Kaminski wraca do starych świństw.
Serwis znalezionych frazLinki
- Ashley...
- Mafia wraca jak we wspaniałych latach 90 tych !!! Hurra !!!
- Skradzione Serce Łodzi wraca !
- Italia wraca do własnej waluty !
- Portugalia wraca do escudo !
- Ze świństw trzeba się będzie rozliczyć !
- ANKIETA
- Kursy instruktorĂłw rekreacji ruchowej
- Pytanie
- kolokwium
- Absolutoria
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- reszka.htw.pl
Ashley...
RMF FM: Zbigniew Maj mógł być inwigilowany przez wiele dni za wiedzą Mariusza Kamińskiego
Zbigniew Maj - Mateusz Skwarczek / Agencja Gazeta
Centralne Biuro Antykorupcyjne mogło przez wiele dni inwigilować komendanta głównego policji Zbigniewa Maja - informuje RMF FM. Mogło się to dziać za wiedzą ministra-koordynatora służb specjalnych Mariusza Kamińskiego.
Reporterzy śledczy RMF FM ustalili, iż Kamiński już w dniu nominacji Maja na stanowisko szefa KGP dowiedział się, że nazwisko komendanta przewija się w śledztwie dotyczącym nieprawidłowości w kaliskim samorządzie. Radiostacja podaje także, iż tą informacją Kamiński nie podzielił się z szefem MSWiA Mariuszem Błaszczakiem, a sam za to zainicjował działania CBA.
REKLAMA
Dymisja Maja
Inspektor Maj, podając się do dymisji, mówił, że zrezygnował ze stanowiska m.in. dlatego, że przygotowywano wobec niego prowokację przez b. funkcjonariuszy BSW KGP (tzw. policja w policji) i wykorzystano materiały sprzed kilkunastu lat, kiedy prowadził pracę operacyjną. Jak mówił, złożył rezygnację, "żeby nie obciążać całej formacji".
Według medialnych doniesień chodzi o wydarzenia sprzed kilkunastu lat, kiedy Maj pracował w Kaliszu. Były informator policji miał go szantażować; sugerował, że Maj przyjął od niego pięć butelek alkoholu, a także pożyczył dziesięć tys. zł, których nie oddał. Insp. Maj oświadczył, że badane są "okoliczności i donosy, które nie mają żadnego pokrycia w faktach".
...
Zaczyna sie to samo co z Leperem. Ten sam psychol nic innego nie potrafi. Gratulujemy Dudzie za tego ,,wspanialego czlowieka". Ostrzegalem.
Kaminski bedzie wykrecal numery zatem otwieram o tym temat.
Dlaczego szef policji musiał odejść? Znamy kulisy sprawy
akt. 26 lutego 2016, 05:28
Tarcia w rządzie i konflikt rodzinny - to tło odejścia byłego szefa policji. „Rzeczpospolitej" udało się zajrzeć za kulisy głośnej dymisji komendanta głównego policji Zbigniewa Maja, która dwa tygodnie temu wstrząsnęła opinią publiczną.
Koordynator służb specjalnych Mariusz Kamiński przyznał w środę w Sejmie, że o tzw. sprawie Maja, czyli o śledztwie, w którym pojawia się nazwisko szefa policji, dowiedział się od szefa CBA już po nominacji nowego komendanta.
Wizyta agentów
Inspektor Zbigniew Maj został komendantem głównym policji w piątek, 11 grudnia. MSWiA wcześniej sprawdziło kandydata w CBA i ABW. Jak ustaliliśmy, według rejestrów Maj był czysty. Wtedy nikt nie napomknął o żadnym śledztwie go dotyczącym.
Jednak według informacji „Rzeczpospolitej" przełom nastąpił 14 grudnia, w poniedziałek. Do centrali CBA w Warszawie przyjechał szef łódzkiej delegatury i jeden z byłych agentów, którzy rozpracowywali tzw. układ kaliski, w tym Maja, który pochodzi z Kalisza.
To oni mieli donieść nowym szefom CBA o tym, że nazwisko Maja pojawia się w sprawie dotyczącej kaliskich samorządowców.
„Szefowie CBA, podobnie jak kierownictwo każdej służby czy instytucji, spotykają się regularnie w sprawach służbowych z dyrektorami delegatur" - odpowiada nam oględnie CBA, gdy pytamy o spotkanie.
Radio RMF FM twierdzi zaś, że minister Mariusz Kamiński dowiedział się o problemach Maja od Ernesta Bejdy, szefa CBA, ale nie podzielił się tą informacją z Błaszczakiem. Czy tak było - MSWiA nie odpowiada.
Z kolei Kamiński nie wyjaśnił posłom w środę, czy powiedział o sprawie Maja, Błaszczakowi. - Pytałem o to dwa razy. Kamiński nie odpowiedział - mówi Marek Wójcik, poseł PO, który brał udział w posiedzeniu.
Zbigniew Maj twierdził, że o śledztwie dowiedział się od dziennikarzy, którzy interesowali się sprawą. Według jego relacji poinformował wówczas o tym szefostwo MSWiA.
- Ministrowie dowiedzieli się o śledztwie post factum. Liczyli, że sprawa szybko się wyjaśni - potwierdza nasz informator ze służb. W połowie lutego komendant podał się do dymisji. - Padłem ofiarą prowokacji. Nigdy nie zhańbiłem munduru oficera polskiej policji - mówił Maj.
Z naszych informacji wynika, że tłem całej sprawy mogą być napięcia między Kamińskim a Błaszczakiem.
Kamiński na fotelu komendanta głównego miał chcieć ulokować Grzegorza Postka, byłego funkcjonariusza CBA skazanego za tzw. aferę gruntową i niedawno ułaskawionego przez prezydenta.
Błaszczak postawił jednak na policjanta z 20-letnim stażem, czyli właśnie na Maja. - Kamiński chce mieć cywilny nadzór nad policją i generalnie nad służbami, o czym świadczą dzisiejsi ich szefowie - tłumaczy nasz informator.
Po co Kamińskiemu, mającemu nieograniczoną władzę nad służbami, jeszcze swój człowiek w KGP? - Trwa cicha rywalizacja pomiędzy koordynatorem służb a ministrem sprawiedliwości Zbigniewem Ziobrą, który wkrótce stanie na czele prokuratury. Posiadanie swojego człowieka na czele policji mogłoby wzmocnić Kamińskiego w tej rywalizacji - mówi nasz informator.
Konflikt interesów?
Interesujące jest również śledztwo, z powodu którego Zbigniew Maj stracił stanowisko. Prowadzi je Prokuratura Apelacyjna w Łodzi, a dotyczy ono rzekomych nadużyć w kaliskim samorządzie - w nim "pojawia się" jego nazwisko. Wszczęto je na podstawie materiałów łódzkiej delegatury CBA. To w niej pracuje były szwagier Maja - Artur K., który miał być w grupie funkcjonariuszy rozpracowujących rzekome nadużycia samorządowców.
„Rzeczpospolita" ustaliła, że Artur K. ma poważne kłopoty: Prokuratura Rejonowa w Kaliszu prowadzi dotyczące go śledztwo. Jedno doniesienie złożyła na niego była żona - czyli siostra Maja - Elżbieta, która twierdzi, że Artur K. okradł ich wspólne konto z ok. 300 tys. zł. Drugie doniesienie skierował przeciwko K. w czerwcu 2015 r. ówczesny szef CBA Paweł Wojtunik, zawiadamiając, że funkcjonariusz miał podać nieprawdę w swoich oświadczeniach majątkowych. Wewnętrzna kontrola CBA znalazła braki w siedmiu z nich, luki dotyczą kilku lat. - Trwa śledztwo w sprawie podejrzenia przywłaszczenia blisko 300 tys. zł oraz podania nieprawdy w oświadczeniach majątkowych składanych przez tego funkcjonariusza CBA - potwierdza nasze informacje Janusz Walczak, wiceszef Prokuratury Okręgowej w Ostrowie Wielkopolskim. - Śledztwo prowadzi prokurator, ale część czynności zleca policji - dodaje prok. Walczak. Mimo trwającego postępowania, Artur K. - według informacji "Rzeczpospolitej" - nie został zawieszony. Pytane o to Biuro nie odpowiada: „CBA nie informuje o personaliach swoich funkcjonariuszy - czy ktoś jest czy nie jest agentem Biura. Co za tym idzie CBA nie informuje czy są lub nie są prowadzone jakiekolwiek postępowania wewnętrzne wobec naszych funkcjonariuszy”. Jaką rolę mógł odegrać Artur K. w śledztwie dotyczącym samorządowców, w którym pojawia się Maj, i czy nie doszło do konfliktu interesów rzutującego na wartość zebranego przez CBA materiału? Biuro i prokuratura nie odpowiedziały.
Wątpliwości jest więcej: jeden z agentów, którzy zbierali materiały na samorządowców w sprawie kaliskiej, jest związany z konfliktem w rodzinie byłego komendanta - był świadkiem na sprawie rozwodowej siostry Maja. Inny, po tym jak odszedł z CBA i został prezesem miejskiej spółki zwolnił pracującą w niej siostrę komendanta.
Co jeszcze budzi wątpliwości?
Sprawa nadużyć w kaliskim samorządzie wszczęta na podstawie materiału łódzkiego CBA w maju 2014 r. trafiła do łódzkiej Prokuratury Okręgowej. Nagle w styczniu tego roku przeniesiono ją do tamtejszej apelacji zajmującej się najgrubszymi przestępstwami. Rangę śledztwa podniosło niespodziewanie doniesienie Biura Spraw Wewnętrznych KGP dotyczące sprawy sprzed 13 lat - były informator policji twierdził, że dał Majowi pięć butelek wódki i pożyczył 10 tys. zł (w przeszłości tę sprawę wyjaśniał szef policyjnego CBŚ, a to co ustalił przekazał do BSW, które wtedy tematu nie podjęło). Doniesienie to wzięło się z anonimu, jaki wpłynął do BSW latem 2015 r. Biuro sprawę posłało do prokuratury dopiero w listopadzie 2015 r., krótko przed nominacją Maja.
Izabela Kacprzak, Grażyna Zawadka
...
Taka wladza. Tak to teraz bedzie.
Andrzej Stankiewicz: Brutalna wojna o władzę w rządzie
Andrzej Stankiewicz
26 lutego 2016, 00:28
Nie trzeba było nawet stu dni, aby ministrowie Beaty Szydło skoczyli sobie do gardeł. Pod grubym makijażem partyjnej jedności, w rządzie toczy się brutalna wojna o władzę. I o pieniądze - pisze Andrzej Stankiewicz dla WP.
Minister skarbu zagiął parol na wicepremiera. Zaostrza się konflikt między koordynatorem służb specjalnych a szefem MSW. Szef MON próbuje samowolnie obsadzać spółki skarbu państwa. Minister finansów jest chłopcem do bicia dla wszystkich. A część członków rządu praktycznie nie uznaje zwierzchnictwa pani premier. Taka jest ukryta prawda o pierwszych stu dniach rządu.
Frakcja bananowej młodzieży
Kariera polityczna ministra skarbu Dawida Jackiewicza na włosku wisiała kilka razy. Ale chyba najgorzej było dekadę temu. Tuż po świętach Bożego Narodzenia 2006 r. Jackiewicz wdał się w przepychankę z nietrzeźwym mężczyzną, który zaczepiał jego żonę i 5-letniego wówczas syna.
Odepchnięty i uderzony przez polityka napastnik upadł na chodnik i roztrzaskał sobie głowę. Kilka dni później zmarł. Jackiewicz był już wówczas w PiS postacią istotną - właśnie po raz pierwszy został posłem. Mimo że sprawa była wizerunkowo ryzykowna - jakby nie patrzeć polityk pozbawił kogoś życia - to partia stanęła za nim murem. Jeszcze zanim w grudniu 2007 r. prokuratura umorzyła sprawę, Jackiewicz dostał nominację na wiceministra skarbu w rządzie Jarosława Kaczyńskiego.
Drugi raz też mu się upiekło. Gdy wszyscy prawdziwi pisowcy palili znicze na grobach swych bliskich 1 listopada 2014 r., frakcja bananowej partyjnej młodzieży - Adam Hofman, Mariusz Antoni Kamiński, Adam Rogacki i właśnie Jackiewicz - wybrała się do Madrytu na popijawę. Najpierw ich żony, w tym Anna Jackiewicz, awanturowały się w samolocie, a potem okazało się, że madryccy amigos wyłudzili na wyjazd pieniądze z kasy Sejmu. Trzech pierwszych wyleciało za to partii. Jackiewicz uratowało to, że był europosłem i za wyjazd zapłacił z własnych pieniędzy. Rok po Madrycie został ministrem.
Partyjny wykidajło kontra wizjoner
Choć na pierwszy rzut oka Jackiewicz nie jest w rządzie Beaty Szydło postacią pierwszoplanową, są to jedynie pozory. W rzeczywistości szef resortu skarbu jest jednym z kluczowych ministrów. Reprezentuje potężną koalicję składającą się z ważnych środowisk wewnątrz PiS. I to w jej imieniu prowadzi najpoważniejszą wojnę wewnątrz rządu - z wicepremierem Mateuszem Morawieckim, jego ludźmi, a nawet z założeniami jego ambitnego planu rozwoju.
Morawiecki jest przeciwieństwem Jackiewicza. To nie partyjny wykidajło, tylko wizjoner, który roztoczył przed Jarosławem Kaczyńskim perspektywę przebudowy Polski na modłę gospodarek zachodnich, opartych na własnym kapitale i innowacyjności.
Morawiecki oczarował Kaczyńskiego do tego stopnia, że podczas tworzenia rządu prezes PiS był skłonny wcielić do jego Ministerstwa Rozwoju cały resort skarbu, obiecywany wcześniej Jackiewiczowi. Tak naprawdę, Jackiewicz przygotowywał się do tego ministrowania całe lata, był gotów dla tego stanowiska rzucić mandat europosła, czyli zredukować swe zarobki mniej więcej pięciokrotnie. O swoje ministerstwo walczył do końca - i odniósł częściowy sukces. Kaczyński obiecał mu kierowanie skarbem przez dwa lata. Teoretycznie ma wygaszać ten resort, by w finale przekazać nadzór nad państwowym majątkiem Morawieckiemu.
Ale Jackiewicz to twardy polityczny gracz - gdy dostał palec, chce mieć całą rękę. Wypowiedział Morawieckiemu wojnę, bo jeśli osłabi wicepremiera i wygra to starcie, to będzie królem w skarbie państwa przez całą kadencję. Gra warta świeczki.
Asy w talii
Czemu Kaczyński w relacje Jackiewicza i Morawieckiego wpisał naturalny konflikt? Może zrobił to nieświadomie, bo gospodarka nieszczególnie go interesuje. A może najzupełniej przytomnie, bo uwielbia grać ludźmi i generować konflikty między nimi - wówczas rośnie jego rola jako lidera i rozjemcy, do którego należy ostatnie słowo.
Dziś jednak ten konflikt paraliżuje rząd, bo wedle linii Jackiewicz-Morawiecki stworzyły się szersze obozy, które walczą o władzę i pieniądze. Więcej asów w talii zgromadził Jackiewicz. Po pierwsze ma silniejsza pozycję w partii, także dlatego, że cieszy się poparciem najbardziej zaufanego z zaufanych ludzi Kaczyńskiego - wiceszefa PiS Adama Lipińskiego.
Po wtóre, to Jackiewicz zbudował silniejszą koalicję interesów. Ponieważ chrapkę na posady w spółkach skarbu państwa dla swych ludzi ma wielu liderów frakcji w PiS, to rozdający je Jackiewicz jest cennym koalicjantem. W ten sposób minister skarbu stworzył antymorawiecką koalicję opartą m.in. o ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobrę, a także wpływowego senatora PiS Grzegorza Biereckiego, założyciela kas SKOK. Dzięki nominacji Jackiewicza, politycznie zmartwychwstał Adam Hofman, który założył firmę PR i stał się handlarzem kontaktów dla biznesmenów, którzy chcą dobrze żyć z nową władzą.
Efekty tego widać gołym okiem przy obsadzie kluczowych spółek skarbu. Prezesem PZU został 35-letni Michał Krupiński, od wielu lat bliski przyjaciel Witolda Ziobry, młodszego brata ministra. W zarządzie tej spółki znalazł się także 37-letni Robert Pietryszyn, przyjaciel i sponsor Hofmana (pożyczał mu pieniądze, czym zainteresowało się CBA). Wcześniej Pietryszyn dostał też fuchę szefa rady nadzorczej paliwowej Grupy Lotos. Inny kumpel Hofmana - 52-letni Dariusz Kaśków został prezesem spółki energetycznej Energa.
Z kolei szefową giełdy została Małgorzata Zaleska, kojarzona ze SKOK-ami. W politycznym światku krążą legendy na temat operacji, jakiej dokonali przedstawiciele środowiska SKOK, by zablokować murowanego kandydata na to stanowisko Stanisława Kluzę, ministra finansów w poprzednich rządach PiS.
Wojna o PKO BP
Morawiecki jest w PiS wyobcowany, do rządu trafił z opłacanej milionami posady prezesa banku BZ WBK. Nie przypadkiem ministrowie na których może liczyć, to politycy spoza PiS - wicepremier i minister nauki Jarosław Gowin czy szefowa resortu cyfryzacji Anna Streżyńska. Mimo tak nierównych sił Morawiecki na razie nie przegrał pierwszego otwartego starcia, które stanowi swoistą próbę sił. Chodzi o kontrolę nad gigantem - bankiem PKO BP.
Obecny prezes PKO Zbigniew Jagiełło trafił na fotel sternika flagowego państwowego banku w 2009 r., za rządów Donalda Tuska. Jackiewicz najchętniej wysłałby Jagiełłę na zieloną trawkę, tak jak wszystkich wieloletnich prezesów spółek z nominacji Platformy. Szkopuł w tym, że na drodze stanął mu Morawiecki. Jagiełło i Morawiecki to nie tylko koledzy z branży bankowej, ale przede wszystkim kumple, w szczenięcych latach zaangażowani w "Solidarność Walczącą". Dla Morawieckiego obrona Jagiełły stała się punktem honoru i elementem planu rozwoju kraju jednocześnie, bo w ramach swego programu chciałby przenieść nadzór nad finansowymi spółkami państwa do swojego resortu.
Tyle że Jackiewicz pozbawiony PKO czy PZU stałby się figurantem, więc walczy jak lew.
Tak brutalnego starcia o kontrolę nad spółką skarbu państwa nie było od lat, a zaangażowane są w to wszystkie brudne metody - szukanie haków, przecieki do gazet, negatywna kampania w internecie. Niemal każdy dzień przynosi nową odsłonę wojny - w czwartek Jackiewicz zmienił radę nadzorczą PKO BP. Dołączył do niej m.in. Wojciecha Jasińskiego, człowieka z partyjnego jądra, przyjaciela Jarosława Kaczyńskiego, który niedawno dostał lukratywną prezesurę Orlenu. - Zmieniamy radę nadzorczą, żeby mogła rzetelnie ocenić pracę zarządu i pana prezesa - oświadczył Jackiewicz. Presja na Jagiełłę - czyli Morawieckiego - rośnie.
Minister finansów pod ostrzałem
Pani premier ma jednak więcej problemów, niż tylko starcie Jackiewicz-Morawiecki. Realizacja sztandarowych obietnic rządu tonie w awanturach między ministrami. Pod ostrzałem znalazł się przede wszystkim minister finansów Paweł Szałamacha. Zaprojektowany przez niego podatek od sklepów okazał się niewypałem i był powszechnie krytykowany, choćby przez wicepremiera Jarosława Gowina oraz szefa Komitetu Stałego Rady Ministrów Henryka Kowalczyka, którzy wzięli na siebie ciężar negocjacji ze wściekłymi sklepikarzami.
Wcześniej ministrowie kłócili się między sobą o kształt programu 500 plus. Rządowi liberałowie próbowali przyciąć projekt lansowany przez szefową resortu rodziny i pracy Elżbietę Rafalską, wedle którego pieniądze na dzieci trafią do wszystkich Polaków, bez względu na dochody.
Szałamacha chciał wykluczyć najzamożniejszych, zaś Morawiecki - Polaków mieszkających za granicą. Do tego Morawiecki z Gowinem zaczynają sugerować, że PiS powinien wycofać się z obietnicy obniżenia wieku emerytalnego, bo budżet tego nie wytrzyma.
Macierewicz się rozpycha
Iskrzy także w resortach siłowych. Szef MON Antoni Macierewicz nie tylko czyści armię, ale próbuje rozpychać się w spółkach skarbu państwa. To Macierewicz samowolnie zatwierdził madryckiego amigo Mariusza Antoniego Kamińskiego na szefa Polskiego Holdingu Obronnego - co skończyło się skandalem, bo nominację nakazał wycofać Kaczyński. Ale Macierewicz upycha swych ludzi nie tylko wokół wojska. Jeden z jego najwierniejszych podwładnych Piotr Woyciechowski został prezesem Polskiej Wytwórni Papierów Wartościowych.
Zaostrza się konflikt między koordynatorem służb specjalnych Mariuszem Kamiński a szefem MSW Mariuszem Błaszczakiem. Obaj panowie chcą być postacią numer jeden w służbach mundurowych i rywalizują ze sobą, co już zaowocowało skandalem. Kamiński nie uprzedził Błaszczaka, że wskazany przez niego szef policji insp. Zbigniew Maj jest objęty śledztwem CBA. Przez to Błaszczak zbiera dziś cięgi i będzie pierwszym ministrem, którego chce odwołać opozycja.
Nieformalny rząd Kaczyńskiego
Ale najważniejszy kłopot pani premier jest taki, że część ministrów praktycznie nie uznaje jej zwierzchnictwa. W tym gronie są Ziobro, Macierewicz, Jackiewicz czy też wicepremier Piotr Gliński, którzy swe polityczne projekty konsultują bezpośrednio z Jarosławem Kaczyńskim.
Z tego punktu widzenia, są tak naprawdę dwa rządy. Pierwszy, społeczno-gospodarczy, pod kierunkiem Szydło odpowiada za realizację obietnic, takich jak program 500 plus czy darmowe leki dla seniorów. Ale ważniejszy jest ten drugi rząd, polityczny, pod jednoosobowym przywództwem Kaczyńskiego. Są w nim szefowie resortów siłowych i ministrowie od lat związani z liderem PiS. To ten nieformalny rząd Kaczyńskiego przeprowadza pełzającą rewolucję - zmiany ustrojowe, instytucjonalne i personalne. Prawdziwe kłopoty nadejdą, gdy naprzeciw siebie staną oba te rządy.
Andrzej Stankiewicz dla Wirtualnej Polski
....
Pewnie tak to wyglada.
TVP Info: CBA przeszukuje dom Andrzeja Biernata
Andrzej Biernat - Jakub Orzechowski / Agencja Gazeta
Funkcjonariusze Centralnego Biura Antykorupcyjnego przeszukują dom Andrzeja Biernata pod Łodzią - informuje TVP Info. Według nieoficjalnych informacji, akcja ta ma związek z podejrzeniem ukrywania majątku oraz składania fałszywych oświadczeń majątkowego przez byłego posła PO.
Biernat nie został zatrzymany przez funkcjonariuszy CBA, ma natomiast stawić się w prokuraturze okręgowej w Warszawie. Jak informuje Przemysław Nowak, rzecznik prokuratury, śledczy chcą mu dziś postawić sześć zarzutów, w tym podanie nieprawdy w oświadczeniach majątkowych.
REKLAMA
W swoim komunikacie CBA napisało, że w trakcie kontroli ujawniono , że badane oświadczenia majątkowe złożone przez Biernata mogą być nieprawdziwe. Łódzka Delegatura Centralnego Biura Antykorupcyjnego wszczęła własne dochodzenie w sprawie oświadczeń majątkowych za lata 2010-14 złożonych przez ministra.
Zbierając dowody, analizując kompleksowo sprawę, łódzcy agenci CBA ustalili, że Andrzej Biernat składając oświadczenia majątkowe, zaniżał swoje dochody nawet o ponad 85 tys. zł oraz nie ujawniał posiadania wspólnego majątku - samochodu.
Andrzej Biernat był jednym z tych polityków, którzy odeszli z rządu po rekonstrukcji, którą dokonała Ewa Kopacz w czerwcu ubiegłego roku. Stracił wtedy fotel ministra sportu i turystyki. Miało być to nowe otwarcie obozu koalicyjnego, którego wiarygodność naruszyła afera taśmowa, a systematycznie ujawniane nagrania dezorganizowały prace rządu. Nazwisko Biernata przewijało się w kontekście tzw. afery podsłuchowej, w której ujawnione zostały podsłuchane prywatne rozmowy kilkunastu polityków PO - media podawały, że on również został podsłuchany.
Zrezygnował także ze startu w wyborach parlamentarnych, które odbyły się w październiku 2015 roku. Jak tłumaczył wtedy w specjalnym oświadczeniu, decyzję tę podjął ze względu na dobro swojej rodziny, ale także jak najlepszy wynik wyborczy PO.
Także w ubiegłym roku "Newsweek" pisał, że CBA od kilku miesięcy kontrolowała oświadczenia majątkowe Andrzeja Biernata. Nieoficjalnie wiadomo, że biuro nie może się doliczyć, skąd minister wziął pieniądze na czarnego Range Rovera Evoque. Auto w zależności od modelu mogło kosztować od 200 do 320 tys. złotych. Z kolei ABW interesowała się kontaktami biznesowymi ministra.
- Jako poseł zarabiam 140 tys. zł netto, żona ok. 60 tys. zł netto. Tu nie ma nic zdrożnego. Oświadczenia majątkowe są dostępne od kilkunastu lat. Nie mam nic do ukrycia. Samochód kupiłem w połowie za kredyt, w połowie z oszczędności. Kosztował 215 tys. zł. Mogę pokazać publicznie fakturę. Nie widzę powodów do niepokoju - tłumaczył sam Biernat w TVN24.
- Być może doszło do nieporozumienia, nie odmówiłem odpowiedzi ws. oświadczeń majątkowych. Nie wiem, dlaczego jest dziwne zamieszanie wokół mojej osoby. Nie mam nic do ukrycia. Nigdy w życiu nie wziąłem żadnej łapówki - mówił dalej w ubiegłym roku.
Andrzej Biernat przez trzy kadencje (2005-2015) zasiadał w Sejmie w ławach Platformy Obywatelskiej. Wcześniej był m.in. nauczycielem w Szkole Podstawowej w Konstantynowie Łódzkim, a potem dyrektorem Centrum Sportu i Rekreacji w tym samym mieście. W listopadzie 2013 roku został ministrem sportu i turystyki w rządzie Donalda Tuska. Zastąpił wtedy Joannę Muchę. Utrzymał ten fotel także w rządzie Ewy Kopacz. W czerwcu 2015 roku złożył dymisję. Jego następcą został Adam Koral. W latach 2014-2015 był także sekretarzem generalnym PO.
..
Oczywiscie chodzi o to aby jak najczesciej w mediach przewijala sie nazwa PO.
Sąd umorzył postępowanie ws. Mariusza Kamińskiego. Wyrok został uchylony
Mariusz Kamiński - Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Sąd umorzył postępowanie ws. Mariusza Kamińskiego. Wyrok, skazujący byłego szefa CBA za złamanie prawa przy "aferze gruntowej", został uchylony. Przypomnijmy, że w listopadzie poprzedniego roku Kamińskiego ułaskawił prezydent Andrzej Duda.
Sąd Okręgowy w Warszawie zebrał się dziś w sprawie b. szefa CBA Mariusza Kamińskiego i innych b. członków kierownictwa Biura, skazanych nieprawomocnie w marcu 2015 r. na kary więzienia za nadużycie władzy, a ułaskawionych w listopadzie 2015 r. przez prezydenta Andrzeja Dudę.
REKLAMA
REKLAMA
Dziś w sądzie nie stawił się żaden z oskarżonych.
W marcu 2015 r. Sąd Rejonowy Warszawa-Śródmieście skazał Mariusza Kamińskiego (dziś – ministra, koordynatora służb specjalnych) i Macieja Wąsika (zastępcę Kamińskiego w CBA oraz obecnie jako ministra) na 3 lata więzienia i 10-letni zakaz zajmowania stanowisk m.in. za przekroczenie uprawnień i nielegalne działania operacyjne CBA przy "aferze gruntowej" w 2007 r. Na kary po 2,5 roku skazano członków kierownictwa CBA Grzegorza Postka i Krzysztofa Brendela. Sąd uznał, że działania CBA rażąco naruszyły prawo, stąd kara bezwzględnego pozbawienia wolności.
Wszyscy wnieśli apelacje. 17 listopada 2015 r. prezydent na podstawie zapisu konstytucji ułaskawił skazanych, stosując "przebaczenie i puszczenie w niepamięć przez umorzenie postępowania". Kamiński, Wąsik, Postek i Brendel sami zwrócili się o akt łaski, a prezydent podjął decyzję m.in. po lekturze jawnej części uzasadnienia wyroku I instancji oraz argumentów z ich apelacji.
Wybrany do Sejmu Kamiński objął funkcję ministra-koordynatora służb specjalnych w rządzie Beaty Szydło, a Wąsik (jest też posłem PiS) pełni funkcję zastępcy Kamińskiego. Akt łaski Dudy był precedensowy – nigdy wcześniej prezydent RP nie wydał podobnej decyzji w sytuacji przed prawomocnym wyrokiem.
W styczniu br. SR przekazał sprawę SO "celem podjęcia merytorycznej decyzji". W sprawie złożono apelację zarówno na korzyść oskarżonych (po ułaskawieniu część została wycofana), jak i na niekorzyść – od pełnomocnika rodziny Andrzeja Leppera, mającej status oskarżycieli posiłkowych.
SO ma zdecydować, co zrobić dalej ze sprawą: rozpoznać apelacje, pozostawić je bez rozpatrzenia, zadać pytanie prawne Sądowi Najwyższemu, czy też wybrać jeszcze inne rozwiązanie prawne. Do decyzji SO SR wstrzymał wykonywanie działań związanych z ułaskawieniem.
W styczniu br. rzeczniczka sądu Ewa Leszczyńska-Furtak podkreślała, że w całej sprawie "prawo łaski zostało zastosowane i zadziała". – Nikt absolutnie i nigdy nie kwestionował prawa pana prezydenta do stosowania prawa łaski (...) jest tylko sporna kwestia dopuszczalności stosowania tego prawa na określonym etapie postępowania (...) Na pewno żaden z oskarżonych objętych aktem łaski nie odbędzie kary w tej sprawie. To wiemy już teraz – oświadczyła sędzia.
Przed Wielkanocą rzeczniczka powiedziała, że do czasu rozpoczęcia środowej sesji sądu nie będzie wiadomo, jaką formułę przybierze zbadanie tej sprawy: czy będzie to posiedzenie, czy rozprawa, oraz czy odbędzie się ona jawnie, czy też z wyłączeniem jawności. – Sąd jest przygotowany na oba warianty i zarezerwował zarówno salę do jawnych rozpraw, jak i tę niejawną – zapewniła.
Sprawę rozpoznaje w środę trzyosobowy skład doświadczonych sędziów wydziału odwoławczego SO. Sędzią-sprawozdawcą jest Grażyna Puchalska, obok której zasiadają przewodnicząca wydziału Eliza Proniewska i sędzia Piotr Schab.
– Postanowiłem uwolnić wymiar sprawiedliwości od sprawy Mariusza Kamińskiego, która zawsze byłaby postrzegana jako polityczna – mówił w listopadzie 2015 r. Andrzej Duda, uzasadniając swą decyzję o ułaskawieniu. "Wymiar sprawiedliwości nie potrafi skazać bandytów z Pruszkowa, nie potrafi skazać ludzi zamieszanych w procedery łapówkarskie, a z drugiej strony wymierza drakońskie kary ludziom, którzy chcą budować w Polsce silne państwo, którzy walczą z korupcją" – ocenił prezydent. – Ja się z takim czymś nie zgadzam – dodał.
Kamiński uznał decyzję za "symbol przywracania podstawowego poczucia sprawiedliwości, uczciwości i przyzwoitości w życiu publicznym".
Art. 139 konstytucji stanowi: "Prezydent Rzeczypospolitej stosuje prawo łaski. Prawa łaski nie stosuje się do osób skazanych przez Trybunał Stanu". Z kolei szczegółowe przepisy regulujące kwestie ułaskawienia zawarte są w dziale XII Kodeksu postępowania karnego zatytułowanego "Postępowanie po uprawomocnieniu się orzeczenia".
Część komentujących uznała, że ułaskawić można tylko osobę prawomocnie skazaną, a prezydent nie może zastępować sądów i umarzać postępowania karnego. – Można ułaskawić osobę skazaną wyrokiem nieprawomocnym, bo konstytucja nie zawęża tego uprawnienia prezydenta tylko do orzeczeń prawomocnych – oceniał minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro. Dodawał, że Kpk ma rangę znacznie niższą niż konstytucja.
Proces szefów CBA dotyczył słynnej operacji specjalnej CBA w tzw. aferze gruntowej z lata 2007 r. CBA zakończyło ją wręczeniem Piotrowi Rybie i Andrzejowi K. tzw. kontrolowanej łapówki za "odrolnienie" gruntu na Mazurach w kierowanym przez Andrzeja Leppera ministerstwie rolnictwa. Finał akcji miał utrudnić przeciek, wskutek czego z rządu odwołano szefa MSWiA Janusza Kaczmarka. Proces Ryby i K. wkrótce znów zacznie się w I instancji (wcześniej SR dwa razy ich skazywał, uznając akcję CBA za legalną).
W 2010 r. Prokuratura Okręgowa w Rzeszowie oskarżyła Kamińskiego i innych o przekroczenie uprawnień, nielegalne działania operacyjne CBA oraz podrabianie dokumentów i wyłudzenie poświadczenia nieprawdy. SR uznał, że Kamiński zaplanował i zorganizował operację specjalną, choć nie było do tego podstaw prawnych i faktycznych. Zdaniem SR CBA nie miało wiarygodnej informacji o możliwym przestępstwie i faktycznie podżegało Andrzej K. do korupcji. "Trzeba zwalczać korupcję, nie naruszając prawa samemu, a tak się stało tutaj, bo w tej sprawie naruszono prawo karne, ustawę o CBA i konstytucję" – uzasadniał wyrok sędzia Wojciech Łączewski.
Kamiński ocenił, że wyrok SR "godzi w elementarne poczucie sprawiedliwości, jest kuriozalny, rażąco niesprawiedliwy i niezrozumiały". Prezes PiS Jarosław Kaczyński mówił wtedy, że wyrok to "akt w kampanii wyborczej", pokazujący, że "droga ku Białorusi, którą rozpoczęto siedem lat temu, przebiega coraz szybciej i intensywniej".
W czerwcu 2012 r. ten sam sąd, który w 2015 r. skazał podsądnych, niejednogłośnie umorzył na wniosek obrony ten proces – jeszcze przed jego rozpoczęciem. Podstawą był "brak znamion przestępstwa". W grudniu 2012 r. na wniosek prokuratury i pokrzywdzonych SO uchylił umorzenie.
...
Sad sie pozbyl ,,problemu". Oczywiscie nie spodziewam sie sprawiedliwosci po tym systemie ,,prawnym".
Beata Szydło o uchyleniu wyroku Mariuszowi Kamińskiemu: sprawiedliwości stało się zadość
Beata Szydło - Darek Delmanowicz / PAP
Sprawiedliwości stało się zadość – tak premier Beata Szydło odniosła się do dzisiejszej decyzji warszawskiego sądu, który uchylił nieprawomocny wyrok skazujący b. szefów CBA, w tym Mariusza Kamińskiego, za złamanie prawa przy "aferze gruntowej" z 2007 r. i umorzył postępowanie.
– Bardzo się cieszę. Gratuluję panu ministrowi Mariuszowi Kamińskiemu i mogę powiedzieć, że sprawiedliwości stało się zadość – powiedziała premier Szydło podczas konferencji prasowej w Sanoku.
...
Smutna pani zartuje smutno. PRAWU I SPRAWIEDLIWOSCI STALO SIE ZADOSC! NOWE PRZYSLOWIE!