Odzyskał własną Polskość po 70 latach !!!
Serwis znalezionych frazLinki
- Ashley...
- Szkolenie otwarte: Jak odzyskać czas? Podstawy efektywności
- Odzysk metali szlachetnych-oferta wspołpracy
- Uznana za zmarłą odzyskała przytomność w trumnie !
- [kupię] słownik polsko-arabski Jerzego Łaciny
- Dotacja na własną działalność z Inkubatora Akademickiego
- Rezonans magnetyczny na własną rękę?
- Polsko-niemiecki workcamp
- 70 % ludności świata narażone na brak wolności religijnej!
- Mafia wraca jak we wspaniałych latach 90 tych !!! Hurra !!!
- Sowiecki sport .
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- reszka.htw.pl
Ashley...
Został uprowadzony przez nazistów. Teraz dowiedział się, kim jest
Wilhelm Thiem ma 72 lata, ale pierwsze prawdziwe urodziny świętował w listopadzie ubiegłego roku. Wcześniej nie wiedział, kim jest, skąd pochodzi i ile ma lat. Uprowadzony z Polski w wieku dwóch lat przez nazistów, całe życie cierpiał, nie znając własnego nazwiska. Jego historię opisuje serwis nbcnews.com.
Kilka miesięcy temu Thiem, emerytowany przedsiębiorca, dowiedział się, gdzie się urodził, co stało się z jego matką i czy posiada żyjących członków rodziny. - Nie znałem własnej historii. Całe życie czułem, że odstaję, że nie przynależę do tego świata - mówi mężczyzna.
Thiem był wychowywany w północnych Niemczech przez przybranych rodziców, którzy zostali zmuszeni przez nazistowakie władze do zajęcia się małym Polakiem. Thiem nazywał swoją opiekunkę "Pani Huebner", aż został oficjalnie adoptowany i nadano mu jej panieńskie nazwisko.
W wieku 12 lat zaczął wypytywać o swoją biologiczną rodzinę, ale nikt nie umiał odpowiedzieć na jego pytania. Na początku 2012 roku mężczyzna natknął się w gazecie na artykuł o Międzynarodowej Służbie Poszukiwań (ITS), która dysponuje informacjami o około 17,5 mln ofiar Holokaustu i nazistowskich prześladowań. Zgłosił się tam z prośbą o pomoc.
- Na początku odpowiedzieli, że nie odnaleźli żadnych dokumentów z moim nazwiskiem. Ale potem skontaktowali się z Polskim Czerwonym Krzyżem i wreszcie czegoś się dowiedziałem - wspomina Thiem.
Wilhelm Thiem, czyli Zbigniew Wilhelm Kaźmierczak
Po kilku miesiącach śledztwa, mężczyzna został poinformowany, że urodził się w Łodzi i nazywa się Zbigniew Wilhelm Kaźmierczak. Po raz pierwszy w życiu miał w rękach swój akt urodzenia. - To był bardzo emocjonujący moment - mówi. - Razem z żoną nie potrafiliśmy powstrzymać łez - wspomina.
Okazało się, że jego matka została wysłana do Niemiec na przymusowe roboty, po wojnie wróciła do Polski, ale później prawdopodobnie wyszła za mąż za Francuza i wyemigrowała do jego ojczystego kraju. Natomiast ciotka Thiema, która pamięta go jako niemowlę, żyje i wciąż mieszka w Łodzi. Thiem planuje ją odwiedzić i ma nadzieję dowiedzieć sie więcej o samym sobie. - Może znajdę ślady mojej matki lub ojca. To bardzo wiele dla mnie znaczy - mówi.
Założona przez aliantów Międzynarodowa Służbie Poszukiwań, dysponująca gigantycznym archiwum około 30 mln dokumentów w niemieckim Bad Arolsen, w ciągu ostatnich 50 lat odpowiedziała na około 10 mln próśb o pomoc. Do dziś miesięcznie otrzymuje około tysiąca wniosków. Jej zasoby w 95 proc. zostały już zdigitalizowane i od niedawna stopniowo stają się archiwum otwartym.
....
Tak wygladala okupacja hitlerowska Polski . Droga przez pieklo !
Simone Kaiser | Der Spiegel
Zrabowana tożsamość
Tysiące dzieci z Europy Wschodniej zostało wywiezionych podczas II wojny światowej do hitlerowskich Niemiec i zgermanizowanych. Do tej pory nie otrzymały odszkodowania jako ofiary nazizmu.
- Jeśli wywiera się na dziecko wystarczająco dużą presję, nie potrzeba wiele czasu, aby zapomniało ono swój język ojczysty - mówi Karl Vitovec. Mężczyzna przyszedł na świat w przedwojennej Czechosłowacji. Miał osiem lat, kiedy naczelnik grupy lokalnej NSDAP w Czeskich Budziejowicach "wyselekcjonował" go w 1940 roku do tak zwanego zniemczenia.
Karel, tak brzmiało jego prawdziwe imię, został zabrany od biologicznych rodziców i na kilka miesięcy trafił do rodziny zastępczej w okolice Lipska. Później został wysłany do niemieckiej szkoły w czeskim Taborze. Tam, jak reszta jego rówieśników, został wychowany w "duchu tradycyjnych niemieckich wartości". Wśród przedmiotów szkolnych miał między innymi "naukę o broni", "kult wodza" lub "naukę o rasie". Gdy któreś z dzieci zaczynało mówić po czesku, było podtapiane w pobliskim lodowatym potoku. - Szybko się zatem od tego odzwyczailiśmy - wspomina Karl Vitovec.
81-letni mężczyzna posiada w swojej kolekcji zdjęcie z ostatnich dni wojny, na którym jest odznaczany Żelaznym Krzyżem II klasy za służbę jako pomocnik w niemieckiej obronie przeciwlotniczej. - To nie było bohaterstwo, tylko instynkt samozachowawczy - mówi Vitovec. Wkrótce po wręczeniu orderu trafił do rosyjskiej niewoli.
Od dobrych dwóch lat Vitovec zajmuje się kwestią swojego dzieciństwa spędzonego w państwie totalitarnym i przebytym procesem germanizacji. Emeryt siedzi na werandzie w domu położonym nad Dolnym Renem. Na stoliku rozłożone są pożółkłe rodzinne fotografie i oficjalne pismo z Komisji Petycyjnej Bundestagu. Vitovec walczy o uznanie swojej osoby za ofiarę narodowego socjalizmu i o odszkodowanie. - Wystarczająco długo milczeliśmy - mówi Czech, którego zmuszono, by stał się Niemcem.
Vitovec dzieli los dziesiątek tysięcy dzieci, które między 1939 i 1945 rokiem padły ofiarą nazistowskiej polityki germanizacyjnej. Przede wszystkim na okupowanych przez Niemcy terenach wschodnich chłopcy i dziewczęta, którzy odpowiadali aryjskim wyobrażeniom o czystości rasy, na rozkaz szefa SS Heinricha Himmlera byli wywożeni do Rzeszy. Tam byli adoptowani przez wiernych partii rodziców zastępczych, następnie umieszczani w nazistowskich internatach lub placówkach opiekuńczo-charytatywnych Lebensborn. Do tej pory nie otrzymali od rządu Republiki Federalnej Niemiec rekompensaty.
Szczególnie "nadawały się" do germanizacji dzieci takie jak Karl Vitovec, którego matka urodziła się w Niemczech - uznawano, że mają w sobie "niemiecką krew". Jednak wkrótce SS rozszerzyło kryteria selekcyjne, gdyż trzeba było pokryć coraz szybciej rosnące zapotrzebowanie na żołnierzy. W ten sposób zgermanizowane zostały również sieroty zamordowanych partyzantów, określane jako "bandyckie dzieci". Wiele z nich, które dorastały w Niemczech pod innym nazwiskiem, do tej pory nie zna swojej prawdziwej tożsamości.
W listopadzie 2012 roku Karl Vitovec otrzymał odpowiedź z Komisji Petycyjnej Bundestagu. Jego wniosek o odszkodowanie został odrzucony. "W pełni rozumiejąc osobistą sytuację petenta, niestety nie jesteśmy w stanie pomóc", brzmiała reakcja niższej izby parlamentu. W ramach postępowania petycyjnego o zajęcie stanowiska poproszone zostało również Ministerstwo Finansów, obsadzone przez centroprawicową Unię Chrześcijańsko-Demokratyczną (CDU). Odpowiedź zabrzmiała dla poszkodowanych takich jak Vitovec dość cynicznie: "Opisana historia dotyczyła w kontekście wydarzeń wojennych wielu rodzin i służyła strategii działań wojennych. W pierwszym rzędzie nie miała na celu zagłady lub pozbawienia wolności poszkodowanych jednostek, lecz ich pozyskanie do własnych celów. W związku z tym chodzi tu o los jednostki wynikający z ogólnych następstw wojny. […]"
Odmowna decyzja wpisuje się gładko w politykę ignorancji niemieckich organów władzy. Tak przynajmniej widzi to nauczyciel z Fryburga Christoph Schwarz, który na potrzeby swej książki nawiązał kontakt z kilkunastoma świadkami tamtych czasów wywiezionymi pod przymusem do hitlerowskich Niemiec. Schwarz udokumentował historie osób takich jak Halina Bukowiecka, która w wieku siedmiu lat została wywieziona z Łodzi, umieszczona w "szkole dla Niemców etnicznych" w badeńskim Achern, a później zamieszkała w niemieckiej rodzinie jako Helene Buchenauer. Po zakończeniu wojny powróciła do Polski, gdzie była szykanowana z powodu nazistowskiej przeszłości. - Większość ofiar jest obecnie w podeszłym wieku i nie ma już siły walczyć o swoje - Schwarz wyjaśnia swoje zaangażowanie. - To strasznie bolesne, że państwo niemieckie ignoruje los tych ludzi - dodaje.
Z tego powodu w maju 2012 roku Schwarz wystosował do parlamentarzystów wszystkich partii ogólne pismo. Reakcje były niemal bez wyjątku rozczarowujące. Posłowie wielokrotnie decydowali się na użycie sformułowania "los jednostki wynikający z ogólnych następstw wojny". - Nikt ze strony politycznej nie czuje się za to odpowiedzialny - mówi Schwarz. Wraz z dwoma pokrzywdzonymi chce w najbliższym czasie również złożyć petycję do Bundestagu.
Przykład Austrii dowodzi, że państwo może uporać się z historyczną odpowiedzialnością. W 2000 roku Austria utworzyła Fundusz Pojednania, Pokoju i Współpracy w celu wypłaty jednorazowych odszkodowań dla ofiar pracy niewolniczej i przymusowej. Również poszkodowani z tytułu "procesu germanizacji" otrzymali finansową rekompensatę - każdy po 1453 euro.
Nie była to wysoka kwota, ale stanowiła ważny sygnał. Historyk Ines Hopfer-Pfister mówi, że wielu poszkodowanych do tej pory poważnie cierpi z powodu poczucia wykorzenienia. Badaczka z Uniwersytetu w Grazu zajęła się tematem germanizowanych dzieci i opublikowała ich historie w książce "Zrabowana tożsamość". Wyniki jej badań pokazują między innymi, jak traumatyczne przeżycia z dzieciństwa wpływają na dalsze życie ofiar.
Poseł Bundestagu z ramienia CDU Uwe Schummer zaangażował się w walkę o bezproblemowe odszkodowania dla osób, które zostały wywiezione do Niemiec jako dzieci. Zwrócił się z wnioskiem do Prezydium Niemieckiej Fundacji "Pamięć, Odpowiedzialność i Przyszłość", która została utworzona 13 lat temu w celu zachowania pamięci o ofiarach nazizmu. Schummer proponuje, aby rozszerzyć cele Fundacji, tak aby osoby przymusowo zgermanizowane również zostały objęte odszkodowaniem bez zbędnych prawnych formalności. - Nie możemy dopuścić, żeby u poszkodowanych umocniło się wrażenie, że niemiecki rząd gra na czas, póki problem nie rozwiąże się samoistnie w sposób naturalny - mówi.
Również przedstawiciele opozycji, którzy podczas głosowania w Komisji Petycyjnej ulegli większości rządowej, nie chcą uznać się za pokonanych. - Takie traktowanie ludzi jak w przypadku pana Vitovca jest haniebne. Polega na ukrywaniu się za prawniczymi frazesami - ubolewa lewicowa posłanka Ulla Jelpke. Drogą zapytania poselskiego ma zamiar wywrzeć nacisk na rząd. Jelpke chce po pierwsze sprawdzić, czy istnieją inne możliwości przyznania odszkodowania przymusowo zgermanizowanym dzieciom, po drugie domaga się więcej zaangażowania od polityków w celu uzupełnienia "skandalicznych luk w analizowaniu tego problemu".
>>>>
Polska w ogole nie dostala odszkodowan . ZA NIC !
Lucjan i George, bliźniacy rozdzieleni przez wojnę, odnaleźli się po 69 latach
Lucjan i George, bliźniacy rozdzieleni przez wojnę, fot. Czerwony Krzyż / Facebook - Materiały prasowe
Bracia Lucjan i George urodzili się w 1946 roku w Niemczech. W czasie wojny ich matka Elżbieta została wywieziona z Polski na roboty przymusowe, po porodzie szybko zachorowała i nie była w stanie zajmować się synami. Dzięki pomocy Polskiego Czerwonego Krzyża chłopców udało sie przewieźć do Polski i umieścić w domu dziecka w Katowicach. Niedługo później George'a i Lucjana rozdzielono zezwalając na adopcje przez dwie różne rodziny.
O tej niezwykłej historii pisze portal tvp.info. - Nic o sobie nie wiedzieliśmy. Nasze rodziny adopcyjne nigdy z nami o tym nie rozmawiały – opowiadał George. Dowiedziałem się, że zostałem adoptowany, dopiero gdy poszedłem do wojska. Miałem 17 lat. Bardzo to przeżyłem – skomentował Lucjan.
Dopiero po osiemnastu latach George odnalazł listy, z których wynikało, że ma brata Lucjana. Bliźniacy spotkali się po 69 latach od momentu narodzin.
- Kiedy go zobaczyłem, nie mogłem przestać płakać – powiedział George. - Nie wiem, jak mogę wyrazić swoją wdzięczność. Chciałem powiedzieć przedstawicielom Czerwonego Krzyża - dużo żeście mi pomogli - dodał Lucjan.
...
Okupacja nazizmu to naprawde byla potwornosc...