Trybunały do spraw zbrodni ludbójstwa ...
Serwis znalezionych frazLinki
- Ashley...
- Zbrodniarze w nauce .
- zbliĹźaja siÄ Walentynki
- a mnie siÄ maĹźy kurna chata
- Gdzie kupiÄ psa?
- Przepisywanie komputerowe tekstĂłw.
- principerna av Njuta PÄÄ webben Slots
- praca - redaktor w wydawnictwie
- Najbardziej wierny kraj...
- miejsce w pokoju 2-osobowym
- CreativeVision - miejsce dla mĹodych ambitnych ludzi
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- pianina.htw.pl
Ashley...
Tagi: Bośnia i Hercegowina, procesy
Miroslav Anić skazany na 15 lat więzienia
Chorwat bośniacki został skazany na karę 15 lat więzienia za zabicie ponad 60 muzułmańskich cywilów podczas wojny między Muzułmanami i Chorwatami bośniackimi w latach 1993-1994 - poinformował sąd.
Były żołnierz Miroslav Anić otrzymał obniżony wyrok, gdyż przyznał się do wszystkich zarzutów. Zarzucono mu udział w serii ataków przeprowadzonych przez siły chorwackie na wioski Muzułmanów bośniackich od czerwca do października 1993 r.
Anić należał do jednostki specjalnej Maturice działającej w ramach Chorwackiej Rady Obrony, której dowódcę Ivicę Rajicia skazano w 2006 r. na 12 lat więzienia przez haski trybunał ONZ.
Na początku wojny w Bośni i Hercegowinie (w latach 1992-95) Muzułmanie i Chorwaci byli sprzymierzeńcami przeciwko siłom Serbów bośniackich, ale doszło do krótkiej wojny między nimi, gdy siły chorwackie podjęły próbę utworzenia chorwackiego państewka
>>>>>
Widzimy ze tam byl koszmar ! Wyrzynali z wszystkich stron ! Z tym ze Serbowie byli najsliniejsi i mozliwosci zbrodni w ich imieniu byly najwieksze... Ale sadzic trzeba wszystkich...
Oczywiscie nalezy uwzgledniac okolicznosci ! Jesli przyczyna byl odwet to nie moze byc to traktowane tak samo jak zbrodnia...
Czyli morduja wioske nastepnie przychodza rodacy i widzac co sie stalo rzucaja sie na tamtych i im tez morduja wioske... Nie moze byc takich samych wyrokow jesli motywem byl gniew i zemsta... Bo nie jest to juz niczym nie usprawiedliwiona zbrodnia !!!
A wiec trzeba rozrozniac i nie zrownywac wszystkich...
U przywodcow jednak trudniej o takie odruchy... Tu jest wiecej wyrachowania a wiec celowego ludobojstwa ...
I co widzimy ? Ratka przed trybunalem...
Oczywiscie jak to juz stalym elementem choreografii zachorzal...
Oniz awsze chorujo przed sadami...
Natomiast gdy trzeb robic zbrodnie to zdrowi jak byki...
Oczywiscie sama tresc procesu jest ponura...
Zbrodnie mordy masakry...
Ale radosne jest to ze jednak nastepuje sprawiedliwosc...
Bez osadzenia tych brudow to by dopiero bylo smutne...
A jednak idzie ku lepszemu !
Tyrani upadaja , stawiani sa przed trybunalami...
Ewidentnie swiat sie zmienia pod wzgledem politycznym na lepsze i to DIAMETRALNIE !!!
Dawniej kto mial wladze ten mordowal i zesjcie smiertelne na ogol dawalo nowego tyrana...
Teraz jak widzimy tyarniw zastepuja bardziej cywilizowane rzady...
To cieszy !
Roznym zbrodnairzom i tyranom juz tylko jedno pozostalo... Miłosierdzie Boże a do tego Miłosierdzia przez Maryję !
Jedną z prostych dróg jest Cudowny Medalik Niepokalanego Poczęcia objawiony przez Naszą Matkę w Paryżu bezbożnych lat 30tych XIX wieku...
Nawracal on i zbrodniarzy i masonow i kazdego kogo trzeba !
Totez polecam wszystkim zbrodniarzom ...
Ktorych oczywiscie trzeba SPRAWIEDLIWIE osadzic ! Zadnej bazkarnosci...
Miłosierdzie Boże nie zaprzecza spraiedliwosci !
Przywódcy Czerwonych Khmerów przed sądem
Dziś w Phnom Penh, ponad trzydzieści lat po upadku reżimu Czerwonych Khmerów, rozpoczął się długo oczekiwany, drugi proces ich przywódców, rządzących Kambodżą w latach 1975-1979. Staną oni przed oenzetowskim międzynarodowym trybunałem ds. ludobójstwa w Kambodży.
Oskarżeni o ludobójstwo, zbrodnie wojenne i zbrodnie przeciwko ludzkości to: Nuon Chea zwany "Bratem Numer Dwa" - główny ideolog ruchu, odpowiadający za najbardziej radykalne działania zbrodniczego systemu, Ieng Sary - były szef MSZ, Khieu Samphan - były prezydent Kambodży i Ieng Thirith - była minister ds. społecznych.
Ich utopijny, komunistyczny reżim, w sposób metodyczny i wykalkulowany doprowadził do śmierci kilku milionów osób, niemal jednej czwartej społeczeństwa Kambodży. Ludzie padali ofiarami tortur, masowych egzekucji, głodu i wyczerpania.
Od jutra do czwartku sąd będzie ustalał kwestie proceduralne, między innymi listy świadków. Proces ten może potrwać nawet kilka lat.
>>>>
No wreszcie !!! To byly dopiero mega-zbrodnie !!!
Przypomne ze zachodni szolmeni typu media Jane Fonda Unhollywood w dziki i potworny sposb zwalczali walke z komunizmem Wienamie...
Wreszcie USA uciekly a nad regionem zapanowali komunisci !
To byla apokalipsa ! Mega bestialstwo ! Stosy czaszek !!!
30 % narodu martwe !!!
Holandia odpowiedzialna za ofiary Srebrenicy
Państwo holenderskie jest odpowiedzialne za śmierć trzech Muzułmanów w masakrze dokonanej przez siły serbskie po upadku Srebrenicy podczas wojny bośniackiej (1992-95) - orzekł holenderski sąd apelacyjny i nakazał wypłacenie odszkodowań ich krewnym.
- Sąd orzekł, że państwo holenderskie jest odpowiedzialne za śmierć tych mężczyzn, ponieważ Dutchbat (holenderscy żołnierze sił pokojowych ONZ) nie powinien był ich przekazywać - wyjaśniła rzeczniczka sądu w Hadze.
Pozew złożyli: Hasan Nuhanowić, tłumacz, który stracił brata i ojca w masakrze dokonanej przez Serbów bośniackich w lipcu 1995 roku, oraz krewni Rizo Mustaficia, elektryka, który też zginął w tej masakrze.
Odwoływali się oni od wydanego 10 września 2008 roku wyroku sądu okręgowego w Hadze, który uznał, że państwo holenderskie nie może ponosić odpowiedzialności za działania holenderskich żołnierzy z sił pokojowych.
Jak podkreśla agencja AP, wtorkowe orzeczenie może otworzyć drogę do podobnych roszczeń ze strony rodzin innych ofiar Srebrenicy, które twierdzą, że żołnierze holenderskich sił pokojowych powinni byli zapewnić bezpieczeństwo ich bliskim.
Holenderscy żołnierze sił pokojowych ONZ byli odpowiedzialni za położoną przy granicy z Serbią, Srebrenicę, która była muzułmańską enklawą, ogłoszoną przez ONZ strefą bezpieczeństwa, kiedy w lipcu 1995 roku siły Serbów bośniackich zajęły miasto i wymordowały blisko 8 tys. mężczyzn i chłopców.
Holenderski rząd, który przez ostatnie lata musiał stawić czoło kilku pozwom związanym z masakrą w Srebrenicy, zawsze utrzymywał, że jego żołnierze zostali porzuceni przez siły ONZ, które nie zapewniły im wsparcia powietrznego.
Siły Serbów bośniackich zdobyły Srebrenicę 11 lipca 1995 roku, na kilka miesięcy przed zakończeniem wojny. Zgromadziło się tam 30 tys. ludzi, w tym tysiące uchodźców, szukających schronienia przed nacierającymi wojskami serbskimi. Bronić ich mieli holenderscy żołnierze z sił ONZ, uzbrojeni tylko w lekką broń.
Holendrzy wycofali się bez walki, nie mając szans, gdy dowództwo misji wojskowej ONZ odmówiło wsparcia i zbombardowania Serbów z powietrza. Batalion ONZ przyglądał się biernie oddzielaniu muzułmańskich mężczyzn od kobiet. Holendrzy wydali nawet 5 tys. Muzułmanów, którzy schronili się przed wywózką w ich bazie w Potoczari - w przekonaniu, że wyjazd stamtąd jest dla nich jedynym wyjściem.
Raport ujawniający te fakty doprowadził w kwietniu 2002 r. do dymisji rządu holenderskiego. ONZ w 1999 r. przyznała, że popełniła błąd w ocenie sytuacji w Srebrenicy.
Zbrodnia w Srebrenicy przyspieszyła koniec wojny w Bośni i Hercegowinie. Po masakrze lotnictwo NATO dokonało ciężkich nalotów na pozycje Serbów bośniackich, a po ich zakończeniu do BiH wkroczyła armia chorwacka, która wraz z siłami muzułmańskimi i wojskiem bośniackich Chorwatów rozbiła Serbów.
ONZ-owski trybunał ds. zbrodni wojennych na obszarze dawnej Jugosławii oraz najwyższy organ sądowy ONZ Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości uznały masakrę muzułmańskich mężczyzn i chłopców za ludobójstwo.
>>>>>
Obwinianie tylko Holandii jest przesada . Winien jest w pierwszej kolejnosci ONZ bo odmowil pomocy ... Nie mozna wyslac ludzi w malej liczbie i kazac im bronic cywilow przed tlumem wrogow... To przestepcze wrecz dzialanie... Jak ONZ chroni to CHRONI ! Na mordercow Mladica powinien spasc z nieba hurgan ognia i stali...
Ale mimo wszystko Holendrzy mieli obowiazek strzelac... Okryli sie hanba... Nie mowiac o tym jaka nagrode w niebie zaprzepascili ...
Przełomowy wyrok ws. masakry z 1995 roku
Holendrzy są zaskoczeni wyrokiem sądu apelacyjnego w Hadze, który
orzekł dzisiaj, że ich państwo jest odpowiedzialne za śmierć trzech
muzułmanów w masakrze w Srebrenicy w 1995 roku. Nakazał też
Holandii wypłacenie odszkodowań ich krewnym. Orzeczenie może
otworzyć drogę do podobnych roszczeń ze strony rodzin innych ofiar
Srebrenicy.
Według sądu holenderski batalion, który strzegł - z ramienia sił
pokojowych ONZ - "enklawę bezpieczeństwa" w Srebrenicy, nie
powinien był przekazywać chroniących się tam muzułmanów wojskom
bośniackich Serbów, którymi dowodził generał Ratko Mladić. Serbowie
przejęli enklawę i zamordowali, na oczach Holendrów, ponad 7
tysięcy muzułmanów.
Sąd okręgowy uznał w 2008 roku, że państwo holenderskie nie może
ponosić odpowiedzialności za działania holenderskich żołnierzy z
sił pokojowych. Dlatego obecną decyzją sądu apelacyjnego zaskoczone
są obie strony procesu. - Nie wiem, co mam powiedzieć, ponieważ sam
byłem przygotowany na wyrok negatywny - powiedział Hasan
Nuhanowicz, tłumacz pracujący w holenderskim batalionie, który w
Srebrenicy stracił ojca i brata. To on i krewni pozostałych ofiar
oskarżyli Holandię obarczając ją odpowiedzialnością za tę masakrę.
>>>>>
Trzeba tu powstrzymac obled ... ODPOWIEDZIALNI SA MORDERCY !!! ONI PLACA !!! Pozniej ONZ i NAJMNIEJ ci zolnierze ... Placenie odszkodowan przez Holandie to stawianie sprawy na glowie ... Najwyzej jakas CZESC ! Glowne koszty musza poniesc SPRAWCY !!!
Jakkolwiek grzech zaniechania jest grzechechem o przeciez nie az takim jak mord ... Poza tym strach wobec licznej watahy jest jakims tlumaczeniem a juz czym beda sie tlumaczyc goscie z ONZ ??? Czym oni byli zagrozeni ??? Spadnieciem ze stolka ???
Dożywocie dla zbrodniarzy hitlerowskich
Sąd wojskowy w Weronie wydał dzisiaj wyroki dożywocia dla 9 zbrodniarzy hitlerowskich, sprawców masakr Włochów, partyzantów i ludności cywilnej w rejonie miast Modena i Arezzo w Toskanii oraz w regionie Emilia Romagna.
Wszyscy skazani mają obecnie od 86 do 93 lat i sądzeni byli zaocznie. Należeli do dywizji "Hermann Goering". Dokonała ona wiosną 1944 roku zbiorowych egzekucji na północy Włoch, między innymi w miejscowościach Monchio, Costrignano i Susano koło Modeny, gdzie zginęło 140 osób. Ponadto z rąk skazanych hitlerowców zginęli mieszkańcy Cervarolo koło Vercelli i Vallucciole w Toskanii.
Przypomina się, że wyroki, wydawane we Włoszech na hitlerowskich zbrodniarzy pozostają tylko na papierze.
!!!!!!
To oni jeszcze zyja ? Rozliczenie hitleryzmu bylo slabiutkie ...
A sowiecki ,,prokurator'' wieszal glownie tych ktorzy nie chcieli podpisac zobowiazan do wspolpracy z KGB... A w Niemczech tylu bylo umoczonych ze sila rzeczy nie chcieli scigac aby siebie zlapac za reke...
Hadżić aresztowany
Prezydent Serbii Boris Tadić potwierdził na specjalnie zwołanej konferencji prasowej zatrzymanie ostatniego poszukiwanego za zbrodnie wojenne w dawnej Jugosławii, byłego przywódcy Serbów chorwackich Gorana Hadżicia.
- Dzisiaj rano Hadżić został aresztowany w rejonie Fruszka gora, paśmie górskim w północnej Serbii - oświadczył Tadić.
Podkreślił, że wraz z tym aresztowaniem Serbia "wypełniła zarówno prawne, jak i moralne zobowiązania". Tadić ocenił, że zamknięty został "najtrudniejszy rozdział współpracy" z oenzetowskim trybunałem ds. zbrodni wojennych w dawnej Jugosławii.
Prezydent zaprzeczył zarzutom, jakoby serbskie władze wiedziały, gdzie ukrywał się poszukiwany zbrodniarz. - Serbia nie wiedziała, gdzie znajduje się Goran Hadżić. Nasze służby bezpieczeństwa i wywiad, a także przedstawiciele MSW wykonywali swoje obowiązki zgodnie z prawem - zaznaczył.
Współpraca z trybunałem w Hadze jest kluczową kwestią na drodze Serbii do członkostwa w UE.
Po aresztowaniu dowódcy Serbów bośniackich Ratko Mladicia w maju, Hadżić pozostawał jedynym poszukiwanym przez haski trybunał.
Na początku 1992 roku Hadżić został obwołany prezydentem Republiki Serbskiej Krajiny, regionu stanowiącego około jednej trzeciej terytorium Chorwacji, który w grudniu 1991 roku jednostronnie ogłosił niepodległość i praktycznie oderwał się od reszty kraju.
Na 53-letnim Hadżiciu ciąży 14 zarzutów zbrodni wojennych i zbrodni przeciwko ludzkości. Oskarża się go o śmierć setek chorwackich cywilów i deportację kilkudziesięciu tysięcy Chorwatów i innych nie-Serbów w czasie wojny w Chorwacji w latach 1991-1995.
W akcie oskarżenia wyszczególniono odpowiedzialność Hadżicia za masakrę w szpitalu w Vukovarze, we wschodniej Chorwacji, w czasie której zginęło 250 ludzi, w większości Chorwatów.
>>>>>>
Zatem kolejny ktory stanie przed trybunalem...
Austria odmówiła Serbii wydania bośniackiego generała
Austria odrzuciła prośbę Serbii o ekstradycję byłego generała armii bośniackiej z czasów wojny domowej w Bośni i Hercegowinie Jovana Divjaka, oskarżonego o zbrodnie wojenne - poinformowała rzeczniczka sądu w Korneuburgu pod Wiedniem. Sąd tłumaczył, że istnieje ryzyko, iż Divjak nie będzie miał w Serbii "sprawiedliwego procesu". Ujawniono też, że międzynarodowy trybunał ds. zbrodni w b. Jugosławii w Hadze nie ma "wystarczających dowodów", aby skazać byłego generała.
Aresztowano go 3 marca na lotnisku w Wiedniu i umieszczono w areszcie ekstradycyjnym. Zwolniono go pięć dni później za kaucją pół miliona euro.
Divjak jest jednym z 19 bośniackich przedstawicieli władz oskarżonych przez Serbię o przeprowadzenie na początku wojny domowej 1992-95 ataku na wycofujący się z Bośni konwój armii jugosłowiańskiej, podczas którego poniosło śmierć 18 żołnierzy. Nieoficjalne dane mówią jednak o ponad 40 zabitych.
Według jugosłowiańskiego generała Milutina Kukanjaca, który nakazał odwrót spod Sarajewa, zginęło wtedy sześciu żołnierzy.
Divjak, etniczny Serb, który jest wielkim zwolennikiem wieloetnicznej Bośni, powiedział po wojnie, że jego decyzja porzucenia jugosłowiańskiej armii i przyłączenia się do drugiej strony "była jedyną moralną rzeczą, jaką mógł zrobić".
74-letni obecnie gen. Divjak był zastępcą dowódcy sztabu głównego armii Bośni i Hercegowiny. Kierował obroną Sarajewa w czasie trwającego 42 miesiące oblężenia miasta. Podczas 3,5-letniego oblężenia zginęło 11 tysięcy osób. O jego ekstradycję wystąpiła Serbia oraz Bośnia.
Divjak po odejściu z wojska na emeryturę założył pozarządową organizację "Edukacja buduje Bośnię", która pomagała tysiącom sierot wojennych zdobyć wykształcenie.
>>>>>
Slusznie ! Lepiej niech sadza przestepcow sadziowie z krajow trzecich... Chodzi o sparwiedliwosc ! To najwazniejsze!
Izrael wyda Bośni zbrodniarza wojennego !!!
Sąd w Jerozolimie zezwolił dziś na ekstradycję do Bośni i Hercegowiny obywatela Izraela, który jest podejrzewany o udział w masowych egzekucjach w Srebrenicy z 1995 roku. Sędzia Amnon Cohen przychylił się do wniosku prokuratury o wydanie władzom bośniackim Aleksandra Cvetkovica. Na mężczyźnie ciążą zarzuty uczestnictwa w zbrodni ludobójstwa dokonanej podczas wojny w byłej Jugosławii.
Podejrzany został aresztowany wczoraj na podstawie wniosku o ekstradycję wystosowanego przez władze Bośni, które sądzą, że Cvetkovic brał czynny udział w masowej zbrodni.
43-letni Cvetkovic w 2006 roku przeszedł "aliję" (hebr. wstąpienie) - jak w Izraelu określany jest "powrót do ojczyzny przodków" - i stał się obywatelem państwa żydowskiego. Zamieszkał w mieście Karmiel w regionie Galilei razem z żoną i dwójką dzieci.
W lipcu roku 1995, w czasie wojny w Bośni w Hercegowinie, w okolicach miasta Srebrenica siły serbskie dokonały masowych egzekucji ok. 8 tys. muzułmańskich mężczyzn i chłopców. Był to największy akt ludobójstwa w Europie od czasu II wojny światowej.
!!!!!!
Szok ! Izrael wydal SWOJEGO !!! To naprawde swiat sie wali ! pamietamy jak chronili zbrodniarzy stalinowskich przed ekstardycja do Polski ! A tu taka zmiana ! Izrael przeszedl na jasna strone mocy ???? !!! Co sie dzieje !!!
Premier oddała cześć generałom skazanym za zbrodnie wojenne
Premier Chorwacji Jadranka Kosor oddała cześć dwóm chorwackim generałom, Ante Gotovinie i Mladenowi Markaczowi, którzy w kwietniu zostali skazani na wieloletnie więzienie za zbrodnie wojenne przez trybunał ds. zbrodni wojennych w dawnej Jugosławii. - Szczególne pozdrowienia kieruję do wszystkich obrońców Chorwacji, wszystkich chorwackich generałów, zwłaszcza do generałów Ante Gotoviny i Mladena Markacza - powiedziała premier na ceremonii upamiętniającej operację militarną sił chorwackich w roku 1995.
Dzięki operacji tej o kryptonimie "Burza" dokonano czystek etnicznych na Serbach, a Chorwacja odzyskała terytoria, na których zamieszkujący tam Serbowie proklamowali samozwańczą Republikę Serbskiej Krajiny.
Premier Kosor przemawiała przed politykami i wojskowymi zaproszonymi do Knina, na południu kraju, gdzie obchodzono 16. rocznicę operacji "Burza". Ceremonię transmitowała chorwacka telewizja państwowa.
Trybunał haski wydał w kwietniu wyroki na dwóch chorwackich generałów za ich rolę w wojnie w latach 1991-1995. Gotovina został skazany na 24 lata, a Markacz na 18 lat więzienia za zbrodnie wojenne i zbrodnie przeciwko ludzkości dokonane na Serbach w 1995 roku. Trzeci oskarżony, generał Ivan Czermak, został uniewinniony.
W następstwie operacji "Burza", którą dowodził Gotovina, 324 Serbów zostało zabitych, a ok. 90 tysięcy wypędzonych z Krajiny.
Dla znacznej części Chorwatów generałowie są bohaterami walk o niepodległość kraju. Chorwaci nadal uważają, że kampania z roku 1995 była koniecznością.
>>>>>
Widzimy tuaj typowy brak checi prawdy w spojrzeniu na zbrodnie - zawzietosc i gloryfikowanie zbrodniarzy... Dosc typowe zreszta ... Ani Niemcy ani tym bardziej radzieccy nie maja ochoty bic sie w piersi... Podobnie z żydami... Znacznie fajniej wyszukuje sie ,,polskie obozy koncentracyjne''...
Kolejny zbrodniarz:
Kazał zakatować 40 tys. ludzi - dziś się śmieje
Ten dyktator skazał na śmierć 40 tysięcy ludzi. Ale chociaż Hisséne Habré, zwany "Pinochetem Afryki",
>>>> No bez przesady gdzie Pinochet a gdzie ludozercy afrykanscy ? Tam nie mieli komunistycznej rewolucji ... Nie mozna porownywac naduzyc dykatury Chile z reggularna krwawa jatka... Pinochet nie jest zdanym szczytem okrucienstwa XX wieku ...
stracił władzę w Czadzie ponad 20 lat temu, nadal żyje na wolności. Ma wpływowych przyjaciół, którzy potrafią o niego zadbać.
Hisséne Habré wymaka się stereotypom o afrykańskich tyranach. Elegancki, uśmiechnięty, z kilkoma dyplomami, w tym doktoratem paryskiej uczelni - nie przypomina analfabety Amina, erotomana Bokassy czy surowego Omara al-Baszira. Tymczasem jest to człowiek, który ponosi odpowiedzialność za śmierć i cierpienia tysięcy swych rodaków. - Jednej rzeczy nigdy nie potrafiłem zrozumieć: jak lider o tak błyskotliwym umyśle mógł czynić takie rzeczy - wspominała jedna z ofiar zleconych przez niego tortur.
????? A co ma blyskotliwy umysl ? Szatan ma nieporownanie bardziej blyskotliwy intelekt i co ??? Tu sie liczy przywoitosc a nie intelekt ...
Habré to także symbol bezkarności, jednej z afrykańskich plag. Z Czadu, który utopił we krwi, uciekł ponad 20 lat temu. Od tego czasu wiedzie wygodny żywot w Senegalu. Chociaż sprawiedliwość już kilkakrotnie próbowała wyciągnąć po niego ręce, Habré zawsze się jej uchylał. I może być tak jeszcze długo.
Sprytny absolwent
W 1942 roku w rodzinie ubogiego pasterza z plemienia Toubou na północy Czadu urodził się chłopiec. Nie dane mu jednak było pójść w ślady ojca. Los obdarzył młodego Hisséne Habré wyjątkowym intelektem, co od razu dostrzeżono w szkole misyjnej. Po jej ukończeniu w 1962 roku wylądował we francuskiej administracji wojskowej, która ciągle miała ogromne wpływy w teoretycznie niepodległym już Czadzie. Wkrótce otrzymał stypendium od czadyjskiego rządu i poleciał na studia do Paryża. Ukończył tam m.in. politologię oraz administrację.
W międzyczasie ojczyzna Habré zapłonęła. W Czadzie żyje ponad 200 grup etnicznych - często bardzo odmiennych kulturowo i wrogich wobec siebie. Najważniejszym jednak podziałem jest ten na muzułmańskie północ i centrum oraz chrześcijańsko-animistyczne południe. Po ogłoszeniu niepodległości władza w kraju przeszła głównie w ręce chrześcijan. Po kilku latach dyktatorskich rządów Francoisa Tombalbaye muzułmanie czuli się prześladowani i dyskryminowani. W 1965 roku rozpoczęli rebelię, która po chwili zamieniła się w wojnę domową.
Główną siłą buntowników był Narodowy Front Wyzwolenia Czadu (FROLINAT). Początkowo nie stanowił on większego zagrożenia dla rządu centralnego. Reprezentujący wiele północnych plemion partyzanci byli skłóceni, niezdyscyplinowani i słabo wyposażeni. Zmiana nastąpiła w 1969 roku, gdy sąsiednią Libią zawładnął Muammar Kadafi. Libijskiemu pułkownikowi marzyło się podbicie Czadu. Najpierw musiał go jednak zdestabilizować. Żeby to osiągnąć, rozpoczął dozbrajanie czadyjskich rebeliantów.
Hisséne Habré wrócił ze studiów rok później. Tombalbaye, wierząc w wierność i zdolności człowieka, któremu dał wykształcenie, wysłał go na tajne negocjacje z dowódcami FROLINAT. I przeżył srogi zawód. Ambitny Habré zdradził swego szefa i dołączył do powstańców. Dzięki niebywałemu zmysłowi wojskowemu prędko zyskał ich szacunek. W 1972 roku był już de facto szefem Sił Zbrojnych Północy (FAN), bojowego ramienia partyzantki.
Zgoda wśród buntowników nie trwała długo. Habré nie ufał Kadafiemu i nie podobało mu się, jak wielkie wpływy Libijczyk zdobył na północy Czadu. Młody lider nie cofał się także przed braniem europejskich zakładników, których przehandlowywał na pieniądze i broń. Co więcej, jego sojusznicy dostrzegali w nim dyktatorskie zapędy i nieposkromiony apetyt na władzę. W 1976 roku poróżnił się przez to z innym wpływowym dowódcą, Goukouni Oueddei. Wraz z grupą kilkuset zwolenników Habré uciekł do Sudanu. Stamtąd rozpoczął walkę na wiele frontów - z rządem i dawnymi kompanami.
Kruchy rozejm
W 1979 roku wojna przygasła. Pod naciskiem Organizacji Jedności Afrykańskiej wojujące strony zgodziły się utworzyć wspólny rząd. Oueddei został prezydentem, a Habré ministrem obrony. Ale marzenia o pokoju szybko prysły.
Koalicja była mocno niestabilna. Oueddei i Habré kłócili się bez przerwy, a ich ludzie łatwo chwytali za broń. Do francuskich szpitali wojskowych codziennie trafiało około 250 osób. Najdrażliwszym tematem, po raz kolejny, była Libia.
Libijskie wojska swobodnie poruszały się po północy Czadu. Oficjalnie ich rolą było wspieranie rządu jedności, ale Habré był pewien, że chodzi o zagarnięcie ziemi, zwłaszcza przygranicznej Strefy Aozou. W końcu czadyjski minister obrony zażądał, by żołnierze Kadafiego wynieśli się z kraju. W odpowiedzi Oueddei, z poparciem tradycyjnych przywódców plemiennych, pozbawił swego rywala pozycji. Habré znów uciekł do Sudanu.
Przyjaźń czadyjskiego prezydenta i Muammara Kadafiego mocno zaniepokoiła Waszyngton i Paryż. Zachodni politycy nie chcieli, by Czad - ze swoimi złożami ropy i strategicznym położeniem między Północną a Czarną Afryką - stał się wasalem nieprzewidywalnego pułkownika. Dlatego gdy Habré rozpoczął kolejny marsz na Ndżamenę, CIA i francuski wywiad udzieliły mu pomocy. Po sześciu miesiącach, w czerwcu 1982 roku, czadyjska stolica była już w jego rękach.
Na wieść o tym wydarzeniu Kadafi zarządził inwazję. Libijczycy, wspierani przez Oueddeiego i innych partyzantów, prędko zajęli niemal całą północ Czadu. Nie utrzymali jej jednak długo. Waszyngton podesłał Habré wojskowych doradców i samoloty kontroli powietrznej AWACS, a Francuzi trzy tysiące elitarnych spadochroniarzy. Stale przekazywali mu także miliony dolarów pomocy wojskowej. Walk były krwawe, wszystkie strony dopuszczały się zbrodni wojennych. Z czasem szala zaczęła przechylać się na stronę rządu Habré. W 1987 roku ostatni libijscy żołnierze wycofali się z Czadu.
Cela śmierci
Habré miał licznych przeciwników również w kraju. Od początku rządził jak monarcha absolutny. Do władzy dopuścił tylko jedną partię i swoich zauszników. Sam żył w luksusach, podczas gdy jego państwo trafiało na listy najbiedniejszych na świecie.
Aby unieszkodliwić opozycję, utworzył tajną policję, Dyrektoriat Dokumentacji i Bezpieczeństwa (DDS). Jej funkcjonariusze szybko zasłynęli okrucieństwem. Specjalnością bezpieki stały się tortury. W ich "repertuarze" było głodzenie, podtapianie, przypalanie rozgrzanymi przedmiotami i zmuszanie do objęcia ustami dymiącej rury wydechowej samochodu. Niektóre ofiary wieszano pod ścianą za ręce lub nogi, inne trzymano w celach razem z gnijącymi zwłokami.
Podziemne więzienie "Piscine" (fr. basen - przyp. red.), przekształcone ze stołecznej pływalni, służyło za istną twierdzę DDS. Wielu ludzi przetrzymywano i męczono w samym pałacu prezydenckim.
Do kaźni trafiał każdy, kto w oczach dyktatora stanowił zagrożenie. Do masakr wrogich grup etnicznych, zwłaszcza tych z południa kraju, dochodziło regularnie. Represje najmocniej dotknęły ludy Sara, Hadżeraj i Zaghawa.
Terror rozpętany przez Habré był na tyle skuteczny, że znienawidzony despota utrzymał się przy władzy przez osiem lat. Obrońcy praw człowieka z Human Rights Watch dotarli do dokumentów, które potwierdziły, że CIA finansowało i szkoliło DDS. Na treningi prowadzone w USA przyjęto kilku funkcjonariuszy uważanych za największych pasjonatów tortur. Powołana po upadku dyktatora Czadyjska Komisja Prawdy odkryła, że Amerykanie opłacali też regionalną siatkę szpiegowską, która pomagała bezpiece Habré w ściganiu opozycjonistów poza granicami kraju.
Ta sama komisja oszacowała, że z rozkazu polityka zabito ponad 40 tysięcy ludzi, a 200 tysięcy przewinęło się przez sale tortur. Mimo wszystko, względy polityczne długo kazały Waszyngtonowi ignorować jego grzechy. - Był to niezwykle zdolny człowiek ze świetnym wyczuciem, jak grać z zewnętrznym światem - tłumaczył HRW jeden z wysokich amerykańskich urzędników. - Ale był też żądnym krwi tyranem i okrutnikiem. Można szczerze powiedzieć, że wiedzieliśmy, z kim i czym mamy do czynienia, ale postanowiliśmy przymknąć na to oko - dodał.
Kres rządów Habré przyszedł w listopadzie 1990 roku. Otoczony przez wrogów i pozbawiony wsparcia Amerykanów, którzy przestali już obawiać się Kadafiego, czadyjski prezydent był coraz słabszy. Gdy jego dawny szef sztabów, Idriss Déby, przeprowadził zamach stanu, Habré zbiegł do przyjaznego mu Senegalu.
Wtedy zaczęło się coś, co wielu nazywa "prawną operą mydlaną".
Ping-pong
Pierwszy pozew przeciwko Habré wypłynął z Czadu do sądu w Dakarze, stolicy Senegalu, w 2000 roku. Sędzia, który prowadził proces, uznał go za współwinnego m.in. tortur i aktów barbarzyństwa. Po chwili został odsunięty od sprawy. Dokumenty trafiły do Sądu Apelacyjnego. Ten stwierdził, że Senegal nie ma jurysdykcji nad zbrodniami popełnionymi w innym kraju. Habré był wolny.
To samo powtórzyło się rok później, gdy pozew złożyła grupa Czadyjczyków mieszkających w Belgii. Ofiary dyktatora zwróciły się zatem do rządu w Brukseli.
W 2005 roku, po czteroletnim śledztwie, belgijski sędzia wystawił międzynarodowy nakaz aresztowania byłego dyktatora. Powołał się przy tym na jurysdykcję uniwersalną, która pozwala każdemu państwu ścigać ludzi oskarżonych o zbrodnie przeciwko ludzkości - nawet jeśli nie zostały popełnione na jego terytorium czy przeciwko jego obywatelom.
Senegal nałożył na Czadyjczyka prowizoryczny areszt domowy. Ale po kilku dniach Sąd Apelacyjny stwierdził, że senegalskie prawo nie zezwala na ekstradycję Habré do Belgii. Emerytowany tyran znów wyszedł na wolność.
- Nie jest tajemnicą, że wyjeżdżając z Czadu Habré opróżnił rządowy skarbiec i użył tych pieniędzy, by stworzyć sobie sieć protekcji w Senegalu - powiedział FRANCE24 Reed Brody z Human Rights Watch, który od lat zajmuje się tym przypadkiem. - Do jego prawników należeli m.in. aktualny premier Souleymane Ndene Ndiaye oraz minister spraw zagranicznych Medicke Niang - przypomniał.
W połowie 2006 roku Unia Afrykańska oficjalnie poprosiła Senegalczyków o osądzenie Habré "w imieniu Afryki". Prezydent Abdoulaye Wade wyraził zgodę. Zgromadzenie Narodowe wprowadziło odpowiednie zmiany w konstytucji. Rząd zapowiedział utworzenie specjalnego trybunału, który zajmie się sprawą.
I gdy już zdawało się, że wszystko zmierza w dobrym kierunku, Senegalczycy zaciągnęli hamulec. Tym razem zażądali, by społeczność międzynarodowa pokryła koszty procesu. W pierwszej chwili wycenili je na 66 mln euro, po czym obniżyli do 27 mln. Organizacje międzynarodowe zareagowały pełnym zażenowania milczeniem, gdyż była to jawna farsa.
Prezydent Wade zagroził, że jeśli fundusze nie zostaną zebrane, to odeśle Habré do Czadu. Tam na 69-letniego byłego dyktatora czekał już zaoczny wyrok śmierci i realna szansa na zapoznanie się z innowacjami, jakie w czadyjskich salach tortur wprowadził Idriss Deby. Na to Unii Afrykańskiej i ONZ przystać nie wypadało.
W końcu senegalski rząd zgodził się na zaoferowaną przez zagranicę kwotę 11 mln dol. Za te pieniądze miał zorganizować trybunał z afrykańskimi sędziami na kształt tego, który w Kambodży sądził Czerwonych Khmerów. Rodziny ofiar tyrana odetchnęły w ulgą. Ale tylko na moment.
W maju 2011 roku senegalska delegacja wyszła ze spotkania Unii Afrykańskiej, podczas którego omawiano ostatnie szczegóły procesu. Oficjalnego powodu nie podano. W rozmowie z mediami prezydent Wade powiedział jedynie: "Nie otrzymaliśmy takiego wsparcia, na jakie liczyliśmy. Jestem już zmęczony całą tą sprawą".
Na kolejny szok nie trzeba było długo czekać. 8 lipca Senegalczycy niespodziewanie oświadczyli, że w ciągu trzech dni ekstradują Habré do Czadu. ONZ i organizacje praw człowieka zabiły na alarm. Kilka godzin przed zapowiedzianym wejściem na pokład samolotu Czadyjczyk usłyszał nową decyzję: akcja odwołana.
Nie ma wątpliwości, że senegalski rząd prowadzi cyniczną grę. Społeczności międzynarodowej zależy, by Habré stanął przed bezstronnymi sędziami - mogłoby to zachęcić innych afrykańskich zbrodniarzy do odpowiedzenia za swe czyny. Szanse na chłodny proces tyrana w Czadzie są marne, więc organizacje z całego świata starają się udobruchać prezydenta Wade'a. Tymczasem Senegal wyraźnie nie chce samemu sądzić swego długoletniego gościa.
Pod koniec lipca Belgia jeszcze raz poprosiła o ekstrakcję Habré. Teraz czeka na odpowiedź. Czy coś z tego wyjdzie? Do tej pory Senegalczycy uważali, że wydanie afrykańskiego przywódcy Europejczykom byłoby dowodem, że Afrykanie nie potrafią - lub nie chcą - sądzić swoich. Dziś wygląda na to, że tak właśnie jest. Ale czy będą w stanie się do tego przyznać?
Michał Staniul, Wirtualna Polska
>>>>>>
Co to jest ? Oczywiscie ze musi byc osadzony ??? Jak sobie niby wyobrazaja ze co ? Wypuszcza go do Czadu ? To jest pomaganie ludobojcy czyli wspoludzial... Wtedy trzeba bedzie scigac kolesi z Senegalu... Trybunaly sa cywilizowanym ssposobem wymierzania sprawiedliwosci ... Nie sa tam oni zarabywani maczetami czy zjadani zywcem a sadzeni ... Za takie zbrodnie jest to wrecz nagroda ... Jeszcze ma szanse na pokute tu na ziemi zanim umrze a wtedy juz jest gorzej ... I ro duzo gorzej ...
Istnieją dowody na udział Hezbollahu w zamachu bombowym
Trybunał ONZ ds. Libanu, badający zabójstwo byłego premiera tego kraju Rafika Haririego, podał dziś, że istnieją wystarczające dowody na to, by rozpocząć proces w tej sprawie i opublikował 47-stronicowy akt oskarżenia przeciwko czterem członkom Hezbollahu. Nakaz aresztowania czterech mężczyzn, należących do radykalnego szyickiego ugrupowania i podejrzanych o dokonanie zamachu, oraz akt oskarżenia haski trybunał przekazał stronie libańskiej w czerwcu, jednak wówczas nie opublikowano pełnego tekstu dokumentów. Zdecydowano się na to po tym jak w ubiegłym tygodniu trybunał poinformował, że libańskie władze nie są w stanie aresztować podejrzanych.
Mężczyźni są oskarżeni o zdetonowanie 14 lutego 2005 roku w Bejrucie ładunku wybuchowego ukrytego w ciężarówce. W eksplozji zginął Hariri i 22 inne osoby.
Wspierany przez Iran libański Hezbollah zaprzeczył, by miał związek z zamachem i zapowiedział, że nigdy nie wyda podejrzanych.
>>>>>
Tak to jest koszmar ! Goscinny Liban przyjal Palestyńczyków a ci co tam urzadzili ? Mordownie ! Tak ze Lianczycy maja juz ich dosc ... Ale Bóg wynagrodzi wszelka goscinnosc ... Ludzie sa grzeszni i niewdzieczni...
Wznowiono proces zbrodniarzy wojennych
Były premier Kosowa Ramush Haradinaj i dwaj jego podwładni z czasów kosowskiej partyzantki ponownie stanęli dziś przed międzynarodowym trybunałem w Hadze, oskarżeni o zbrodnie wojenne z 1998 roku i wyjątkowe okrucieństwo przy ich popełnianiu. W 2005 roku Haradinaj, b. dowódca partyzantów z Wyzwoleńczej Armii Kosowa (UCK), musiał po pięciu miesiącach ustąpić w 2005 r. ze stanowiska premiera w związku z oskarżeniem o zbrodnie wojenne, w tym czystki etniczne popełnione w 1998 roku podczas wojny w Kosowie, głównie przeciwko serbskim cywilom.
Uważany przez kosowskich Albańczyków za bohatera narodowego Haradinaj na pierwszym procesie przed Międzynarodowym Trybunałem Karnym ds. byłej Jugosławii w 2007 roku nie został skazany za zarzucane mu zbrodnie wojenne, ponieważ sędziowie izby apelacyjnej postanowili powtórzyć proces, gdyż nie uzyskano wystarczających zeznań od zastraszanych świadków oskarżenia.
Prokurator domagał się wówczas dla 43-letniego dziś Haradinaja i dwóch jego podwładnych po 25 lat pozbawienia wolności. W pierwszej instancji Haradinaj i 39-letni Idriz Balaj zostali uniewinnieni, a 41-letni Lahi Barahimaj - skazany na 6 lat więzienia.
Ofiarami Hardinaja i dwóch podległych mu dowódców (łącznie oskarżono ich o 37 zbrodni wojennych) byli ludzie uznani za zdrajców lub szpiegów. Byli to głównie Serbowie, lecz także Romowie lub kosowscy Albańczycy uznani za kolaborantów.
Ofiary były bite, torturowane i w niektórych przypadkach mordowane niezależnie od narodowości czy wyznawanej religii.
Oto jeden z przykładów zbrodni tej trójki przytoczonych w czwartek przez prokuratora Paula Rogersa, na podstawie zeznań świadka: "Balaj obciął ucho młodemu Serbowi i na jego oczach, używając noża wyłupił gałkę oczną innemu".
Po dwóch tygodniach tortur nie sposób było rozpoznać wieku lub rysów torturowanych więźniów - zeznawali świadkowie.
Tortury, morderstwa, porwania, deportacje miały na celu, według oskarżycieli, zastraszenie, eksterminację i wygnanie Serbów z Kosowa. Miało to wszystko służyć czystce etnicznej.
Podczas pierwszego procesu Haradinaja i współoskarżonych, rozpoczętego w 2007 roku około dwudziestu świadków oskarżenia odmówiło złożenia zeznań, ponieważ byli zastraszani przez zwolenników byłego premiera.
Belgrad utrzymuje, że kilku świadków oskarżenia zostało zamordowanych i w ten sposób uciszonych na zawsze.
Jako jeden ze świadków na wznowionym obecnie procesie byłego szefa rządu kosowskiego będzie zeznawał jego były podwładny, ekspartyzant Shefqet Kabashi, osadzony w centrum zatrzymań trybunału w Hadze za odmowę udzielania odpowiedzi na pytania sądu podczas procesu swego dowódcy w 2007 roku.
Uniewinnienie Haradinaja po pierwszym procesie zostało przyjęte w stolicy Kosowa, Prisztinie, publicznym wybuchem euforii.
Wznowienie w czwartek procesu Haradinaja (sąd odmówił prośbie jego obrońców, aby mógł zeznawać z wolnej stopy), pierwsze w historii trybunału haskiego, powołanego w 1993 roku, rozpoczęło się od przedstawienia sądowi map z zaznaczonymi miejscami zbrodni popełnionych przez Haradinaja i jego ludzi z UCK.
Haradinaj, były bramkarz w nocnym klubie, następnie dowódca kosowskiej partyzantki i premier, jest obecnie oficjalnym przywódcą Sojuszu na Rzecz Przyszłości Kosowa.
>>>>>
No to byla kompromitacja tego trybunalu... Nie skazali dlatego ze swiadkowie byli zastraszeni ! KOSZMAR !!! CO TO ZA TRYBUNAL ! To bandyci maja sie bac nie swiadkowie ! Trzeba im umozliwic zmiane miejsca zamieszkania i tozsamosci i nie pokazywac ich tym bandytom ! Byle tylko zeznawali !
Adwokaci diabła (czlowiek dopoki zyje moze zrozumiec zlo i je porzucic wiec nikt za zycia nie staje sie diablem czyli na wieki zly ).
Dyktatorzy, gdy przegrywają wojny, lądują przed międzynarodowymi trybunałami. Ich obrońcy walczą o dotrzymanie zasad prawa, bez względu na to, kim są oskarżeni. Im bardziej okrutny morderca, tym większa sława jego adwokata.
Kiedy skończy się wojna w Libii i Muammar al-Kaddafi stanie przed sądem, będzie potrzebował adwokata. – Natychmiast podjąłbym się jego obrony – mówi człowiek, który reprezentuje w tej chwili przed sądem dyktatora Liberii Charlesa Taylora. – Jeśli mnie zechce, to tak – stwierdza doradca prawny Radovana Karadźića, oskarżonego o ludobójstwo. To samo mówi adwokat generała Periąića, stojącego przed trybunałem za zbrodnie wojenne oraz zbrodnie przeciw ludzkości.Courtenay Griffiths, Peter Robinson i Gregor Guy-Smith to obrońcy występujący przed międzynarodowymi trybunałami. Pracują wszędzie tam, gdzie prawo osiągnąć ma to, co nie udało się polityce i dyplomacji. W czasach wojen takie sądy mają być postrachem dla zbrodniarzy, w okresach pokoju godzić ofiary. Na to, że ową prostą ideę tak trudno jest zrealizować w praktyce, mają wpływ również tacy ludzie, jak Griffiths, Robinson i Guy-Smith. Opracowali oni strategie, które przedłużają w nieskończoność procesy, a im dłużej one trwają, tym stają się droższe.
58-letni Peter Robinson jedzie swoim żółtym rowerem do budynku, w którym ma się spotkać z mężczyzną nazywanym przez niego "Radovan". Uważa, że jest on sympatycznym i wykształconym człowiekiem. Prawnik wchodzi do więzienia w haskiej dzielnicy Scheveningen i prosi o spotkanie z "doktorem Karadźićem", byłym prezydentem Republiki Serbskiej, oskarżonym o zbrodnie wojenne, zbrodnie przeciw ludzkości i wymordowanie około 8 tysięcy Muzułmanów w Srebrenicy.
(…) Robinson chce, by sąd powołał nowych świadków i zmusił rząd Bośni do udostępnienia dokumentów. W ten sposób zamierza podać w wątpliwość jeden z najcięższych zarzutów: że Karadźić był odpowiedzialny za "czystki etniczne".
Po rozmowie więzień musi podpisać jeszcze rachunek wystawiony przez adwokata. Jego honorarium wynosi 71 euro za godzinę. Jako że Karadźić nie jest w stanie opłacić zespołu swoich obrońców, a Robinson nie chce przyjmować pieniędzy z podejrzanych źródeł, jak serbscy ekstremiści, za jego pracę płaci trybunał. Zespół adwokatów dostaje co miesiąc około 22 tysięcy euro.
Karadźić przynosi często swemu obrońcy sok owocowy albo pulpety własnej produkcji. Ma dostęp do więziennej kuchni i czasami gotuje. Kiedyś przynosił fantę, teraz wyłącznie świeże owocowe soki. Dla Karadźića zdrowie jego adwokata jest sprawą bardzo ważną.
Dwie godziny później Robinson opuszcza więzienie i jedzie do trybunału. – Dzisiaj musiałem powstrzymywać doktora Karadźića, bo chciał dyskutować o interwencji w Libii, a mieliśmy dużo pracy – opowiada. Wczoraj wrócił z podróży do Genewy i Kopenhagi, gdzie spotykał się z duńskimi wojskowymi i szperał w poufnych archiwach ONZ, szukając dowodów uwalniających od winy jego klienta.
– Jeśli dobrze pójdzie, proces potrwa jeszcze długo – mówi Robinson. Karadźić liczy na kolejne trzy lata, który to czas chce wykorzystać na wyjaśnienie własnego punktu widzenia konfliktu. Dlatego przed sądem broni się sam, Robinson formalnie jest jedynie jego prawnym doradcą.
Adwokat parkuje swój rower przed gmachem trybunału. Rada Bezpieczeństwa ONZ na początku lat dziewięćdziesiątych szukała nowego narzędzia, by zaprowadzić pokój. Międzynarodowy Trybunał Karny w Hadze, który w czerwcu wydał nakaz aresztowania Kaddafiego, jeszcze wtedy nie istniał, ale idea położenia kresu za pomocą odstraszania i sądownictwa karnego krwawym wojnom na Bałkanach już się pojawiła. Na mocy rezolucji Rady Bezpieczeństwa w 1993 roku powołano pierwszą tego typu instytucję: Trybunał do spraw Zbrodni w Byłej Jugosławii.
Stanęło już przed nim 161 oskarżonych, wydano 64 wyroki skazujące i 13 uniewinniających. W tej chwili toczy się jeszcze 35 postępowań. To historia sukcesu – tak mówią liczby, ale znane są też porażki. Na przykład Slobodan Miloąević, najważniejszy jak dotychczas oskarżony, nigdy nie został skazany, proces zakończył się w 2006 roku wraz z jego śmiercią. Za kilka lat trybunał będzie zmuszony zakończyć swoją działalność, bo Rada Bezpieczeństwa ONZ nie chce jej już finansować. Postępowanie przeciwko Karadźićowi toczy się od 2009 roku, niedawno rozpoczęły się też procesy przeciw dwóm ostatnim domniemanym zbrodniarzom wojennym Ratko Mladićowi i Goranowi Hadźićowi. Trybunał po raz ostatni będzie miał okazję udowodnić, że jest wart pieniędzy przeznaczanych na jego utrzymanie. Wydano nań dotychczas grubo ponad 1,5 miliarda dolarów.
Robinson wchodzi przez bramkę bezpieczeństwa do budynku. Po raz pierwszy był tu dziesięć lat temu, obserwował proces i dziwiła go bardzo nowo powstała dziedzina: międzynarodowe prawo karne. Od czasu procesów norymberskich przeciwko niemieckim zbrodniarzom wojennym dopiero po ponad 40 latach przed międzynarodowym sądem znów stanęła pojedyncza osoba oskarżona o najcięższe pogwałcenie praw człowieka. Można to interpretować jako krok w kierunku obywatelstwa światowego – określone wartości powinny obowiązywać wszędzie.
(…) Peter Robinson pochodzi z niezamożnej rodziny. Był zawsze ambitny, skończył prywatną szkołę, studiował prawo i szybko awansował na prokuratora. Potem został adwokatem i nauczył się problem winy lub niewinności pozostawiać sędziom.
O Międzynarodowym Trybunale Karnym dla Byłej Jugosławii przeczytał w broszurce. Kupił sobie wtedy 20 książek na temat wojen bałkańskich i wraz z rodziną przeprowadził się z USA do Hagi. Przez cale miesiące wałęsał się po sądzie, mając nadzieję, że jakiś oskarżony mianuje go swoim obrońcą. Obserwował proces za procesem i wszystko go dziwiło. Prokuratorzy, którzy zawyżali liczbę ofiar, a przynajmniej tak się wydawało. I adwokaci, których uważał za partaczy. Klient to klient, nawet jeśli jest diabłem. On, Robinson, tak właśnie na to patrzy.
Po kilku miesiącach dostał pierwszą sprawę. Chodziło o Srebrenicę i pytanie, czy morderstwo popełnione na 8 tysiącach muzułmańskich mężczyzn jest w świetle prawa ludobójstwem. Podczas pracy nad tym przypadkiem, siedem lat przed aresztowaniem Karadźića, Robinson nabrał przekonania, że ten, gdyby stanął kiedyś przed sądem, mógłby zostać uniewinniony. W chwili masakry znajdował się tak daleko od Srebrenicy, że sądowi niełatwo przyszłoby udowodnić mu winę.
Bo wyrok skazujący wydać można tylko wówczas, gdy na miejscu są dowody morderstwa, są świadkowie, którzy je widzieli, i uda się przedstawić dowody wydania takiego rozkazu lub wiedzy o nim. I Peter Robinson, który zawsze tak przyjaźnie się uśmiecha i lubią go sędziowie trybunału, bo jest uprzejmy i stonowany, postanowił wtedy, że będzie bronił Radovana Karadźića.
Brał potem inne sprawy w innych sądach, był adwokatem ludobójców w Trybunale Karnym dla Ruandy i coraz lepiej poznawał osobliwości międzynarodowego prawa karnego. Czekał na "Radovana".
21 lipca 2008 roku nadeszła w końcu chwila, gdy w Belgradzie schwytano Karadźića. Ten kilka dni po swoim aresztowaniu dowiedział się o człowieku, który w całej Hadze rozpowiadał o swoim marzeniu jako obrońcy. Karadźić chciał wprawdzie bronić się sam, bo znał fakty lepiej niż ktokolwiek inny, wyjaśnił to Robinsonowi podczas ich pierwszego spotkania w wiezieniu. Nie miał jednak pojęcia o prawie, potrzebował więc doradcy.
(…) Robinson rozmawia w kantynie z jednym ze swoich współpracowników o granacie, który eksplodował w 1994 roku na placu targowym Markale w Sarajewie, zabijając 68 ludzi i raniąc 144. Za sprawcę wybuchu uważa się armię bośniackich Serbów. Karadźić jako ówczesny prezydent Republiki Serbskiej może zostać pociągnięty za to do odpowiedzialności. Trybunał stworzył bowiem modele prawne, by móc skazać również tych, którzy rozkaz wydali zza biurka – nazywają się one: "odpowiedzialność przełożonych" lub "udział we wspólnym przestępczym przedsięwzięciu".
Robinson chce się dowiedzieć, czy możliwe jest, że granat wystrzeliła muzułmańska armia – wówczas Karadźić w tym punkcie zostałby uwolniony od winy. Obrońca szuka luk w opisach tej historii. Chodzi o to, by zasiać jak najwięcej wątpliwości.
Piętro niżej w budynku trybunału siedzi jego kolega po fachu, który sprawia wrażenie, że wątpliwości to jego życiowa siła napędowa. (…) Za krzesłem Gregora Guy-Smitha wisi plakat, jaki w ostatnich latach był powodem wielu jego wybuchów złości. Widnieje na nim napis: "Sprawiedliwa kara dla zbrodniarzy wojennych, sprawiedliwość dla ofiar". To znaczy, że każdy, kto tu, w miejscu, gdzie ONZ chce wprowadzić sprawiedliwość, został raz oskarżony, staje się natychmiast zbrodniarzem wojennym – tak interpretuje tę sentencję Guy-Smith. – To tyle o zasadzie domniemania niewinności – mówi.
Przed chwilą wygłosił mowę końcową w procesie przeciwko generałowi Momčilo Periąićowi, byłemu szefowi jugosłowiańskiej armii. Przyczynił się on do śmierci lub ciężkiego zranienia tysięcy cywili. Prokurator żądał dla niego kary dożywotniego więzienia.
Wtedy Guy-Smith rozpoczął swoją mowę. (…) Wygłaszał ją bardzo wolno, oparł swoje ciężkie ciało o niewielki pulpit z pleksiglasu, mierzwił brodę, a prawą brew trzymał wysoko uniesioną. Niemal szeptem przedstawiał sędziom własną wersję praworządności. Mówił o precedensowych przypadkach i ciężarze dowodów. Ten zaś – w tym miejscu zaczął krzyczeć – spoczywa nie na oskarżonym, lecz na prokuraturze. Potem krzyczał dalej: że w owym przypadku nie ma dowodów, a oskarżyciel namawia sędziów do snucia czystych spekulacji.
To wystąpienie kosztowało go sporo sił, znużony pokonuje kilka ulic dzielących go od jego biura. Tu, w Hadze, czuje się jak przybysz z obcej planety, ci "dobrzy" z prokuratury unikają go, rodziny ofiar jego klienta nienawidzą. Ale coś stale go jednak napędza.
(…) Prawo do uczciwego procesu i obrońcy to zdobycz cywilizacji. Nawet najbardziej krwiożerczy zbrodniarz na nie zasługuje. Na tym polega istota praworządności, o to walczą obrońcy tacy jak Guy-Smith.
Mimo to w Hadze nazywają go zagrożeniem dla bezpieczeństwa. Do wielu części budynku nie ma prawa wstępu, jest posiadaczem "czerwonej karty", która wisi na jego szyi jak tablica ostrzegawcza. Pracownicy prokuratury nie noszą takich kart. Prokuratura jest organem sądu, obrona nie.
(…) 55-letni Courtenay Griffiths siedzi w londyńskiej kancelarii i bębni palcami w stół. – W tych międzynarodowych trybunałach trzeba toczyć walki i ja chcę w tym uczestniczyć – stwierdza. Na wszystkie pytania i wątpliwości swoich kolegów po fachu ma jedną odpowiedź: – To są sądy polityczne.
Mówiąc: "polityczne", ma na myśli: jednostronne, kierujące się określonym interesem. Zwraca uwagę, że w ciągu ośmiu lat, od kiedy istnieją owe trybunały, oskarżały one wyłącznie Afrykanów, i tylko tych, którzy nie mieli już sojuszników na Zachodzie. Tak jak Kaddafi.
I jak Charles Taylor, były prezydent Liberii, oskarżony przed Sądem Specjalnym dla Sierra Leone o zbrodnie wojenne i zbrodnie przeciwko ludzkości. Proces przeniesiono do Hagi, ponieważ we Freetown obawiano się wybuchu rewolty. Taylor miał podsycać wojnę w sąsiadującej z Liberą Sierra Leone, szmuglując do tego kraju broń i diamenty. Wspierał podobno morderców i gwałcicieli. Griffiths broni człowieka, o którym mówiono, że zjadał serca małych dzieci.
Adwokat dostawał listy pełne nienawiści i przesyłki z ekskrementami. W Sierra Leone żądano jego głowy. – Ludzie uważają mnie za demona – mówi. – Szukają rogów na mojej głowie.
Zdążył się już do tego przyzwyczaić. Bronił terrorystów, gangsterów, morderców, gwałcicieli i nożowników. Jako czarnemu jest mu łatwiej przekonać sędziów i przysięgłych do swoich racji. – Potrafię objaśnić im świat kryminalistów – stwierdza. Na przykład cytując na sali sądowej teksty songów Boba Marleya. Potrafi też przybliżyć świat Charlesa Taylora.
Życiorys swego klienta opowiada w taki sposób, jak gdyby sam siedział na lawie oskarżonych. Używa wielkich gestów, stosuje pauzy, patrzy przenikliwym wzrokiem. – Adwokat musi być aktorem – zauważa. – Lubię brzmienie swojego głosu.
(…) Przez tydzień studiował akta Taylora, po tym czasie było już dla niego jasne, jaką strategię powinien obrać. – Dlaczego Afryka? Dlaczego tylko Taylor? – pyta i zarzuca sądowi neokolonialne ciągoty. Wszędzie na świecie są dyktatorzy, czemu wyciągnięto akurat tego?
(…) – Ale w międzynarodowym trybunale panują inne zasady – mówi Griffiths. – Jak mam bronić oskarżonego, o którego winie przekonany jest już cały świat?Te sądy powołano jedynie po to, by skazać takich ludzi jak Taylor, Karadźić i Periąić. Dla Griffithsa jedno jest zupełnie jasne: wyrok uniewinniający byłby dla świata Zachodu prawdziwą kompromitacją.
Julia Prosinger / Der Spiegel
>>>>>
No ale zaraz ? To ajk by niby mialo byc ? Ze np. Hitlera obronca tak by bronil ze wyrok brzmialby niewinny ??? Absurd ... Oczywiscie ze sa sytucje oczywiste gdzie wiadomo ze i tak nastapi skazanie ... Praktycznie nie wiadomo jak bronic Hitlera . Ze co ? Ze trudne dziecinstwo ??? W takim przypadku adwokat ma czysto formalna role i rzeczywiscie proces jest po to aby skazac . Ale prawo do adwokata nie moze byc zabrane ! To jest roznica miedzy bestialstwem a sprawiedliwoscia ... W sumie obrona zbrodniarzy jest dla adwokata cieman strona zawodu ... kazdy zawod ma ciemne strony... Wezmy rzeźnika potrzebny zawod ale nieprzyjemny w wykonywaniu... Podobnie z lekarzami ktorzy kroja amputuja itp. Nikt nie powie ze przyjmny zawod ale cenny !
W sumie najlepiej jakby adwokat bral stawe urzedowa za obrone bandziorow najgorszego typu ... Zeby nie bylo tak ze broni za pieniadze mafii czyli korzysta ze zbrodni... Bo przeciez tacy nie maja uczciwych dochodow ... Byla by to obrona z obowiazku dla zasad . A pamietajmy ze po smierci czlowiek spotyka sie z Bogiem I TYLKO TEN SAD SIE LICZY NAPRAWDE !!!! Tu juz nie ma unikow ...
Kambodża: rusza proces Czerwonych KhmerówDzisiaj w Phnom Penh rozpoczął się jeden z kilku procesów, w którym sądzeni będą trzej czołowi przedstawiciele zbrodniczego reżimu Czerwonych Khmerów, oskarżonych o popełnienie zbrodni przeciw ludzkości i zbrodni wojennych.
Pring Na ławie oskarżonych zasiadają: Noun Chea, zwany Bratem Numer Dwa, prawa ręka przywódcy Czerwonych Khmerów Pol Pota; były prezydent Kambodży Khieu Samphan oraz były minister spraw zagranicznych Ieng Sary. Z uwagi na podeszły wiek i stan zdrowia oskarżonych międzynarodowy trybunał ds. ludobójstwa w Kambodży zdecydował się podzielić sprawę na kilka procesów w nadziei, że przynajmniej w jednym z nich uda się sprawnie wydać wyrok skazujący - wyjaśnia BBC.
W przypadku czwartej oskarżonej Ieng Thirith, która pełniła funkcję ministra ds. społecznych, trybunał uznał, że stan zdrowia (choroba Alzheimera) nie pozwala na postawienie jej przed obliczem sprawiedliwości.
Pol Pot, zwany Bratem Numer Jeden, zmarł w 1998 roku. Jeszcze rok przed śmiercią przebywał na wolności.
Jedynym skazanym do tej pory przez oenzetowski trybunał jest Kaing Guek Eav, alias "Duch". Był naczelnikiem owianego niesławą więzienia Tuol Sleng znanego także jako S-21, gdzie poddawano torturom, a następnie stracono około 15 tys. osób. W lipcu 2010 roku został skazany na 30 lat więzienia.
Czerwoni Khmerzy sprawowali rządy w Kambodży w latach 1975-1979. Mieszkańców miast wypędzili na wieś, zmuszając do pracy na polach ryżowych. Kraj zamienili w wielki obóz koncentracyjny, mordując przede wszystkim ludzi wykształconych, których uznawali za wrogów rewolucji. Do końca lat 70., kiedy do Kambodży wkroczyły wietnamskie wojska, w sumie z głodu, chorób i wycieńczenia zginęła prawie jedna czwarta ludności kraju - ok. 2 mln ludzi.
Trybunał, działający pod egidą ONZ, został powołany w 2003 roku, ale pracę rozpoczął dopiero w lipcu 2006 roku.
>>>>
Tak to byli njawieksi komunisci w historii . Komunizm traktowali tak jaki on byl i natychmiast wprowadzali w zycie ! Jak komunizm to komunizm .
Nie byli chrzescijanami zatem pojecie milosierdzia bylo im obce ... Widzimy tutaj jak chrzescijanstwo chroni czlowieka i taki komunizm w Polsce zupelnie nie przypominal Kambodzy . To wlasnie skutek chrzescijanstwa ze pewnych rzeczy robic nie wolno . W Azji wszystko zrobili DOSLOWNIE ! Zatem doszlo do najwiekszych bestialstw ... Ponad polowa zamordowanych przez komune to Azja . A zreszta Rosja tez jest w polowie Azja jak doliczyc tamtejsze ofiary to z 90 % ofiar komuny to Azja !!! Widzimy tutaj ze idee ktore w jednej cywilizacji sa szkodliwe przeniesione gdzie indziej staj sie koszmarem na co dzien ! Dlatego tak pilne jest to aby Azja stala sie chrzescijanska i poznala co to milosierdzie ! Koszmarem jest to ze Azjaci nasaldowali Europe ... W NAJGORSZYM ! Nie wzieli tego co najlepsze to zanczy Ewangelii tylko NAJGORSZE ! Zreszta oszukala ich Rosja mamiac falszywa przyjaznia i rzekomo swietnym ustrojem . Nasza Matka zreszta wyraznie mowila o rozprzestrzenianiu sie ,,bledow Rosji'' na swiat . A jak Ona cos powie to jest NIEDOWLALNE ! I tak biedni Azjaci zostali wprowadzeni w blad ... To samo Arabowie dzis lapia sie za glowe bo USA uwazali za wroga a Rosje za przyjaciela . A tu kreml wspiera wyrzynanie Arabow przez rezimy ...
Opadaj wiec falszywe maski . Swiat staje w prawdzie . To takze swiadczy ze ida wielkie zmiany na lepsze ! :O)))
Mnisi buddyjscy w oczekiwaniu na proces przywódców Czerwonych Khmerów, fot. Reuters/Samrang Pring
Tłumaczy się ze śmierci 1,7 miliona ludzi
Nuon Chea, numer dwa w kierownictwie Czerwonych Khmerów, powiedział w sądzie, że on i jego towarzysze "nie byli złymi ludźmi" i nie odpowiadają za śmierć około 1,7 miliona Kambodżan w czasie, kiedy rządzili krajem - poinformowała agencja AP.
To pierwsza wypowiedź na sali sądowej głównego ideologa Czerwonych Khmerów od czasu rozpoczęcia w ubiegłym miesiącu długo oczekiwanego procesu, w którym sądzeni są trzej czołowi przedstawiciele zbrodniczego reżimu. Oskarża się ich o popełnienie zbrodni przeciw ludzkości i zbrodni wojennych w czasie przymusowych wysiedleń, a zawłaszcza ewakuacji Phnom Penh 17 kwietnia 1975 roku. - Nie chcę, by przyszłe pokolenie błędnie rozumiało historię. Nie chcę, by wierzyło, że Czerwoni Khmerzy są złymi ludźmi, kryminalistami - powiedział Nuon Chea. - Nic z tego nie jest prawdą - dodał.
Nuon Chea zeznał, że za okrucieństwa nie odpowiada on, ani jego towarzysze, lecz Wietnamczycy. Czerwoni Khmerzy wielokrotnie twierdzili, że to wietnamscy żołnierze zabijali Kambodżan i chowali ich w zbiorowych mogiłach, które odkrywano potem na terenie kraju - napisała AP.
- Te zbrodnie wojenne i zbrodnie przeciwko ludzkości nie zostały popełnione przez Kambodżan. To Wietnamczycy zabijali Kambodżan - powiedział Nuon Chea.
Prawa ręka Pol Pota, znany również jako Brat Numer Dwa, odpowiada za najbardziej radykalne działania systemu, który w latach 1975-1979 zamienił Kambodżę w wielki obóz koncentracyjny, mordując przede wszystkim ludzi wykształconych, uznawanych za wrogów rewolucji i doprowadzając do śmierci niemal jednej czwartej ludności kraju, która zmarła albo z głodu, wycieńczenia, albo z powodu tortur.
Oprócz Brata Numer Dwa na ławie oskarżonych zasiadają były prezydent Kambodży Khieu Samphan oraz były minister spraw zagranicznych Ieng Sary.
Trzej wiekowi oskarżeni są najwyższymi żyjącymi przedstawicielami reżimu Czerwonych Khmerów. Brakuje wśród nich byłej minister ds. socjalnych, nazywanej często "pierwszą damą" Ieng Thirith, małżonki Ieng Sary'ego. Ieng Thirith cierpi na kłopoty z pamięcią, demencję starczą i prawdopodobnie chorobę Alzheimera. Uznano ją za niezdolną do stawienia się przed sądem.
Pol Pot dożył 73 lat i zmarł w 1996 roku. Jeszcze rok przed śmiercią przebywał na wolności.
Trybunał, działający pod egidą ONZ, został powołany w 2003 roku, ale pracę rozpoczął dopiero w lipcu 2006 roku.
Jedynym skazanym do tej pory przez oenzetowski trybunał jest Kaing Guek Eav, alias Duch, były naczelnik więzienia S-21 w stolicy Kambodży, w którym około 15 tysięcy ludzi poddano przed egzekucją torturom. W lipcu 2010 roku skazano go na 30 lat. Werdykt w sprawie apelacji od wyroku przewidziano na 3 lutego.
>>>>>
Tak . Najbardziej komunistyczny komunizm ...
To ten co sie wzoruje na Jaruzelu :
Gwatemala: sąd skazał byłego żołnierza na na ponad 6 tysięcy lat
Sąd w Gwatemali uznał winy i udział byłego żołnierza w masakrze z 1982 roku i skazał go na ponad 6 tysięcy lat więzienia. Pedro Pimentel Rios jest piątym byłym żołnierzem skazanym za okrucieństwa, jakich dopuścił się w związku z zabójstwem 250 ludzi w wiosce Dos Erres w czasie, kiedy w Gwatemali toczyła się wojna domowa.
Pimentel wyjechał do Stanów Zjednoczonych, ale został objęty ekstradycją i przekazany władzom swego kraju w lipcu 2011 roku. Krewni ofiar mówią, że sprawiedliwość jest spóźniona, ale w końcu została wymierzona.
- Dzięki łasce bożej czuję się całkiem szczęśliwy, ponieważ teraz widać, że sprawiedliwości naprawdę stało się za dość… To co zrobili, było bestialstwem – powiedział Ramiro Osorio, którego rodzice i rodzeństwo zostali zamordowani podczas masakry w wiosce.
Dowody przedstawione przez prokuraturę oraz zeznania świadków udowodniły, że Pimentel brał udział w zabójstwach – taką opinię przekazała w poniedziałek sędzia Irma Valdez.
Były żołnierz został skazany na trzydzieści lat więzienia za każdą z 201 osób zabitych w Dos Erres oraz kolejne trzydzieści lat za zbrodnie przeciwko ludzkości.
Mężczyzna powiedział rodzinom ofiar w sądzie, że był zszokowany tym, co się stało, ale zaprzeczył, jakoby brał udział w tej masakrze i przekonywał, że władze Gwatemali w jego sprawie działały pod wpływem zagranicznych interesów.
- Teraz dorasta grupa kłamców i ten proces jest ich egzaminem, który zdali. Uwierzono we wszystko, co powiedzieli – stwierdził skazany.
Sędzia uznała, że Pimentel należał do specjalnej jednostki wojskowej zwanej Kaibiles, która zaatakowała wioskę uważając, że mieszkańcy ukrywają lewicowych bojowników.
W zeszłym roku, czterej inni byli żołnierze - Carlos Antonio Carias Lopez, Reyes Collin Guali, Daniel Martinez Mendez i Manuel Pop Sun - zostali także skazani na ponad 6 tysięcy lat więzienia za udział w tej samej masakrze.
Proces ten był jednym z pierwszych w Gwatemali, które toczyły się w sprawie przeciwko byłym żołnierzom służącym w erze dyktatury.
Jak szacuje Organizacja Narodów Zjednoczonych, w latach 1966 do 1996 w Gwatemali ponad 200 tysięcy ludzi zostało zabitych lub uznanych za "zaginione". Organizacja udokumentowała 669 masakr dokonanych w tym kraju w czasie trwającej przez 36 lat wojny domowej, która zakończyła się w 1996 roku.
>>>>
No dobra a gdzie sa dowodcy ? To atk beda skazywac szeregowcow ???
Bośnia: pierwsza kobieta skazana za zbrodnie wojenne
Trybunał ds. zbrodni wojennych w Sarajewie skazał w poniedziałek na karę pięciu i pół roku więzienia pierwszą kobietę, Muzułmankę Raszemę Handanović, za zbrodnie popełnione podczas wojny w Bośni w latach 1992-1995.
39-letnia Handanović uczestniczyła w egzekucji trzech cywilów i trzech żołnierzy chorwackich, którzy poddali się siłom muzułmańskim. Zbrodnię tę popełniono w kwietniu 1993 roku w wiosce Truszina na południu Bośni. Według prokuratury zabito wtedy 22 Chorwatów: 18 cywilów i czterech jeńców wojennych.
Handanović była w tym czasie członkiem specjalnego oddziału "Zulfikar", który bezpośrednio podlegał dowództwu armii bośniackiej, złożonej głównie z Muzułmanów. Po wojnie w Bośni kobieta wyemigrowała do USA i posiada obecnie dwa obywatelstwa - amerykańskie i bośniackie. Do kraju wróciła w grudniu 2011 roku w wyniku ekstradycji z USA.
Choć Muzułmanie i Chorwaci byli sojusznikami w wojnie z siłami serbskimi w czasie konfliktu w Bośni, to w latach 1993-1994 w południowej części kraju toczyły się między nimi walki.
>>>>>
Znaczne ozywienie wymiaru sprawiedliwosci miedzynarodowej cieszy !
Trzeba zorganizowac z tego system aby sedziowie o duzym doswiadczeniu nie odchodzili do innych spraw gdy tylko dane zbrodnie zostana osadzone . Bo jest tego duzo na swiecie i czeka na osad .
Dwaj Serbowie skazani za udział w masakrze w Srebrenicy
Bośniacki sąd ds. zbrodni wojennych skazał w Sarajewie dwóch Serbów bośniackich na 35 i 30 lat więzienia za udział w masakrze ok. 8 tys. muzułmanów (Bośniaków) w Srebrenicy w 1995 roku podczas wojny w Bośni i Hercegowinie.
55-letni Duszko Jević, który był zastępcą dowódcy specjalnej brygady MSW Serbów bośniackich i dowódcą centrum szkoleniowego policji w Jahorinie, dostał wyrok 35 lat pozbawienia wolności, 52-letni Mendeljev Djurić, dowódca pierwszej kompanii tego centrum szkoleniowego - 30 lat.
Sąd uznał, że obaj oskarżeni uczestniczyli w wypędzaniu muzułmanów ze Srebrenicy i zamordowaniu tysiąca osób w pobliskim państwowym gospodarstwie rolnym Kravica między 10 a 19 lipca 1995 r.
Od takich samych zarzutów sąd uniewinnił w piątek dwóch innych bośniackich Serbów - Nedjo Ikonicia i Gorana Markovicia, uznając, że ich wina nie została udowodniona.
Jević i Djurić nadzorowali oddzielanie 8 tys. srebrenickich mężczyzn i chłopców od ok. 40 tys. kobiet, dzieci i osób starszych oraz ich rozwiezienie w dziesiątki miejsc egzekucji. W ciągu dwóch mężczyźni zostali wymordowani, a ich ciała zostały później odnalezione w kilku masowych grobach.
Sędzia Mira Smajlović oceniła tę zbrodnię jako jedną z najbardziej ohydnych w czasie wojny w Bośni i Hercegowinie.
Masakra w Srebrenicy była największym masowym mordem w Europie od II wojny światowej.
>>>>
Brawo ! Znow sprawiedliwosc swita !!!
Pogrzeb muzułmańskich ofiar. Fot. AFP -ELVIS BARUKCIC
Wyroki za masakrę w Srebrnicy
Bośniacki sąd ds. zbrodni wojennych skazał w piątek w Sarajewie na kary od 19 do 43 lat więzienia czterech byłych członków elitarnej jednostki armii Serbów bośniackich za udział w zabójstwie ok. 800 Muzułmanów (Bośniaków) w czasie masakry Srebrenicy w 1995 r.
Wszyscy czterej - trzech Serbów bośniackich i Słoweniec - byli oskarżeni o ludobójstwo. Sąd skazał ich jednak za zbrodnie przeciwko ludzkości, ponieważ - jak orzekła sędzia Mira Smajlović - prokuratura nie zdołała udowodnić, że intencją ich przełożonych było ludobójstwo.
Skazani służyli w 10. oddziale dywersyjnym przy sztabie generalnym sił zbrojnych Serbów bośniackich. - Członkowie 10. oddziału dywersyjnego, w tym czterej oskarżeni, 16 lipca 1995 r. dokonali egzekucji grupy ponad 800 muzułmańskich mężczyzn i chłopców - uznał sąd. Wśród ofiar byli chłopcy, którzy mieli mniej niż 16 lat i kilku mężczyzn powyżej 80 lat.
Muzułmanie zostali zabici na terenie wojskowego gospodarstwa rolnego w Branjevie, niedaleko Srebrenicy. W okolicach Srebrenicy, bośniackiej enklawy chronionej przez siły ONZ, siły serbskie po zajęciu miasta w ciągu kilku dni wymordowały łącznie blisko 8 tys. Muzułmanów, wyłapując tych, którzy próbowali uciekać i ukrywać się w lasach.
Najwyższą karę 43 lat pozbawienia wolności otrzymał Stanko Kojić. Słoweniec Franc Kos i Serb Zoran Goronja dostali po 40 lat, a Vlastimir Golijan - 19 lat. Sąd wymierzył najniższą karę Golijanowi ze względu na to, że na wojnę poszedł jako nieletni, a w chwili zbrodni nie miał jeszcze 21 lat.
Masakra w Srebrenicy jest uznawana za największy masowy mord w Europie od II wojny światowej.
>>>>
To cieszy !
Zbrodniarze mogą spać spokojnie.
Zrujnował dwa kraje i przyczynił się do śmierci tysięcy ludzi. W końcu jednak poniesie za to karę - sąd w Hadze skazał go niedawno na 50 lat więzienia. Charles Taylor, były prezydent Liberii i sponsor bestialskich bojówek ze Sierra Leone, za kratkami spędzi prawdopodobnie resztę życia. Dla międzynarodowego systemu sprawiedliwości jest to historyczny sukces. Niestety, system ten ma ciągle tyle słabości, że wielu innych zbrodniarzy może spać spokojnie.
10 lat - takiego wyroku Karl Dönitz raczej się nie spodziewał. Nawet alianccy oficerowie twierdzili, że nie powinien stawać przed sądem. Uważali, że jako admirał niemieckiej floty walczył czysto i honorowo. Przynajmniej jak na taką wojnę.
Pech jednak chciał, że Hitler, utraciwszy zaufanie do Göringa i Himmlera, to właśnie jego wyznaczył na prezydenta Trzeciej Rzeszy w spisanym na dzień przed swoim samobójstwem testamencie. Chociaż Dönitz pełnił tę funkcję niecały miesiąc, sędziowie Międzynarodowego Trybunału Wojskowego w Norymberdze nie mieli wyboru - nie mogli potraktować go znacznie łagodniej niż innych nazistów.
Dönitz przez prawie siedem dekad pozostawał jedynym państwowym przywódcą skazanym za zbrodnie wojenne. 30 maja dołączył do niego Charles Taylor - były prezydent Liberii i prawdziwy postrach Afryki Zachodniej.
Oczywiście, przez wszystkie te lata nigdy nie brakowało liderów, którzy zasługiwaliby na stałe miejsce w ciasnej celi. Wręcz przeciwnie, lista z ich nazwiskami mogłaby nie mieć końca. Brakowało czegoś innego - politycznej woli i impulsu, by stworzyć system, który pozwoliłby ścigać najgorszych zbrodniarzy niezależnie od tego, jak wielką władzę posiadają i za którą granicą się kryją.
Wydany przez Sąd Specjalny dla Sierra Leone wyrok na Taylora ma być w tej kwestii przełomem. Optymiści wierzą, że po takim werdykcie żaden zbrodniarz wojenny nie będzie już mógł czuć się bezpiecznie - ani podrzędny komendant oddziału rzezimieszków, ani prezydent nadzorujący masakry zza biurka. Nikt nie będzie już bezkarny. Ale czy na pewno?
Niesprzyjające okoliczności
Pomysł utworzenia międzynarodowego trybunału, przed którym stawaliby zbrodniarze wojenni, pojawił się już w 1919 roku, a na dobre zakiełkował po procesach w Norymberdze. Niestety, wszelkie próby przepchnięcia takiego projektu rozbijały się o ścianę zimnowojennej wrogości. Waszyngton i Moskwa toczyły swój konflikt głównie rękoma rozmaitych watażków i dyktatorów z Trzeciego Świata. Nie miały zamiaru popierać idei sądu, który rozliczałby z win ich sojuszników.
Zmianę przyniosły lata 90. W Jugosławii trzy narody skoczyły sobie do gardeł, zginęły setki tysięcy osób. Politycy, oficerowie i szeregowi żołnierze łamali niemal każdą zasadę prawa wojennego. Pożoga u bram Europy była czymś tak szokującym i namacalnym, że w 1993 roku Rada Bezpieczeństwa ONZ wyjątkowo jednogłośnie zagłosowała za utworzeniem organu, który osądziłby odpowiedzialnych za najpodlejsze akty. Na siedzibę Międzynarodowego Trybunału Karnego dla byłej Jugosławii (ICTY) wybrano Hagę.
Nie minął rok, a światem wstrząsnęła kolejna rzeź - tym razem w Rwandzie. Społeczność międzynarodowa zrobiła bardzo niewiele, by zatrzymać ludobójstwo na Tutsich i umiarkowanych Hutu. Chcąc ocalić resztki reputacji, ONZ błyskawicznie powołała do życia kolejny sąd - Międzynarodowy Trybunał Karny dla Rwandy (ICTR). Jego główną bazą stała się tanzańska Arusza.
W tym samym czasie na zachodzie Afryki szalał inny bezlitosny człowiek - Charles Taylor. Pod koniec lat 80., jako jeden z partyzanckich liderów, wziął udział w powstaniu przeciwko liberyjskiemu dyktatorowi Samuelowi Doe. Gdy tyran upadł, rebelianci zaczęli tłuc się między sobą o władzę. W 1997 roku Taylor zastraszył rodaków i wygrał wybory prezydenckie. Jedno z nieoficjalnych haseł jego kampanii brzmiało: "Zabił moją mamę, zabił mojego tatę, ale zagłosuję na niego". Kilka lat później Liberia znów wpadła w wir wojny domowej.
Korzystając ze swoich wpływów, Taylor przez cały czas angażował się również w konflikt w sąsiedniej Sierra Leone. Miał w tym bardzo osobisty interes - w zamian za broń i pieniądze, bojownicy Zjednoczonego Frontu Rewolucyjnego (RUF) dostarczali mu skrzynie pełne nieoszlifowanych diamentów. Zarabiał na tym miliony.
Sierraleońscy partyzanci słynęli z niezwykłego okrucieństwa - równali z ziemią całe wioski i miasteczka, odcinali kończyny tysiącom przypadkowych ofiar, a do swoich szeregów masowo wcielali dzieci. Poskromiła ich dopiero interwencja wojskowa, którą w 2000 roku przeprowadzili Brytyjczycy. Rząd we Freetown poprosił ONZ o pomoc w wymierzeniu sprawiedliwości. Sąd Specjalny dla Sierra Leone, jak nazwano nowy trybunał, zabrał się do wysyłania listów gończych za głównymi winowajcami. Na samym szczycie rankingu znalazł się Taylor. Musiało minąć jednak pięć lat, nim trafił do aresztu. Wyrok za wspieranie bojówek usłyszał po kolejnych siedmiu.
Sąd nad sądami? Niekoniecznie
Gdy ONZ zajmowało się zakładaniem doraźnych sądów wojennych, aktywiści i prawnicy domagali się utworzenia stałego organu tego typu. W połowie 1998 roku ich apele odniosły skutek - podpisany wtedy Statut Rzymski miał stać się podstawą prawną dla Międzynarodowego Trybunału Karnego w Hadze. Cztery lata później, zyskawszy ratyfikację 60 państw, traktat wszedł w życie. Z miejsca nazwano to "milowym krokiem w kierunku globalnej sprawiedliwości". Dziś już wiadomo, że było w tym sporo przesady.
W ciągu dziesięciu lat swojej działalności MTK oskarżył o zbrodnie wojenne 28 osób z siedmiu krajów. Trudno nazwać to imponującą liczbą, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że trzech z nich (w tym Muammar Kaddafi) już nie żyje, czterech uniewinniono z powodu braku wystarczających dowodów, a ośmiu unika aresztowania. Sprawy pozostałych toczą się bardzo powoli. Swój pierwszy wyrok skazujący MTK wydał dopiero w tym roku - w marcu uznał kongijskiego watażkę Thomasa Lubangę winnym m.in. werbowania dzieci-żołnierzy. Jego proces trwał sześć lat.
Trybunał może wysyłać listy gończe, lecz nie dysponuje służbami, które mogłyby sprowadzać podejrzanych przed jego oblicze. W tej kwestii musi całkowicie polegać na dobrej woli zainteresowanych państw. A o tą czasem jest naprawdę trudno. Najjaskrawszym przykładem jest tu przypadek sudańskiego prezydenta, Omara al-Baszira.
W 2009 roku Trybunał obarczył go odpowiedzialnością za zbrodnie popełnione w trakcie wojny w Darfurze. Mimo zaleceń Rady Bezpieczeństwa ONZ, Sudan nigdy nie zaakceptował jurysdykcji MTK i, rzecz jasna, nie miał zamiaru wydawać Hadze swojego przywódcy. Prokuratorzy z Europy liczyli, że Sudańczyk "wpadnie" podczas jednej ze swoich zagranicznych podróży - każde państwo, które ratyfikowało Statut Rzymski (a było ich wtedy już prawie 120), miało obowiązek zatrzymać go, gdyby tylko postawił stopę na jego terytorium. Problem w tym, że żaden rząd się do tego nie palił.
Chociaż al-Baszir odwiedził m.in. uznające Trybunał Czad, Kenię, Dżibuti i Nigerię, nikt nie próbował go aresztować. Politycy tłumaczyli to na różne sposoby, przede wszystkim powtarzając, że pojmanie sudańskiego dyktatora mogłoby zdestabilizować cały region i wywołać jeszcze więcej zła.
Ich bierności miała jednak drugie dno: wielu polityków z Czarnego Lądu narzekało, że od początku swojej działalności MTK poluje tylko i wyłącznie na Afrykanów; niektórzy nazywali go nawet "nowym narzędziem kolonializmu" i oskarżali o rasistowskie uprzedzenia. Zirytowana Unia Afrykańska ogłosiła, że będzie ignorować listy gończe wysyłane przez Trybunał i poprosiła o to samo swoich członków. Relacje na linii MTK - Afryka z każdym rokiem stawały się coraz trudniejsze. I raczej nic się w tej kwestii szybko nie zmieni. Niedawno kongijski prezydent Laurent Kabila zadeklarował, że nawet jeśli jego żołnierze złapią ściganego przez Trybunał komendanta Bosco Ntagandę, Kinszasa nie wyśle go do Hagi, lecz osądzi sama.
Wybiórczość
Krytycy międzynarodowych sądów zarzucają im, że oskarżają tylko tych, którzy nie mają potężnych protektorów. Logika kazałaby sądzić, że skoro Charles Taylor otrzymał wyrok za wspieranie bojówek z Sierra Leone, to podobne zarzuty powinni usłyszeć m.in. rwandyjski prezydent Paul Kagame i jego odpowiednik z Ugandy, Yoweri Museveni. Obaj przez lata zbroili i szkolili partyzantów pustoszących wschód DR Konga. Według niektórych raportów robią to zresztą nadal. Dowódcy rebeliantów - Thomas Lubanga i Bosco Ntaganda - znaleźli się na celowniku MTK już dawno temu. Prokuratorzy Trybunału nigdy jednak nawet nie zająknęli się na temat ewentualnego dochodzenia przeciwko ich sponsorom. Powód jest prosty.
W przeciwieństwie do Taylora, Museveni i Kagame ciągle mogą liczyć na przychylność Zachodu. Otwarci na zagraniczny kapitał i współpracę wojskową z USA, regularnie wychwalani są przez zachodnich polityków jako wzorcowi, nowocześni przywódcy. Kagame do tego nadal cieszy się opinią człowieka, który samodzielnie zatrzymał ludobójstwo w 1994 roku. Ale i prezydent Ugandy ma asa w rękawie.
By uzasadnić swoje istnienie i stale rosnący budżet (w tym roku wyniesie ponad 115 mln euro), MTK potrzebuje spektakularnego sukcesu. To dlatego jego włodarzom bardzo zależy na pojmaniu i osądzeniu Josepha Kony, psychopatycznego założyciela Armii Bożego Oporu (LRA) i najgłośniejszego obecnie zbrodniarza na świecie. Lista zarzutów, które na nim ciążą, obejmuje niemal każde okropieństwo - od masowych gwałtów, grabieży i masakr, po uprowadzanie tysięcy dzieci i zmuszanie ich do walki. Sęk w tym, że Kony'ego ścigają przede wszystkim żołnierze z Ugandy. Trybunał wie, że zadzierając z Musevenim, pozbawiłby się szansy na efektowne skazanie watażki w Hadze.
Z Josephem Konym łączy się również inna historia, która demaskuje słabości MTK, a właściwie całego systemu globalnej sprawiedliwości. W 2008 roku LRA, po ponad dwóch dekadach wojny, prowadziła rozmowy pokojowe z rządem Ugandy. Kony zapowiadał, że złoży broń, jeśli Kampala zagwarantuje mu nietykalność, a MTK wycofa list gończy, który wystosował za nim kilka lat wcześniej. Na taki szantaż Trybunał nie mógł się jednak zgodzić, bo straciłby całą wiarygodność. Negocjacje ostatecznie upadły, a rebelianci wrócili do atakowania cywilów na ugandyjsko-sudańsko-kongijskim pograniczu. Szanse na pokój utonęły w rzece krwi.
Wielu obserwatorów zastanawia się, czy zeszłoroczna wojna w Libii nie skończyłaby się szybciej, gdyby MTK nie wydał w czerwcu nakazu aresztowania Muammara Kadafiego. Być może libijski dyktator, przegrywając na kolejnych frontach, skusiłby się na jakąś atrakcyjną ofertę amnestii i oddał władzę bez mordowania kolejnych tysięcy rodaków. Mając list gończy na karku niewątpliwie czuł dodatkową motywację, by trzymać się steru za wszelką cenę.
Dziś, rozważając oskarżenie o zbrodnie wojenne syryjskiego prezydenta Baszara al-Asada, prokuratorzy Trybunału po raz kolejny stają przed trudnym dylematem.
Jedna jaskółka...
Wyrok wydany na Charlesa Taylora może cieszyć. Liberyjczyk należał do najkrwawszych postaci przełomu wieków. Łączył w sobie okrucieństwo, chciwość i całkowite poczucie bezkarności. Karę, którą odbędzie w brytyjskich więzieniu, można więc uznać za namiastkę sprawiedliwości. Ale to zaledwie pierwszy krok ku rozliczeniu innych zbrodniarzy. Droga do przejścia jest ciągle bardzo długa.
Michał Staniul
>>>>
Spokojnie . Sadzic trzeba tych ktorych sie da a sprawiedliwosci i tak nikt nie uniknie bo stanie przed BOGIEM . Lepiej zeby stanla z wyrokiem juz tu na ziemi niz gdyby tu mu sie ,,udalao'' a kara mialaby nastapic dopiero tam . Nie daj Boże dla nich !
Wyroki dla 14 b. żołnierzy za zbrodnie na chorwackich cywilach
Serbski sąd ds. zbrodni wojennych skazał 14 byłych serbskich żołnierzy na kary od czterech do 20 lat więzienia za zabicie 70 chorwackich cywilów we wsi Lovas i okolicznych miejscowościach we wschodniej Chorwacji w 1991 roku. Niektórzy z cywilów zostali zmuszeni do przejścia przez pole minowe.
Oskarżeni to czterej byli członkowie jugosłowiańskiej armii (JNA), sześciu dawnych członków oddziału paramilitarnego "Duszan Silni", a także czterej członkowie lokalnych sił obrony terytorialnej.
Sąd argumentował we wtorek, że oskarżeni popełnili ciężkie zbrodnie przeciwko ludzkości. Sędziowie wskazali, że ok. 20 cywilów zginęło, gdy zostali zmuszeni do przejścia przez pole minowe; 48 cywilów zginęło we własnych domach lub obejściach.
Serbowie proklamowali samozwańczy okręg autonomiczny na północnym wschodzie Chorwacji 25 czerwca 1991 roku, w dniu gdy Chorwacja wystąpiła z federacji jugosłowiańskiej. Okręg ten wraz z innymi regionami zamieszkanymi przez mniejszość serbską w Chorwacji wszedł później w skład samozwańczej Republiki Serbskiej Krajiny, proklamowanej w grudniu 1991 roku.
W trwającej do 1995 roku wojnie między armią chorwacką i wojskami Serbów chorwackich, wspieranymi przez jugosłowiańskie siły zbrojne, zginęło 20 tysięcy ludzi.
>>>>
Kolejny akt sprawiedliwosci ...
Międzynarodowy Trybunał Karny wciąż zajmuje się tylko Afrykanami
W odpowiedzi na zarzuty, że zajmuje się zbrodniami popełnianymi wyłącznie przez Afrykanów, MTK na swego prokuratora generalnego wybrał Afrykankę. W pierwszym miesiącu urzędowania do listy podejrzanych Gambijka Fatou Bensouda dopisała kolejnych Afrykanów.
Na początku lipca Bensouda namawiała prezydenta Nigerii Goodlucka Jonathana, by podał do międzynarodowego sądu rodzimych talibów, muzułmańskich radykałów z ruchu Boko Haram, którzy od 2009 roku dokonują zamachów bombowych i ataków na nigeryjskich chrześcijan. - Można to uznać za terroryzm, ale także za zbrodnię przeciwko ludzkości - podpowiadała Gambijka nigeryjskiemu prezydentowi.
Wcześniej w Dakarze oświadczyła, że za zbrodnię wojenną można uznać także działalność malijskich talibów, którzy burzą średniowieczne grobowce w Timbuktu, ogłoszone przez UNESCO pomnikami dziedzictwa kulturowego ludzkości.
Poza talibami z Nigerii i Mali przed międzynarodowy trybunał trafić mogą też tuarescy separatyści, których rząd Mali chce sądzić za zamordowanie w styczniu stu wziętych do niewoli żołnierzy wojsk rządowych.
Jeśli malijscy Tuaregowie i talibowie, a także partyzanci Boko Haram z Nigerii zostaną oskarżeni przez haski trybunał o wojenne zbrodnie, dołączą oni do długiej listy afrykańskich polityków i watażków skazanych, czekających na swoje procesy lub ściganych listami gończymi.
W swojej dotychczasowej 10-letniej działalności Międzynarodowy Trybunał Karny w Hadze zajmował się ściganiem i karaniem wyłącznie Afrykanów. Byłemu prokuratorowi trybunału Argentyńczykowi Luisowi Moreno-Ocampo zarzucano, że nie tylko wybrał sobie Afrykę za łatwy cel, ale wyjątkowo łagodnie traktował tamtejszych władców i ich faworytów (z wyjątkiem ściganego listami gończymi prezydenta Sudanu Omara al-Baszira), zaś szczególnie gorliwie ścigał pokonanych przez nich przeciwników politycznych.
Wybór 51-letniej Fatou Bensoudy z Gambii na prokuratora generalnego trybunału miał dowieść Afryce, że nie został on stworzony jako narzędzie bogatego Zachodu do prześladowania ubogiej Afryki.
Wykształcona w Nigerii i wychowana w poligamicznej rodzinie Bensouda od lat cieszy się opinią sprawiedliwej i dociekliwej prawniczki i śledczej. Zapracowała na nią działalnością w Międzynarodowym Instytucie Prawa Morskiego na Malcie, a przede wszystkim w Międzynarodowym Trybunale Karnym w tanzańskiej Aruszy, powołanym do osądzenia ludobójczych zbrodni z Rwandy. W 2004 roku została powołana na zastępcę prokuratora generalnego MTK.
Nagabywana przez dziennikarzy o stronniczość trybunału i jego zainteresowanie wyłącznie zbrodniarzami z Afryki, odparła kiedyś, że fakt, iż przed trybunałem znalazło się tylu Afrykanów, świadczy raczej o sile niż słabości Afryki, bo gotowa jest rozliczać się z popełnianymi tam zbrodniami i karać rodzimych przestępców.
Po zaprzysiężeniu w czerwcu na prokuratora dodała, że zarzuty o stronniczość trybunału padają zwykle z ust tych afrykańskich polityków, którzy sami mają coś na sumieniu. - Nie jest moim zadaniem im dogadzać - powiedziała. - Moją rolą jest dać głos ofiarom zbrodni. Prawo ma być tarczą, chroniącą słabych i bezbronnych, a nie kluczem do elitarnego klubu możnych tego świata - dodała.
Obejmując urząd Bensouda zapowiedziała, że jednym z celów, jakie chciałaby osiągnąć, będzie przekonanie państw arabskich, by przystąpiły do Statutu Rzymskiego, na mocy którego powołany został MTK. Obecnie jedynym krajem arabskim uznającym jego jurysdykcję jest Tunezja. Jurysdykcji trybunału nie uznają takie kraje jak USA, Indie czy Izrael.
Afrykanie - i nie tylko oni - zachodzą w głowę, jak surowa pani prokurator potraktuje swojego rodaka, prezydenta Gambii Yahyę Jammeha, który doszedł do władzy na drodze zbrojnego przewrotu w 1994 roku i uchodzi za jednego z ostatnich brutalnych tyranów współczesnej Afryki.
Jak mało kto na tym kontynencie Jammeh prześladuje, więzi i torturuje działaczy politycznej opozycji, a nawet krytycznych dziennikarzy. Wśród przywódców afrykańskich Gambijczyk wyróżnia się wrogością wobec homoseksualistów, których straszył kiedyś ściganiem aż po szafot. Ostatnio zaś rozkazał swoim policjantom, by zwalczając przestępczość - "handlarzy narkotyków, pedofilów, homoseksualistów, zabójców i przemytników" - "najpierw strzelali, a dopiero potem zadawali pytania".
Zanim rozpoczęła wspaniałą, międzynarodową karierę prawniczą, w rządzonej przez Jammeha Gambii pani Fatou Bensouda szefowała prokuraturze, a w 1998 roku została nawet ministrem sprawiedliwości.
Wojciech Jagielski
>>>>
Jakies ponure btrednie . Czy trybunal ma nie sadzic Murzynow . Prosze bardzo niech morduja dalej . Afryka na pewno skorzysta jak beda dlaej dzialac . CO ZA TUMANY TO PIEPRZA ! WON MI Z OCZU BYDLAKI !
A poza tym Mladic czy Kardazic to jakos mi nie brzmia afrykansko ...
DOSC BREDNI > Ktos tu chce ratowac bandytow przed prawem ...
Były dyktator Videla skazany na 50 lat za kradzieże dzieci
Były dyktator Argentyny (1976-1981) Jorge Videla został skazany w Buenos Aires na 50 lat więzienia za konsekwentne realizowanie planu odbierania dzieci więźniów politycznych, którzy byli porywani, torturowani i zabijani w epoce wojskowej dyktatury.
Proceder ten zakładał często więzienie ciężarnych kobiet aż do porodu, a następnie zabijanie ich w ramach "ogólnego planu anihilacji", wymierzonego w segment społeczeństwa uznawany przez wojskowych za wywrotowy - argumentował sąd. Videla jest uznawany za architekta tego planu. Proces koncentrował się na ponad 30 przypadkach kradzieży dzieci
Oskarżony w ostatnim słowie przekonywał, że "rodzące kobiety, które szanował jako matki, były działaczkami aktywnymi w machinie terroru".
Inni też pójdą za kraty
Tego samego dnia skazany został również ostatni dyktator Argentyny (1982-1983) 84-letni Reynaldo Bignone, który usłyszał wyrok 15 lat więzienia. Jego rządy zakończyły dyktaturę ustanowioną w 1976 roku.
W tym samym procesie oskarżonych było także dziewięć innych osób, w większości byłych wojskowych i funkcjonariuszy policji. Siedmiu z nich skazano, w tym na 30 lat więzienia byłego oficera marynarki Jorge Acostę, zwanego "Tygrysem"; dwie osoby uniewinniono.
Na sali sądowej obecna była m.in. przewodnicząca organizacji Babcie z Placu Majowego, Estela de Carlotto, dzięki której udało się odkryć prawdziwą tożsamość ponad 100 dzieci opozycjonistów skradzionych przez juntę wojskową i przekazanych na wychowanie funkcjonariuszom reżimu. Organizacja szacuje, że w sumie skradziono ok. 500 dzieci, które zostały następnie "adoptowane" przez obce rodziny, w większości wojskowych. Działacze twierdzą, że nawet kilkuset ludzi może nie zdawać sobie sprawy, że jako dzieci zostali odebrani rodzicom.
To nie pierwszy wyrok dyktatora
86-letni Jorge Videla został już dwukrotnie skazany na dożywotnie pozbawienie wolności za zbrodnie przeciwko ludzkości. W grudniu 2010 roku sąd uznał go za winnego zamordowania ok. 30 więźniów politycznych i skazał na dożywocie. Bignone odsiaduje również dwa wyroki (dożywocie i 25 lat więzienia) za łamanie praw człowieka.
Jorge Rafael Videla był przywódcą puczu z 24 marca 1976 roku, który obalił prezydent Isabel Peron. Do 1981 roku stał na czele reżimu, który według obrońców praw człowieka, ma na sumieniu śmierć lub zniknięcie nawet 30 tysięcy ludzi.
>>>>
No i jeszcze bandycka napasc na Flaklandy . Tam tez zgineli ludzie ...
Ale sprawiedliwosc cieszy ! (Kolejny ,,afrykanin'' co ?)
Szwajcaria: były szef gwatemalskiej policji aresztowany za morderstwa
Policja szwajcarska aresztowała szefa policji gwatemalskiej w latach 2004-2007 Erwina Sperisena, oskarżonego o liczne morderstwa pozasądowe, gwałty, uprowadzenia, rabunki i utworzenie struktury mafijnej w szeregach policji.
Sperisen, który był poszukiwany międzynarodowym listem gończym, ma obywatelstwo gwatemalskie i szwajcarskie.
Aresztowany w piątek były szef policji jest jednym z trzech byłych wysokich funkcjonariuszy gwatemalskich oskarżonych przez powołaną w 2006 roku Międzynarodową Komisję do Walki z Bezkarnością w Gwatemali (CICIG) o stworzenie wewnątrz policji i wojska przestępczej struktury mafijnego typu.
Dokonywała ona potajemnych egzekucji więźniów niewygodnych dla władz bez wyroku sądowego. Według aktu oskarżenia sam Sperisen jest osobiście odpowiedzialny za śmierć lub "zniknięcie" wielu więźniów.
CICIG oskarżyła Sperisena i kilku innych wysokich eks-funkcjonariuszy gwatemalskich, wśród nich byłego ministra spraw wewnętrznych Carlosa Vielmana, o to, że należeli do organizacji przestępczej działającej w msw i policji, która dokonywała morderstw na więźniach.
"Organizacja ta prowadziła przed długi czas zbrodniczą działalność polegającą na dokonywaniu mordów, handlu narkotykami, praniu brudnych pieniędzy, porwaniach ludzi, wymuszeniach i rabowaniu narkotyków" - brzmi oskarżenie sformułowana przez CICIG.
Jedna z wielu tego rodzaju operacji przeprowadzona pod kryptonimem policyjnym "Paw Królewski" doprowadziła do "egzekucji" w więzieniu zwanym "Infernito" ("Piekiełko) siedmiu więźniów, którzy przed osadzeniem kontrolowali część handlu narkotykami w Gwatemali.
Sperisen - według gwatemalskich organizacji praw człowieka - kierował także akcją usunięcia grupy gwatemalskich Indian, którzy dochodząc swych praw okupowali pewien majątek rolny.
Część z nich została zamordowana - jak wcześniej, w latach gwatemalskiej wojny domowej (1960-1996), w dziesiątkach innych tego rodzaju przypadków, gdy wojsko eksterminowało ludność całych wiosek.
Były szef policji gwatemalskiej będzie także odpowiadał za przyzwolenie na stosowanie tortur i gwałty popełniane przez policję na zatrzymanych kobietach.
Szwajcarska Amnesty International od czterech lat domagała się od szwajcarskich władz, aby podjęły współpracę z CICIG i gwatemalskimi władzami sądowymi prowadzącymi śledztwo w sprawie Sperisena.
Ze względu na szwajcarskie obywatelstwo władze kantonalne w Genewie nie wydadzą Sperisena Gwatemali, ale są kompetentne do poprowadzenia jego sprawy - oświadczył przedstawiciel rządu szwajcarskiego.
>>>>
To cieszy . Znow szansa na sprawiedliwosc !
Kambodża: "Pierwsza dama" Czerwonych Khmerów wyjdzie na wolność.
Ieng Thirith, najwyższa rangą kobieta w kierownictwie Czerwonych Khmerów, najprawdopodobniej zostanie wypuszczona na wolność, ponieważ pogarszający się stan zdrowia wyklucza jej udział w procesie - poinformował trybunał ds. zbrodni tego reżimu.
Trybunał działający pod egidą ONZ podał w oświadczeniu, że 80-letnia Ieng Thirith najprawdopodobniej cierpi na postępującą chorobę Alzheimera.
- W najbliższej przyszłości nie ma szans na postawienie oskarżonej przed sądem. Eksperci potwierdzili, że wyczerpano wszystkie możliwości leczenia, a upośledzenie zdolności poznawczych oskarżonej jest prawdopodobnie nieodwracalne - poinformowano. Dlatego też Ieng "jest niezdolna do odpowiadania przed sądem".
Czwartkowa decyzja trybunału podtrzymuje orzeczenie sprzed roku, na mocy którego proces wstrzymano do czasu uzyskania ekspertyzy medycznej o stanie zdrowia oskarżonej. Uznano wtedy, że Ieng Thirith cierpi na kłopoty z pamięcią, demencję starczą i prawdopodobnie chorobę Alzheimera.
Jak poinformował rzecznik trybunału Neth Pheaktra, jeśli prokuratura nie zgłosi apelacji, Ieng Thirith najprawdopodobniej zostanie zwolniona z aresztu w najbliższy piątek.
W oświadczeniu trybunał podkreślił, że zwolnienie Ieng Thirith z aresztu nie oznacza, iż zarzuty wobec niej zostaną wycofane i nie przesądza to o jej winie lub niewinności. Trybunał będzie co rok konsultował się z lekarzami na temat stanu jej zdrowia w nadziei na to, że postępy w medycynie umożliwią postawienie jej przed sądem. Do tego czasu Ieng Thirith ma zakaz opuszczania kraju oraz kontaktowania się z innymi oskarżonymi z wyjątkiem jej męża, byłego ministra spraw zagranicznych Ieng Sary'ego.
Za rządów Czerwonych Khmerów Ieng Thirith zajmowała stanowisko ministra do spraw socjalnych. Jest także szwagierką lidera Khmerów Pol Pota, zmarłego w 1998 roku. Była jedyną kobietą w ścisłym kierownictwie Czerwonych Khmerów i z tego racji nazywano ją "pierwszą damą" zbrodniczego reżimu.
Ieng Thirith należy do wąskiej grupy najwyższych żyjących przedstawicieli Czerwonych Khmerów. Oprócz niej są to: główny ideolog reżimu i prawa ręka Pol Pota 86-letni Nuon Chea, były prezydent Kambodży 81-letni Khieu Samphan oraz były minister spraw zagranicznych 87-letni Ieng Sary.
Trybunał, działający pod egidą ONZ, został powołany w 2003 roku, ale pracę rozpoczął dopiero w lipcu 2006 roku. Jedynym skazanym do tej pory przez oenzetowski trybunał jest Kaing Guek Eav, alias "Duch", były naczelnik więzienia S-21 w stolicy Kambodży, w którym około 15 tysięcy ludzi poddano przed egzekucją torturom. W lipcu 2010 roku skazano go na 30 lat.
>>>>
Sami widzicie . Oskarzonych o hitleryzm scigaja - ledwie zywych dziadkow . A czerwonych to ledwie katar juz ich zwalniaja ... Nie zcahecam do brutalnosci a do obiektywizmu ...
Argentyna: dożywocie dla oficerów winnych rozstrzelania więźniów w 1972
Sąd w Argentynie skazał na dożywotnią karę więzienia trzech byłych oficerów argentyńskiej marynarki wojennej, których uznał za winnych rozstrzelania 16 więźniów politycznych w latach 70. XX wieku.
Dokonana w 1972 roku tzw. masakra w Trelew (mieście w Patagonii) o cztery lata wyprzedzała lata krwawej dyktatury w Argentynie. Egzekucję wykonano, mimo że wcześniej wymiar sprawiedliwości publicznie zagwarantował więźniom bezpieczeństwo.
Sąd w Buenos Aires postanowił, że oficerowie dostaną dożywocie. Jeszcze jeden wyrok skazujący wydano zaocznie, gdyż dla kapitana od lat mieszkającego w USA, lecz Amerykanie odmówili jego ekstradycji tłumacząc, że argentyńska armia oczyściła go z zarzutów.
Sędzia nazwał wyrok "długo odwlekaną sprawiedliwością". Obrona zapowiedziała apelację argumentując, że sprawę należy rozpatrywać jako zabójstwo, a nie nieulegającą przedawnieniu zbrodnię przeciwko ludzkości.
>>>>
Ohydna zbrodnia ...
W Hadze rozpoczął się proces Gorana Hadżicia.
Przed trybunałem haskim rozpoczął się proces byłego przywódcy Serbów chorwackich Gorana Hadżicia, oskarżonego o zbrodnie wojenne, m.in. masakrę w szpitalu w Vukovarze. Według prokuratury, Hadżić osobiście zlecał zbrodnie i w nich uczestniczył.
54-letni Hadżić, ostatni z listy poszukiwanych przez międzynarodowy trybunał ONZ ds. zbrodni wojennych w byłej Jugosławii, został aresztowany 20 lipca 2011 roku w Wojwodinie, w Serbii.
Polityczna kariera Hadżicia rozpoczęła się w 1990 roku, gdy został wybrany na szefa Serbskiej Partii Demokratycznej (SDS) w Vukovarze, w Chorwacji. Rok później został "premierem" samozwańczego Autonomicznego Obwodu Slawonia, Barania i Zachodni Srem, zamieszkanego przez mniejszość serbską, a w lutym 1992 roku - "prezydentem" Republiki Serbskiej Krajiny, regionu w Chorwacji, który rok wcześniej jednostronnie ogłosił niepodległość. Ten ostatni urząd pełnił do grudnia 1993 roku.
Za jego rządów doszło do ciężkich zbrodni wojennych w Chorwacji. Hadżić jest oskarżony o śmierć setek chorwackich cywilów i deportację kilkudziesięciu tysięcy Chorwatów i innych nie-Serbów w czasie wojny w latach 1991-1995, w tym o masakrę w szpitalu w Vukovarze, w której w 1991 r. zginęło ok. 250 ludzi, w większości Chorwatów. Prokuratura zarzuca mu też współodpowiedzialność za śmierć 22 cywilów we wsi Lovasz, których serbskie bojówki paramilitarne celowo wypędziły na pole minowe.
Trybunał haski wystąpił z oskarżeniem wobec Hadżicia 16 lipca 2004 roku. Serb nie przyznaje się do winy.
Zatrzymanie Hadżicia, który był ostatnim z listy 161 poszukiwanych przez haski trybunał, nastąpiło dwa miesiące po aresztowaniu gen. Ratko Mladicia i trzy lata po zatrzymaniu Radovana Karadżicia - przywódców Serbów bośniackich z czasów wojny w Bośni i Hercegowinie (1992-1995).
>>>>
Kolejny ...
Trybunał ONZ: dożywocie dla gen. Serbów bośniackich Zdravko Tolimira
Haski trybunał ONZ ds. zbrodni wojennych w dawnej Jugosławii skazał generała Serbów bośniackich Zdravko Tolimira na dożywotnie więzienie za zbrodnie w czasie wojny w Bośni i Hercegowinie (BiH) w latach 1992-95, w tym za masakrę w Srebrenicy.
64-letni obecnie Tolimir, szef wywiadu wojskowego i zaufany współpracownik dowódcy sił Serbów bośniackich gen. Ratko Mladicia, zaplanował i nadzorował masakrę w Srebrenicy - podkreślali sędziowie trybunału.
W lipcu 1995 roku bośniaccy Serbowie wymordowali w Srebrenicy ok. 8 tys. Muzułmanów (Bośniaków) w ramach czystek etnicznych zmierzających do wyeliminowania społeczności Muzułmanów i Chorwatów w BiH.
"Prawa ręka" Mladicia
Tolimir został uznany za winnego ludobójstwa, planowania aktów ludobójstwa, pogwałcenie prawa i obyczajów wojennych, a także zbrodni przeciwko ludzkości, w tym morderstwa, prześladowania i eksterminacji.
- Oskarżony nie tylko wiedział o planowanym przez innych ludobójstwie, ale sam też podzielał te zamiary. Jest zatem odpowiedzialny za zbrodnię ludobójstwa - powiedział przewodniczący składu sędziowskiego Christoph Fluegge.
Dodał, że świadkowie nazywali Tolimira "prawą ręką" Mladicia, jego "oczami i uszami".
Rozliczanie zbrodni
Tolimir został aresztowany w maju 2007 roku na granicy między Serbią a Republiką Serbską wchodzącą w skład BiH. Jego proces rozpoczął się w lutym 2010 roku.
W Hadze trwają jeszcze procesy Mladicia i politycznego przywódcy Serbów bośniackich Radovana Karadżicia. Eksperci sądzą, że Tolimir pomagał Mladiciowi, gdy ten ukrywał się przed wymiarem sprawiedliwości.
Wojna z lat 1992-1995 pochłonęła 100 tys. ofiar; ponad dwa miliony straciły dach nad głową.
...
Tu sprawa jasna . Dowodzenie w Srebrenicy . To mowi wszystko . Niech blaga Boga o ratunek duszy !
Były przywódca bośniackich Chorwatów skazany na 25 lat więzienia
Były przywódca bośniackich Chorwatów z czasów wojny na Bałkanach Jadranko Prlić został dziś skazany przez międzynarodowy trybunał w Hadze na karę 25 lat więzienia za zbrodnie wojenne.
Skazano również pięciu innych wysokich rangą funkcjonariuszy samozwańczego państwa Chorwatów bośniackich - proklamowanej w 1993 roku "Herceg-Bośni", której premierem był Prlić.
Prokuratura zarzucała im organizowanie czystek etnicznych, przymusowe przesiedlenia, stosowanie terroru.
>>>>
Zeby nie bylo ze tylko Serbow choc oni najwiecej zla czynili .
Chiny : Komuniści żądają wyjaśnień w sprawie nakazu aresztowania byłego prezydenta
Chiny : Towarzysze poinformowali dzisiaj, że zażądali od Madrytu wyjaśnień w sprawie nakazu aresztowania byłego chińskiego prezydenta Jiang Zemina w ramach otwartego w 2006 roku dochodzenia w sprawie ludobójstwa w Tybecie w latach 1980-90.
Jeśli doniesienia prasowe donoszące o nakazie aresztowania Jiang Zemina potwierdzą się, Chiny okażą swoje ostre niezadowolenie i stanowczy sprzeciw wobec stosownych organów administracyjnych Hiszpanii - powiedział rzecznik chińskiego MSZ Hong Lei.
Pekin ma nadzieję, że władze hiszpańskie nie podejmą działań, które mogłyby zaszkodzić Chinom i stosunkom chińsko-hiszpańskim - powiedział Hong Lei.
Hiszpański system prawny uznaje tzw. zasadę jurysdykcji uniwersalnej, zezwalającej na ściganie najcięższych przestępstw, jak ludobójstwo i innych zbrodni przeciwko ludzkości, niezależnie od miejsca ich popełnienia czy narodowości oskarżonego, pod warunkiem, że w kraju, w którym doszło do popełnienia takiej zbrodni, nie wytoczono w tej sprawie dochodzenia. Dochodzenia takiego w Chinach, które uważają się za dobroczyńcę Tybetu nie wszczęto.
Sprawy takie prowadzi w Hiszpanii trybunał narodowy. Najbardziej znanym przypadkiem była próba doprowadzenia do ekstradycji byłego chilijskiego dyktatora Augusto Pinocheta.
Na mocy zasady jurysdykcji uniwersalnej Hiszpania wydała międzynarodowy nakaz aresztowania byłego prezydenta Chin Jiang Zemina i byłego premiera Li Penga.
Warunkiem wniesienia sprawy do sądu w Hiszpanii jest to, by co najmniej jedna z ofiar domniemanego przestępstwa była jej obywatelem. W tym przypadku warunek spełnia mnich Thubten Wangchen. Sprawę przeciwko pięciu byłym członkom chińskich władz wniosły do sądu hiszpański Komitet Wsparcia Tybetu (CAT) z siedzibą w Madrycie, fundacja Dom Tybetu i jeszcze jedna organizacja protybetańska.
W opublikowanej wczoraj decyzji hiszpański trybunał narodowy uznał, że istnieją przesłanki świadczące o udziale Jiang Zemina, Li Penga oraz trzech innych byłych przedstawicieli chińskich władz w decyzjach politycznych dotyczących Tybetu.
11 października trybunał rozciągnął dochodzenie na byłego prezydenta Hu Jintao, którego przestał już chronić immunitet. Hu ustąpił ze sprawowanej funkcji rok temu.
Trybunał zgodził się ze skarżącymi, że Hu, który w latach 1988-1992 był sekretarzem Komunistycznej Partii Chin w Tybecie, był kompetentny i miał wystarczające uprawnienia, by prowadzić szereg działań mających na celu prześladowania Tybetańczyków. Okres sprawowania władzy przez Hu w tym regionie określany jest często mianem rządów żelaznej ręki.
Ponadto sąd przypomniał rezolucje ONZ uznające, że chińskie władze postanowiły przeprowadzić wiele działań w celu wyeliminowania odrębności i istnienia państwa tybetańskiego poprzez wprowadzenie stanu wojennego, przymusowych wysiedleń, kampanii masowej sterylizacji, torturowania dysydentów.
...
Brawo ! Przed trybunal go ! Sad ma byc uczciwy nie komunistyczny . Jak niewinny to nic mu sie nie stanie ale potworne ludobojstwo w Tybecie musi byc scigane !
Serbski zbrodniarz wojenny trafił do piotrkowskiego aresztu
Gen. Radislav Krstić trafił do Aresztu Śledczego w Piotrkowie Trybunalskim - Thinkstock
Serbski zbrodniarz wojenny gen. Radislav Krstić trafił do Aresztu Śledczego w Piotrkowie Trybunalskim. Będzie tam odbywał karę orzeczoną przez Międzynarodowy Trybunał Karny dla b. Jugosławii za masakrę bośniackich muzułmanów w Srebrenicy w 1995 r.
O tym, że 66-letni Serb może odbywać karę w Polsce, zadecydował w grudniu 2012 roku Sąd Okręgowy w Warszawie. Krstić został przywieziony do Piotrkowa z Hagi.
Jak powiedział rzecznik prasowy dyrektora okręgowego Służby Więziennej w Łodzi Bartłomiej Turbiarz, mężczyzna ma status osoby tymczasowo aresztowanej. Przebywać będzie w jednoosobowej celi, monitorowanej przez całą dobę. Rozmowy z nim przeprowadzili już wychowawca i więzienny psycholog.
Zdaniem Turbiarza osadzenie Serba w polskim areszcie to "wyraz olbrzymiego zaufania do polskiej służby więziennej przez haski Trybunał".
Latem 1995 r. Krstić kierował atakiem na muzułmańską enklawę w Srebrenicy. Chroniący ją holenderski oddział sił pokojowych ONZ nie reagował, gdy żołnierze Krsticia zajęli miasto. Dokonali oni masowych egzekucji ok. 8 tys. osób. Krstić w 1998 r. został zatrzymany; w 2001 r. został skazany jako pierwszy zbrodniarz z b. Jugosławii - na 46 lat więzienia, co po apelacji złagodzono w 2004 r. do 35 lat.
We wrześniu 2012 roku Trybunał zwrócił się do Polski, by odbywał on karę w naszym kraju. W dokumentacji Trybunału opisano incydent z 2010 r., gdy Krsticia, odsiadującego wyrok w Wlk. Brytanii, napadło trzech muzułmańskich współwięźniów, którzy poderżnęli mu gardło; Serb ledwo przeżył. Trybunał poprosił Polskę o przyjęcie Krsticia, bo żaden kraj na Zachodzie nie jest w stanie zapewnić mu bezpieczeństwa.
Krstić jest pierwszym zbrodniarzem wojennym odsiadującym wyrok w polskim więzieniu od prawie 30 lat. Ostatnim był niemiecki zbrodniarz Erich Koch, hitlerowski gauleiter Prus Wschodnich, skazany w Polsce po II wojnie światowej na karę śmierci, której nigdy nie wykonano - zmarł w więzieniu w Barczewie w 1986 r.
...
Brytania sie skompromitowala ! Posadzenie go z muzulmanami bylo chyba po to zeby oszczedzic kosztow ! SORRY SKAZANY ZA MORD NA MUZULMANACH A GO SADZAJA Z NIMI ! PO CO ? ABY GO ZABILI ! TO JEST BRYTANIA ! PROSZE TAM NIE WYSYLAC WIEZNIOW !
ON MA POKUTOWAC ZA ZBRODNIE ! MA SZCZESCIE BÓG GO RATUJE I PRZYSLA DO .... POLSKI ! TO ZNAK ! TO SZANSA NA RATUNEK DUSZY ! BOGU NIECH DZIEKUJE ! A SIEDZI U MNIE PRAKTYCZNIE BO PIOTRKOW TO SWOJACY
Warszawski sąd dostosuje karę wobec gen. Krsticia do polskiego prawa
Warszawski sąd ma wkrótce dostosować do polskiego systemu prawnego karę 35 lat więzienia dla serbskiego zbrodniarza wojennego gen. Radislava Krsticia, który trafił do aresztu w Piotrkowie Tryb. Powodem jest fakt, że polskie prawo nie zna wymiaru kary 35 lat.
Sąd Okręgowy w Warszawie nie wyznaczył jeszcze terminu posiedzenia w tej sprawie. Na razie wobec Krsticia obowiązuje dwumiesięczny areszt, który orzekł warszawski sąd, zgadzając się w 2012 r. na przejęcie go do odbywania kary w Polsce (areszt jest liczony od dnia przekazania Polsce).
Latem 1995 r. gen. Krstić kierował atakiem na muzułmańską enklawę w Srebrenicy. Chroniący ją holenderski oddział sił pokojowych ONZ nie reagował, gdy serbscy żołnierze zajęli miasto. Dokonali oni masowych egzekucji ok. 8 tys. osób. Krstić w 1998 r. został zatrzymany; w 2001 r. został skazany przez Międzynarodowy Trybunał Karny dla b. Jugosławii w Hadze - jako pierwszy zbrodniarz z b. Jugosławii - na 46 lat więzienia, co po apelacji złagodzono w 2004 r. do 35 lat.
We wrześniu 2012 r. Trybunał zwrócił się do Polski, by odbywał on karę w naszym kraju. Polskę wybrano z listy 17 państw, które zgodziły się na przyjmowanie skazanych przez Trybunał. Według mediów Trybunał poprosił Polskę o przyjęcie Krsticia, bo żaden kraj na Zachodzie nie był w stanie zapewnić mu bezpieczeństwa. W dokumentacji Trybunału opisano incydent z 2010 r., gdy Krsticia, odsiadującego wyrok w Wlk. Brytanii, napadło trzech muzułmańskich współwięźniów, którzy poderżnęli mu gardło; Serb ledwo przeżył.
O tym, że 66-letni Serb może odbywać karę w Polsce, zadecydował w grudniu 2012 r. Sąd Okręgowy w Warszawie. - Przejęcie Serba nie narusza bezpieczeństwa i porządku prawnego w Polsce ani nie stwarza ryzyka dla polskich obywateli - tak sędzia Igor Tuleya uzasadniał swoje postanowienie.
Dodał, że w oddzielnym postępowaniu - już po przekazaniu Serba - polski sąd będzie musiał dostosować wyrok do polskiego prawa. Może to być kara 25 lat - mówił Tuleya.
Podkreślał, że Krstić orzeczoną karę odbywa (z zaliczeniem aresztu) od 1998 r., co będzie mu przez polski sąd zaliczone w poczet kary. W Polsce mógłby zatem spędzić najwyżej 9 lat. Sędzia zarazem zwrócił uwagę, że nie oznaczałoby to dla niego automatycznie wolności, bo Trybunał nie byłby związany karą dostosowaną przez polski sąd i po jej ukończeniu podjąłby "własną decyzję" co do dalszych losów Serba.
Osoba odbywająca w Polsce karę 25 lat więzienia ma prawo ubiegania się o możliwość przedterminowego, warunkowego zwolnienia po 15 latach. Skoro Krstić jest w więzieniu od 1998 r., teoretycznie już nabył to prawo. Tuleya podkreślał, że odsiadując wyrok w Polsce, Serb mógłby ubiegać się i o warunkowe przedterminowe zwolnienie, i np. o ułaskawienie - "ale i tu Trybunał miałby głos decydujący".
Jak mówił w czwartek rzecznik Służby Więziennej w Łodzi Bartłomiej Turbiarz, Serb przebywa w jednoosobowej celi, monitorowanej przez całą dobę.
Wykonywanie kary kontrolowałby Międzynarodowy Czerwony Krzyż. Serba - ma w Polsce m.in. prawo do świadczeń zdrowotnych - utrzymywać będzie polski podatnik, co mogłoby kosztować ok. 24 tys. zł rocznie.
Nasz kraj zawarł w 2008 r. umowę z ONZ o wykonywaniu wyroków Trybunału ws. przekazywania skazanych Polsce. Sprawa Krsticia jest pierwszym takim przypadkiem. W 2009 r., w sejmowej debacie nad umową ws. przekazywania więźniów Trybunału, przedstawiciel rządu Igor Dzialuk zapewniał, że możliwe jest przekazanie Polsce maksymalnie pięciu więźniów. Na pytanie, czy nie pogorszy to relacji Polski z państwami b. Jugosławii, odparł, że "wszystkie kraje z terenu byłej Jugosławii aktywnie współpracują z Międzynarodowym Trybunałem Karnym dla b. Jugosławii, także Serbia".
Krstić jest pierwszym zbrodniarzem wojennym odsiadującym wyrok w polskim więzieniu od prawie 30 lat. Ostatnim był niemiecki zbrodniarz Erich Koch, hitlerowski gauleiter Prus Wschodnich, skazany w Polsce po II wojnie światowej na karę śmierci, której nigdy nie wykonano - zmarł w więzieniu w Barczewie w 1986 r.
!!!
JUZ SIE SADOWE BARANY WKRECAJA ! NIE MACIE JURYSDYKCJI ABY SKRACAC MU KARY ORZECZONE PRZEZ TRYBUNALY KARNE ! ON JEST TUTAJ EKSTERYTORIALNY ! MY TYLKO UZYCZAMY INFRASTRUKTURY TRYBUNALOWI KARNEMU !!! NA CZAS JEGO KARY CELA PODLEGA FORMALNIE MIEDZYNARODOWEMU TRYBUNALOWI ! TO NIE JEST ZASIEG POLSKIEGO PRAWA ! UCZCIE SIE KRETYNI ! CO ZA SADY ! JA NIE STUDIOWALEM PRAWA A WIDZE ZE MOGLBYM ICH UCZYC ! SZOK ! ŁAPY PRECZ OD NIEGO ! MA ODSIEDZIEC SWOJE ! KSIEDZA MU DAJCIE ! TO PODSTAWA W JEGO SYTUACJI !