Korea Południowa gdy sen staje się rzeczywistością ...
Serwis znalezionych frazLinki
- Ashley...
- Studencie, studentko! OKAZJA!os.rzeczypospolitej, 412zł. !!!
- Warsztat: Jak zmieniać marzenia w rzeczywistość. 09.03.2013
- Pokój na Ratajach (os Rzeczypospolitej) - 420zł
- Kultury Dawnej Rzeczypospolitej - Żydzi polscy .
- Flota Rzeczypospolitej !
- "Projekt Południe" - na tropie Putina !
- JaĹminy wstrzÄ sajÄ LibiÄ !
- Oprioriterade Cash Lan - oprioriterade personliga lan utan
- SPRZEDAM DWIE PRACE DYPLOMOWE I ZALICZENIOWÄ Z PRAWA KARNEGO
- SteÂfaÂn NorÂbliÂn
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- reszka.htw.pl
Ashley...
Korea Poludniowa kraj niebywalego sukcesu ekonomicznego .
I najciekawsze jest to ze osiagnietego w sposob uragjacy wszelkim normom . Byl to kraj dyktatury - tyranii azjatyckiego typu gdzie łapówki były ale i sa ! stylem zycia ! Wszystko w dodatku po znajmosci sie zalatwialo . Mimo tego nastapil niebywaly skok uragajacy wszelkim teoriom zachodnim ...
Oczywiscie nie dzieki korupcji ...
Wytlumaczenie tego jest jednak proste . Wszedzie w Azji byla tyrania i korupcja . Bez wyjatku ! Wystarczylo aby Korea przyswoila sobie troche tradycyjnego zachodu ( czyli cywilizacji chrzescijanskiej jeszcze wtedy nie tego oblesnego co jest teraz ) aby nastapil skok !
Widzimy tutaj wzglednosc !
W kraju na dnie w skrajnym uapdku moralnym wystarczy TROCHE POPRAWIC i juz nastepuje skok . Tak jak organizm nie bioracy antybiotykow mozna wyleczyc jakimkolwiek antybiotykiem z dowolnej choroby ! To sprawdzono w krajach zacofanych gdy ktoz z zachodu mial jeden antybiotyk i dawal tubylcom na wszystko . Zdrowieli ekspresowo ! o wirusy nie ,,znajace'' antybiotykow padaly od kazdego .
W Polsce np. to nie wystarczy . Poziom korupcji dla pogan jest dla nas zabojczy mimo ze u pogan to moze byc niwmal uczciwie ! Podobnie z Rosja . Gdyby oni mieli tak jak w Polsce to bylby to szokujacy postep i uwazali by ze maja demokracje wzorcowa a tyczasem jest to dno ...
Tutaj znakomicie widac zasade ze od chrzescijan wymaga sie wiecej niz od pogan . A od kazdego czlowieka tym wiecej im wyzszy jego poziom . Ktos urodzony w kraju poganskim z olbrzymia niesprawiedliwoscia tylko zrobi cos dobrego i juz prawie jest w niebie . W Polsce kraju katolickim troche tylko nagrzeszy i juz powazny problem . Bo tu sie wymaga !
Nie ma jednej miary w niebie dla ludzi ze slamsow czy wrecz dzieci gangow i dzieci z boatych rodzin . Bóg jest sprawiedliwy !
A teraz o Korei :
Korea Płd skróci czas pracy aby zwiększyć zatrudnienie
Korea Południowa rozpocznie w lutym kampanię inspekcji w miejscach pracy, aby skrócić czas pracy i wykreować dzięki temu miejsca dla nowych pracowników - podało dzisiaj południowokoreańskie ministerstwo pracy.
>>>> Brawo ! Bardzo madra decyzja jakze kontrastujaca z glupota i tepota eurokomisarzy robiacych dokladnie na odwrot !
Li Miung Bak, fot. Reuters - Skrócenie czasu pracy ma liczne aspekty pozytywne dla naszego społeczeństwa - poprawę stylu życia, tworzenie nowych miejsc pracy i zdynamizowanie konsumpcji prywatnej - oświadczył prezydent Li Miung Bak na środowym posiedzeniu rady ministrów. Oczekuje się, że inspektorzy sprawdzą w około 35 tysiącach biur, fabryk i warsztatów, jak długo pracują zatrudnieni tam ludzie.
>>>>
Jak najbardziej ! Czas wolny to wszak czas tez poswiecony konsumpcji !~!!
- Inspekcja ta ma na celu redukcję nadgodzin. Jednocześnie mamy nadzieję, że w ten sposób uda się utworzyć nowe miejsca pracy - powiedział przedstawiciel ministerstwa pracy.
>>>>
Tak jest brawo !
Koreańczycy w Korei Południowej przepracowują w ciągu roku średnio 2193 godzin (w 2010 roku) - najwięcej z krajów członkowskich Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD).
!!!! Patologiczny koszmar ! Mozna by powiedziec oboz pracy gdyby nie Korea Polnocna tuz ... Trzeba z tym skonczyc !
Ale badanie przeprowadzone przez południowokoreańskie ministerstwo ujawniło, że robotnicy w fabrykach samochodów w pracy spędzają w ciągu roku 2,5 tys. godzin, a w zakładach metalurgicznych - 2,4 tys.
!!!!!! Obled ! Szalenstwo !!!
- Kluczem do sukcesu gospodarczego w Korei Południowej po II wojnie światowej była kultura ciężkiej pracy. Ale nie zawsze przekłada się ona na wyższą wydajność - powiedział przedstawiciel ministerstwa.
>>>> Oczywiscie ! Zmordowany pracownik czesto sie myli i psuje i musi sleczec wiecej !
Według prawa tydzień pracy maksymalnie liczy 52 godziny. Ale nadgodziny przepracowane w soboty i niedziele nie są wliczane, a wielu pracowników do pracy przychodzi w weekend.
>>>> Praca w niedziele to zbrodnia ! Obraza przeciw Bogu . Bo On nakazal SIODMY DZIEN SWIECIC !!!! Oczywiscie nie dotyczy Kościoła kultury sztuki i sluzb czyli policji strazy zdrowia komunikacji . Bo sluzba to wiecej niz praca . Chodzi o prace zaraobkowa a nie sluzbe spoleczenstwu . Od tego nalezy sie powstrzymac ...
Według danych OECD z 2010 roku do przepracowujących największą liczbę godzin w roku należeli Grecy (2109 godz.),
!!!!!! I kolejne bestialstwo UE ! Bruksela narzuca krajom likwidacje swiat i dluzsza prace a tu Grecy maja jeden z njadluzszych czasow pracy ! Kolejna podlosc Brukseli !
Chilijczycy (2068), Rosjanie (1976), Węgrzy (1961), Czesi (1947) i Polacy (1939).
!!!!! Skandal ! Polska wsrod obozow pracy ! Taki nam ,,sukces'' zzrobili po 89 ! Dla jednych oboz pracy dla drugich nieustanne bezrobocie . Polaczyli samo zlo ! Ale wy ciagle na nich glosujecie !
Na drugim krańcu skali plasowali się Holendrzy (1377), Norwegowie (1414), Niemcy (1419) i Belgowie (1551) oraz Austriacy (1587).
!!!!!! Czyli ,,Europa Polnocna'' czyli Niemcy . Ci ktorych nam daja za wzor NAJKROCEJ PRACUJA ! Tak ! UE to klamstwo w wymiarze niewiarygodnym !!!
Dane te otrzymano po podzieleniu całkowitej liczby godzin przepracowanych w roku przez średnią liczbę ludzi zatrudnionych na pełnych i cząstkowych etatach. Natomiast w zestawieniu ujmującym liczbę godzin tygodniowo zazwyczaj przepracowanych przez pracownika w pracy podstawowej ranking wypada inaczej. Prowadzą pod tym względem Turcy (49,3 godz. tygodniowo) Koreańczycy (45,9), Meksykanie (43,2), Grecy (42,3), Czesi (41,2) Polacy (40,6), Węgrzy (39,, Słowacy (39,4), Islandczycy (39,0). Na drugim końcu tego zestawienia są Holendrzy (30,6), Duńczycy (33,5) i Norwegowie (33,.
>>>>>
Czyli to samo !!!
Kore musi faktycznie pilnie zejsc z tak koszmarnym dlugim tygodniem pracy . Trzeba prowadzic ZDROWY tryb zycia . Ludzie musza nauczyc sie spedzac czas wolny ale w sposob wartosciowy nie bezmyslnie gapiac sie w TV i popijajac piwko . Trzeb edukowac .
Nie mowiac juz jak wazne jest poswiecanie czasu Bogu . DLA NAS ! Wszak nie my robimy Bogu przysluge a na odwrot !
34-latek zrobił w domu satelitę - poleci w kosmos.
Jest mały, tani, i został zrobiony przez amatora, a mimo to, poleci w kosmos. Domowej roboty satelita powstał w Korei Południowej. Ważące kilogram urządzenie Open Sat ma na orbicie odbierać wiadomości z Ziemi i przekazywać je z powrotem alfabetem Morse’a błyskając czterema światłami.
Konstruktorem satelity jest 34-letni artysta Song Hojun, który interesuje się inżynierią. Swego satelitę budował przez sześć lat, kupując po kolei poszczególne części i czytając literaturę naukową.
Urządzenie ma polecieć w grudniu na pokładzie rosyjskiej rakiety. Song Hojun mówi, że chce zainspirować innych. Jego zdaniem nie tylko satelitę, ale wszystko można zbudować dzięki internetowi i społecznym platformom. Pytany skąd weźmie sto tysięcy dolarów, by zapłacić za transport satelity na orbitę koreański artysta przyznaje, że głównymi sponsorami są jego rodzice.
>>>>
Jakiez to piekne . Szkoda tylko ze kremlowski satelita . Zadny stosunkow z tymi bandytami . Natomiast mozecie sobie porownac co sie dzieje z ludzmi w Korei Polnocnej i Poludniowej . Nie ma lepszej lekcji o komunie nie te kraje . Chyba Bóg specjalnie dopuscil do przepolawiania krajow aby naocznie pokazac skutki wynaturzen i wrogosci wobec Boga wszak komunizm ZACZYNA SIE od odrzucenia Boga !!!
Republika Samsunga
Wytwarza jedną piątą południowokoreańskiego PKB i, jak mówią niektórzy, posiada tam niemal tak wielką władzę jak rząd. Czy Koreę Południową można już nazywać Republiką Samsunga?
Współczesne imperium Samsunga tak bardzo się rozrosło, że zdaniem wielu mieszkańców Korei Południowej można teraz wieść życie tylko z Samsungiem: płacąc kartą kredytową Samsunga za telewizor Samsunga, który wstawimy się do wyposażonego przez Samsunga mieszkania, gdzie obejrzymy mecz należącego do Samsunga zespołu baseballa.
Samsung jest największym gospodarczym sukcesem Korei Południowej, a ostatnio także przedmiotem ogromnych kontrowersji. Ekonomiści, właściciele małych i średnich przedsiębiorstw oraz niektórzy politycy twierdzą, że Samsung nie tylko wspomaga kraj, ale także zaczyna nim rządzić. Firma posiada niemal tak wielką władzę jak rząd.
Debata, w jaki sposób ograniczyć rozmiary i wpływy Samsunga oraz innych pozostających w rękach jednej rodziny konglomeratów, stała się głównym tematem kampanii przed wyborami prezydenckimi, które odbędą się w Korei Płd. 19 grudnia. Sondaże wskazują, że trzy czwarte wyborców odnosi się negatywnie do gigantycznych koncernów, a kandydaci prześcigają się w pomysłach na ograniczenie ich wpływów.
Samsung koncentruje na sobie najwięcej uwagi, ponieważ jest to największy ”chaebol” (co jest koreańskim określeniem na konglomeraty, które stały się potęgami dzięki wsparciu rządu), a także ponieważ nie przestaje odnosić sukcesów w okresie spowolnienia gospodarki. Udział Samsunga w południowokoreańskim PKB wynosi około 20 proc.
Niektórzy Koreańczycy nazywają swój kraj Republiką Samsunga.
Słynący na całym świecie z urządzeń elektronicznych Samsung mógłby uchodzić za jeden z największych konglomeratów w niemal każdym kraju. Jednak w niewielkiej Korei wygląda jak monolit, który zajmuje się praktycznie wszystkim: buduje drogi i platformy wiertnicze, prowadzi hotele i parki rozrywki, sprzedaje ubezpieczenia i nie tylko wytwarza jeden z najlepiej sprzedających się smartfonów świata, Galaxy, ale także sprzedaje kluczowe komponenty do iPhone'a firmy Apple (mimo że obie firmy toczą z sobą sądowe batalie).
Na swym rynku wewnętrznym Samsung bije Apple na głowę. Zaledwie co dziesiąty posiadacz smartfona w Korei Południowej korzysta z iPhone'a. Samsung ma 33-procentowy udział w globalnym rynku smartfonów, podczas gdy Apple zdobył jedynie 17 proc. tego rynku. W USA Apple ma udział w 34,4 proc. rynku smartfonów.
Krytycy twierdzą, że Samsung wkracza agresywnie w coraz to nowe branże przemysłu, eliminując z nich mniejsze firmy i tym samy ograniczając koreańskim konsumentom możliwość wyboru, a czasami stosuje też zmowy cenowe z innymi gigantami, jednocześnie atakując osoby prowadzące śledztwa w tych sprawach. Samsunga postrzega się również w kontekście bogactwa za zamkniętymi i rodzinnego interesu, w ramach którego prezes Lee Kun-hee ceduje obecnie władzę na syna.
– Można nawet powiedzieć, że prezes Samsunga posiada większą władzę od prezydenta Korei Południowej – mówi Woo Suk-hoon, gospodarz popularnego podcastu ekonomicznego. – Koreańczycy zaczęli wierzyć, że Samsung jest niepokonany i stoi ponad prawem.
Takie odczucie nasiliło się w ostatnich latach, kiedy Samsung utrudniał śledztwa w sprawie zmów cenowych, płacąc minimalne kary, a jego prezesa postawiono w stan oskarżenia za przestępstwa finansowe, lecz został uniewinniony przez prezydenta ”w interesie kraju”, jak ujął to rzecznik rządu.
Korea Południowa zajmuje wysokie miejsca wśród demokratycznych krajów w rankingach korupcji, a tradycyjnie bliskie stosunki rządu z największymi firmami powszechnie postrzegano jako sprzyjające rozwojowi gospodarczemu kraju. Lecz uniewinnienie Lee pod koniec 2009 roku wzbudziło przeciwne opinie. Doszło do niego w okresie, gdy prezydent Lee Myung-bak, były członek chaebolu, który za swojej kadencji sprzyjał wielkim korporacjom, wysunął kandydaturę Korei Południowej na organizatora Igrzysk Olimpijskich w 2018 roku.
Uniewinniony Lee odbył w 2010 roku jedenaście podróży po świecie, lobbując za kandydaturą Korei. Ostatecznie prawo organizacji igrzysk przyznano koreańskiemu miastu Pyeongchang, co według prognoz jednego z instytutów badania rynku zasili gospodarkę kraju kwotą 20 mld dol. Choć Koreańczycy cieszyli się z tego wyboru, to jednak nie zmienił on ich negatywnej opinii na temat uniewinnienia Lee.
Główni kandydaci w walce o fotel prezydenta Korei Południowej twierdzą, że państwo traktowało do tej pory najbogatszych obywateli z nadmierną pobłażliwością. Wszyscy oni uważają, że szefowie chaeboli, którzy popełnili przestępstwa, powinni być traktowani surowo, bez szansy na tego rodzaju wykupienie się.
Kandydaci sądzą również, że Korea Południowa powinna zakazać konglomeratom przeplatania się interesów podlegających im firm, co jest tu znane pod nazwą ”wzajemnego posiadania akcji”. Chodzi o kontrowersyjną strukturę właścicielską, w której rodzina skupia swoje akcje w kilku kluczowych firmach, a następnie przesuwa inwestycje do innych oddziałów konglomeratu. Taka strategia pozwala rodzinom sprawować kontrolę nad szerokim wachlarzem firm, w tym nad tymi, w których mają niewielki, jeżeli w ogóle jakikolwiek udział.
Jednak na skrajnej lewicy dominuje opinia, że chaebole, a w szczególności Samsung, posiadają niebezpieczny udział w władzy. Ten pogląd zyskał w społeczeństwie szeroki oddźwięk, kiedy w 2007 roku były adwokat Samsunga oskarżył firmę o systematyczne przekazywanie pieniędzy z funduszu łapówkowego wpływowym osobistościom. Choć specjalny oficer śledczy nie znalazł śladów przekupstwa, to odkrył inne finansowe przestępstwa, za które prezes Lee został skazany, a następnie ułaskawiony.
– Samsung trzyma rząd w garści – stwierdził w telewizyjnej debacie Lee Jung-hee, liberalny kandydat na prezydenta, praktycznie nieposiadający szans na zwycięstwo. – Samsung rządzi światem prawniczym, prasą, naukowcami i biurokracją.
Samsung, który zaczynał w 1938 roku od eksportu warzyw i suszonych ryb, zaczął się rozwijać w wyniku przymierza zawartego pomiędzy jego założycielem Lee Byung-chullem a wojskowym dyktatorem Parkiem, który kontrolował koreańskie banki i decydował o przydziałach pożyczek. Lecz obecnie konglomerat prosperuje po części dzięki dobrej jakości swych produktów. To bardzo istotna kwestia dla Koreańczyków, którzy są bardzo ambitnym narodem i dostrzegają w Samsungu cechy, które chętnie widzieliby u siebie: ambicję, szybkość, zdolności adaptacyjne oraz umiejętność utrzymywania się na szczycie.
Większość chaeboli nie przetrwała. 14 z 30 największych koreańskich koncernów upadło w ciągu zaledwie jednego roku - 1997, w trakcie azjatyckiego kryzysu finansowego. Jednak Samsung od dziesięcioleci nieprzerwanie się rozwija. Posiada 79 filii, ponad dwa razy więcej niż 25 lat temu. Wzrósł też jego udział w koreańskiej gospodarce: obecnie odpowiada za 28 proc. krajowego eksportu, czyli dwukrotnie więcej niż w 1987 roku.
Rzecznik firmy Kevin Cho twierdzi, że silny Samsung jest dobry dla kraju, ponieważ posiada ”wielki udział w eksporcie Korei, jej dochodach z podatków i zatrudnieniu”. Cho podkreśla, że Samsung jest również globalnym graczem: w 2011 roku 84 proc. dochodów firmy ze sprzedaży elektroniki pochodziło z zagranicy.
Samsung stał się potęgą dzięki elektronice. Od dekady koncern inteligentnie postawił na maleńkie baterie, tanie płaskoekranowe telewizory i smartfony. Podczas gdy japońskie firmy zafiksowały się na ornamentalnej, kosztownej elektronice domowej, Samsung nabył sprawdzoną technologię i szybko zaczął produkować własne, tańsze i wysokiej jakości wersje tych samych urządzeń. W przypadku smartfonów, taka strategia doprowadziła do globalnej wojny patentowej z Apple, ale jednocześnie sprawiła, że Samsung, który kiedyś w ogóle nie liczył się na rynku telefonów, od trzech lat jest światowym liderem w ich produkcji. Koncern inwestuje także miliardy w zieloną technologię, sprzęt medyczny i farmaceutyki.
– Wielu Koreańczyków ma obecnie dwojakie odczucia w stosunku do chaeboli – mówi Lee Cheol-haeng, szef zespołu ds. polityki korporacyjnej w Federacji Koreańskiego Przemysłu, która lobbuje na rzecz dużych firm. – Mówią: ”Nienawidzę chaeboli, ale chcę, aby pracował tam mój syn”.
Chico Harlan
....
Maja problem . Jak Samsung opanuje wszystko to nastapi uwiad kraju jak Japonii . Na tym polega grozba monopoli . Pamietajmy tez ze celem czlowieka jest niebo a nie zarabianie kasy . Stad systemy tylko ekonomiczne musza musza skonczyc uwiadem .
Korea Południowa: Park Geun Hie zwyciężyła w wyborach prezydenckich
Kandydatka rządzących konserwatystów i córka byłego dyktatora, Park Geun Hie, wygrała wybory prezydenckie w Korei Południowej - informują tamtejsze stacje telewizyjne, po przeliczeniu 80 proc. głosów. Korea Południowa formalnie od 60 lat pozostaje w stanie wojny z komunistyczną Północą.
Według wstępnych wyników, Park Geun Hie zdobyła w wyborach 52 proc. głosów, a jej główny rywal, opozycjonista Mun Dzae In - 48 proc.
60-letnia Park będzie pierwszą kobietą w historii Korei Płd. na stanowisku szefa państwa.
....
Corka slawetnego Paka postrachu komunistow . Trudno mowic o jakims przelomie. To w Azji juz normalka ze kobiety z dynastii politycznych wygrywaja . Poza tym pamietajmy ze Kościół Katolicki Korei to miliony wiernych . To jest kraj zachodu tyle ze daleki ale bardziej niz byle kraje komunistyczne zachodni .
Park Geun Hie objęła urząd prezydenta Korei Południowej
61-letnia Park Geun Hie objęła urząd prezydenta Korei Południowej. Jest ona pierwszą kobietą na stanowisku szefa państwa w historii tego kraju. Podczas swej inauguracji obiecała dążyć do zjednoczenia państw koreańskich.
Park Geun Hie złożyła uroczystą przysięgę przed parlamentem. Objęła ona swój urząd w wyjątkowo trudnym momencie, niespełna dwa tygodnie po trzeciej próbie jądrowej Korei Północnej i w atmosferze rosnącego napięcia między państwami koreańskimi.
W przemówieniu inauguracyjnym ostrzegła Koreę Północna, że nie będzie tolerowała działań zagrażających bezpieczeństwu mieszkańców jej kraju. Wezwała jednocześnie Phenian do jak najszybszej rezygnacji z ambicji atomowych i powrotu do dialogu. Park podkreśliła, że podczas swej 5-letniej kadencji prezydenckiej, przez politykę wzajemnego zaufania, chce tworzyć fundamenty zjednoczenia z komunistycznym sąsiadem.
Kandydując w grudniowych wyborach prezydenckich z ramienia rządzącej konserwatywnej partii Saenuri, Park zdobyła 51,6 proc. głosów. Jej ojciec, generał Park Dzonghyi, sprawował w Korei Południowej władzę przez 18 lat - najpierw jako wojskowy dyktator, a następnie autokratyczny prezydent, zamordowany w 1979 roku przez dowódcę jego własnych służb specjalnych.
...
Jak ten kraj sie zmienil ! Jeszcze niedawno szef siepaczy zarzna szefa rezimu ! A dzis szczyt kultury politycznej !
Za ojca trzeba sie modlic !
Natomiast tradycyjny stroj byl bardzo.ladny . Widzialem !
Watykan: rozważana podróż papieża do Korei Południowej w tym roku
W Watykanie rozważana jest podróż papieża Franciszka do Korei Południowej w tym roku - powiedział rzecznik ksiądz Federico Lombardi potwierdzając doniesienia mediów na ten temat. Papież otrzymał zaproszenie na spotkanie młodzieży z Azji w sierpniu.
W rozmowie z dziennikarzami w środę watykański rzecznik poinformował ponadto, że dyskutowana jest również ewentualna papieska pielgrzymka na Filipiny i na Sri Lankę. Ale nie w tym roku - zastrzegł.
Na razie wiadomo, że od 24 do 26 maja Franciszek odwiedzi Ziemię Świętą, co sam niedawno ogłosił. Papież odwiedzi Amman w Jordanii, Jerozolimę i Betlejem.
..
Tak Koreanczycy to madry narod . Oni wzieli najwiecej dobrego z Zachodu . Nie tylko gospodarke jak glupcy z Pekinu czy komune tfu ohyda . Madrzejsi od Japonczykow ktorzy wzieli wszystko oprocz Najwazniejszego czyli Boga . Korea to drugi kraj katolicki Azji po Filipinach . Z tym ze Filipiny to byla kolonia Hiszpanii i sila rzeczy katolicki . KOREANCZYCY SAMI PRZYJELI KATOLICYZM ! NAWET BEZ ODGORNYCH DZIALAN WLADZ JAK W POLSCE W 966 . To kraj naprawde wyjatkowy !
"The Washington Post": Korea Południowa może się wyludnić do 2750 roku
Jak informuje "Washington Post" ostatnie badania przeprowadzone przez Narodowy Zespół Badań w Seulu wykazały, że w 2750 roku może już nie być obywateli Korei Południowej. Obecnie na jedną Koreankę przypada 1,9 nowo narodzonego dziecka, a liczba mieszkańców jest większa niż w Hiszpanii. Jednak, jeśli sytuacja utrzyma się w kolejnych pokoleniach, liczba ludzi w Korei może spaść do populacji Szwajcarii.
Przewiduje się, że do 2136 roku będzie już o 40 milionów mniej Koreańczyków. W dodatku niektóre obszary będą wyludniać się szybciej od pozostałych. Największy problem z ludnością będą miały większe miasta. Pusan, które obecnie jest drugim co do wielkości miastem w Korei, w 2413 roku może być pierwszym miastem, które nie będzie miało mieszkańców.
Problem spadającej liczby obywateli nie dotyczy tylko Korei Południowej. Podobny problem występuje w Japonii, która jest tylko w minimalnie lepszej sytuacji.
Korea nieprzyjazna dla imigrantów
Zagrożenie wyludnieniem państwa koreańskiego wynika z niskiego współczynnika płodności. Średni wynik na świecie wacha się między 2.33 a 2.50, natomiast zalecana wartość, aby utrzymać odpowiedni poziom ludności to 2.1. W Korei jest on na poziomie 1.9.
Niski współczynnik płodności nie musi oznaczać jednak spadającej liczby mieszkańców. Takie kraje jak USA czy Niemcy małą liczbę nowych narodzin rekompensują imigrantami, którzy chętnie wybierają te kraje. Korea Południowa posiada bardzo restrykcyjne zasady dotyczące imigrantów i osoby, które przebywają w tym państwie dłużej niż 3 miesiące, a jednocześnie nie mają koreańskiego obywatelstwa, stanowią zaledwie 3 proc. Prawie połowa Koreańczyków nigdy nie rozmawiała z obcokrajowcem.
Rodzice stawiają na jedno dziecko
Jedną z przyczyn niskiego wskaźnika urodzeń w Korei jest model rodziny, jaką preferują Koreańczycy oraz obywatele innych krajów azjatyckich. Thomas Anderson, badacz demografii z Uniwersytetu w Pensylwanii, uważa, że pary w południowo-wschodniej Azji częściej niż rodziny z zachodniej części kontynentu mają tylko jedno dziecko i na nim skupiają całą swoją uwagę i inwestują pieniądze w jego edukacje. Wolą mieć jedno dziecko z wysokim wykształceniem i wiedzą niż kilka, ale na średnim poziomie.
Koreańczycy także zmienili swoje podejście do posiadania dzieci. Obecnie kobieta bez dzieci nie jest uważana za jakiś wyjątek. Koreanki coraz częściej wolą skupić się na pracy lub swoim hobby niż na wychowywaniu dzieci.
Rząd w Korei Południowej nie pozostaje bezczynny i próbuje zmienić niekorzystny trend w społeczeństwie. Oferuje on bardziej atrakcyjne urlopy macierzyńskie dla matek oraz dotacje dla rodzin decydujących się na posiadanie większej ilości dzieci. W 2008 roku rząd wydał 3.8 miliarda dolarów na próbę podniesienia współczynnika dzietności.
Oczywiście Koreańczycy mają więcej czasu niż 700 lat, aby zatrzymać tempo wymierania ich społeczeństwa, jednak te badania wskazują na wiele ważnych problemów, które dotykają Koreę.
...
Niestety choroba konsumpcjonizmu . Wszystkie kraje konsumpcyjne wypierają .
Korea Południowa: depenalizacja zdrady małżeńskiej
Trybunał Konstytucyjny Korei Płd. uchylił obowiązującą w tym kraju od 62 lat ustawę, zgodnie z którą zdrada małżeńska była przestępstwem zagrożonym karą do dwóch lat więzienia. Trybunał uznał, że ustawa "nadmiernie ograniczała podstawowe prawa obywatelskie".
Debata nad zakazem zdrady małżeńskiej nasilała się w Korei Płd. w ostatnich latach, w miarę jak szybko zachodzące przemiany społeczne coraz bardziej kłóciły się tradycyjnymi wartościami. Zwolennicy zakazu podkreślali, że promował on monogamię i chronił rodziny; przeciwnicy argumentowali, że państwo nie ma prawa ingerować w życie intymne obywateli.
Pierwszy raz Trybunał Konstytucyjny zajął się zakazem zdrady małżeńskiej w 1990 roku, odrzucając wtedy, a później jeszcze trzykrotnie, jego zniesienie. Powiodło się to dopiero za piątym razem. Sędziowie podkreślili, że zdradę małżeńską można wprawdzie uważać za czyn niemoralny, ale państwo nie może się mieszać do życia prywatnego małżonków.
Zdrada małżeńska mogła być w Korei Płd. ścigana tylko z powództwa jednego z małżonków. Sprawy natychmiast umarzano, gdy skarga została wycofana, co zdarzało się coraz częściej i zwykle wiązało z prywatną ugodą obejmującą gratyfikację finansową dla poszkodowanej strony.
Zakaz miał – według pierwotnych założeń – chronić żony, które zwykle nie miały własnych dochodów, przy czym rozwody były rzadkością. Już dawno jednak przemiany społeczne w Korei Płd. sprawiły, że stracił wszelki sens – wskazują jego przeciwnicy. Zwracają m.in. uwagę, że wzrosła liczba kobiet, które dopuściły się tego „przestępstwa”.
Na orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego natychmiast zareagowała giełda – akcje firmy Unidus Corp., południowokoreańskiego producenta prezerwatyw, jednego z największych na świecie, wzrosły aż o 15 proc., a akcje firmy Hyundai Pharmaceutical produkującej testy ciążowe i tabletki antykoncepcyjne – o prawie 10 proc.
...
Niestety zbrodniczy biznes porno od razu liczy zyski . W Korei kiedys podstawa byla rodzina . Teraz juz nie . Zachod ich zniszczyl .
Adoptowane Koreanki walczą o zakaz międzynarodowej adopcji
Urodzona w Korei Południowej 32-letnia Amy Ginther może się porozumiewać ze swoją biologiczną rodziną wyłącznie w języku angielskim. W latach 80. Ginther została adoptowana przez rodzinę ze Stanów Zjednoczonych, podobnie jak dziesiątki tysięcy południowokoreańskich dzieci. Teraz walczy o wprowadzenie zakazu międzynarodowej adopcji.
– Mimo cudownej opieki, którą zostałam otoczona w nowej rodzinie, adoptowane dzieci mają poczucie straty – twierdzi Ginther. Jej poglądy podziela Laura Klunder, oznaczona przez agencję adopcyjną numerem K85-160 wytatuowanym na przedramieniu. Obie kobiety działają w organizacji skupiającej osoby adoptowane, które urodziły się w Korei. Jej członkowie chcieliby zakazać międzynarodowych adopcji.
Rząd Korei Południowej zamierza wprowadzić nowe regulacje, które mają zachęcać do krajowej adopcji, jednak wielu ekspertów uważa, że bardziej potrzebne byłoby wsparcie dla rodzin, które nie posiadają odpowiednich środków, by wychować swoje dzieci.
...
Owszem wychowac sie w bogatych USA to nic specjalnego kasa to bardzo malo, ale zakaz to byloby bestialstwo .
Jak różne kraje wspierają rodzime przemysły zbrojeniowe?
25 września 2015, 14:04
Jeszcze 30 lat temu Korea Południowa była niemal całkowicie zależna od importu uzbrojenia, ale stworzyła niezwykle silny przemysł obronny oparty na wielkich rodzimych koncernach. W latach 2006-2012 południowokoreański eksport uzbrojenia wzrósł o 940 proc. - podaje magazyn "Polska Zbrojna". A jak inne państwa dbają o rodzime przemysły zbrojeniowe i od kogo Polska może się uczyć?
Coraz więcej państw stara się rozbudowywać rodzimy przemysł obronny, by zmniejszyć swą zależność od dostaw z zagranicy. Własna zbrojeniówka zwiększa swobodę manewru na arenie politycznej, bo ogranicza podatność na naciski zewnętrzne. Dla części państw rozwój produkcji zbrojeniowej stanowi też koło napędowe całego postępu cywilizacyjnego. Wytwarzanie broni to przecież miejsca pracy, co w krajach o wysokim bezrobociu ma ogromne znaczenie. Co więcej, eksport uzbrojenia, wyrobów wysoce przetworzonych, przynosi wielkie zyski w stosunku do poniesionych nakładów materialnych i finansowych.
Najpierw swoi
Przemysł zbrojeniowy często rządzi się własnymi zasadami, nawet w państwach Unii Europejskiej, gdzie panuje duża swoboda wymiany gospodarczej. Jest to taka dziedzina ekonomii, gdzie można stosunkowo łatwo dostrzec działania protekcjonistyczne. Jest nieprawdopodobne, aby duży kraj zachodnioeuropejski ogłosił otwarty przetarg na dostawy jakiegoś rodzaju broni czy sprzętu wojskowego, jeśli takie rozwiązanie jest dostępne na rodzimym rynku. A zwykle tak jest, bo państwa wspierają krajowych producentów na etapie prac badawczo-rozwojowych, finansując większość projektów obronnych. Jeśli owe prace się powiodą, to konstrukcję wprowadza się do produkcji, a nie szuka alternatywnego rozwiązania na zewnątrz. Najwyżej zdarza się konkurencja wewnętrzna.
I tak w konsekwencji stosowania preferencji narodowych Francja używa czołgów Leclerc, Wielka Brytania Challenger 2, a Włochy Ariete, choć najpopularniejszy w państwach Sojuszu Północnoatlantyckiego jest niemiecki Leopard 2. Teraz do grona natowskich producentów czołgów własnej konstrukcji dołączy Turcja, która opracowała wóz Altay. W NATO nigdy nie udało się doprowadzić do takiego poziomu unifikacji, jaka była w Układzie Warszawskim, gdzie o tym, co będzie standardem w jego armiach, decydowano w Moskwie.
W wielu państwach rodzimy przemysł może liczyć na preferencje przy zamówieniach publicznych. Nawet w dobie ostatniego kryzysu zdarzało się, że kraje mające problemy finansowe znajdowały ekstrafundusze na zakupy uzbrojenia. I tak władze Włoch, aby wesprzeć krajowy przemysł stoczniowy, a jednocześnie unowocześnić marynarkę wojenną, postanowiły sfinansować częściowo budowę nowych okrętów wojennych, zaciągając kredyty rządowe. Dodatkowe pieniądze na zakupy uzbrojenia, m.in. śmigłowców, wygospodarowali też niedawno Francuzi. Także Hiszpania, która obniżyła budżet obronny, postanowiła z odrębnego funduszu opłacić realizację kilku ważnych programów zakupów, co wiązało się m.in. z zapewnieniem miejsc pracy.
Jeden z najbardziej skutecznych, niemal hermetycznych systemów, zabezpieczających interesy narodowego przemysłu obronnego, mają Stany Zjednoczone. Boleśnie przekonał się o tym europejski Airbus, który próbował tam wejść ze swoim, skądinąd niezwykle udanym, latającym tankowcem-transportowcem. Presja polityczna na Pentagon sprawiła, że anulowano przetarg, w którym wygrał samolot z Europy i stworzono nowe wymagania tak, by preferowany był producent rodzimy.
Co ważne, jeśli nawet Airbus zdobyłby owo zamówienie, to jego maszyny i tak byłyby produkowane w Stanach Zjednoczonych. Amerykanie trzymają się żelaznej zasady, że jeśli wybierają jakieś rozwiązanie zagraniczne, to dostawca musi uruchomić produkcję na terenie USA. A firmy zagraniczne nie oponują, bo kontrakty z Pentagonem to zarówno szanse na krociowe zyski ze względu na skalę zamówień, jak i prestiż dostawcy dla sił zbrojnych supermocarstwa.
Jedną z metod wspierania krajowej produkcji zbrojeniowej jest też polityka podatkowa. Zdarza się, że część działalności producentów na rzecz obronności zostaje zwolniona z wszelkich opłat podatkowych.
W technologii siła
Rośnie grono państw produkujących bardzo zaawansowane technicznie uzbrojenie. Doskonałym przykładem na to, jak zdobywać technologie pozwalające na szybki rozwój rodzimej zbrojeniówki, dokonując zagranicznych zakupów, jest Turcja. Skutecznym instrumentem do ich pozyskiwania był umiejętnie wykorzystywany offset i szerokie spektrum partnerów. W wypadku uzbrojenia konwencjonalnego są to firmy z Europy Zachodniej i USA, a przed popsuciem się relacji politycznych był też Izrael. Ankara nie widzi problemów we współpracy zbrojeniowej z kontrowersyjnymi z punktu widzenia USA Chinami. Stamtąd zresztą pozyskuje technologie rakietowe.
Turcy są cierpliwi. Zanim zdobyli się na opracowanie czołgu podstawowego, zbierali przez lata doświadczenia, produkując sprzęt pancerny na licencji, a potem go modernizując. Następnie opracowywali coraz bardziej zaawansowane własne konstrukcje pojazdów opancerzonych. Czołgi to niejedyny przykład spektakularnych zmian, jakie zachodzą w zbrojeniówce Turcji. Dynamicznie rozwija się jej przemysł lotniczy, który nadal chętnie korzysta z możliwości transferu technologii wojskowych z zagranicy. Po zdobyciu doświadczenia przy montażu amerykańskich samolotów wielozadaniowych F-16 przedstawiciele tureckich władz zdecydowali się na wyjątkowo ambitny program stworzenia własnego myśliwca. Dzięki zaś umowom z firmami z Włoch i USA Turcja może już niebawem stać się znaczącym producentem śmigłowców, w tym maszyn szturmowych. Także tamtejsze budownictwo okrętowe jest coraz bardziej samodzielne. W wypadku nowych skomplikowanych projektów, tureckie stocznie nawiązują jednak współpracę z firmami zagranicznymi, tak jak ostatnio przy nowym okręcie desantowym.
Dzisiejsza pozycja tureckiej zbrojeniówki jest konsekwencją decyzji politycznych podjętych przed laty, gdy władze postawiły na dostawców rodzimych. Jednak ważny jest też pewien czynnik bardzo sprzyjający rozwojowi tureckiego przemysłu obronnego, który występuje w niewielu państwach. Chodzi o duży popyt wewnętrzny. Turcja, położona w sąsiedztwie obecnie bardzo niestabilnego regionu świata, jakim jest Bliski Wschód, utrzymuje największe po Stanach Zjednoczonych siły zbrojne w NATO. Potężna armia zamawia uzbrojenie i sprzęt wojskowy w dużych ilościach, co ułatwia negocjacje z zagranicznymi dostawcami i umożliwia stawianie im twardych warunków. Turcy liczą, że pełną niezależność w przemyśle zbrojeniowym osiągną w 2023 roku.
Podobną drogą poszła wcześniej Republika Korei. Jeszcze 30 lat temu była niemal całkowicie zależna od importu uzbrojenia, ale w końcu stworzyła niezwykle silny przemysł obronny oparty na wielkich rodzimych koncernach i umiejętnej współpracy zagranicznej (początkowo głównie z USA). Transfery zachodniej technologii pozwoliły Koreańczykom szybko wyprodukować uzbrojenie i sprzęt wojskowy na światowym poziomie. Tutaj, podobnie jak w Turcji, głównym bodźcem rozwoju przemysłu obronnego była konieczność zaspokojenia potrzeb potężnych sił zbrojnych.
Także inne państwa nie zadowalają się zakupem wyrobów wyprodukowanych za granicą, lecz domagają się od zwycięzców przetargów produkcji na własnym terenie i udostępnienia najbardziej zaawansowanych technologii. W ostatnim czasie taką strategię przyjęły władze Indii, które mają jedną z najliczniejszych armii świata. Otóż wprowadziły one zasadę "make in India". Ten, kto nie akceptuje twardych wymagań Hindusów, ma problemy. Przykładem jest anulowany przetarg na samolot wielozadaniowy, w którym jako zwycięzcę wskazano francuskiego Rafale.
Walka o kontrakty
Na światowym rynku handlu bronią trwa bardzo ostra rywalizacja. Pojawia się coraz więcej dostawców, głównie z państw, które w przeszłości były jedynie jej importerami. Do tego grona należą wspomniane już Korea Południowa i Turcja. Ta ostatnia wyeksportowała produkty przemysłu obronnego o wartości 1,65 mld dolarów. Tylko w pierwszych czterech miesiącach 2015 roku było to 461 mln dolarów (o 1,36 proc. więcej niż w tym okresie 2014 roku). Władze w Ankarze mają niezwykle ambitny plan, aby w 2023 roku eksport osiągnął poziom 23 mld dolarów. Korea Południowa ma mocniejszą pozycję wśród eksporterów broni, a jednym z jej klientów jest Turcja. O tempie, w jakim rozwija się południowokoreański eksport uzbrojenia, niech świadczy to, że w latach 2006–2012 wzrósł on o 940 proc.
Nie wystarczy jednak mieć dziś dobry produkt. Kluczowym elementem dla powodzenia na rynku handlu bronią jest wsparcie polityczne. Normalna jest praktyka, że przy okazji zagranicznych wizyt premierom czy prezydentom towarzyszą prezesi czołowych firm zbrojeniowych. Na rzecz rodzimej zbrojeniówki działają też dyplomaci w placówkach zagranicznych, w tym attaché wojskowi. Taka aktywność sprawdza się, o czym świadczą kontrakty zdobywane przez Francję, Wielką Brytanię czy Niemcy. W ostatnich latach bardzo mocno zaczęła też promować swą zbrojeniówkę Kanada, tworząc system, w który zostali zaangażowani politycy, dyplomaci i wojskowi. I te działania przyniosły szybko efekty w postaci wielkiego zamówienia na pojazdy pancerne z Arabii Saudyjskiej.
Państwa najaktywniej promują się tam, gdzie mają już mocną pozycję rynkową lub z różnych względów (np. historycznych, politycznych, kulturowych) mają szansę ją zdobyć. Zwykle takim czynnikiem jest najbliższe sąsiedztwo. Dla Korei Południowej głównym rynkiem zbytu produkcji zbrojeniowej jest Azja Południowo-Wschodnia, dla Turcji kraje islamskie, a dla Brazylii Ameryka Łacińska.
Rządowe wsparcie dla przemysłu obronnego nabiera nowego znaczenia. Coraz więcej państw, które zamierzają kupić uzbrojenie, preferuje bowiem transakcje międzyrządowe (G2G), chcąc raczej nabyć wersje podobne do używanych przez siły zbrojne producenta niż wyroby w odmianie komercyjnej. W ten sposób na przykład Polska chce zakupić rakietowy system obrony powietrznej średniego zasięgu. Aby ułatwić czy wręcz umożliwić realizację transakcji G2G, są tworzone specjalne państwowe agencje, np. w USA jest to Defense Security Cooperation Agency (DSCA), a w izraelskim ministerstwie obrony istnieje Departament Zagranicznej Współpracy Obronnej i Eksportu, znany pod akronimem hebrajskiej nazwy jako SIBAT. W Kanadzie transakcje G2G zawiera Canadian Commercial Corporation. W ostatnich latach sprzedała ona m.in. pojazdy pancerne armii Kolumbii i 12 samolotów Twin Otter ministerstwu obrony Peru.
Same zapewnienia dyplomatów nie wystarczą jednak, by zdobyć kontrakt zbrojeniowy. Formą państwowego wsparcia dla przemysłu obronnego przy transakcjach z klientami zagranicznymi jest więc udzielanie im kredytów na korzystnych warunkach lub gwarantowanie wzięcia ich w bankach. W 2015 roku bardzo szybko doszło do podpisania umowy na dostawę francuskich myśliwców Rafale do Egiptu. Wielomiliardowa transakcja była możliwa, bo Kairowi udzielono kredytu. Takie rozwiązania stosują nie tylko państwa zachodnie, ale też Rosja czy Chiny. W wypadku tych ostatnich dwóch krajów specyficzną formą wsparcia eksportu jest unikanie ograniczeń natury politycznej. Moskwa i Pekin nie wiążą sprzedaży broni np. z przestrzeganiem praw człowieka. Dlatego na liście ich klientów są m.in. Sudan i Zimbabwe.
Innym sposobem wsparcia rodzimego przemysłu zbrojeniowego, poprzez ograniczenie aktywności rywali na rynkach zagranicznych, są zgody dotyczące eksportu produktów zawierających importowane podzespoły. Przed laty przekonali się o tym Szwedzi, gdy chcieli sprzedać swe gripeny Chile. Amerykanie najpierw zablokowali tę transakcję, a potem przekonali Chilijczyków do nabycia F-16. Amerykańskie sprzeciwy wynikają ze względów politycznych, co miało miejsce przy próbie sprzedaży przez Hiszpanów samolotów transportowych Wenezueli.
Tadeusz Wróbel, "Polska Zbrojna"
...
A w Polsce po 89 dokladnie na odwrot.
Tysiące pożegnały byłego prezydenta Kim Jong Sama
Tysiące Południowych Koreańczyków pożegnało podczas państwowych uroczystości pogrzebowych byłego prezydenta Kim Jong Sama (Kim Young-sam), który zmarł w weekend w wieku 87 lat.
Uroczystości rozpoczęły się o świcie przed budynkiem parlamentu, gdzie na początku 1993 r. Kim został zaprzysiężony na prezydenta. Urząd sprawował do roku 1998.
Kim Jong Sam odegrał ważną rolę w demokratyzacji Korei Południowej. Przez dziesięciolecia był oponentem dyktatur wojskowych, a jako prezydent położył podwaliny pod pokojowy transfer władzy.
W 1994 roku sprzeciwił się koncepcji zbombardowania północnokoreańskiego obiektu nuklearnego, z którą wystąpiła administracja Billa Clintona; obawiał się, że może to doprowadzić do wojny.
Jak zauważa agencja Associated Press, jego reputacja została podkopana po przyjęciu przez południowokoreański rząd międzynarodowego programu pomocowego w czasie azjatyckiego kryzysu finansowego w latach 1997-1998.
...
Rzadzenie jest trudniejsze niz opozycja.
Korea Płd.: antyprezydencka demonstracja w Seulu
Tysiące demonstrantów bierze udział w demonstracji w sobotę w Seulu, stolicy Korei Południowej, przeciwko konserwatywnej prezydent Park Geun Hie. Według policji na wiecu zebrało się ok.13 tys. ludzi.
Demonstrujący, wielu w maskach, protestują przeciwko pogarszającym się warunkom pracy, ograniczaniem osobistych i politycznych swobód pod rządami Park.
REKLAMA
W starciach z policją podczas podobnej demonstracji w Seulu w listopadzie rannych zostało kilkudziesięciu demonstrantów. Prezydent Park porównała wówczas zamaskowanych uczestników protestu do terrorystów z Państwa Islamskiego i zawezwała do wprowadzenia zakazu zakrywania twarzy podczas demonstracji.
...
Tez sie dzieje.
Korea Południowa: próbny pogrzeb dla ludzi z myślami samobójczymi
3 stycznia 2016, 08:45
• Najwięcej samobójstw wśród państw rozwiniętych ma miejsce w Korei Południowej
• By temu zapobiec powstała idea "próbnych pogrzebów"
• Ten rytuał ma sprawić, że klienci mają docenić życie i porzucić samobójcze myśli
Salę w jednym z seulskich biurowców wypełniają rzędy identycznych, prostych trumien, obok każdej - niewielkie biurko. Przy biurkach ubrani w białe szaty pogrzebowe klienci piszą pożegnalne listy do bliskich, przywołując dawne wspomnienia. "Pociąganie nosem zamienia się w tłumione łkanie, na które nie pomaga częste używanie chusteczek" - pisze BBC.
Oglądają zdjęcia ludzi, którzy poradzili sobie w życiu mimo przeciwności losu - chorych na raka korzystających w ostatnich dniach z uroków życia czy kobietę, która urodziła się bez kończyn, a mimo to nauczyła się pływać. Potem następuje moment kulminacyjny - każdy staje przy swojej trumnie, po czym kładzie się do środka, przyciskając do piersi własne zdjęcie przepasane czarną wstążką. Po chwili ubrany na czarno mężczyzna w wysokim kapeluszu, symbolizujący Anioła Śmierci, zabija gwoździami wieko trumny. Pogrążeni w ciemności uczestnicy mają teraz czas, by zastanowić się nad swoim życiem i jego sensem.
Makabryczny rytuał ma na nowo nauczyć jego uczestników szacunku dla życia i sprawić, że pogodzą się z własnymi problemami i zaakceptują je jako część życia - tłumaczy jedna z firm rekrutacyjnych, która wysłała swoich pracowników na to niecodzienne "szkolenie". Nie wiadomo do końca, co o tym wszystkim myślą sami pracownicy - w paternalistycznym społeczeństwie południowokoreańskim krytyka przełożonych jest źle widziana - ale zdaniem BBC próbny pogrzeb wywarł na uczestnikach duże wrażenie.
- Po doświadczeniu z pogrzebem uświadomiłem sobie, że powinienem starać się prowadzić nowy styl życia. Zdałem sobie sprawę, że popełniłem mnóstwo błędów. Będę się starał z większą pasją podchodzić do swojej pracy i spędzać więcej czasu z rodziną - mówi jeden z uczestników.
Zdaniem zwolenników takie "ćwiczenia" są konieczne w Korei Południowej, która jest niechlubnym liderem wśród państw rozwiniętych, jeśli chodzi o liczbę mieszkańców decydujących się na odebranie sobie życia. Znaczący odsetek popełnianych samobójstw eksperci wiążą z pracą. Południowokoreańskie firmy nie mogą się uwolnić zasady, że pracownik powinien zjawiać się w pracy przed przełożonym i wychodzić z pracy dopiero po nim, co przekłada się na długie godziny spędzane w biurze bez większego pożytku. Jedna czwarta osób przebadanych przez Południowokoreańskie Stowarzyszenie Neuropsychiatryczne uskarża się na wysoki poziom stresu, jako główną jego przyczynę wskazując problemy w pracy.
Władze Seulu próbowały zmienić kulturę pracy, wprowadzając sjestę, czyli godzinę, którą pracownicy mogli przeznaczyć na drzemkę. Był w tym haczyk - godzinę odpoczynku trzeba było odpracować jeszcze tego samego dnia. Pomysł się nie przyjął.
Wiele osób zapisujących się na próbne pogrzeby szuka wytchnienia od stresującego, wypełnionego rywalizacją życia w Korei Południowej. Źródłem stresu, zwłaszcza wśród młodych ludzi, są egzaminy wstępne na studia, szukanie pracy na wysoce konkurencyjnym rynku, długie godziny w pracy i pogłębiające się nierównościach społecznych - pisze Associated Press.
...
Brak Boga. Praca Go oczywiscie nie zastapi.
Korea Południowa ukróciła zagraniczne adopcje i... w domach dziecka przybywa sierot
Aneta Wawrzyńczak
18 marca 2016, 08:40
• Korea Południowa ma poważny problem z adopcją
• Tamtejsze pary niechętnie stają się rodzicami dla porzuconych dzieci
• Kiedyś takie maluchy były adoptowane za granicę, ale władze ukróciły taką możliwość
• Rezultat? Rosnąca populacja sierot w domach dziecka i stygmatyzacja na całe życie
Grubo ponad 500 miliardów dolarów - tyle rocznie wyciąga Korea Południowa z eksportu. Za granicę wysyła sporo - w końcu 5. miejsce na globalnej liście eksporterów zobowiązuje. Najwięcej układów scalonych (powszechnie zwane czipami), rafinowanych produktów naftowych, samochodów, statków pasażerskich i towarowych, wyświetlaczy ciekłokrystalicznych (LCD).
Swego czasu mówiło się też półżartem, że najważniejszym "towarem eksportowym" Korei Południowej są… dzieci. Przez lata, a właściwie dekady tysiące osieroconych lub porzuconych maluchów spod 38. równoleżnika wędrowały przez ocean do nowych rodzin. Aż rząd w Seulu w końcu powiedział: basta.
Nie, żeby adoptowanym dzieciom działa się krzywda - po prostu na szczytach władzy (w dużej mierze pod naciskiem organizacji stowarzyszających adoptowanych za granicę dorosłych) uznano, że czas, by Koreańczycy z południa wzięli odpowiedzialność za swoich małych rodaków, którzy na loterii życia nie wyciągnęli szczęśliwego losu z napisem "kochający mama i tata".
Miało być więc dobrze, wygląda jednak na to, że wyszło jak zwykle. Bo zamiast pustoszeć, południowokoreańskie sierocińce przeżywają oblężenie.
Początek i koniec zagranicznych adopcji
W połowie ubiegłego wieku wojna koreańska pozbawiła niewielki półwysep jedności i pokoju, jego najmłodszych mieszkańców zaś (niekiedy urodzonych już po zawieszeniu broni i wygaszeniu konfliktu) - rodziców i szczęśliwego dzieciństwa.
Oprócz sierot wojennych, na pastwę losu (i nierzadko ulicy) skazani też byli "mieszańcy" - dzieci amerykańskich, często czarnoskórych, ojców i koreańskich białych matek. Ci pierwsi po wycofaniu wojsk USA z półwyspu również musieli zwinąć manatki, te drugie po urodzeniu owocu związku z nimi nierzadko "musiały" się go pozbyć, piętno społecznego ostracyzmu było bowiem zdecydowanie większe niż ciężar rozstania z własnym dzieckiem. Swoje trzy, a nawet więcej groszy dorzucił rząd, przyjmując politykę czystości rasowej i szukając sposobów, by pozbyć wstydliwego balastu pod postacią setek tysięcy "mieszańców", nijak pasujących do zasad głęboko zakorzenionego w kulturze i życiu społecznym konfucjanizmu.
Jedyną szansą dla nich wydawały się adopcje zagraniczne. Szlak ten przetarło małżeństwo z Oregonu, Harry i Berta Holt, którym w 1955 roku udało się przeforsować w Kongresie zgodę na przysposobienie ośmiu południowokoreańskich sierot. Ich sprawa musiała sięgnąć aż samego czubka amerykańskiego establishmentu, bo od lat 20. wciąż obowiązywały prawa zakazujące Azjatom przeprowadzki do Stanów Zjednoczonych (z nielicznymi wyjątkami). Rok po przeprawie Holtów z Kongresem zniesiono limity rasowe w ramach tzw. Hart-Celler Act, który Lyndon B. Johnson podpisał zresztą dopiero w 1965 roku.
Sporo wcześniej, bo już w 1956 roku Holtowie zdążyli się przenieść do Korei Południowej, gdzie założyli organizację Holt International, otworzyli dom dziecka i jednocześnie agencję pośredniczącą w adopcjach zagranicznych. Dekadę później dla południowokoreańskich sierot otworzyły się też na oścież drzwi do Europy - począwszy od Szwecji, przez pozostałe kraje skandynawskie, po Francję, Szwajcarię i Niemcy. Prym jednak wiodły Stany Zjednoczone: spośród około 200 tysięcy małych Koreańczyków z południa, którzy trafili do tzw. adopcji zagranicznej od 1956 roku, 2/3 (a według niektórych organizacji nawet 3/4) zamieszkało ze swoimi nowymi rodzicami właśnie Ameryce.
Poza szczęśliwym - już na pewno szczęśliwszym niż w sierocińcu - dzieciństwem na korzyść wspierania przez władze w Seulu międzynarodowych adopcji przemawiała też chłodna kalkulacja ekonomiczna: pozbycie się "balastu" pod postacią kilku tysięcy sierot rocznie odciążało budżet państwa o kilka ładnych milionów dolarów, które trzeba by łożyć na ich utrzymanie w placówkach publicznych.
Nagle jednak w 2003 roku rząd południowokoreański wykonał niespodziewany zwrot i z orędownika międzynarodowych adopcji zaczął stawać się ich coraz bardziej zagorzałym przeciwnikiem.
Zachęty władz
Przyczyn tego nagłego manewru jest z pewnością kilka, począwszy od wskaźnika dzietności, który w Korei Południowej od lat dramatycznie pikuje (obecnie wynosi 1,3 na kobietę, przy normie gwarantującej zastępowalność pokoleń na poziomie 2,1 dziecka), na odpowiedzi na naciski ze strony organizacji zrzeszających adoptowanych dorosłych skończywszy. Te ostatnie, m.in. TRACK (Truth and Reconciliation for the Adoption Community of Korea), przez lata lobbowały za nowelizacją prawa - tak, by każde dziecko mogło po osiągnięciu pełnoletniości bez problemu chwycić za nitkę, po której dojdzie do kłębka, czyli swoich biologicznych rodziców, a więc i zagubionej, jak deklaruje wielu członków TRACK, tożsamości.
Sami adoptowani za granicę często bowiem doświadczają poczucia wyalienowania, a z badań szwedzkich ekspertów wynika wręcz, że znacznie częściej niż ich rówieśnicy wychowani w biologicznych (a przynajmniej: nieodmiennych rasowo) rodzinach popełniają samobójstwa, imają się przestępczego rzemiosła i popadają w uzależnienia.
Po serii nieudanych zapowiedzi likwidacji, a przynajmniej zdecydowanego ograniczenia, adopcji zagranicznych i jednocześnie promocji adopcji krajowych, w końcu w 2012 roku rząd w Seulu znowelizował prawo adopcyjne. Wcześniej stosował metodę kija i marchewki. Potencjalnych rodziców z zagranicy i występujące w ich imieniu agencje odstręczał m.in. zmniejszanymi od 2007 roku o 10 proc. limitami kwotowymi na liczbę dzieci do adopcji, warunkiem wykazania dochodu powyżej średniej krajowej czy ograniczeniem ich wieku w chwili starania się o adopcję do 44 roku życia. Z kolei własnych obywateli próbował zachęcić do przygarniania sierot ulgami podatkowymi, a nawet żywą gotówką, proponując miesięcznie ekstra 100 tysięcy wonów na adoptowane dziecko.
Zgodnie z nowelą z 2012 roku, będącą ukłonem w stronę organizacji zrzeszających dorosłych adoptowanych, zrzeczenie się władzy rodzicielskiej może nastąpić tylko za zgodą sądu, a biologiczna matka ma obowiązek zostawić przy sobie dziecko przez siedem dni, dopiero później - i po jego zarejestrowaniu, a więc wyrobieniu mu świadectwa urodzenia - może zdecydować o oddaniu go do adopcji. Kolejne zapisy miały ponownie zachęcić Koreańczyków Południowych do przysposabiania małych rodaków.
Skutek jest jednak żaden, żeby nie powiedzieć odwrotny: w ciągu roku od zaostrzenia prawa adopcyjnego dla rodziców porzucających dzieci liczba niemowlaków trafiających na ulicę lub do "skrzynki na dzieci" (odpowiedniku polskich "okien życia") zainstalowanej przez pastora Lee Jon-raka się podwoiła. Co więcej, mimo zachęt ze strony rządu, Koreańczycy nie kwapią się do adopcji.
Rodzinny rejestr
- Rodzina w Korei jest wszystkim - tak odpowiada na to pytanie Hollee McGinnis, pół-Koreanka, pół-Amerykanka, która swoją pracę doktorską w ramach prestiżowego stypendium Fulbrighta poświęciła szansom edukacyjnym południowokoreańskich sierot. Pod warunkiem, że jest to rodzina biologiczna. - To, kim jesteś, jaki masz charakter, zależy od twojej rodziny, jeśli więc nic nie wiesz o niej, możesz w swoim życiu napotkać wiele barier - wyjaśnia w rozmowie radiem NPR McGinnis.
I podaje najprostszy przykład: w listach motywacyjnych pisanych przez kandydatów na, zwłaszcza atrakcyjne i dobrze płatne, stanowiska najważniejsze podpunkty nie są związane z wykształceniem, umiejętnościami czy doświadczeniem, ale… drzewem genealogicznym. - W Korei potencjalny pracodawca może zapytać o rejestr rodzinny, zawierający wszystkie informacje o krewnych. Jeśli ktoś nie jest w stanie go dostarczyć, to już może być powód odrzucenia jego aplikacji - mówi doktorantka.
Kartoteka sieroty odbija się często też na życiu prywatnym, bo wielu rodziców przestrzega, a wręcz naciska na swoje dzieci na wydaniu, by nie wiązały się na stałe, a już na pewno nie wchodziły w związek małżeński z wang-dda (wyrzutkami), jak mówi się o sierotach w Korei. - Wiele osób dyskryminuje takich ludzi. I nie pozwala swoim córkom i synom na małżeństwo z nimi - mówi na przykład adoptowany przed laty przez amerykańskie małżeństwo Stephen Morrison, szef grupy MPAK (Mission to Promote Adoption in Korea).
Korzeni tego nacisku szukać trzeba w konfucjanizmie. Można by powiedzieć, że jedną z najważniejszych relikwii tego systemu filozoficzno-religijnego jest krew - ale nie przelewana w obronie wiary, lecz tętniąca w żyłach, koniecznie czysta, to znaczy wiążąca kolejne pokolenia. To dlatego w Korei Południowej bezpłodność czy adopcja są właściwie tematami tabu, a wiele par decyduje się na znacznie bardziej skomplikowane i kosztowne zapłodnienie in vitro czy wynajęcie surogatki.
Z kolei te, które porywają się na adopcję - w Korei Południowej wymaga to nie lada odwagi i/lub desperacji - po pierwsze wybierają prawie wyłącznie (w 95 proc.) noworodki, co pozwala im przygotować odpowiednią maskaradę pt. oczekiwanie na przyjście dziecka na świat. Po drugie - chętniej decydują się na dziewczynki, te bowiem nie brużdżą aż tak w rodzinnym drzewie genealogicznym, którego pień biegnie po linii męskiej. Po trzecie - adopcję traktują zazwyczaj jako synonim wyprowadzki do innego miasta i rozpoczęcia nowego życia. Jak w reportażu BBC wyjaśnia jedna z par, które zdecydowały się na adopcję: - Nie odważyliśmy się nawet powiedzieć o tym naszym rodzicom, bo wiedzieliśmy, że tego nie pochwalą. Powiedzieliby tylko: po co wychowywać cudze dzieci?
Zarówno rodziców, jak i ich adoptowane dziecko czekają nawet ze strony najbliższych krewnych społeczny ostracyzm i całe naręcze łatek do przypięcia. Dla rządu w Seulu kwestia rosnących zastępów sierot to wybór między młotem zagubionej tożsamości w dorosłym życiu a kowadłem piętna wyrzutka, które przylega do małych sierot raz na zawsze. Tylko i aż.
...
W krajach niechrzescijanskich niechetnie adoptuja...