Jaśminowa Malezja !
Serwis znalezionych frazLinki
- Ashley...
- Jaśminy wstrząsają Libią!
- Jaśminy w Senegalu...
- WystartowaĹ konkurs, w ktĂłrym moĹźesz wypromowaÄ Ujazd!
- Przepisywanie komputerowe tekstĂłw.
- Tu jest moje miejsce na Ziemi.
- ĹwiÄte zaĹoĹźycielki zakonĂłw z Polski !
- DruĹźyna mistrzĂłw - ODDAJ GĹOS NA NASZÄ MĹODZIEĹť!!!
- Dokumenty
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- windykator.xlx.pl
Ashley...
Demonstracja opozycji w Kuala Lumpur
Ponad 15 tys. demonstrantów zebrało się w sobotę w Kuala Lumpur na wiecu, domagając się większej przejrzystości ordynacji wyborczej przed wyborami powszechnymi, które mają odbyć się w połowie roku.
Jest to jedna z największych w ostatnich latach w Malezji demonstracji. Opozycja zarzuca rządzącej krajem od ponad 54 lat koalicji premiera Najiba Tuna Abdula Razaka, że utrzymuje się u władzy dzięki fałszerstwom wyborczym. Domaga się także uniemożliwienia wielokrotnego oddawania głosu, jednakowego dostępu do mediów, dopuszczenia do głosowania obywateli Malezji zamieszkałych za granicą, a także przyjazdu na wybory międzynarodowych obserwatorów. Do podobnej demonstracji w Kuala Lumpur doszło w lipcu ubiegłego roku. Policja gazami łzawiącymi rozpędziła wiec, aresztując ponad 1.600 osób.
>>>>
Wiatr wolnosci dociera i tam . Choc w zadnym razie nie nalezy sobie wyobrazac glodujacego ludu pod ciezarem tyarnii . Daj nam Boże taka tyranie jaka oni przeszli i taki skok bogactwa . Ale kasa to nie wszystko . A nawet malo . Liczy sie etyka . Stad popieramy !
Malezja: gaz łzawiący na proteście przeciwko fałszerstwom wyborczym
Malezyjska policja użyła armatek wodnych i gazu łzawiącego przeciwko uczestnikom protestu, którzy w stolicy Kuala Lumpur sprzeciwiali się fałszerstwom wyborczym przed zbliżającymi się wyborami powszechnymi. Demonstracja zgromadziła 25 tys. ludzi.
Jak poinformowały władze, trzech demonstrantów i 20 policjantów zostało rannych. Aresztowano ponad 220 osób. W zgromadzeniu wzięło udział - według policji - co najmniej 25 tysięcy ludzi; niektóre malezyjskie media szacują jednak ich liczbę nawet na 80 tys.
Władze nie wydały organizatorom protestu zgody na przeprowadzenie go na historycznym placu Niepodległości, który został odgrodzony przez policję drutem kolczastym i blokadami. Funkcjonariusze użyli gazu łzawiącego i armatek wodnych, gdy demonstranci zaczęli przechodzić przez blokady.
Uczestnicy protestu twierdzą, że obecny system sprzyja utrzymaniu przy władzy rządzącej od prawie 55 lat koalicji premiera Mohameda Najiba bin Abdula Razaka. Wybory są planowane na czerwiec.
Władze przekonują, że wybory będą wolne i sprawiedliwe. Odrzucają twierdzenia opozycji, według której komisja wyborcza jest stronnicza, a na spisach wyborców znajdują się nazwiska fikcyjnych osób. W tym miesiącu parlament przyjął serię reform ordynacji wyborczej, ale zdaniem opozycji nie rozwiązują one najważniejszych problemów.
>>>>>
Robi sie brutalniej !
Ponad 100 imigrantek trzymano pod kluczem i zmuszano do pracy
Ponad sto imigrantek, głównie z Indonezji, było wbrew ich woli przetrzymywanych pod kluczem i zmuszanych w jednym z regionów Malezji do pracy, za którą nie otrzymywały wynagrodzenia przez około pół roku - poinformowały w poniedziałek malezyjskie władze.
Wydział imigracyjny w środkowym stanie Selangor powiadomił, że kobiety zostały sprowadzone do Malezji przez agencję zatrudnienia pomocy domowej. W dzień pracodawcy rozwozili kobiety po domach, gdzie zajmowały się sprzątaniem, a na noc zamykali je w czteropiętrowym budynku.
Przed przyjazdem do Malezji kobietom zaproponowano miesięczne wynagrodzenie; pensje jednak nie były wypłacane przez około sześć miesięcy.
Władze poinformowały, że w związku ze sprawą w sobotę zatrzymano dwunastu nadzorców pracy. Natomiast sprowadzone do Malezji pracownice zostaną deportowane, ponieważ nie mają pozwoleń na pracę.
Wśród 105 sprowadzonych do Malezji imigrantek były również Filipinki i Kambodżanki.
>>>>
Horror...
Malezja: na Borneo zastrzelono 31 filipińskich bojowników
Malezyjskie siły bezpieczeństwa zastrzeliły 31 filipińskich bojowników, którzy rościli sobie prawo do malezyjskiego stanu Sabah na Borneo - poinformowała policja. W lutym ok. 200 członków muzułmańskiego klanu z Filipin zajęło część tego regionu.
To najwyższa liczba zabitych w ciągu jednego dnia od przejęcia przez Filipińczyków kontroli nad częścią stanu położonego na północnym wschodzie wyspy Borneo. 12 lutego uzbrojona grupa zwolenników samozwańczego sułtana filipińskiej prowincji Sulu, Jamalula Kirama III, przybyła drogą morską z pobliskich Filipin. Domagali się praw do regionu, w którym panuje "gorączka czerwonego złota", jak określa się plantacje palm olejowych - pisze agencja AFP.
Konflikt doprowadził do pogorszenia relacji między Malezją a Filipinami. O położenie kresu przemocy i pokojowe rozwiązanie konfliktu apelował m.in. sekretarz generalny ONZ Ban Ki Mun.
Szturm sił bezpieczeństwa
Łącznie w ciągu tygodnia od wybuchu pierwszych starć w różnych częściach Sabah zabitych zostało 52 Filipińczyków. W zeszłym tygodniu bojownicy i ich zwolennicy zastrzelili też ośmiu malezyjskich policjantów.
We wtorek siły bezpieczeństwa przeprowadziły szturm na zajętą przez intruzów wieś, atakując ich z powietrza oraz pociskami moździerzowymi. Jednak wielu spośród ok. 200 członków muzułmańskiego klanu uciekło przed atakiem i schroniło się na porośniętych dżunglą wzgórzach oraz na plantacjach olejowca.
Propozycja rozejmu
Szef bojowników z filipińskiego klanu, który jest bratem 74-letniego sułtana Jamalula Kirama III, w czwartek złożył propozycję jednostronnego zawieszenia broni. - Mamy nadzieję, że Malezja odwzajemni ten gest - powiedział w Manili rzecznik sułtana Abraham Idjirani. Sułtan uważa się za dziedzicznego władcę islamistycznego sułtanatu Sulu.
Jednak malezyjski premier Mohamed Najib bin Abdul Razak odrzucił ofertę. - Chcemy, aby bojownicy bezwarunkowo się poddali i złożyli broń - powiedział szef rządu na plantacji olejowca Felda Sahabat podczas swojej pierwszej wizyty w regionie od wybuchu konfliktu.
Najib podkreślił, że jeśli bojownicy nie poddadzą się, wojsko będzie ich tropiło "aż do wyeliminowania".
Swoje stanowisko premier przedstawił też podczas czwartkowej rozmowy z prezydentem Filipin.
Dwie godziny po odrzuceniu propozycji zawieszenia broni szef malezyjskiej policji Ismail Omar ogłosił, że policja i wojsko, tropiące bojowników w nadmorskim regionie, zastrzeliły 31 członków muzułmańskiego klanu.
Historia Sabah
Filipińscy bojownicy twierdzą, że przez ponad sto lat stan Sabah należał do sułtanatu Sulu i powinien wrócić w ręce filipińskiego klanu. Malezja odrzuca te roszczenia. Sabah od pięciu dekad jest częścią kraju. W czasach kolonialnych, w 1878 roku, sułtanat Sulu odsprzedał Sabah brytyjskiej spółce handlowej.
Szacuje się, że na przestrzeni lat w Sabah w poszukiwaniu pracy i stabilności osiedliło się ok. 800 tys. Filipińczyków, głównie muzułmanów z południowych prowincji, gdzie trwają rebelie.
...
Trzeba zakonczyc koszmar i ustanowic pokoj . Sytuacja jest tak skomplikowana ze nie ma latwych rozwiazan .
Malezja: wielotysięczny protest opozycji przeciw oszustwom wyborczym
Około 50 tys. zwolenników opozycji zgromadziło się w środę pod Kuala Lumpur, żądając przejrzystych przepisów wyborczych oraz protestując przeciwko sfałszowanym ich zdaniem wynikom ostatnich wyborów. Po raz 13. z rzędu wygrała w nich rządząca koalicja.
Zwolennicy opozycji zgromadzili się na stadionie w środę wieczorem (czasu miejscowego), inaugurując kampanię na rzecz bardziej przejrzystej ordynacji wyborczej. Byli ubrani na czarno, a napisy na ich koszulkach głosiły m.in.: "Demokracja umarła" i "Malezyjczycy, bądźcie silni". "Reformy, reformy" - skandował tłum, który zgromadził się mimo uporczywej mżawki oraz ostrzeżeń policji, że organizatorzy nie uzyskali zezwolenia na wiec.
- To dopiero początek walki między narodem a nielegalnym, skorumpowanym i aroganckim rządem. Będziemy walczyć i nigdy się nie poddamy - mówił Anwar Ibrahim, szef głównej opozycyjnej koalicji o nazwie Sojusz Ludowy (PR).
W wyborach parlamentarnych 5 maja Sojusz Ludowy przegrał z rządzącą od ponad 50 lat koalicją Front Narodowy (BN), na której czele stoi premier Najib Razak. BN zdobył w nich 133 na 222 miejsca w parlamencie, a PR - 89 miejsc.
Opozycja oskarża władze o oszustwa wyborcze, w tym manipulowanie granicami okręgów, zwożenie wyborców do wybranych lokali wyborczych i fałszowanie kart do głosowania. Ugrupowanie Anwara Ibrahima zamierza w sądzie zaskarżyć wyniki dotyczące obsadzenia co najmniej 30 mandatów.
Było to już trzynaste zwycięstwo wyborcze BN z rzędu, jednak po raz pierwszy od ponad pół wieku sprawowania władzy Frontowi groziła porażka. Długotrwałe rządy Frontu Narodowego uczyniły z Malezji jedno z zamożniejszych państw Azji Południowo-Wschodniej. Krytycy wytykają mu jednak nepotyzm, korupcję, dyskryminację mniejszości etnicznych, np. chińskiej czy indyjskiej, oraz przyczynianie się do rosnącej nierówności społecznej.
....
Co to znowu za numery !!!
21 osób zaginęło po zatonięciu promu na rzece na Borneo
Dwadzieścia jeden osób uznano za zaginione po zatonięciu promu na rzece Rajang w malezyjskiej części wyspy Borneo - poinformowała policja. Ponad 180 osobom albo udało się dopłynąć do brzegu, albo zostały one uratowane przez okolicznych mieszkańców.
Prom, który najprawdopodobniej uderzył o skały, formalnie mógł przewozić maksimum 74 osoby.
Według policji w jednostce wciąż mogą być uwięzieni pasażerowie, w tym kobiety i dzieci. Policyjni nurkowie, strażacy i mieszkańcy prowadzą poszukiwania w znanej z wartkiego nurtu rzece Rajang.
Transport rzeczny jest główną formą przemieszczania się dla setek tysięcy ludzi w stanie Sarawak w północnej części wyspy Borneo. Co jakiś czas pojawiają się zastrzeżenia dotyczące bezpieczeństwa na przeładowanych promach, lecz do wypadków na dużą skalę dochodzi tu stosunkowo rzadko - pisze agencja Associated Press.
....
Trzeba szukac .
Malezja: pięć lat więzienia dla lidera opozycji za stosunki homoseksualne
Malezyjski sąd apelacyjny uznał lidera opozycji Anwara Ibrahima za winnego utrzymywania stosunków homoseksualnych ze swym doradcą w 2008 r. i skazał go na 5 lat więzienia, uchylając wyrok uniewinniający sprzed dwóch lat. Prawnicy zapowiedzieli apelację.
Sąd apelacyjny oddalił tezę obrony i orzeczenie z 2012 r. sądu niższej instancji mówiące, że dowód w postaci materiału DNA został zanieczyszczony.
W piątek jeden z sędziów stwierdził, że sędzia wydający orzeczenie dwa lata temu "został błędnie poinstruowany" na temat prawdziwości dostarczonych próbek. - Taki błąd zasługiwał na interwencję - dodał.
Obrona argumentowała, że sąd nie może uznać Anwara Ibrahima za winnego w związku istotnym dowodem, że próbki spermy, na podstawie których badano DNA podsądnego, zostały sfałszowane.
Prawnicy byłego wicepremiera i ministra finansów Malezji zapowiedzieli złożenie apelacji do Sądu Najwyższego. Chociaż w zamieszkanej w większości przez muzułmanów Malezji za utrzymywanie stosunków homoseksualnych grozi więzienie i kara chłosty, to rzadko kto jest za to skazywany - zauważa BBC.
Zwolennicy lidera opozycji i międzynarodowe organizacje obrońców praw człowieka, uważają piątkowe orzeczenie za motywowane politycznie. Human Rights Watch oświadczyła, że władze chcą usunąć Anwara ze sceny politycznej "nie przebierając w środkach".
W tym miesiącu Anwar planował startować w lokalnych wyborach w stanie (sułtanacie) Selangor.
- To znów się dzieje po 15 latach, znów chcą mnie zamknąć i dlatego się spieszą - powiedział dziennikarzom Anwar, który w 1998 r. został usunięty ze stanowiska wicepremiera i skazany na sześć lat więzienia za korupcję.
W drugim procesie w 2000 r. Anwar został uznany za winnego utrzymywania stosunków homoseksualnych i skazany na dziewięć lat więzienia. Anwar utrzymywał wówczas, że wszystkie zarzuty przeciwko niemu zostały sfabrykowane przez ówczesnego premiera Mahathira Mohamada i jego ekipę.
>>>>
Glupcy . Kompromitujecie walke z zboczeniem . Zwalczac nalezy zboczenie nie zboczencow . Ja akurat jestem przyjazny homoseksualistom JAKO LUDZIOM natomiast PERWRSJE TRZEBA TEPIC BEZWZGLEDNIE . Czyli publiczna propagande zboczen nie mowiac o niszczeniu dzieci w szkolach .
Paweł Słoń | Onet
Gniew Allaha
W Malezji pojawiły się głosy, że za ostatnimi katastrofami stoi... gniew Allaha - PAP
Malezja doświadczyła drugiej katastrofy lotniczej w tym roku. W marcu, w do dzisiaj niewyjaśnionych okolicznościach, zaginął lecący z Kuala Lumpur do Pekinu samolot Malaysian Airlines MH370. Nieco ponad cztery miesiące później na okładkach wszystkich gazet w kraju pojawił się numer lotu MH17. W kraju szuka się odpowiedzi na pytanie, czy do obu nieszczęść doprowadziły błędy ludzkie, zwykły pech, a może… gniew Allaha. Zaskakiwać może fakt, że zestrzelenie pasażerskiego samolotu nad Ukrainą nie wywołuje tutaj tak burzliwych komentarzy jak w Europie.
Parę dni po zaginięciu samolotu lotu MH370 na międzynarodowym lotnisku w Kuala Lumpur zjawił się znany bomoh (malezyjski szaman) Ibrahim Mat Zin. Wyposażony w wodę ze świętej studni zam-zam w Mekce, dwa kokosy i "magiczny dywan" odprawił rytuał, mający na celu odnaleźć ofiary katastrofy. Nagranie z jego sesji stało się hitem malezyjskiego internetu.
Z kolei rzecznik prasowy młodzieżówki islamskiej partii PAS, Ahmad Tarmizi Sulaiman, zażądał, by rząd i szefostwo Malaysian Airlines przeanalizowało obie katastrofy pod kątem możliwego "gniewu Allaha". W końcu, jak tłumaczył Tarmizi, na pokładzie samolotów serwowany był alkohol, a stewardessy nie były ubrane jak na muzułmanki przystało. - Latanie Malaysia Airlines nie daje poczucia, że jest się w samolocie przewoźnika kraju, który organizuje konkursy recytacji Koranu i je wygrywa – wyjaśniał rzecznik.
Szybko do sprawy odniósł się też Ismail Musa Menk, pochodzący z Zimbabwe popularny w Malezji mufti. Duchowny wskazał, że nie można mówić, by Allah się złościł. - To jest test dla nas - wierzących. Taki test oznacza przeznaczenie, które musimy jak najlepiej przeżyć przy danych nam okolicznościach – stwierdził.
Angażowanie religii w obie katastrofy może wywoływać zdziwienie, jednak po głębszej analizie może być zrozumiałe. Wypadki lotnicze, pomimo swojej spektakularności i uwagi mediów, jaką się cieszą, są niezwykle rzadkie. Prawdopodobieństwo śmierci poniesionej w wyniku katastrofy samolotu wynosi około 1:30 milionów. Nawet ostatnie wypadki na Ukrainie, w Algierii czy Tajwanie nie zachwieją tymi danymi.
Tym bardziej szokuje to, co wydarzyło się z dwoma samolotami malezyjskich linii lotniczych. Oba wypadki miały miejsce w raczej niezwykłych okolicznościach. Nie dziwi zatem próba racjonalizacji tego, co się stało. I to nawet wówczas, gdy wytłumaczenia mają przybierać tak absurdalną formę jak gniew Allaha. Oczywiście, pojawiają się pytania, czy można było uniknąć obu wypadków. A jeśli tak, to czy zrobiono wszystko, by ich uniknąć.
Podobnie jak to miało miejsce w Polsce po katastrofie smoleńskiej, w Malezji adresatem owych wątpliwości są politycy. W żadnej z katastrof malezyjskich samolotów nie zginęli działacze państwowi, oba loty były też cywilne. Jednak, co ważne, Malaysian Airlines jest firmą, w której duże udziały ma państwo. A specyfika układu gospodarczego Malezji, gdzie obie sfery są bardzo ściśle połączone (wynika to m.in. z półautorytarnego charakteru reżimu politycznego), czyni rządzących współodpowiedzialnymi.
Największe gazety w kraju, jak "New Straits Times" czy "The Star", są oczywiście jawnie prorządowe, jednak w przekazach medialnych widać poważne różnice. O ile zaginięcie MH370 ukazało opozycji i jej zwolennikom, że rządząca od momentu odzyskania niepodległości koalicja Barisian Nasional ma poważne problemy z zarządzaniem sprawami państwowym, to katastrofa na Ukrainie zjednoczyła w bólu wszystkich.
Tajemnicze zniknięcie samolotu do Pekinu do dzisiaj owiane jest tajemnicą i wszystko wskazuje na to, że możemy nigdy nie dowiedzieć się prawdy. Tymczasem opowiadano mi, że rodziny ofiar dalej mają nadzieję, że im bliskim udało się przeżyć. Na ulicach czy w sklepach i dzisiaj łatwo znaleźć wlepki bądź plakaty nawołujące do modlitwy za ofiary. Malezja dalej nie pogodziła się z tą katastrofą. Dużą rolę odgrywa tutaj też fakt, że nadal nie udało się zlokalizować wraku samolotu, nie wiadomo dlaczego nagle wyłączono wszystkie urządzenia nawigujące i czym to było spowodowane. Żadna organizacja nie przyznała się też do zamachu (co jest standardem w tego typu wypadkach), a wszystkie tropy okazały się fałszywe.
Boeing 777-200ER z 227 pasażerami na pokładzie dosłownie przepadł jak kamień w wodę. Bezradni członkowie rządu organizowali codziennie konferencje prasowe, jednak nie byli w stanie nic nowego powiedzieć. Sytuacja była bezprecedensowa.
Ta tragedia ukazała też liczne problemy malezyjskiego państwa. Przyzwyczajeni do posiadania w pełni kontrolowanych mediów rządzący nagle znaleźli się pod gradem pytań z całego świata. Domagano się pełnej transparentności, rzetelności i poniesienia odpowiedzialności, co było kompletnym novum w tym kraju. Poinformowanie rodzin ofiar SMS-em o tym, że najpewniej nie ma nadziei na znalezienie nikogo żywego wywołało mieszane uczucia. Rząd chciał, by ta informacja dotarła do nich jak najszybciej. Dla innych był to znak, że władza nie radzi sobie z polityką informacyjną na miarę XXI wieku.
Sprawa z dwoma skradzionymi paszportami wywołała pytania o jakość malezyjskiej służby celnej. Gdy okazało się, że dwóch pasażerów feralnego lotu miało dokumenty, jakie zostały skradzione dwa lata wcześniej w Europie, rząd odparł, iż winna jest międzynarodowa policja. Tłumaczono też, że sprawdzanie paszportów jest czasochłonnym procesem i może spowolnić ruch na bramce. Odpowiedź Interpolu była druzgocąca – sprawdzanie paszportu zajmuje 0,2 sekundy.
Prawdziwy Lider
W Malezji każdy premier ma swój tytuł, nadawany by upamiętnić jego dokonania. I tak Tunku Abdul Rahman (1957-70) jest Ojcem Niepodległości, rządzący 23 lata (1981-2003) dr Mahthir Mohhamad jest Ojcem Modernizacji, a obecny premier, Najib Razack – Ojcem Transformacji. Według wielu, Najibowi Razackowi brakuje jednak zdolności przywódczych. Niekiedy z kręgów władzy wypływa tęsknota za premierem na miarę Mahathira, jednak wydaje się, że nawet malezyjska polityka ewoluuje i czasy rządów silnej ręki minęły.
Obecny premier, choć i tak ma w swoich rękach potężną władzę, kreuje się na pragmatycznego menedżera uosabiającego harmonijny rozwój kraju, jaki chce przecież do 2020 r. uzyskać status wysoko rozwiniętego.
Zamieszanie z MH370 utwierdziło w przekonaniu, że Najibowi brakuje zdolności przywódczych. Z całej tej sytuacji premier, jak i cała rządząca koalicja, wyszli trochę poobijani. Zwolennicy i tak wiedzieli swoje - rządowa propaganda regularnie informowała o tym, jak perfekcyjnie poradzono sobie z bezprecedensowo trudnym zadaniem, co oczywiście było dyskusyjną kwestią. Tymczasem opozycja utwierdziła się w przekonaniu, iż czas Barisian Nasional minął. Już w ostatnich wyborach z maja 2013 r., koalicja rządowa zdobyła mniej głosów niż opozycja, ale odpowiednio skrojone okręgi wyborcze dały jej zwycięstwo.
Sprawa MH370 po raz kolejny pokazała, że Malezja potrzebuje zmiany. Premier Najib Razack mógł się poczuć niepewnie.
Brawurowa akcja na Ukrainie, sprawne odzyskanie czarnych skrzynek i konstruktywne włączenie się w dążenie do przeprowadzenia śledztwa, mającego na celu ustalić okoliczności katastrofy MH17, były doskonałą okazją do osiągnięcia kilku celów. Najib okazał się być błyskotliwym przywódcą, który nie boi się pokerowych posunięć - na Ukrainę wysłano przedstawicieli, którzy monitorowali proces zabezpieczania ciał, a bezpośrednia rozmowa z liderem separatystów Aleksandrem Borodai wywołała w Malezji podziw. "Komórkowa dyplomacja", jak określono telefon do Borodaia, doprowadziła do odzyskania ciał i resztek samolotu. Z drugiej jednak strony, Malezja po raz kolejny pokazała się jako kraj wspierający konstruktywny dialog międzykulturowy i sprawnie balansujący między największymi potęgami. Oczywiście, złamano protokół dyplomatyczny, a separatyści powiedzieli, że rozmowa z premierem Malezji pokazała, iż mogą być stroną międzyrządowego porozumienia, ale czyż cel nie uświęca środków?
Dr Chin Huat Wong, politolog z Instytutu w Pengagu, mówi, że głównym zadaniem było sprowadzenie ciał, co miało na celu przynieść ulgę rodzinom. - Oczywiście, Najib wybrał prosty sposób, bezpośrednio kontaktując się z separatystami, którzy marzą o jakiejkolwiek formie uznania międzynarodowego - stwierdza. Tę partię kart rozegrano świetnie, a liderzy opinii zgodnie chwalą premiera. On sam mówi, że godność Malezji została nienaruszona. - No chyba, że doszło do jakiś dodatkowych, nieuczciwych porozumień z prorosyjskimi rebeliantami, o których na razie nie wiemy – dodaje sceptycznie Dr Wong.
Między Azją i Europą
Obie katastrofy miały też swoje implikacje międzynarodowe. Paradoksalnie, to zaginięcie MH370, a nie zestrzelenie MH17, wywołało większą debatę na temat stosunków z krajami trzecimi. W obu katastrofach Malezyjczycy stanowili mniejszość pasażerów: 62 z 227 ofiar marcowego lotu do Pekinu i 43 z 298 ofiar samolotu, który leciał z Amsterdamu.
Sprawą MH370 szczególnie był zainteresowany Pekin, który stracił w katastrofie 152 obywateli swojego kraju. Nieumiejętność znalezienia odpowiedzi na to, co się stało, spotęgowana wspomnianymi uchybieniami wywołała frustrację chińskich rodzin, którym nieraz puszczały emocje na konferencjach prasowych. Wiceminister spraw zagranicznych Chin Xie Hangsheng wprost domagał się bardziej rzetelnych informacji, a agencja Xinhua donosiła o małej przejrzystości działań rządu Najiba Razacka. Szybko jednak wygaszono negatywne emocje - artykuł w "China Daily" nawoływał by "złość nie przesłaniała faktów". Obchody Roku Malezyjsko-Chińskiego, ogłoszonego z okazji 40. rocznicy stosunków między Pekinem a Kuala Lumpur, wydawały się wracać do normalności.
Międzynarodowe poszukiwania wraku ukazały też, jak słaba jest współpraca między krajami regionu. Oczywiście, wszyscy zapewniali o swoim poparciu dla Malezji i łączyli się w bólu jednocześnie angażując w poszukiwania. Tymczasem ze zdziwieniem odnotowano fakt, że samolot zawrócił, ponownie przeleciał nad Malezją i skierował się na południe. Tajskie Królewskie Siły Powietrzne potrzebowały dziesięciu dni, by poinformować swoich partnerów z Malezji, iż wiedziały o zmianie kierunku samolotu. Z kolei Indonezja, nad terytorium której też przeleciał samolot, oficjalnie zaprotestowała przeciwko publikacji niszowej malezyjskiej gazety "Cabal Times" sugerującej, że Dżakarta ukrywa jakieś informacje.
Do tego wszystkiego doszły też plotki. Zgodnie z nimi Pekin celowo pogarszał jakość przesyłanych fotografii, by zataić faktyczny stan zaawansowania technicznego swoich systemów radarowych. Pojawiły się też informacje, iż niektóre kraje regionu wyłączają na noc radary, aby zaoszczędzić prąd. Nie stawiało to państw ASEAN (Stowarzyszenie Narodów Azji Południowo-Wschodniej) w dobrym świetle ani w kontekście konfliktów z Chinami na Morzu Południowochińskim, ani w obliczu planowanej na przyszły rok unii gospodarczej .
Malaysia Airlines jest firmą, w której duże udziały ma państwo.
Z kolei zestrzelenie przez prorosyjskich separatystów (na co wskazuje coraz więcej dowodów) nie wywołało na Półwyspie Malajskim takiego oburzenia jak w Europie. Konflikt na Ukrainie był oczywiście relacjonowany, jednak nie tak szeroko jak w oddalonej o tysiące kilometrów Europie. Znacznie większym zainteresowaniem cieszy się tutaj konflikt bliskowschodni, w którym Malezja, będąca według badań jednym z najbardziej antysemickich krajów Azji, jednoznacznie opowiada się po stronie arabskiej. Mieszkańcy Malezji na bieżąco śledzący relacje prasowe, ze zdziwieniem przyjęli do wiadomości, że prorosyjscy separatyści są wspierani przez Moskwę, a duża ich część ma w życiorysie pracę dla FSB.
Duże znaczenie mają też relacje między Kuala Lumpur a Moskwą. Choć w przeszłości niezadowolenie Malezji wywoływały wojny w Afganistanie czy Czeczenii, to – jak tłumaczy dr Wong – dzisiaj wielu Malezyjczyków sympatyzuje z Rosją. Jest ona nieraz traktowana jako przeciwwaga wobec USA, których Malezyjczycy nienawidzą z powodu Palestyny, globalizacji i polityki powstrzymywania Chin. Nastrój krucjaty przeciwko islamowi z czasu prezydentury George'a W. Busha również nie pomógł. W Malezji w 2007 r. jedynie 27 proc. respondentów miało pozytywną opinię o USA, w 2014 r. ten współczynnik wzrósł do 51 proc.
W odróżnieniu od USA, relacje Malezji z Rosją mają bardzo praktyczny wymiar. Od 2000 r. na rosyjskie uniwersytety przyjęto 1800 studentów z Malezji (głównie medycyny). Moskwa zainteresowana jest inwestycjami w krajach ASEAN i choć Malezja jest dopiero czwartym partnerem handlowym w Azji Południowowschodniej, to mówi się, że Kuala Lumpur może stać się bazą wypadową dla rosyjskiego biznesu.
Ważnymi i perspektywicznymi polami współpracy są kontrakty zbrojeniowe i projekty infrastrukturalne. Malezyjski architekt Hin Tan zaprojektował m.in. lotniska w Krasnojarsku i Permie. No i co ważne – Malezja, tak jak Polska, swojego jedynego kosmonautę zawdzięcza współpracy z Rosją. Malezyjski Hermaszewski to Sheikh Muszaphar Shukor i w 2007 r. odwiedził Międzynarodową Stację Kosmiczną.
Dlaczego Malezja się nie wychyla? Bo wykształcony w Stanach Najib Razack jest pragmatyczny. Wstrzymuje się od komentarzy do czasu wyników międzynarodowego śledztwa i dziękuje Rosji za udzielone wsparcie. Nie wiadomo jak zareaguje, gdy oficjalnie potwierdzi się, że samolot został zestrzelony przez prorosyjskich separatystów. Premier jasno powiedział, iż "jeśli dowody na to wskażą, to będziemy domagali się, by sprawcy zostali pociągnięci do odpowiedzialności". Malezja oczywiście nie będzie chciała ryzykować dobrych kontaktów i intratnych kontraktów zbrojeniowych z Rosją. Jednak z drugiej strony, wydaje się, że jest duża presja, by dowiedzieć się całej prawdy. Prawdziwy test na przywództwo dopiero przed Najibem.
Poza wielką tragedią i politycznymi zagrywkami, krajowa unia stewardów i stewardess, Nufam, już apeluje, by pracownicy pokładowi Malaysian Airlines miały opcję noszenie ubioru zgodnego z wymogami islamu. Może Allah się w końcu uspokoi?
....
Obrażają Boga nieustannie . W kraju panuje apartheid . Zabraniają chrześcijanom Boga nazywać Bogiem MIMO ŻE TAK MÓWI KORAN ! NIE MA BOGA PRÓCZ BOGA ! Ci bluzniercy każą chrześcijanom wymyślić jakiegoś drugiego Boga MIMO ŻE JEST JEDEN !
KARY BYĆ MUSZĄ !
Utracono kontakt z samolotem linii AirAsia
Samolot malezyjskich tanich linii lotniczych AirAsia z ponad 160 osobami na pokładzie stracił łączność z kontrolą ruchu lotniczego podczas lotu z Surabaya w Indonezji do Singapuru. Po kilku godzinach poinformowano, że z powodu ciemności zawieszono poszukiwania. Akcja ma zostać wznowiona jutro około godz. 1 czasu polskiego. Inny samolot tych linii musiał, z powodu kłopotów technicznych, awaryjnie lądować.
- Przerwaliśmy poszukiwania, gdyż nastała noc. Prognoza pogody nie jest dobra. Wznowimy poszukiwania jutro o godz. 7 (1 czasu polskiego) lub nawet wcześniej, jeśli pogoda polepszy się - poinformował rzecznik indonezyjskiego ministerstwa transportu Hadi Mustofa.
Przedstawiciel ministerstwa transportu Indonezji Hadi Mustofa powiedział, że lot QZ 8501 stracił kontakt z kontrolą ruchu lotniczego w Dżakarcie o godz. 6.17 (00.17 czasu polskiego), 42 minuty po starcie i na godzinę przed planowanym przylotem.
Według Mustofy do utraty łączności doszło w chwili, gdy samolot znajdował się najprawdopodobniej nad Morzem Jawajskim, między wyspami Borneo i Jawa. W regionie utrzymywało się wówczas zachmurzenie.
Przed utratą kontaktu kapitan samolotu poprosił o wytyczenie nietypowej trasy przelotu - dodał przedstawiciel indonezyjskiego resortu.
Samolot AirAsia zawrócił po 10 minutach lotu
Jak podaje portal nst.com.my jet linii AirAsia będący w drodze do Langkawi (archipelag na Morzu Andamańskim) zawrócił dziś po 10 minutach lotu po opuszczeniu lotniska w Penang z powodu problemów "technicznych". Pasażer tego lotu Subash Elangovan powiedział, że dowiedział się, że lot został przesunięty na godzinę 18 (czasu lokalnego - red.).
Nie potwierdzono, by o godz. 18 w drogę wyruszył dokładnie ten sam samolot. Pracownicy AirAsia nie udzielili komentarza w tej sprawie.
...
Znowu ! Przypadek czy spisek ?
Malezja: co najmniej 11 ofiar śmiertelnych trzęsienia ziemi, 8 zaginionych
Zespół ratowników w Malezji - MOHD RASFAN / AFP
11 osób zginęło, a osiem uważa się za zaginione w trzęsieniu ziemi, które wczoraj nawiedziło północną, malezyjską część wyspy Borneo i dotknęło teren w pobliżu znanej wśród turystów góry Kinabalu - poinformował przedstawiciel lokalnych władz. To jedno nasilniejszych trzesień ziemi w regionie od wielu lat.
"11 ciał odnaleziono, z których dwa zidentyfikowano. Osiem osób jest zaginionych" - podał na Twitterze minister ds. turystyki stanu Sabah Masidi Mandżun, podając, że trwają poszukiwania zaginionych.
REKLAMA
Trzęsienie ziemi trwało około 15 sekund, zniszczyło drogi w okolicy, na zdjęciach w internecie widać też potłuczone szyby i popękane ściany budynków. Epicentrum trzęsienia o sile 6 stopni, jednego z najsilniejszych od dziesiątków lat w tym regionie, znajdowało się w odległości 54 km od Kota Kinabalu, stolicy prowincji Sabah.
Z góry Kinabalu o wysokości 4095 m sprowadzono zablokowanych w wyniku trzęsienia ziemi 137 turystów. Są to głównie Malezyjczycy, było też kilku cudzoziemców.
Wyprawa na Kinabalu trwa zazwyczaj dwa dni i noc. Z ostatniego schroniska pod szczytem wyrusza się po kilkugodzinnym odpoczynku o godzinie 2 po północy. Na Kinabalu znajduje się najwyżej na świecie położona via ferrata - "żelazna droga" wyposażona w linę stalową do autoasekuracji, stopnie, drabinki i mosty. W języku polskim czasem określana bywa "żelazną percią".
Na szczyt najwyższej góry Azji Południowo-wschodniej prócz doświadczonych alpinistów, korzystających z trudniejszego wejścia, mogą się wspinać i dzieci, a nawet starcy - pod warunkiem, że mają dobrą kondycję.
Malezja leży w pobliżu Pacyficznego Pierścienia Ognia, strefy podwyższonej aktywności sejsmicznej, która otacza Ocean Spokojny. Często dochodzi tam do wstrząsów i erupcji wulkanów. .
...
Znow dramat...
Malezja: setki tysięcy ludzi w stolicy domaga się dymisji premiera
Malezja: setki tysięcy ludzi w stolicy domaga się dymisji premiera - PAP
Setki tysięcy osób na ulicach malezyjskiej stolicy Kuala Lumpur już drugi dzień domaga się dymisji premiera Najiba Razaka z powodu ujawnionego skandalu finansowego z jego udziałem. Jak podkreślają demonstranci, nadszedł czas na demokratyczne i uczciwe zmiany w kraju.
Masowe protesty w malezyjskiej stolicy z udziałem - jak podają organizatorzy - nawet 200 tys. osób trwają od wczoraj. Jak relacjonuje agencja Reuters, demonstranci ubrani w żółte koszulki prodemokratycznego ruchu Bersih tj. zakazanej przez władze koalicji na rzecz wolnych i uczciwych wyborów, zbudowali w nocy miasteczko namiotowe dla tysięcy osób.
- To jest przełomowy moment. Malezyjczycy są zjednoczeni w swoim gniewie przeciwko niegospodarności władzy w naszym kraju. Mówimy głośno, że chcemy zmiany, chcemy uczciwych i wolnych wyborów - mówił cytowany przez Reutersa jeden z uczestników protestów, który wraz z przyjaciółmi ostatnią noc spędził na ulicach Kuala Lumpur.
- Są nas setki tysięcy. Premier Najib musi ustąpić, a kraj musi mieć uczciwe władze - podkreślał z kolei b. premier Mahathir Mohamad, wzywając tysiące Malezyjczyków do kontynuowania protestów także w innych miastach w kraju. Organizatorzy zapowiadają, że protesty mogą się przeciągnąć na kolejne dni.
W ocenie władz Kuala Lumpur zarówno wczorajsze protesty, jak i niedzielne są nielegalne. W mieście zaostrzono środki bezpieczeństwa, m.in. setki policjantów blokuje wstęp na Plac Niepodległości w centrum stolicy. Trwa oczekiwanie, czy zainterweniuje armia - pisze BBC, przypominając, że do rozproszenia ostatniej wielkiej demonstracji, w 2012 r., policja użyła gazu łzawiącego i armatek wodnych.
Protestujący domagają się dymisji premiera w związku ze skandalem finansowym, ujawnionym w lipcu podczas śledztwa w sprawie domniemanej niegospodarności w państwowym funduszu 1Malaysia Development Berhad (1MDB). Najibowi zarzuca się, że przywłaszczył sobie 700 mln dolarów z zadłużonego funduszu, który sam powołał do życia w 2009 r. z zamiarem przekształcenia Kuala Lumpur w hub finansowy.
Rząd twierdzi, że przelewy na konto Najiba to "polityczne darowizny" od bliżej nieokreślonych darczyńców z Europy Wschodniej. Więcej szczegółów nie podano. 1MDB podał z kolei, że nie przekazywał pieniędzy szefowi rządu.
Najib Razak ma duże poparcie w rządzącej koalicji i we własnej partii UMNO (Zjednoczona Narodowa Organizacja Malajów).
...
Rezim padnie jak w Polsce!
Malezja ma dość premiera Najiba Razaka. Wielki skandal finansowy przelał czarę goryczy
Hanna Shen
4 września 2015, 13:22
"Bersih" oznacza po malajsku czysty. To także nazwa prodemokratycznego ruchu walczącego od 2005 r. o sprawiedliwe i transparentne rządy w Malezji. To ta organizacja pod przed tygodniem zorganizowała gigantyczną demonstracje na ulicach Kuala Lumpur. Domagano się odejścia premiera Najiba Razaka, którego obciąża szokujący skandal finansowy i brak realizacji obietnic złożonych na początku rządów. Hasła walki z korupcją oraz z podziałami religijnymi i etnicznymi okazały się pustymi sloganami wyborczymi.
W proteście, który odbył się w stolicy Malezji w dniach 29-30 sierpnia wzięło udział według organizatorów 200 tys. osób. Ubrani w żółte koszule demonstranci domagali się odsunięcia od władzy premiera i wyjaśnienia, gdzie podziało się 700 mln dol., które zniknęły z tonącego w długach państwowego funduszu inwestycyjnego - 1Malaysia Development Berhad (1MDB).
Pieniądze premiera i luksusy żony
Podobna suma pojawiła się za to na prywatnym koncie premiera Najiba, co politycy rządzącej koalicji Barisan Nasional (Front Narodowy) tłumaczyli w różny sposób. Mówiono, że pieniądze na koncie premiera to "polityczne darowizny" od bliżej nieokreślonych darczyńców. Jeden z polityków partii, na której czele stoi premier Najib, Zjednoczonej Narodowej Organizacji Malajów (UMNO), stwierdził zaś, że pieniądze trafiły do premiera, bo potrzebne są, by partia mogła stawić czoła żydowskiemu zagrożeniu w kolejnych wyborach. Jeszcze inny polityk tłumaczył, że pieniądze z funduszu zostaną wykorzystane do walki z terroryzmem.
Okazuje się, że duże sumy pieniędzy trafiały także na konto żony premiera Najiba, Rosmah Mansor. Rosmah od lat krytykowana jest za uwielbienie luksusu. Torebki warte kilka tysięcy dolarów czy domowe wizyty fryzjera w cenie ok. 400 dolarów każda, to tylko nieliczne przykłady rozrzutnego stylu życia żony premiera.
Ale nie tylko niewyjaśnione kwoty pojawiające się na rachunkach Najiba i luksusy małżonki wywołują fale niezadowolenia w Malezji. Obywatele mają najwyraźniej dość niezrealizowanych obietnic polityka. - To jest przełomowy moment. Malezyjczycy są zjednoczeni w swoim gniewie przeciwko niegospodarności władzy w naszym kraju. Mówimy głośno, że chcemy zmiany, chcemy uczciwych i wolnych wyborów - mówił cytowany przez Agencję Reutera jeden z uczestników sierpniowego protestu.
Kontrakty dla rodzin rządzących
Gdy wyedukowany w Wielkiej Brytanii Najib Razak przejmował władzę w 2009 r. obiecywał że położy kres korupcji i nepotyzmowi we własnym ugrupowaniu. UMNO to największa partia w Malezji i główny twórca rządzącej koalicji Front Narodowy. Od momentu uzyskania niepodległości przez Malezję w 1957 r. to z niej wywodził każdy z premierów tego kraju. Malezyjczycy czytając prasowe doniesienia o pieniądzach, które wyparowały z fundacji 1MDB, czy o krewnych ministrów stających do przetargów rządowych, nie mają wątpliwości, że korupcja i nepotyzm kwitną.
W połowie sierpnia portal informacyjny Malaysiakini ujawnił, że brat wicepremiera Ahmada Zahida Hamidiego jest jednym z głównych ubiegających się o rządowy kontrakt na budowę systemu pozwalającego na zarządzanie 1,5 mln robotnikówz Bangladeszu, którzy mają zostać zatrudnieni w Malezji. Wicepremier Hamidi kieruje także ministerstwem spraw wewnętrznych, a więc organem zatwierdzającym pozwolenia dla wszystkich pracowników zagranicznych w Malezji. Mimo to władze w Kuala Lumpur twierdzą, że w sprawie opisanej przez portal Malaysiakini nie istnieje żaden konflikt interesów.
Pogłębiające się napięcia między mniejszościami
Premier Najib obiecał także położyć kres przywilejom dla etnicznych Malajów, stanowiących ok. 60 proc. ludności. To oni mają pierwszeństwo w uzyskaniu pracy i dostępie na studia, a także do tańszych mieszkań. Dziś nie-Malajowie mówią, że z tej obietnicy szefa rządu nie zostało nic. Mniejszości chińska (23 proc. ludności) i hinduska (7 proc) twierdzą, że nadal kładzie się im kłody pod nogi, gdy starają się dostać na uczelnie czy aplikują o pracę w administracji rządowej.
W tym kontekście wymowna jest historia Soh Boon Khanga, który w wypowiedzi dla BBC opowiadał jak w 2013 r. otrzymał najwyższą ocenę na egzaminie końcowym w szkole średniej. Wynik ten powinien gwarantować mu studia medyczne na każdej uczelni w kraju. Powinien, gdyby był Malajem. Jest jednak Chińczykiem i wszystkie państwowe szkoły wyższe mu odmówiły. Musiał więc zdecydować się na prywatną uczelnię, a to oznaczało większe koszty.
Wielu z jego rówieśników, też chińskiego pochodzenia, wyjechało na studia do sąsiedniego Singapuru i nie planuje wracać do kraju.
Oficjalnie preferencje dla Malajów na uczelniach finansowanych ze środków rządowych zniesiono w 2002 roku. Jednak dane choćby z roku 2013 pokazują wyraźnie, że wielu Chińczyków i Hindusów spotyka taki sam los jak Soh Boon Khanga. Nie liczą się dobre wyniki, ale pochodzenie. Dwa late temu na 41 573 miejsc dostępnych na uczelniach państwowych 19 proc. przypadło Chińczykom, a 4 proc. Hindusom. Resztę studentów stanowili Malajowie.
Najib Razak obudził ogromne nadzieje mówiąc, że będzie prowadził politykę dającą równe szanse wszystkim obywatelom Malezji. Chińczycy i Hindusi po sześciu latach jego rządów twierdzą, że nierówności się powiększają, a tym samym pogłębiają się etniczne napięcia. Co więcej, sam szef rządu Malezji przyczynia się do tych podziałów. Gdy w maju 2013 r. jego koalicja straciła kilka miejsc w parlamencie na rzecz opozycyjnej formacji Pakatan Rakyat (Sojusz Ludowy), Najib twierdził, że to wina Chińczyków i ostrzegał, że Malezji grozi “chińskie tsunami”. Wielu komentatorów uznało, że takie wypowiedzi nie przyczyniają się do budowania jedności w państwie, a to przecież było jednym z postulatów premiera.
W stronę islamu
Do napięć dochodzi również na tle religijnym. Zgodnie z konstytucją Malezja jest państwem islamskim. Jednak zagwarantowana w ustawie zasadniczej wolność wyznania okazuje się często być tylko na papierze. I tu znów Najib Razak obiecał, że wyznawcom wszystkich religii będą przysługiwały takie same wolności jak społeczności islamskiej (60 proc. społeczeństwa). Że tak nie jest, przekonują się na przykład chrześcijanie (10 proc. populacji Malezji).
W październiku 2014 r. wprowadzono dla niemuzułmanów zakaz mówienia o Bogu. Sąd apelacyjny uznał, że "Allah" to słowo zarezerwowane wyłącznie dla muzułmanów, a chrześcijanie mówiąc o Bogu mogą wprowadzać wyznawców islamu w błąd. Tymczasem większość chrześcijan w Malezji mówi po malajsku i w konsekwencji Boga nazywa tak samo jak muzułmanie: Allah.
Chrześcijanie odwołali się od tego wyroku i rok później sąd przyznał, że słowo Bóg może być stosowane w wewnętrznym użytku Kościoła (np. podczas liturgii), ale nie mogą go już używać katolickie czasopisma. Wtedy też zdecydowano, że Biblia i chrześcijańskie teksty w lokalnym języku można sprowadzać tylko do dwóch stanów Malezji - tych położonych na północno-wschodniej części wyspy Borneo. W pozostałych częściach Półwyspu Malajskiego, aby sprowadzić Pismo Święte, trzeba najpierw otrzymać pozwolenie od lokalnych władz.
Zdarzają się też akty wandalizmu wobec chrześcijan. W styczniu 2014 r. obrzucono butelkami z koktajlami Mołotowa kościół w Penang, a na trzech innych świątyniach pojawiły się obrazoburcze napisy podważające boskość Chrystusa. Sprawcy takich incydentów pozostają z reguły nieznani.
Jeśli jednak ktoś pozwoli sobie na żartobliwą uwagę na temat islamu w internecie, to podnosi się raban i traktowane jest to przez władzę jako zamach na malezyjską tożsamość.
Obiecanki dotyczące swobód
Premier Najib obiecywał też większe swobody obywatelskie. Ale gdy wybuchł skandal dotyczący funduszu inwestycyjnego, władze zablokowały portale, które o nim pisały, i zaczęły stosować represyjną ustawę o "podburzaniu", pochodzącą jeszcze z okresu, gdy Malezja była kolonią brytyjską. Przed wyborami w 2013 r. premier obiecywał znieść ten relikt władzy kolonizatorów, ale rok po wyborach zmienił zdanie twierdząc że wymaga tego “zachowanie harmonia w państwie”. Zaid Ibrahim, znany prawnik i niegdyś partyjny kolega Najiba uważa, że “nie o harmonię tu chodzi, ale o to by obecny rząd utrzymał się u władzy”
Najiba spotyka również ostra krytyka za wykorzystywanie sfingowanych dowodów i procesów do walki z przeciwnikami politycznymi, na przykład z Anwarem Ibrahimem. To właśnie Anwar przewodził koalicji trzech partii opozycyjnych o nazwie Sojusz Ludowy, która w wyborach w maju 2013 r. uzyskała najlepszy wynik zanotowany przez opozycję od odzyskania przez Malezję niepodległości. Charyzmatyczny lider opozycji, który cieszy poparciem młodych i dobrze wykształconych obywateli Malezji, stał się prawdziwym zagrożeniem dla Najiba i jego rządu koalicyjnego. Nic więc dziwnego że postanowiono odgrzebać zarzut sodomii postawiony opozycyjnemu politykowi już w 2012 r.
Wtedy Anwar został uniewinniony. Dwa lata później Sąd Apelacyjny raptem uchylił wyrok i w tym roku lider opozycji trafił do więzienia na pięć lat. Anwar Ibrahim i wielu Malezyjczyków twierdzi, że wyrok ten jest pozbawiony wszelkich podstaw i ma na celu wyeliminowanie go z życia politycznego.
...
Te problemy sa wszedzie.
Malezja: blisko 7 tys. szkół zamknięto z powodu smogu
Malezja: blisko 7 tys. szkół zamknięto z powodu smogu - PAP
Wywołany rozmyślnymi pożarami lasów w Indonezji smog spowodował w poniedziałek zamknięcie na dwa dni blisko 7 tysięcy szkół w kontynentalnej części Malezji - poinformowały władze tego kraju.
Jak oświadczył malezyjski minister oświaty Mahdzir Khalid, funkcjonują tylko szkoły w graniczącym z Tajlandią stanie Kelantan oraz w całej należącej do Malezji części wyspy Borneo.
REKLAMA
Według Khalida nieczynnych jest łącznie 6798 szkół, do których uczęszcza 3,7 mln uczniów. Placówki te zatrudniają łącznie ponad 200 tys. nauczycieli. Wszystkich pracowników szkół - poza funkcjonariuszami ochrony - wezwano, by pozostali w domu.
Wicepremier Malezji Zahid Hamidi powiedział, że podejmowane przez indonezyjskie władze działania przeciwko wypalaniu lasów przez rolników nie są wystarczające. Jak zaznaczył, Indonezja powinna zwrócić się do sąsiednich państw o dodatkową pomoc w łagodzeniu tego występującego corocznie zjawiska.
Prezydent Indonezji Joko Widodo zapowiedział intensywniejsze ściganie sprawców pożarów leśnych, ale dodał, że rząd będzie potrzebował trzech lat na rozwiązanie tego problemu. Wypalone tereny służą często do zakładania plantacji palm, uprawianych na olej.
Cytowany przez malezyjską agencję prasową Bernama wicepremier Zahid wyraził zadowolenie z ogłoszonych przez prezydenta Widodo przedsięwzięć, ale wskazał, iż "trzy lata to za dużo".
...
Znow jakies szalenstwo...
"WSJ": premier Malezji miał na kontach setki milionów dolarów więcej niż sądzono
"WSJ": premier Malezji miał na kontach setki milionów dolarów więcej niż sądzono - Thinkstock
- Premier Malezji Najib Razak miał na kontach setki milionów dolarów więcej niż ustalono to wcześniej w trakcie śledztwa dotyczącego malezyjskiego państwowego funduszu wspierania inwestycji 1MDB - poinformował dzisiaj dziennik "Wall Street Journal".
Powołując się na dwie niewymienione z nazwiska osoby zaznajomione z przepływami na kontach Najiba i osobę bliską zagranicznemu śledztwu gazeta podała, że od roku 2011 do 2013 na kontach tych zdeponowano ponad miliard dolarów, czyli znacznie więcej niż ustalone wcześniej 681 mln USD. Globalni śledczy sądzą, że znaczna część tego miliarda pochodziła z funduszu 1MDB (1Malaysia Development Berhad), ale nie wyjaśniono, skąd pochodziły dodatkowe pieniądze i co się z nimi stało.
REKLAMA
Zaprzecza to zasadności uwolnienia Najiba od jakichkolwiek zarzutów korupcji lub innych przestępstw, co zadeklarował w styczniu prokurator generalny Malezji Mohamed Apandi Ali. Według niego przekazane na konto premiera 681 mln dolarów było darem od członka saudyjskiej rodziny królewskiej i większość tej kwoty została zwrócona.
Indagowany w tej sprawie przez agencję Reutera rzecznik rządu Malezji oświadczył, iż nie będzie jej na razie komentował.
Najib od miesięcy boryka się z oskarżeniami o łapownictwo i bałagan finansowy w zadłużonym funduszu 1MDB oraz z doniesieniami na temat przekazania 681 mln dolarów na jego konto w 2013 roku. Premier zaprzecza, by dopuścił się jakichkolwiek nadużyć i twierdzi, że chodzi tutaj o pieniądze stanowiące legalną dotację, z której niczego nie wziął na swe prywatne potrzeby.
Według "Wall Street Journal" pieniądze uzupełniające kwotę 681 mln dolarów wpłynęły na konto Najiba w latach 2011-2012, a śledczy w dwóch państwach uważają, że pochodziły z 1MDB i przeszły przez serię skomplikowanych transakcji. Najib przewodniczy radzie doradców tego funduszu, utworzonego w 2009 roku wraz z objęciem przez niego funkcji premiera.
W odpowiedzi na doniesienia gazety 1MDB oświadczył, iż już wielokrotnie zaprzeczał, by przekazywał jakiekolwiek pieniądze na prywatne konta premiera. "Wymiar sprawiedliwości, w tym Malezyjska Komisja Antykorupcyjna i prokurator generalny Malezji oraz różne wiarygodne publikacje międzynarodowe potwierdziły, że fundusze te pochodziły z Arabii Saudyjskiej" - głosi przekazany pocztą elektroniczną komunikat 1MDB.
Jak podaje "Wall Street Journal", dochodzenia w sprawie finansów 1MDB wszczęto w Malezji, USA, Szwajcarii, Hongkongu, Singapurze i Abu Zabi.
...
Korupcja wszedzie.