Żyć w państwie strachu ...
Serwis znalezionych frazLinki
- Ashley...
- Żyć chce brat chcę gdy hejter to kat ;)
- Katalonia - nowe państwo w Europie
- Początki państwa polskiego
- Polskie Państwo Podziemne .
- Żyć długo a nawet wiecznie?
- "Wybrane zagadnienia z nauki o państwie" 4 zagadnienia: - teorie o pochodzeniu państwa (rozdział 3) - funkcje panstwa (rozdział 7) - dwa sposoby ujmowania państwa w życiu społecznym (rozdział - koncepcja demokratycznego państwa prawnego (rozdział 14) Konspekt ma pstać zeszytu. Długość 40-50 stron. Czytelnie i wyraźnie. Plan konspektu: - 4 podane zagadnienia (można dodawać swoje podpunkty) - punkt piąty ( własne refleksje odnoszące się do jednego zagadnienia) Wszystko z książki "Wprowadzenie do Nauki o Państwie i Prawie"[/b]
- dodatkowy zarobek
- Edukacja wczesnoszkolna
- Kryzys uzdrawia ?!
- Bestialstwo prusactwa ...
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- motonaklejki.htw.pl
Ashley...
CBA przeszukuje biuro poselskie posła PSL Jana Burego
CBA przeszukuje biuro poselskie posła PSL Jana Burego. Czynności te zleciła warszawska Prokuratura Apelacyjna, która prowadzi śledztwo w sprawie powoływania się na wpływy w Ministerstwie Infrastruktury. Marek Sawicki z PSL mówi WP.PL, że nic nie wiedział o przeszukaniu w biurze partyjnego kolegi, ale, jak przekonuje, "nie ma powodów, by wątpić w uczciwość posła Burego". Sam Bury potwierdził, że przeszukiwane jest jego biuro poselskie.
- Od rana agenci CBA prowadzą działania wspólne z prokuratorami Prokuratury Apelacyjnej w Warszawie, w ramach śledztwa w sprawie powoływania się na wpływy w ministerstwie infrastruktury. Działania prowadzone są w kilku miejscach. Nie ujawniamy, w jakich ani kogo dotyczą - oświadczył rzecznik CBA Jacek Dobrzyński.
- To szeroko zakrojone działania - mówi portalowi tvn24.pl jedna z osób zbliżonych do śledztwa.
Marek Sawicki z PSL mówi WP.PL, że nic nie wiedział o przeszukaniu w biurze kolegi, ale, jak przekonuje "nie ma powodów, by wątpić w uczciwość posła Burego”. – Jeśli jacyś ludzie powołują się na polityczne wpływy, mówią, że poseł w czymś im rzekomo pomagał, CBA musi to sprawdzić. I niech sprawdza – komentuje Sawicki.
Rzecznik warszawskiej prokuratury apelacyjnej Zbigniew Jaskólski potwierdził, że w ramach tego śledztwa dokonywano kolejnych już przeszukań pomieszczeń i że dotyczy to "osób sprawujących funkcje publiczne". - Śledztwo ma charakter rozwojowy i dla jego dobra nie można obecnie przekazać bliższych informacji o jego toku oraz przebiegu czynności - dodał Jaskólski w komunikacie prasowym.
Prokuratura nie odnosi się do informacji tvn24.pl, że przeszukano biuro szefa klubu poselskiego PSL Jana Burego i jeszcze innego polityka stronnictwa. Pytany o to Bury przyznał, że CBA na zlecenie prokuratury przeszukało jego biuro w Rzeszowie. - Nie mam sobie nic do zarzucenia. W tej sprawie wyjaśniłem wszystko, co mogłem - powiedział Bury pytany o to przez dziennikarzy w Sejmie. - W tej chwili te czynności jeszcze trwają w biurze poselskim w Rzeszowie - dodał.
- Dzisiaj wprowadziłem panią prokurator i dwóch funkcjonariuszy CBA do mojego pokoju hotelowego. Byłem obecny przy czynnościach. Zachowali sie bardzo profesjonalnie i bardzo elegancko - dodał szef klubu PSL. Pytany, czego funkcjonariusze mogli szukać, Bury odpowiedział: "szukają dokumentów związanych z prowadzonymi przez siebie postępowaniami". - Jakimi - proszę pytać prokuratury i rzecznika CBA - dodał.
Na pytanie, czego może dotyczyć przeszukanie szef klubu ludowców odpowiedział: "Może dotyczy mojej działalności z przeszłości, a może dotyczy aktualnych, bieżących spraw".
O śledztwie ws. płatnej protekcji (taką nazwę nosi przestępstwo powoływania się na wpływy w instytucjach państwowych w zamian za korzyść majątkową lub osobistą) Prokuratura Apelacyjna w Warszawie informowała w poniedziałek. Podano wówczas, że w ramach tego śledztwa dokonano przeszukania pomieszczeń w Ministerstwie Infrastruktury i Rozwoju oraz zatrzymano i przesłuchano jako podejrzanych dwóch biznesmenów. Śledztwo prowadzone we współpracy z CBA dotyczy "udzielania korzyści majątkowych w zamian za pośrednictwo w załatwieniu sprawy w instytucji państwowej". Postępowanie wszczęte w tym roku prowadzi wydział ds. przestępczości zorganizowanej i korupcji stołecznej prokuratury apelacyjnej.
"Rzeczpospolita" napisała w czwartek, że w zeszłym tygodniu przeszukania dokonano w gabinecie wiceministra Stanisława Rynasiewicza (PO), a zatrzymanymi biznesmenami byli Marian D. i Paweł K. - przedsiębiorcy z firmy paliwowej z Leżajska (Podkarpackie), skąd również pochodzi Rynasiewicz. Rzecznik CBA oświadczył w czwartek, że Biuro nie udziela informacji na temat szczegółów. Również rzecznik PA Zbigniew Jaskólski nie podał, jakich osób one dotyczą.
Wiadomo, że biznesmenom przedstawiono zarzuty z art. 230a kodeksu karnego, czyli czynnej płatnej protekcji. Głosi on, że kara od pół roku do 8 lat więzienia grozi temu, kto udziela albo obiecuje udzielić korzyści majątkowej lub osobistej w zamian za pośrednictwo w załatwieniu sprawy w instytucji państwowej (...) polegające na bezprawnym wywarciu wpływu na decyzję, działanie lub zaniechanie osoby pełniącej funkcję publiczną, w związku z pełnieniem tej funkcji.
Bury pytany w czwartek, czy zna biznesmenów z Leżajska, którzy - według mediów - mieli się podoływać na wpływy w resorcie infrastruktury zaznaczył, że wie, kto to jest. - Jednego znam - powiedział, dodając, że jest on szefem dużej firmy na Podkarpaciu. Dopytywany, czy biznesmeni mogli się powoływać na jego wpływy powiedział: "Nie wiem. Proszę pytać prokuraturę i CBA".
Pytany o sprawę rzecznik MIR Robert Stankiewicz powiedział, że dysponentem pełnej wiedzy na ten temat jest Prokuratura Apelacyjna w Warszawie. "Zatem z wszelkimi pytaniami dotyczącymi śledztwa odsyłamy do prokuratury. Ministerstwo Infrastruktury i Rozwoju deklaruje pełną gotowość do współpracy w celu jak najszybszego wyjaśnienia sprawy" - zapewnił.
...
Przedtem trzeba było postraszyć Wprost teraz PSL .
Tonący brzydko się chwyta . Skazana zniszczyli a nie tylko postraszyli bo nie ma pleców .
Zatem ogłaszam że żyjemy w państwie zmierzającym do bezprawia . Gdzie władza niszczy kogo chce .
Spektakularna akcja CBA w siedzibie Prokuratury Apelacyjnej w Rzeszowie
Do spektakularnej akcji Centralnego Biura Antykorupcyjnego doszło w siedzibie Prokuratury Apelacyjnej w Rzeszowie - informuje RMF FM. Funkcjonariusze weszli do gabinetu szefowej tamtejszej apelacji, prok. Anny Habało; została ona już zawieszona w czynnościach. W aferę korupcyjną mogą być zamieszani najważniejsi prokuratorzy na Podkarpaciu. CBA weszło dziś także do mieszkania byłego prokuratora, niegdyś doradcy ministra sprawiedliwości.
Funkcjonariusze - według informacji RMF FM - weszli do gabinetów Anny Habało i jednego z byłych prokuratorów; dokonali tam przeszukania oraz zabezpieczyli dokumenty.
- W momencie, gdy do Prokuratury Generalnej trafiła informacja o decyzji warszawskiej prokuratury apelacyjnej o przeszukaniu gabinetu prok. Habało, została podjęta decyzja o zawieszeniu jej w czynnościach, czyli odsunięciu od wykonywania obowiązków do czasu wyjaśnienia sprawy - powiedział prok. Maciej Kujawski z Prokuratury Generalnej.
Habało szefową Prokuratury Apelacyjnej w Rzeszowie jest od 2007 r., gdy powołał ją tam Zbigniew Ćwiąkalski. Prokurator Generalny Andrzej Seremet nie dokonywał zmiany w kierownictwie tej prokuratury.
Kujawski poinformował, że jednocześnie rzecznik dyscyplinarny PG wszczął postępowanie wyjaśniające. - Nie jest to jeszcze równoznaczne ze wszczęciem postępowania dyscyplinarnego, po uzyskaniu materiałów z warszawskiej prokuratury apelacyjnej zostanie dokonana ocena, czy są podstawy do działań dyscyplinarnych - zaznaczył Kujawski. Dodał, że do prowadzącej śledztwo warszawskiej prokuratury apelacyjnej będą należały decyzje w sprawie immunitetu Habało.
Prokurator powiedział także, że podobna decyzja o wszczęciu postępowania wyjaśniającego podjęto wobec prokuratora w stanie spoczynku - b. doradcy kilku ministrów sprawiedliwości ds. współpracy z prokuraturą.
Akcja ma związek z czynnościami podejmowanymi od wczoraj. Wiadomo, że w aferę wplątani są ludzie z różnych dziedzin życia - biznesmeni, politycy i urzędnicy państwowi.
...
O no proszę ! Ledwie napisałem i już kolejne ! Jak tylko wyjaśnianie to po co cyrkowcy z CBA ? Nie mogli normalni prokuratorzy ? Znowu jakieś zastraszanie . Najlepiej jak prokuratorzy ,,robią co trzeba" . Trzeba skręcić sprawę Chazana to skręcają ...
"Wprost": taśma, która ma obalić rząd
Puszczenie moich taśm zamknie temat i rząd upadnie - miał rzucić żartem krótko po wybuchu afery taśmowej szef CBA Paweł Wojtunik. Chodziło o spotkanie Wojtunika z wicepremier Elżbietą Bieńkowską. O sprawie pisze "Wprost".
Nowe taśmy "Wprost": "Mam problem Burego. Koalicja może się posypać"
"Wprost" opisuje spotkanie, które odbyło się na początku czerwca w restauracji Sowa i Przyjaciele. Spotkanie Bieńkowska-Wojtunik było umawiane przez sekretariaty pani wicepremier i szefa służb. Miejsce zaproponowała Bieńkowska, która dobrze zna restaurację na Mokotowie. Czego dotyczyło to spotkanie? Wojtunik źle i ostro wypowiadał się na temat szefa dyplomacji Radosława Sikorskiego. O co chodziło? O sprawę z zeszłego roku. Wiosną 2013 "Wprost" opisał sprawę podejrzanego wielomilionowego przetargu na obsługę polskiej prezydencji w Unii Europejskiej. Sprawa odżyła po kilku miesiącach. Jesienią na opisaną przez "Wprost" historię zareagowało CBA. Wtedy zatrzymana została Monika F., naczelnik wydziału zamówień publicznych w MSZ. Beneficjentem przetargów była firma informatyczna, której wiceprezesem był Janusz J., wiceszef dużej firmy z branży informatycznej.
Jak pisze "Wprost" na spotkaniu z Bieńkowską szef CBA niepochlebnie wyrażał się o postawie Sikorskiego wobec tej historii. Mówił, że Sikorski w bezpośredniej rozmowie miał do niego pretensje, nie był zadowolony ze sposobu działań CBA w resorcie. Wojtunik, nie przebierając w słowach, krytykował też Bartłomieja Sienkiewicza za sposób, w jaki ten kieruje resortem spraw wewnętrznych. Bieńkowska, ale też Wojtunik są mocno przejęci perspektywą tego, że nagranie z ich spotkania mogłoby zostać upublicznione. Szef CBA zakulisowo wyrażał opinię, że doprowadziłoby rząd do upadku.
Jak pisze "Wprost" już po ujawnieniu afery podsłuchowej Wojtunik spotkał się z osobami mającymi wiedzę na temat kulis sprawy. Mimo że CBA nie jest włączone do śledztwa w aferze taśmowej, szef tej służby - zdaniem "Wprost" - bez powodzenia próbował się dowiedzieć, kto przekazał nagrania dziennikarzom. Jak pisze tygodnik w zakulisowych rozmowach szef CBA wyrażał opinię, że ujawnienie jego rozmowy z Bieńkowską doprowadziłoby to rząd do upadku.
"Wprost" zastanawia się, jaki związek ma rozmowa szefa CBA z Bieńkowską ze sprawą Jana Burego, do którego w ubiegłym tygodniu weszli agenci CBA. Jak pisze tygodnik, Buremu przypisuje się związki z Piotrem Nisztorem, za którego pośrednictwem nagrane rozmowy polityków trafiły do redakcji "Wprost".
Tygodnik powołując się na anonimowego rozmówcę ze służb napisał, że służby mogły wejść do biura posła, "by sprawdzić, czy Bury nie ma jakiś taśm w teoretycznie bezpiecznym sejmowym biurze". - Być może chodzi o danie sygnału, że ludzie, którym przypisuje się kontakty z Nisztorem, będą sprawdzeni - miał powiedzieć rozmówca.
Źródło: "Wprost"
...
Czyli Burego poruszali o te taśmy . O NIC INNEGO !
CBA przeszukało mieszkanie ks. płk. Roberta Mokrzyckiego
Proboszcz Katedry Polowej Wojska Polskiego ksiądz pułkownik Robert Mokrzycki został zawieszony przez biskupa polowego Józefa Guzdka - informuje portal tvn24.pl. Powodem decyzji hierarchy było przeszukanie, jakiego CBA dokonało w domu ks. Mokrzyckiego. Według nieoficjalnych informacji sprawa ma związek ze śledztwem dot. m.in. szefa klubu PSL Jana Burego oraz wiceministra Zbigniewa Rynasiewicza.
Według informacji tvn24.pl przeszukanie w Ordynariacie Polowym Wojska Polskiego (mającym rangę biskupstwa) zarządziła Prokuratura Apelacyjna w Warszawie. Śledztwo dotyczy powoływania się na wpływy w ministerstwie infrastruktury i rozwoju. Zamieszani w nie mają być biznesmeni, politycy, prawnicy i jak się okazuje także księża. Wszyscy pochodzą z Podkarpacia.
- Przeszukanie zostało dokonane 11 lipca jedynie w pomieszczeniach zajmowanych przez księdza pułkownika Roberta Mokrzyckiego - stwierdził ksiądz Zbigniew Kępa, rzecznik Ordynariatu. - Biskup Polowy niezwłocznie stosownym dekretem zawiesił księdza pułkownika w pełnieniu wszystkich funkcji i urzędów do czasu złożenia przez niego stosownych wyjaśnień - zaznaczył w komentarzu dla tvn24.pl.
- Jesteśmy w sytuacji dość trudnej, bo nie posiadamy informacji w tej sprawie. Proboszcz jest nieobecny, bo przebywa na urlopie, więc czekamy na jego powrót i stawienie się przed biskupem ordynariuszem. Wtedy bp Guzdek wysłucha wyjaśnień proboszcza i będzie miał szerszą wiedzę - stwierdził ks. Kępa.
"O celu i wyniku przeszukania nie została poinformowana Kuria Polowa" - głosi komunikat opublikowany na stronie internetowej Ordynariatu Polowego.
...
Czas na prześladowania chrześcijan . Widzicie że są oni prześladowani bo nikt za nimi nie stoi . Można bezkarnie mordować ...
Sąd oddalił zażalenie Burego na działania śledczych i CBA
Warszawski sąd rejonowy oddalił zażalenie szefa klubu parlamentarnego PSL Jana Burego na działania prokuratury i CBA, m.in. przeszukanie w biurze i pokoju poselskim.
Sąd Rejonowy dla Warszawy-Woli rozpatrywał zażalenia Burego, a także wiceministra infrastruktury i posła PO Zbigniewa Rynasiewicza oraz kilku innych osób. Posiedzenie odbyło się za zamkniętymi drzwiami.
- W mojej sprawie sąd oddalił zażalenie. Uznał, że prokuratura mogła przeszukać biura i pomieszczenia hotelowe, sejmowe posła czy senatora i to jest wykładnia dla wszystkich posłów po wsze czasy - poinformował Bury. Nie chciał komentować postanowienia sądu.
Szef klubu PSL wyjaśnił, że chciał sprawdzić, czy prokuratura ma prawo przeszukać pomieszczenia posła lub senatora, bowiem opinie ekspertów, w tym także znawców prawa konstytucyjnego, podawały to w wątpliwość. Zaznaczył, że nie utrudniał pracy śledczych, a wręcz zaprosił ich do pokoju w hotelu sejmowym.
W początkach lipca CBA na zlecenie Prokuratury Apelacyjnej w Warszawie przeszukało m.in. biuro poselskie i pokój poselski Burego. Wcześniej przeszukano gabinet, służbowy samochód i pomieszczenia użytkowane przez Rynasiewicza. Posłowie w związku z działaniami prokuratury skierowali zażalenia do sądu. W środę rozpoznał je Sąd Rejonowy dla Warszawy-Woli.
Sąd ogłosił decyzje w sprawie wszystkich zażaleń z wyłączeniem jawności. Sędzia Katarzyna Rymarz wyprosiła dziennikarzy z sali i wezwała sądowego policjanta. Z nieoficjalnych informacji Polskiej Agencji Prasowej zbliżonych do sprawy wynika, że w środę sąd ogłosił jedynie decyzje, zaś wygłoszenie uzasadnień odroczył o tydzień "ze względu na zawiłość sprawy".
Działania prokuratury prowadzone były w ramach śledztwa ws. korupcji i powoływania się na wpływy w instytucjach przez biznesmenów z Podkarpacia. Ostatnio liczba podejrzanych w tym śledztwie wzrosła do pięciu osób. Chodzi m.in. o podżeganie do korupcji, za co grozi do 10 lat więzienia. Zarzuty usłyszeli dwaj biznesmeni z Leżajska, funkcjonariusz publiczny oraz dwóch duchownych - w tym b. proboszcz katedry polowej Wojska Polskiego. To właśnie w ramach weryfikowania wyjaśnień podejrzanych prokuratura i CBA podjęły działania polegające na żądaniu wydania określonych przedmiotów oraz przeszukaniu pomieszczeń należących m.in. do osób publicznych.
W środę sąd rozpoznał także kilka zażaleń na zastosowane środki zapobiegawcze i zarządzone przeszukania u innych osób związanych ze sprawą. Zażalenie na przeszukanie i konieczność "wydania rzeczy" złożył m.in. b. proboszcz katedry polowej WP.
....
Dla sądu trud a sprawa bo prawo mają ale liczy się kto do czego to wykorzystuje ...
Były proboszcz katedry polowej chce, żeby prokuratura oddała mu prawie 200 tysięcy
Blisko 200 tysięcy złotych - w różnych walutach - mieli znaleźć prokuratorzy przeszukujący mieszkanie byłego proboszcza Katedry Polowej Wojska Polskiego. Przeszukania dokonano w związku z tak zwaną "aferą Podkarpacką".
Teraz duchowny chce, aby prokuratura oddała mu te pieniądze. Złożyliśmy zażalenie w tej sprawie - mówi pełnomocnik księdza mecenas Krzysztof Wąsowski. Prawnik uzasadnia, że duchowny nie usłyszał zarzutu przyjmowania pieniędzy.
Ksiądz Robert M. usłyszał zarzut powoływania się na wpływy w instytucjach, za co miał otrzymać korzyści majątkowe. Przeszukanie potwierdziło przypuszczenia - mówi prokurator Zbigniew Jaskulski z Prokuratury Apelacyjnej w Warszawie, która prowadzi sprawę. Znaleziono między innymi poszukiwaną sztabkę złota. Jej wartość to 130 tysięcy złotych - informuje Zbigniew Jaskulski. Prokuratura utrzymuje, że sztabka złota, to wynagrodzenie za załatwienie sprawy dla dwóch leżajskich biznesmenów.
Ksiądz Robert M. nie jest już duchownym ordynariatu polowego, wrócił do swojej macierzystej diecezji rzeszowskiej. W tamtejszej kurii zastanawiają się, co zrobić z księdzem. Decyzje jeszcze nie zapadły - mówi ksiądz Tomasz Nowak rzecznik tamtejszej kurii. Na razie ksiądz został skierowany do parafii świętego Rocha, gdzie pomaga w duszpasterstwie. Może jednak zostać proboszczem lub wikarym w innej parafii lub pracować w kurii.
W sprawie afery zatrzymano i postawiono zarzut korupcji dwóm przedsiębiorcom paliwowym spółki Maante. Po ich zeznaniach rozpoczęły się przeszukania u posła PSL Jana Burego, wiceministra infrastruktury Zbigniewa Rynasiewicza z PO i ks. Roberta M.
...
Podejrzana sprawa . To że prokuratura znajduje jakieś pieniądze w domu przeszukiwanego TO NIE ZNACZY ŻE MOŻNA JE SOBIE ZABRAĆ ! TO DZIĘKUJE ! CO TO ROSJA ?
Marek Falenta: nigdy nie bylem tajnym współpracownikiem służb
- Nigdy nie bylem tajnym współpracownikiem służb - stwierdził Marek Falenta, główny podejrzany o zlecanie nagrań w aferze podsłuchowej. Jak tłumaczył, oficerowie CBA i ABW dzwonili do niego "od czasu do czasu" i "zadawali mu proste pytania dotyczące rynku". Falenta twierdzi, że rozmawiał z nimi, bo "czuł się w obowiązku".
- Pytali o rynek służby zdrowia, o rynek węgla, telekomunikacji. To są proste pytania i traktowałem to w kategoriach szkolenia, pomocy im, bo wiem, że mogą nie posiadać takiej wiedzy - mówił Falenta. Biznesmen twierdzi również, że służby regularnie kontaktowały się z nim od 2004 roku. - Jestem otwartym człowiekiem, więc jak przychodzili to starałem się pomóc tak jak umiałem - stwierdził.
- W grudniu zeszłego roku weszliśmy do Składów Węgla jako inwestorzy. I wtedy się zaczęły problemy. W dniu promocji zatrzymano 10 osób ze Składów Węgla, a zarzuty, które im postawiono są śmieszne. Główne kierownictwo do dzisiaj siedzi w areszcie - powiedział Marek Falenta, biznesmen, główny podejrzany o zlecanie nagrań w aferze podsłuchowej. Tłumaczył, że od tamtej pory nie udziela już informacji oficerom służb specjalnych, którzy kontaktowali się z nim od 10 lat. - Po tej aferze próbowali się ze mną skontaktować i odmówiłem wszelkich kontaktów. Nie będę udzielał już nawet prostych odpowiedzi na pytania - stwierdził Falenta. Powiedziałem, że jak chcą ze mną rozmawiać, to niech przysyłają mi wezwania - dodał.
...
Szukaja na oslep ...
Tajna grupa podsłuchiwała generałów? Historia jak z IV RP
Batrłomiej Sienkiewicz - msw.gov.pl
Tajna grupa złożona ze służb i policji inwigilowała byłych szefów ABW, SKW, BOR i ich zastępców oraz urzędującego szefa CBA. "Historia jak z IV RP" – czytamy w "Gazecie Wyborczej". Grupą miał kierować Bartłomiej Sienkiewicz, który według gazety miał podejrzewać szefów służb o spisek. Były szef MSW zaprzecza, by wiedział o takiej jednostce. Wydał w tej sprawie specjalne oświadczenie.
Grupa złożona z policjantów z Biura Spraw Wewnętrznych Komendy Głównej Policji oraz oficerów Służby Kontrwywiadu Wojskowego miała powstać latem 2014 r. i sprawdzić, czy w nielegalnym podsłuchiwaniu prominentnych polityków uczestniczyli szefowie trzech służb specjalnych.
REKLAMA
"Podsłuchami objętych mogło zostać nawet kilkanaście osób z kręgu dawnych służb. Badane miały być ich wzajemne kontakty oraz relacje z dziennikarzami i politykami" - czytamy w artykule Wojciecha Czuchnowskiego.
W wydanym dziś oświadczeniu Bartłomiej Sienkiewicz napisał, że informacje podane przez "Gazetę Wyborczą" są nieprawdziwe i absurdalne. Stwierdza, że dziennikarze "mijają się z prawdą i wprowadzają w błąd opinię publiczną".
Były minister jeszcze dziś ma złożyć wniosek do Prokuratury Generalnej, która ma wyjaśnić tę sprawę.
Powrót do IV RP?
"Inwigilowanie szefów służb było trudne. Dlatego do śledzenia byłych szefów SKW - Noska i jego zastępcy płk. Dariusza Pilarza - wyznaczono funkcjonariuszy z Biura Spraw Wewnętrznych Komendy Głównej Policji. A inwigilacją szefa CBA zajęli się agenci SKW" - podaje "GW".
Problemem był sprzęt do bezpośredniej inwigilacji. Obserwowani znali twarze funkcjonariuszy i ich samochody. Kłopotem były też podsłuchy. - Funkcjonariusze naginali prawo, popełniając takie same nadużycia, o jakie oskarżano służby specjalne w czasach rządów PiS. Między innymi wystąpili do sądu o zgodę na podsłuchy "numerów nieznanych", tzw. NN, choć było wiadomo, czyje to telefony - czytamy w artykule.
- To model przyjęty przez służby z czasów PiS. Przecież za fikcyjną kwalifikację przestępstwa i podsłuchy na "NN" ABW próbowała rozliczać swojego byłego szefa Bogdana Święczkowskiego - mówi „Gazecie Wyborczej” jeden z inwigilowanych.
Rola Sienkiewicza
Grupą kierować miał Sienkiewicz, ale – jak informuje "GW" - twierdzi, że nie wie nic o istnieniu specjalnej grupy. "Nigdy nie zlecałem, nie miałem wiedzy ani żadnych intencji w zakresie prowadzenia działań operacyjnych wobec poszczególnych szefów służb mnie podległych - takie sugestie muszę traktować jako insynuacje i pomówienia" - napisał Sienkiewicz dziennikarzom.
Sienkiewicz we wrześniu ub. roku nie wszedł do nowego rządu Ewy Kopacz, dziś jest szefem Instytutu Obywatelskiego, think tanku Platformy.
Rzecznik KGP Mariusz Sokołowski twierdzi z kolei, że "decyzja o grupie, jej składzie i zadaniach jest niejawna".
Sejmowe komisje
- Trzeba zbadać sprawę ewentualnego związku byłych szefów służb z aferą podsłuchową - mówi rzeczniczka rządu Małgorzata Kidawa-Błońska. Powiedziała ona w radiowej Jedynce, że sprawę powinny zbadać odpowiednie służby i odnieść się do tez zawartych w artykule.
- Potrzebne są dokładne informacje na temat tajnej grupy w MSW. Być może ta sprawa powinna zostać omówiona na sejmowej Komisji ds. Służb Specjalnych - powiedziała z kolei w radiowej Trójce Joanna Senyszyn. Zaznaczyła, że póki co nie należy tej sprawy demonizować. - Jeśli powstała taka komórka (...) to trzeba mieć do niej zaufanie - dodała.
Szef sejmowej komisji do spraw służb specjalnych Marek Biernacki poinformował, że na wtorkowym posiedzeniu komisja zajmie się sprawą ewentualnych podsłuchów szefów służb.
Afera podsłuchowa
Afera podsłuchowa wybuchła 13 czerwca 2014 r., gdy w internecie zapowiedziano ujawnienie nielegalnie podsłuchanych rozmów polskich polityków i biznesmenów. Podsłuchy drukował tygodnik "Wprost".
Jak zaznaczają dziennikarze "GW", nie ma dowodów na istnienie wątku spisku generałów w aferze podsłuchowej, nie ma też o nim słowa w śledztwie prokuratorskim.
...
Ho ho ! Wychodzi komu szydło z worka ! Kto by sie spodziewal ze Sienkiewicz buduje sobie imperium .
Sienkiewicz: informacje "GW" ws. afery podsłuchowej nieprawdziwe. Składam wniosek do prokuratury
Tomasz Orszulak
akt. 27 lutego 2015, 12:58
Sugestie, że za moją zgodą lub współudziałem były podejmowane nielegalne działania wobec innych osób, mijają się z prawdą - oświadczył b. szef MSW Bartłomiej Sienkiewicz. Chce, aby działania służb ws. "afery podsłuchowej" zbadała prokuratura. Wniosek w tej sprawie złożył do Prokuratury Generalnej.
"Gazeta Wyborcza" napisała, że w czasie, gdy Sienkiewicz był ministrem, tajna grupa utworzona w MSW badała, czy za "aferą podsłuchową" stoją byli szefowie ABW, SKW i BOR oraz urzędujący szef CBA. Minister spraw wewnętrznych - według "GW" - miał ich podejrzewać o spisek. Z informacji gazety wynika, że nadzorował grupę, w której pracowali policjanci z Biura Spraw Wewnętrznych Komendy Głównej Policji oraz oficerowie SKW.
"Zawarte w tej publikacji informacje dotyczące mnie są nieprawdziwe i wręcz absurdalne. Sugestie, że za moją zgodą lub współudziałem były podejmowane nielegalne w świetle polskiego prawa działania wobec innych osób mijają się z prawdą i stanowią, zapewnie mimowolne, wprowadzanie opinii publicznej w błąd" - napisał Sienkiewicz w specjalnym oświadczeniu.
Sienkiewicz: składam wniosek do Prokuratury Generalnej
"Istotą publikacji jest jednak kwestia zasadnicza dla zaufania obywateli do państwa i jego urzędników: czy popełniono przestępstwo, nadużywając instrumentów z obszaru służb specjalnych. Ta sprawa wymaga jak najszybszego wyjaśnienia, dlatego jeszcze dziś składam wniosek do Prokuratury Generalnej o wszczęcie postępowania w związku z możliwością popełnienia przestępstwa, tj. z art. 231 KK" - napisał b. szef MSW.
W Ministerstwie Spraw Wewnętrznych nie działała żadna tajna grupa wykonująca czynności w tzw. aferze podsłuchowej. Ponadto informujemy, że Policja, w tym Centralne Biuro Śledcze Policji oraz Biuro Spraw Wewnętrznych Komendy Głównej Policji nie prowadziły żadnych czynności wobec szefów służb wymienionych w treści artykułu.
Oświadczenie MSW i Policji
Art. 231 kodeksu karnego, który stanowi, że funkcjonariusz publiczny, który przekraczając swoje uprawnienia lub nie dopełniając obowiązków działa na szkodę interesu publicznego lub prywatnego, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3.
"Tylko obiektywne śledztwo organu zewnętrznego w stosunku do władzy wykonawczej jest w stanie przeciąć spekulacje i jak jestem tego pewny - wykazać nieprawdziwość stawianych mi zarzutów i pomówień" - oświadczył Sienkiewicz.
Odnosząc się do informacji "GW", wicepremier, szef MON Tomasz Siemoniak zapewnił w piątek, że oficerowie Służby Kontrwywiadu Wojskowego nie tworzyli grupy specjalnej w SKW. - Skontaktowałem się w piątek rano z szefem Służby Kontrwywiadu Wojskowego i zapytałem go, czy to prawda. Upoważnił mnie do tego, abym mógł jednoznacznie powiedzieć: to nieprawda. Oficerowie SKW nie brali udziału w żadnych takich działaniach, o jakich pisze 'Gazeta Wyborcza'. Nie tworzyli żadnej grupy w MSW, nie inwigilowali szefa innej służby - powiedział Siemoniak.
W związku z artykułem Generałowie na podsłuchu autorstwa Wojciecha Czuchnowskiego, który ukazał się w dzisiejszym wydaniu Gazety Wyborczej informuję, że Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego w opisywanej sprawie nie występowała z wnioskami o kontrolę operacyjną wobec NN osób.
Rzecznik ABW
Schetyna: nie znam tych spraw
O doniesienia "GW" był także pytany szef MSZ Grzegorz Schetyna, który ocenił artykuł jako sensacyjny. "Nie znam tych spraw, nie znam tych informacji, dla mnie są zupełnie nowe, są poważnym oskarżeniem. Rzecz dotyczy działań poprzedniego rządu, tutaj nie ma związku z obecnym funkcjonowaniem Rady Ministrów" - powiedział Schetyna.
- Ta sprawa nie będzie zamknięta, bo jest publiczną. Rozumiem, że prowadzone jest także postępowanie wyjaśniające, więc bądźmy cierpliwi. Na pewno tutaj nikt niczego nie zamiecie pod dywan (...) Jeżeli to by było prawdziwe, to jest sięgnięcie po te metody najgorsze, jakie znamy z czasów 2005-2007. To jest niemożliwe, żeby za rządów PO takie rzeczy, czy takie procedury mogły się zdarzyć, nie wierzę w to - dodał.
Sprawę podsłuchiwania m.in. polityków ujawnił w czerwcu ub. roku tygodnik "Wprost". Śledztwo w sprawie podsłuchów prowadzi Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga. Sienkiewicz jest jedną z osób, która domagała się od prokuratury ścigania sprawców nielegalnego podsłuchu i ma status pokrzywdzonego w tym śledztwie.
Dotąd prokuratura ustaliła, że od lipca 2013 r. podsłuchano kilkadziesiąt osób z kręgu polityki, biznesu oraz byłych i obecnych funkcjonariuszy publicznych. Część nielegalnie podsłuchanych rozmów została opisana w tygodniku "Wprost". Prokuratura postawiła zarzuty czterem osobom: biznesmenom Markowi Falencie i Krzysztofowi Rybce oraz Łukaszowi N. i Konradowi L. - pracownikom restauracji, w których dokonywano podsłuchów.
MSW i Policja oświadczyły: W Ministerstwie Spraw Wewnętrznych nie działała żadna tajna grupa wykonująca czynności w tzw. aferze podsłuchowej. Ponadto informujemy, że Policja, w tym Centralne Biuro Śledcze Policji oraz Biuro Spraw Wewnętrznych Komendy Głównej Policji nie prowadziły żadnych czynności wobec szefów służb wymienionych w treści artykułu.
ABW z kolei poinformowało: W związku z artykułem Generałowie na podsłuchu autorstwa Wojciecha Czuchnowskiego, który ukazał się w dzisiejszym wydaniu „Gazety Wyborczej” informuję, że Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego w opisywanej sprawie nie występowała z wnioskami o kontrolę operacyjną wobec NN osób.
...
Przytaczam ale nie mam za grosz zaufania . On widzial napsc Wipera na policje ... To juz wszystkiego mozna sie spodziewac .
Prokuratura: jest postępowanie sprawdzające w sprawie "tajnej grupy w MSW"
Warszawska prokuratura okręgowa wszczęła z urzędu postępowanie sprawdzające pod kątem ewentualnego przekroczenia uprawnień przez funkcjonariusza publicznego. Sprawa dotyczącą publikacji "GW", jakoby tajna grupa w MSW badała, czy za "aferą podsłuchową" stoją byli szefowie służb.
Jak poinformował rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie Przemysław Nowak, postępowanie sprawdzające zostało wszczęte na podstawie artykułu w piątkowej "Gazecie Wyborczej". - Zauważamy w tej chwili kilka wątków w tej sprawie, które należałoby wyjaśnić. W postępowaniu sprawdzającym prokurator podejmie decyzję o zakresie i kierunku przyszłego śledztwa - powiedział.
Nowak dodał, że postępowanie sprawdzające będzie prowadzone w kierunku art. 231 kodeksu karnego, który stanowi, że funkcjonariusz publiczny, który przekraczając swoje uprawnienia lub nie dopełniając obowiązków, działa na szkodę interesu publicznego lub prywatnego, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3.
Postępowanie sprawdzające kończy się albo wszczęciem śledztwa, albo jego odmową. Od decyzji odmownej strona uznana za pokrzywdzoną może się odwołać.
- Do warszawskiej prokuratury okręgowej trafi także zawiadomienie Bartłomieja Sienkiewicza, które były szef MSW w piątek skierował do Prokuratury Generalnej - poinformował rzecznik PG Mateusz Martyniuk.
Zawiadomienie, do którego dotarła PAP, dotyczy "możliwości popełnienia przestępstwa przekroczenia uprawnień przez funkcjonariuszy publicznych, który mieli stworzyć i działać w ramach tajnej grupy, o którym mowa w materiale prasowym".
Jednocześnie Sienkiewicz zaprzecza, jakoby wiedział o działaniu grupy w MSW. "Podane w artykule informacje dotyczące rzekomo mojej osoby są nieprawdziwe i stanowczo im zaprzeczam. Nie jest prawdą, abym powołał taką grupę albo ją nadzorował. Nie wiem również nic o jej utworzeniu i działalności" - napisał Sienkiewicz.
Rzeczniczka resortu spraw wewnętrznych Małgorzata Woźniak zapewniła, że w MSW "nie działała żadna tajna grupa wykonująca czynności w tzw. aferze podsłuchowej". "Policja, w tym Centralne Biuro Śledcze Policji oraz Biuro Spraw Wewnętrznych Komendy Głównej Policji nie prowadziły żadnych czynności wobec szefów służb wymienionych w treści artykułu" - poinformowano w oświadczeniu MSW i policji.
Także SKW i ABW zaprzeczają, by prowadziły takie działania.
W piątek "Gazeta Wyborcza" podała, że w czasie, gdy Sienkiewicz był ministrem w MSW tajna grupa badała, czy za aferą podsłuchową stoją byli szefowie ABW, SKW i BOR oraz urzędujący szef CBA. Według "GW" Sienkiewicz miał ich podejrzewać o spisek. Z informacji gazety wynika, że nadzorował grupę, w której pracowali policjanci z BSW Komendy Głównej Policji oraz oficerowie SKW.
>>>
A Wiplera wysylal do wiezienia .
Nosil wilk razy kilka ...
Powinien to przyjac jako drobna pokute za winy .
Sienkiewicz o doniesieniach "Gazety Wyborczej": to jest jakiś absurd
Bartłomiej Sienkiewicz w rozmowie z Moniką Olejnik w Radiu Zet odniósł się do publikacji "Gazety Wyborczej" dotyczącej afery podsłuchowej z jego udziałem. Były minister domaga się dowodów lub przeprosin. - Dowodami nie są opowieści "jedna baba drugiej babie", które kończą się stwierdzeniem, że według informatorów prawdopodobnie to Sienkiewicz ma z tym coś wspólnego – mówił były szef MSW. - To jest jakiś absurd - dodał.
Bartłomiej Sienkiewicz powiedział na antenie radia, że zrobiono z niego "bohatera absurdalnej i operetkowej opowieści o szaleństwie". - To jest jakiś absurd. Dowody na stół! – wzywał w Radiu Zet i powiedział, że artykuł, który jest oparty na "szeptance na mieście" nie jest wiarygodny.
Sienkiewicz podkreślił także, że jako polityk nadzorujący służby specjalne nie miał prawa dostępu do informacji operacyjnych. – Dlatego ta bariera została zbudowana, żeby politycy nie rządzili osobiście służbami – tłumaczył.
Zapytany, czy wyobraża sobie, żeby służby podsłuchiwały generałów, szefów innych służb, powiedział, że nie wyobraża sobie, ale "nie ma dostępu i wiedzy o tym, komu zakładano podsłuchy".
...
Przytaczam co mowi .
Sprawa SKOK Wołomin. Kolejnych 10 osób zatrzymanych przez CBŚP
Sześciu osobom prokuratura w Białymstoku postawiła zarzuty związane z wyłudzaniem kredytów ze SKOK w Wołominie. Mężczyźnie, któremu przypisywane jest kierowanie taką grupą przestępczą, śledczy zarzucili wyłudzenie łącznie, przez podstawione osoby, 97,5 mln zł.
Jak poinformowała w piątek prowadząca śledztwo Prokuratura Okręgowa w Białymstoku, zdarzenia objęte zarzutami dotyczą lat 2009-2013. Trzy osoby zostały aresztowane, wobec trzech kolejnych zastosowano inne, tzw. wolnościowe, środki zapobiegawcze. Śledztwo białostockiej dotyczy doprowadzenia Spółdzielczej Kasy Oszczędnościowo-Kredytowej w Wołominie do niekorzystnego rozporządzenia mieniem wielkiej wartości. Polegało to na wyłudzaniu przez podstawione osoby kredytów na podstawie poświadczających nieprawdę dokumentów w postaci zaświadczeń o zatrudnieniu i osiąganych dochodach.
Głównym podejrzanym jest 55-letni mieszkaniec Białegostoku. Zarzucono mu kierowanie zorganizowaną grupą przestępczą, której celem było wyłudzanie w taki sposób kredytów ze SKOK w Wołominie.
- Mężczyzna wyszukiwał osobiście lub za pośrednictwem innych osób kredytobiorców, którzy uzyskają kredyty. Poświadczał nieprawdę co do faktu zatrudnienia bądź osiąganych przez te osoby zarobków w firmach powiązanych z jego osobą, w wystawianych na osoby te zaświadczeniach o zatrudnieniu i osiąganych dochodach. Dokonywał osobiście lub za pośrednictwem innych osób spłat zaciąganych kredytów. Zajmował się również innymi sprawami związanym z uzyskanymi kredytami - podała prokuratura.
Oprócz kierowania zorganizowaną grupą przestępczą, mężczyźnie postawiono też 35 zarzutów dotyczących wyłudzenia kredytów na łączną kwotę 97,5 mln zł. Jak podała prokuratura, po uwzględnieniu dokonanych wpłat (częściowo kredyty były bowiem spłacane), łączna kwota strat na szkodę SKOK w Wołominie, to ponad 74,6 mln zł. Podejrzanym grozi do 10 lat więzienia. Prokuratura nie ujawnia treści ich wyjaśnień złożonych w śledztwie.
...
Aresztowania wyborcze, Nic wam to nie pomoże. A za nadużywanie władzy odpowiecie !
Sienkiewicz kazał podpalić budkę przed ambasadą Rosji? Cezary Gmyz: jadę do prokuratury
oprac.Monika Krześniak
18 maja 2015, 07:54
Były szef MSW Bartłomiej Sienkiewicz kazał podpalić budkę przed ambasadą Rosji - sugeruje szef CBA Paweł Wojtunik w rozmowie z ówczesną wicepremier Elżbietą Bieńkowską na nagraniu rozmowy podsłuchanej w 2014 roku w restauracji Sowa i Przyjaciele w Warszawie, do którego dotarł tygodnik "Do Rzeczy". Dziennikarz gazety, Cezary Gmyz, w rozmowie z Wirtualną Polską oznajmił, że jest umówiony w prokuraturze w sprawie przekazania nagrania z rozmowy.
Chodzi o incydent z listopada 2013 roku, kiedy podczas Marszu Niepodległości doszło do podpalenia budki strażnika, stojącej przed ambasadą Rosji.
Od razu pojawiły się sugestie, że komuś zależało na sprowokowaniu zamieszek. Pytano m.in. dlaczego policja i warszawscy urzędnicy zgodzili się na trasę przemarszu przebiegającą tuż obok rosyjskiej ambasady.
Kilkanaście dni po zdarzeniu rosyjscy dyplomaci opublikowali na swojej stronie internetowej dwa filmy ze scenami rozgrywającymi się przed placówką oraz interwencją policji.
"Nie wierzę, że minister mówi o podpalaniu budki"
Do publikacji tygodnika "Do rzeczy" odniosła się na antenie TVN24 Małgorzata Kidawa-Błońska, która oznajmiła, że "cały opublikowany zapis rozmowy brzmi jak bełkot". - Nie wierzę, że minister mówi rzeczy o podpalaniu jakiejś budki przy ambasadzie. Powinien do tego odnieść się Paweł Wojtunik, bo te taśmy najbardziej uderzają w niego - powiedziała rzeczniczka rządu. - Niech prokuratura się do tego odniesie. Jeżeli jest w posiadaniu taśm, to od niej powinniśmy się dowiadywać, jak postępuje śledztwo - zaapelowała.
Zdaniem Kidawy-Błońskiej trzeba sprawdzić, "czy na taśmach jest coś, co jest wykroczeniem". - Jeśli nie, trzeba zakończyć sprawę - stwierdziła.
"Jadę do prokuratury"
Cezary Gmyz, współpracujący z tygodnikiem "Do Rzeczy" w rozmowie z WP stwierdził, że prokuratura wysunęła żądanie wydania nagrania. - Jadę do prokuratury i przekażę to nagranie - dodaje dziennikarz.
- Dokonaliśmy wstępnej analizy tego, co otrzymaliśmy. Wszystko wskazuje na to, że nagranie jest integralne i bez cięć. Myśmy absolutnie żadnych manipulacji wypowiedzi pana Wojtunika nie dokonywali. Są to słowa dosłownie spisane z taśmy - ocenił Gmyz.
"To bzdura i absurd"
Innego zdania jest Paweł Wojtunik, który w rozmowie z Radiem ZET ostro skomentował opublikowane nagranie rozmowy z wicepremier Elżbietą Bieńkowską. - To bzdura i absurd. Nie można wyciągać wniosków na podstawie zlepionych czy pociętych i niekompletnych wypowiedzi - mówił Radiu ZET Wojtunik.
Jacek Dobrzyński, rzecznik prasowy CBA, wydał w tej sprawie oświadczenie. - "Sugerowanie jakoby Paweł Wojtunik powiedział, że policja na zlecenie ówczesnego Ministra Spraw Wewnętrznych Bartłomieja Sienkiewicza miała podpalić budkę przy ambasadzie jest niedorzecznością, nadużyciem, twierdzeniem nieprawdziwym i sprawia wrażenie celowej manipulacji. Nieprzypadkowy według mnie termin ukazania się tego artykułu odczytuję jako próbę uwikłania CBA w bieżące wydarzenia polityczne. Stanowczo oświadczam, że Paweł Wojtunik nigdy nie twierdził by ktokolwiek, a tym bardziej urzędujący minister wydawał polecenia celowego podpalania budki. Niedorzecznością i absurdem jest powielania tak wierutnych bzdur" - poinformował rzecznik prasowy CBA.
Główny oskarżony, Bartłomiej Sienkiewicz w rozmowie z Radiem ZET stwierdził, że jest to "absurd i bzdura". - Za chwilę się dowiem, że czarną wołgą porywam dzieci. Szkoda, że nie ma ikonografiki, jak tam idę z hubą i krzesiwem - dodał były szef MSW.
W tygodniku "Do Rzeczy" Cezary Gmyz zacytował rozmowę wicepremier Elżbiety Bieńkowskiej i szefa CBA Pawła Wojtunika, w którym omawiają zachowanie szefa MSW Bartłomieja Sienkiewicza. Oto fragment z tygodnika:
"Paweł Wojtunik: - Znaczy Bartek ma ze mną taki problem, że Bartek się nauczył zarządzać wszystkim przez telefon. Nawet jak siedzieliśmy na tej trybunie, to szef BOR-u do niego telefonem, czy śmigłowiec nie może dalej latać. No ja pierniczę. No to minister. Jak on do mnie zadzwonił, czy może śmigłowiec dalej latać czy nie. Jakbym go pierdyknął telefonem.
Elżbieta Bieńkowska: ha, ha, naprawdę?
PW: Stołeczny dostaje telefon, żebyśmy...
E.B.: Ale jaja, ale jaja, ale jaja.
PW.: Widzisz, ale facet nauczył ich, że on dzwoni i on im rozkazuje. I tak samo poszli, spalili budkę pod ambasadą, bo minister osobiście wymyślił taką...wiesz z takiego...
E.B.: Taką koncepcję, tak, tak."
...
Trotyl trotylem. Ale to już za bardzo układa się w jedną całość. I kolejny raz na końcu prowokacji pojawia się Sienkiewicz. CO TEN KOLES WYRABIAŁ ?!
CBA: Wojtunik nie twierdził, że Sienkiewicz kazał podpalić budkę
19 maja 2015, 18:20
Szef CBA nigdy nie twierdził, że z polecenia ministra SW Bartłomieja Sienkiewicza podpalono budkę strażniczą przy Ambasadzie Rosyjskiej - powiedział rzecznik CBA Jacek Dobrzyński. Według niego nie wynika to również z opublikowanego w internecie nagrania, a taka sugestia to manipulacja.
W poniedziałek tygodnik "Do Rzeczy" opublikował fragmenty rozmowy, która miała zostać podsłuchana 5 czerwca 2014 roku w restauracji "Sowa i Przyjaciele". Według tygodnika podczas rozmowy ówczesnej wicepremier Elżbiety Bieńkowskiej z szefem CBA Pawłem Wojtunikiem miała paść sugestia, że Sienkiewicz zlecił policjantom spalenie budki przed rosyjską ambasadą.
"Do Rzeczy" cytuje fragment wypowiedzi przypisanej Wojtunikowi: "Widzisz, ale facet nauczył ich (Sienkiewicz - przyp. red.), że on dzwoni i on im rozkazuje. I tak samo poszli, spalili budkę pod ambasadą, bo minister osobiście wymyślił taką... wiesz z takiego..." . "Koncepcję" - dopowiada według tygodnika ówczesna wicepremier.
Tygodnik we wtorek opublikował w internecie całe nagranie podsłuchanej rozmowy.
- Słuchałem tego nagrania i jestem przekonany, że również każdy, kto to wnikliwie zrobi, dojdzie do wniosku, że sugestia tygodnika, że to na zlecenie Sienkiewicza miała spłonąć budka, jest manipulacją - ocenił Dobrzyński. - W nagraniu takie słowa nie padają - podkreślił.
- Oświadczam, że szef CBA Paweł Wojtunik nigdy nie twierdził, by ktokolwiek, a tym bardziej urzędujący minister wydawał polecenia celowego podpalenia budki - powiedział rzecznik.
- Powinno być jasne i czytelne dla wszystkich, że w przytaczanej części rozmowy chodzi o koncepcję zabezpieczenia Marszu Niepodległości - czyli niestawianie żadnych barierek, policjantów, żeby nikt nie zarzucał później, że policja swoją obecnością kogoś prowokowała - podkreślił Dobrzyński. Taka koncepcja spowodowała, że doszło do podpalenia - dodał.
W jego ocenie wynika to z kontekstu całości nagrania, w którym słychać rozmowę, że minister Sienkiewicz "nauczył się zarządzać wszystkim przez telefon", "dzwoni i im rozkazuje", "i tak samo poszli, spalili budkę pod ambasadą, bo minister wymyślił taką... koncepcję...". Rzecznik uważa, że taki przebieg rozmowy potwierdzają też kolejne zarejestrowane słowa: "z takiego zarządzania ręcznego są same problemy".
We wtorek premier Ewa Kopacz oceniła, że taśmy z podsłuchów powinny przestać być elementem gry politycznej. Tak odniosła się do pytania o możliwą dymisję szefa CBA w związku z doniesieniami o podsłuchanej rozmowie Wojtunik-Bieńkowska. Kopacz oceniła, że szef CBA "sam musi odpowiedzieć na pytanie, jaką ma wiedzę i dlaczego wygłosił takie, a nie inne słowa". - Czekam na taką wypowiedź Pawła Wojtunika - powiedziała premier.
Kopacz mówiła we wtorek, że taśmy nie mogą "pojawiać się i znikać" w zależności od trwania kampanii wyborczej. Premier chciałaby, aby prokuratura "oznajmiła wszystkim Polakom, na czym polega cała sprawa nagrań, kto za tym stoi, kto jest winien". - Jeśli tak, to niech poniesie za to konsekwencje - dodała.
Sienkiewicz w poniedziałek nazwał "bzdurą i absurdem" informacje, że zlecił podpalenie budki. - Mam nadzieję, że to się okaże jakimś kompletnym nieporozumieniem. Aż mi się nie chce wierzyć, że szef służby opowiada takie androny - mówił w Radiu Zet.
PiS w poniedziałek wnosiło, aby na dodatkowym posiedzeniu sejmu wyjaśnienia ws. okoliczności podpalenia budki złożyła m.in. premier Kopacz. Potrzeby zwoływania dodatkowego posiedzenia sejmu nie widziało PO.
W sprawie chodzi o incydent, do którego doszło podczas zorganizowanego w Warszawie przez środowiska narodowe 11 listopada 2013 r. Marszu Niepodległości. Podpalona została wówczas budka wartownicza przy ambasadzie rosyjskiej, śmietnikowa altana i m.in. instalacja "Tęcza" na pl. Zbawiciela. Po 11 listopada za "absolutnie skandaliczne" wydarzenia pod ambasadą przeprosił FR prezydent Bronisław Komorowski, a głębokie ubolewanie w związku z incydentami wyraziło MSZ. Śledztwo ws. spalenia budki zostało ostatecznie umorzone z powodu niewykrycia sprawców.
Prokuratura na Pradze prowadzi śledztwo ws. podsłuchiwania od lipca 2013 r. w dwóch restauracjach kilkudziesięciu osób z kręgu polityki, biznesu oraz byłych i obecnych funkcjonariuszy publicznych. Część nielegalnie podsłuchanych rozmów została opisana w tygodniku "Wprost", który w ubiegłym roku ujawnił nagrania z podsłuchanych rozmów wysokich urzędników państwowych podczas spotkań w warszawskich restauracjach, m.in. ówczesnego szefa MSZ Radosława Sikorskiego z b. ministrem finansów Jackiem Rostowskim, ówczesnego ministra spraw wewnętrznych Bartłomieja Sienkiewicza z prezesem NBP Markiem Belką, b. wiceministra finansów Andrzeja Parafianowicza z b. ministrem transportu Sławomirem Nowakiem.
W czerwcu 2014 r. prokuratura postawiła zarzuty zlecania podsłuchów biznesmenom Markowi Falencie i Krzysztofowi Rybce oraz Łukaszowi N. i Konradowi L. - kelnerom, w których dokonywano podsłuchów. Falenta nie przyznał się do tych zarzutów i zapewnia, że jest niewinny. Część wątków sprawy podsłuchów została już wcześniej umorzona.
...
Niestety slowa traktowane dosłownie jednoznacznie właśnie to mówią. Ale rozumiem język potoczny gdzie się skraca. Wtedy brzmi dziwnie. Rozumiem że chodziło o koncepcję ustawienia policji na marszu a nie palenia budki. Brzmi sensownie. Muszę przyjąć to tłumaczenie mimo zastrzezeń do Sienkiewicza.
PO i PiS podzielone w ocenie wyjaśnień szefa CBA ws. podpalonej budki
Posłowie PO i PiS odmiennie oceniają wyjaśnienia, które szef CBA Paweł Wojtunik złożył przed speckomisją w sprawie przypisywanej mu wypowiedzi nt. podpalenia budki przed rosyjską ambasadą. Posłów PiS Wojtunik nie przekonał, PO zapewnia o pełnym zaufaniu do szefa Biura.
Wojtunik rozmawiał z posłami z sejmowej komisji ds. służb specjalnych na temat publikacji tygodnika "Do Rzeczy", który 18 maja opisał rozmowę (miała zostać podsłuchana 5 czerwca 2014 r.) szefa CBA z ówczesną wicepremier, minister infrastruktury i rozwoju Elżbietą Bieńkowską. Według pisma Wojtunik miał zasugerować, że ówczesny szef MSW Bartłomiej Sienkiewicz zlecił policjantom spalenie budki przed rosyjską ambasadą podczas Marszu Niepodległości w 2013 r.
REKLAMA
Wojtunik - zarówno wcześniej, jak i we wtorek - podkreślał, że jest to "bzdurna interpretacja" jego wypowiedzi. - Nigdy takich słów nie wypowiedziałem. Wydaje mi się, że ta kwestia powstała tylko na podstawie pewnego opisu tej rozmowy zawartego w tygodniku "Do Rzeczy", a po odsłuchaniu treści nagrania ciężko znaleźć uzasadnienie dla takiej tezy. Jest to totalna bzdura, totalny absurd. Nigdy takie słowa z moich ust nie padły. Nigdy też nie wypowiedziałem jakichkolwiek słów, aby minister Sienkiewicz zlecił jakiekolwiek nielegalne działania, w szczególności podpalenie jakiejkolwiek budki - powiedział szef CBA dziennikarzom w Sejmie.
Beata Mazurek (PiS) powiedziała po obradach komisji, które toczyły się za zamkniętymi drzwiami, że zadaje sobie pytanie, "kto w tej sprawie chce coś ukryć". - Generalnie mnie wyjaśnienia pana ministra Wojtunika w kontekście ujawnionych taśm kompletnie nie przekonują i tak naprawdę niczego nie wyjaśniają - oceniła.
Z kolei przewodniczący komisji Marek Biernacki (PO), który do dziennikarzy wyszedł razem z szefem CBA, podkreślał, że ma pełne zaufanie do Wojtunika.
- Ubolewam nad tym, że wywołało to takie negatywne skutki również dla interesu państwa, ale to pytanie raczej nie do mnie, ale do osób, które takiej interpretacji w tych słowach się doszukiwały - powiedział szef CBA.
"Do Rzeczy" opublikowało fragmenty rozmowy, która miała zostać podsłuchana 5 czerwca 2014 roku w restauracji "Sowa i Przyjaciele". Według tygodnika Wojtunik miał powiedzieć w rozmowie z Bieńkowską: "Widzisz, ale facet nauczył ich (Sienkiewicz - PAP), że on dzwoni i on im rozkazuje. I tak samo poszli, spalili budkę pod ambasadą, bo minister osobiście wymyślił taką... wiesz z takiego...".
We wtorek szef CBA tłumaczył, że mówiąc "poszli i spalili", miał na myśli "całość manifestacji, tłum, który się gdzieś tam przemieścił, a w wyniku tego spłonęła budka". - Te słowa niewłaściwie są interpretowane - zaznaczył.
Również Sienkiewicz tuż po publikacji "Do Rzeczy" określił informację, jakoby miał zlecać podpalenie budki przed rosyjską ambasadą jako "bzdurę i absurd".
Dzisiaj Biernacki zauważył, że nagrania z rozmowy Wojtunika z Bieńkowską miało nie być, a tymczasem pojawiła się publicznie. - Możemy podejrzewać, że w tym okresie do wyborów kolejne taśmy będą pojawiały się w chmurach, a później w mediach – ocenił Biernacki. Zapowiedział też, że następne spotkanie speckomisji z prokuratorami ws. afery taśmowej odbędzie się w lipcu.
Biernacki mówił, że ujawnione nagrania dotyczą polityków, podczas gdy celem nagrań byli głównie biznesmeni. - Jak dotąd nie pojawiły się żadne informacje w obiegu publicznym dotyczące sfery biznesowej, więc obawiam się, że te materiały gdzieś żyją, służyły też do różnego typu nielegalnej działalności gospodarczej - powiedział przewodniczący speckomisji.
Wiceszef komisji Stanisław Wziątek (SLD) ocenił, że mało prawdopodobne wydaje się, że do podpalenia budki miało dojść z inspiracji Sienkiewicza. Ważniejsze zdaniem Wziątka są doniesienia na temat poruszonych w podsłuchanej rozmowie wątków dotyczące ewentualnych nieprawidłowości w ministerstwach i spółkach Skarbu Państwa, szczególnie dotyczących umów z doradcami zewnętrznych. - Ta słynną budka pod ambasadą, to – przepraszam za określenie – jest Pikuś, albo Pan Pikuś, na pewno małe piwo - ocenił Wziątek.
Zastępca prokuratora generalnego Marzena Kowalska powiedziała dziennikarzom, że w sprawie tzw. afery taśmowej jest obecnie prowadzonych pięć postępowań. Główne - dotyczące nagrywania, a potem upublicznienia rozmów nagranych w dwóch warszawskich restauracjach - toczy się w Prokuraturze Okręgowej Warszawa-Praga.
W czerwcu 2014 r. prokuratura postawiła zarzuty zlecania podsłuchów biznesmenom Markowi Falencie i Krzysztofowi Rybce oraz Łukaszowi N. i Konradowi L. – kelnerom pracującym w restauracjach, w których dokonywano podsłuchów. Falenta nie przyznał się do tych zarzutów i zapewniał, że jest niewinny.
Pozostałe cztery postępowania, które - jak powiedziała Kowalska - "są niejako pokłosiem tego głównego postępowania", są prowadzone w Prokuraturze Okręgowej w Warszawie. Toczą się w sprawie, nikomu nie postawiono zarzutów. - W tej chwili wszystkie postępowania są wszczęte na podstawie zawiadomień złożonych przez osoby prywatne i uzupełnione materiałem zgromadzonym w głównym śledztwie - powiedziała prokurator.
- Obecnie prokuratura dysponuje nośnikami, które dotyczą 21 spotkań, natomiast wiemy, że tych spotkań było więcej. Status pokrzywdzonego ma kilkadziesiąt osób - poinformowała.
Kowalska powiedziała też, że główne śledztwo w Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga jest przedłużone do 17 czerwca, ale na pewno nie zakończy się w tym terminie. - Oczekujemy na realizację wniosku o pomoc prawną ze Stanów Zjednoczonych i wiemy już, że odpowiedź na nasz wniosek rekwizycyjny nie wpłynie do tej daty, więc na pewno śledztwo będzie przedłużone. Trudno jest mi powiedzieć, kiedy to śledztwo będzie zakończone - powiedziała.
Jak powiedział rzecznik tej Prokuratury Okręgowej w Warszawie Przemysław Nowak, najnowsze z prowadzonych postępowań dotyczy wypowiedzi Wojtunika na temat podpalenia budki przed ambasadą.
Inne postępowanie dotyczy ewentualnego przekroczenia uprawnień i niedopełnienia obowiązków przez funkcjonariuszy CBA i ABW, którzy mieli dostać informację o nielegalnych podsłuchach od Falenty, ale nie zareagowali w sposób odpowiedni. O tym śledztwie Kowalska powiedziała, że wymaga ono analizy dokumentacji źródłowej i uzyskania stanowiska szefów służb, czy to procedowanie było prowadzone w sposób prawidłowy. Wojtunik z kolei zapewnił, że w jego przekonaniu funkcjonariusze Biura nie popełnili w tej sprawie żadnego błędu, tym bardziej żadnego przestępstwa.
- Mam do nich pełne zaufanie i mam nadzieję, że również prokuratura wreszcie te kwestie wyjaśni. Oceniam działanie funkcjonariuszy tutaj jako bardzo skrupulatne i profesjonalne - powiedział szef CBA.
Rzecznik warszawskiej prokuratury poinformował, że od lutego 2015 r. prowadzi ona również śledztwo ws. przekroczenia uprawnień przez ówczesnego szefa MSW i innych funkcjonariuszy publicznych "w związku z podejmowanymi działaniami zmierzającymi do obniżenia wartości akcji spółki Mennica Polska SA". We wrześniu 2014 r. prokuratura odmówiła wszczęcia śledztwa w tej sprawie, ale zażalenie na tę decyzję złożył pełnomocnik spółki, a sąd nakazał przeprowadzić postępowanie. Wątek Mennicy Polskiej pojawił się w podsłuchanej rozmowie Sienkiewicza z prezesem NBP Markiem Belką.
Nowak wymienił też śledztwo ws. pozyskania urządzeń podsłuchowych zamontowanych w stołecznej restauracji "Różana", które zostały odnalezione przed spotkaniem ministrów obrony Polski i Holandii 1 kwietnia 2015 r.
Część wątków sprawy podsłuchów została już wcześniej umorzona.
We wrześniu 2014 r. Prokuratura Okręgowa w Warszawie umorzyła wątek sprawy dotyczący rozmowy Sienkiewicza z Belką. Prokuratura uznała, że żaden z funkcjonariuszy publicznych nie przekroczył uprawnień; brak jest "jakiegokolwiek dowodu" na ich nieformalne porozumienie w celu naruszenia niezależności NBP.
...
Sprawa jest oczywista. Trudno na podstawie skrotow myslowych w rozmowie na zywiol dopatrywac sie spisku.
Jesli ktos rzuca zdania gdy obie strony wiedza o co chodzi typu.
No wiesz.. i oni poszli... i spalili ... i byla cala awantura...
Jakie wnioski mozna z takich urywkow wyciagnac? Zadne bo trzeba znac sprawe. Na pewno nikt powazny nie potraktuje tego jako dowod. Podobnie gdy ktos powie. Ja cie zabije. Jaki tu balgan! To nie jest proba morderstwa. Absurd.
Wiceprezes PMPG Polskie Media zatrzymany przez CBA ws. pracy jako syndyk
Tomasz Sadowski, wiceprezes PMPG Polskie Media (wydawcy tygodników „Wprost” i „Do Rzeczy”) został zatrzymany przez Centralne Biuro Antykorupcyjne w sprawie przekroczenia uprawnień w czasie pracy jako syndyk masy upadłościowej w latach 2006-2009. Prezes PMPG podkreśla, że nie ma to nic wspólnego z pracą Sadowskiego w spółce.
O zatrzymaniu warszawskiego syndyka poinformowało w środę Centralne Biuro Śledcze. Przed południem Paweł Miter podał na Twitterze, że zatrzymanym jest Tomasz Sadowski, związany z wydawcą tygodnika „Do Rzeczy”. W tym samym czasie informacja wiadomość dotarła do redakcji Wirtualnemedia.pl, jednak nie udało nam się jej zweryfikować.
Centralne Biuro Antykorupcyjne prowadzi postępowanie w sprawie przekroczenia uprawnień przez syndyka masy upadłościowej w latach 2006-2009 na terenie województwa lubelskiego, w trakcie prowadzenia postępowań upadłościowych i wyrządzenia szkody majątkowej w wielkich rozmiarach w mieniu upadłych spółek. Agenci CBA zatrzymali w tej sprawie dwie osoby - 61-letniego przedsiębiorcę oraz warszawskiego syndyka Tomasza Sadowskiego. Prokuratura Okręgowa w Lublinie postawiła obydwu zarzuty.
- Jak ustalono w toku śledztwa syndyk obciążył masy upadłości dwóch spółek nieuzasadnionymi wydatkami obejmującymi między innymi obsługę pracowniczą i biurową. Zebrane dowody wskazują, że w jednej z firm było to ponad milion złotych, natomiast w drugiej ponad 80 tys. zł. W prokuraturze usłyszał zarzuty nadużycia uprawnień w celu osiągnięcia korzyści majątkowej. Sąd zastosował wobec niego tymczasowy areszt - poinformował Centralne Biuro Śledcze.
W oświadczeniu wydanym po południu prezes PMPG Polskie Media Michał M. Lisiecki w imieniu zarządu spółki potwierdza, że wie o zatrzymaniu Tomasza Sadowskiego. - Z wiedzy, jaką posiadamy, wynika, iż został zatrzymany w związku z faktem niestawienia się na przesłuchanie po tym, jak rzekomo nie odebrał korespondencji pocztowej. Po przesłuchaniu został zwolniony - czytamy w oświadczeniu.
Jednocześnie Michał M. Lisiecki podkreśla, że zatrzymanie Sadowskiego nie dotyczy spraw związanych z pełnieniem przez niego funkcji PMPG Polskie Media, a działalności, jaką prowadzi jako nadzorca sądowy i syndyk. - Mimo że Tomasz Sadowski nie został zatrzymany w związku z funkcją pełnioną w PMPG, czas, miejsce, sposób i inne okoliczności zatrzymania budzą nasze zaskoczenie i niepokój. Tym bardziej, że spółka po publikacji w czerwcu 2014 r. „taśm Wprost” została nie tylko ukarana wysoką karą przez KNF (500 tys. zł), ale od tamtego czasu podlega wzmożonym kontrolom ze strony różnych urzędów, znacznie bardziej dotkliwym niż kiedykolwiek wcześniej w historii swojej działalności - twierdzi Lisiecki.
Spółka nie podejmie na razie żadnych kroków wobec Sadowskiego. - Będziemy natomiast monitorować tę sprawę i obserwować, czy nie jest to kolejna próba zastraszania wolnych i niezależnych mediów. Niewątpliwie tego typu wydarzenia mają efekt mrożący wobec mediów, szczególnie, jeżeli dzieją się w okresie okołowyborczym - pisze Lisiecki.
Wydawca tygodników „Wprost” i „Do Rzeczy” nie odpowiedział nam na pytanie, czy w najbliższym czasie planowana jest publikacja artykułu, na wstrzymanie której wpływ mogło mieć zatrzymanie wiceprezesa Sadowskiego. - Wszystko, co mamy do powiedzenia w tej sprawie, jest w oświadczeniu - odpowiada rzecznik prasowa Grupy PMPG Polskie Media Anna Pawłowska-Pojawa.
Autor artykułu: Łukasz Brzezick
...
O HOHO ! Jeszcze sie zemszcza poki moga?
Bartłomiej Sienkiewicz wycofuje się z życia publicznego
akt. 10 czerwca 2015, 12:27
Bartłomiej Sienkiewicz złożył rezygnację z szefa Instytutu Obywatelskiego, czyli think thanku Platformy Obywatelskiej i postanowił wycofać się z życia publicznego. Sienkiewicz był ministrem spraw wewnętrznych od lutego 2013 roku do września 2014 roku i bliskim współpracownikiem premiera Donalda Tuska.
- Bartłomiej Sienkiewicz zapowiedział, że wycofuje się z życia politycznego, umotywował to względami osobistymi i nagonką, która toczy się na jego temat w mediach - poinformowała Małgorzata Kidawa-Błońska, potwierdzając również jego dymisję z funkcji szefa Instytutu Obywatelskiego.
Według informacji portalu 300polityka, Sienkiewicz miał mówić w gronie współpracowników, że "koszty osobiste dalszego pozostawania w życiu publicznym są zbyt duże".
Miał dodać, że stał się "celem przestępców i ich pomocników przy biernej postawie prowadzącej postępowanie prokuratury", zwłaszcza kiedy opublikowano jego adres zamieszkania. To może narazić na niebezpieczeństwo jego najbliższych.
Echa afery taśmowej. Podsłuchana rozmowa Sienkiewicza i Belki
Bartłomiej Sienkiewicz był ministrem spraw wewnętrznych od lutego 2013 roku do września 2014 roku. Należał do bliskich współpracowników premiera Donalda Tuska.
W czerwcu 2014 roku tygodnik "Wprost" ujawnił nagrania podsłuchanych rozmów m.in. Sienkiewicza z Markiem Belką z lipca 2013 r. Szef MSW rozmawiał w restauracji "Sowa i Przyjaciele" z Belką o hipotetycznym wsparciu przez NBP budżetu państwa kilka miesięcy przed wyborami, które może wygrać PiS. Belka w zamian za wsparcie stawiał warunek dymisji ówczesnego ministra finansów Jacka Rostowskiego oraz noweli ustawy o banku centralnym. W listopadzie Rostowskiego zdymisjonowano; w maju 2014 r. do Rady Ministrów wpłynął projekt założeń nowelizacji ustawy o NBP.
Sprawę pod kątem ewentualnego naruszenia niezależności politycznej NBP badała prokuratura, jednak we wrześniu ubiegłego roku śledztwo umorzono ze względu na brak dowodów.
...
Dopadly go jego wlasne metody.
Kandydatka do Senatu z PSL zatrzymana przez CBA
akt. 14 września 2015, 15:48
Dyrektorkę Powiatowego Urzędu Pracy w Kielcach i dwóch świętokrzyskich przedsiębiorców zatrzymali rano funkcjonariusze Centralnego Biura Antykorupcyjnego. Małgorzata S. jest kandydatką PSL w wyborach do Senatu.
Jak poinformował rzecznik CBA Jacek Dobrzyński, do zatrzymania 55-letniej kobiety doszło ok. godz. 9 rano. - Były to działania własne CBA, w tzw. trybie niecierpiącym zwłoki - bez udziału na tym etapie prokuratury. Teraz wykonujemy z zatrzymaną osobą czynności procesowe - dodał rzecznik. Potwierdził informacje medialne, że zatrzymana kobieta to dyrektorka urzędu.
W związku ze sprawą, która może dotyczyć popełnienia przestępstwa związanego z korupcją, zatrzymano także dwóch świętokrzyskich przedsiębiorców.
Małgorzata S. jest dyrektor PUP w Kielcach i radną sejmiku województwa świętokrzyskiego - przewodniczy w nim komisji budżetu i finansów. Zasiada w zarządach struktur terenowych PSL w powiecie kieleckim i w gminie Piekoszów.
PSL wystawiło S. jako kandydatkę w jesiennych wyborach do Senatu, w okręgu obejmującym Kielce i powiat kielecki (okręg nr. 83).
Jak powiedział wiceszef sztabu wyborczego partii w regionie Krzysztof Marwicki, w najbliższym czasie - w związku ze sprawą - zostanie wydane specjalne oświadczenie.
...
Znow aresztowania PSLowcow.
Kandydatka PSL na senatora: nigdy nie przyjęłam łapówki
17 września 2015, 18:15
Dyrektorka Powiatowego Urzędu Pracy i kandydatka PSL do Senatu z okręgu kieleckiego Małgorzata Stanioch podejrzana o przyjęcie 3,5 tys. zł łapówki, oświadczyła, że jest niewinna. Nie zdecydowała jeszcze, czy wycofa się ze startu w wyborach.
Stanioch poprosiła dziennikarzy "o używanie pełnego imienia i nazwiska oraz używanie wizerunku bez zasłaniania oczu".
Pytana o ewentualną rezygnację ze startu w jesiennych wyborach do Senatu powiedziała, że nie podjęła decyzji. - Jutro podejmę w tej sprawie decyzję. Mam bardzo trudny czas w związku z tym, co się zadziało wokół mojej osoby. Podejmę tę decyzję, decyzja będzie wiążąca - powiedziała dziennikarzom. Zwłokę tłumaczyła koniecznością "zdystansowania się do tej sytuacji". - W całej Polsce zostałam przedstawiona jako osoba, która bierze łapówki. Oświadczam: nigdy nie dałam nikomu łapówki, nigdy nie przyjęłam od nikogo łapówki - powiedziała Stanioch.
Dyrektorkę kieleckiego PUP i dwóch świętokrzyskich przedsiębiorców zatrzymali w poniedziałek funkcjonariusze Centralnego Biura Antykorupcyjnego. Jak tłumaczył wówczas rzecznik CBA Jacek Dobrzyński, "były to działania własne CBA, w tzw. trybie niecierpiącym zwłoki". Później Stanioch usłyszała zarzut przyjęcia 3,5 tys. zł łapówki.
- W związku z pojawieniem się w mediach informacji o przyjęciu przeze mnie korzyści majątkowej, oświadczam, że taki fakt nie miał miejsca, czego dałam stosowny wyraz w treści wyjaśnień złożonych w Prokuraturze Rejonowej w Kielcach - powiedziała Stanioch.
Dodała, że pojawienie się mediów jeszcze przed przybyciem CBA i sposób działania CBA, w jej przekonaniu może mieć związek z wystawieniem jej kandydatury w wyborach do Senatu z listy PSL. - Pozostawiam to bez komentarza - oznajmiła.
Zdaniem Stanioch "postępowanie miało być prowadzone w trybie natychmiastowym, a sprawa miała być jednoznacznie rozstrzygnięta w ciągu 48 godzin. A ja tu stoję przed państwem" - powiedziała.
- Na razie wygląda na to, że ja przedstawiłam swoje stanowisko w poniedziałek i do dziś nie zmieniłam zdania, w przeciwieństwie do organów ścigania - dodała w oświadczeniu. Podkreśliła, że żałuje, iż sprawa nie została rozstrzygnięta w ciągu 48 godzin.
Według podejrzanej informacja o tym, że została złapana na gorącym uczynku oraz że przyjęła korzyść majątkową jest pomówieniem. Zaznaczyła, że "CBA powinna przedstawić dowód, że zostałam złapana na gorącym uczynku przy przejmowaniu korzyści majątkowej".
Stanioch oświadczyła, że jej "sytuacja zawodowa pozostaje bez zmian". Oznacza to, że nadal zamierza kierować Powiatowym Urzędem Pracy w Kielcach. - Zarzut nie jest stwierdzeniem winy - mówiła dziennikarzom, pytana czy nadal zamierza pełnić swoją funkcję.
Małgorzata Stanioch, choć została zawieszona w prawach członka partii, wciąż jest kandydatką PSL w wyborach do Senatu. Na pytanie czy czuje jakieś wsparcie ze strony swojej partii, odpowiedziała: "nie czuję wrogości".
Stanioch jest radną sejmiku województwa świętokrzyskiego - przewodniczy w nim komisji budżetu i finansów. PSL wystawiło ją jako kandydatkę komitetu wyborczego partii w jesiennych wyborach do Senatu, w okręgu obejmującym Kielce i powiat kielecki (okręg nr 83).
W poniedziałek, po doniesieniach medialnych o zatrzymaniu dyrektorki PUP, prezydium zarządu wojewódzkiego PSL zdecydowało o czasowym zawieszeniu Stanioch w prawach członka partii, do momentu wyjaśnienia sprawy. - Dla czystości sprawy i zachowania ważnych standardów, które powinny być w polityce - opisywał powody podjęcia tej decyzji lider świętokrzyskiego PSL i szef sztabu wyborczego w regionie Adam Jarubas.
Sztab wyborczy wystąpił do kieleckiej Okręgowej Komisji Wyborczej (OKW) z pytaniem o możliwość wycofania kandydatury dyrektorki kieleckiego PUP w wyborach do Senatu.
Jak mówił wiceszef sztabu wyborczego świętokrzyskiego PSL i pełnomocnik wyborczy ugrupowania Krzysztof Marwicki, ponieważ kandydatura Stanioch została już oficjalnie zarejestrowana, komitet wyborczy nie ma formalnej możliwości wycofania jej z wyborów. Według informacji Krajowego Biura Wyborczego w Kielcach, wycofanie zgody na kandydowanie może złożyć na piśmie w OKW jedynie sam kandydat.
Podczas konferencji Stanioch wystąpiła przed dziennikarzami w towarzystwie córki. W sali konferencyjnej w jednym z kieleckich hoteli pojawiło się także około 30 osób, m.in. pracowników Powiatowego Urzędu Pracy w Kielcach, które na oświadczenie kandydatki do Senatu odpowiedziały brawami.
Przed konferencją na sali pojawili się także działacze partii KORWiN, którzy próbowali przekazać Stanioch kilka białych kopert. - To symbol PSL-u, symbol obecnej władzy, symbol urzędu pracy i innych urzędów - mówił do zgromadzonych szef struktur tej partii w regionie Dawid Lewicki.
...
Obserwujemy.
Marek Falenta i kelnerzy usłyszą zarzuty ws. nielegalnych podsłuchów
17 września 2015, 15:19
Prokuratura oskarży biznesmena Marka Falentę o zlecenie nielegalnego nagrywania polityków, biznesmenów i urzędników w dwóch znanych warszawskich restauracjach - informuje tvn24.pl. Zdaniem dziennikarzy, praska prokuratura ogłosi to w piątek.
Przed sądem staną też szwagier Falenty oraz sommelier i menedżer z tych restauracji, którzy mieli rejestrować z ukrycia spotkania VIP-ów. Prokuratura jednocześnie umorzyła wątek byłych dziennikarzy tygodnika "Wprost", którzy ujawnili nagrania i ich treść. Akt oskarżenia jest już napisany.
Zgodnie z zapowiedziami tvn24.pl z sierpnia, Anna Hopfer z Prokuratury Okręgowej Warszawa - Praga planowała skierować go do sądu w czwartek 17 września. Jednak musiała dokonać ostatnich "technicznych" poprawek w numeracji stron. Akt oskarżenia zostanie w piątek wysłany do sądu dla warszawskiego Mokotowa. Na ten dzień praska prokuratura zapowiedziała też konferencję prasową.
Prokurator Hopfer chce postawić przed sądem Marka Falentę, jego szwagra i wspólnika w interesach Krzysztofa Rybkę oraz Łukasza N. (kelner i były menedżer z restauracji Sowa&Przyjaciele) oraz Konrada L. (były sommelier z restauracji Amber Room). Dwaj pierwsi mieli - zdaniem prokurator - zlecać nagrywanie polityków i przekazywać pieniądze za to oraz rozpowszechniać zapisy rozmów polityków, biznesmenów i wysokich urzędników państwowych. Grozi za to do dwóch lat więzienia.
Kelner i sommelier natomiast - jak stwierdziła prokurator - podkładali dyktafony i pendrive'y z funkcją nagrywania w trakcie spotkań polityków i biznesmenów. Ich zarzuty dotyczą współudziału w nieuprawnionym zakładaniu i posługiwaniu się urządzeniem nagrywającym oraz ujawnienia utrwalonych rozmów innym osobom. Grozi za to także do dwóch lat więzienia. Brak dowodów wobec innych osób.
Afera wybuchła, gdy na początku czerwca 2014 roku "Wprost" ujawnił stenogram ze spotkania Marka Belki, prezesa NBP z Sienkiewiczem, wtedy szefem MSW. Towarzyszył im Sławomir Cytrycki, najbliższy współpracownik Belki. Media spekulowały wówczas, że być może powodem ujawnienia nagrania z tego spotkania była zemsta za działania Centralnego Biura Śledczego (nadzorowanego wtedy przez Bartłomieja Sienkiewicza) w sprawie Składów Węgla, których głównym udziałowcem był Falenta. Ówczesny szef rządu - Donald Tusk - zapowiedział wcześniej wojnę z "mafią węglową", a sprawę nadzorował Sienkiewicz.
...
O no prosz...
Dekret metropolity ws. pomocy aresztowanym rolnikom
Abp Andrzej Dzięga - maciej kuroń / Agencja Gazeta
Metropolita szczecińsko-kamieński abp Andrzej Dzięga specjalnym dekretem powołał w sobotę Duszpasterski Zespół Pomocy Rodzinom Rolników Aresztowanych i Szykanowanych.
Rolnicy są podejrzani o utrudnianie przetargów na sprzedaż i dzierżawę ziemi rolnej. Wobec pięciu z nich szczeciński sąd zastosował areszt, a wobec trzech kolejnych - areszt warunkowy.
REKLAMA
"W związku z niepokojącymi faktami aresztowań oraz wezwań na przesłuchania prokuratorskie grupy rolników indywidualnych z terenu naszej archidiecezji, z których wielu było zaangażowanych w strajki rolnicze w obronie polskiej ziemi, mając świadomość, że fakty te uderzają także w całe rodziny rolnicze, a nawet mogą zaszkodzić funkcjonowaniu poszczególnych gospodarstw rolnych, powołuję Duszpasterski Zespół Pomocy Rodzinom Rolników Aresztowanych i Szykanowanych" – napisał hierarcha w dekrecie, którego treść przekazał PAP rzecznik archidiecezji ks. Sławomir Zyga.
Do zespołu zostało powołanych pięć osób, w tym dyrektor Caritas archidiecezji Maciej Szmuc, dwóch członków Rady Społecznej przy Metropolicie Ewaryst Waligórski (b. minister transportu i gospodarki morskiej – red.) oraz Mieczysław Ustasiak (działacz "S" i b. senator – red.). W zespole znaleźli się też diecezjalny duszpasterz rolników, dziekan policji, ks. Waldemar Gasztkowski oraz dziekan pyrzycki ks. Dr Grzegorz Harasimiuk, który został przewodniczącym tego gremium.
Jak napisał w dekrecie abp Dzięga, członkom zespołu oraz proboszczom parafii, z których pochodzą rolnicy, ewentualnie też zaproszonym do jego prac ekspertom, w tym psychologom i ekonomistom "powierza wejście w kontakt z rodzinami rolników aresztowanych, przesłuchiwanych bądź w inny sposób szykanowanych, oraz udzielenie w miarę możliwości koniecznej pomocy".
Ks. Zyga pytany o szczegóły pracy zespołu, m.in., kiedy może się zebrać i konkretnie, jakiej pomocy udzielić, odparł, że "na dziś wiadomo jedynie tyle, co znalazło się dekrecie". Podkreślił, że dokument powstał w sobotę.
We wtorek policja zatrzymała jedenastu rolników spod Pyrzyc (Zachodniopomorskie) i b. pracownika Agencji Nieruchomości Rolnych. Usłyszeli m.in. zarzuty udziału w zorganizowanej grupie przestępczej, która miała na celu utrudnianie i zakłócanie przetargów na sprzedaż i dzierżawę ziemi rolnej. W czwartek szczeciński sąd aresztował pięciu rolników na dwa miesiące, a wobec trzech innych zastosował areszt warunkowy, do czasu wpłacenia poręczeń.
Według prokuratury do przetargów ograniczonych organizowanych przez szczeciński oddział Agencji Nieruchomości Rolnych przystępowali rolnicy, którzy przed etapem licytacji uzgadniali, kto wygra przetarg. Śledczy ustalili, że rolnik, który miał wygrać, oferował zapłacenie kwoty minimalnej za nieruchomość, a pozostali w ogóle nie przystępowali do licytacji. Rolnik wygrywał przetarg, a ziemia była sprzedawana za kwotę niższą niż ta, którą można byłoby uzyskać gdyby nie doszło do zmowy rolników - twierdzi prokuratura.
Sprawa dotyczy co najmniej kilkudziesięciu przetargów, a wartość ziemi będącej przedmiotem tych postępowań to co najmniej 6 mln zł. Aresztowani nie przyznali się do winy. Wobec czterech kolejnych podejrzanych prokurator zastosował w ubiegłą środę wolnościowe środki zapobiegawcze - dozory policji i poręczenia majątkowe od 30 do 50 tys. zł. Dwie osoby przyznały się do zarzucanych im czynów i złożyły wyjaśnienia.
...
Terror!
Szczecin: poręczenie szefa Solidarności za aresztowanych rolników
Szczecin: poręczenie szefa Solidarności za aresztowanych rolników - PAP
W szczecińskiej prokuraturze złożono dziś prośbę szefa Solidarności Piotra Dudę o poręczenie i zastosowanie środków zapobiegawczych, pozwalających aresztowanym rolnikom na powrót do domów. Protestujący rolnicy zapowiedzieli, że wyjadą spod prokuratury.
6 października policja zatrzymała 11 rolników spod Pyrzyc (Zachodniopomorskie) i b. pracownika Agencji Nieruchomości Rolnych. Szczeciński sąd aresztował pięciu rolników na dwa miesiące, a wobec trzech innych zastosował areszt warunkowy, do czasu wpłacenia poręczeń.
REKLAMA
Poręczenie w tej sprawie podpisane przez przewodniczącego NSZZ "Solidarność" Piotra Dudę złożył w prokuraturze m.in. przewodniczący zachodniopomorskiej "S" Mieczysław Jurek i przywódca protestu rolniczego, kandydat do Senatu startujący z poparciem PiS Edward Kosmal. Złożono także wnioski o widzenie z aresztowanymi rolnikami.
Decyzję o ewentualnej zmianie bądź uchyleniu środka zapobiegawczego podejmie prokurator prowadzący śledztwo – wyjaśnia rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Szczecinie Małgorzata Wojciechowicz. Jak dodała, podstawą decyzji jest ustalenie, czy istnieją w dalszym ciągu przesłanki do stosowania aresztu, a w tym przypadku obawa matactwa, czy też one ustały – dodaje.
Pytana kiedy zapadnie decyzja w sprawie wniosku Wojciechowicz powiedziała, że będzie to możliwe po tym, jak prokuratorzy zakończą trwające prace.
Jurek powiedział, że w najbliższy piątek będzie chciał z rolnikami spotkać się z prokuratorem, żeby dowiedzieć się, "jak wygląda sprawa aresztowanych".
Rolnicy protestujący od poniedziałku pod prokuraturą przeciwko aresztowaniu ich kolegów zapowiedzieli, że kilkadziesiąt ciągników opuści ten teren. - Ciągniki wyjadą ponieważ nie chcemy, aby traktowane były, jako środek wymuszenia czegoś na prokuraturze – powiedział Kosmal. - Najważniejsze dla nas jest, aby rolnicy odzyskali wolność – dodał.
Podobny wniosek o poręczenie wpłynął we wtorek do szczecińskiej prokuratury od ministra rolnictwa Marka Sawickiego. Poddał on w nim w wątpliwość kwalifikację czynów zarzuconych zatrzymanym. Według niego podnosi ona kwestie dotyczące zadań ANR, która, jak napisano w oświadczeniu ministerstwa rolnictwa, "nie jest instytucją powołaną do osiągania zysków, gdyż jej głównym zadaniem jest realizacja obowiązku kształtowania ustroju rolnego państwa."
- Minister Marek Sawicki, w swojej prośbie o przyjęcie poręczenia i pilne zwolnienie zatrzymanych osób z aresztu, wskazuje na wątpliwości i zwraca jednocześnie uwagę na konieczność prowadzenia przez zatrzymanych rolników pilnych prac polowych. Gwarantuje też, że osoby podejrzane będą stawiać się na każde wezwanie i nie podejmą się bezprawnego utrudniania postępowania karnego - podkreślono w oświadczeniu.
Sawicki poinformował w środę, że zmieni się kierownictwo szczecińskiego oddziału Agencji Nieruchomości Rolnych w województwie zachodniopomorskim, a konkursem ma się zająć prezes ANR. Według Sawickiego, zbyt dużo problemów jest tam na linii rolnicy - agencja i obrót ziemi.
Premier Ewa Kopacz wczoraj na konferencji po posiedzeniu rządu w Szczecinie podkreślała, że sprawę tę "trzeba do końca wyjaśnić". Zapowiedziała zawieszenie zarządu ANR w Szczecinie.
Według prokuratury Agencja Nieruchomości Rolnych organizowała przetargi dla rolników, którzy przed etapem licytacji uzgadniali, kto wygra przetarg. Rolnik, który miał wygrać, oferował zapłacenie kwoty minimalnej za nieruchomość, a pozostali w ogóle nie przystępowali do licytacji. Wygrana w przetargu ziemia była sprzedawana za kwotę niższą niż ta, którą można byłoby uzyskać, gdyby nie doszło do zmowy rolników - twierdzi prokuratura. Sprawa dotyczy co najmniej kilkudziesięciu przetargów, a wartość ziemi będącej przedmiotem tych postępowań to co najmniej 6 mln zł.
...
Po co to aresztowanie? Czy oni moga uciec za granice? Zabiora gospodarstwa ze soba?
Słabe wyniki "Wprost". "Winny dotychczasowy układ"
- Shutterstock
Skonsolidowane przychody grupy kapitałowej PMPG Polskie Media SA, do której należą spółki wydające tygodniki "Wprost" (AWR Wprost) i "Tygodnik do Rzeczy" (Orle Pióro) za trzy kwartały br. wyniosły 37 mln zł i były o 15,5 proc. niższe niż w tym okresie ub.r. Zysk netto PMPG Polskie Media za dziewięć miesięcy to 2,48 mln zł (o 60 proc. mniej, niż rok temu), a wynik EBITDA - 3,09 mln zł (spadek o 62 proc.).
Spółka słabsze wyniki firmy tłumaczy następstwami tzw. afery taśmowej, ujawnionej przez tygodnik "Wprost". "Głównym czynnikiem wpływającym na wyniki firmy w ostatnim roku - niezależnym od czynników ekonomicznych - była przeciągająca się presja na blokowanie kontraktów dla tygodnika »Wprost«, który pozostaje głównym aktywem Grupy, przez dotychczasowy układ rządzący, co spółka jednoznacznie łączy z działaniami odwetowymi za publikację tzw. »afery taśmowej«" - napisano w komunikacie giełdowym.
REKLAMA
Prezes PMPG Michał M. Lisiecki nadzieję na poprawę wyników wiąże z nową władzą: "Z optymizmem patrzę w przyszłość, tak polskiej gospodarki jak i sektora mediów. Szczególnie liczę na większe zainteresowanie obecnej władzy polskimi mediami" - napisał w komunikacie.
...
Klika rzadzaca zablokowala im reklamy. Michnik nie dostrzegl konca demokracji i putinizmu w tych dzialaniach...