Philip K. Dick
Serwis znalezionych frazLinki
- Ashley...
- ROZWIĄZYWANIE ZADAŃ ONLINE 24h 7/7
- Przepisywanie komputerowe tekstów.
- Kognitywistyka, a przyszłość? Dobry kierunek?
- Reaktywacja na 5 roku
- UE zniszczyła Europę.
- Jaśminy wstrząsają Libią!
- Wielka Brytania -> Irlandia ...
- Gorąca prośba-ankieta
- Narodziny impresjonizmu !
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- motonaklejki.htw.pl
Ashley...
Dick, religijny fantasta
Lech Jêczmyk
Maturê zda³ w roku ¶mierci generalissimusa Stalina. Z konieczno¶ci studiowa³ rusycystykê, bowiem z opini± wystawion± mu przez szkolny Zwi±zek Socjalistycznej M³odzie¿y Polskiej – podpisan± zreszt± przez… Jacka Kuronia – nie chciano przyj±æ go na ¿adne inne studia. Dla zachowania równowagi duchowej trenowa³ judo; do roku 1969 by³ nawet w kadrze narodowej Polski. W miêdzyczasie zainteresowa³ siê wspó³czesn± literatur± amerykañsk±; przet³umaczy³ na polski wiele kultowych powie¶ci: m.in. Josepha Hellera, Thomasa Bergera, Kena Kesey’a, Kurta Vonneguta… Jest najwiêkszym w Polsce znawc± twórczo¶ci Philipa K. Dicka i zarazem najlepszym translatorem jego dzie³.
O koñcu ¶wiata, objawieniu Bo¿ym, literaturze fantastyczno-naukowej, geniuszu i szaleñstwie rozmowa z Lechem Jêczmykiem.
Sebastian Chosiñski: Tytu³ rubryki, któr± przez lata [do sierpnia 2003 roku – przyp. SCh] prowadzi³ Pan w miesiêczniku „Nowa Fantastyka”, nosz±ca tytu³ „Nowe ¶redniowiecze”, sugeruje, ¿e ponownie przysz³o nam ¿yæ w „wiekach mroku”. To do¶æ przewrotna teza jak na pocz±tek XXI wieku…
Lech Jêczmyk: Takie by³o za³o¿enie. Tytu³ zapo¿yczy³em z ksi±¿ki rosyjskiego filozofa Miko³aja Bierzajewa, który – dzia³aj±c w latach 20. i 30. ubieg³ego wieku – u¿y³ tej nazwy na okre¶lanie czasów, które dopiero mia³y nadej¶æ. Dzisiaj elementy schy³kowe zachodniej cywilizacji dostrzegane s± ju¿ tak¿e przez innych my¶licieli. Bez wiêkszego trudu mo¿na wiêc dostrzec analogie historyczne. Np. ograniczanie przestrzeni publicznej – to, co kiedy¶ by³o ogólnodostêpne, teraz staje siê okratowane, otoczone murem; prywatne policje zaczynaj± przewa¿aæ nad policjami pañstwowymi; kryzys systemów prawnych, wszechw³adna korupcja – to ca³a masa szczegó³ów!
Zaskoczy³o mnie kiedy¶ zdanie jednego z historyków, który – opisuj±c czasy upadku Cesarstwa Rzymskiego – powiedzia³, ¿e „ulice i domy miast pokry³y siê graffiti”. Ale to, co najwa¿niejsze, to zanik idei: szkieletem ka¿dej cywilizacji jest bowiem kultura, z kolei sercem kultury jest religia, czyli – zanik religii zwiastuje zapa¶æ duchow±.
SCh: Fantastyka naukowa przez wielu uwa¿ana jest za ubog± siostrê literatury „g³ównego nurtu”. Nawet niektórzy pisarze SF wyra¿aj± takie przekonanie. Bierze siê to z kompleksów?
LJ: To zjawisko czysto amerykañskie, którego nie nale¿y przenosiæ na inne kultury. Amerykañska literatura fantastyczna rzeczywi¶cie wyros³a z rynsztoka; wziê³a siê z pisemek wydawanych po amatorsku, na kiepskim papierze. Poziom tych „dzie³” najczê¶ciej odpowiada³ ich „walorom” edytorskim. Za s³owo p³acono twórcom trzy centy, co by³o prawdziwym dziadostwem. Autorzy byli niedouczeni, czêsto porzucali szko³y; nie brakowa³o w¶ród nich ¿ydowskich emigrantów z Europy (taki Robert Sheckley przyby³ do Stanów gdzie¶ z Polski, a Isaac Assimov z Odessy).
Nie mo¿na tego natomiast powiedzieæ o fantastyce angielskiej, rosyjskiej, polskiej czy japoñskiej. Herbert George Wells, Jerzy ¯u³awski, Stanis³aw Lem czy bracia Strugaccy na pewno nie mieli z tej przyczyny, ¿e pisali ksi±¿ki fantastyczno-naukowe, ¿adnych kompleksów. Poczucie odrêbno¶ci SF to import z Ameryki, gdzie literatura ta przez lata rozwija³a siê w swoistym getcie. Ci ludzie mieli jednak w wiêkszo¶ci ogromne ambicje, entuzjazm, napêd, zafascynowani byli przemianami nastêpuj±cymi we wspó³czesnym ¶wiecie. I to po czê¶ci spowodowa³o, ¿e na tym ¶mietniku wyros³y kwiaty.
SCh: O Dicku napisano, ¿e to „twórca tandetnych arcydzie³”, „kator¿nik w kopalni kamienia filozoficznego”, w koñcu – „Dostojewski science fiction”. Jakie zatem zajmuje on miejsce w historii literatury, nie tylko SF?
LJ: Odkryli go i uznali za wielkiego pisarza Francuzi. Tak siê czêsto zdarza, ¿e z perspektywy pewne rzeczy wygl±daj± zupe³nie inaczej. To przecie¿ stara prawda, ¿e „nikt nie jest prorokiem we w³asnym kraju”. Chocia¿by William Faulkner, ceniony w Europie, w USA by³ uwa¿any za pisarza folklorystycznego z po³udnia kraju. Pozycjê Dicka utrwali³a krytyka europejska i japoñska; dzi¶ jednak budzi on ju¿ ogromne zainteresowanie na ca³ym ¶wiecie – niewielu jest pisarzy maj±cych tak poka¼n± ilo¶æ stron w internecie. W samej Polsce powsta³o ju¿ co najmniej kilka prac magisterskich na jego temat (sam mia³em – jako nieformalny konsultant – do czynienia z piêcioma). Oznacza to, ¿e Dick jest akceptowany na uczelniach: ma „swoich” studentów, magistrów, a wiêc w przysz³o¶ci ma równie¿ szanse mieæ „swoich” profesorów…
SCh: Jak dosz³o do Pañskiego „spotkania” z pisarzem?
LJ: Zna³em ju¿ wtedy polskie t³umaczenie „Ubika”, który bardzo mi siê spodoba³. Kiedy wiêc zacz±³em w „Czytelniku” wydawaæ „Seriê z kosmonaut±”, doszed³em do wniosku, ¿e Dick musi mieæ tam swoje miejsce. Wyda³em wiêc najpierw „S³oneczn± loteriê”, a potem – ju¿ we w³asnym t³umaczeniu – „Cz³owieka z Wysokiego Zamku”. Tak siê, trochê prozaicznie, zaczê³o.
SCh: W roku 1978 w notatkach, przez samego Dicka okre¶lanych mianem „Ezgegezy”, zapisa³ on: „Moje ¿ycie jest dok³adnie takie, jak fabu³a dowolnej z moich powie¶ci albo opowiadañ”. By³ wiêc szalony?
LJ: Je¶li zna siê jego psychikê i koleje losu, widaæ, i¿ zdarza³y mu siê w ¿yciu rzeczy, które wcze¶niej opisa³ w ksi±¿kach. Dopiero po latach przysz³o mu co nieco z tego wszystkiego zrozumieæ. Trudno go podejrzewaæ o powi±zania ex-post, choæ oczywi¶cie nigdy ju¿ nie poznamy ca³ej prawdy, jak i nie pozna³ jej sam pisarz.
SCh: „Bóg wystrzeli³ w moim kierunku promieñ ró¿owego ¶wiat³a – prosto w g³owê, miêdzy oczy. G³owa bola³a mnie przez kilka dni” – tak Dick opisuje w „Valisie” swoje mistyczne objawienie. Naprawdê wierzy Pan, ¿e dane mu by³o nawi±zaæ kontakt z jak±¶ istot± nadprzyrodzon±?
LJ: On to rzeczywi¶cie prze¿y³, ale nie wiadomo, pod co lub do czego siê „pod³±czy³”. Mniej wiêcej co¶ takiego prze¿ywa cz³owiek, który – maj±c zamkniête oczy – uderza w co¶ g³ow±: wie, ¿e waln±³, ale nie wie, w co. W ka¿dym razie dzia³y siê z nim pó¼niej ró¿ne zjawiska. Niektóre maj± charakter obiektywny, weryfikowalny; zacz±³ np. rozumieæ staro¿ytn± grekê (koine), chocia¿ nigdy siê jej nie uczy³; nagle objawi³a mu siê ³aciñska nazwa jednostki chorobowej jego syna, co nastêpnie potwierdzili lekarze i dziêki temu uratowali ch³opakowi ¿ycie. Dick by³ mimo to bardzo zdroworozs±dkowy – dopuszcza³ mo¿liwo¶æ w³asnej choroby psychicznej, szukaj±c racjonalnych wyt³umaczeñ tego, co siê wokó³ niego i z nim dzia³o.
SCh: Kilka z jego powie¶ci to bezsprzecznie arcydzie³a science fiction. Dlaczego zatem tak d³ugo musia³ czekaæ na uznanie krytyków?
LJ: Poniewa¿ nie mie¶ci³ siê w ¿adnej szufladzie. Amerykañska literatura SF sz³a swoj± drog±, bardzo d³ugo nie mia³a kontaktu z „g³ównym nurtem”, co dzia³a³o zarazem na jej korzy¶æ, jak i niekorzy¶æ. Do tego nurtu Dick nie pasowa³, by³ inny. Nie dostawa³ nagród ani od czytelników, ani od innych pisarzy. By³ odludkiem. By to zrozumieæ, trzeba jednak znaæ specyfikê Stanów Zjednoczonych, gdzie jeden pisarz mieszka do drugiego niekiedy o tysi±c kilometrów, nie za¶ – jak np. w Warszawie – ca³e stado na jednej ulicy. A by³y to przecie¿ jeszcze czasy, kiedy ¿aden pisarz nie pos³ugiwa³ siê komputerem, nie by³o te¿ internetu…
Krytycy nowojorscy przez ca³e lata w ogóle nie zdawali sobie sprawy z istnienia kogo¶ takiego jak Dick. Dopiero gdy znalaz³ uznanie w Europie, zaczêto zastanawiaæ siê w Stanach, co to za jeden.
SCh: Mo¿na uznaæ go za pisarza, który zrewolucjonizowa³ wspó³czesn± literaturê fantastyczno-naukow±?
LJ: Nie! Poniewa¿ by³ zjawiskiem jednostkowym i takim pozostanie, mimo ¿e ma na¶ladowców. Michael Bishop napisa³ nawet, wydan± tak¿e w Polsce, powie¶æ „Tajemne wniebowst±pienie” – o po¶miertnym ¿yciu Dicka, co jednak nie oznacza³o wcale zacz±tku jakiego¶ nurtu.
Twórczo¶æ Dicka to wypadkowa geniuszu i szaleñstwa; ¿eby pisaæ, jak on, trzeba byæ równie genialnym i równie szalonym, a to siê niezwykle rzadko zdarza. Poza tym fantastyka Dicka jest jedyna w swoim rodzaju: on nie wa³kuje hipotez naukowych, nie entuzjazmuje siê podbojem kosmosu; korzysta jedynie z gad¿etów science fiction, ale najbardziej interesuje go poszukiwanie prawdy, stawianie pytañ: gdzie jest Bóg? I jak siê do Niego dostaæ?
SCh: Dlaczego wci±¿ tak rzadko po twórczo¶æ Dicka siêgaj± filmowcy?
LJ: W Europie generalnie ma³o krêci siê filmów science fiction. A w Ameryce? Podejrzewam, ¿e to dlatego, i¿ hollywoodzcy re¿yserzy s± ma³o oczytani. Mog± po prostu nie znaæ jego ksi±¿ek. Proszê te¿ zwróciæ uwagê na to, ¿e nawet w czo³ówkach „Blade Runnera” i „Total Recall” nazwisko pisarza siê nie pojawia. Sk±d wiêc maj± wiedzieæ w Hollywood, ¿e taki twórca istnieje?…
SCh: W Pana dokonaniach translatorskich Dick to ju¿ chyba zamkniêty rozdzia³?…
LJ: Jego kanon zosta³ ju¿ prze³o¿ony na polski. Ja obra³em sobie za punkt honoru przet³umaczenie tzw. „Trylogii VALISa”, co mi siê uda³o. Po „Bo¿ej inwazji”, „Valisie” i „Transmigracji biskupa Archera” – có¿ jeszcze mo¿na by prze³o¿yæ?…
19 maja 2004
Rozmowa odby³a siê ju¿ jaki¶ czas temu. St±d w wypowiedziach p. Jêczmyka brak powo³ania siê na trzy nowe filmowe adaptacje dzie³ Dicka: „Minority Report”, „Impostor” i „Paycheck”. Czy one jednak co¶ w Hollywood zmieni³y? ¦miem w±tpiæ!
....
Bardzo oryginalny artysta jak widac ! Co ciekawe najpierw odniosl sukces w Polsce a potem zaczeli go badac w USA! W literaturze jak wszedzie sa uklady . I jedni drugich popieraja . Z tym ze jak mozecie sadzic po tytulach i tematach jego tworczosc nalezy do tzw. trudnych . To nie sa sensacyjne przygodowki gdzie sensem jest akcja . Tu autor przelewa na papier dusze . Niezywkle oryginalna . Zachecam tych ktorzy oczywiscie sa w stanie skorzystac z takiej tworczosci .
Dziwniejsze od fikcji: Philipa K. Dicka donosy na Stanis³awa Lema
Katarzyna Pawlicka
Dziennikarka Onetu
Stanis³aw Lem - Adam Golec / Agencja Gazeta
Losy obsesji, jak± amerykañski pisarz przejawia³ na punkcie Stanis³awa Lema, uros³y do rangi (nie tylko literackiej) anegdoty. Do dzi¶ jednak nie ma pewno¶ci, o co w ich sporze chodzi³o naprawdê – o pieni±dze, uznanie ¶rodowiska czy pierwszeñstwo w fantastyczno-naukowym panteonie?
PRL-owskim targiem
Dziwnego konfliktu Philipa K. Dicka i Stanis³awa Lema – przynajmniej z pocz±tku – nic nie zapowiada³o.
REKLAMA
Jest listopad 1972 roku. Polski pisarz zd±¿y³ ju¿ wydaæ swoje najs³ynniejsze dzie³a – "Solaris", "Bajki robotów", "Opowie¶ci o pilocie Pirxie". W nied³ugim czasie mia³ równie¿ obj±æ patronatem now± seriê wydawnicz±, w której zamierzano publikowaæ rekomendowane przez niego powie¶ci fantastyczne (pod krakowskim szyldem "Stanis³aw Lem poleca" ukaza³y siê ostatecznie zaledwie cztery tytu³y). Wydawnictwo Literackie, pomys³odawca cyklu, planowa³o mocne otwarcie. Pierwsz± pozycj± mia³ zostaæ, wydany w Stanach Zjednoczonych niespe³na trzy lata wcze¶niej, "Ubik" – powie¶æ science fiction, któr± magazyn "Time" umie¶ci³ pó¼niej na li¶cie stu najlepszych anglojêzycznych ksi±¿ek wszech czasów.
Z tej okazji Lem zwróci³ siê bezpo¶rednio do Dicka. Proponowa³ mu wspó³pracê. Amerykañski pisarz ofertê przyj±³. Ksi±¿kê – w przek³adzie Micha³a Ronikiera, uzupe³nion± o pos³owie patrona serii – wydano w 1975 roku. Wokó³ przedsiêwziêcia rych³o naros³o mnóstwo kontrowersji.
Autor "Ubika" s±dzi³ bowiem, ¿e nale¿ne mu honorarium wyci±gnie go z finansowych tarapatów. Tak siê jednak, niestety, nie sta³o: wynagrodzenie, wyp³acone w z³otówkach, nie podlega³o przewalutowaniu. Dick nie móg³ nawet przylecieæ do Polski, by siê swoimi pieniêdzmi nacieszyæ. Jako Amerykaninowi, nie przys³ugiwa³o mu w koñcu prawo do zakupu biletów u krajowego operatora. Interes, z którym wi±za³ s³awê i niema³y zarobek, nie wypali³.
Dick, który po podpisaniu umowy nie zobaczy³ ostatecznie nawet grosza, poczu³ siê – co nie jest dziwne – oszukany. Winnym zaistnia³ego ambarasu uzna³ oczywi¶cie Lema. Polski pisarz mia³ go, jak utrzymywa³, oszukiwaæ od samego pocz±tku, by wreszcie – gdy przysz³o do rozliczeñ – bezczelnie przyw³aszczyæ sobie jego ga¿ê.
Dick, który po podpisaniu umowy nie zobaczy³ ostatecznie nawet grosza, poczu³ siê – co nie jest dziwne – oszukany. Winnym zaistnia³ego ambarasu uzna³ oczywi¶cie Lema. Polski pisarz mia³ go, jak utrzymywa³, oszukiwaæ od samego pocz±tku, by wreszcie – gdy przysz³o do rozliczeñ – bezczelnie przyw³aszczyæ sobie jego ga¿ê
Owszem: zarówno Lem, jak i Ronikier odebrali swoj± dolê. Zawini³a jednak – czego Amerykanin zdawa³ siê nie dostrzegaæ – specyfika PRL-owskiego rynku wydawniczego, a nie z³a wola polskiego twórcy.
Dick, nie¶wiadomy tych niuansów (i, co wiêcej, prowokowany doniesieniami o zagranicznych autorach, którym, odwrotnie ni¿ jemu, uda³o siê nad Wis³± odnie¶æ sukces), podniós³ larum. Oburzony rzekom± nieuczciwo¶ci± kolegi po fachu, czym prêdzej zwróci³ siê do amerykañskiej gildii pisarzy science fiction – SFWA ("Science Fiction Writers of America") – której honorowym cz³onkiem pozostawa³ jeszcze wówczas Lem. Domaga³ siê jego usuniêcia ze stowarzyszenia. Tak te¿ siê sta³o.
Powody, dla których go wydalono, by³y jednak znacznie mniej sensacyjne – i daleko bardziej prozaiczne – ni¿ siê zazwyczaj s±dzi.
"Sprawa" Stanis³awa Lema
W marcu 1975 r. "Science Fiction Studies" presti¿owe amerykañskie czasopismo po¶wiêcone literaturze fantastycznonaukowej, publikuje t³umaczenie eseju Stanis³awa Lema oryginalnie zatytu³owanego "Wizjoner po¶ród szarlatanów". Pada w nim pod adresem amerykañskiego science fiction wiele gorzkich – tudzie¿ mocno ironicznych – uwag (autor "Bajek robotów" ocenia³ je jako "nie do¶æ przemy¶lane, s³abo napisane i nastawione bardziej na warstwê przygodow± ni¿ idee czy nowe literackie formy"). Kilka miesiêcy pó¼niej – w lipcu 1975 r. – jeden z cz³onków SFWA, rozjuszony tekstem Lema, zada pytanie: "kto temu cz³owiekowi zaproponowa³ wstêp do organizacji i dlaczego przyzna³ mu tytu³ honorowy?".
Panuj±cy klimat zrêcznie wykorzysta Dick. Zwróciwszy uwagê, ¿e amerykañskie stowarzyszenie twórców science fiction nie jest najodpowiedniejszym miejscem dla ludzi krytycznie nastawionych wobec gatunku, nie omieszka przypomnieæ, ¿e mia³ z nim przed laty ciê¿k± przeprawê. I zagrozi, ¿e je¶li honorowe cz³onkostwo nie zostanie Lemowi odebrane, sam odejdzie z SFWA.
Po kilku g³osowaniach i debacie, jaka w zwi±zku ze "spraw± Lema" rozgorza³a wewn±trz stowarzyszenia, jego przewodnicz±cy zadecydowa³ o usuniêciu polskiego pisarza ze struktur SFWA. Zwyciêstwo Dicka by³o jednak pozorne. Przede wszystkim dlatego, ¿e zaraz po tym, jak honorowe cz³onkostwo zosta³o Lemowi cofniête, zaproponowano mu cz³onkostwo zwyczajne. Protesty pisarzy science fiction skierowa³y po prostu uwagê przewodnicz±cego SFWA na tryb, w jakim autor "Solaris" zosta³ przyjêty do amerykañskiej gildii (mimo ¿e móg³ zostaæ natychmiast obwo³any cz³onkiem zwyczajnym, przyznano mu – na przekór regulaminowi – tytu³ honorowy i zwolniono go ze sk³adek).
Lem, rozbawiony najprawdopodobniej ma³ostkowo¶ci± amerykañskich kolegów, za powtórne zaproszenie do klubu podziêkowa³.
42369b0c-955b-44f9-b497-6becfd62b5ce Jerzy Turowicz i Stanis³aw Lem w 1996 roku - Krzysztof Karolczyk / Agencja Gazeta
Jerzy Turowicz i Stanis³aw Lem w 1996 roku
Lem, konspirator z Krakowa
Akcja protestacyjna, któr± Philip K. Dick prowadzi³ na ³onie "Science Fiction Writers of America" stanowi³a jedynie drobny przejaw jego niechêci do polskiego autora. Rozczarowany "krakowskim" niepowodzeniem, odbija³ sobie równie¿ w inny – znacznie bardziej radykalny – sposób. We wrze¶niu 1974 roku, na d³ugo przed swymi anty-Lemowskimi wyst±pieniami, wys³a³ bowiem do FBI donos, w którym stwierdza³, i¿ uda³o mu siê z powodzeniem rozpracowaæ marksistowski spisek zawi±zany nie przez kogo innego, jak przez Stanis³awa Lema.
Polski pisarz – "stuprocentowy funkcjonariusz partyjny", jak nazywa³ go Dick – mia³ w tej intrydze pe³niæ rolê szczególn±. Zarz±dzaj±c grup± wiernych mu komunistów (mieli j± tworzyæ Peter Fitting, profesor Uniwersytetu w Toronto, Fredric Jameson, profesor Uniwersytetu Duke'a w Karolinie Pó³nocnej i Franz Rottensteiner, publicysta, krytyk literacki i t³umacz Lema na niemiecki), d±¿y³ – zdaniem twórcy "Ubika" – do totalnego zaw³aszczenia amerykañskiej literatury science fiction. Zgrzeszy³by jednak naiwno¶ci± ten, kto przyj±³by dobrodusznie, ¿e spiskowcom z Krakowa zale¿a³o tylko na kulturowej dywersji. Dick napomina³: marksistowskie przejêcie prozy fantastycznonaukowej, charakteryzuj±cej siê od zawsze "swobodn± wymian± pogl±dów i my¶li", musia³oby koniec koñców doprowadziæ do ideologizacji publikuj±cych j± wydawnictw, po¶wiêconych jej czasopism i ¿yczliwych jej uniwersyteckich katedr.
Na tym jednak pochód paranoidalnych tez Dicka siê nie koñczy³. Wp³ywy nadwi¶lañskich konspiratorów mia³y siêgaæ wszystkich licz±cych siê instytucji kulturalnych i naukowych
Na tym jednak pochód paranoidalnych tez Dicka siê nie koñczy³. Wp³ywy nadwi¶lañskich konspiratorów mia³y siêgaæ wszystkich licz±cych siê instytucji kulturalnych i naukowych. ¦lady komunistycznego zaczadzenia nosi³y wiêc, jego zdaniem, i "Science Fiction Studies", kwartalnik wydawany na Uniwersytecie DePauw, i samo SFWA, fundator presti¿owej nagrody Nebula przyznawanej co roku twórcom fantastyki naukowej.
Najciekawszej charakterystyki doczeka³ siê jednak niew±tpliwie Lem, którego autor listu opisywa³ nastêpuj±co: "jest [on] najprawdopodobniej wieloosobowym komitetem, a nie pojedynczym osobnikiem, gdy¿ pisze wieloma stylami i raz zna niektóre obce jêzyki, a raz nie (…)". Niejakie pocieszenie przynosi³y dalsze linijki donosu. Dick dzieli³ siê w nich krzepi±cymi spostrze¿eniami: "obecnie (…) kampania na rzecz propagowania Lema jako wybitnego powie¶ciopisarza i krytyka traci impet i zaczyna napotykaæ powa¿ny opór". Przyczyny takiego stanu rzeczy mia³y byæ dwie. Po pierwsze, zorientowano siê nareszcie, ¿e Lem zawdziêcza sw± popularno¶æ raczej klakierom ni¿ talentowi (autor listu uwa¿a³ go za zdecydowanie "przereklamowany"). Po drugie, atakuj±c amerykañsk± powie¶æ fantastycznonaukow±, krakowski pisarz zrazi³ do siebie ¶rodowisko – zarówno czytelnicze, jak i skupione wokó³ SFWA. (Trzeba przyznaæ, ¿e pod tym wzglêdem Dick w zasadzie siê nie myli³: jego intuicje potwierdzaj± listy wymieniane przez cz³onków stowarzyszenia w latach 1975–1976).
Autor "Ubika" utrzymywa³, ¿e swoje rewelacje jest w stanie poprzeæ odpowiednimi dowodami. Federalne Biuro ¦ledcze – g³uche na jego wo³ania – nie podjê³o jednak tematu.
Bomba w przesy³ce
Donos na Lema nie by³ jedynym, jaki Dick wys³a³ do FBI. W artykule opublikowanym na ³amach "Science Fiction Studies" Gregg Rickman deklaruje, i¿ podobnych listów by³o 21 (wydrukowano zaledwie 13). Mimo tego amerykañski pisarz rzadko, je¶li w ogóle, zagl±da³ na pocztê. Zgodnie z relacj± jego ¿ony, niemal ca³± swoj± korespondencjê wrzuca³ do kosza na ¶mieci stoj±cego w alejce za domem. Uwa¿a³, ¿e to najlepszy sposób na nawi±zanie kontaktu z agentami FBI, którzy – o czym by³ szczerze przekonany – mieli prowadziæ ca³odobow± obserwacjê jego rodziny.
W aktach Federalnego Biura ¦ledczego nie zachowa³ siê tymczasem ¿aden list Dicka. W Los Angeles, San Francisco i Waszyngtonie ignorowano najprawdopodobniej przesy³ki opatrzone jego sygnatur±. Gdy decydowano siê na odpowied¼ – odpisywano krótko i oschle, nie odnosz±c siê do jego sensacyjnych odkryæ.
Zaciekawienia FBI nie budzi³ równie¿ Stanis³aw Lem, który cz³onkiem PZPR nigdy nie by³. Jego krytycyzm wobec panuj±cych wówczas w Polsce porz±dków nie móg³ byæ zreszt± tajemnic± dla nikogo, kto zagl±da³ choæby do paryskiej "Kultury", w której publikowa³ od 1983 r.
Stan amerykañskiego autora pogarsza³ siê systematycznie. Do koñca ¿ycia by³ przekonany o istnieniu krakowskiego spisku. Z tego powodu zrezygnowa³ z wywiadu, który chcia³a z nim przeprowadziæ francuska telewizja
Je¶li autorem "Cyberiady" kto¶ siê rzeczywi¶cie interesowa³, to by³a to bezpieka. Odmawiaj±c poparcia dla gabinetu Edwarda Gierka i oponuj±c przeciwko deklarowanej w PRL-u przyja¼ni polsko-radzieckiej, ¶ci±ga³ na siebie uwagê komunistycznej agentury. Wielokrotnie nêkany, ostatecznie zdecydowa³ siê opu¶ciæ Polskê. Wyjecha³, wraz z rodzin±, w 1983 roku.
Pytany o listy Dicka, Lem odpowiada³, ¿e nie nale¿y ich kierowaæ do druku. Jego zdaniem stanowi³y materia³ dla psychiatry, a nie – czytelnika. Spostrze¿enie to by³o o tyle s³uszne, ¿e amerykañski pisarz cierpia³ najprawdopodobniej na schizofreniê paranoidaln± (diagnoza nie zosta³a nigdy w stu procentach potwierdzona). W rozmowie ze swym przyjacielem, Rayem Nelsonem, wyznawa³, ¿e próbowa³ odebraæ sobie ¿ycie. Sytuacji nie ratowa³o uzale¿nienie Dicka od alkoholu i narkotyków. Wed³ug Nelsona, autor "Ubika" mia³ przechowywaæ w swym sejfie znaczne ilo¶ci „bia³ego proszku”, rzekomo "wartego fortunê". Nie do koñca jednak wiadomo, sk±d pisarz – ca³e ¿ycie cierpi±cy na problemy finansowe – mia³by wzi±æ pieni±dze na zakup "dzia³ki" wielko¶ci bochenka chleba.
Stan amerykañskiego autora pogarsza³ siê systematycznie. Do koñca ¿ycia by³ przekonany o istnieniu krakowskiego spisku. Z tego powodu zrezygnowa³ z wywiadu, który chcia³a z nim przeprowadziæ francuska telewizja. Swoj± decyzjê uzasadnia³ tak: "pojadê do Pary¿a, stamt±d porw± mnie do Warszawy, potem do Krakowa, a potem Bóg wie dok±d". Z obawy o w³asne ¿ycie (s±dzi³, ¿e w której¶ przesy³ce mo¿e siê znale¼æ bomba lub trucizna) przesta³ równie¿ odbieraæ korespondencjê. Na przychodz±ce do niego listy odpowiada³a odt±d jego ¿ona Tessa.
Wizjoner trafiony ró¿owym ¶wiat³em
Dick, je¶li wierzyæ jego s³owom, mia³ byæ ¶wiadkiem wielu "boskich ingerencji". Czê¶æ z nich opisa³ w "Valis" i "Egzegezie" (dzienniku swych religijnych objawieñ). Najs³ynniejsze z nich – o ironio! – okaza³o siê mieæ rzeczywisty wp³yw na ¿ycie pisarza.
W 1974 roku wykryto u jego syna, Christophera, potencjalnie ¶miertelny przypadek przepukliny pachwinowej. Pierwsz± diagnozê postawi³ rzekomo sam Dick. S³uchaj±c singla nagranego przez Beatlesów, mia³ doznaæ iluminacji. Tekst piosenki – "Strawberries Fields Forever" – zamieni³ siê w s³owa przepowiedni wskazuj±cej na chorobê dziecka. Pisarz notowa³: "O¶lepi³o mnie ¶wiat³o; poczu³em nag³y ból g³owy. Moje powieki opad³y, a ja ujrza³em ró¿ lodów truskawkowych. Moja wiedza zosta³a mi przekazana w tym samym momencie".
...
Tworcy miewaja odloty.