Polska technika .
Serwis znalezionych frazLinki
- Ashley...
- Program Wirtualna Polska Labstar-wsparcie pomysłu na biznes
- SPRZEDAM PAKIET PODRĘCZNIKÓW - FIL. POLSKA, ATRAKCYJNA CENA!
- Dzień Otwarty w Mondelez Polska! Już 14 i 15 listopada!
- Dzień Mondelez Polska w Poznaniu! Już 22 października!
- Kalwaria Zebrzydowska - Polska Jerozolima !
- Polska Antroplogia Fizyczna
- Panoramy - polska specjalność !
- Najstarsza polska firma !
- Polska Flota w II wojnie.
- Młoda Polska.
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- pianina.htw.pl
Ashley...
Pod Krakowem znaleźli szczątki legendarnego samolotu z II wojny światowej.
W piątek tuż przy blokach wojskowych w Puszczy Niepołomickiej w Kłaju znaleziono szczątki PZLP.11C (zwanego "jedenastką"). Wydobyto również 4 cylindry silnikowe, 2 karabiny. Samolotem podczas II wojny światowej latał legendarny pilot płk Wacław Król.
Wszystko zaczęło się od grzybów. Janusz Czerwiński, mieszkaniec Kłaja, uwielbia chodzić na grzyby. Dwa lata temu prócz borowików i kozaków znalazł... cylinder. - Wtedy domyślałem się, że może chodzić o "jedenastkę" - mówi pan Janusz. - Później, całkiem w zaroślach, znalazłem kolejną część samolotu - lufę karabinu. Wtedy nie miałem już wątpliwości, że to części samolotu, jakim latał pułkownik Król.
Znalezione części maszyny czeka teraz długi proces prac konserwatorskich.
>>>>
No brawo . Wspanial wiadomosc . Pamietjamy ze ten samolot nie byl tylko polski bo skonstruowany w Polsce . cala konstrukcja byla polska to znaczy ten typ konstrukcji nazywa sie ,,polskim'' bo w Polsce wymyslony od poczatku do konca . Natomiast rzecz jasna silnik zachodni . Bo samolot to jedno a silnik to drugie . Odrebne konstrukcje ...
Samolt ten byl swietny ale w latach 37-38 . Wtedy konstrukcje bardzo szybko sie starzaly . Z roku na rok . Zreszta propganda komuny nagminnie to wykorzystywala nigdy nie informujac ze wtedy z roku na rok samolot stawal sie przestarzly . Dzis np. uzywa sie samolotow kupowanych 20 !!! lat temu . Przed wojna samoloty z 1919 to byla starozytnosc ...
Tankietka z kampanii wrześniowej trafiła do poznańskiego muzeum
Zabytkowy egzemplarz tankietki TKS, uczestniczącej w kampanii wrześniowej wzbogacił zbiory poznańskiego Muzeum Broni Pancernej. Pojazd został sprowadzony z Norwegii.
To jeden z nielicznych tego typu pojazdów w polskich zbiorach. Choć jest w bardzo złym stanie, kustosz muzeum zapowiada, że zostanie zrekonstruowany. Tankietka została wyprodukowana w listopadzie 1935 r.
- Pojazd najpierw był w naszej armii, bronił kraju w 1939 roku. Potem TKS przejęli Niemcy i zrobili z niego ciągnik artyleryjski, w Norwegii ciągnął niemieckie armaty. Po zakończeniu działań wojennych Norwedzy wykorzystywali go jako ciągnik rolniczy – powiedział we wtorek kustosz muzeum mjr Tomasz Ogrodniczuk.
Sprowadzony do Polski układ jezdny tankietki jest w bardzo złym stanie. - Mamy niekompletną wannę pojazdu z kompletną, ale strasznie zniszczoną prawą stroną układu jezdnego i zdekompletowaną lewą stroną. Mamy podstawę pod silnik, resztki blach i pozostałości po norweskich samoróbkach – powiedział.
- Gdyby to było gdzieś utopione, to na pewno byłoby o wiele lepiej zachowane. Płyty pancerne boczne są popękane, z elementów schodzą całe połacie metalu. Norweski klimat nie jest sprzyjający dla tego typu pojazdów – dodał.
Ogrodniczuk przyznał, że tankietkę wyróżnia zachowana oryginalna tabliczka znamionowa. - To druga na świecie tabliczka, która się zachowała na tego typu pojazdach – powiedział.
Współpracujący z poznańskim muzeum przedsiębiorca Artur Zys, który uczestniczył w odtworzeniu innych obiektów muzeum, m.in. czołgu Sherman Firefly przyznał, że nie jest wykluczone, iż zrujnowany pojazd uda się przywrócić do życia i będzie on jeździł.
Tankietka trafiła do Polski dzięki współpracy Ambasady RP w Oslo, Norweskiego Muzeum Sił Zbrojnych i Centrum Szkolenia Wojsk Lądowych w Poznaniu.
>>>>
Byl to znakomity sprzet bojowy w swojej klasie . Podkreslam bo komunistyczna żulia przyrownujac tankietki do tygrysow czy panter bredzila jakob byly on ,,symbolem zacofania'' czy czegos tam . Byly one starannie dobrane do polskich warunkow ale i MOZLIWOCI FINANSOWYCH noramlnego kraju ktory nie wydaje na zbrojenia 40 % PKB jak panstwa zbojeckie .
Rewelacyjny byl zwlaszcza rozmiar ! Mniejsze od samochodu maluch !!!
Mogl sie ukryc w kazdej dziurze i strasznie trudno go bylo trafic . Sprzet pancerny musi byc albo maly albo mocno opancerzony a wtedy jest drogi . Stad tankietka reprezentowala wariant tani ale skuteczny ...
MSZ sprowadziło z Norwegii wyjątkowy karabin
Karabin przeciwpancerny Ur był w stanie przebić pancerz każdego czołgu. Skonstruowali go polscy inżynierowie przed II wojną światową i długo utrzymywali w tajemnicy. Dziś Ur to unikatowy zabytek. Jak dowiedziała się polska-zbrojna.pl, egzemplarz w doskonałym stanie trafi do Muzeum Wojsk Lądowych w Bydgoszczy.
W polskich muzeach jest zaledwie kilka Urów, najczęściej uszkodzonych i zniszczonych. – Ogromnie się cieszymy, bo brakowało nam tego karabinu w naszej kolekcji broni polskiej z 1939 roku. Ten, który mamy, jest w tak kiepskim stanie, że musi przejść długotrwałą i kosztowną renowację – mówi dr Mieczysław Giętkowski, dyrektor Muzeum Wojsk Lądowych w Bydgoszczy.
Muzeum ma jeden taki karabin oraz lufę od drugiego, którą jakiś zaradny rolnik przerobił na łom. Egzemplarz w idealnym stanie udało się sprowadzić z muzeum w Oslo dzięki staraniom Ministerstwa Spraw Zagranicznych.
O wyjątkowości karabinu świadczy jego budowa, ale też okoliczności powstania i użytkowania. W latach trzydziestych ubiegłego wieku większość armii na świecie pracowała nad podobnym uzbrojeniem. Ale to polskim inżynierom udało się zbudować przeciwpancerny karabin nie tylko najszybciej, ale również o najmniejszym kalibrze – 7,92 mm. Dzięki temu siła odrzutu nie była duża.
Do sierpnia 1939 roku do polskich jednostek wojskowych trafiło ponad 3 tysiące karabinów Ur. Wprowadzenie go do uzbrojenia objęte było tajemnicą. Pojawiały się informacje, że karabin miał być rzekomo produkowany na eksport do Urugwaju. Stąd wzięła się jego potoczna nazwa. Utrzymywanie broni w tajemnicy sprawiło, że większość żołnierzy rozpoczęła szkolenie ogniowe z Urami dopiero kilka dni przed 1 września 1939 roku.
Uroczysta prezentacja Ura w Muzeum Wojsk Lądowych odbędzie się w piątek. Przekazania broni dokona minister Spraw Zagranicznych Radosław Sikorski.
>>>>
Rewelacja ! Bron nieznana w tej epoce w zadnej innej armii ! Niemal zwykly karabin a niszczacy czolgi !!! Typowa polskie ! Male a efektywne ! Podobnie tankietki ! Np. Niemcy i Sowieci preferowali to co olbrzymie i opasle ! Nawet w broni widac cechy narodowe ! Ur jak Ur-ugwaj ! Kryptonim !
Krzysztof Wilewski | Polska Zbrojna
Powstanie polski czołg. Czy to realne?
To ma być pierwszy od czasów II wojny światowej stuprocentowo polski czołg, który wyjedzie na poligony. Do realizacji projektu polskie firmy zbrojeniowe pod wodzą Bumaru zawiązały konsorcjum - informuje portal polska-zbrojna.pl. Pytanie, czy się uda? Kilka lat temu powstał projekt budowy czołgu Anders, ale nie został dokończony.
Konsorcjum chce zbudować dla wojska uniwersalną platformę gąsienicową, która może posłużyć jako podwozie zarówno dla nowego czołgu podstawowego, jak i dla bojowego wozu piechoty. Porozumienie w tej sprawie w ubiegłym tygodniu zawarły spółki z grupy Bumar (Ośrodek Badawczo-Rozwojowy Urządzeń Mechanicznych OBRUM, Zakłady Mechaniczne "Bumar - Łabędy", Bumar Żołnierz S.A., Bumar Elektronika S.A.) oraz Huta Stalowa Wola, Wojskowe Zakłady Motoryzacyjne z Poznania, Wojskowy Instytut Techniki Pancernej i Samochodowej z Warszawy oraz Wojskowe Zakłady Mechaniczne z Siemianowic Śląskich.
Problem w tym, że kilka lata temu powstał już prototyp polskiego czołgu nazwanego Anders. Zbudowali go inżynierowie z OBRUM-u. - Niestety okazało się, że zawiera on rozwiązania, których wojsko nie potrzebuje, a brakowało tych, na których armii zależało - mówi wysoki rangą wojskowy. Konsorcjum zarzeka się jednak, że nie chce powtórzyć wpadki z czołgiem Anders, który powstał bez żadnych konsultacji z wojskiem. - Nie popełnimy drugi raz takiego samego błędu, że staramy się przekonać siły zbrojne do istniejącego już produktu - zapowiada Mariusz Andrzejczak, wiceprezes Bumaru. - Nauczyliśmy się bardzo dużo na Andersie, nie tylko od strony technologicznej i technicznej, ale również jeśli chodzi o zarządzanie programem i kontakty ze strategicznym klientem - podkreśla.
Nową platformę Bumar chce budować w ścisłej kooperacji z polską armią. - Z punktu widzenia resortu obrony cenne są wszystkie inicjatywy, które wpisują się w programy modernizacyjne i zmierzają do zwiększenia potencjału wytwórczego polskich przedsiębiorstw przemysłu obronnego - mówi Jacek Sońta, rzecznik prasowy MON.
Przedstawiciele holdingu unikają na razie deklaracji na temat specyfikacji technicznej projektu. Dopiero gdy wojsko opracuje dla niego wymagania operacyjne, konsorcjum przedłoży swoje propozycje.
To zaś, jak dowiedział się portal polska-zbrojna.pl, może stać się już niedługo. Sztab Generalny Wojska Polskiego kończy bowiem prace nad wspomnianymi wymaganiami operacyjnymi. Z naszych informacji wynika, że powinny one trafić do akceptacji przez szefa Sztabu do końca marca.
Jak szybko konsorcjum jest w stanie zbudować nowy czołg? Mariusz Andrzejczak zapewnia, że Bumar wraz z partnerami jest w stanie zaprezentować prototyp pięć lat od momentu rozpoczęcia prac badawczo-rozwojowych.
Polska armia posiada obecnie około 900 czołgów. Zdecydowana większość, ponad 500, to przestarzałe, pochodzące z lat siedemdziesiątych radzieckie T-72. Nieco nowsze, z początku lat dziewięćdziesiątych, są rodzime PT-91, których mamy ponad 200. Najnowocześniejszymi czołgami naszych sił pancernych są niemieckie Leopardy 2A4, tych mamy 128. Jednak nawet one zostały wyprodukowane pod koniec lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku.
...
Tak jest ! Uniwersalna platforma z ktorej mozna zrobic transporter dzialo samobiezne mobilna wyrzutnie rakiet czy jakis ciagnik . To jest to . Powinno byc tanio bo dluga seria wiec w kraju moze byc zapotrzebowanie na kilka tysiecy . Nalezy powolac 3 zespoly zbudowac 3 prototypy i wybrac najlepszy . Tak to robiono w czasach Pilsudskiego . Tak powstal niezwykle udany RXIII .
Do Polski powrócił pistolet maszynowy Mors
Jeden z czterech do dziś zachowanych egzemplarzy pistoletu maszynowego Mors z 1939 r. powrócił do kraju z Węgier. Ministerstwo Spraw Zagranicznych, które prowadziło negocjacje w tej sprawie, przekazało broń w czwartek do Muzeum Wojsk Lądowych w Bydgoszczy.
- Jest to doskonały przykład osiągnięć (...) polskiego rozwoju przedwojennego przemysłu zbrojeniowego i myśli inżynierskiej - powiedział wiceminister spraw zagranicznych Bogusław Winid, który w czwartek przekazał Morsa dyrektorowi bydgoskiej placówki Mirosławowi Giętkowskiemu.
- Według niepotwierdzonych informacji był to nasz depozyt, który 18 września 1939 r. prawdopodobnie został przekazany stronie węgierskiej w miasteczku (Mukaczewo) przy ówczesnej granicy polsko-węgierskiej - mówił Winid. Podkreślił, że nie ma jednak dokumentów, które by o tym zaświadczyły, dlatego podczas negocjacji z węgierską stroną, uzgodniono, że broń zostanie wypożyczona z Węgierskiego Muzeum Narodowego w Budapeszcie "z możliwością automatycznego przedłużenia wypożyczenia za zgodą stron".
Giętkowski poinformował, że Morsa będzie można oglądać w Muzeum Wojsk Lądowych jeszcze w tym roku. Będzie on eksponowany w części wystawy stałej poświęconej wojnie obronnej z 1939 r. W muzeum trwają obecnie prace nad nową ekspozycją stałą.
Mors został zaprojektowany przez inżynierów Piotra Wilniewczyca i Jana Skrzypińskiego w latach 1936-38 i miała stać się podstawowym pistoletem maszynowym Wojska Polskiego. Przed II wojną światową wyprodukowano tylko jedną partię próbną 39 sztuk.
- Pistolety rozdano żołnierzom z warunkiem, że żaden nie dostanie się w ręce wroga. Żołnierze mieli więc obowiązek je zniszczyć lub ukryć. Do lat 80. nie znaleziono żadnej sztuki - powiedział Łukasz Skoczek opiekujący się działem uzbrojenia w bydgoskim muzeum. Potem odnaleziono dwa egzemplarze w Moskwie i po jednym w Petersburgu i Budapeszcie. Z Moskwy udało się sprowadzić do Polski jeden egzemplarz, który obecnie znajduje się w Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie. - Rosjanie zdobyli je albo na polskich żołnierzach, albo w niemieckich magazynach w 1945 r., co jest bardziej prawdopodobne - mówił specjalista.
Egzemplarz Morsa, który przekazano do Muzeum Wojsk Lądowych w Bydgoszczy, nie ma magazynka, zamka i mechanizmu spustowego. Nosi numer 13 - najniższy spośród obecnie znanych egzemplarzy.
- Ten pistolet jest ciekawy, bo ma wiele gadżetów. W chwycie np. znajduje się teleskopowa podpórka. Pistolet wyposażono też w dwa języki spustowe - jeden do ognia ciągłego, drugi do pojedynczego, oraz w wymienną lufę. Magazynek po wystrzeleniu ostatniego naboju sam zwalniał się z zaczepu - tłumaczył Skoczek.
>>>>
Znakomita wiadomosc ! Wspaniala technika !
Do Polski powrócił pistolet maszynowy Mors
Jeden z czte rech do dziś za cho wa nych eg zem pla rzy pi stole tu ma szy no we go Mors z 1939 r. po wró cił do kraju z Węgier. Mi ni ster stwo Spraw Za gra nicz nych, które pro wa dziło ne go cja cje w tej spra wie, prze ka za ło broń w czwar tek do Mu zeum Wojsk Lą do wych w Byd gosz czy.
- Jest to do sko na ły przy kład osią gnięć (...) pol skie go rozwo ju przed wo jen ne go prze my słu zbro je nio we go i myśli in ży nier skiej - po wie dział wi ce mi ni ster spraw za gra nicznych Bo gu sław Winid, który w czwar tek prze ka zał Morsa dy rek to ro wi byd go skiej pla ców ki Mi ro sła wo wi Gięt kowskie mu.
- We dług nie po twier dzo nych in for ma cji był to nasz de pozyt, który 18 wrze śnia 1939 r. praw do po dob nie zo stał prze ka za ny stro nie wę gier skiej w mia stecz ku (Mu ka czewo) przy ów cze snej gra ni cy pol sko-wę gier skiej - mówił Winid. Pod kre ślił, że nie ma jed nak do ku men tów, które by o tym za świad czy ły, dla te go pod czas ne go cja cji z węgier ską stro ną, uzgod nio no, że broń zo sta nie wy po ży czona z Wę gier skie go Mu zeum Na ro do we go w Bu da pesz cie "z moż li wo ścią au to ma tycz ne go prze dłu że nia wy po ży czenia za zgodą stron".
Gięt kow ski po in for mo wał, że Morsa bę dzie można oglądać w Mu zeum Wojsk Lą do wych jesz cze w tym roku. Będzie on eks po no wa ny w czę ści wy sta wy sta łej po świę co nej woj nie obron nej z 1939 r. W mu zeum trwa ją obec nie prace nad nową eks po zy cją stałą.
Mors zo stał za pro jek to wa ny przez in ży nie rów Pio tra Wilniew czy ca i Jana Skrzy piń skie go w la tach 1936-38 i miała stać się pod sta wo wym pi sto le tem ma szy no wym Woj ska Pol skie go. Przed II wojną świa to wą wy pro du ko wa no tylko jedną par tię prób ną 39 sztuk.
- Pi sto le ty roz da no żoł nie rzom z wa run kiem, że żaden nie do sta nie się w ręce wroga. Żoł nie rze mieli więc obo wią zek je znisz czyć lub ukryć. Do lat 80. nie zna le zio no żad nej sztu ki - po wie dział Łu kasz Sko czek opie ku ją cy się dzia łem uzbro je nia w byd go skim mu zeum. Potem od na le zio no dwa eg zem pla rze w Mo skwie i po jed nym w Pe ters bur gu i Bu da pesz cie. Z Mo skwy udało się spro wa dzić do Pol ski jeden eg zem plarz, który obec nie znaj du je się w Mu zeum Woj ska Pol skie go w War sza wie. - Ro sja nie zdo by li je albo na pol skich żoł nier zach, albo w nie miec kich ma ga zy nach w 1945 r., co jest bar dziej praw do po dob ne - mówił specja li sta.
Eg zem plarz Morsa, który prze ka za no do Mu zeum Wojsk Lą do wych w Byd gosz czy, nie ma ma ga zyn ka, zamka i mecha ni zmu spu sto we go. Nosi numer 13 - naj niż szy spo śród obec nie zna nych eg zem pla rzy.
- Ten pi sto let jest cie ka wy, bo ma wiele ga dże tów. W chwy cie np. znaj du je się te le sko po wa pod pór ka. Pi sto let wy po sa żo no też w dwa ję zy ki spu sto we - jeden do ognia cią głe go, drugi do po je dyn cze go, oraz w wy mien ną lufę. Ma ga zy nek po wy strze le niu ostat nie go na bo ju sam zwalniał się z za cze pu - tłu ma czył Sko czek.
>>>>
Znakomita wiadomosc ! Wspaniala technika !
Norwegowie wydobędą z jeziora polski sprzęt z II wojny światowej
Norweskie wojsko wydobędzie z jeziora pod Narwikiem polskie przyczepy transportowe do moździerzy, które były wykorzystywane w kampanii wrześniowej w 1939 roku. Sprzęt ma trafić do muzeum w Polsce.
Cztery lawety do przewozu moździerzy oraz jeden pojazd na amunicję spoczywają na głębokości 5 metrów na dnie jeziora Jernvatnet.
W okresie zimowym, kiedy spada poziom wody przyczepy są widoczne, ale wówczas nie jest możliwe ich przetransportowanie. Z tego powodu do próby wydobycia sprzętu ma dojść w sierpniu.
- Nurkowie zejdą pod wodę i przyczepią do lawet duże balony. Ich napełnienie spowoduje, że lawety uniosą się. Następnie nasz batalion użyje łodzi i przeniesie je na zachodni kraniec jeziora - powiedział norweskiej telewizji NRK podpułkownik Jardar Gjoer z norweskich sił zbrojnych.
Norwegowie wydobędą polski sprzęt w ramach ćwiczeń; zrobią to na prośbę polskich władz.
- Ministerstwo Spraw Zagranicznych za pośrednictwem ambasadora w Oslo Stefana Czmura poprosiło stronę norweską o zbadanie możliwości wydobycia lawet i po ewentualnym sukcesie ich zwrot do Polski - poinformował Jędrzej Tomczak z wydziały polityki bezpieczeństwa MSZ.
Według eksperta MSZ "przyczepy do moździerzy 220 mm są cennym zabytkiem historycznym i pamiątką po kampanii wrześniowej 1939 roku, przede wszystkim z uwagi na niewielką liczbę tych moździerzy w polskiej armii".
W sprowadzenie lawet do Polski zaangażowane jest Muzeum Wojsk Lądowych w Bydgoszczy.
Podpułkownik Gjoer ma nadzieję, że przynajmniej jeden z polskich pojazdów pozostanie jednak w Norwegii. - To część naszej lokalnej historii - uważa. Według niego laweta mogłaby zostać przekazana Muzeum Wojny Czerwonego Krzyża w Narwiku.
Na północ Norwegii polską broń Niemcy przywieźli jako łup wojenny. Sprzęt miał służyć do obrony przed spodziewanym atakiem ze wschodu. Lawety zostały wyprodukowane dla polskiego wojska w fabryce Skody w Czechosłowacji przed II wojną światową.
....
To super ! Jak cos sie bedzie dublowac trzeba im zostawic ale Polska rzecz jasna,ma pierwszenstwo ! Okres komuny zmarnowal straszliwie okazje na zgromadzenie ocalalego sprzetu .
Wielkopolskie: odnaleziono broń należącą do Armii Krajowej
Ukrytą przez żołnierza Armii Krajowej broń - 11 karabinów - odnaleziono na polu w Zbyczynie (woj. wielkopolskie). - Wiemy, że należały one do batalionu "Giewont" Armii Krajowej - powiedział kierownik Muzeum Uzbrojenia w Poznaniu Arkadiusz Maciejewski.
Znaleziona broń to dwa włoskie karabiny Manlicher-Carcano, jeden karabin Mauser 98 i osiem karabinów Mauser 98K.
Wczorajsza akcja odkopania broni była efektem pracy stowarzyszenia Perkun oraz Wielkopolskiego Muzeum Walk Niepodległościowych. Muzeum Uzbrojenia odpowiadało za przejęcie broni i jej transport.
- Stowarzyszeniu udało się dotrzeć do żyjącego świadka schowania tej broni, który jest synem żołnierza Armii Krajowej. On wraz z ojcem i swoim bratem po wojnie w obawie przed Urzędem Bezpieczeństwa schował tę znaczną ilość broni 150 metrów od swojego domu - powiedział Maciejewski.
Broń obecnie jest w konserwacji i nie wiadomo, kiedy uda się ją pokazać na wystawie.
- Do tej pory udało nam się posegregować i zabezpieczyć tę broń. Elementy metalowe są w dobrym stanie, ale drewniane są bardzo zniszczone. Broń schowana została w worku, ale one nie chroniły długo broni, ponieważ przez kilkadziesiąt lat uległy zniszczeniu. Konserwacja nie jest procesem krótkim i nie mamy zamiaru pośpieszać osób, które ją wykonują. Po jej zakończeniu pokażemy je w swojej ekspozycji, ale trudno powiedzieć, kiedy to nastąpi - powiedział Maciejewski.
W latach 70. na terenie Wielkopolski znaleziono nieco mniejszy depozyt broni, ale o większej wartości muzealnej. - Milicja w czasie remontu kościoła trafiła na broń, którą przekazała na komendę w Kaliszu. W latach 80. większość z tego depozytu trafiła do muzeum - powiedział Maciejewski.
Wśród znalezionych wówczas broni znalazły się dwa karabiny rkm Bren, pistolet Sten, niemiecki karabinek automatyczny Stg-44, 50 bagnetów niemieckich oraz 50 magazynków do pistoletów maszynowych.
....
Super znalezisko ! Wprawdzie nie polska technika ale przez Polakow uzywana !
I Caracano znalezli !!! Te karabiny to mialy historie ! Z armii wloskiej i mniej z rumunskiej zdobyte przez Austryjakow pozniej przez Polakow . Ze jakis sie jeszcze znalazl !!!
Katarzyna Nylec | Onet
Nietypowe odkrycie w Chorzowie. Wykopią i wyeksponują obiekt
Polski schron, którego próżno szukać na niemieckiej mapie szpiegowskiej z 1939 roku odkrył Waldemar Sykosz, jeden z członków Stowarzyszenia Na Rzecz Zabytków Fortyfikacji "Pro Fortalicium". Pan Waldemar zauważył, że podczas prac ziemnych trwających w Chorzowie-Maciejkowicach prowadzonych przez prywatną firmę odkryto strop obiektu.
- W Polsce jest tylko kilka tego typu obiektów. Tego nie ma w żadnym wykazie. Nie znajdziemy go również na niemieckiej mapie szpiegowskiej z 1939 roku. W tym miejscu widać jedynie przecięcie trzech linii telefonicznych. Maleńki schron pełnił funkcję centrali telefonicznej - wyjaśnia Dariusz Pietrucha, prezes stowarzyszenia.
Zadaniem tej komory było połączenie telefoniczne pomiędzy chorzowskim schronem dowodzenia a schronami bojowymi znajdującymi się w Maciejkowicach, na tzw. Żabich Dołach i w rejonie wzgórza 304 w Dąbrówce Wielkiej.
Stowarzyszenie stara się przekonać władze Chorzowa, że warto podnieść obiekt z głębokiego wykopu i postawić około 15 metrów. - Chcemy wyeksponować schron. Początkowo braliśmy pod uwagę przetransportowanie go w rejon wzgórza Redena. Niestety na przeszkodzie stanął tunel. Schron jest zbyt wysoki, bo liczy cztery metry. Ponadto, jeśli weźmiemy pod uwagę ciężar obiektu wynoszący 60 ton, taka operacja byłaby zbyt kosztowna - dodaje Dariusz Pietrucha.
...
Tak fortyfikacje Slaska jeden z przykladow sztuki fortyfikacyjnej bedacy wzorem . Nie ma to nic wspolnego z francuska straregia kleski reprezentowana przez skompromitowana i wysmiana Linie Maginota . Slask jest jednym miastem . Tam masy ludzi mieszkaly na granicy . Wrog mogl wtargnac i uniemozliwic mobilizacje . Stad bunkry byly po to aby polamal sobie zeby .
Szczątki unikatowej tankietki w Muzeum Broni Pancernej
Szczątki unikatowej tankietki biorącej udział w bitwie pod Mokrą pozyskało Muzeum Broni Pancernej Centrum Szkolenia Wojsk Lądowych w Poznaniu. Według przedstawicieli placówki to jedyny taki obiekt w polskich zbiorach muzealnych.
Elementy pojazdu zostały znalezione podczas budowy drogi w okolicach Mokrej (Śląskie). Do muzeum przekazała je Fundacja Było... nie minęło Adama Sikorskiego.
Tankietka TK-S pochodziła z 21. dywizjonu pancernego dowodzonego przez mjr. Stanisława Glińskiego. Wraz z całą Wołyńską Brygadą Kawalerii dywizjon wszedł do walki 1 września 1939 roku. W trakcie odwrotu spod Mokrej jedna z tankietek ugrzęzła przy próbie pokonania starorzecza płynącej w pobliżu rzeczki. Aby nie dostała się w ręce wroga, załoga wysadziła na wpół zatopiony pojazd.
- Chociaż w Polsce mamy już kilka tankietek, prawie wszystkie zostały sprowadzone z zagranicy i wrześniowa historia wojenna żadnej z nich nie jest znana. W przypadku znaleziska spod Mokrej obecnie wiemy już dość dużo o losach pojazdu, a badania historyków dopiero się rozpoczęły - poinformował w poniedziałek Maciej Boruń z Koła Przyjaciół Muzeum Broni Pancernej.
Jak powiedział, wśród przekazanych elementów jest m.in. część silnika, elementy tylnej i górnej części pancerza, szczątki akumulatora, rura wydechowa, rozrusznik i stacyjka.
- To wszystko będzie przeczyszczone, zakonserwowane i zostanie wystawione na ekspozycji. Historię tej tankietki ustalił dziennikarz Adam Sikorski na podstawie rozmów z mieszkańcami okolic miejsca znaleziska. Jej historię potwierdza też miejsce odnalezienia szczątków i ślady po wybuchu. Niemcy nie wysadzali naszych maszyn, oni je zbierali - dodał Boruń.
Elementy tankietki zostały odnalezione w sierpniu podczas budowy drogi w okolicach Mokrej na głębokości ok. 2 metrów. Znalezisko zidentyfikował i zabezpieczył jeden z pracowników firmy.
W zbiorach Muzeum Broni Pancernej znajduje się przedwojenna tankietka, którą w 2012 roku udało się sprowadzić z Norwegii. Pojazd w 1939 roku uczestniczył w wojnie obronnej Polski, potem został przejęty przez Niemców. Jako ciągnik artyleryjski w Norwegii ciągnął niemieckie armaty, a po wojnie służył tam jako ciągnik rolniczy.
Zrujnowany egzemplarz z 1935 roku został odtworzony, obecnie porusza się o własnych siłach, trwa jego dalsza rekonstrukcja.
Bitwa graniczna pod Mokrą przeszła do historii jako jedna z największych stoczonych w wojnie obronnej 1939 roku. Na polach pod wsią Wołyńska Brygada Kawalerii dowodzona przez płk. Juliana Filipowicza przez cały dzień 1 września powstrzymywała natarcie niemieckiej 4. Dywizji Pancernej wspieranej przez lotnictwo. Straty Brygady to ok. 500 żołnierzy, pięć dział i kilkaset koni. Niemcy stracili około 70 czołgów i kilkuset żołnierzy.
....
Rewelacja ! To ta prawdziwa ! Z legendarnej Mokrej !
Rzadki, przedwojenny karabin wróci do Polski
Zakończył się spór Polski z amerykańskim kolekcjonerem broni o rzadki polski karabin sprzed II wojny światowej. Jak informuje "Washington Post" kolekcjoner dostanie za niego 25 tys. dol. wraz z obietnicą, że broń trafi do Muzeum Powstania Warszawskiego.
Chodzi o karabin samopowtarzalny wz. 1938 M inż. Maroszka. W latach 1938–1939 wyprodukowano około 150 takich karabinów. Do dzisiaj zachowało się tylko kilka sztuk, w tym jeden właśnie w kolekcji 54-letniego Kristophera Gasiora, mającego polskie korzenie kolekcjonera broni z Wirginii.
Jak informuje lokalne wydanie "Washington Post" w marcu broń zajęli agenci federalni, po tym jak Gasior wystawił karabin w internecie na sprzedaż, licząc, że dostanie za niego 65 tys. dolarów. Agenci federalni działali na wniosek polskich władz, które, jak pisze dziennik, twierdziły, że ta niezwykle cenna broń została najpewniej ukradziona przez jakiegoś żołnierza, który wywiózł ją do USA.
Gasior twierdzi, że karabin kupił od innego kolekcjonera w 1993 roku, a broń została legalnie przywieziona do USA, jako "wojenne trofeum" przez żołnierza walczącego w II wojnie światowej. Polskie władze utrzymywały jednak, że nie można mówić o łupie wojennym, gdyż trofea zabiera się od wrogów, tymczasem USA i Polska były podczas wojny sojusznikami. Ponieważ karabin Maroszka był produkowany wyłącznie dla polskich wojskowych, to zdaniem polskiej strony ciągle pozostaje on własnością Polski.
Sprawa była na tyle skomplikowana, że jak pisze "WP", rząd amerykański poprosił o wyłączenie go ze sporu. Ostatecznie, jak poinformował prawnik Gasiora John Keats, zakończono spór ugodą. Jak powiedział, prócz 25 tys. dolarów rząd polski obiecał Gasiorowi, że karabin trafi do Muzeum Powstania Warszawskiego, ponadto kolekcjoner ma dostać list z podziękowaniem, za "cenny wkład w zachowanie polskiego dziedzictwa i uhonorowanie polskich bohaterów walczących o wolność poprzez uratowanie i ochronę tego wyjątkowego karabinu".
"Jesteśmy bardzo zadowoleni. Gdybyśmy poszli do sądu i wygrali tę sprawę, to wystąpilibyśmy właśnie o to" - powiedział prawnik Gasiora. Sam kolekcjoner wyraził natomiast radość z tego, że spór ma już za sobą. "Chciałem, by to się już zakończyło" - powiedział.
!!!!
Legendarny Maroszek ! Dla tych co wiedza o co chodzi oczywiscie . Ten karabin mial zastapic stare . W latach 40 tych i 50 tych bylby na uzbrojeniu . Gdyby nie Hitler i Stalin ...
Lawety do moździerzy z okresu II wojny światowej wróciły do Polski
Z Norwegii sprowadzono do Polski dwa zestawy wózków marki Skoda służących polskiej armii w 1939 roku do transportu moździerzy. Do tej pory Polska nie miała takich obiektów w swoich zbiorach muzealnych. Akcję wspierała ambasada RP w Oslo.
Trzy komplety lawet moździerzowych Wojska Polskiego z okresu II wojny światowej wydobyła ze znajdującego się 30 kilometrów od Narwiku jeziora Jernvatnet norweska armia. Operację przeprowadzono w ramach ćwiczeń w 2014 roku. Jeden zestaw wózków pozostanie w norweskim muzeum wojskowym w Narwiku, pozostałe dwa przekazano już Polsce.
Inicjatorem całego przedsięwzięcia był ambasador RP w Norwegii Stefan Czmur, który w marcu 2013 roku zwrócił się do ówczesnego szefa obrony Norwegii, gen. Haralda Sunde z prośbą o zgodę na wydobycie lawet - podał w środowym komunikacie MSZ.
Dwa komplety lawet, które przekazano Polsce, znajdują się obecnie w Muzeum Wojsk Lądowych w Bydgoszczy, gdzie trwają przygotowania do ich renowacji. Według komunikatu MSZ, jeden z zestawów ma zostać przekazany do muzeum w Poznaniu.
Eksponaty - jak podkreśla MSZ - są szczególnie cenne, ponieważ w Polsce nie zachował się żaden sprzęt tego rodzaju z czasów II wojny światowej.
- Wózki te używane były do transportu moździerzy kalibru 220 mm, które służyły do niszczenia ciężkich fortyfikacji. Wojsko Polskie zakupiło je w czechosłowackich zakładach Skoda na początku lat 30. ubiegłego wieku. Moździerze tego kalibru były tak ciężkie, że do transportu trzeba było je rozmontować na trzy części - powiedział Polskiej Agencji Prasowej Łukasz Skoczek z Działu Zbiorów Uzbrojenia i Techniki Wojskowej Muzeum Wojsk Lądowych w Bydgoszczy.
Lawety wraz z moździerzami były używane podczas kampanii wrześniowej w 1939 roku.
- W czasie wojny obronnej w 1939 roku moździerze Skody wykorzystano bojowo pod Tomaszowem Lubelskim. Niestety, efekty zastosowania tego sprzętu na polu walki były słabe. Wynikało to z tego, że Wojsko Polskie nie dysponowało amunicją odłamkową, ale przeciwbetonową, która służyła do niszczenia nieprzyjacielskich umocnień. Były to grubościenne pociski, których celem było przebicie się przez beton. W środku zawierały małą ilość materiału kruszącego. Był to więc sprzęt typowo oblężniczy, który w wojnie obronnej jest mało przydatny - mówi Skoczek.
Niemcy przejęli moździerze podczas wojny wraz z wózkami i przetransportowali je do Norwegii. Tam zostawili je jako baterię nabrzeżną. Natomiast wózki zatopiono w jeziorze, gdzie przeleżały 70 lat. Można je było zobaczyć, gdy opadał poziom wody. Ruch wody miał jednak negatywny wpływ na stan lawet.
- To, że sprzęt był raz pod wodą, a raz ponad nią, było bardzo destrukcyjne dla stali. Dlatego, choć wózki nie są w ruinie, to trudno powiedzieć, by zachowały się w bardzo dobrej kondycji. Na niektórych elementach widać jeszcze oryginalne malowanie - komentuje stan techniczny znaleziska Skoczek.
...
Cenne. W PRL nie troszczyla sie o to wladza.
PAP
Sowiecka broń do lamusa
- Shutterstock
Po raz pierwszy oddziały reprezentacyjne dostaną polskie karabinki. Debiut być może już 3 maja - informuje "Rzeczpospolita".
Armia zamówiła w radomskiej Fabryce Broni 150 sztuk nowoczesnych karabinów reprezentacyjnych MSBS kalibru 5.56 mm dla jednostek Dowództwa Garnizonu Warszawa.
REKLAMA
REKLAMA
Jak podkreśla prezes radomskich zakładów Edward Migal, pierwszy raz w historii Wojska Polskiego kompania reprezentacyjna będzie miała polski karabinek - Do tej pory używaliśmy broni niemieckiej lub radzieckiej - mówi.
Wszystkie karabinki mają tam trafić do końca czerwca. Jednak jak mówi "Rzeczpospolitej" rzecznik MON Bartłomiej Misiewicz, jest szansa, że pierwsze egzemplarze zobaczymy w rękach wojskowych w czasie trzeciomajowych uroczystości przy Grobie Nieznanego Żołnierza. Łączny koszt zakupu karabinków do 1,6 mln zł.
...
Przed wojna Polska w ramach odszkodowan dostala jakas linie produkcyjna Mauzera. A poniewaz uznano ten karabin za najlepszy tego czasu to wdrozono do produkcji. Oczywiscie w latach 30tych planowano wymiane na nowe polskie konstrukcje ale hitlerowsko sowiecka napasc przerwala wszystko...