciu mogłaby pomóc poprawa sytuacji na rynku pracy oraz zwiększenie zarobków.
- Praca w Polsce jest drastycznie opodatkowana. To, co przedsiębiorca może im zapłacić, podzielone na to, co należy się rządowi i to, co dostanie młody człowiek do ręki, jest nie do końca wystarczające do opłacenia rat hipotecznych i utrzymania dziecka na poziomie, który by mu gwarantowało przyszłość - podkreśla ekspert.
Zwłaszcza że w Polsce istnieją wysokie podatki konsumpcyjne, czyli np. podatek VAT czy akcyza. I, jak informuje Andrzej Sadowski, rząd uzyskuje od młodych rodziców o wiele więcej z tytułu płaconych przez nich podatków konsumpcyjnych niż wpływów z podatku dochodowego.
W zamian rząd oferuje ulgi podatkowe na dzieci i becikowe, czyli jednorazową wypłatę środków po urodzeniu dziecka. Zdaniem eksperta Centrum im. Adam Smitha, ulgi nie są instrumentem właściwym. Przykłady innych krajów, w których podobnych instrumentów brak, a problemy demograficzne są mniejsze, pokazują, że rząd powinien postawić na inne rozwiązania.
- Nie ma innego sposobu na poprawienie sytuacji, nie tylko młodych ludzi, jak radykalne obniżenie opodatkowania pracy. Problemem jest kwestia pewności, że będę miał prace, że utrzymam pracę, a jak ją stracę, to kraj tak szybko się rozwija, że znajdę ją gdzie indziej. Czyli pewność pracy i odpowiednia wysokość zarobków jest o wiele lepsza niż jakiekolwiek deklaracje o ulgach - ocenia Andrzej Sadowski.
>>>>
Rzecz jasna tak nie mozna liczyc . Wszak roznie to bywa . A przede wszystkim wazny jest przekaz moralny dla dziecka a nie pieniezny . A to ze dzieciak nie ma tak drogich zabawek to jest tez szkola dla niego ze ludzie sa brutalni . Zreszta mozna kupowac tanio a ciekawe troche ruszyc glowa ...
Wolna Środa - trzeci dzień tygodnia wolny od pracy?
Jeżeli w środku tygodnia nie możesz przestać myśleć o weekendzie, to ta wiadomość cię zainteresuje. Inicjatywa Wolna Środa wystąpiła z pomysłem, by trzeci dzień tygodnia był wolny od pracy.
Organizacja przekonuje, że nie jest to egoistyczny pomysł leniwych pracowników, tylko pomysł na uleczenie pogrążonego w kryzysie świata. "Aktualny system pracy i wynagradzania pracowników nie przynosi pożądanych efektów dla rozwoju ludzkości oraz współczesnej gospodarki" - czytamy na stronie internetowej projektu. "W dobie kryzysu potrzebne są innowacyjne zmiany i świeże spojrzenie na rzeczywistość oraz kondycję człowieka i świata, który jest nadmiernie eksploatowany. Nadszedł czas Wolnej Środy. Dnia rodziny. Dnia ziemi."
Inicjatorzy przekonują, że w Polsce należy skrócić tydzień pracy. "Trzecim dniem wolnym od pracy będzie środa, która pozwoli zatrzymać się na chwilę w środku tygodnia."
Eksperci oceniają jednak, że projekt Wolna Środa najbardziej pasuje do kabaretu. Jest całkowicie oderwany od rzeczywistości.
- W domyśle to jest bardzo sprytny pomysł. Jeżeli środa byłaby wolna, to we wtorek już by nikt nie pracował. Teoretycznie ludzie by pracowali tylko w poniedziałki i czwartki – komentuje Cezary Kaźmierczak prezes Związku Przedsiębiorców i Pracodawców. - Od razu do projektu ustawy należy dołączyć projekt perpetuum mobile – dodaje.
Autorzy akcji nie dają jednak za wygraną, przypominają, że wolne soboty obowiązują w Polsce dopiero od czterdziestu lat, czyli dodanie dnia wolnego miało już precedens. Na stronie internetowej akcji możemy zapoznać się również z wizją zmian, do których ma doprowadzić dodatkowy dzień wolny od pracy.
"Pomyślmy o skali konsumpcji, o tempie życia. Pomyślmy o tym, czy możemy tę konsumpcję ograniczyć. Czy możemy chcieć mniej, a mieć więcej? Więcej czasu z rodziną, więcej czasu dla przyjaciół. Mniej plastiku, mniej zakupów, więcej rodziny, więcej człowieka."
To jednak cel długofalowy, na początku Wolna Środa proponuje stopniowe zmiany. Od 2015 r. chciałaby wprowadzić wolne środy dla osób wychowujących dziecko. Podkreślają, że nie chodzi tylko o małżeństwa. Według propozycji każdy rodzic nie musiałby pracować w środę co dwa tygodnie, co w skali roku oznaczałoby dodatkowe 24 dni wolne.
Cezary Kaźmierczak zwraca uwagę, że Polacy już teraz spędzają prawie połowę dni poza pracą. Po wliczeniu weekendów, świąt, urlopów i zwolnień przeciętnie Kowalski nie pracuje przez 177 dni w roku. Zwiększenie liczby dni wolnych oznaczałoby ogromny spadek PKB (nawet o 25 proc.), a Polski jako kraju na dorobku zwyczajnie nie może sobie na to pozwolić.
- Są to najwyraźniej ludzie, którzy uważają, że są bardzo bogaci i stać ich na to. Nie widzę przeszkód, jeżeli ktoś z tych ludzi jest na własnej działalności gospodarczej i sam za siebie odpowiada, to może sobie zrobić nie tylko wolną środę, ale też wolny wtorek i czwartek – podsumowuje Kaźmierczak.
>>>
Super POPIERAM od dawna . Pamietajmy ze krotszy czas pracy ZAROBKOWEJ nie oznacza krotszego CZASU PRACY !
"Fakt": Zapłać żonie 800 zł za świąteczne porządki
Uwaga, mężczyźni! Zobaczcie, jak bardzo nie doceniacie swoich kobiet! Dzięki nim oszczędzacie spore kwoty, które musielibyście zapłacić profesjonalnym firmom. Może więc sięgniecie do kieszeni i zapłacicie swoim paniom za wypucowanie domu na święta. Ile? Taka harówka jest warta nawet 800 zł!
Marta (33 l.) i Andrzej (35 l.) Gdaszewscy mają trzypokojowe mieszkanie w Warszawie. Tuż przed świętami zabrali się za wiosenne porządki. Mąż wygodnie rozsiadł się przed telewizorem. Włączył... konsolę do gier i dał się ponieść elektronicznej rozrywce.
W tym czasie Marta włączyła... odkurzacz i zabrała się za sprzątanie. A jest tego sporo. Jej mąż nie spieszy się do pomocy w przedświątecznych porządkach. - Tylko bym jej przeszkadzał. Nie znam się na pracach domowych - mówi rozbrajająco.
Specjalnie dla takich mężczyzn sprawdziliśmy, ile musieliby zapłacić za sprzątanie profesjonalnej firmie. Okazuje się, że nie są to małe kwoty! Mamy nadzieję, że teraz pan Andrzej dowie się, że ma w domu prawdziwy skarb!
...
Owszem z tym ze kobiety tez popadaja w manie sprzatania . Chca znowu trzepac dywany choc przeciez byly trzepane w grudniu . To tylko 3 miesiace . Podobnie przecieraja meble choc kurzu nie ma itd . Generalnie sprzataja bo swieta choc brudu nie ma . Sam Jezus zreszta powiedzial ze Marta troszczyla sie o zbyt wiele . Przygotowania do swiat to wiecej niz sprzatanie . Co oczywiscie nie znaczy ze kobiety nie pracuja w domu a mezczyzni nie staraja sie wymigac .
Organizatorzy Kongresu Rodziny proponują bony wychowawcze
Bon wychowawczy dla rodzica, który poświęci się wychowywaniu dzieci przynajmniej przez dwa lata, chcą wprowadzić organizatorzy Kongresu Polskiej Rodziny. Proponują nowy system bonów, który zastąpi obecnie funkcjonujące zasiłki i świadczenia rodzinne.
Kongres Polskiej Rodziny odbywa się na warszawskim Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego; zorganizowany został przez Centrum Wspierania Inicjatyw dla Życia i Rodziny.
Spotkanie odbywa się pod hasłem "Rodzina receptą na kryzys", a organizatorzy kongresu przekonują, że Polska potrzebuje gruntownych zmian, jeśli chodzi o politykę rodzinną. Przygotowali propozycję ustawy reformującej system wsparcia rodzin, która zaprezentowana została na kongresie.
Jak mówił Ireneusz Jabłoński z Centrum im. Adama Smitha, proponowany system zbudowany jest na bonach. Rodzice najmłodszych dzieci mieliby otrzymywać bon wychowawczy o wartości pensji minimalnej (ok. 1,6 tys. zł), jeśli jedno z nich poświęci się wychowaniu dzieci przynajmniej przez 24 miesiące.
Przewidziano również - w dalszych etapach życia dziecka - bon przedszkolny, bon oświatowy (podczas nauki w szkole) i bon edukacyjny (na studia). Zdaniem Jabłońskiego dzięki temu rodzice sami decydowaliby, jak te środki wykorzystać - do jakiego przedszkola czy szkoły posłać dzieci.
Bony miałyby zastąpić obecnie funkcjonujące świadczenia i zasiłki dla rodzin.
Na razie projekt zaproponowany przez organizatorów kongresu obejmuje tylko bon wychowawczy; szczegóły dotyczące kolejnych bonów mają być zaprezentowane w ciągu kilku miesięcy.
Zdaniem Jabłońskiego znaczna część pieniędzy na sfinansowanie tych propozycji już jest w systemie, jednak nie są wydawane właściwe.
Prezes Centrum Wspierania Inicjatyw dla Życia i Rodziny Jacek Sapa wyraził przekonanie, że jesienna debata sejmowa nad przyszłorocznym budżetem będzie dobrą okazją do dyskusji na ten temat.
Sapa przekonywał, że nowy system będzie skuteczniejszy niż obecny, ponieważ dziś wiele świadczeń dostępnych jest tylko dla wąskich grup społeczeństwa - np. zasiłek macierzyński tylko dla zatrudnionych na podstawie umowy o pracę, większość zasiłków jest niska albo jednorazowa, jak tzw. becikowe. System bonów ma w jego opinii ustabilizować sytuację rodziny na dłuższy czas.
Jego zdaniem dziś wiele kobiet uzależnia decyzję o dziecku od tego czy mają pracę gwarantującą im świadczenia. W jego opinii nie powinno tak być, dlatego bon wychowawczy dostępny byłby dla wszystkich, także rodziców niepracujących.
Autorzy chcą zacząć zbieranie podpisów pod obywatelskim projektem ustawy o ochronie i opiece nad rodziną podczas Marszów dla Życia i Rodziny, które w tym roku odbędą się 26 maja.
Zdaniem organizatorów kongres potrzebny jest również po to, by przypomnieć o fundamentalnym znaczeniu rodziny, nie tylko dla osobistego szczęścia obywateli, ale również dla gospodarki, szczególnie w obliczu kryzysu demograficznego.
Jabłoński przekonywał, że obecnie z powodu zmian kulturowych oraz sytuacji ekonomicznej rodzina jest w kryzysie. - Chcemy namówić kobiety, by wróciły do tradycyjnych wartości, cieszyły się macierzyństwem i miały jak najwięcej dzieci - mówił.
Zwrócił także uwagę, że w obecnej sytuacji ekonomicznej wielu młodych ludzi nie jest w stanie utrzymać rodziny, nawet jeśli mają pracę, co także wpływa na ich plany dotyczące dzietności.
Podczas kongresu zaplanowano również dyskusje m.in. o miejscu rodziny we współczesnym świecie. W opinii prof. Zbigniewa Stawrowskiego od pewnego czasu ma miejsce "radykalna próba zmiany podstawowych wartości, na których oparte są nasza kultura i cywilizacja", mamy też do czynienia z "coraz dalej idącymi próbami ingerencji w wewnętrzne życie rodziny za pomocą prawodawstwa" i poddawanie rodzin coraz większej państwowej kontroli.
Z kolei zdaniem prof. Michała Wojciechowskiego mamy do czynienie z osłabianiem instytucji rodziny przez państwo - m.in. przez zbyt wysokie podatki i przerost regulacji prawnych - co w konsekwencji pozbawia ludzi szczęścia rodzinnego i sprzyja rozkładowi moralnemu.
....
Brawo ! I to sa realne rozwiazania !
Rusza kampania "Im nas więcej, tym weselej. Pomyśl o dziecku!"
"Im nas więcej, tym weselej. Pomyśl o dziecku!" - to hasło zainaugurowanej dziś kampanii społecznej "Fundacji Mamy i Taty". Organizatorzy chcą przekonać rodziców jedynaków, aby rozważyli decyzję o kolejnym dziecku, ponieważ rodzeństwo zapewnia lepszy rozwój.
- Różne badania pokazują, że ponad 80 proc. Polaków chce mieć dwoje lub więcej dzieci, a jednocześnie prawie połowa małżeństw wychowuje tylko jedno dziecko - mówił na konferencji prasowej prezes Fundacji Mamy i Taty Paweł Woliński.
Wyjaśnił, że celem tegorocznej kampanii fundacji jest zachęcenie rodziców, a szczególnie rodziców jedynaków, by rozważyli decyzję o powiększeniu rodziny. - Chcemy przypomnieć rodzicom, że dla dzieci często dużo ważniejszą niż potrzeby materialne jest potrzeba posiadania rodzeństwa - dodał.
- Osoby, które mają jedno dziecko, zwykle tłumaczą to barierą finansową, np. że nie mają dodatkowego pokoju dla kolejnego dziecka - podkreślił Woliński. Jak przekonywał, jedynakom do dobrego rozwoju bardziej potrzebne jest rodzeństwo niż osobny pokój czy nowy model telefonu. - Jeżeli chcę wszystkiego co najlepsze dla swojego dziecka, to trzeba pomyśleć o rodzeństwie - mówił.
Z wykonanych na zlecenie fundacji badań wynika, że jako główne argumenty przeciwko posiadaniu dzieci młodzi ludzie wymieniają fakt, że opieka nad nimi zabiera cały wolny czas (51 proc.), że posiadanie dzieci kosztuje zbyt dużych wymagań i poświęceń (45 proc.), że posiadając dzieci, trudno żyć pełnią życia (41 proc.).
Natomiast jako motywy posiadania dzieci najczęściej wskazywano, że dzieci to największy powód do dumy (80 proc.), że dzieci nadają prawdziwy sens życiu (80 proc.), że obserwowanie dorastania dzieci to największe szczęście w życiu (79 proc.).
Badanie wykonano w dniach 13-16 kwietnia 2012 r. na ogólnopolskiej, reprezentatywnej próbie 1002 osób.
W ramach kampanii przez trzy miesiące w kinach oraz w telewizji emitowane będą spoty z hasłem: "Im nas więcej, tym weselej. Pomyśl o dziecku". Przygotowane zostaną także ogłoszenia w prasie, billboardy, plakaty, a na jednym z portali społecznościowych zostanie ogłoszony konkurs "Fajnie mieć rodzeństwo".
Działająca od 2010 r. fundacja w 2011 r. zorganizowała kampanię społeczną pod hasłem "Rozwód? Przemyśl to", a w 2012 r. akcję pod hasłem: "Miłość - lepiej na całe życie".
....
Moze w swiecie reklamy faktycznie trzeba rodzine reklamowac !
Dwie godziny dla rodziny
Fundacja Humanites-Sztuka Wychowania po raz drugi organizuje akcję "Dwie godziny dla rodziny". Zachęca pracodawców do skrócenia pracy o dwie godziny 15 maja w Dzień Rodziny, by pracownicy mogli ten czas spędzić z bliskimi - informuje "Puls Biznesu".
Jak przekonuje prezes Fundacji Zofia Dzik, nacisk kładziony przez pracodawcę na równowagę między życiem prywatnym i zawodowym pracowników może wzmacniać ich poczucie więzi z firmą i wpływać na realizację celów biznesowych.
Tematem przewodnim tegorocznej akcji są "Szkolne wspomnienia - przez pokolenia". Fundacja zachęca, by wspólny czas spędzić na rodzinnych wspomnieniach z dzieciństwa, pomówić o dziadkach, krewnych, sąsiadach, rodzinnych zwyczajach i tradycjach oraz sięgnąć na nowo do starych zdjęć.
W zeszłym roku w akcję zaangażowało się kilkadziesiąt firm. Te przedsiębiorstwa, które włączą się do inicjatywy będą wyróżnione na stronie internetowej mamrodzine.pl.
....
Popieramy ten tok myslenia .
Radziwiłł: potrzebne są rozwiązania na rzecz dużych rodzin
Rodziny wielodzietne potrzebują rozwiązań przeciwdziałających ich wykluczaniu: zmian w systemie podatkowym, emerytalnym oraz ogólnopolskiej Karty Dużych Rodzin - uważa wiceprzewodniczący Związku Dużych Rodzin Konstanty Radziwiłł.
W sympozjum "Rodzina się liczy", zorganizowanym w czwartek w Warszawie przez Stowarzyszenie Absolwentów Dzieło, oprócz Radziwiłła wzięli udział również eksperci, m.in. minister pracy i polityki społecznej Władysław Kosiniak-Kamysz.
Wiceprzewodniczący Związku Dużych Rodzin zaznaczył, że rozwiązania, które przeciwdziałają wykluczeniu rodzin, a w szczególności rodzin wielodzietnych, są znane i wprowadzane w wielu krajach na świecie. Jak mówił, jednym z nich jest Karta Dużej Rodziny uprawniająca do zniżek podczas korzystania z komunikacji miejskiej, ośrodków sportu i rekreacji, oferty kulturalnej na danym obszarze.
"To świetne rozwiązanie wprowadzone na szczeblu samorządowym sprawdza się w kilkudziesięciu miejscach w Polsce. Czekamy teraz na ogólnopolską Kartę Dużej Rodziny" - powiedział.
Ocenił, że potrzebne są także zmiany w systemie podatkowym, które będą prowadziły do bardziej sprawiedliwego obciążenia podatkowego dużych rodzin. "Dzisiaj to, czy ktoś ma rodzinę, czy jej nie ma, jest bez większego znaczenia, jeśli chodzi o opodatkowanie" - ocenił. Zaznaczył, że do możliwych rozwiązań należą m.in. zwiększenie ulgi na dzieci, wspólne rozliczanie się z dziećmi, nie tylko w rodzinie niepełnej.
"Rodziny oprócz tego, że wypracowują dużo pieniędzy, są także konsumentami, a przy każdej konsumpcji płaci się VAT. To ogromne pieniądze. Propozycją jest ryczałtowy zwrot tego podatku w przypadku określonych potrzeb rodziny" - mówił Radziwiłł.
Zaznaczył, że należy uznać, iż praca rodziców, którzy rezygnują z pracy zawodowej na rzecz opieki nad dziećmi, jest równorzędna pracy na etacie. "Należy objąć ubezpieczeniem emerytalnym poprzez opłacanie składki rodzica, który sprawuje opiekę nad dzieckiem w domu niezależnie od tego, czy był wcześniej zatrudniony" - ocenił.
Radziwiłł dodał, że kolejnym postulatem jest uzależnienia wysokości świadczenia emerytalnego rodzica opiekującego się dziećmi, niepracującego zawodowo, od liczby dzieci. Podkreślił, że obecnie praca tych rodziców nie jest dostrzegana przez system emerytalny.
Uczestnicy sympozjum wskazywali także, iż wskaźnik dzietności od 1989 r. jest w Polsce na niskim poziomie; obecnie wynosi 1,3, co plasuje nasz kraj na 209. miejscu spośród 222 objętych badaniem. Zaznaczono, że tzw. zastępowalność pokoleń gwarantuje wskaźnik dzietności na poziomie 2,1 (oznacza on, że na 100 kobiet w wieku reprodukcyjnym przypada 210 urodzeń).
"Brak urodzeń ma bezpośrednie przełożenie na prawie wszystkie parametry makroekonomiczne: PKB, ceny, bezrobocie" - mówił ekonomista, b. minister finansów Stanisław Kluza. Podkreślił, że ze względu na czynnik demograficzny Polska gospodarka z grupy tzw. dużych i średnich jest zaliczana do trzech o najgorszych perspektywach wzrostu gospodarczego w najbliższych kilkudziesięciu latach.
Z kolei Anna Klaja, kierownik projektu "Rodzina się liczy: Niezrealizowany potencjał dzietności polskich rodzin", zaznaczyła, że Polacy nie decydują się na dzieci, ale chcieliby je mieć lub mieć ich więcej. Dodała, że jako przeszkody wskazują kwestie mieszkaniowe, brak stabilności finansowej, ryzyko związane ze zwiększeniem wydatków, obawy, czy będą w stanie zaspokoić potrzeby dziecka.
Minister pracy podkreślił, że MPiPS rozpoczęło działania na rzecz zwiększenia dzietności od wydłużenia urlopu macierzyńskiego i wprowadzenia urlopu rodzicielskiego. Zaznaczył, że kolejny projekt, który trafił do Sejmu, zakłada, że składki emerytalno-rentowe będą odprowadzane za osoby nieubezpieczone, ubezpieczone w KRUS, samozatrudnione przez okres do trzech lat opieki nad dzieckiem.
Kosiniak-Kamysz powiedział dziennikarzom, że MPiPS promuje Kartę Dużych Rodzin w samorządach, także na szczeblu wojewódzkim. Minister pracy zaznaczył jednak, że na razie jest za wcześnie, by przedstawić założenia programowe dot. ogólnopolskiej Karty Dużych Rodzin. Podkreślił jednak, że chciałby, aby w Roku Rodziny powstała konkretna propozycja rozwiązań dotyczących kultury. Minister pracy powiedział, że rozmawiał w tej sprawie z ministrem kultury Bogdanem Zdrojewskim.
....
Dzisiaj to juz trzeba walczyc aby rodzina nazywala sie rodzina a nie dwu panow z pieskiem .
8 biznesów z dzieckiem na ręku
Pojawienie się dziecka przewraca życie do góry nogami. Czy jednak macierzyństwo musi oznaczać rezygnację z ambicji i przedsiębiorczości? Absolutnie nie.
Oto osiem pomysłów na biznes dla młodych mam, sprawdzonych już przez nie same.
Nie jest prawdą, że pojawienie się dziecka skazuje przynajmniej jedno z rodziców na margines rzeczywistości. A już na pewno nie oznacza konieczności odrzucenia planów i ambicji zawodowych. Dowodów, że można realizować się jako mama, a jednocześnie jako biznesmama czy przedsiębiorca, są setki. Na konkretnych przykładach pokażemy, że macierzyństwo i biznes nie muszą się wykluczać.
Inspiracje te powinny być traktowane niekoniecznie jako biznes docelowy, lecz jako podstawa do zbudowania większej firmy, w niektórych przypadkach z ambicjami stworzenia sieci działającej na zasadzie franczyzy (co w zasadzie powinno być traktowane jako jeden z elementów strategii towarzyszącej budowaniu biznesu).
Oczywiście, najważniejszy jest własny pomysł na biznes i w tej materii przykłady można mnożyć. Najistotniejszym jednak pytaniem, na które musi odpowiedzieć sobie młoda mama, jest: "Czy mogę i potrafię pogodzić konieczność zajmowania się dzieckiem z ambicjami zawodowymi bądź kiełkującym wcześniej pomysłem na pracę na własny rachunek?".
Wbrew temu, co sugerują na przykład internetowe poradniki, bardzo trudno znaleźć taką sferę działalności, która nie będzie kolidowała z nowym trybem życia. Widać to wyraźnie na przykładach mam, które po urodzeniu dziecka weszły w biznes: ich pomysły kręcą się głównie wokół dzieci i usług im dedykowanych. Nie ma w tym nic złego, ale w końcu ile może rynek wchłonąć firm szyjących ubrania dla maluchów czy produkujących zabawki? Ryzyko biznesowej katastrofy można jednak zminimalizować, a kluczem do przetrwania na rynku jest znalezienie odpowiedniej niszy. W przypadku mam jest to proste, ponieważ można oprzeć się na własnych indywidualnych potrzebach i codziennych doświadczeniach.
Można sobie teoretyzować, lecz najpełniej widać to na konkretnych przykładach. Osiem pomysłów na biznes dla młodych mam pokazują w "Pierwszym Milionie" same młode mamy.
Powyższy tekst pochodzi z najnowszego numeru miesięcznika Pierwszy Milion, dostępnego w najlepszych punktach sprzedaży.
...
Zawsze trzeba zdecydowac co w zyciu wazne . Czy kolejny milion czy rodzina . Nikt nie mowi ze mozna na raz wybrac wszystko . Tylko mozna zawsze miec mniej kasy a wiecej rodziny .
"Szczęśliwa mama, szczęśliwe dziecko"
Fundacja "Szczęśliwe Macierzyństwo" Odety Moro-Figurskiej wraz z Centrum Handlowym AUCHAN zapraszają kobiety w ciąży, młode mamy i rodziców na bezpłatne konsultacje i badania USG i USG 4D w ramach akcji "Szczęśliwa mama, szczęśliwe dziecko".
Akcja odbędzie się w terminie 15-16 czerwca w Centrum Handlowym AUCHAN, ul. M. Rejewskiego 3, w godz. 11.00 - 16.30.
Ciąża i macierzyństwo to okres planowania, dokonywania zmian w życiu, okres oczekiwania i nadziei. Bez wątpienia dla wielu matek najpiękniejszy okres w ich życiu, a zarazem czas wielu pytań i wątpliwości. Zapraszamy kobiety w ciąży, młode mamy i rodziców do zadawania pytań zaproszonym ekspertom. W przygotowanych punktach konsultacyjnych, nasi eksperci będą udzielać porad m.in. w zakresie:
· przygotowania do porodu,
· zalet karmienia piersią,
· pielęgnacji niemowląt i małych dzieci,
· właściwej diety kobiety w ciąży i mamy karmiącej,
· tworzenia unikalnej więzi pomiędzy rodzicem, a niemowlęciem,
· wpływu noszenia, przytulania dziecka w chustach na jego rozwój emocjonalny,
· pozyskiwania i przechowywania komórek macierzystych krwi pępowinowej, które w razie potrzeby będą służyć zdrowiu dziecka lub w przypadku zgodności genetycznej - innym członkom rodziny,
· znaczenia składników tranu dla zdrowia dziecka i mamy,
· powracania do formy po porodzie.
W trakcie prowadzonej akcji przewidziane są również:
· instruktaż masażu niemowlęcia
· prezentacja sposobów układania dziecka w chuście
· liczne konkursy z nagrodami
Nie prowadzimy wcześniejszych zapisów na badania. Decyduje kolejność zgłoszeń. Wykonywanie badań rozpoczynamy o godz. 11.00. W przypadku dużego zainteresowania badaniami osoby oczekujące, z chwilą rozpoczęcia akcji społecznej, będą mogły wpisać się na listę.
Przy prawidłowym przebiegu ciąży, nie zaleca się robienia badań USG, jeżeli były one przeprowadzone w ciągu ostatnich dwóch tygodni.
....
Tak bez tego nie ma rodziny . W koncu przeciez to przekazywanie zycia .
I Ogólnopolskie Dni Dużych Rodzin w Grodzisku Mazowieckim
Około tysiąca osób z całej Polski, w tym 600 dzieci, weźmie udział w I Ogólnopolskich Dniach Dużych Rodzin, które odbędą się od piątku do niedzieli w Grodzisku Mazowieckim pod Warszawą. W programie są m.in. warsztaty rodzinne, koncerty oraz konferencja z udziałem pary prezydenckiej.
Hasło spotkania brzmi: "Duże rodziny - bogactwo przyszłości", a organizatorem jest Grodzisk Mazowiecki, który jako jedna z pierwszych gmin w Polsce wprowadził Kartę Dużej Rodziny oraz Związek Dużych Rodzin Trzy Plus.
- Celem zjazdu jest przełamanie negatywnych stereotypów o wielodzietnych rodzinach i pokazanie, że rodzina z licznym potomstwem to nie rodzina patologiczna, ale normalna rodzina, która ma swoje radości i problemy - powiedział rzecznik zjazdu Paweł Borządek. Jak dodał, zjazd ma być także okazją do integracji, poznania się i spotkania rodzin wielodzietnych.
Poinformował, że zaproszonych jest ok. 150 dużych rodzin, czyli około tysiąca osób, w tym 600 dzieci. Podkreślił, że 30 proc. gości zamieszka w tym czasie u grodziskich rodzin. - Nasze miasto i jego mieszkańcy są bardzo gościnni - zapewnił.
Na dziś wieczorem zaplanowano prezentacje rodzin, wspólne śpiewanie i zabawy integracyjne.
Natomiast jutro o godz. 10 w grodziskim Centrum Kultury odbędzie się konferencja "Dlaczego i jak państwo powinno wspierać rodzinę?" z udziałem prezydenta Bronisława Komorowskiego oraz jego małżonki. Para prezydencka objęła wydarzenie honorowym patronatem. Równolegle trwać będą warsztaty dla dzieci i rodziców (od godz. 10 do 13). Chętni będą mogli korzystać także z licznych atrakcji na basenie, z zajęć sportowych, np. szermierki oraz zajęć plastycznych.
W sobotę o godz. 16 rodziny wspólnie przejdą sprzed pomnika J. Chełmońskiego do Parku Skarbków, gdzie wystąpią dla nich m.in. Joszko Broda z dziećmi oraz muzycy Filharmonii Lwowskiej.
W niedzielę o godz. 10 kard. Kazimierz Nycz przewodniczyć będzie mszy św. w Parku Skarbków.
....
Brawo brawo brawo ! A dobro jak zawsze wspiera Kościół .
Rodziny wielodzietne o sobie: na pewno dom nie jest pusty
Na pewno dom nie jest pusty; oprócz obecności własnych dzieci, co chwilę dzwonią domofonem koledzy - jedynacy, szukający towarzystwa - tak o codziennym życiu mówi pani Krystyna, mama sześciorga dzieci, która przyjechała na I Ogólnopolskie Dni Dużych Rodzin.
Mieszkanka Gdańska, która wraz z rodziną przyjechała do Grodziska Maz., w rozmowie z PAP wymienia dzieci w kolejności od najstarszego: Miriam 19 lat, Magdalena 16 lat, Michalina - 14 lat, Józefina - 12 lat, Hubert- 10 lat, Leonard - 8 lat.
"Mam brata młodszego brata o 12 lat i przez te 12 lat byłam chowana jak jedynaczka, i zawsze zazdrościłam koleżankom, które miały pełny dom, że ktoś wchodził, wychodził, ciocie, wujkowie, coś się działo" - mówi pytana o powody decyzji o posiadaniu licznego potomstwa. "Nie planowaliśmy z mężem konkretnej liczby dzieci, ale chcieliśmy koniecznie, aby dzieciaki nie wychowywały się same i tak przybywało i przybywało" - dodaje.
Jako najważniejsze wyzwanie wymieniła zapewnienie warunków mieszkaniowych. "My mamy szczęście, że mamy dość duże mieszkanie, ale mogłoby być większe" - podkreśliła. "Drugie wyzwanie to utrzymanie, żeby dzieciaki miały jakiś standard, przynajmniej to, co najważniejsze" - dodała.
Jak zaznaczyła, sama przeżywała swoje dzieciństwo z kluczem na szyi, ponieważ oboje rodzice pracowali. "Doszłam do wniosku, że nie wyobrażam sobie takiej sytuacji dla naszych dzieci. Zdecydowałam się pracować w domu, zajmuję się rękodziełem, ale wiadomo, że wtedy zarobki są mniejsze, więc generalnie zadanie utrzymania spada w większości na męża, który pracuje na etacie" - mówiła pani Krystyna.
Zwróciła też szczególną uwagę na wyzwanie, jakim jest wykształcenie dzieci. "Ceny podręczników i ich ciągłe zmiany powodują koszmarne wydatki we wrześniu, np. w ubiegłym roku za podręczniki dla sześciorga dzieci zapłaciliśmy 2,5 tys. zł; więc trzeba cały rok oszczędzać na wrzesień" - relacjonowała.
"Wyzwanie to też zakupy dla tak licznej rodziny. Ja piekę chleb sama, więc odpada bieganie do piekarni, a mleko i nabiał dostarcza nam bezpośrednio do domu jedna z okolicznych małych mleczarni" - opowiadała mama sześciorga dzieci.
Poza materialnymi wyzwaniami pani Krystyna mówiła też o duchowym wyzwaniu, jakim jest wychowanie dobrych ludzi. "Widzę niesamowite efekty; to, czego nauczyłam najstarsze dzieci, one wpajają młodszym dzieciom. Odpadają mi pewne sprawy wychowawcze, bo z góry wiadomo, że w domu panują określone zasady i jedno dziecko pilnuje drugiego" - stwierdziła.
Jak opowiadała, dzieci są otwarte i chętnie angażują się w pomoc innym, chcą coś robić dla innych.
Pytana o odbiór tak dużej rodziny podkreśliła, że spotyka się z różnymi reakcjami. "Czasem z podziwem, a są też osoby, które mi się tłumaczą, że szkoda, że nie mają więcej dzieci" - mówiła. "Niestety są też osoby, które oceniają, że to nie jest odpowiedzialne, mieć tyle dzieci" - dodała.
"Na pewno dom nie jest pusty, ponieważ co chwilę domofonem dzwonią koledzy i pytają czy dzieci wyjdą się pobawić, ponieważ w okolicy mieszkają w większości rodziny z jednym lub dwójką dzieci, i te dzieci nudzą się same i szukają towarzystwa" - relacjonowała.
"Na pewno jest wesoło, ale czasem też trudno od strony materialnej" - podsumowała.
Dodała, że pojawiają się momenty, gdy dzieci buntują się, bo np. chciałyby mieć własny pokój. "Ale już za chwilę mówią: + ja bym jednak nie chciał sam spać, ja się boję+" - relacjonowała.
"Moja córka zaprzyjaźniła się z dziewczynką bardzo bogatą. Przybiegła od niej i mówi: +mamo ta dziewczynka ma wszystko, pięć domów dla lalek Barbie, swoją łazienkę, swoją sypialnię, tysiące lalek+, a na końcu stwierdziła: +Mamo, ale ona jest sama i nie ma się z kim bawić+" - opowiadała pani Krystyna.
"Dla mnie to było niesamowite, bo myślałam, że moje dziecko tak tęskni za tymi wszystkimi zabawkami, a jednak wie, że nie o to chodzi, aby siedzieć samemu i na to patrzeć" - podkreśliła.
Aby przyjechać do Grodziska Maz. rodzina pożyczyła większy samochód od znajomych, ponieważ sami mają samochód 5-osobowy. "Po Gdańsku, gdzie wprowadzono kartę dużej rodziny, poruszamy się komunikacją miejską, ponieważ jest dla nas darmowa. Jedziemy gdzie potrzebujemy bez żadnego wydatku" - zaznaczyła pani Krystyna.
Pytana o powody przyjazdu do Grodziska, podkreśliła, że jej rodzina od kilku lat angażuje się w działania Związku Dużych Rodzin. "Nie wyobrażaliśmy sobie, aby nas tu nie było, choć mieliśmy chwile zwątpienia, aby to logistycznie rozwiązać" - dodała.
"Ten zjazd to takie święto rodzin, dobrze, aby Polska zobaczyła, że te rodziny wielodzietne są bogactwem, dzieci są często uzdolnione, ponieważ inspirują siebie nawzajem, mobilizują, bo siostra coś fajnego robi, to ja też spróbuję" - mówiła.
Na zakończenie rozmowy zdradziła motto, często powtarzane przez jej męża: "W dużej ilości siła". W czasie gdy pani Krystyna brała udział w konferencji ekonomicznej, jej mąż z dziećmi uczestniczyli w zajęciach zorganizowanych dla najmłodszych w ramach zjazdu rodzin.
....
Piekne .
Instytut Plancka: wzrost bezrobocia to spadek liczby urodzeń
Im wyższe bezrobocie w kraju, tym mniej rodzi się dzieci - wynika z opublikowanych w środę wyników badania Instytutu Badań Demograficznych im. Maksa Plancka w Rostocku, którym objęto 28 państw europejskich.
Na potrzeby branżowego czasopisma "Demographic Research" badacze instytutu przeanalizowali dane z lat 2001-2010, a w przypadku niektórych krajów z lat 2001-2011.
Z ich porównania wynika, że w 28 badanych państwach średnia liczba urodzeń na kobietę spadała tym mocniej, im wyższa była stopa bezrobocia. Średnio wzrost stopy bezrobocia o jeden procent przekładał się na spadek liczby urodzeń wśród osób w wieku 20-24 lata o 0,1 proc., a w tej samej grupie wiekowej w krajach południa Europy - o 0,3 proc.
W wielu państwach rosnąca liczba osób bez zatrudnienia, wywołana ogólnoeuropejskim kryzysem, doprowadziła do odwrócenia pozytywnego trendu, w ramach którego rosła liczba urodzeń - zaznacza współautorka badania Michaela Kreyenfeld. Dotyczy to m.in. Czech, Polski, Wielkiej Brytanii i Włoch.
W innych krajach, np. w Rosji czy na Litwie, zaobserwowana zależność między bezrobociem a liczbą urodzeń była słaba lub wręcz nie istniała. Podobnie sytuacja wyglądała w Szwajcarii, Austrii i Niemczech, gdzie w ostatnich latach liczba osób bez pracy wzrosła nieznacznie lub wcale (a w Niemczech spadła).
Najwyraźniej zależność między poziomem bezrobocia a średnią liczbą urodzeń widać na przykładzie Hiszpanii. Na początku XXI wieku liczba dzieci przypadających na jedną kobietę rosła z roku na rok - z 1,24 dziecka w 2001 roku do 1,47 dziecka w roku 2008, na który przypadł początek kryzysu. Rok później na jedną kobietę przypadało już tylko 1,4 dziecka. W tym samym czasie wzrosło bezrobocie - z 8,3 proc. w 2008 roku do 11,3 proc. w 2009 roku. W 2011 roku liczba urodzeń spadła jeszcze bardziej, do 1,36 dziecka na kobietę.
Podobny mechanizm zaobserwowano także w Chorwacji, Irlandii oraz na Łotwie i Węgrzech. Dotyczy to szczególnie par poniżej 25. roku życia, podejmujących decyzję o pierwszym dziecku. Wśród osób powyżej 40. roku życia większe znaczenie miały względy biologiczne.
....
Polska jest tu najle ... gorszym przykladem zniszczenia urodzen bezrobociem poprzez schladzanie gospodarki . Jeszcze w latach 80tych ilos urodzen byla duza po paru latach katastrofa .
Rodzinne firmy ważne dla gospodarki
Działają dłużej, zwalniają rzadziej. Firmy rodzinne są siłą polskiej gospodarki. Ich właściciele spotkali się dziś u Rzecznika Praw Obywatelskich, żeby porozmawiać o swojej działalności i wyzwaniach, które czekają ich w najbliższych latach.
Prezes Inicjatywy Firm Rodzinnych Andrzej Blikle odkreśla, że takie przedsiębiorstwa dobrze poradziły sobie ze spowolnieniem gospodarczym, ponieważ mają przewagę nad wielkimi korporacjami. Planowanie w firmach rodzinnych odbywa się w perspektywie jednego pokolenia, a nie kilkuletniej kadencji zarządów. Pracownicy i właściciele takich przedsiębiorstw częściej gotowi są ponosić straty i ciężej pracować, żeby utrzymać czy rozwinąć firmę.
Rozmówca IAR dodaje, że prowadzenie rodzinnego przedsiębiorstwa, szczególnie w Polsce, nie jest łatwe. Poprawy wymaga nie tylko infrastruktura, ale przede wszystkim rozwiązania prawne. Jak twierdzi Andrzej Blikle warunki prowadzenia firmy, sukcesja czy rozwój w zglobalizowanym świecie są największymi wyzwaniami, z którymi muszą zmierzyć się właściciele rodzinnych biznesów.
Prezes Polskiej Agencji Rozwoju Przedsiębiorczości Bożena Lublińska-Kasprzak podkreśla, że polskie rodzinne firmy, jeżeli chcą konkurować na światowych rynkach, muszą unowocześnić swoją produkcję czy usługi. W rozmowie z IAR stwierdziła, że PARP w ramach programu "Bon na innowacje" zachęca mikroprzedsiębiorców do zlecania badań naukowcom.
Jutro dyskusja o firmach rodzinnych przeniesie się do pałacu prezydenckiego. Tam odbędzie się forum debaty publicznej "O społecznym i gospodarczym znaczeniu firm rodzinnych".
Rodzinne przedsiębiorstwa wypracowują około 40 procent polskiego PKB i stanowią około 36 procent polskich firm.
...
A moglby byc dwa razy wyzszy procent gdyby po 89 nie rzadzily imbecyle .
"Rzeczpospolita": religia chroni polskie rodziny
Frekwencja w domach dziecka i rodzinnych formach opieki zastępczej jest silnie powiązana z liczbą rozwodów i stosunkiem do religii w danym regionie Polski - twierdzi "Rzeczpospolita".
Jak wynika z danych GUS, są ogromne różnice między województwami w liczbie dzieci pozbawionych opieki naturalnej rodziny: od 6,1 na 1 tys. mieszkańców w Podkarpackiem, aż do 14,2 w Zachodniopomorskiem.
Na Zachodnim Pomorzu zaś wskaźnik rozwodów na 1 tys. ludzi wynosi 1,9 i jest niewiele mniejszy niż u rekordzistów w tym względzie - na Dolnym Śląsku i w Kujawsko-Pomorskiem (do 2).
Z kolei najmniej dzieci objętych opieką zastępczą jest w południowo-wschodnich podregionach: rzeszowskim, tarnowskim, nowosądeckim, krakowskim i tarnobrzeskim.
Jednocześnie tamtejsze diecezje są rekordzistkami, jeśli idzie o wiernych Kościoła katolickiego, biorących udział w niedzielnych mszach świętych. Jest ich niemal dwa razy więcej niż średnia dla kraju - zauważa "Rzeczpospolita", powołując się na kościelne statystyki.
Jak podkreśla gazeta, dane GUS dowodzą więc, że wyznawane wartości przekładają się na zachowania. Wiara chroni rodziny przed rozpadem, a dzieci przed sierocińcem lub wychowywaniem się w niepełnej rodzinie - podsumowuje "Rzeczpospolita".
Cytowany przez gazetę Paweł Woliński z Fundacji Mama i Tata zwraca uwagę, że w Polsce nie ma żadnej "prewencji przeciw rozwodom". Jego zdaniem, minimalne wsparcie dla rodzin mogłoby zapobiec wielu rozwodom, a to w konsekwencji przyniosło by korzyści całemu społeczeństwu.
...
JASNE I OCZYWISTE ! Wolne zwiazki rozwody konkubinaty to pieklo dzieci . A najwieksza ochrona czlowieka jest WIARA ! Tak jak mowi Biblia jak naucza Kosciol . A jak sluchacie medioli to potem nie miejcie pretensji .
Mały, ciasny, ale własny. O tym marzą PolacyCzwartek, 2 kwietnia 2015, źródło:Newseria.pl
Ponad 60 proc. Polaków przyznaje, że marzy o tym, by mieszkać w wolnostojącym domu o powierzchni od 100 do 150 mkw. z ogrodem – wynika z badania przeprowadzonego przez Westwing Home & Living. Niewiele osób wskazuje na lokum w zabudowie bliźniaczej czy szeregowej. Zainteresowaniem nie cieszą się również duże domy, o powierzchni ponad 200 mkw. Podjęciu decyzji o zakupie domu sprzyjają coraz wyższe pensje i tańsze kredyty hipoteczne.
– Ponad 60 proc. ankietowanych chciałoby mieszkać w domu z ogrodem. Duża grupa respondentów wybrała też mieszkanie w nowym budownictwie, zlokalizowane na osiedlu. Bardzo mało osób wskazało na dom bliźniak czy w zabudowie szeregowej – mówi Marta Suchodolska, dyrektor ds. stylu w firmie Westwing.
Dom w zabudowie szeregowej wskazało zaledwie 3 proc. ankietowanych, a w bliźniaczej - 2 proc. Z kolei mieszkanie w lofcie chciałoby mieć 13 proc. respondentów, w apartamentowcu – 10 proc., a w kamienicy – 12 proc. W badaniu przeprowadzonym przez Westwing Home & Living Polacy zostali także zapytani o preferowaną wielkość mieszkania lub domu.
– Wymarzona powierzchnia to od 100 do 150 mkw. Część ankietowanych odpowiedziała, że chciałaby mieć dom ciut większy lub ciut mniejszy. Znacznie mniej osób wskazywało na metraż wyższy niż 200 mkw., czyli nie chcemy mieszkać w tak dużych domach, niewielu ankietowanych wskazywało też na powierzchnię od 60 do 80 mkw. To są z reguły mieszkania, w jakich mieszkamy – tłumaczy Marta Suchodolska.
Z badań wynika, że 53 proc. Polaków mieszka w dwu- lub trzypokojowych mieszkaniach, a 16 proc. ankietowanych ma do dyspozycji cztery pokoje. Z kolei trzech na dziesięciu respondentów funkcjonuje we wnętrzu składającym się z pięciu lub większej liczby pomieszczeń.
Ankietowani podkreślają, że jeżeli tylko jest taka możliwość decydują się na zakup domu lub mieszkania na własność. Takim decyzjom sprzyjają rosnące wynagrodzenia, stosunkowo niskie ceny nieruchomości, tanie kredyty oraz przeciętnie niższa stawka za metr kwadratowy przy wyższym metrażu.
– Nie chcemy wynajmować czy zmieniać mieszkań co jakiś czas. Chcemy mieć jedno miejsce, nasz dom, naszą twierdzę, które daje nam poczucie bezpieczeństwa – mówi Marta Suchodolska.
Z badań wynika, że Polacy chcą mieszkać nie tylko wygodnie i praktycznie, lecz także pięknie. Planując wnętrza swojego domu, coraz częściej poszukują inspiracji w programach telewizyjnych, na portalach internetowych i w magazynach branżowych. W związku z tym decyzje w zakresie wyboru mebli i dodatków dekoracyjnych są coraz bardziej przemyślane.
....
Zdrowe . W takich domach i rozwoj osoby ludzkiej jest lepszy .
Ile kosztuje wychowanie dzieci w Polsce? Znamy wyliczenia ekspertów
Poniedziałek, 1 czerwca 2015, źródło:PAP
Koszt wychowania jednego dziecka w Polsce (do osiągnięcia 19 roku życia) mieści się w przedziale od 176 tys. do 190 tys. zł, a dwójki dzieci - od 317 tys. do 350 tys. zł - szacuje Centrum im. Adama Smitha.
Udostępniamy nagranie wideo:
http://serwiswideo.pap.pl/wideo/Ile-kosztuje-wychowanie-dzieci-w-Polsce-Znamy-wyliczenia-ekspertow.mp4
W przypadku rodzin z trójką dzieci koszty te wynoszą przeciętnie od 421 do 460 tys. zł W opublikowanym przez Centrum im. Adama Smitha raporcie przyjęto, że koszt wychowania drugiego dziecka wynosi 80 proc. kosztów pierwszego, a trzeciego dziecka - 60 proc. kosztów pierwszego - ze względu na "korzyści skali", w tym na oszczędności płynące ze wspólnej konsumpcji.
Eksperci podkreślają, że choć rodzicielstwo nie jest wyłącznie rezultatem kalkulacji ekonomicznych, to obawy potencjalnych rodziców o bezpieczeństwo ekonomiczne rodziny i jej poziom życia negatywnie wpływają na decyzje o liczbie dzieci.
"Dla Polski ważne jest, aby współczynnik dzietności - obecnie wynoszący około 1,3 - wzrósł do poziomu zbliżonego do 2, bez tego nasz kraj znajdzie się w głębokim regresie demograficznym" - czytamy w raporcie.
Jego autorzy podkreślają, że ważne jest, aby koszty wychowania i utrzymania dzieci były minimalizowane dzięki efektywnym usługom publicznym (edukacji, opiece zdrowotnej), ale głównie dzięki dynamicznemu rynkowi pracy, pozwalającemu na samodzielne uzyskanie dochodów.
"Macierzyństwo i praca zawodowa są obecnie do pogodzenia, a praca zawodowa jest jednym z czynników wzmocnienia pozycji społecznej kobiet" - czytamy.
Eksperci podkreślają też, że rodziny z dziećmi są szczególnie wrażliwe na skutki wysokiego VAT. "Stawka VAT w Polsce jest wyższa niż w większości państw europejskich. Wyższa stawka obowiązuje jedynie w Szwecji i Danii (25 proc.) Dla 95 proc. polskich podatników 23 proc. stawka VAT jest większym obciążeniem niż 19 proc. stawka od dochodów osobistych" - czytamy w raporcie.
...
Cenne obliczenia.
Karolina i Tomasz Elbanowscy: bieda w Polsce ma twarz dziecka
19 listopada 2015, 15:46
Młodzi nie zaczną decydować się na dzieci, jeśli nasze państwo diametralnie nie zmieni swojego stosunku do rodzin. Gorzej - będą wyjeżdżać. Wszystkie państwa wokół nas traktują rodzących się obywateli jako zysk, jako kapitał społeczny, na którym budowany będzie dobrobyt. Rządy pomagają rodzinom w całej zachodniej Europie, a także w biedniejszej od nas Ukrainie czy Rosji, gdzie becikowe w formie „kapitału macierzyńskiego” wynosi równowartość aż 25 tys. zł. U nas wsparcie zarezerwowane jest dla ludzi żyjących na skraju nędzy. Nie ma więc nic wspólnego z polityką prorodzinną - piszą Karolina i Tomasz Elbanowscy, autorzy książki "Ratuj Maluchy! Rodzicielska rewolucja", w felietonie dla Wirtualnej Polski.
Przy okazji reformy, która miała na celu ratowanie upadającego systemu ZUS kosztem dzieci (skrócenie czasu edukacji przez wysłanie sześciolatków do szkoły), wielokrotnie powracał argument, że tak trzeba, bo "tak jest na Zachodzie". My Polacy, mamy zakodowany w mózgach od czasów PRL „kompleks Pewexu”, czyli podziw dla wszystkiego, co z Europy, a co ma posmak lepszego, kolorowego i bogatego świata. Mieliśmy więc kopiować wszystkie, nawet najgłupsze, rozwiązania edukacyjne od naszych sąsiadów (patrz: gimnazja) i broń Boże nie pytać np. o warunki w naszych niedoinwestowanych szkołach.
Jednak gdy ktokolwiek w Polsce postuluje wprowadzenie polityki prorodzinnej, która na Zachodzie jest powszechna, i która w wieloletniej perspektywie może zmienić fatalne statystyki urodzin, zaraz pojawia się chór głosów oburzenia. O dziwo, nie odwołują się już one do „standardów zachodnich”, za to alarmują, że pod żadnym pozorem nie można dawać rodzicom pieniędzy do ręki. Dlaczego? Bo „wspieranie rodzin nie poprawi statystyk dzietności” a „młodzi nie rodzą, bo są leniwi”. I że lepiej przekazać pieniądze w ręce odpowiedzialnych urzędników, którzy na pewno ich nie przepiją. Sporo się takich głosów pojawiło w ostatnim czasie, przy okazji sztandarowego pomysłu zwycięskiej partii, czyli 500 zł na dziecko. Wszystkim publicystycznym wojownikom, walczącym z powszechnymi świadczeniami na dzieci, odpowiemy po kolei.
Butiki z protezami
Po pierwsze i najważniejsze, warto uświadomić sobie, że istnieje pewna ekonomiczna zasada, która jest tak oczywista, że może niektórzy o niej zapominają. Brzmi ona: bez konsumentów nie ma gospodarki. Jeśli dziś nie zaczną się rodzić dzieci, za kilkadziesiąt lat wielkie centra handlowe popadną w ruinę. Butiki z szałową odzieżą dla młodych zastąpią sklepiki z laskami i protezami dla starców. A i te padną szybko, bo armia emerytów będzie żyć w nędzy. Nie będzie komu pracować ani na emerytury, ani na PKB. Młodzi jeszcze częściej będą uciekać z kraju. Nie trzeba wyobraźni, żeby zobaczyć, jak to będzie wyglądać. Wystarczy wycieczka do wyludnionych wsi na ścianie wschodniej. Wymieramy jako naród i bez natychmiastowych, odważnych działań w perspektywie najbliższych dekad, cierpieć będą wszyscy. Także ci, którzy dziś wilkiem patrzą na dodatki na dzieci i których nic nie obchodzi to, że nasz kraj wydaje na wspieranie rodzin najmniej ze wszystkich krajów UE.
Talony na jedzenie zamiast emerytury?
Najczęstszy argument przeciwników powszechnych świadczeń na dzieci zamyka się w zdaniu: „żyjąca na koszt państwa patologia będzie się cieszyć”. Czy rzeczywiście ludzie wychowujący małe dzieci, gdy tylko zobaczą pieniądze, zaraz pobiegną do budki z piwem? Ciekawa jest ta niewiara w młodych rodziców. Ustawodawca powinien mieć przed oczami przeciętnego obywatela. Dlaczego akurat w przypadku rodzin zasady mają być definiowane marginesem, patologią? Będziemy się upierać, że odsetek alkoholików wśród młodych rodziców jest taki sam, jak we wszystkich innych grupach społecznych. Jeśli mielibyśmy tę niewiarę w odpowiedzialność naszych obywateli przenieść także na inne grupy, należałoby zacząć wypłacać emerytury w talonach na żywność i karnetach do aptek.
Emerytury i renty są, jakby nie patrzeć, pieniędzmi z budżetu państwa. Może więc podatnicy powinni mieć pewność, że dziadek, zamiast na leki i jedzenie, nie przehula ich krwawizny przy nalewce z kolegami? Na pewno pojawią się głosy, że przecież emerytury należą się seniorom za wszystkie lata, w czasie których odkładali składki na swoim koncie w ZUS. I że mogą je sobie wydać na co chcą, śpiewając za Pawłem Kukizem „za swoje piję ja, ile chcę!”. Byłoby tak, rzeczywiście, gdyby pieniądze na starość odkładali w skarpecie, a nie na wirtualnym koncie w ZUS. Istota działania tego zakładu opiera się bowiem na zasadzie: dzieci pracują na rodziców i dziadków. Czy się to komuś podoba czy nie, obecni emeryci pracowali na emerytury nie swoje, lecz swoich dziadków. Jeśli teraz zabraknie dzieci, po prostu nie będzie od kogo wyegzekwować „należnych im świadczeń”.
Demograficzny drenaż
Wielu publicystów upiera się, że wprowadzenie świadczeń rodzinnych nie przekłada się na zwiększenie dzietności, jako koronny dowód podając Niemcy. Co z tego, że we Francji, Wielkiej Brytanii czy Estonii widać, że konkretne wsparcie dla rodzin przynosi efekty? Skoro gdzieś nie wyszło, u nas też się nie uda. Podczas gdy na Wyspach Brytyjskich ciężarna kobieta, a potem jej dziecko, mają nawet darmowe leki, u nas trwają niekończące się debaty, czy może nie odebrać jeszcze rodzicom marnego tysiąca becikowego, który nie starcza nawet na wózek. Za naszą zachodnią granicą kobieta, wybierając szpital do porodu, zastanawia się, czy zdecydować się na ten z tradycyjnym żywieniem, czy na ten oferujący „szwedzki stół”. U nas, gdy niedawno pewnemu ordynatorowi ginekologii wyrwało się w obecności ministra zdrowia, w jak zapyziałych warunkach rodzą kobiety na Śląsku, omal nie stracił pracy. Polka musi nierzadko płacić za obecność męża przy narodzinach i za szczepionki dla noworodków, bo inaczej maluch będzie czterokrotnie kłuty najtańszymi, „farmaceutycznymi mamutami”, wycofanymi dawno choćby w Czechach. O wydatkach, jakie czekają polskich rodziców w kolejnych latach nie wspominając.
Młodzi nie zaczną decydować się na dzieci, jeśli nasze państwo diametralnie nie zmieni swojego stosunku do rodzin. Gorzej - będą wyjeżdżać. Wszystkie państwa wokół nas traktują rodzących się nowych obywateli jako zysk, jako kapitał społeczny, na którym budowany będzie dobrobyt. Rządy pomagają rodzinom w całej zachodniej Europie, a także w biedniejszej od nas Ukrainie czy Rosji, gdzie becikowe w formie „kapitału macierzyńskiego” wynosi równowartość aż 25 tys. zł. U nas wsparcie zarezerwowane jest dla ludzi żyjących na skraju nędzy. Nie ma więc nic wspólnego z polityką prorodzinną.
Trudna sytuacja materialna, brak perspektyw i poczucia bezpieczeństwa sprawia, że młodzi uciekają z kraju. W ostatnich latach wyemigrowało 2 mln ludzi. Wielu z nich już sprowadziło lub właśnie zamierza sprowadzić do siebie swoje rodziny i dzieci. Jesteśmy demograficznie drenowani przez kraje Zachodu. Do tego statystyczna Polka rodzi tylko 1,3 dziecka. To już nie czas na udawanie, że problemu nie ma. Węgrzy w podobnej sytuacji zawarli układ ponad podziałami, wszystkie partie od lewa do prawa podpisały się pod planem intensywnego wsparcia rodzin. Jeśli ktokolwiek w Polsce twierdzi, że wprowadzanie polityki prorodzinnej nie ma sensu, bo brak dzieci to tendencja kulturowa, a nie wynikająca z biedy, niech zapyta Polek na Wyspach, czemu chętniej rodzą tam, a nie w Polsce? Polacy chcą mieć duże rodziny i na Wyspach są grupą przewyższającą dzietnością imigrantów z innych krajów.
Bieda ma twarz dziecka
Przyzwyczailiśmy się też do hasła „biedny jak emeryt”. Ale mimo, że nikt nie twierdzi, że emeryci w Polsce żyją bogato, ich dochody są stabilne. Dlatego stanowią nierzadko oparcie dla innych członków rodziny, szczególnie w środowiskach zagrożonych bezrobociem. Dziś bieda ma w Polsce twarz dziecka. Oficjalne dane GUS mówią, że podstawowych potrzeb biologicznych (!) nie może zaspokoić aż 800 tys. dzieci. A do tego dochodzi jeszcze bieda, nie stanowiąca zagrożenia dla zdrowia i życia, ale powodująca wykluczenie społeczne. Każde dziecko chciałoby przecież pojechać na wycieczkę szkolną, dostać prezent pod choinkę czy mieć nowe buty. Statystyki mówią, że dziś to młode rodziny, szczególnie te, które mają więcej niż dwoje dzieci, są najbardziej zagrożone ubóstwem.
Prorodzinna ulga podatkowa jest tylko listkiem figowym, który ma ukryć fakt, że w naszym kraju najmłodsi, choć nie zarabiają, sami płacą podatki. Od każdej pieluchy, kaszki, soczku, zabawki muszą oddać nawet 23 proc. "haraczu dla państwa". Myli się więc prof. Grzegorz Kołodko twierdząc, że dzieci powinno się mieć na własny koszt, nie na koszt państwa. W rzeczywistości jest zupełnie inaczej. Dziś to państwo, pobierając daniny, żeruje na dzieciach, które nie mają jak się przed tak rozumianą sprawiedliwością obronić, bo nawet nie mają głosu wyborczego. W Wielkiej Brytanii obowiązuje zerowa stawka VAT na produkty dla dzieci. W innych krajach ten podatek jest rekompensowany rodzinom za pomocą rozbudowanych systemów świadczeń. U nas rodzice nie mogą się nawet rozliczyć wspólnie z dziećmi. Kwota wolna od podatku jest taka sama bez względu na to, czy podatnik ma na utrzymaniu jedną, dwie czy może więcej osób. Co znamienne, nasze państwo bardziej promuje śmierć niż narodziny. Bo jak inaczej wyjaśnić, że na wózek dziecięcy nałożony jest 23 proc. VAT, a na trumnę tylko 8 proc.?
Polska to nie miasteczko Wilanów
Młodzi mówią, że najlepszym środkiem antykoncepcyjnym jest dla nich kredyt mieszkaniowy. Co z tego, że obiektywnie żyją w lepszych warunkach niż ludzie jeszcze 100 lat temu, bo zamiast klepiska mają na podłodze panele z promocji w hipermarkecie. Niestety, mogą skończyć jako bankruci jeszcze szybciej niż ich przodkowie, którzy nie mieli kredytów we frankach szwajcarskich. Młodzi boją się mieć dzieci, bo wiedzą, że mogą liczyć tylko na siebie. Państwo tylko wyciąga do nich ręce po składki i podatki. Gdy tracą pracę i nie mogą spłacać rat, przestaje się nimi interesować. Dostępność różnorodnych produktów spożywczych w dyskoncie nie zwiększa poczucia bezpieczeństwa. Zresztą nic w tym dziwnego, że rodzice chcą zapewnić swoim dzieciom życie w standardzie z XXI wieku, a nie w standardzie sprzed 100 lat. Wychowanie dziecka to bardzo poważna inwestycja, jak policzyli ekonomiści z Centrum Adama Smitha, ok. 200 tys. złotych.
Ryszard Petru, założyciel bardzo nowoczesnej partii, kpi sobie, że 500 zł na dziecko to jak rozrzucanie pieniędzy z helikoptera i upiera się, że wspierać można, ale tylko najuboższych. Tym samym pokazuje, że nie wie, czym się różni polityka prorodzinna od polityki socjalnej. Ta pierwsza oznacza, że zachęcamy do posiadania dzieci przede wszystkim ludzi średniozamożnych, którzy będą szczególnie dbać o edukację, przynosząc w perspektywie zysk wszystkim obywatelom. Co z tego, że wsparcie otrzyma też bogaty? Odda je przecież w płaconych przez siebie wysokich podatkach. Dawanie pieniędzy tylko najuboższym będzie zaś wzmacniać stereotyp „patologii” żyjącej z dzieci na koszt państwa. Wszelkie progi dochodowe są też hamulcem dla rozwoju i wychodzenia z biedy: nie opłaca mi się starać o lepszą pracę czy podwyżkę, bo stracę ten czy inny zasiłek.
Zadowoleni z siebie politycy, patrzący na Polskę z perspektywy miasteczka Wilanów, nie mają pojęcia, jak wygląda życie przeciętnej rodziny. Ryszard Petru, który został wypromowany przez środowisko bankowców, wchodzi w politykę bez cienia wstydu, że namawiał ludzi do kredytów we frankach, od których sam szybko uciekł. Dziś nie ma oporów, by odmawiać rodzinom, zrobionym również przez siebie w balona, chociażby tej formy wsparcia. Polska klasa średnia i tak jest słaba. Nawet jeśli nominalnie zarabia przyzwoite pieniądze, po spłacie raty kredytu zostaje jej tyle, że nie stać jej często na uczestnictwo w kulturze: teatr, kino, książki czy wakacje. To sprawia, że tak naprawdę są biedotą (według kryteriów krajów zachodnich). 500 zł na dziecko dla przeciętnej rodziny to bardzo konkretne wsparcie. Niejednej kobiecie łatwiej będzie z takim zabezpieczeniem namówić męża na kolejne dziecko.
Urzędnik nie wie lepiej
Publicyści „Gazety Wyborczej”, Leszek Kostrzewski i Piotr Miączyński, upierają się z kolei, że można lepiej wykorzystać publiczne pieniądze, kierując ich strumień w stronę instytucji państwa. Zupełnie serio twierdzą np., że lepszym pomysłem niż dawanie rodzicom pieniędzy do ręki, będzie zainwestowanie w bezpłatne zajęcia dodatkowe w szkołach. Już widzimy te rzesze chętnych do rodzenia dzięki darmowemu baletowi i karate... Rodzice najlepiej wiedzą, czego potrzeba ich dzieciom. Póki nie zaczniemy sprowadzać urzędników z jakiejś innej planety, nie liczmy na to, że zrobią cokolwiek lepiej niż przeciętny Kowalski. Przykład? Najdroższe na świecie autostrady, których koszt podwoiły ekrany budowane w szczerym polu.
A z tematów bliższych dzieciom warto przypomnieć słynny program „Owoce w szkołach”, który stał się sposobem na pozbycie się produktów rolnych drugiej kategorii. Która matka dałaby dziecku do szkoły zjełczałą marchewkę? Warto też przytoczyć ostatnie doniesienia prasowe o domu dziecka, w którym dzieci „uratowane” z niewydolnych wychowawczo rodzin nie tylko były bite, ale do tego stawka żywieniowa na kolację wynosiła - to nie żart - JEDEN złoty. A tysiące, kierowane przez państwo na utrzymanie każdego dziecka w bidulu, gdzieś wyparowywały.
Dlatego zanim, jak chcieliby publicyści, urzędnicy wybudują powszechnie dostępne żłobki, może się okazać, że ostatnia demograficzna szansa przejdzie nam koło nosa. Ani się obejrzymy, gdy przeminie czas matek z wyżu demograficznego lat 80. Poza tym, kobieta wie lepiej, czy iść do pracy, zostawiając dziecko w żłobku, czy też woli być z nim dłużej w domu, otrzymując od państwa elementarne zabezpieczenie na ten czas.
I na koniec: pieniądze zainwestowane w kapitał ludzki nie zwrócą się od razu. Dzietność nie skoczy nagle z 1,3 na 2,3. Ale dobry klimat wokół rodziny sprawi, że coraz więcej młodych, którzy w gruncie rzeczy chcieliby mieć dzieci, zacznie z większą otwartością myśleć o nowych członkach rodziny. Dlatego bardzo ważna jest deklaracja nowego rządu, że aby zapewnić realizację przedwyborczej obietnicy, nie będą odbierać rodzicom istniejących ulg podatkowych. Majstrowanie przy tym, co już udało się wynegocjować na wsparcie dla rodzin, byłoby burzeniem poczucia bezpieczeństwa, które jest podstawą dobrej polityki prorodzinnej. Jeśli każda nowa władza zaczynałaby od psucia tego, co zrobili w tej sprawie jej poprzednicy, na długofalowe zyski z wsparcia dla rodzin nie będzie co liczyć.
Dla nowej pani minister do spraw rodziny, pracy i polityki społecznej mamy jedną radę: proszę słuchać głosu rodziców, nie publicystów.
Karolina i Tomasz Elbanowscy dla Wirtualnej Polski
Karolina i Tomasz Elbanowscy - założyciele fundacji Rzecznik Praw Rodziców, autorzy książki „Ratuj Maluchy! Rodzicielska rewolucja”.
...
Wreszcie cos z sensem.
Będą niższe opłaty za śmieci dla rodzin wielodzietnych w Opolu
Środa, 16 grudnia 2015, źródło:PAP, PAP
fot.WP.PL / Jacek Dominski/REPORTER
Od maja 2016 roku rodziny wielodzietne z Opola - z trójką i większą liczbą dzieci - zapłacą za odbiór śmieci o 30 proc. mniej - zapowiedziały władze miasta. Obniżka ma dotyczyć ponad 10,2 tys. opolan. Będzie kosztować budżet miasta ok. 500 tys. zł rocznie.
Wprowadzenie obniżek na opłaty za śmieci dla rodzin wielodzietnych zapowiedzieli na konferencji prasowej w środę prezydent i wiceprezydent Opola oraz przedstawiciele wszystkich klubów rady miasta i przedstawiciel radnych niezależnych.
Prezydent Opola Arkadiusz Wiśniewski, omawiając przekazany mediom projekt uchwały ws. zniżek zapowiedział, że będzie ona procedowana na ostatniej w tym roku sesji rady miasta 29 grudnia. - Chcemy zakończyć ten rok mocnym, prorodzinnym i prospołecznym akcentem, a jednocześnie pokazać, że zarząd miasta i radni różnych opcji politycznych mogą wspólnie pracować. Okazuje się, że bez względu na opcję łatwo nam dojść do wspólnego zdania wtedy, kiedy wprowadzane są sprawy społeczne i polityka prorodzinna - zaznaczył.
Wiceprezydent Opola Mirosław Pietrucha wyjaśniał, że ze zniżek będą mogły korzystać rodziny wielodzietne, o których mowa w ustawie o Karcie Dużej Rodziny - z trójką lub większą liczbą dzieci. - Chodzi nam o osoby, które warunki Karty spełniają. Nie muszą natomiast tej Karty mieć, by z naszej ulgi skorzystać - zaznaczał Pietrucha.
Obecnie Opolanie płacą 13 zł od osoby za wywóz odpadów segregowanych i 20 zł od osoby za wywóz odpadów niesegregowanych. Obniżka ma wynieść 30 proc. dotychczasowych opłat. Wiceprezydent i prezydent Opola przyznali, że proponowali obniżkę sięgającą 20 proc. wysokości dotychczasowych opłat, ale do większej ulgi namówili ich radni. Władze miasta na to przystały.
Jak wyliczono w uzasadnieniu uchwały obecnie 5-osobowa rodzina segregująca odpady płaci za to 65 zł, a po zniżce ma płacić 45 zł 50 gr, czyli o 19 zł 50 gr mniej. Dwójka segregujących odpady rodziców z piątką dzieci zapłaci po wprowadzeniu zniżki o 27 zł 30 gr mniej, niż dotąd; a samotny rodzic z trójką dzieci - o 15 zł 60 gr mniej, niż obecnie.
Pietrucha podał, że z rozeznania miasta wynika, iż zniżki mogą dotyczyć ok. 2 tys. rodzin wielodzietnych z Opola. W sumie uprawnionych do nich ma być ponad 10,2 tys. opolan. - Będzie to w naszym odczuciu realne wsparcie, bo mniej więcej jedna dziesiąta mieszkańców miasta będzie mogła z tego narzędzia skorzystać - podkreślił wiceprezydent.
Dodał, że uwzględniając czas potrzebny na to, by uchwała weszła w życie i okres ok. 2,5 miesiąca, który miasto chce dać chętnym do skorzystania z ulgi na złożenie stosownych deklaracji, zniżki mają zacząć obowiązywać od 1 maja 2016 roku. Koszt ich wprowadzenia dla budżetu miasta to ok. 500 tys. zł. - Są to pieniądze, które w naszym odczuciu będzie można wygospodarować z tych środków, które w ramach opłat wpływają. Pracujemy też ciągle nad racjonalizacją kosztów związanych z obsługą tego systemu - mówił Pietrucha.
W liczącej 25 radnych opolskiej radzie miasta klub prezydenta Arkadiusza Wiśniewskiego liczy 6 radnych i współpracuje, nie mając formalnie koalicji, z liczącymi po czterech radnych klubami Razem dla Opola (RdO) oraz PiS. PO ma w radzie Opola 9 radnych, a po jednym SLD i mniejszość niemiecka.
Na środowej konferencji prasowej ws. proponowanego wprowadzenia zniżek na opłaty za wywóz śmieci obecni byli szefowie wszystkich klubów radnych w opolskiej radzie miasta: Sławomir Batko (PiS); Krzysztof Drynda (RdO); Łukasz Sowada (Klubu Arkadiusza Wiśniewskiego); Zbigniew Kubalańca (PO) oraz Piotr Mielec (radny niezależny z SLD). Radni pomysł wprowadzenia zniżek poparli i podkreślali m.in., że ulga taka powinna być odczuwalna w budżecie rodzin i że będzie ona kolejnym elementem polityki prorodzinnej miasta.
...
I prosze. WSZYSTKIE PARTIE RAZEM! MOZNA? MOZNA! A pomysl ciekawy.