Walczmy o wolność sumienia w germańskiej tyranii!!!
Serwis znalezionych frazLinki
- Ashley...
- Plac Kościuszki kontra Plac Wolnośći !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
- 70 % ludności świata narażone na brak wolności religijnej!
- Wybuchła walka o wolność W Egipcie !!!
- Walka o wolność i niepodległość Węgier !
- Syria na drodze do wolności !
- Wolność w sieci ...
- O wolność na Malediwach !
- Oferta pracy - Junior Accountant with German
- Germanizacja Słowian - Drang nach Osten !
- Mechanika.
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- reszka.htw.pl
Ashley...
'Dwóch Niemców zostało skazanych na 20 i 21 dni więzienia. Powód? Nie pozwolili swoim dzieciom wziąć udziału w szkolnym projekcie teatralnym „Moje ciało należy do mnie”.
Dwóch chrześcijańskich ojców z Salzkotten w Niemczech siedzi obecnie w więzieniu, ponieważ nie pozwolili swoim dzieciom uczestniczyć w szkolnym projekcie teatralnym na temat seksu. Projekt odbył się w ramach przymusowego „wychowania seksualnego”.
Rodzice powołali się na art. 4 niemieckiej ustawy zasadniczej, który gwarantuje wolność sumienia, a także art. 6, wedle którego „wychowanie dzieci jest przede wszystkim kwestią rodziców”. Uwięzienie jest karą wymienną z grzywną, której rodzice nie chcieli zapłacić.
Nie pierwszy raz rodzice z tego miasteczka są osadzani w więzieniu za to, że dbają o moralne wychowanie swoich dzieci. Wcześniej z tego samego powodu aresztowano rosyjskich rodziców, którzy odmówili udziału swego potomstwa w szkodliwych dla jego wychowania lekcjach.'
!!!!!!!!!
SKANDAL!!!Przecz z tyranami!!!
Niewiarygodne do jakich rzeczy dochodzi!Do deptania godnosci ludzkiej!
Niemcy musza walczyc o wolnosc bo przeciez nikt zagranicy im nie wywalczy!!!
Zachodni totalitaryzm jest brutalny:
'Matka 12 dzieci została w Niemczech zamknięta w areszcie, ponieważ nie wysyła dzieci na przymusowe wychowanie seksualne. Baptystka ma spędzić 43 dni w areszcie.
>>>>>
A wiec widzicie jaki koszmar!Cale to ,,wychowanie seksualne'' prowadzi do zaglady mlodziezy;
http://www.ungern.fora.pl/wiedza-i-nauka,8/jak-doprowadzic-do-zaglady-mlodziez,3983.html
A za niezgodne na niszczenie wlasnego dziecka nastepuja REPRESJE!
>>>>>
Pochodzące z Rosji małżeństwo mieszkające w Salzkotten nie zgadza się, by ich trójka dzieci, podlegająca przymusowi edukacji seksualnej, uczęszczała na tego typu zajęcia. Powołuje się na 1 protokół dodatkowy Europejskiej Konwencji Praw Człowieka, którego art. 2 brzmi: „Wykonując swoje funkcje w dziedzinie wychowania i nauczania, Państwo uznaje prawo rodziców do zapewnienia tego wychowania i nauczania zgodnie z ich własnymi przekonaniami religijnymi i filozoficznymi”. Państwo chce poprzez areszt wymusić na rodzicach zapłacenie grzywny i posyłanie dzieci na edukację seksualną.
- Szkoła ignoruje od 2005 roku prawa rodziców, po to, by wymusić realizację państwowego i antychrześcijańskiego wychowania seksualnego we wszystkich szkołach podstawowych – powiedział protestanckiej agencji informacyjnej Idea.de Armin Eckermann ze Stowarzyszenia „Nauczanie Domowe”. - Ojciec rodziny powiedział mi, że jego żona bardzo tęskni za rodziną, ale znajduje pocieszenie w Bogu – dodał działacz.
Mąż kobiety zaapelował do wszystkich rodziców, by zwracali uwagę na to, czego ich dzieci uczą się w szkole. W Niemczech panuje bardzo restrykcyjne prawo dotyczące przymusu szkolnego. Nie ma możliwości wypisania dziecka z niemoralnego przedmiotu, a ci rodzice, którzy się na to zdecydują, albo chcą uczyć swoje dzieci w domu, spotykają się z szykanami, od kary grzywny, przez areszt, po odebranie potomstwa przez Urząd ds. Młodzieży (Jugendamt).'
>>>>>
Panstwo w Niemczech to zawsze byla bestia...Jest podobnie tak i teraz...
Zreszta i w USA w tym wzgledzie panuje komunizm i tez wiele rzeczy jest przymusowych.Jest to zakamuflowany zachodni totalitaryzm gorszy niz jawny...
Mariusz Staniszewski: powinniśmy monitorować wolność słowa w Niemczech
Mariusz Staniszewski
12 stycznia 2016, 11:18
Niemcom nie mieści się w głowie, że przez ostatnie 27 lat Polacy wypracowali lepsze mechanizmy obrony swobód obywatelskich niż oni przez lat 70. Jeśli więc jest w Europie kraj, w którym wolność mediów powinna być monitorowana, to są to właśnie Niemcy. Pal sześć, że tamtejsze stacje telewizyjne zatajają ważne informacje - to sprawa tamtejszego społeczeństwa. Niebezpieczeństwem jest to, że starają się eksportować swój chory z założenia system do innych krajów - pisze Mariusz Staniszewski, zastępca redaktora naczelnego "Wprost", dla Wirtualnej Polski.
Poziom kontroli nad mediami, z jakim mamy do czynienia w Niemczech, w Polsce byłby dziś nie do pomyślenia. W naszym kraju nie udałoby się zablokować informacji o tym, że grupa obcokrajowców napastowała i gwałciła polskie kobiety, a szef medium, który zdecydował o zatajeniu takiej informacji, odchodziłby w niesławie. Pewnie otrzymałby też haniebny tytuł hieny roku.
W Polsce od 1989 r. chyba tylko raz doszło do zmowy mediów w sprawie zablokowania ważnej informacji. Dotyczyła ona zachowania Aleksandra Kwaśniewskiego nad grobami polskich oficerów zamordowanych przez Sowietów. Zdecydowana większość obecnych w Charkowie dziennikarzy widziała, że prezydent chwieje się na nogach z powodu spożycia zbyt dużej ilości alkoholu, ale nie chciała ujawnić tego polskiemu społeczeństwu. Co więcej, ci korespondenci umówili się, by o tym nie informować. Tłumaczyli się różnie: chęcią dania młodemu prezydentowi jeszcze jednej szansy, dbania o polską rację stanu itp. Jednak wszyscy, którzy później o tym opowiadali, wydawali się mieć kaca z powodu złamania podstawowej zasady obowiązującej dziennikarzy, czyli mówienia prawdy.
To była ostra lekcja dla całego środowiska dziennikarskiego. Później trudno znaleźć podobny przykład. Oczywiście różne media informują o różnych wydarzeniach - zgodnie ze swoim profilem, światopoglądem czy zainteresowaniem odbiorców, ale nigdy nie doszło do podobnej zmowy.
W Niemczech jest inaczej. Tamtejsza telewizja publiczna ZDF oficjalnie przyznaje się do tego, że przez kilka dni blokowała informację o atakach na tle seksualnym, których ofiarami były Niemki w Kolonii, Hamburgu i innych miastach. Później wyraża w tej sprawie ubolewanie - nikt nie ponosi odpowiedzialności. Dyrektor stacji zachowuje stanowisko, środowisko dziennikarskie nie oburza się z powodu ograniczania wolności słowa, reporterzy bez granic nie alarmują, że w Niemczech media trzymane są za twarz. Wszystko jest jak dawniej.
Dyktatura politycznej poprawności tak bardzo zawładnęła niemieckimi mediami, że obecnie samo podejmowanie dyskusji na temat uchodźców stało się niedopuszczalne. Mimo oczywistych błędów, jakie w sprawie uchodźców popełnił rząd Angeli Merkel i fatalnych konsekwencji tej polityki, niemieckie media boją się informować o zagrożeniach związanych z przybyszami z Afryki Północnej i Azji. Zachowanie dyrektora ZDF nie było więc przypadkiem, ale konsekwencją cenzury poprawności narzuconej przez rząd w Berlinie.
O tym, jak bardzo niebezpieczne jest takie zachowanie polityczno-medialnego konglomeratu świadczy powstanie grup "samoobrony", które urządzają polowania na uchodźców. Niemiecka policja musi teraz wyłapywać i agresywnych imigrantów, i agresywnych obrońców. W sumie można to było dość łatwo przewidzieć, bo jeszcze nigdy zatajanie prawdy o problemach społecznych nie spowodowało, że one znikały. Zwykle jest tak, że ukrywane przez dłuższy czas fakty w końcu wybuchają ze zwielokrotnioną mocą.
Tak było we Francji, gdy młodzi pozbawieni nadziei imigranci palili samochody na przedmieściach Paryża, w Wielkiej Brytanii gdzie przybysze z Afryki i Azji przez wiele dni walczyli z policją. Tak pewnie będzie i w Niemczech. Zatajanie przez media prawdy o narastających napięciach społecznych może krótkoterminowo działa na korzyść władzy, ale z pewnością jest sprzeczne z interesami społeczeństwa. To ono przecież najlepiej dostrzega pojawiające się zagrożenia i... przy pełnej wolności słowa - potrafi je odpowiednio artykułować. Przez to zmusza władzę do działania w obronie tego społeczeństwa. W nowoczesnym świecie rolę reprezentantów społeczeństwa w dużej mierze sprawują dziennikarze. Gdy w imię interesów władzy czy pod presją politycznej poprawności bardziej dbają o dobre samopoczucie rządu i jego sukces wyborczy, przestają pełnić swoją funkcję.
Najbardziej chyba spektakularnym symbolem takiego zatajania informacji jest historia Kuby Rozpruwacza. Z opublikowanych kilka lat temu dokumentów wynika, że ten okrutny zbrodniarz był polskim Żydem, który wyemigrował do Londynu. Gdy jednak tamtejsza policja pojmała go, bała się ujawnienia tej informacji z obawy przed wywołaniem antysemickich wystąpień. Morderca kobiet lekkich obyczajów został więc potajemnie osadzony w zakładzie dla obłąkanych, a główne podejrzenie padło na... rodzinę królewską. W praworządnym i dobrze zarządzanym kraju było przecież nie do pomyślenia, by sprawca uniknął odpowiedzialności. Jedynym wytłumaczeniem takiej sytuacji musiała być bardzo wysoka pozycja społeczna zbrodniarza. Nigdy nie rozstrzygniemy, czy większym zagrożeniem było rzucenie cienia podejrzenia na monarchów, czy groźba pogromu, ale możemy być pewni, że wiadomość, którą można było ukryć w XIX w. dziś rozejdzie się lotem błyskawicy.
Jeśli więc niemieckie oficjalne media nie informowały o napaściach imigrantów na kobiety wychodzące z kościoła, to wiadomości na ten temat dostarczały portale społecznościowe. Dziś taka informacja jest po prostu nie do ukrycia. Próby zatajania prawdy powodują jedynie brak zaufania do oficjalnych środków przekazu.
Boleśnie przekonała się o tym zresztą Platforma Obywatelska, która tak bardzo wyeliminowała osoby krytyczne wobec władzy z głównych programów informacyjnych i publicystycznych najsilniejszych mediów publicznych, że straciły one siłę oddziaływania. W efekcie były one odbierane - słusznie zresztą - jako propagandowe tuby rządu, a więc mało wiarygodne. Najważniejszym medium stał się ekstremalnie demokratyczny internet, który dostarczał Polakom prawdziwych informacji o rządach PO-PSL. I to właśnie internet - serwisy społecznościowe i blogi - zdecydowały o wyników październikowych wyborów.
Zresztą powinna to być bardzo pouczająca lekcja dla nowych władz. Jeśli TVP i Polskie Radio staną się wyłącznie tubą obecnej władzy, w rzeczywistości przyczynią się do jej upadku. Gdy więc dziś niemiecki komisarz Gunther Oettinger i przewodniczący Parlamentu Europejskiego Martin Schulz apelują o objęcie Polski nadzorem i chcą monitorowania polskich mediów, to w rzeczywistości domagają się wprowadzenia w nich dyktatury, poprawności politycznej, czyli w rzeczywistości prewencyjnej cenzury. Takie narzędzia pozwalają kształtować zachowania społeczne przez długie lata. Gdy ten zamach na wolność się powiedzie nie będzie można już mówić o zagrożeniach związanych z napływem imigrantów czy stosować historycznych analogii do stosunków polsko-niemieckich. Wprawdzie, rzeczywistość prezentowana przez media nie będzie miała wiele wspólnego z prawdą, ale stanie się wygodna dla rządzących elit.
I ta właśnie próba kneblowania jest największym niebezpieczeństwem, jakie wynika z niemieckiej ofensywy wobec Polski. Niemcom nie mieści się w głowie, że przez ostatnie 27 lat Polacy wypracowali lepsze mechanizmy obrony swobód obywatelskich niż oni przez lat 70. Oczywiście jesteśmy społeczeństwem mniej zamożnym, narażonym na wahania koniunktury, mniej bezpiecznym socjalnie, ale zdecydowanie bardziej wolnym. Jeśli więc jest w Europie kraj, w którym wolność mediów powinna być monitorowana, to są to właśnie Niemcy. Pal sześć, że tamtejsze stacje telewizyjne zatajają ważne informacje - to sprawa tamtejszego społeczeństwa. Niebezpieczeństwem jest to, że starają się eksportować swój chory z założenia system do innych krajów.
Mariusz Staniszewski dla Wirtualnej Polski
...
Niemcy to kraj terroru. zkobiety boja sie wyjsc z domu zeby z nimi nie ,,zabawili" rozni multi kulti. Nie mowiac juz o II wojnie . NIEMCY MUSZA BYC POD STALYM NADZOREM!
"Walka" o demokrację w Polsce - niemiecki temat zastępczy?
Dominika Ćosić
12 stycznia 2016, 09:30
Milczenie niemieckich mediów tuż po wydarzeniach w noc sylwestrową w Kolonii i innych miastach było podwójnie oburzające. Raz - takie zatajanie faktów niezgodne jest z powinnością dziennikarską. Dwa - w tym samym czasie te same niemieckie media troszczyły się o wolność słowa w Polsce. Trudno nie odnieść wrażenia, że "walka o demokrację w Polsce" jest za Odrą tematem zastępczym. Bo Niemcy zmierzają się teraz z rosnącym problemem spowodowanym przez politykę wilkommenn kanclerz Merkel. I to jest rzeczywistym problemem, a nie kwestie polskiej polityki wewnętrznej. Rozumie to też Martin Schulz, który wypowiada się chętnie i kontrowersyjnie o Polsce, będąc wstrzemięźliwym w kwestii sytuacji w Niemczech - pisze w komentarzu dla Wirtualnej Polski Dominika Ćosić.
Przewodniczący Parlamentu Europejskiego znów wywołał burzę. W wywiadzie dla niemieckiej gazety porównał Polskę rządzoną przez PiS do putinowskiej Rosji. Trzeba faktycznie dużo złej woli, by zrobić takie porównanie - a jaki to kraj sąsiedzki Polska zaatakowała? Czy morduje się u nas dziennikarzy i polityków opozycji? Aż szkoda właściwie wchodzić w głębszą analizę. Aczkolwiek można się zastanowić, czy z ust niemieckiego socjalisty nie był to zakamuflowany komplement pod adresem Polski.
Ważniejsze jest inne pytanie: po co Martin Schulz mówi takie rzeczy? Czy faktycznie tak bardzo jest zaangażowany w sprawy polskie? Tak bardzo jednostronnie, oczywiście. Ci, którzy znają go dobrze wiedzą, że wbrew pozorom szef Europarlamentu nie mówi rzeczy nieprzemyślanych i jego niewyparzony język jest w pełni pod kontrolą. Czyli Schulz mówi dokładnie to, co chce powiedzieć, a nie to, co mu się bezrefleksyjnie "wyrwało". Warto sprawdzić, kiedy pojawiły się zmasowane ataki na Polskę pana Schulza. Otóż nie pojawiły się one dopiero po październikowych wyborach w Polsce, ale wcześniej, jeszcze pod koniec lata, gdy w Polsce nadal rządził postrzegany jako proeuropejski rząd Ewy Kopacz. To nie nowe polskie władze sprowokowały zaostrzenie retoryki Schulza i innych niemieckich polityków mediów, ale sprawa kryzysu z uchodźcami.
Pierwsze agresywne komentarze i pogróżki pod adresem Polski pojawiły się wraz z przybywaniem do Niemiec potężnej fali uchodźców i imigrantów. Jako jeden z pierwszych odezwał się niemiecki europoseł Elmar Brok. Zaraz potem były też wypowiedzi szefa Komisji Europejskiej Jean-Claude’a Junckera sugerujące, że kraje które nie będą przyjmować wyznaczonych im uchodźców, mogą się liczyć z odbieraniem funduszy unijnych. Najdalej poszedł jednak we wrześniowym wywiadzie dla telewizji ARD Martin Schulz, mówiąc, że solidarność i postawa wspólnotowa "będzie wymuszana siłą". Słowa te skrytykowała także delegacja europosłów PO.
Zbieżność między pojawieniem się fali uchodźców w Niemczech i problemów tym spowodowanych a atakami na Polskę nie jest zatem przypadkowa. Entuzjastyczne słowa kanclerz Merkel o otwartości na uchodźców zostały potraktowane jako zaproszenie do przyjazdu do Europy, a w szczególności do Niemiec. Pojawienie się kilkuset tysięcy uchodźców, w większości młodych mężczyzn, wywołało duże problemy, i to dwojakiego rodzaju.
Z jednej strony sami uchodźcy są przyczyną problemów - wydarzenia w czasie nocy sylwestrowej w kilku niemieckich miastach przeraziły Niemców. Gwałty, molestowanie i atakowanie kobiet - w większości przypadków zgłoszonych na policję okazało się, że to arabscy i afrykańscy uchodźcy byli ich sprawcami. Już wcześniej, ale bardzo nieśmiało, mówiło się o przemocy i gwałtach w ośrodkach dla uchodźców. Ofiarami napaści i molestowania padają kobiety, czasem dzieci i uchodźcy chrześcijańscy.
Ale jest też druga strona problemu: to uchodźcy padają też ofiarą ataków ze strony bojówek chuliganów. W ciągu ubiegłego roku w Niemczech doszło do podpalenia ponad 800 ośrodków dla uchodźców. Ile osób zginęło w wyniku pożarów trudno oszacować, bo policja często manipuluje danymi. I tak na przykład śmierć 29-letniego Erytrejczyka w Saafeld we wschodnich Niemczech została określona jako "samobójstwo", bo ponoć ofiara nie chciała opuścić płonącego ośrodka...
Niemcy mają realny, bardzo groźny i coraz potężniejszy problem wywołany polityką wilkommenn kanclerz Merkel. Ale co robi wiele mediów niemieckich? Marginalizuje problem i cenzuruje informacje. By nie siać nastrojów antymuzułmańskich. Z tego właśnie powodu telewizja ZDF, mimo że miała informacje o napaściach w Kolonii, materiał wyemitowała z kilkudniowym opóźnieniem, co przyznał później jeden z jej szefów. Gazeta "Die Welt" z kolei wyrzuciła z pracy cenionego komentatora, Matthiasa Matusska, za wpis na jego prywatnym profilu na Facebooku. Dziennikarz skomentował ataki na Paryż, sugerując, że może nadadzą one inny kierunek debacie nad swobodnym przemieszczaniem się po Niemczech 250 tys. niezarejestrowanych młodych mężczyzn (czyli głównie muzułmańskich przybyszów z Afryki Północnej i Bliskiego Wschodu). Ta sama redakcja, która tyle uwagi poświęca tematowi wolności słowa w Polsce, sama zakpiła z tej wolności u siebie.
Porównując zainteresowanie niemieckich mediów i polityków mainstreamowych sytuacją w Polsce (walka o demokrację) i zainteresowanie tychże problemami związanymi z wilkommenn trudno nie odnieść wrażenia, że Polska to temat zastępczy. Tak jak u nas swego czasu dyżurny temat matki małej Madzi przykrywał ważniejsze afery i problemy, tak teraz w Niemczech temat zagrożonej polskiej demokracji przykrywa wielki problem przed jakim stają Niemcy. I media, i politycy boją się, że pisząc otwarcie o skali problemu będą prowokować napaści na uchodźców. Mylny błąd, jakby powiedział klasyk. Przemilczanie tematu nie powoduje jego zniknięcia, a wręcz odwrotnie. Temat przemilczany wybucha w postaci wielkich niepokojów społecznych, zwłaszcza w dobie mediów społecznościowych.
Na przykładzie byłej Jugosławii obserwowałam, jak milczenie wokół białych plam w relacjach serbsko-chorwackich czy serbsko-bośniackich było potem paliwem dla konfliktów. Podobnie stać się może w Niemczech. To nie Polska jest problemem Europy, ale niemiecka polityka wilkommenn. I dobrym podsumowaniem tego jest baner wywieszony przez kibiców na meczu polskich siatkarzy w Berlinie: "Chrońcie waszych kobiet, nie naszej demokracji".
...
Tu jest wiele spraw. A taki drobiazg jak Nord Stream? Bluzgi na Polske a po cichu rura z najwiekszym demokrata naszych czasow Putinem. Niemcy to bestie.
Europosłowie PiS pytają o wolność mediów i stan demokracji w Niemczech
Jadwiga Wiśniewska - Wiktor Dąbkowski / PAP
Europosłowie PiS pytają o wolność mediów i stan demokracji w Niemczech. Deputowani Jadwiga Wiśniewska, Zbigniew Kuźmiuk i Stanisław Ożóg skierowali interpelację do Komisji Europejskiej w sprawie niedawnych wydarzeń w Kolonii i innych niemieckich miastach, gdzie doszło do masowych napaści na kobiety na tle seksualnym.
Zdaniem europosłów, niemieckie władze nie zareagowały należycie na zaistniałe wydarzenia i "zrobiły wiele, by opinia publiczna nie dowiedziała się o tych aktach przemocy". Według komunikatu prasowego PiS, deputowani podkreślili, że "niepokojąca w tej sprawie jest bezradność i nieskuteczność niemieckiej policji wobec zorganizowanych grup napastników".
REKLAMA
Europosłowie dodali, że "podobnie niepokojąca jest faktyczna cenzura wiadomości o zajściach w Kolonii, co wskazuje na zagrożenie wolności słowa w Niemczech". W związku z tym deputowani zapytali Komisję Europejską, czy zamierza podjąć działania wobec Niemiec "w celu poprawy bezpieczeństwa w tym kraju, poszanowania godności i praw kobiet, a także wolności mediów do informowania o ważnych wydarzeniach publicznych".
Sylwestrowe ataki w Niemczech. Kolejne skargi
Cztery mieszkanki Norymbergi złożyły w weekend zawiadomienie na policję, że w sylwestra były napastowane seksualnie przez około 20 mężczyzn o wyglądzie wskazującym na pochodzenie z Afryki Północnej - podały dzisiaj władze policji.
Mężczyźni otoczyli kobiety i zaczęli zachowywać się w stosunku do nich natarczywie. Wbrew ich woli zaczęli je przytrzymywać i całować.
Zawiadomienie o podobnym incydencie, do którego doszło pod Norymbergą, zgłosiły w ubiegłym tygodniu dwie inne młode kobiety. Wciąż nie jest jasne, czy ataków dopuścili się ci sami sprawcy.
Do najgłośniejszych ataków na kobiety w nocy z 31 grudnia na 1 stycznia doszło w Kolonii, a także w Hamburgu.
W noc sylwestrową w okolicach kolońskiego dworca głównego i katedry doszło do napaści seksualnych i rabunkowych na kobiety. Zdaniem policji oraz świadków wydarzeń sprawcami byli głównie młodzi mężczyźni pochodzący z Afryki Północnej i Bliskiego Wschodu. Zespół śledczy pracujący pod kryptonimem "Nowy Rok" zajmuje się obecnie 553 zgłoszonymi przypadkami; 45 proc. z nich to przestępstwa na tle seksualnym.
Informacje o gangach atakujących kobiety dopiero po kilku dniach zaczęły przebijać się do głównych mediów. Początkowo również policja twierdziła, że nie doszło do żadnych incydentów.
...
Walek : Super. Ale dokopali Niemcom. Ale po co? Nie dość, że ci biedni Niemcy muszą na co dzień znosić ataki pustynnej szarańczy to jeszcze na każdym kroku robią z nich głuptaków. Współczuje dziewczynom niemieckim i starszym ludziom, że przyszło im dożyc takich czasów. Z tą "demokracją niemiecką" to jest tak jak z "demokracją amerykańską" . Niby jest ale jakby jej nie było. Niemieckie dziewczyny przyjeżdżajcie do Polski. Tu chłopak Polak nie dość, że was obroni to jeszcze przepuści jako pierwsze w drzwiach, poda wam płaszcz w szatni a na koniec pocałuje w rękę.
...
To kara za ich zbrodnie. Jak widzimy prawa kobiet musza ustapic przed multi kulti. Jak u Orwella sa rowni i rowniejsi.
Niemcy: były prezes TK ostro krytykuje Merkel za politykę imigracyjną
Niemcy: były prezes TK ostro krytykuje Merkel za politykę imigracyjną - Shutterstock
Były prezes niemieckiego Trybunału Konstytucyjnego Hans-Juergen Papier ostro skrytykował politykę migracyjną kanclerz Angeli Merkel. Jego zdaniem państwo nie wywiązuje się z obowiązku bycia gwarantem wolności i bezpieczeństwa swoich obywateli.
Wydarzenia w Kolonii, gdzie w sylwestra doszło do masowych napaści seksualnych i rabunkowych na kobiety, "pokazują częściowe fiasko państwa jako gwaranta wolności i bezpieczeństwa wobec swoich obywateli" - powiedział Papier w wywiadzie dla dziennika "Handelsblatt", o którym informują dzisiaj niemieckie media.
REKLAMA
Zajścia przed dworcem głównym w Kolonii były "straszne i zawstydzające" - ocenił niemiecki prawnik. Jego zdaniem zapowiedziane przez rząd zaostrzenie prawa azylowego jest krokiem we właściwym kierunku, zwalcza jednak "jedynie symptomy, a nie przyczyny".
- Takimi metodami nie opanujemy sytuacji - ostrzega Papier, krytykując obecną politykę rządu wobec uchodźców. - Nigdy dotąd w historii RFN przepaść między prawem a rzeczywistością nie była tak głęboka - powiedział prawnik, podkreślając, że "polityka całkowicie zawiodła".
Jego zdaniem "państwowa integralność" Niemiec jest zagrożona. Niemiecki rząd doprowadził - jak zaznaczył - do "wysadzenia w powietrze ram niemieckiego i europejskiego prawa azylowego". Za podstawowy błąd uznał zatarcie granic pomiędzy prześladowanymi osobami mającymi indywidualne prawo do azylu a uchodźcami ekonomicznymi.
Papier wezwał Merkel do oddzielenia azylantów od imigrantów ekonomicznych i do zabezpieczenia granic państwa. Uważa, że szefowa rządu powinna czasowo zawiesić zasady Schengen i zamknąć granice państwa dla nielegalnych imigrantów.
Papier nie jest osamotniony w swej krytyce pod adresem Merkel. Były prezes TK Nadrenii Północnej-Westfalii Michael Bertrams zarzucił kanclerz przekroczenie kompetencji i być może złamanie konstytucji. - (Merkel) na własną rękę wpuściła do kraju setki tysięcy uchodźców. To dowód na zdolność do współczucia, zrobiła to jednak bez widocznego planu - napisał Bertrams w "Koelner Stadt-Anzeiger". - Nasuwa się konstytucyjne pytanie, czy kanclerz była uprawniona do podjęcia takiej decyzji - zastanawia się prawnik.
Inny były sędzia TK Udo di Fabio potwierdził w ekspertyzie dla rządu bawarskiego, że ewentualna skarga konstytucyjna przeciwko Merkel miałaby szanse powodzenia. Premier Bawarii Horst Seehofer zagroził w zeszłym roku Merkel skierowaniem do TK skargi na jej politykę imigracyjną.
Konstytucjonalista z Uniwersytetu Humboldtów, Ulrich Battis, uważa, że zadaniem rządu jest "skuteczna ochrona granic". W przeciwnym razie grozi załamanie struktur państwa - ostrzega. Battis jest zdania, że zgodę na imigrację na taką skalę powinien wyrazić Bundestag. - W takiej sprawie rząd nie może sam decydować - zastrzegł prawnik.
"Die Welt" informuje, że posłowie z klubu parlamentarnego CDU/CSU zbierają podpisy pod projektem uchwały o zamknięciu granicy. "Osoby, które chcą nielegalnie wjechać do Niemiec z innego bezpiecznego kraju, muszą zostać zawrócone już na granicy" - brzmi jeden z zapisów tej uchwały. Pod projektem podpisało się dotychczas 40 z 311 członków klubu. Celem tej inicjatywy jest wywarcie presji na Merkel. Pani kanclerz jest równocześnie szefową CDU.
W zeszłym roku do Niemiec przyjechało ponad milion imigrantów.
!!!!
PREZES TAMTEJSZEGO TK!!! ALE ODLOT! KTO BY SIE SPODZIEWAL!
Władze Rheinbergu w Nadrenii Północnej-Westfalii odwołują karnawałowy pochód ze względu na uchodźców. Boją się, że może dojść do sytuacji jak w Sylwestra w Kolonii
14 stycznia 2016, 18:56
• Karnawałowy pochód w Rheinbergu odwołany ze względu na uchodźców
• Władze obawiają się, że imigranci mogą chcieć wziąć udział w pochodzie
• W Rheinbergu znajduje się duży obóz dla uchodźców
Władze Rheinbergu w Nadrenii Północnej-Westfalii odwołały ze względu na uchodźców tradycyjny pochód, który miał odbyć się jak co roku na zakończenie karnawału obchodzonego w tej części Niemiec wyjątkowo hucznie - podało radio Deutschlandfunk.
Jak wyjaśnił rzecznik władz miejskich, nie można wykluczyć, że przebywający w Rheinbergu uchodźcy będą chcieli wziąć udział w pochodzie, co może doprowadzić do zajść, jakie miały miejsce w noc sylwestrową w Kolonii.
Prezes stowarzyszenia organizującego pochód oświadczył, że organizatorzy nie są wstanie spełnić wszystkich warunków bezpieczeństwa, do jakich zobligowały ich władze miasta.
W Rheinbergu znajduje się duży ośrodek dla uchodźców, w którym mieszka obecnie kilkaset osób.
Deutschlandfunk podkreśla, że jest to pierwszy przypadek odwołania pochodu będącego punktem kulminacyjnym karnawału.
W noc karnawałową w Kolonii doszło do masowych napaści seksualnych i rabunkowych na kobiety. Ich sprawcami byli imigranci, przede wszystkim przybysze z Afryki Północnej. Grupy młodych mężczyzn otaczały kobiety, molestowały je i okradały. Niewystarczające siły policyjne przez wiele godzin nie były w stanie opanować sytuacji.
Nadrenia jest od blisko 200 lat bastionem tradycji karnawałowej w Niemczech. W Różany Poniedziałek (Rosenmontag), który w tym roku obchodzony jest 8 lutego, na ulice nadreńskich miast wylega zwykle kilka milionów ludzi, w większości przebranych w kolorowe kostiumy.
Stałym elementem karnawałowych festynów są samochodowe platformy z kukłami przedstawiającymi polityków i znane postaci z innych dziedzin - kultury, gospodarki, Kościołów czy show-biznesu. Organizowane od początku XIX wieku uroczystości pożegnania karnawału miały zawsze silny podtekst polityczny.
...
Wolnosc i demokracja wzorcowa...
Imigranci dostali zakaz wstępu na basen. Molestowali kobiety
16 stycznia 2016, 00:49
- W ostatnich tygodniach i miesiącach dochodziło do częstych przypadków molestowania kobiet w basenie. Dotyczyły zarówno klientek, jak i pracownic basenu - poinformował Markus Schnapka z urzędu miejskiego w niemieckim Bornheim. W położonym w pobliżu Bonn mieście znajdują się trzy schroniska dla azylantów. - Mamy dowody, że to młodzi mężczyźni właśnie z tych ośrodków dopuszczali się molestowania - mówił. Reakcja władz miasta była szybka - zakaz wstępu dla mężczyzn z pobliskich schronisk azylanckich.
...
Udalo sie zlmac zakaz mowienia o tym w zachodnich mediach. To dobrze.
Niemcy: antyislamska AfD wykluczona z dyskusji w telewizji publicznej
Zwolennicy AfD z transparentem prezentującym Angelę Merkel w burce - John Macdougall / AFP
Politycy antymigranckiej i antyislamskiej Alternatywy dla Niemiec zostali wykluczeni przez niemiecką telewizję publiczną z dyskusji przed marcowymi wyborami w trzech krajach związkowych: Badenii-Wirtembergii, Nadrenii Północnej-Westfalii i Saksonii-Anhalcie.
O decyzji stacji SWR i MDR nadających w południowych Niemczech i należących do ogólnoniemieckiej sieci pierwszego programu telewizji publicznej ARD informuje w środę niemiecka prasa.
REKLAMA
Obie redakcje uzasadniły decyzję sprzeciwem wobec obecności w studiu polityków AfD partii rządzących w tych trzech landach – Zielonych i SPD. Gazety cytują szefa SWR Petera Boudgousta, że przyjął do wiadomości stanowisko obu partii "z zaciśniętymi zębami". Stacja uważa postawę socjaldemokratów i Zielonych za błąd – dodał. Zaznaczył, że redakcja "nie miała innego wyjścia, jak tylko zrezygnować z pierwotnej koncepcji, przewidującej udział w przedwyborczych dyskusjach także przedstawicieli AfD i Lewicy".
Politycy partii rządzących zaprzeczają, jakoby wywierali presję na SWR i twierdzą, że decyzję podjęły władze stacji.
W przedwyborczych pojedynkach udział wezmą jedynie politycy partii reprezentowanych w lokalnych parlamentach trzech landów – Zielonych, SPD, CDU i FDP.
Eurosceptyczna AfD domaga się zamknięcia niemieckich granic dla imigrantów, szczególnie dla osób z Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej, a także dymisji kanclerz Angeli Merkel, którą obarcza odpowiedzialnością za fiasko polityki migracyjnej. Zdaniem partii islam stanowi zagrożenie dla Niemiec.
Kryzys migracyjny spowodował wzrost poparcia dla AfD. Z sondaży wynika, że jej kandydaci wejdą do wszystkich trzech parlamentów, a w Saksonii-Anhalcie mogą dostać nawet 15 proc. głosów.
Decyzję o wykluczeniu AfD z debat telewizyjnych krytykują niemieccy komentatorzy. - Swoim posłuszeństwem (wobec władz) SWR nie mogła zrobić większej przysługi AfD - pisze Ulf Poschard w "Die Welt", dodając, że SWR "robi kampanię wyborczą" dla populistów. - To tchórzliwa i kiepska decyzja, która pokazuje, co należy sądzić w przypadku niektórych stacji o ich niezależności od państwa - krytykuje komentator.
...
Europejskie standardy wolnosci mediow i demokracji...
Do 1000 wzrosła liczba zawiadomień ws. napaści w Sylwestra
21 stycznia 2016, 16:05
• Już 1000 zawiadomień o napaściach i kradzieżach w Sylwestra w Kolonii i okolicach
• Jaeger: MSW nie ma nic do ukrycia i nie tuszowało zajść
Szef MSW Nadrenii Północnej-Westfalii Ralf Jaeger poinformował, że liczba zawiadomień o napaściach seksualnych i rabunkowych na kobiety w sylwestra w Kolonii i innych okolicznych miastach doszła do 1000. Odparł zarzuty o tuszowanie zajść.
Informując członków komisji spraw wewnętrznych w lokalnym parlamencie w Duesseldorfie o działaniach policji w nocy z 31 grudnia na 1 stycznia 2016 roku, Jaeger zaprzeczył, jakoby jego resort usiłował ukryć zajścia przed opinią publiczną. - To ministerstwo nie ma nic do ukrycia - powiedział szef resortu spraw wewnętrznych.
Polityk rządzącej w Nadrenii Północnej-Westfalii SPD tłumaczył, że władze zdały sobie sprawę z prawdziwej skali wydarzeń dopiero 4 stycznia. 1 stycznia kolońska policja wydała komunikat, w którym była mowa o pokojowym przebiegu sylwestrowej zabawy pod gołym niebem.
Policja w Kolonii, Duesseldorfie, Dortmundzie i Bielefeld otrzymała jak dotąd około 1000 zawiadomień o napaściach w noc sylwestrową. Poszkodowanych jest 1200 osób. Jaeger potwierdził, że większość sprawców pochodzi z Afryki Północnej i Bliskiego Wschodu.
Prokuratura w Kolonii podała we wtorek, że wszczęła dotąd postępowanie wobec 21 podejrzanych, pochodzących z krajów Afryki Północnej; osiem osób przebywa w areszcie śledczym. Zatrzymanym zarzuca się kradzież, rabunek, paserstwo i stawianie oporu policji, a w jednym przypadku - zmuszanie do czynności seksualnych. Dotychczas tylko w jednym przypadku potwierdzono, że doszło do zarzucanego czynu.
W noc sylwestrową przed dworcem głównym i katedrą w Kolonii doszło do masowych napaści seksualnych i rabunkowych na kobiety. Grupki mężczyzn tworzyły sztuczny tłok, osaczały kobiety i napastowały je, a następnie okradały. Zbyt słabe siły policyjne przez wiele godzin nie były w stanie opanować sytuacji.
W poniedziałek do aresztu śledczego trafił pierwszy podejrzany w sprawie napaści w Kolonii. Zatrzymany to 26-letni Algierczyk z ośrodka dla uchodźców w Kerpen pod Kolonią; przedstawiono mu zarzut napaści seksualnej na kobietę i kradzieży jej telefonu komórkowego.
...
O tym nie wolno mowic na zachodzie. W ramach wolnosci slowa oczywiscie. Zachodnie standardy ktore chce nam wcisnac Wyborcza.
Sylwestrowe ekscesy w dwunastu landach
Sylwestrowe ekscesy w dwunastu landach - PAP
Do molestowania kobiet i kradzieży doszło w sylwestrową noc nie tylko w Kolonii. Podobne ekscesy miały miejsce w dwunastu krajach związkowych Niemiec - wynika z poufnego raportu Federalnego Urzędu Policji Kryminalnej (BKA), który cytują rozgłośnie WDR, NDR oraz dziennik "Sueddeutsche Zeitung" ("SZ"). Napastniki prawdopodobnie byli imigrantami.
Raport został sporządzony na zlecenie szefów landowych resortów spraw wewnętrznych.
REKLAMA
Raport BKA opisuje wykroczenia, do których doszło w miejscach publicznych. Sprawcy działali według podobnego wzoru: grupy mężczyzn osaczały ofiary, molestowały je seksualnie i okradały. Z raportu wynika jednak, że nic nie wskazuje na zorganizowane działanie. W większości przypadków sprawcy nie byli ze sobą w kontakcie i nie planowali wspólnie przestępstw.
Dział prasowy BKA potwierdził, że podobne do kolońskich ekscesy miały miejsce "w różnej formie" i "różnej liczbie" w innych krajach związkowych Niemiec. Nie zdradził jednak szczegółów.
Uszkodzenia ciała i kradzieże
Współpracujące w ramach researchu redakcje WDR, NDR i "SZ" ujawniły, że w miastach Nadrenii Północnej-Westfalii (przede wszystkim w Kolonii, Duesseldorfie i Bielefeld) policja odnotowała do 13 stycznia br. 1076 zawiadomień o przestępstwie. 692 z nich to przypadki uszkodzenia ciała połączone z kradzieżą, zaś 384 ma charakter seksualny, przy czym 116 z nich połączonych było z kradzieżą.
W Hamburgu zgłoszono 195 przypadków, z czego w większości to przestępstwa o podłożu seksualnym. Podobne ekscesy miały miejsce w Hesji (31 przypadków), w Bawarii (27), Badenii-Wirtembergii (25), Bremie (11) i Berlinie (6). Pojedyncze przypadki miały miejsce w Dolnej Saksonii, Brandenburgii, Saksonii, Nadrenii-Palatynacie i Kraju Saary. Ze względu na trwające śledztwo liczby te mogą jeszcze ulec zmianie.
Bez nazywania krajów pochodzenia
Wszystkie ofiary to kobiety, a sprawcami byli młodzi mężczyźni w wieku 17-30 lat o "południowym" lub "arabskim" wyglądzie. Konkretne ograniczenie pochodzenia sprawców jest w wielu przypadkach trudne. Raport nie potwierdza ograniczenia pochodzenia sprawców kolońskich ekscesów do krajów północnoafrykańskich.
Policja w Kolonii poinformowała, że współpracuje już ze Scotland Yardem. Poprosiła o pomoc brytyjskich ekspertów od rozpoznawania twarzy w tłumie. Ich zdolności przewyższają bowiem automatyczne programy rozpoznawcze.
...
Pseudomedia pseudodemokracji Zachodu. Okazuje sie Polska staje sie wzorem wolnosci slowa i demokracji dla Zachodu.
Poufny raport niemieckiej policji: w sylwestra napadano na kobiety w 12 landach
24 stycznia 2016, 13:38
• Poufny raport Federalnego Urzędu Policji Kryminalnej o napaściach w sylwestra
• Skala napaści jest większa niż dotychczas podawano
• Kobiety były molestowane i okradane w 12 landach
Skala sylwestrowych napaści na kobiety w Niemczech jest większa niż dotychczas podawano. Z poufnego raportu Federalnego Urzędu Policji Kryminalnej (BKA), który cytują rozgłośnie WDR, NDR oraz dziennik „Sueddeutsche Zeitung” („SZ”) wynika, że w noc sylwestrową kobiety były molestowane i okradane w 12 landach.
Z raportu BKA sporządzonego na zlecenie szefów resortów spraw wewnętrznych krajów związkowych, wynika że sprawcy działali według podobnego wzoru: grupy mężczyzn osaczały ofiary, molestowały je seksualnie i okradały. Z raportu wynika jednak, że nic nie wskazuje na zorganizowane działanie. W większości przypadków sprawcy nie byli ze sobą w kontakcie i nie planowali wspólnie przestępstw.
Dział prasowy BKA potwierdził, że podobne do kolońskich ekscesy miały miejsce „w różnej formie” i „różnej liczbie” w innych krajach związkowych Niemiec. Nie zdradził jednak szczegółów.
Dziennikarze WDR, NDR i „SZ“ ujawnili, że w miastach Nadrenii Północnej-Westfalii (przede wszystkim w Kolonii, Duesseldorfie i Bielefeld) policja odnotowała do 13 stycznia łącznie 1076 zawiadomień o przestępstwach w noc sylwestrową. 692 z nich to przypadki uszkodzenia ciała połączone z kradzieżą, 384 to przypadki molestowania seksualnego, przy czym 116 z nich połączonych było z kradzieżą.
W Hamburgu zgłoszono 195 przypadków, z czego w większości to przestępstwa o podłożu seksualnym. Podobne ekscesy miały miejsce w Hesji (31 przypadków), w Bawarii (27), Badenii-Wirtembergii (25), Bremie (11) i Berlinie (6). Pojedyncze przypadki miały miejsce w Dolnej Saksonii, Brandenburgii, Saksonii, Nadrenii-Palatynacie i Kraju Saary.
Wszystkie ofiary tych przestępstw to kobiety. Ich sprawcami, jak wynika z zeznań poszkodowanych i świadków, byli młodzi mężczyźni w wieku 17-30 lat o „południowym” lub „arabskim” wyglądzie.
...
Tajne raporty ukrywanie... Zachodnie standardy wolnosci...
Niemcy: deputowana o utrudnieniach wypłat świadczeń za pracę w getcie
Zdaniem Azize Tank twierdzi, w Niemczech są problemy z wypłatami świadczeń dla mieszkających w Polsce Żydów i Romów - Shutterstock
Posłanka Lewicy Azize Tank twierdzi, że w Niemczech są problemy z wypłatami świadczeń dla mieszkających w Polsce Żydów i Romów pracujących w czasie wojny w gettach. Jej zdaniem winne są przepisy dyskryminujące poszkodowanych, którzy mieli mniej niż 14 lat.
Byli pracownicy gett utworzonych przez Niemców w czasie okupacji, którzy mieszkają w Polsce, mogą dzięki podpisanej w 2014 roku polsko-niemieckiej umowie starać się o niemieckie świadczenia emerytalne.
REKLAMA
Zgodnie z niemieckimi przepisami warunkiem przyznania świadczenia jest spełnienie wymogu 60-miesięcznego minimalnego okresu ubezpieczenia, obejmującego zarówno okresy składkowe, jak i zastępcze. Warunkiem zaliczenia okresu zastępczego dla osób prześladowanych, w tym byłych pracowników gett, jest ukończenie 14. roku życia.
- Cierpienia i prześladowania dzieci pracujących w gettach i ukrywających się po ucieczce z nich były jednakowe. Dlatego musimy te dzieci jednakowo traktować, jeżeli uprzednio (osoby te) udokumentowały fakt zatrudnienia w getcie - powiedziała dziś posłanka Tank.
Jej współpracownik Kamil Majchrzak zwrócił uwagę na występujący obecnie paradoks. - Jeśli dwaj bracia, 12- i 14-latek, pracowali w getcie i z niego uciekli, to niemiecki urząd uzna okres ukrywania się przed Niemcami do końca okupacji jako okres zastępczy tylko w przypadku tego drugiego. Ówczesny 12-latek nie ma szans na uzyskanie pozytywnej decyzji - wyjaśnił.
Jego zdaniem problem ten jest szczególnie ważny dla Romów, którzy także po zakończeniu wojny rzadko pracowali w zakładach odprowadzających składki na ZUS. Niemiecki ustawodawca wychodził z założenia, że do 14. roku życia wszystkie dzieci chodziły do szkoły, ale w przypadku Żydów i Romów podczas wojny takie założenie jest absurdalne - zaznacza Majchrzak.
Posłanka Tank zapowiedziała, że będzie zabiegać o rozszerzenie interpretacji kodeksu praw społecznych, regulującego sposób wypłat świadczeń emerytalnych, lub o nowelizację ustawy o świadczeniach dla byłych pracowników gett. Interpelacja poselska w tej sprawie została złożona jesienią 2015 roku.
Podczas obchodów Dnia Pamięci o Ofiarach Holokaustu w środę na terenie byłego niemieckiego obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau ma zostać odczytany apel do rządu Niemiec w sprawie emerytur dla byłych więźniów gett.
Umowę o eksporcie specjalnych świadczeń dla osób mieszkających w Polsce, które wykonywały pracę w getcie, podpisali przedstawiciele ministerstw pracy Polski i Niemiec 5 grudnia 2014 roku. Z szacunków polskiego resortu pracy wynika, że ze świadczeń może skorzystać kilkaset osób.
Niemiecki sąd do spraw socjalnych w 1997 roku po raz pierwszy uznał prawo byłych pracowników gett do emerytury. Uchwalona w 2002 roku przez Bundestag ustawa stworzyła jednak wiele biurokratycznych barier utrudniających uzyskanie świadczenia. Sądy odrzucały 90 proc. składanych wniosków.
Poszkodowani mieszkający w Polsce zostali zupełnie wykluczeni z grupy uprawnionych. Niemieckie władze powoływały się na zawartą w 1975 roku przez Polskę i RFN umowę o ubezpieczeniach społecznych. Strona niemiecka argumentowała, że umowa ta uniemożliwia transfer świadczeń emerytalnych z Niemiec do Polski, a osoby mieszkające w Polsce powinny otrzymywać świadczenia od polskiego ZUS.
W 2009 roku Federalny Sąd Socjalny pod naciskiem opinii publicznej zliberalizował kryteria przyznawania rent za pracę w getcie, dzięki czemu świadczenia przyznano 24 tys. osób wcześniej pominiętych. W mocy utrzymano jednak zastrzeżenie, iż nie przysługują one poszkodowanym zameldowanym w Polsce. Dopiero interwencja Lewicy doprowadziła do podjęcia przez rząd w Berlinie - równolegle do prac nad nowelizacją ustawy z 2002 roku - negocjacji z Polską i podpisania nowej umowy.
...
Kolejne ,,wspaniale" wiesci z wzorcowego dla nas k raju wedlug Wyborczej.
Bytom: śledztwo ws. molestowania dziewczynek odebranych Polakom przez Jugendamt
Bytom: śledztwo ws. molestowania dziewczynek odebranych Polakom przez Jugendamt - Thinkstock
Dwie kilkuletnie dziewczynki, odebrane polskiemu małżeństwu przez hanowerski urząd ds. dzieci i młodzieży (Jugendamt), a następnie przekazane niemieckiej rodzinie zastępczej były przez rodziców zastępczych molestowane seksualnie - podają pełnomocnicy pokrzywdzonych.
Śledztwo w tej sprawie prowadzi Prokuratura Rejonowa w Bytomiu. Doniesienie złożyli rodzice dziewczynek, którzy widząc, co się dzieje, zdecydowali się uprowadzić dzieci i przywieźć je do Polski.
REKLAMA
Postępowanie w tej sprawie jest prowadzone pod kątem art. 200 par. 1 - powiedział dziś szef bytomskiej prokuratury Daniel Hetmańczyk. Przepis ten mówi o doprowadzaniu dzieci do obcowania płciowego lub poddania się innej czynności seksualnej. Ostatnio dziewczynki były przesłuchiwane przez bytomski sąd.
- Właściwie wszystkie czynności, które w tym śledztwie można było wykonać na miejscu, zostały już wykonane. Będziemy zastanawiać się, co dalej. Najbardziej prawdopodobne wydaje się przekazanie sprawy stronie niemieckiej, by kontynuowała to postępowanie - powiedział prokurator.
Jak poinformowali przedstawiciele Komitetu Obrony Rodziny, działającego przy polsko-niemieckiej kancelarii adwokackiej Markusa Matuschczyka, Aneta i Jacek K. - rodzice 4-letniej Julii i 7-letniej Viktorii - mieszkali wraz z córkami w Hanowerze od czerwca 2009 roku. Wszyscy są obywatelami polskimi.
W listopadzie 2013 r. Jugendamt - zdaniem pełnomocników "bezpodstawnie, w sposób skandaliczny i bezwzględny" - odebrał rodzicom dziewczynki. Podejmując taką decyzję, urząd uzasadniał ją troską o dobro dzieci. Julia i Viktoria trafiły do niemieckiej rodziny zastępczej.
Jak relacjonują pełnomocnicy polskiej rodziny, matka podczas spotkań z córeczkami zauważyła u nich ślady przemocy - siniaki i skaleczenia. Dzieci były też ogólnie zaniedbane i zachowywały się dziwnie, jakby podawano im leki. Ze względu na pogarszający się stan zdrowia i higieny dzieci oraz brak reakcji na kierowane skargi, rodzice zdecydowali się uprowadzić dzieci i przywieźć z Niemiec do Polski, dokąd przybyli w styczniu 2015 roku.
Według pełnomocników, córki po wydobyciu ich z rodziny zastępczej były w "katastrofalnym" stanie emocjonalnym i fizycznym. - Były roztrzęsione, zaniedbane, brudne i wygłodzone. Obydwie córki były bardzo nerwowe, obgryzały paznokcie. Julia przez dwa tygodnie nie była w stanie utrzymać moczu podczas snu, spała nerwowo przytulała się bez przerwy do matki - wyliczała Małgorzata Łaszek z Komitetu Obrony Rodziny.
Po pewnym czasie dziewczynki coraz bardziej szczegółowo zaczęły opisywać sytuacje, które przeżyły podczas pobytu w rodzinie zastępczej. Z tych opowieści wynika, że wielokrotnie padły ofiarą molestowania i przemocy seksualnej, przedstawiano im także treści pornograficzne.
Po powrocie do Polski rodzice zdecydowali się zwrócić o pomoc do poradni psychologicznej w Katowicach. Ze wstępnej opinii psychologicznej wynika, że relacje dziewczynek są wiarygodne. Dziewczynki potwierdziły opowiedziane wcześniej wydarzenia kilkanaście dni temu - podczas przesłuchania przed Sądem Rejonowym w Bytomiu, w obecności biegłego psychologa. To kolejna sprawa związana z decyzją Jugendamtów, którą zajmuje się mec. Markus Matuschczyk. Adwokat reprezentował polskich rodziców, którzy podczas pobytu w Niemczech zostali pozbawieni praw rodzicielskich, ale mimo to samowolnie z tamtejszego domu dziecka zabrali dwóch swoich kilkuletnich synów i wrócili do kraju. Hanowerski Jugendamt zażądał powrotu dzieci do Niemiec, jednak w 2012 r. bytomski sąd odrzucił ten wniosek.
Jugendamty powstały w latach 20. XX wieku jako instytucja opiekująca się trudną młodzieżą, zdeprawowaną w wyniku wojny. Po dojściu do władzy w 1933 roku naziści włączyli sieć tych placówek do swojego systemu wychowawczego. Obecnie działalność urzędów do spraw młodzieży znajduje się w gestii niemieckich krajów związkowych (landów). W przypadkach zaniedbania dzieci przez opiekunów lub znęcania się nad nimi, co nierzadko kończy się śmiercią nieletnich, Jugendamty krytykowane są za opieszałość i brak zdecydowania; z drugiej strony zarzuca się im ingerowanie w życie rodzin i naruszanie prywatności.
...
Kolejne wspanialosci ,,wzoru" Wyborczej.