Bezrobocia w Polsce nie ma !
Serwis znalezionych frazLinki
- Ashley...
- Zapowiedź dziesiątek tysięcy kontroli w całej Polsce PIP !!!
- O wolny i rozsądy wybór w Polsce czyli o demokrację ...
- Grabież mienia Kościoła przez komunę w Polsce !
- Sensacja ! Kolejne dzieło Leonarda w Polsce !!!
- Zaczynają się represje wobec związków w Polsce!
- W 2012/13 była w Polsce recesja!
- Urodziny najstarszego kapłana w Polsce !!!!
- Normalizacja osadnicza w Polsce .
- Regres cywilizacyjny w Polsce ...
- Dzieje miast w Polsce.
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- reszka.htw.pl
Ashley...
I zaczyna sie stara spiewka zwyrodnialcow :
Bezrobocie w Polsce jest zawyżone
Liczba rzeczywiście szukających pracy jest o jedną piątą mniejsza niż w rejestrach pośredniaków - oznajmia "Gazeta Wyborcza".
Zaś na Warmii i Mazurach różnica wynosi nawet 50 proc.
Powód jest prosty. Niektóre osoby rejestrują się w urzędzie, ale więcej tam nie przychodzą. Nie przyjmują też propozycji zatrudnienia.
Sytuację na naszym rynku zatrudnienia mogła by też poprawić większa mobilność Polaków, którzy nie są skorzy do przeprowadzek - kończy "Gazeta Wyborcza".
>>>>>
I tak ,,naukowo'' zwyrodnialcy Michnikowscy udawadniaja ze BEZROBOCIA NIE MA ! A jest to gazeta odpowiedzilana za koszmar bezrobocia... Zawszy gdy zwyrodnialcy balcerowiczowscy niszcza gospodarke gdy miliony nie maja pracy... Gdy panuje prostytucja w zamain za prace w wyborczej ,,bezrobocia' nie ma...
Bo bezrobotni ze wsi nie biegaja co tydzien glupie 20 kilometrow do urzedu aby sie dowiedziec ze nie ma pracy i nie chodza kolejne 50 kilometrow ,,sprawdzac oferty'' gdzie i tak pracy nie bedzie...
No coz to nie moag wsiasc w mercedesa i objechac ?
Co za problem... Wniosek - bezrobocia nie ma...
Widzimy jakim zwyrodnialcem jest Michnik...
Nienawisc do Polski doprowadzil do szczytu...
Jest to zarowno niszczenie gospodarki polaczone z kultem ekonomicznych killerow typu Baal cerowicz ktorym mielibysmy byc wdzieczni niszczenie kultury poprzez propagande pornografii i zboczen jako rzekomej ,,kultury polskiej'' poprzez popieranie niszczenia prawa ... Jednym slowem W KAZDEJ DZIEDZINIE !
Michnik i jemu podobni to NIENAWISC NIEWNAWISC NIENAWISC...
Zreszta oni zostali zaprogramowani na niszczenie przez komuna ktora jest przeciez destrukcja... A za tym oczywiscie stoi szatan...
Czy hitleryzm czy komunizm czy Maoizm czy cos tam jeszcze to zawsze jest NISZCZENIE I NIENAWISC... To niesie diabel...
KUlejni ,,mundrzy'' :
Połowa pracuje, połowa nie chce
"Puls Biznesu" pisze, że choć co roku na zachęcanie do pracy Polaków rząd i Unia Europejska wydają kilkanaście miliardów złotych, to od 10 lat nie zmienił się w naszym kraju wskaźnik aktywności zawodowej. Wciąż wynosi on 55,6 procent.
Oznacza to, że tylko co drugi Polak zdolny do pracy rzeczywiście był zatrudniony lub aktywnie poszukiwał pracy. To fatalny wynik - komentuje "Puls Biznesu".
Wszelkie wskaźniki mierzące skłonność społeczeństw do pracy pokazują, że Polacy są jednym z najbardziej rozleniwionych narodów Unii Europejskiej. Eksperci wśród głównych przyczyn takiego stanu rzeczy wymieniają strukturalne bezrobocie w naszym kraju, wcześniejsze emerytury i renty oraz niedopasowanie kształcenia do potrzeb rynku pracy.
Więcej szczegółów na ten temat - w "Pulsie Biznesu".
>>>>>
A wiec widzimy jaki element siedzi w mediach... Szczegolnie fajne jest jak ,,ciezko pracujacy'' redaktorkowie ( stukaniem w klawiatury) wymyslaja od leniow sprzataczkom budowlancom gornikom czy hutnikom...
Oczywiscie prawda jest taka ze zwalczanie bezrobocia za srodki UE polega na wozeniu ludzi z Kielc do Wszawki na ,,kursy'' np. grafiki komputerowej po ktorych to kursach nadal nie ma pracy a ludzie i tak zapominaja... ,,Kursy'' sluza cwaniakom z wyzszych uczelni na latwy zarobek ...
Gdyby te 15 mld podzielic na bezrobotnych czyli 2,5 mln ludzi to by wyszlo 6.000 rocznie czyli 500 miesiecznie ! Byla by to olbrzymia pomoc dla tych ludzi bez dochodu ! Ale przeciez nie o to chodzi aby pomagac biednym ! Trzeba pomagac cwaniakom ! Tak wyglada ,,pomoc socjalna'' w Polsce... Bezrobotni sa bez zasilku a kase biora rozne cwaniaki na ,,kursach''...
A tępaki medialne bredzą o ,,lenistwie'' bezrobotnych ...
Aby zlikwidowac bezrobocie trzeba zmienic system ekonomiczny w Polsce... Zlikwidowac TK i RPP i wsadzic tych gosci do wiezienia...
Polikwidowac te urzedy - wyjsc z UE i zaprzestac tego obledu - ,,eurodotacji'' ,,walki z ociepleniem''...
Obnizyc stopy % ... Polikwidowac bzdurne przepisy...
Gospodarka uwolniona od tego paskudztwa ruszyla by szybko naprzod w tempie ponad 10 % i w 2 lata kraj zapomnial by o biedzie nedzy i bezrobociu...
ALE PRZECIEZ NIE O TO CHODZI !
Chodzi o to zeby matoly zasiadaly na urzedach i ,,urzendowaly''...
Z matolami w Brukseli na czele ale te urzedy zaczynajace sie w Brukseli ciagna sie obecnie az do gmin... Kazdy kreci w swoim zakresie urzednikarski poker...
Podobne matoly byly w mediach... Zeby braly kase za nic ... Zeby banda Donai byla na stolkach a prezes mial fundusz emerytalny a o. Rydzyk mial na antenie swirow w swoim typie...
Wiec po to wszystko musi byc zle...
Donio wydaje juz ostatnie rezerwy budzetowe a dopiero czerwiec ! Jest jeszcze druga polowa roku ! Schlodzona przez RPP ( przypominam )
Glodujcie na zdrowie ! Glod jest dobry dla ludu !!!
Młodzi wykonują pracę poniżej swoich możłiwości
gazeta.pl
Naukowcy z Instytutu Śląskiego badają zjawisko zwane deklasacją społeczną. Alarmują, że młodzi ludzie, w tym opolanie, wykonują pracę poniżej swoich możliwości, są bezrobotni albo wyjeżdżają - podaje gazeta.pl. - Obserwujemy zjawisko, które jeszcze przed wojną Jan Stanisław Bystroń nazwał procesem deklasowania społecznego, a który polegał na tym, że osoby mające duże zasoby wiedzy i wykształcenia pracowały poniżej swoich kwalifikacji - mówi dr Teresa Sołdra-Gwiżdż, autorka projektu. Instytut Śląski chce zbadać skalę tego zjawiska, przede wszystkim w kategoriach marnotrawienia kapitału ludzkiego. Drugim wątkiem badań będzie prognoza podaży na rynku pracy w 2020 roku.
Projekt nosi nazwę "Między edukacją a pracą. Czynniki edukacyjne w rozwoju kapitału ludzkiego w regionie opolskim". Jego realizacja potrwa trzy lata.
>>>>>
Zaiste genialne odkrycie tego co wie kazdy normalny czlowiek od 89 roku ze jest katastrofa ekonomiczna... To moze byc sensacja dla gosci z uczelni i z Agory odizolowanych od spoleczenstwa ... I oplacanych nie za prace a za wyslugiwanie sie komu trzeba ! Taki nam k-raj zbudowali przy okraglym stole ...
Wyborcza znowu znalazla ,,nieistniejace'' bezrobocie ...
Rząd pozbawił 100 tys. osób prawa do zasiłku dla bezrobotnych
60-latek, by dostać zasiłek dla bezrobotnych, musi opłacać składki na Fundusz Pracy. Tyle że płacić nie może, bo państwo go z takich opłat zwolniło. Problem dotyczy ponad 100 tys. osób - informuje "Gazeta Wyborcza".
- To jest paragraf 22! Wprowadza się przepis, którego nie da się wypełnić. Natychmiast razem ze związkowcami zajmiemy się tą sprawą w Komisji Trójstronnej. Zwrócimy się do resortu pracy o naprawienie błędu - mówi Jeremi Mordasewicz z PKPP Lewiatan.
Chodzi o nowelę ustawy o promocji zatrudnienia. Zgodnie z nią kobieta po 55. roku życia, a mężczyzna po 60. nie płacą składek na Fundusz Pracy.
Resort pracy twierdzi, że problem jest znany ministerstwu i "przy dokonywaniu w przyszłości nowelizacji ww. ustawy przewidywana jest zmiana literalnego brzmienia powołanego przepisu".
>>>>
Przedluzanie wieku emerytalnego znakomicie rozwiaze te sprawe !
Kanlie Agory odkryly bezrobotnych :
Pokolenie NEET-sów, w Polsce jest ich 580 tys.
W Polsce jest 580 tys. NEET-sów, (z ang.: not in employment, education or training) czyli młodych, którzy nie pracują, nie uczą się ani w żaden sposób się nie doszkalają. Kosztują nas ponad 5 mld euro rocznie – informuje "Gazeta Wyborcza".
Jak wyliczyła unijna instytucja Eurofound, NEET-si stanowią 12,8 proc. wszystkich osób w wieku 15-24 lat w 27 krajach UE; w Polsce – 11 proc., ale w dwa lata ich liczba wzrosła o 1,5 proc. Według szacunków Eurofound polscy NEET-si kosztują ponad 5 mld euro rocznie, a na jednym gospodarka i państwo tracą 37 tys. zł. Realny koszt ich utrzymania to 1,5 proc. naszego PKB - jeden z wyższych wyników w Europie, znacznie powyżej średniej.
>>>>
Oczywiscie gnoje z Agory sugeruja ze oni ,,kosztuja nas'' czyli tak jakby rzad Tuska placil a to placa rodziny .
To wasza zasluga gnoje Agory . Wspanialych lat 90tych i nieustannego bezrobocia . Powstala klasa osob trwale nieaktywnych zawodowo poniewaz latami pracy dla nich nie bylo . Lat schladzania chwalenia Baalcerkow Belkow i innej hloty pseudoekonomicznej ...
Widzimy skrajne zwyrodnienie Agory . Zarabiaja na nieszczesciu ktore jest ich wina...
TFU !
Naukowcy zbadają czynniki sprzyjające bezrobociu
Zespół naukowców z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika zbada, co sprzyja długotrwałemu bezrobociu, i opracuje metody pomagające urzędom pracy walczyć z tym zjawiskiem. Wart ponad 1 mln zł projekt sfinansuje resort pracy.
- Zespół badawczy prof. Zenona Wiśniewskiego z Wydziału Nauk Ekonomicznych i Zarządzania Uniwersytetu Mikołaja Kopernika zanalizuje czynniki wpływające na zwiększenie ryzyka długookresowego bezrobocia i opracuje metodologię profilowania bezrobotnych na lokalnym rynku pracy, którą będą mogły stosować publiczne służby zatrudnienia. Ekonomiści z Torunia otrzymali to zlecenie wygrywając przetarg zorganizowany przez Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej - poinformował rzecznik toruńskiej uczelni Marcin Czyżniewski. Jak zaznaczył, projekt przygotowany w Toruniu miał silną konkurencję: w przetargu wzięli udział również pracownicy Szkoły Głównej Handlowej, Uniwersytetu Warszawskiego i Uniwersytetu Ekonomicznego w Poznaniu. Ekonomiści z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika otrzymają za wykonanie zadania 1,050 mln zł.
- Zespół ekonomistów pod kierownictwem prof. Zenona Wiśniewskiego obecnie realizuje wcześniejsze duże zamówienie badawcze dla ministerstwa, pod nazwą "Monitorowanie efektywności polityki rynku pracy" – opracowanie metodologii badania efektywności podstawowych aktywnych form przeciwdziałania bezrobociu i projekt innowacyjny w ramach Programu Operacyjnego Kapitał Ludzki dla Wojewódzkiego Urzędu Pracy w Toruniu" - poinformował Czyżniewski.
Prof. Zenon Wiśniewski kieruje Katedrą Gospodarowania Zasobami Pracy na toruńskim uniwersytecie. Jego badania naukowe koncentrują się na problematyce zatrudnienia i rynku pracy, a w szczególności polityce krajów Unii Europejskiej w tym zakresie.
Naukowiec zajmuje się także analizą procesów restrukturyzacji gospodarki narodowej. Opublikował ponad 180 prac naukowych, z czego znaczna część to publikacje zagraniczne. 50 artykułów profesora zostało wydanych w renomowanych czasopismach, opracowaniach zbiorowych i discussion papers w Stanach Zjednoczonych, RFN, Wielkiej Brytanii, Austrii i Holandii.
Profesor uzyskał wiele prestiżowych zagranicznych stypendiów badawczych, m.in. Fundacji Humboldta, Fundacji Commerzbanku, dwa razy stypendium NATO w ramach programu Democratic Institutions Fellowship, Phare-COST, Phare-ACE i Dekaban-Liddle Foundation. Prowadził także prace badawcze w ośrodkach europejskich: Instytucie Badania Rynku Pracy i Zawodoznawstwa Federalnego Urzędu Pracy (IAB) w Norymberdze, Wissenschatszentrum fur Sozialforschung (WZB) w Berlinie, a także na uniwersytetach niemieckich w Monachium, Bambergu i Saarbruecken oraz brytyjskich w Glasgow, Manchester, Warwick, Leicester i Hull. Od wielu lat uczestniczy w badaniach międzynarodowych w ramach programów Komisji Unii Europejskiej.
>>>>
A to bydlaki ! Zrobili sztuczne bezrobocie a teraz beda ,,badac przyczyny''... Przyczynami sa takie uczelnie i taki matoly od ekonomii jak Balcerowicz . Zbadajcie swoje zwyrodniale móżdżki !
Widzicie kto zarabia na bezrobociu . Glowni jest tfurcy . Oczywiscie za kase z UE . Jak zawsze gdzie zlo tami UE !
Rząd zrobi matactwa z bezrobociem
Od przyszłego roku urząd wykreśli bezrobotnego z ewidencji od razu na 9 miesięcy. To poprawi statystyki pośredniaków, ale zafałszuje obraz bezrobocia w powiecie - pisze "Dziennik Gazeta Prawna".
Opisywany przez gazetę proceder może być skutkiem reformy pośrednictwa pracy. Obecnie bezrobocie wynosi 14,3 procent, a według niektórych ekspertów pod koniec roku sięgnie ono 15 procent. Rządowy manewr ma - przynajmniej na papierze - odwrócić negatywny trend.
Zmiany spowodują, że bezrobotni, którzy odmówią współpracy z urzędem, zostaną wykreśleni z rejestru aż na 270 dni, a nie jak obecnie na 120 dni. Wydłużenie tego okresu przyczyni się do poprawy oficjalnych statystyk.
Na 9 miesięcy z ewidencji wypadną osoby długotrwale bezrobotne. Dzięki temu urzędy pracy odnotują wyższą skuteczność aktywizacji. Od niej zależy wysokość wynagrodzenia urzędników.
Więcej - w "Dzienniku Gazecie Prawnej"
....
Od dawna wiemy ze Tuski przymierzaja sie do falszowania statystyki . Zatem przestanie ona byc wiarygodna . Trzeba bedzie po prostu przejsc na szacunki .
Odmowa przyjęcia oferty pracy będzie oznaczać dłuższy czas bez zasiłku
Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej proponuje, aby urzędy pracy na 9 miesięcy wykreślały z rejestru tych bezrobotnych, którzy już za pierwszym razem odmówią przyjęcia oferty zatrudnienia zaproponowanej przez urząd.
Ryzyko długiego okresu pozbawienia prawa do zasiłku i ubezpieczenia zdrowotnego w przypadku już pierwszej odmowy przyjęcia oferty powinno skłonić bezrobotnych do podjęcia proponowanej pracy, dzięki czemu możliwe jest zwiększenie stopy zatrudnienia oraz ograniczenie zjawiska traktowania statusu bezrobotnego jako wygodnego sposobu na życie kosztem innych podatników.
Jeżeli proponowana przez resort pracy nowelizacja ustawy o promocji zatrudnienia zostanie uchwalona, od przyszłego roku urzędy pracy będą od razu na 9 miesięcy wykreślać z rejestru tych bezrobotnych, którzy odmówią przyjęcia pierwszej oferty zatrudnienia zaproponowanej przez urząd. Obecnie, zgodnie z Ustawą o promocji zatrudnienia i instytucjach rynku pracy z 20 kwietnia 2004 r., bezrobotny, który bez uzasadnienia odmówi przyjęcia oferty "odpowiedniej pracy lub innej formy pomocy określonej w ustawie" czy też nie będzie chciał poddać się badaniom lekarskim lub psychologicznym, dzięki którym ustalone zostałyby jego zdolności do pracy, za pierwszą odmową zostaje wykreślony z rejestru bezrobotnych na 4 miesiące, za drugą na 6 miesięcy, a dopiero za trzecią i kolejną odmową na 9 miesięcy.
Propozycję zwiększenia konsekwencji odmowy przez bezrobotnego podjęcia zatrudnienia zaoferowanego przez urząd pracy należy ocenić pozytywnie. Pojęcie "bezrobotny", które według ustawy oznacza osobę "zdolną i gotową do podjęcia zatrudnienia" zakłada, że osoba ta ma obowiązek podjąć pracę zaproponowaną jej przez urząd pracy. Celem bezrobotnego jest znalezienie pracy, a zasiłek i ubezpieczenie zdrowotne stanowią wyłącznie narzędzia mające chronić go w okresie, w którym on sam nie znajdzie zatrudnienia lub też nie zaproponuje mu go urząd pracy. Wiele osób uznaje jednak, że warto otrzymać status bezrobotnego dlatego, aby nie musząc pracować, żyć z zasiłku i mieć zapewnione ubezpieczenie zdrowotne. Perspektywa pozbawienia tej ochrony na 4 miesiące za pierwszą odmową przyjęcia oferty pracy proponowanej przez urząd, na 6 miesięcy za drugą, a dopiero za trzecim i kolejnym razem na 9 miesięcy jest na pewno mniej dotkliwa aniżeli perspektywa utraty prawa do zasiłku od razu na 9 miesięcy. Dlatego proponowane rozwiązanie w postaci ryzyka natychmiastowej utraty zasiłku i ubezpieczenia na 270 dni już przy pierwszej odmowie przyjęcia oferty pracy może zmobilizować bezrobotnego do podjęcia proponowanego mu zatrudnienia.
Jak pokazują dane MPiPS, obarczona dotychczas stosunkowo niskimi sankcjami odmowa podjęcia pracy proponowanej przez urząd należy - obok podjęcia pracy, rozpoczęcia szkolenia lub stażu oraz niezgłaszania się do urzędu w celu potwierdzenia gotowości do pracy - do głównych przyczyn wyrejestrowania bezrobotnego z urzędowej ewidencji, a więc do utraty przez niego ubezpieczenia i prawa do zasiłku. W 2011 r. z powodu "odmowy bez uzasadnionej przyczyny przyjęcia propozycji odpowiedniej pracy lub innej formy pomocy" status bezrobotnego straciło 82,6 tys. osób, a w 2012 r. 52,5 tys. osób. Gdyby zgodnie z propozycjami ministerstwa sankcja za odmówienie podjęcia pracy zostałaby zwiększona do 9-miesięcznej utraty prawa do zasiłku już w przypadku pierwszej odmowy, wówczas odsetek odmawiających podjęcia pracy prawdopodobnie uległby zmniejszeniu.
Decydując się na dotkliwsze konsekwencje odmówienia przyjęcia oferty pracy przez osobę zarejestrowaną jako bezrobotna, Polska idzie w ślady Wielkiej Brytanii, która w październiku 2012 roku zwiększyła z sześciu miesięcy do trzech lat maksymalny możliwy czas, na jaki odmawiający przyjęcia oferty pracy może utracić prawo do zasiłku. Ta zmiana mogła wpłynąć na zmniejszenie się liczby osób pobierających zasiłki dla bezrobotnych o 36,9 tys. od listopada 2012 r. do marca 2013 r. Z kolei we Francji, w której skreślanie bezrobotnych z ewidencji (a co za tym idzie - pozbawianie ich zabezpieczenia socjalnego) za odmówienie przyjęcia pracy należy do rzadkości, wydatki na zasiłki dla bezrobotnych wynoszą 1,9 proc. PKB - jest to ponad dwukrotnie więcej niż w Wielkiej Brytanii, w której wskaźnik ten wynosi 0,8 proc. PKB.
Mimo że zwiększenie sankcji za nieprzyjęcie przez bezrobotnego propozycji pracy stanowi słuszną propozycję, to obawy budzi fakt, że z drugiej strony krok ten stanowi po prostu sposób na poprawienie statystyk bezrobocia. Jeżeli już przy pierwszej odmowie przyjęcia pracy będzie można stracić status bezrobotnego na 9 miesięcy, to prawdopodobnie zmniejszy się liczba zarejestrowanych bezrobotnych, natomiast niekoniecznie wzrośnie stopa zatrudnienia. Należy też wspomnieć o tym, że nie wiadomo, czy planowane rozszerzenie do 270 dni okresu, na który bezrobotny może stracić prawo do zasiłku i ubezpieczenia, nie ograniczy się tylko do osób, które przerywają bądź odmawiają uczestnictwa w programie Aktywizacja i Integracja realizowanym przez Powiatowe Urzędy Pracy.
Anna Patrycja Czepiel
....
Czyli prace przymusowe . Tak Donio planuje zwalczac bezrobocie ktore wytworzyl .
"Gazeta Wyborcza": przykrócą bezrobocie
Od maja 2014 r. bezrobotny, który odmówi przyjęcia już pierwszej oferty z urzędu pracy, zostanie wykreślony z rejestru na 9 miesięcy i straci dostęp do bezpłatnej służby zdrowia - ustaliła "Gazeta Wyborcza".
Takie zmiany szykuje resort pracy. Rząd chce ukrócić fałszywe bezrobocie, bowiem szefowie urzędów pracy od lat alarmują, iż duża część osób żadnego zatrudnienia nie szuka i zależy im tylko na ubezpieczeniu zdrowotnym, a najczęściej pracują na czarno.
Pomysł pozytywnie oceniają eksperci, wskazując, że celem bezrobotnego jest znalezienie zajęcia, a zasiłek i ubezpieczenie to wyłącznie narzędzia chroniące, gdy pozostaje bez pracy.
>>>
Tak jest ! Odmawiasz absurdalnej propozycji wykrelaja cie z urzedu tracisz opieke lekarska chorujesz umierasz i SPOKOJ Z TOBA ! Donald WRESZCIE REALNIE ROZWIAZE PROBLEM BEZROBOCIA ! Ostatecznie !
Przemilczany problem ubóstwa w Polsce
Choć wg danych GUS aż 6,7 proc. społeczeństwa żyje w skrajnej biedzie, a 16-17 proc. bardzo skromnie, to problem ubóstwa jest w Polsce przemilczany - donosi "Gazeta Wyborcza".
Tak wynika z najnowszych badań socjologów z PAN opublikowanych w książce "Dyskursy ubóstwa i wykluczenia społecznego" pod red. prof. Elżbiety Tarkowskiej.
Wyłaniająca się z wywiadów z osobami ubogimi kumulacja poczucia izolacji, tego, że jest się kimś gorszym, i to na każdym kroku, jest niesamowita - ocenia Tarkowska.
Profesor liczy, że publikacja uświadomi ludziom pewne, zdawałoby się, oczywistości, np. to, jak wielki ciężar ciąży na nich, gdy mówią publicznie o biedzie.
....
A kto przemilczal ? Mysmy w Agorze przemilczywalismy od 89 . To znaczy byly artykuly na 2 linijki na 45 stronie zeby nikt nie powiedzial ze nic nie bylo . Takie metody .
Rząd płaci za naukę bezrobocia
Program kierunków zamawianych miał zapobiec produkowaniu bezrobotnych przez uczelnie. Ale absolwenci części tych studiów mają większe problemy ze znalezieniem pracy niż ci z fakultetów uważanych za nieatrakcyjne dla firm - czytamy w "Dzienniku Gazecie Prawnej".
Gazeta pisze, że część z miliarda dwustu milionów złotych przeznaczonych na dotowanie deficytowych studiów została zmarnowana. Lista fakultetów, które resort nauki uznał za potrzebne na rynku pracy, okazała się bowiem błędna.
Chodzi szczególnie o ochronę środowiska, inżynierię środowiska czy chemię. Odsetek bezrobotnych absolwentów po tych studiach z ostatnich 10 lat wynosi odpowiednio 8,9 procent, 9,3 procent i 10,3 procent.
Mają oni większe problemy ze znalezieniem pracy niż na przykład osoby kończące prawo (6,5 procent bezrobotnych), ekonomię (6,8 procent) czy nawet zarządzanie i marketing (7,7 procent). Tak wynika z raportu Bilans Kapitału Ludzkiego zrealizowanego przez Polską Agencję Rozwoju Przedsiębiorczości oraz Uniwersytet Jagielloński.
Szczegóły - w "Dzienniku Gazecie Prawnej".
....
Miliardy na bezrobocie nie trafiaja do bezrobotnych . Kolejny raz przypominam .
Wysłała 1470 podań o pracę, były 4 odpowiedzi
Wiele kobiet ma problem z powrotem do dawnej pracy po urodzeniu dziecka. Jedna z nich wysłała ponad 1470 podań o pracę. Odezwały się tylko cztery firmy. Jak to jest z tym równouprawnieniem?
>>>>
Bezrobocia u nas nie ma . Bezrobotni nie chca pracowac . Sluchajcie ich .
Cicha wojna ministrów
Miało być profesjonalnie, wyszło jak zawsze. Tak teraz wygląda deregulacja: szef resortu pracy zamyka dostęp do zawodów otwartych przez wyklętego w PO Jarosława Gowina - czytamy w "Dzienniku Gazecie Prawnej".
Gazeta wyjaśnia, że od piątku pracownicy powiatowych urzędów pracy nie muszą spełniać żadnych wymagań, by dostać pracę lub awansować. To efekt reformy Gowina, która otworzyła dostęp do takich zawodów, jak pośrednik pracy czy doradca zawodowy.
Ustawa deregulacyjna zlikwidowała takie wymogi, wcześniej obowiązujące kandydatów do pracy w tych zawodach, jak staż pracy, wykształcenie czy znajomość języków obcych. Zniosła także obowiązek uzyskania licencji oraz stopnie zawodowe.
Zdaniem ekspertów, prawo powinno określać minimalne wymogi dla kandydatów do pracy we wszystkich urzędach. I w większości z nich ta zasada obowiązuje. Swoboda wykonywania zawodu dana tylko urzędom pracy nie jest niczym uzasadniona.
Jak pisze "Dziennik Gazeta Prawna", luka ta nie podoba się też resortowi pracy. Władysław Kosiniak-Kamysz, minister pracy i polityki społecznej, przygotował projekt nowelizacji rozporządzenia o wynagrodzeniu pracowników samorządowych, w którym przywraca większość zniesionych wymogów. W efekcie te przepisy będą jednak niezgodne z rządowymi regulacjami. Zamiar skrytykowała jednak kancelaria premiera.
Więcej w "Dzienniku Gazecie Prawnej".
>>>>
Minister ,,Pracy|" zamyka miejsca pracy dla bezrobotnych !!! Mowilem ze to wyjtkowy szkodnik gorszy niz Mucha . Kiedy dymisja ?
Gazeta Współczesna
NIK sprawdziła, jak wspierani są bezrobotni
Co drugi losowo wybrany bezrobotny powyżej 50. roku życia nie otrzymał żadnej oferty.
Mimo, że niektórzy pozostawali bez zatrudnienia ponad tysiąc dni - stwierdzili inspektorzy Najwyżej Izby Kontroli, w Białymstoku, którzy sprawdzali co dzieje się w suwalskim "pośredniaku".
Likwidowali swoje firmy
NIK badała, jak realizowane są projekty skierowane do osób, które mają ponad 50 lat. Po lupę wzięła lata 2010-2012. W tym czasie liczba "starszych" bezrobotnych wzrosła z 1098 do 1325 i stanowiła 25,4 procent ogółu poszukujących zatrudnienia. Inspektorzy dokonywali analizy na podstawie 60 wybranych losowo osób. Z dokumentów wynika, że tylko 18 otrzymało propozycje zatrudnienia, czy szkolenia w ciągu sześciu miesięcy od dnia rejestracji (tak nakazują przepisy). 15 innych miało ofertę po pół roku, a pozostali - wcale. Co czwarty zarejestrowany otrzymał indywidualny plan działania po pół roku od dnia, gdy zgłosił się do "pośredniaka". Natomiast co drugi czekał na ten plan od 214 do 802 dni.
Kontrola wykazała też, że pracodawcy zatrudnili tylko 7 spośród 29 stażystów, a połowa uczestników organizowanych przez PUP szkoleń nie podjęła pracy. Inspektorzy zauważyli również, że 15 spośród 30 przeszkolonych osób nie było zarejestrowanych w "pośredniaku", przy czym 3 utraciły status bezrobotnego. Nie potwierdzały bowiem tzw. gotowości.
W latach 2010-2011 urzędnicy pozytywnie rozpatrzyli 27 wniosków o dotację na uruchomienie własnej działalności gospodarczej. Dwudziestu "pięćdziesięciolatków" otrzymało wsparcie w wysokości 17-19 tys. zł, przy czym tylko 6 prowadziło własne firmy dłużej niż rok. Pozostali zawiesili, albo zlikwidowali działalność. Kontrola wykazała również, że prowadzący działalność nie uzyskiwali zakładanych dochodów. Np. jedna z firm deklarowała, że wypracuje 34,6 tys. zł zysku, a miała niewiele ponad 4 tysiące. W innej było jeszcze gorzej. Przedsiębiorca miał zarobić 27 tysięcy, a rok zakończył 4-tysięczną stratą.
Nie chcą pracować
Urzędnicy suwalskiego PUP wyjaśniali, że bezrobotni powyżej 50. roku życia nie posiadają odpowiednich kwalifikacji do pracy, nie mają ochoty jej podejmować, choćby z powodu niskich stawek. Natomiast to, że w ciągu pół roku poszukujący pracy nie otrzymali żadnej oferty wynika m.in. z braków kadrowych.
Helena Wysocka
....
Wciskanie ofert to cos jak praca przymusowa . Czlowiek tez musi miec wolnosc . Cala to pomoc,,aktywna" bezrobotnym to afera . A zasilkow nie ma .
Piotr Halicki | Onet
Kuriozalne oferty pracy w Warszawie za niską pensję
Masz wykształcenie ekonomiczne? Znasz angielski i niemiecki? To jeszcze tylko musisz biegle władać językiem urdu lub punjabi i możesz zostać asystentem prezesa za... 1500 zł miesięcznie. W urzędzie pracy aż roi się od takich kuriozalnych ofert. – Pracodawca chcący zatrudnić cudzoziemca musi zamieścić ogłoszenie – tłumaczy stołeczny ratusz.
Miesiąc temu pisaliśmy w Onecie o skandalicznej ofercie pracy dla grafika, zamieszczonej na stronie internetowej Urzędu Pracy m.st. Warszawy. Za bardzo wysokie wymagania – "konieczne wykształcenie wyższe, min. 4 lata; bardzo dobra znajomość: Axure, 3dsMax, InDeign, Corel Draw, Photoshop, Design UI/UX, HTML, umiejętność rysowania odręcznego; biegła znajomość języka angielskiego, rosyjskiego, ukraińskiego; projektowanie stron internetowych; projektowanie grafiki dla stron internetowych" – anonimowy pracodawca oferował... 1200 zł miesięcznie.
Wykształcenie i trzy języki
W ostatnich dniach na tej samej stronie pojawiły się kolejne, równie kuriozalne oferty. Np. nieznany pracodawca poszukuje asystenta prezesa. Oto treść oferty: "wykształcenie wyższe handlowe / ekonomiczne, dobra znajomość języka angielskiego, niemieckiego oraz urdu lub punjabi. Ustalanie terminarzy spotkań z klientami, szczególnie zagranicznymi, prowadzenie korespondencji w jez. angielskim, niemieckim, urdu lub punjabi".
Gwoli wyjaśnienia, urdu to język indoeuropejski, używany aktualnie przez ok. 50 mln ludzi, głównie na Półwyspie Indyjskim. Z kolei językiem punjabi (pendżabskim) posługuje się ok. 28 mln mieszkańców pogranicza indyjsko-pakistańskiego. Tak więc za wyżej wymienione usługi pracodawca oferuje wynagrodzenie w wysokości… 1500 zł miesięcznie. Trzeba przyznać, że kwota jest dość szokująca w zestawieniu z wymaganymi bardzo wysokimi kwalifikacjami.
"Tani" handlowiec potrzebny od zaraz
Inny pracodawca poszukuje, przy pomocy Urzędu Pracy m.st. Warszawy, przedstawiciela handlowego z minimum 5-letnim doświadczeniem, który musi biegle władać językami ukraińskim i białoruskim. Wynagrodzenie – 1300 zł. Na wagę złota są pracownicy biurowi i przedstawiciele handlowi z dobrą znajomością języka wietnamskiego. Pensja – 1200 zł.
Potrzebny jest też doradca handlowy, z "dobrą znajomością środowiska Windows", wykształceniem handlowym, biegle władającym językiem rosyjskim i ukraińskim. I przede wszystkim z niewielkimi wymaganiami finansowymi – za swoją pracę dostanie 1000 zł. Zatrudnienie, z podobną pensją, znajdą też kucharze ze znajomością języka nepalskiego, tureckiego lub chińskiego.
Rodzaj formalności
Tego typu oferty co jakiś czas pojawiają się na stronach warszawskiego urzędu. Co ciekawe, szybko znikają, co świadczy o tym, że mimo "głodowych" stawek, chętnych nie brakuje. Jak się okazuje, te ogłoszenia to... rodzaj formalności.
- Chodzi o uzyskanie informacji starosty na temat możliwości zaspokojenia potrzeb kadrowych podmiotu powierzającego wykonanie pracy cudzoziemcowi, w oparciu o rejestry osób bezrobotnych i poszukujących pracy. Innymi słowy, pracodawca chcący zatrudnić cudzoziemca, musi zamieścić ogłoszenie o pracę. To wymóg formalny. Takie są przepisy – mówi Onetowi Bartosz Milczarczyk, rzecznik stołecznego Ratusza.
Urząd pracy nie może odmówić publikacji takiego ogłoszenia. Zgodnie z prawem, urząd nie może przyjąć oferty pracy tylko wtedy, jeżeli pracodawca zawarł w niej wymagania, które "naruszają zasadę równego traktowania w zatrudnieniu w rozumieniu przepisów prawa pracy i mogą dyskryminować kandydatów do pracy, w szczególności ze względu na płeć, wiek, niepełnosprawność, rasę, religię, narodowość, przekonania polityczne, przynależność związkową, pochodzenie etniczne, wyznanie lub orientację seksualną".
Musi być minimalna płaca
Może też odmówić przyjęcia oferty, jeżeli zaproponowana pensja jest niższa, niż minimalne wynagrodzenie za pracę. Zgodnie z rozporządzeniem Rady Ministrów z dnia 11 września 2013 r. - minimalne wynagrodzenie za pracę w 2014 r. wynosi 1680 zł brutto za pełen etat. – Na przykład w tej pierwsze wymienionej ofercie, dla asystenta prezesa, mowa jest o 1/2 etatu, a więc wynagrodzenie w przeliczeniu na pełny etat jest powyżej 1680 zł. Podobnie jest w tych pozostałych ofertach – tłumaczy Bartosz Milczarczyk.
- Trzeba pamiętać, że Warszawa jest siedzibą wielu zagranicznych podmiotów, stąd też ubieganie się o zezwolenie na prace cudzoziemca, który jest ściśle związany z firmą na terenie macierzystego kraju, nie jest niczym nadzwyczajnym – dodaje rzecznik.
Bo obcokrajowiec jest tańszy...
Tymczasem, jak opisują internauci, ten mechanizm przez wielu pracodawców traktowany jest jako sposób na obejście prawa i zatrudnienie tańszej siły roboczej. "Prosta sprawa. Pracodawca chce zatrudnić obcokrajowca, a żeby mógł, musi nie mieć chętnych Polaków i wszystko. Składa taką ofertę, bo wie że nikt nie podejmie się za te pieniądze. Po jakimś czasie dostanie zgodę na zatrudnienie obcokrajowca, ze względu na brak kandydatów w Polsce i wszystko. A jak tam się dogada z nim, to już poza nami i urzędem pracy, ale zapewne mniej zapłaci, niż Polakowi z takimi kwalifikacjami"– pisze na onetowym forum internauta z nickiem "soska".
"I w ten sposób polski złodziej (który zapewne nazywa siebie pracodawcą) pozyskuje pracownika z Ukrainy, który jest tańszy od Polaka i do tego można go okradać (np. z nadgodzin), bo wiadomym jest, że ten nie pójdzie się poskarżyć nigdzie. To idealna sytuacja dla polskiego złodzieja. Dziwię się, że państwo polskie, borykające się z 14-procentowym bezrobociem, pozwala na to" – dodaje użytkownik "ernest".
....
Bezrobocia ni ma . Wyborcza .
"Gazeta Wyborcza": Państwo dopłaca - firma nie zwalnia ludzi
Dzięki ustawie o ochronie miejsc pracy, wsparcie finansowe dostało 85 firm w trudnej sytuacji -
Dzięki ustawie o ochronie miejsc pracy, wsparcie finansowe dostało 85 firm w trudnej sytuacji. Udało się uratować 1760 etatów – wynika z danych Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej, do których dotarła "Gazeta Wyborcza".
Pracodawcy mogą skorzystać z dopłat do pensji pracowników (do 1,1 tys. zł), dofinansowania do szkoleń (do 11,3 tys. zł) oraz ze środków na opłacenie składek za pracowników. Warunek: nie mogą w tym czasie nikogo zwolnić. Aby firma mogła ubiegać się o pomoc, jej obroty musiały spaść o 15 proc. w ciągu sześciu kolejnych miesięcy.
Fundusz Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych przekazał na ten cel blisko 9 mln zł. Ze wsparcia skorzystały firmy we wszystkich województwach.
...
I tak srodki na bezrobotnych trafiaja do najbogatszych . TO JEST GIGANTYCZNA AFERA ! Biznesmeni wyciagaja kase w zamian za gwarancje ze nie zwolnia a i tak by nie zwolnili .
Ponad połowa ofert pracy to posady subsydiowane
W woj. warmińsko-mazurskim ponad połowa znajdujących się w pośredniakach ofert to praca subsydiowana. Są powiaty, np. bartoszycki, piski, w których takich ofert jest nawet 80 proc. Zdaniem służb zatrudnienia świadczy to o kiepskiej sytuacji lokalnej gospodarki.
Praca subsydiowana to taka forma zatrudnienia, w której kosztów utrzymania pracownika nie ponosi pracodawca, ale są one pokrywane z Funduszu Pracy czy Europejskiego Funduszu Społecznego.
Z danych przekazanych przed dyrektora Wojewódzkiego Urzędu Pracy w Olsztynie Zdzisława Szczepkowskiego wynika, że w 2013 roku tego rodzaju oferty pracy stanowiły aż 54,5 proc. wszystkich ofert pracy w pośredniakach.
- W ubiegłym roku urzędy pracy w regionie pozyskały 44,1 tys. ofert pracy i miejsc aktywizacji zawodowej, przy czym oferty pracy subsydiowanej przekroczyły nieco 24 tys. i w porównaniu z 2012 rokiem było ich więcej o 660 tj. 2,8 proc. - wyjaśnił Szczepkowski i podkreślił, że ilość miejsc pracy subsydiowanej jest różna w poszczególnych powiatach Warmii i Mazur.
- Z przykrością należy zaznaczyć, że są powiaty, gdzie takie oferty stanowią ok. 80 proc. ogółu ofert pracy - przyznał Szczepkowski i wyliczył, że powiatami tymi są: piski (83,7 proc.), bartoszycki (80,6 proc.), węgorzewski (79,6 proc.) oraz kętrzyński (75,7 proc.).
Zdaniem Szczepkowskiego dane te świadczą o tym, że w tych powiatach rynek pracy jest bardzo płytki, a stan lokalnej gospodarki - kiepski.
Najmniej subsydiowanych ofert pracy w 2013 roku oferowały pośredniaki w Olsztynie (26,2 proc. miejsc pracy subsydiowanej) oraz Iławie (22,8 proc. ofert subsydiowanych).
Z danych przekazanych PAP przez Szczepkowskiego wynika także, że w 2014 roku urzędy pracy w regionie pozyskały już 8,8 tys. ofert pracy, przy czym ponownie miejsca subsydiowane stanowią większość, bo 64,7 proc.
Województwo warmińsko-mazurskie od lat zajmuje pierwsze miejsce w kraju pod względem liczby bezrobotnych - obecnie pracy nie ma tu 22,3 proc. mieszkańców regionu.
Według najnowszych danych najniższa stopa bezrobocia jest w Olsztynie (8,5 proc.), Iławie (12,3 proc.) i Giżycku (17,4 proc.). Najwyższe bezrobocie utrzymuje się w powiatach braniewskim (33 proc.), piskim (32,7 proc.), ponad 30 proc, mieszkańców nie ma pracy także w powiatach bartoszyckim, kętrzyńskim i węgorzewskim.
...
Widzicie na kogo ida ,,srodki na bezrobocie" na biznesmenow . Po prostu zglaszaja sie do posredniaka gdy kogos zatrudnia ! To jest afera ! A na chore dzieci ni ma .
W urzędach pracy dominują oferty subsydiowane
W podkarpackich urzędach pracy niemal 60 proc. ofert zatrudnienia stanowi praca subsydiowana. W niektórych powiatach regionu takie oferty stanowią aż 90 proc. – wynika z danych Wojewódzkiego Urzędu Pracy w Rzeszowie.
Praca subsydiowana to forma zatrudnienia, w której kosztów utrzymania pracownika nie ponosi pracodawca, ale są one pokrywane z Funduszu Pracy czy Europejskiego Funduszu Społecznego.
Na Podkarpaciu największy odsetek tego rodzaju ofert jest powiatach m.in. leskim, przemyskim, strzyżowskim, kolbuszowskim i brzozowskim.
Zdaniem dyrektora rzeszowskiego WUP Tomasza Czopa tak duży odsetek ofert subsydiowanych w tych powiatach, świadczy o słabym rynku pracy i wysokim bezrobociu. - Są to też powiaty z bardzo znikomą liczbą podmiotów gospodarczych. Przeważnie, jeżeli już działają tam jakieś firmy, to zatrudniają niewielką liczbę pracowników - zaznaczył.
Oferty subsydiowane to głównie staże dla młodych osób i absolwentów uczelni. Dzięki temu, jak zauważył Czop, młodzi ludzie mogą zdobyć doświadczenie zawodowe i nabyć nowe umiejętności. „Po takim stażu często łatwiej im uzyskać nową pracę w regionach o korzystniejszych wskaźnikach makroekonomicznych np. w większych aglomeracjach miejskich” - powiedział dyrektor WUP.
Jak wynika z danych urzędu pracy, od roku 2004 oferty pracy subsydiowanej na Podkarpaciu nigdy nie przekraczały 70 proc. ogółu ofert. Najwyższy wskaźnik miał miejsce w 2010 r. wówczas 62 proc. ofert stanowiła praca subsydiowana. W 2013 r. było to 48 proc.
Obecnie w woj. podkarpackim zarejestrowanych jest ponad 160 tys. bezrobotnych. Stopa bezrobocia wynosi 16,9 proc; w kraju 13,9 proc.
...
Gigantyczna afera ! Biznesmeni wyciagaja olbrzymia kase za nic . Bo kogos zatrudnia . Musza przeciez bo sami nie zrobia . Tak marnuja pieniadze ns ,,pomoc spoleczna" DLA NAJBOGATSZYCH !
Kosiniak- Kamysz: usprawnienie urzędów pracy zmniejszy bezrobocie
Nowelizacja usprawniająca działanie urzędów pracy, do której wczoraj Senat nie wniósł poprawek, znacznie ułatwi obniżenie na koniec roku stopy bezrobocia poniżej 13 proc. - powiedział dzisiaj minister pracy i polityki społecznej Władysław Kosiniak-Kamysz.
- Deklaruję, że uczynimy wszystko, żeby zejść poniżej 13 proc. Od trzech miesięcy odwróciła się tendencja - w porównaniu do roku ubiegłego – i bezrobocie spada, perspektywa jest więc dobra. Nowa jakość w urzędach pracy jest potrzebna, jak zostanie ta nowelizacja skutecznie zrealizowana, to przełoży się na rynek pracy, w tym i przyszłym roku i na wiele lat. Na to ogromnie liczę - podkreślił Kosiniak-Kamysz w Przeworsku (Podkarpackie).
Kosiniak-Kamysz chciałby, by "to poniżej 13 procent było bliżej 12 procent".
Minister zaznaczył, że zaakceptowana bez poprawek przez senatorów nowelizacja ustawy o promocji zatrudnienia i instytucjach rynku pracy spowoduje najpoważniejszą zmianę w urzędach pracy w historii ich funkcjonowania.
- Urząd pracy ma być miejscem otwartym na osoby poszukujące pracy i pracodawców - to ma być miejsce spotkania tych osób. Do tego dochodzi cały pakiet obniżania kosztów pracy poprzez bony stażowe, bony zatrudnieniowe. Wspieranie młodych ludzi na rynki pracy, nowe oferty dla rodziców powracających po przerwie z urodzeniem i wychowaniem dzieci, profilowanie tych osób - powiedział minister.
W jego opinii, zmiany w urzędach pracy, zapisane w nowelizacji, to tylko część działań, które mogą zmniejszyć stopę bezrobocia. Równie ważną kwestią jest gospodarka, która – jak zauważył – musi się rozwijać i trzeba ją pobudzać poprzez inwestycje.
Nowelizacja ustawy o promocji zatrudnienia i instytucjach rynku pracy ma usprawnić działanie urzędów pracy. Pozwala ona na profilowanie bezrobotnych, premiowanie urzędów pracy za osiągane efekty, organizowanie specjalnych programów dla młodych bezrobotnych. Daje też pracodawcom szansę na obniżenie kosztów pracy - przewiduje dofinansowanie za zatrudnianie osób młodych i w wieku 50+. Po czwartkowej decyzji Senatu teraz nowelizacja trafi do prezydenta.
Stopa bezrobocia rejestrowanego w marcu wyniosła w kraju 13,6 proc. przy 13,9 proc. w lutym.
Kosiniak-Kamysz był w Przeworsku w ramach kampanii przed wyborami do Parlamentu Europejskiego. Minister jest liderem podkarpackiej listy PSL w wyborach do PE. W tym mieście spotkał się m.in. z młodzieżą szkolną, wziął też udział w forum przedsiębiorczości.
>>>
To zdanie :
Kosiniak- Kamysz: usprawnienie urzędów pracy zmniejszy bezrobocie -
Zasluguje na nagrode za szczyt debilizmu !
KTO TEGO BARANA POSTAWIL !
WBIJCIE SOBIE DO GLOWY BARANY ZE URZEDY NIE TWORZA MIEJSC PRACY ! TYLKO GOSPODARKA ! URZEDY URZEDUJA ! I MOGA BYC POMOCNE ALE MOGA I SZKODZIC ! AKURAT URZEDY PRACY NALEZA DO TYCH CO NIEWIELE POMOGA A KASE KTORA MARNUJA NA ,,PROGRAMY" MUSZA ZMARNOWAC BO TAKI PRIKAZ Z GORY ! WDROZYC PROGRAM 50+ I KONIEC ! SENSU TO NIE MA ALE RZAD ZMUSZA !
Rząd dopłaci inwestorowi, który przejmie FagorMastercook
Aby ratować wrocławskie zakłady FagorMastercook, rząd przewiduje wsparcie dla potencjalnego inwestora. Może on liczyć na dopłatę od 5 do 100 mln zł, jeśli zapewni dalszą działalność firmy i utrzyma zatrudnienie.
Poinformowała o tym w czwartek wiceminister gospodarki Ilona Antoniszyn-Klik podczas konferencji prasowej w Dolnośląskim Urzędzie Wojewódzkim. Jak dodała, cały czas prowadzone są poszukiwania inwestora zainteresowanego zakupem wrocławskich zakładów FagorMastercook.
"Propozycje inwestycyjne mogą pojawić się poprzez nadzorcę ze strony hiszpańskiej albo poprzez syndyka wrocławskich zakładów. Każdy potencjalny inwestor, który przyjdzie z projektem do polskiego syndyka, od razu będzie wysyłany bezpośrednio do ministra gospodarki po to, aby jak najszybciej omówić możliwości dofinansowania. Będzie ono zależne od wartości projektu inwestycyjnego i tego, ile osób pozostanie zatrudnionych" - mówiła wiceminister.
Według Antoniszyn-Klik ze strony hiszpańskiej nie było zbyt wiele propozycji inwestycyjnych, dlatego ministerstwo gospodarki wspólnie z syndykiem aktywnie poszukuje inwestora na innych rynkach.
"Obecnie mamy do wykonania dwa zadania. Pierwsze to zachowanie maksymalnego zatrudnienia w firmie, tak aby umożliwić potencjalnemu inwestorowi przejęcie firmy gotowej do produkcji. Drugim zadaniem jest zapewnienie osobom, które odchodzą z FagorMastercook, odpowiedniego wsparcia lub ewentualnie zatrudnienia w innych zakładach" - uważa Antoniszyn-Klik.
Wiceminister zapewniała także, że planowane wcześniej zwolnienia grupowe zostaną ograniczone do minimum. Najprawdopodobniej z zakładu dobrowolnie odejdzie około 50-60 osób, posiadających już uprawnienia emerytalne. Te osoby otrzymają dobrą ofertę zabezpieczenia finansowego ze strony firmy.
"Do 28 kwietnia będzie ustalona ze związkami zawodowymi grupa pracowników, których odejście nie zaburzy potencjalnej produkcji przy tymczasowym zleceniu od firmy Cevital. Przejęła ona już marki Fagora i tym samym nabyła uprawnienia do sprzedawania wytworzonych produktów. Zlecenie to jest obecnie negocjowane. Zapewniłoby zakładom FagorMastercook produkcję na najbliższe 2-3 miesiące. Ważne jest to, aby było ono opłacalne dla wrocławskiej fabryki. Pozwoli to przetrwać okres negocjacji projektów inwestycyjnych" - twierdzi Antoniszyn-Klik.
Sprawą pierwszoplanową w projekcie inwestycyjnym będzie wartość inwestycji, a drugoplanową wielkość zatrudnienia, jaką inwestorzy chcący przejąć zakład zobowiążą się zachować.
"Doskonale zdajemy sobie sprawę, jak wiele innych zakładów jest powiązanych z tą fabryką i utrzymanie produkcji w FagorMastercook przyczynia się również do zatrudnienia w tych zakładach pobocznych" - mówiła wiceminister.
Do tej pory do Polskiej Agencji Informacji Inwestycji Zagranicznych podległej ministrowi gospodarki nie wpłynęły jeszcze żadne konkretne projekty inwestycyjne.
"Wiemy jednak, że są one przygotowywane, ponieważ cały czas jesteśmy w kontakcie z potencjalnymi inwestorami" - dodała Antoniszyn-Klik.
Problemy FagorMastercook rozpoczęły się wraz ze wstrzymaniem produkcji na początku października 2013 r. Od tej pory pracownicy fabryki są na przymusowych urlopach. Było to związane z kłopotami finansowymi, które przeżywała wówczas hiszpańska spółka - matka Fagor Electrodomésticos. Zarówno wrocławska fabryka jak i jej hiszpański parter złożyły wnioski o upadłość układową w sądzie w San Sebastian, które zostały pozytywnie rozpatrzone.
W lutym br. wrocławski sąd gospodarczy wszczął wtórne postępowanie upadłościowe FagorMastercook. Ponieważ w Hiszpanii została już ogłoszona upadłość układowa grupy Fagor, do której należą wrocławskie zakłady, w Polsce miało ono charakter likwidacyjny. Jednak decyzją sądu likwidacja spółki została zawieszona na trzy miesiące. Była ona podyktowana tym, żeby umożliwić uratowanie przedsiębiorstwa i jego sprzedaż w całości, co według sądu powinno być najlepszym rozwiązaniem dla wierzycieli i pracowników firmy.
Na początku kwietnia syndyk FagorMastercook ogłosiła, że w związku ze skrajnie trudną sytuacją spółki oraz brakiem stałych zamówień rynkowych, do końca maja zostanie zwolnionych blisko 1120 pracowników firmy z prawie 1200 zatrudnionych.
...
I znowu pieniadze dla ,,biednych" koncernow . Jak latwiutko im sie wydaje na bogatych a dla biednych NIE MA ! KOMU ZABRAC ! To podle pytanie rzadow UD/UW z ohydnych lat 90 tych . TFU !
Pomorskie: 188 osób dostało pomoc dzięki ustawie o ochronie miejsc pracy
188 pracowników z trzech firm z Pomorskiego otrzymało pomoc dzięki ustawie o ochronie miejsc pracy - poinformował Wojewódzki Urząd Pracy w Gdańsku. Ponad 280 tys. zł wypłacono pracodawcom z Funduszu Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych.
Pracodawcy otrzymali bezzwrotną pomoc na wynagrodzenia dla pracowników na mocy Ustawy o szczególnych rozwiązaniach związanych z ochroną miejsc pracy, która weszła w życie 21 listopada 2013 r. Zakłada ona, że przedsiębiorstwa, których obroty w ciągu pół roku spadły przynajmniej o 15 proc., mogą ogłosić przestój ekonomiczny. Ogłoszenie przestoju pozwala obniżyć pracownikom wymiar czasu pracy i uzyskać bezzwrotną pomoc finansową. Pieniądze pochodzą z Funduszu Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych.
Wojewódzki Urząd Pracy w Gdańsku poinformował PAP, że do 15 kwietnia 2014 roku do WUP wpłynęły cztery wnioski od pracodawców. Podpisano trzy umowy z firmami z branży produkcyjnej i usługowej z powiatów: gdańskiego, słupskiego i kwidzyńskiego. Pracodawcy otrzymali w sumie pomoc w wysokości ponad 281 tys. zł.
Wicedyrektor Wojewódzkiego Urzędu Pracy w Gdańsku ds. Funduszy Ewa Olejniczak tłumaczy, że przyjęte rozwiązania mają chronić miejsca pracy w okresie przestoju ekonomicznego lub obniżonego wymiaru czasu pracy.
Olejniczak zachęca do korzystania z tej formy wsparcia, bo pozwala ona przedsiębiorcom zatrzymać pracowników w okresie przejściowych trudności i jednocześnie ogranicza liczbę bezrobotnych w regionie.
Prezes Zarządu Pracodawców Pomorza w Gdańsku Zbigniew Canowiecki ocenił, że Fundusz Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych na Pomorzu działa dobrze. Jego zdaniem na Pomorzu wiele firm przetrwało przejściowe kłopoty właśnie dzięki pomocy Funduszu.
Świadczenia przyznawane są na podstawie wniosku złożonego przez przedsiębiorców do WUP. Pomoc może otrzymać firma, której obroty w ciągu sześciu miesięcy spadły przynajmniej o 15 proc. i która nie zalega z płaceniem składek do ZUS i urzędu skarbowego. Od czerwca br. będzie brana pod uwagę także stopa bezrobocia na danym terenie.
Rząd na wsparcie przedsiębiorców przeznaczył do połowy br. 204 mln zł. Dotąd wydano niewielką część tej kwoty.
Pracodawcy informacje na temat pomocy mogą uzyskać w Wojewódzkim Urzędzie Pracy w Gdańsku.
O środki z Funduszu Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych mogą też ubiegać się osoby, wobec których pracodawcy zalegają z wypłatą wynagrodzenia. W 2013 r. wypłacono zaległe wynagrodzenia 2169 osobom na kwotę ponad 11,4 mln zł, w 2014 r. 55 osobom na kwotę 367 tys. zł.
Na koniec lutego 2014 r. stopa bezrobocia w woj. pomorskim wynosiła 13,9 proc. Bez pracy było 119 tys. 959 osób.
...
Widzicie jak media manipuluja ! Tytul sugeruje ze pomogli bezrobotnym a faktycznie dali kase biznesmenom ! TAK RZAD POMAGA ,,BIEDNYM" W POLSCE ! NA TAKICH GLOSUJECIE !
Blisko 1,4 mln zł na ochronę miejsc pracy w Wielkopolsce
Trzynastu przedsiębiorców z Wielkopolski otrzyma w sumie pomoc dzięki ustawie o ochronie miejsc pracy. W ramach Funduszu Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych wypłacone zostanie 1,4 mln złotych, które otrzyma 219 pracowników.
Jak poinformowała Bernadeta Ignasiak z Wojewódzkiego Urzędu Pracy w Poznaniu do 8 maja br. o pomoc w ramach funduszu wystąpiło czternastu pracodawców z branż krawieckiej, budowlanej, handlu i usług. Wnioski o dofinansowanie złożyli przedsiębiorcy z Krotoszyna i Obornik Wlkp., a także Jarocina, Leszna, Piły, Suchego Lasu, Konina i Ostrowa Wlkp.
Największą kwotę wsparcia otrzymał pracodawca z Obornik, który dostał dofinansowanie za 3 miesiące dla 54 pracowników w kwocie ponad 177 tys. zł.
Jak dodała rzeczniczka, Urząd Pracy dotychczas podpisał umowy z 13 pracodawcami. Łączna kwota pomocy wyniesie 1 mln 396 tys. zł. Urząd Pracy w ramach funduszu przekazał do tej pory blisko 495 tys. zł.
Pieniądze te zostaną przyznane pracodawcom jako bezzwrotna pomoc na wynagrodzenia dla pracowników na mocy Ustawy o szczególnych rozwiązaniach związanych z ochroną miejsc pracy, która weszła w życie w listopadzie 2013 r.
Umożliwia ona przedsiębiorcom, którzy ogłosili przestój ekonomiczny lub obniżyli wymiar czasu pracy, skorzystanie ze wsparcia służącego ochronie miejsc pracy w sytuacji, gdy przejściowo pogorszyły się warunki prowadzenia działalności gospodarczej. Pracodawcy mogą je dostać na częściowe zaspokojenie wynagrodzeń pracowników za czas przestoju ekonomicznego lub na zrekompensowanie części pensji przy obniżeniu wymiaru czasu pracy oraz na opłacenie składek na ubezpieczenia społeczne pracowników.
Rząd na wsparcie przedsiębiorców przeznaczył do połowy tego roku 204 mln zł.
W marcu 2014 r. w woj. wielkopolskim bezrobocie wyniosło 9,6 proc. Bez pracy było 145 tys. 897 osób.
>>>
Ja dziekuje ale popmpuja bezwstydnie kase bogaczom I TO POD PRETEKSTEM POMOCY BEZROBTNYM !!! KIEDY ODPOWIEDZIALNI POJDA SIEDZIEC ???
Przekręt na agencję
Kłopoty ma 25 tysięcy pracowników i blisko 500 przedsiębiorstw z całego kraju. To efekt działalności Zdzisława K., który był właścicielem trzech agencji pośrednictwa pracy: Centrum Niderlandzkie, Royal i K.U.K. - pisze "Dziennik Gazeta Prawna".
Jak czytamy w gazecie, w kryzysie firmy chętnie zmniejszały koszty, przekazując pracowników agencjom pracy. Te nie zawsze jednak działały uczciwie i odprowadzały składki do ZUS. Zdaniem prokuratury może chodzić nawet o 120 milionów złotych. Ani pracownicy, ani ich macierzyste zakłady nie byli świadomi nieprawidłowości, ale do czasu aż ZUS upomniał się o swoje pieniądze.
Twórca przekrętu Zdzisław K. ma się dobrze. Wprawdzie jest ścigany listem gończym, ale ukrywa się za granicą i prowadzi blog, w którym narzeka na opresyjność polskiego państwa. Niedawno prokuratura postawiła mu zarzuty, a w jego sprawie zgromadzono już 120 tomów akt.
ZUS zauważył problem, ale późno. Teraz domaga się zaległych składek, jednak nie od agencji, a od przedsiębiorców, którzy byli klientami oszustów.
Więcej w "Dzienniku Gazecie Prawnej".
...
To teraz wiemy skąd taka ,,skuteczność" prywatnych agencji wychowanych przez media . WYBICIE SOBIE DO GŁOWY BARANY Z WARSZAWSKIM NIE MA PRACY I ŻADNI POŚREDNICY ICH NIE WYKRZASNA ! BALCEROWICZ RPP I RÓŻNE BELKI POZWOLIŁY KRAJ BEZKARNIE ! I NIE MA KTO ICH WSADZIĆ !
Praca od ręki we Wrocławiu. Za 500 złotych brutto
Przeglądając oferty zatrudnienia we wrocławskim urzędzie pracy można złapać się za głowę i przecierać oczy ze zdumienia. Na tablicy ogłoszeń bez trudu można znaleźć między innymi oferty pracy dla sprzątaczki za 500 złotych brutto. I najczęściej są to umowy śmieciowe.
– Z punktu widzenia prawa pracy, nie mamy się do czego przyczepić, bo nie możemy wpłynąć na kształt takich umów – wyjaśnia w rozmowie z Onetem Agata Kostyk-Lewandowska, rzeczniczka prasowa Okręgowej Inspekcji Pracy we Wrocławiu.
I jak dodaje – umowy o dzieło i zlecenia są zgodne z prawem, choć praca na takich warunkach z reguły jest wątpliwa.
Publikacji ofert z wynagrodzeniem za 500 złotych nie sposób jednak zabronić. – Te oferty nie są rekomendowane bezrobotnym poszukującym pracę. Ale nie możemy ich nie przyjąć, bo prawo wyraźnie ogranicza możliwość odmowy przyjęcia oferty od pracodawcy – tłumaczy w rozmowie z Gazetą Wrocławską Beata Tymciów z Powiatowego Urzędu Pracy we Wrocławiu.
Rzeczniczka wrocławskiej inspekcji pracy przestrzega jednak bezrobotnych przed zawieraniem umów śmieciowych. – One nie są w żaden sposób chronione przez kodeks pracy. Nic nam nie gwaratntują. Godząc się na umowę cywilno-prawną, nie mamy prawa ani do urlopu na żądanie, urlopu wypoczynkowego, ani do wynagrodzenia za czas choroby – podkreśla Kostyk-Lewandowska. W przypadku takich umów – o składkach emerytalnych także można zapomnieć.
Pracodawcom, inaczej niż poszukującym pracy – umowa o dzieło opłaca się i to bardzo, bo nie trzeba od niej odprowadzać żadnych składek. – Ubezpieczenie wypadkowe otrzymamy jedynie w przypadku umowy zlecenia – dodaje rzeczniczka inspekcji pracy.
– Szukam pracy od kilku miesięcy, ale sprzątać za 500 złotych nie zamierzam. To stawka poniżej godności człowieka – mówi Pani Grażyna, bezrobotna wrocławianka. – Żadna praca nie hańbi, ale oferty za 500 złotych są nie do przyjęcia – dodaje pan Paweł, który także szuka pracy.
– Przy umowie o dzieło możemy pracować całą dobę za złotówkę, a podpisując umowę zlecenia nawet za darmo – zaznacza Kostyk-Lewandowska. Problem może być też w przypadku konfliktu z pracodawcą, bo osoby zatrudniowe na tzw. „śmieciówki” nie mogą ze swoimi roszczeniami udać się do sądu pracy, tylko muszą je kierować do sądu cywilnego, a to jak wiadomo, wiąże się z kosztami.
Warto przede wszystkim czytać umowy, bo wiele osób tak naprawdę nie wie, co podpisuje i na co się zgadza.
...
I różne WYBORCZE BĘDĄ PIEPRZYĆ ŻE PRACA JEST !
Jest to kłamstwo . Bo w gospodarce rynkowej ZAWSZE są oferty o ile zgodzicie się na coraz niższe pensje . Stąd są to oferty niegodne . Nie można mówić że bezrobocia nie ma bo niektórzy ludzie nie godzą się na nie . To nie są realne oferty . Coś jak aukcje w internecie gdzie wystawiają nierealne ceny i nikt nie kupuje . Niby jest . Ale to nie są poważne oferty . NA RYNKU MOŻNA WYSTAWIĆ DOWOLNĄ OFERTĘ ! I NIC Z TEGO NIE WYNIKA ! Liczą się realne transakcje .
Szukali pracy, skończyli z kredytem
25-letnia podejrzana w trakcie zatrzymania - www.policja.pl
Dwoje młodych mieszkańców województwa lubelskiego zostało zatrzymanych i usłyszało zarzuty oszustwa. Podejrzani przyznali się do zarzucanych im czynów. Jak wynika z ustaleń funkcjonariuszy KWP w Lublinie, zamieszczali fałszywe oferty pracy. W ten sposób wyłudzali dane osobowe, które wykorzystywali do zaciągania pożyczek gotówkowych i kredytów.
– Tylko w styczniu bieżącego roku w Lublinie policjanci przyjęli kilkanaście zawiadomień o wyłudzeniu danych osobowych. Podobne zawiadomienia wpłynęły także w innych województwach – czytamy na oficjalnej stronie Komendy Wojewódzkiej Policji w Lublinie.
W minionym tygodniu policjanci weszli do kilku mieszkań w Lublinie i okolicach miasta. Przeszukania były efektem ustaleń policjantów z wydziału do walki z przestępczością gospodarczą i funkcjonariuszy zajmujących się zwalczaniem cyberprzestępczości z KWP w Lublinie. Zabezpieczono sprzęt komputerowy w postaci laptopów, telefonów komórkowych, dziesiątek kart telefonicznych i kart bankomatowych – podpisanych nazwiskami osób pokrzywdzonych - oraz modulator głosu, dokumentację bankową i pieniądze.
Zatrzymane zostały dwie osoby – 28-letni mężczyzna i 25-letnia kobieta, mieszkańcy województwa lubelskiego. Jak wynika z ustaleń policjantów z KWP w Lublinie, zamieszczali oni na portalach internetowych fałszywe oferty pracy, które dotyczyły przepisywania dokumentów z formatów JPG czy PDF na dokumenty tekstowe. Od zainteresowanych uzyskiwali pełne dane osobowe wraz z numerem dokumentu tożsamości w celu rzekomych niezbędnych formalności związanych z podpisaniem umowy, a następnie wykorzystywali je do zaciągania pożyczek gotówkowych i kredytów w instytucjach pozabankowych.
– Mając pełne dane, oszuści zakładali w instytucjach pozabankowych konto na nazwisko danej osoby i składali wniosek o pożyczkę gotówkową. By uruchomić procedurę, potrzebny był przelew weryfikacyjny, np. 2 gr, na podany numer konta. W ten sposób następowała weryfikacja danych. Dane osoby, która założyła konto, były tożsame z danymi osoby, która wykonała przelew – relacjonuje w rozmowie z Onetem kom. Renata Laszczka-Rusek, rzecznik KPW w Lublinie.
Zatrzymani zostali doprowadzeni do Prokuratury Rejonowej Lublin-Południe i przyznali się do zarzucanych im czynów. Sąd zastosował wobec nich areszt tymczasowy.
Policjanci nadal pracują nad sprawą, analizując zabezpieczone dane i sprawdzając zatrzymany sprzęt komputerowy. – Na tę chwilę trudno oszacować, ile osób zostało ofiarami fałszywych „pracodawców” i jakie poniosły one straty, z uwagi na zawiłość i wielowątkowość sprawy. Z naszych ustaleń wynika, że ten przestępczy proceder mógł trwać od 2 lat – dodaje kom. Renata Laszczka-Rusek.
Za oszustwo grozi im kara do 8 lat pozbawienia wolności.
...
Ludzie tak pragna pracy ze ich oszukuja a Wyborcza jeszcze napisze ze bezrobocia nie ma ...
NIK: staże i szkolenia nie pomagają bezrobotnym znaleźć pracy
- Shutterstock
Staże, szkolenia czy prace interwencyjne w niewielkim stopniu pomagają bezrobotnym w znalezieniu pracy – wynika z raportu Najwyższej Izby Kontroli. Resort pracy odpiera zarzuty i twierdzi, że sytuacja zmieni się, dzięki ubiegłorocznej nowelizacji ustawy o promocji zatrudnienia.
Kontrolerzy NIK zbadali skuteczność aktywizacji bezrobotnych w ośmiu województwach w kraju. Kontrola obejmowała okres od stycznia 2011 r. do I kwartału 2014 r. Koordynatorem kontroli była rzeszowska delegatura NIK.
REKLAMA
Jak poinformował rzecznik prasowy rzeszowskiej Izby Andrzej Trojanowski, z kontroli wynika, że jedne z najczęstszych form aktywizacji bezrobotnych stosowanych przez urzędy pracy, czyli m.in. staże i prace interwencyjne nie tylko nie pomagają w znalezieniu pracy, ale wręcz umożliwiają traktowanie bezrobotnych jako taniej lub wręcz darmowej siły roboczej.
Z raportu NIK wynika, że w latach 2011-2013 w ciągu trzech miesięcy po zakończeniu stażu pracę znalazło tylko od 33 proc. do 39 proc. osób, a po szkoleniach od 18 proc. do 21 proc. „Po upływie roku od zakończenia staży i szkoleń wskaźniki te były jeszcze niższe” - dodał Trojanowski.
Izba wskazuje, że ministerstwo pracy nie dysponuje rzetelną wiedzą dotyczącą efektów aktywizacji. Kontrolerzy NIK wyliczyli, że stosowany przez ministerstwo wskaźnik efektywności szkoleń i staży zawyża ich skuteczność o niemal 1/3.
Jak wyjaśnił rzecznik rzeszowskiej delegatury, dzieje się tak dlatego, że stosowany w resorcie pracy system informatyczny zliczał wszystkie osoby ogółem wyrejestrowane z rejestru bezrobotnych, także te, które niekoniecznie znalazły stałą pracę, a tylko zostały zakwalifikowane do udziału w jednym z projektów aktywizujących.
„Podobne zawyżone dane dotyczyły skuteczności innych form aktywizacji bezrobotnych m.in. tworzenia stanowisk pracy, jednorazowych dotacji na założenie własnej firmy oraz - w mniejszym zakresie - robót publicznych i prac interwencyjnych. Te formy aktywizacji traktowane były bowiem, jako efektywne już w chwili przekazania środków, niezależnie od tego, ile osób i na jak długo otrzymało pracę” - zaznaczył Trojanowski.
Z kontroli NIK wynika jednak, że tak zatrudnione osoby wracały do rejestru bezrobotnych nawet już po kilku dniach. A na zwolnione przez nie miejsce kierowane były kolejne osoby.
Trojanowski podkreślił, że kontrola Izby potwierdziła „naganną, choć nagminną” praktykę nadużywania staży, jako źródła darmowego wsparcia kadrowego.
„Pracodawcy nie ponosząc kosztów staży, chętnie angażowali się w taką formę aktywizacji. Nasz raport pokazuje wyraźnie, że kierowali się przy tym głównie własnym interesem ekonomicznym. Niektórzy przyjmowali nawet po kilkudziesięciu stażystów, nie zatrudniając po jego zakończeni ani jednego bezrobotnego, bądź pojedyncze osoby” - dodał.
Trojanowski podkreślił, że urzędy pracy tolerowały tę sytuację w trosce o doraźne zapewnienia bezrobotnym i ich rodzinom środków do życia.
„Zgodnie z przepisami, pracodawca nie ma obowiązku zatrudnienia stażysty, również urzędy pracy nie mogą go do tego zmusić. W naszej ocenie, urzędy mogą jednak przy zawieraniu umów preferować pracodawców, którzy wywiązują się z obietnicy zatrudnienia stażystów” - podkreślił rzecznik rzeszowskiej NIK.
Kontrolerzy Izby stwierdzili również w raporcie, że urzędy pracy nie monitorowały losów osób aktywizowanych w dłuższej perspektywie czasowej. Z tego powodu nie znają rzeczywistych efektów swoich działań. W ocenie kontrolerów, śledzenie losów osób, które korzystały z pomocy urzędów, pozwoliłoby określić skuteczność poszczególnych działań aktywizacyjnych, ocenić solidność pracodawców, a także poprawić wiarygodność danych statystycznych.
W odpowiedzi na raport NIK i zarzut braku wiarygodnych danych dotyczących efektów aktywizacji bezrobotnych, wiceminister pracy i polityki społecznej Jarosław Duda napisał, że od tego roku weryfikacja zatrudnienia jest oparta na danych z ZUS (fakt płatności składek). Co – w jego ocenie – wydaje się zapewniać większą wiarygodność danych.
Duda zaznaczył, że krytykowane w raporcie NIK za małą efektywność roboty publiczne i prace interwencyjne mają również funkcję integracyjną. „Udział w tych formach wspierania osób bezrobotnych, to nie tylko szansa na zatrudnienie, ale przede wszystkim możliwość nabycia kompetencji niezbędnych do podjęcia i utrzymania pracy, takich jak: punktualność, sumienność i systematyczność” - podkreślił wiceminister.
Dodał, że w ramach Programu Operacyjnego Wiedza Edukacja Rozwój na lata 2014-2020 ma być realizowany projekt, który będzie monitorował losy osób, które korzystały z różnych form aktywizacji.
Duda przypomniał też, że w maju 2014 r. znowelizowana została ustawa o promocji zatrudnienia i instytucjach rynku pracy, która uregulowała m.in. kwestie efektywności zatrudnieniowej. „Zatem część wniosków, które zostały przedstawione w raporcie odnosi się do nieaktualnej sytuacji i może mieć wyłącznie wartość historyczną” - napisał wiceminister pracy.
Rzecznik rzeszowskiej delegatury zauważa jednak, że mimo zmian ustawowych wprowadzonych w połowie 2014 r. uwagi i wnioski zawarte w raporcie są wciąż aktualne. „Ich wdrażanie przy okazji kolejnych zmian w prawie pozytywnie wpłynie na funkcjonowanie systemu aktywizacji osób bezrobotnych” - dodał Trojanowski.
...
~realista : To jest największe marnotrawstwo pieniędzy.Nabijanie kabzy firmom szkoleniowym za szkolenie ludzi "sobie a muzom" i strata kasy i żadnego pożytku z tych szkoleń. Kto ma dostęp,ten dostanie ludzi na staż,bo staż = darmowy pracownik.
...
TO JEST JEDNĄ WIELKĄ AFERA! BEZROBOTNI NIC Z TYCH PIENIĘDZY NIE MAJĄ! IDĄ DLA BOGACZY!
Blisko 6 milionów Polaków jest biernych zawodowo
- Shutterstock
Blisko 6 milionów Polaków będących w wieku produkcyjnym jest biernych zawodowo. Tak wynika z analizy danych GUS dokonanych w tym tygodniu przez Agencję Pracy Work Service.
Główne przyczyny niepodejmowania pracy to kontynuowanie nauki, obowiązki rodzinne oraz zniechęcenie poszukiwaniem zatrudnienia. Jak mówi Andrzej Kubisiak z Work Service, te grupy są potrzebne polskiej gospodarce i aktywizowanie ich będzie jednym z ważniejszych wyzwań dla polskiego rynku pracy. Dodał, że są osoby, których wprowadzenie na rynek zatrudnienia nie będzie proste. Jest tak w przypadku wcześniejszych emerytów, rencistów czy osób młodych, przed którymi jeszcze parę lat nauki.
Stąd z puli 6 milionów biernych zawodowo analitycy z Work Service wyłonili ponad milionową grupę osób, które można zaktywizować. Są to osoby, które zajmują się prowadzeniem domu czy opieką nad dziećmi. Są również osoby, które bez powodzenia poszukiwały pracy i takie, które się uczą, ale przekroczyły już wiek 25 lat i powinny zacząć próbować swoich szans na rynku pracy - wyjaśnia rozmówca Informacyjnej Agencji Radiowej.
...
To sa realne rozmiary bezrobocia w Polsce. MILIONY! Nie tylko zarejestrowani bezrobotni. Niektorym nie chce sie chodzic okresowo na rejestracje gdy i tak nie ma zasilku...
NIK: z programów specjalnych dla bezrobotnych korzystają przypadkowe osoby
- Shutterstock
Programy specjalne dla bezrobotnych powinny być narzędziem wsparcia dla osób, którym najtrudniej znaleźć i utrzymać pracę. Jednak powiatowe urzędy pracy często traktują je jako sposób na pozyskanie dodatkowych środków finansowych – wynika z ustaleń NIK.
Z programów korzystają przypadkowe osoby - podkreśla Izba.
REKLAMA
Jak podaje NIK, programy specjalne powinny być narzędziem aktywizacji bezrobotnych, osób poszukujących pracy lub zagrożonych jej utratą. Powinny być kierowane do osób będących w szczególnej sytuacji na rynku pracy – takich, dla których dotychczasowa pomoc, udzielana przez powiatowe urzędy pracy nie była wystarczająca. Ich cechą szczególną jest zindywidualizowanie oferty i wzbogacenie jej o specyficzne dla danej grupy adresatów elementy.
Na realizację programów specjalnych Minister Pracy i Polityki Społecznej przeznaczył w latach 2011-2014 dodatkowe środki z rezerwy Funduszu Pracy w wysokości blisko 215 mln zł. NIK ustaliła, że programy często nie spełniają swoich funkcji. Jak podkreślono, do udziału w programach dobierane są przypadkowe osoby, często takie, które nawet nie spełniają kryteriów kwalifikowania.
Urzędy pracy często pod nazwą programu specjalnego realizowały działania, które dla ich uczestników nie różnią się od standardowych form pomocy i nie pomagają w przezwyciężeniu barier zatrudnieniowych.
Takie sytuacje kontrolerzy NIK stwierdzili w 47 proc. spośród 57 zbadanych programów. Urzędy nie obejmowały wszystkich ich uczestników usługami (np. szkoleniami) lub instrumentami rynku pracy (np. dofinansowaniem działalności). Nie wszystkim bezrobotnym zaoferowano też odpowiedni do ich potrzeb specyficzny element wspierający zatrudnienie (np. zakup rowerów, laptopów, odzieży ochronnej).
Tymczasem, to właśnie jednoczesne zastosowanie wszystkich tych trzech rodzajów wsparcia jest warunkiem uznania programu za program specjalny. Wskazywać to może, że działania te nie były programami specjalnymi, ale jedną z form pozyskania dodatkowych środków finansowych przez powiatowe urzędy pracy.
Jak podkreśla NIK nie zawsze do realizacji programów specjalnych urzędy wybierały osoby, które potrzebowały tego rodzaju specyficznego wsparcia. W siedmiu urzędach (z 16 skontrolowanych) uczestnikiem programu specjalnego mógł być praktycznie każdy, kto sam się zgłosił, wyraziłby na to zgodę lub został wskazany przez pracodawców albo organizatorów staży (co znacznie ułatwiało osiągnięcie zakładanych efektów programów w postaci uzyskania zatrudnienia).
Oznaczało to, że osoby nie posiadające dostępu do internetu czy borykające się z trudnościami komunikacyjnymi i mniejszą od innych mobilnością, zatem ewidentnie wymagające specyficznego wsparcia, mogły w tej sytuacji nie zostać objęte programem specjalnym.
Według NIK tylko jedna skontrolowana jednostka zaadresowała program specjalny także do osób poszukujących pracy i objęła nim jedną osobę. Żadna z kontrolowanych jednostek nie adresowała natomiast programów do osób zagrożonych utratą pracy.
Tymczasem w każdym ze skontrolowanych urzędów kontrolerzy NIK ustalili, że występowały grupy osób wymagających specyficznego wsparcia, dla których można było prawidłowo zaprojektować programy specjalne. Im jednak nie zaoferowano specjalnie dla nich przemyślanych rozwiązań, które umożliwiłyby znalezienie i utrzymanie pracy.
Kontrola pokazała, że już samo przygotowanie programów specjalnych obarczone było licznymi wadami. W przypadku 18 badanych programów specjalnych urzędy pracy nie zawsze rzetelnie analizowały lokalny rynek pracy - niewłaściwie rozpoznawały potrzeby pracodawców i osób bezrobotnych, często opierały się wyłącznie na danych statystycznych.
To już na samym początku rzutowało na późniejszą realizację programów i powodowało konieczność częstej ich zmiany (w sześciu urzędach). Wadliwe rozpoznanie potrzeb osób bezrobotnych, zagrożonych utratą pracy lub poszukujących pracy spowodowało niewłaściwe zaprojektowanie specyficznych elementów wspierających zatrudnienie i konieczność ich ponownego dostosowywania do uczestników podczas realizacji programów - podkreśla NIK.
Urzędy do oceny skuteczności i efektywności programów specjalnych wykorzystywały opracowane przez Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej nieadekwatne wskaźniki efektywności zatrudnieniowej, wielokrotnie już kwestionowane przez NIK. Obliczana według nich efektywność nie uwzględnia rodzaju umowy ani czasu, ani wymiaru zatrudnienia uczestnika programu specjalnego.
Nie można było zatem stwierdzić - zaznacza NIK - czy droższe od innych programy specjalne, rzeczywiście są przydatne i trwale poprawiają sytuację uczestnika na rynku pracy. Z kolei własne mierniki, opracowane przez skontrolowane urzędy nie pozwalają na ustalenie sytuacji wszystkich uczestników programu na rynku pracy w czasie dłuższym niż trzy miesiące. Z informacji uzyskanych przez NIK wynika, że w ministerstwie rozpoczęto już prace nad zmianą sposobu wyliczania efektywności zatrudnieniowej.
Kontrolerzy NIK zbadali trwałość zatrudnienia uczestników programów specjalnych w dłuższym okresie czasu. Ustalili, że w przypadku 75 proc. programów, dla których taki pomiar był możliwy, trwałość ta nie została osiągnięta na poziomie zakładanym pierwotnie przez urząd.
Ponadto praktycznie we wszystkich urzędach programy często obejmowały instrumenty w postaci stażu czy prac interwencyjnych, które wprost nie przekładały się na znalezienie pracy po zakończeniu udziału w programie specjalnym. Instrumenty te powszechnie odbierane są jako mało skuteczne, gdyż dają niewielkie szanse na znalezienie trwałego zatrudnienia.
NIK zwraca uwagę, że kluczem do skutecznego rozwiązywania problemów osób bezrobotnych, poszukujących pracy oraz zagrożonych jej utratą przy pomocy programów specjalnych jest właściwe ich przygotowanie, dobór jednorodnej grupy adresatów oraz zaprojektowanie specyficznego elementu wspierającego zatrudnienie danej grupy osób.
Traktowanie programów jako formy pozyskania dodatkowych środków na aktywizację zawodową osób bezrobotnych jest niedopuszczalne, bowiem powoduje projektowanie nieprzemyślanych rozwiązań i dążenie do objęcia programem jak największej liczby osób, nie zawsze potrzebujących aż tak kosztownej formy wsparcia.
NIK rekomenduje także dokonywanie pomiaru rzeczywistych, realnych i długofalowych efektów realizowanych programów specjalnych.
Ideą programów specjalnych jest połączenie kilku form wsparcia, stworzenie swoistej ścieżki zaadresowanej i zaprojektowanej specjalnie dla konkretnej osoby lub grupy osób, która wymaga specyficznej pomocy (często także wzmocnienia motywacji, podniesienia samooceny lub wiary we własne możliwości).
Programy specjalne powinny być wzbogacone o specyficzny element (finansowy lub niefinansowy) zmniejszający lub likwidujący problemy i bariery napotykane przez osoby bezrobotne, poszukujące pracy lub zagrożone jej utratą uczestniczące w programach, który wspiera zatrudnienie. Element ten może przybierać różnorakie formy np. dofinansowania pobytu dziecka w przedszkolu lub żłobku, zakupu roweru, laptopa, usługi kosmetyczki, wizażystki.
Do maja 2014 r. uczestnikiem programu specjalnego mogła zostać każda osoba, dla której dotychczas stosowane formy wsparcia nie były skuteczne i wystarczające dla jej zaktywizowania, a od czerwca 2014 r. – zarejestrowana osoba bezrobotna oddalona od rynku pracy, o określonym przez powiatowy urząd pracy profilu.
...
Po prostu trzeba pracy. ,,Programy" sa dla tych co je prowadza.